Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trąby powietrzne w Polsce. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trąby powietrzne w Polsce. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 czerwca 2024

1924 - Tragiczna burza w Wyśmierzycach

 Przypadek bardzo ciekawy, ale wiele rzeczy pozostaje niepewnych

"Trąba powietrzna"
Donoszę o tragicznym wypadku, jaki miał miejsce w Wyśmierzycach powiatu radomskiego nad Pilicą. W sobotę dnia 24 czerwca o g.4 po poł. ukazały się w okolicy dwie wielkie chmury, jedna na południu, druga na północy (chmura na północy z ciepłym deszczem, a na południu z zimnym gradem wielkości orzecha włoskiego). Po zetknięciu się ze sobą obudwóch chmur powstał straszny wicher "trąba powietrzna", z deszczem i z rzadkim lecz dużym gradem, ciemność wielka, istne piekło na ziemi. Skutek był taki, że w Wyśmierzycach wiatr przewrócił 7 stodół, wyrwał kilkanaście drzew z korzeniami i narobił dużych szkód w zbożu, zwłaszcza warzywnictwie.
Wiatr był tak silny, że gdy pod jedną stodołą skryło się około 40 ludzi (brukowali drogę polną) i gdy się stodoła przewróciła nie zdążyli wszyscy uciec i 4 osoby przywaliła, które poniosły śmierć na miejscu; wśród nich staruszka 62 lata, dwie dziewczynki 1 i 2 letnie i jedna starsza panna. Inne osoby zostały lekko poranione.

[Wola Ludu nr. 29 20 lipca 1924 s.9 CRISPA]

Drugiego źródła nie znalazłem

Bez wątpienia wiał tam silny wiatr i doszło do tragedii, ale czy przeszła trąba? Opis nie jest jednoznaczny. 

wtorek, 21 maja 2024

1927 - Trąby powietrzne pod Szczecinkiem

 Kolejny interesujący przypadek z przeszłości kraju. W dodatku obecny w kilku bardzo pomocnych źródłach. 

Najwięcej informacji dostarcza artykuł z niemieckiego kalendarza tłumaczony przez Jarosława Leszczełowskiego i opublikowany na lokalnym forum:

"(...) Było to 31 maja 1927 r. popołudniu między 17.00 a 18.00, kiedy przynoszący niebezpieczeństwo, czarny, i charakterystycznie nisko zawieszony obłok zbliżał się z południowego zachodu. Wkrótce znalazł się nad wsią i pokazał jak wielką siłę przywlókł ze sobą. W towarzystwie silnego gradu, burzy i ulewy w dolnej części obłoku pojawiła się trąba powietrzna, która w stosunkowo krótkim czasie dokonała strasznych zniszczeń.
Najpierw dopadła wiatrak w Trzesiece, który ucierpiał jednak stosunkowo niewiele. Oderwane zostały jedynie skrzydła. Potem jednak znacznie silniej chwyciła stodołę należącą do Hamerla. Zerwała dach, zburzyła ściany i poniosła wielkim łukiem duże jej części nad inne domy. Leżały one później na polach w odległości 600 metrów. 10 metrowa belka, która oderwała się podczas lotu z konstrukcji dachowej uderzyła w znajdujący się 250 m dalej dom Timma z taką mocą, że przebiła dach, sufit i nawet masywną kamienną ścianę i dopiero zatrzymała się na drugiej takiej ścianie. Następnie trąba przekroczyła drogę Trzesieka – Radacz i pochwyciła cały rząd innych domów mieszkalnych i obór. Wiele dachów zostało zerwanych i porwanych, masywne ściany zostały zburzone, a na drodze z Trzesieki do Dalęcina duża liczba drzew została wyrwana z korzeniami i przewrócona. Również słupy oświetleniowe i maszty telegraficzne, które dopadł wiatr, leżały na ziemi.
Jeden z właścicieli, który właśnie wrócił z pola tak opisuje te zdarzenia:
„Załadowałem brony na wóz i pojechałem, gdy w ostrym tempie nadciągnęła do wsi ta niepogoda. Nagle wszystko całkowicie pociemniało wokół mnie. Słyszałem w powietrzu głośne wycie. Porwana słoma frunęła razem z wielkimi ziarnami gradu. Znajdowałem się jeszcze na wolnym polu kilkaset metrów od zachodniego wylotu wsi, gdy nagle potężna siła porwała konia, wóz i brony i rzuciła 5 metrów na bok. Leżałem na ziemi w wirującym kłębie między koniem, naczyniami, bronami i wozem. Wszystko przebiegało piorunująco szybko. Nie mogłem zobaczyć swojej ręki wyciągniętej przed oczyma. W następnym momencie wszystko minęło. Kiedy chciałem się wyprostować, zobaczyłem, że mój koń leży na ziemi przyciśnięty ostrymi bolcami brony. Pięć bolców wbiło mu się w mięso lędźwi, również na brzuchu płynęła krew z wielu ran. Jakimś cudem poza draśnięciem na nodze i paroma guzami na głowie nic mi się nie stało. Itd.”
Trąba poruszała się z dość znaczną prędkością przez wieś. Jej droga była wyraźnie oznaczona szerokim na 80 m. pasem zniszczeń. Poza tym pasem nie było we wsi żadnych zniszczeń. Ale poza obszarem wsi na tzw. „Hohle Grund”, w odległości ok. 1200 m. równolegle do toru pierwszej powstała druga trąba, która nie osiągnęła wprawdzie siły pierwszej, ale jednak wyrwała z korzeniami 60 drzew."

(...)

 Różne zerwane dachy trzesieckich domów i obór zostały podniesione najpierw do góry i dopiero później po wpływem swego ciężaru upadały w mniejszej lub większej odległości. Przez siłę nośną wiatru chwycony został nawet chłopiec w wieku szkolnym i został przerzucony przez płot. Na szczęście nie odniósł większych obrażeń. Dalej charakterystyczne dla tego zjawiska było tworzenie się w centrum trąby obszaru rozrzedzonego powietrza. Również to obniżone ciśnienie powietrza było stwierdzone w Trzesiece. Jeden z właścicieli, który wpadł w środek trąby i przy tym został rzucony na ziemię, walczył z wielkim wysiłkiem z uczuciem braku powietrza.
Na szczęście przy wszystkich podobieństwach katastrofie w Trzesiece daleko było do straszliwej gwałtowności amerykańskich tornad. W wyniku jej działania nikt nie zginął, wystąpiły jedynie szkody materialne, które można było nadrobić. Pomimo tego niebezpieczeństwo stworzono przez latające belki i elektryczne przewody, które znajdowały się w pierwszych minutach pod napięciem, było bardzo duże. Bogu dzięki nikt nie został poważnie ranny.

[ http://www.szczecinek.org/forum/viewtopic.php?t=2486]

Mamy tutaj zatem bez wątpienia niezwykle szczegółowy opis bazujący na relacjach świadków. Mimo wszystko brakuje pewnych informacji pomocnych w dalszej ocenie - jakiej długości był tor zniszczeń?  Czy zniszczone domy były drewniane, murowane, kamienne czy szachulcowe? 

Jeśli trąba wyrywała drzewa, przewracała słupy telegraficzne, zrywała dachy z grubych belek, przewracała ściany w stodole i być może uszkadzała część murów w domach mieszkalnych (bo o zburzeniu jakiegoś domu nie ma wzmianki) to mogła osiągnąć siłę przynajmniej w zakresie F2, może nawet słabej F3. Siły potrzebnej do rzucenia tak mocno opisanej drewnianej belki chyba się nie da łatwo ocenić. Jeśli poleciała sama, po rozpadzie dachu, musiała zostać pchnięta z dużą prędkością i lecieć pod małym kątem w stosunku do ziemi, skoro po przebiciu dachu, sufitu i ściany zatrzymała się też na ścianie a nie na podłodze. Mogło zapewne chodzić o belkę kalenicową, na której zbiegają się krokwie, i która w starym budownictwie była gruba i długa, był to więc niezły kawał drewna.

W polskich źródłach znajduję na ten temat jedynie trochę wzmianek:

"Katastrofalne burze"
'Wieś zniszczona przez cyklon w przeciągu dwóch minut'
Nowy Szczecin (Niemcy) - Onegdaj koło godz. 6 wieczorem, wieś Streitzig oddalona o 3 kilometry od Nowego Szczecina, nawiedzona została straszną katastrofą atmosferyczną i prawie zupełnie zniszczona. Szalejący cyklon zniszczył 12 domów, zerwał 10 dachów i rzucił je na odległość 250 metrów
Straszliwy wicher wyrwał stuletnie drzewa z korzeniami i łamał je niby zapałki. Ta straszna burza trwała tylko 2 minuty, a jednak zdołała dokonać swego dzieła zniszczenia. Wichurze towarzyszyły opady gradowe(...) Sieć przewodów elektrycznych i linja telefoniczna uległy zupełnemu zniszczeniu(...)
[Polska Zachodnia, Katowice 5 czerwca 1927 SBC.org]
Kolejnego dnia, 1 czerwca, podobne gwałtowne burze z trąbami powietrznymi nawiedziły teren pogranicza Niemiec i Holandii. Zwłaszcza dużo szkód wywołało tornado F3 w Lingen, mające szerokość pół kilometra, które unosiło samochody i wykoleiło pociąg, ale wydaje się, że obie sytuacje meteorologiczne nie były jakoś bardziej bezpośrednio powiązane.

Jedno zdjęcie i krótki opis publikuje Düsseldorfer Stadt-Anzeiger z 4 czerwca



" W Streitzig, trzy kilometry od Neustettin, zniszczonych zostało dwanaście domów, dziesięć dachów zostało przykrytych i zniesionych na odległość 250 metrów. " [tłumaczenie automatyczne z warstwy tekstowej skanu] [1]

Jedno publikuje Der Grafshafter z 4 czerwca  [2]
Jedno zdjęcie przy okazji relacjonowania strat w Lingen i innych miejscach, opublikował też Der Rottumbote: amtliches und private Anzeigeblatt für Ochsenhausen und Umgebung w numerze z 18 czerwca.[3] I jest to ta najbardziej efektowna szkoda:

"Belka zniszczonej stodoły w Streitzig niedaleko Neustettin (Pommern) przeleciała 400 metrów dalej i rozbiła dach i sufit domu. "
 
Widać tu wyraźnie, że raczej belka doleciała do domu samodzielnie a nie niesiona wraz z konstrukcją dachu, dom zaś ma solidną, murowaną konstrukcję. 

--------
[1]  https://www.deutsche-digitale-bibliothek.de/newspaper/item/OQHBZROTTJHUEUC7J6RHC655BWSE5O7D?lang=en&query=streitzig+1927&hit=2&issuepage=1   
[2] https://www.deutsche-digitale-bibliothek.de/newspaper/item/7Q4INEXYHXYQFGP64GZT5WZSLOK56ZWO?lang=en&query=streitzig+1927&hit=3&issuepage=1 
[3]  https://www.deutsche-digitale-bibliothek.de/newspaper/item/2RLXNYX3KHLHSQRLZCSHC6NA3BTV2N7O?tx_dlf[highlight_word]=streitzig%2B1927&issuepage=14&query=streitzig+1927&lang=en&sort=sort.publication_date+asc&page=5&hit=6 

czwartek, 2 maja 2024

1853 - Trąba powietrzna w Sokolnikach

 Niezwykle szczegółowa i ciekawie napisana relacja z trąby powietrznej  sprzed 170 lat, znaleziona dzięki przeszukiwaniu źródeł pod kątem opisów. Autor relacji poczynił bardzo ciekawe obserwacje, ale zarazem nie znał zjawiska jakie opisuje, dlatego ani razu nie nazwał go trąbą, a jedynie... rękawem. 

Czas. Kronika miejscowa. Graboszewo, 10. Maja. — Dzień 2. Maja r. b. był z rana piękny, jasny i ciepły, ale już około godziny 8 pokazywały się na błękitnem niebie białawe lub żółtawe obłoki, osobliwie w stronie północnej, jak gdyby skały jedne na drugie powalone: zapowiadały później deszcz. Jakoż tego samego dnia spadł w Gnieźnie deszcz ulewny. Około 11 godz. obłoki kupiły się, stawały coraz ciemniejszemi, ku wschodowi grzmieć zaczęło, a wkrótce i u nas przy powietrzu zupełnie spokojnem przeszedł deszcz rzęsisty, który jednak po 8 może chwilach (minutach) zupełnie ustał; gdyż chmury pociągły na zachód, gdzie jeszcze raz poraz lubo nie często zabłysło, zagrzmiało. O 2 z południa wywołał mię ze stancyi 14-letni syn mój pokazując mi zjawisko, wydarzone w Sokolnikach powiatu wrzesińskiego, o którem z Graboszewa w odległości półmilowej wspominano. 

Od chmury, z której jeszcze w Bieganowie i okolicy deszcz padał, wystawał obłok czarny rozciągnięty aż po nad Sokolnikami. Niżej obłoku niebo było pogodne, dla tego spadający deszcz z chmur nakształt promieni można było dokładnie widzieć. Z tego czarnego obłoku wywieszone było coś nakształt rękawa, podobne do rękawa płaszcza koloru siwego, który w odległości pól mili na 1 1/2 łokcia zdawał się być długi, skierowany ku wschodowi t. j. ku Gałęzewu wyprężony w prostej linii, i zdawało się że nim silnie powietrze przeciągać musi, gdy tymczasem mały tylko wiaterek od wschodu czuć się dawał. Rękaw ów przedłużał się co chwila i wywieszonym końcem ku ziemi nachylał.  Obok ku wschodowi na tymże obłoku czarnym około 15 łokci od rękawa wywieszony był ogon krzywy tegoż koloru co rękaw, podobny do ogona Iwa, z małą na końcu kitką, około 3 łokci długi, co wszystko mocno patrzącego zadziwiało; dla tego też gdy to kto ujrzał, wywoływał kogo mógł z izby, aby widowisko uważać i podziwiać. 

Rękaw tymczasem przedłużał się i opuszczał jednym końcem ku ziemi, drugim wisząc u obłoku, tak dalece, że się prawic z ziemią łączył, czyli dotykał Ziemi, i gdy był prostopadle, powstał na ziemi tuman jakby dymu kiedy dom pokryty słomą stanie w płomieniu. Tu dopiero podziwienie zamieniło się w strach, każdy tłumacząc sobie zjawisko wedle swego pojęcia, okropnych rzeczy się obawiał. Proboszcz miejscowy gdy go o tem zawiadomiono, rozumiejąc z początku zdala, że we wsi gore kazał uderzyć w dzwony, a każdy co mógł z narzędziem do gaszenia ognia popieszał, nawet nauczyciel tameczny z sikawką dworską na miejscu niezpieczeństwa stanął. Ale jakże się z dziwili, gdy zamiast ognia, dymu, czyli owego tumanu, który się już prawie skończył, ujrzeli rozrzuconą oborę, chlew, ule i kószki z pszczołami, połamane i powyrywane drzewa w sadku, uszkodzony dach na owczarni gospodarza Kosmali w Sokolnikach; a to wszystko zrządził gwałtowny wiatr wychodzący z owego rękawa, który z takim naciskiem uderzał, że nic mu się oprzeć niemogło. 

Szum i jakiś huk tak był wielki, że zdawało się, że kamienie z nieba walą się, wszystko mieszają, tłuką i niszczą, a tuman, była to słoma, łaty, kozły, belki, siano a nawet mierzwa i ziemia z budynku, do znacznej wysokości wzniesione po powietrzu latały. Rękaw ukończywszy zniszczenie, począł się skracać, końcem owieszonym ku obłokowi zwracać, i w ciągu może pół godziny bez postąpienia w którąkolwiek stronę z obłokiem się złączył i zginął. Gdy niebezpieczeństwo minęło, wyszedł z izby przelękły gospodarz z żoną i czeladką oglądać szkody, jakie mu ten fenomen zrządził, przybyli do pomocy sąsiedzi, zaczęto odwalać słomę, drzewo z połamanych kozłów i belek i znaleziono krowę zabitą i dwie inne znacznie uszkodzone. Zjawisko było zastraszające. Patrzącemu zdała, srogie się rzeczy przedstawiały. W Graboszewie powstał między ludźmi krzyk, z obawy bliskiego końca świata, lub zagniewanego i srożącego się nieba. 


Około roku 1808 także w Maju, o ile sobie przypomnieć mogę w niedzielę czy jakieś święto, po południu około 4 godziny, dzień był pochmurny, powietrze zupełnie spokojne, powstał między Bieżanowem a Sokolnikami wir, unoszący tuman z piasku od ziemi aż pod chmury, przedstawiający patrzącemu zdało słup dymu powstałego z pożaru, który postępując ku Sokolnikom, uszkodził jeden z budynków Kosmali, ojca dzisiejszego gospodarza; a postępując dalej mimo wsi zawadził o gościniec (karczmę) i zrzucił dach, uszkodził dach na stajni wjezdnej, i minąwszy budynki dworskie, między Sokolnikami i Szamarzewem, rozszedł sie i zginął. Starsi gospodarze w Sokolnikach pamiętają go dobrze.

[Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego no. 111 (15 maja) 1853, s.3 ]

https://academica.edu.pl/reading/readSingle?page=3&uid=89468631

Mamy tu więc nie tylko relację trąby, ale też wspomnienie o drugiej sprzed 45 lat. I jest to rzeczywiście bardzo ciekawe, że dwa takie zjawiska nie tylko pojawiły się w tym samym miejscu, ale też że obserwował je autor listu. 

Sokolniki o które chodzi w tym, opisie znajdują się w województwie wielkopolskim, powiecie słupeckim, na południowy wschód od Wrześni.  Połamanie drzew i zniszczenie budynków gospodarczych, zapewne drewnianych, to siła około F1. W Sokolnikach nadal mieszkają osoby o nazwisku Kosmala, jedna ma firmę z lokalizacją zaznaczoną na mapie, w domu na skraju wsi w stronę Bieganowa. I to by było interesujące jeśli jest to mniejwięcej ta sama lokalizacja gospodarstwa.

wtorek, 9 kwietnia 2024

1722 - trąba powietrzna koło Pułtuska


O tym zdarzeniu mam wzmiankę, która nie podaje zbyt precyzyjnych informacji

"Na szczególną uwagę zasłu­guje trąba powietrzna , która miała miejsce roku 1 7 2 2 , dnia 5
sierpnia o godzinie 7 po południu w Kaszycach około Pułtuska .
Najprzód pokazała się od zachodu czarna chmur a z grzmota mi, podobnemi
do pękających granatów. Nadciągnąwszy do Koszyc,
wlokła się przez pola, łąki, role, a cokolwiek w drodze napotkała, ­
częścią obaliła lub wypaliła, częścią z sobą uniosła, wyrzucając ­
chwilowo siarczyste kule. Przeprawiwszy się przez rzekę
Narew , u tworzyła z dymu pokład; woda wrzała dziwnym sposobem­
i rozstępowała się, jakby po wrzuceniu w nią wielkich ­
rozpalonych kamieni."

[Biblioteka Warszawska T3 1852, "O burzach gradowych w Królestwie Polskim" Józef Spalski s.326] 

Czy była to faktycznie trąba? Może tak, może nie. Jeśli faktycznie unosiła przedmioty i miała konkretną ścieżkę, mogła to być trąba. Coś takiego sugeruje obserwacja wód rzeki, które miały się "rozstępować". Pokład, to w dawniejszym języku pozioma warstwa czegoś, czyli zjawisko unosiło pył wodny nad powierzchnią.  

piątek, 28 lipca 2023

1911 - Trąba powietrzna pod Włoszczową, dodatek

 O tej sprawie kiedyś już pisałem (link), ale opis z gazety z czerwca był skąpy i niejasny i bez dokładnej daty. Gdy teraz znalazłem kolejny opis z tej samej okolicy, początkowo sądziłem, że to inny przypadek bo inne były nazwy miejscowości oraz podana została data majowa. Ale jednak po dokładnym porównaniu wychodzi, że jednak jest to ta sama sytuacja. Ten opis jest ciekawy i nie dający wątpliwości co do rodzaju zjawiska:

Trąba powietrzna

(korespondencja wł. Narodu - Wiad.Codz)

Z Obiechowa pod Szczekocinami

Dnia 19 maja pomiędzy godz 4 po południu, na południowo-zachodniej stronie horyzontu pokazała się w górze niewielka chmurka, która za kilka minut zaczęła się stopniowo opuszczać, zmniejszać, to wydłużać, wirować, przybierać formę lejka, cienkim końcem w dół zwróconego i posuwać się ku północno-zachodniej stronie. Jednocześnie od ziemi stożkowato leniwie podnosić się zaczął straszny ciemny bałwan, barwy dymu z płomieniem. Bałwan ów prędko przybrał formę wirującego słupa do 10 łokci w przecięciu i kilkadziesiąt szerokości. Z obłoku tego dały się słyszeć przeciągłe grzmoty, oślepiające błyskawice, a w powietrzu przeciągły łoskot, jakby walenie się tysiąca domów albo drzew. Zjawisko to zaczęło się w górze łączyć z górnym lejkiem; potem rozrywać się, dzielić na kilka stożków, to znów łączyć, gonić, uciekać, rwać i w straszliwym swem wirze i pędzie psuć, łamać, niszczyć wszystko na swej drodze.

We wsi Wólce Rokickiej rozerwało dom i rozwaliło 2 stodoły, we wsi Jasieńcu wywróciło stodołę, a w lesie majorackim Jasieniec usłało trakt na kilkadziesiąt łokci szeroki z połamanemi o powywracanemi z korzeniami drzew. Jednocześnie zasypał ziemię niebywałej wielkości grad, ziarna którego były większe od kurzych jaj, około 5 centimetrów w przecięciu. Szkód jednak w polu wielkich nie zrobił, bo padał bez wiatru i bardzo spokojnie. We wsi Węgrzynowie od pioruna spaliły się cztery stodoły.

J.W. [ Naród - Wiadomości Codzienne. 1911, no 126 3 czerwca ]

 Autor relacji wybitnie lubił używać, stosować, pisać... bezokoliczniki. Nie ma tu wątpliwości, że był to wir powietrzny, w którym tylko częściowo zachodziła kondensacja, więc widać było stożek zwisający z chmur i chmurę pyłu przy ziemi, która stopniowo uwidoczniła cały lej. 

Wir wąski, na polach oceniono jego średnicę na 10 łokci. Skoro wywracał grube drzewa i niszczył domy i zabudowania gospodarcze, osiągał siłę co najmniej F1/T3

Jest trochę niejasne o który Jasieniec tutaj chodzi, bo pod uwagę możemy brać dwa - jeden z gminie Słupia w woj. świętokrzyskim na południe od Obiechowa i drugi w gminie Pilica, już w dolnośląskim, oddalone od siebie o 10 km. Pomocne są tu jednak informacje z wcześniejszego tekstu. Trąba miała wywrócić las między Solcą a Jeziorowicami. Blisko Solcy jest Jasieniec w gminie /pilica, więc to zapewne o niego chodzi. 

Rokitno leży na zachód od Obiechowa i trudno mi określić która część wsi była wtedy nazywana Wólką Rokicką. Może tak lokalnie nazywano pobliską Wólkę Ołudzką?  W takim razie las o którego powaleniu pisał wcześniejszy tekst leży w prostokącie Solca-Jeziorowice-Wólka-Jasieniec i trąba przeszła gdzieś w tym obszarze, zahaczając jedynie o pojedyncze domy na obrzeżach.



https://crispa.uw.edu.pl/object/files/314158/display/Default

poniedziałek, 3 lipca 2023

1913 - Trąba powietrzna w Tuliszkowie; kolejna

 Jakie to ciekawe zbiegi okoliczności, kiedyś już opisywałem trąbę powietrzną w tej miejscowości, a tutaj kilkadziesiąt lat później kolejna:

"Z Tuliszkowa pod Koninem, w gubernji kaliskiej, otrzymaliśmy list następujący:
Rok obecny obfity jest w różne niezwykłe zjawiska. Podaję i ja czytelnikom opis dziwnego zjawiska, któreśmy oglądali w tych stronach w ubiegłą sobotę.
(...) O godzinie 4-tej jednak ciemne chmury zaczęły rozpinać się pod sklepieniem niebios, a deszcz na razie drobny, później większy, ostudził nadzieje. (...) W tem rozległ się jakiś łoskot, jakby huk dwóch naraz parówek młócących zboże a oczom przedstawiało się trudne do opisania zjawisko. Jakby chmura lub wielki tuman kurzu - coś w rodzaju trąby powietrznej całą siłą pędziło na granicy naszej parafji, niszcząc po drodze wszystko co napotkało. Trąba ta urywała drzewa od pni i unosiła ze sobą, a niektóre były takie, że i trzech ludzi z trudem by każde objąć zdołało. W strudze zabrała owa trąba wodę i utworzywszy z niej słup, pędziła go naokoło. Z siana i ptaszyńca w całej okolicy śladu nie pozostało. Jedną stodołę wicher zabrał ze sobą a drzewo w kawałki połamał; jednemu gospodarzowi złamał wóz na pól i połowę zabrał ze sobą, a konie z przodkiem wpędził w rów, gdzie dopiero znalazły opór. We wsi Bagnie zjawisko ukazało się jakby obłok czy słup ognisty, tak że ludzie po niezapomnianym jeszcze pożarze zaczęli wołać "Tuliszków się pali!", "Bagna się palą!".
Słowem, ile ta trąba powietrzna sobą i skrzydłami swemi mogła ogarnąć - a jak obliczają ogarniała 6 prętów wszerz, wszędzie budzac przestrach, zaznaczyła przeprawę swą wielkimi szkodami. Dalej już jej siła osłabła.
Ksiądz L. Ciesielski 

[Gazeta Świąteczna, Warszawa, Niedziela nr. 40 1913,  22 września/5 października, s.3 CRISPA]

Opis obłoku podobnego do słupa, straty związane z uniesieniem i przeniesieniem czegoś w powietrzu oraz wąski pas zniszczeń, są rozstrzygające aby uznać, że to była faktycznie trąba powietrzna.  Data nie jest wprost podana. List wydrukowano w numerze z 5 października a więc na niedzielę. Ale gazetę zaczęto drukować  wcześniej, list musiał też przybyć do redakcji z opóźnieniem, więc najbliższa sobota, o jaką mogło chodzić, to poprzednia - 27 września. 

O Tuliszkowie wspominałem już przy opisie serii trąb powietrznych z 1890 roku:

" Najstarsi ludzie nie pamiętają jakiej burzy, jaka nawiedziła dnia 24-go lipca wsie Tuliszkowo, Bodły i Brzezie w powiecie konińskim, gub Kaliskiej. Pomiędzy godziną 3 a 4 z południa zerwał się wicher okropny a potem trąba powietrzna, która przewracała damy i chaty, zrywała dachy i rzucała niemi jak piórami, ludzi unosił, drzewa ogromne z korzeniami wyrywał.
Choć burza trwała zaledwie pól godziny, jednak szkód po niej okazało się mnóstwo: w Tuliszkowie runęła stodoła murowana duża, bo 135 łokci długa, kilka wiatraków - jedne leżą w gruzach a drugie spłonęły od pioruna(...)
Niebrak też wypadków z ludźmi. W Modłach spod gruzów domostwa wydobyto trzech ludzi bez życia...

https://curioza.blogspot.com/2017/08/1890-traby-powietrzne-w-srodkowej-polsce.html

poniedziałek, 29 maja 2023

2001 - Trąby powietrzne na południu

 Przypadek nie tak dawny, swego czasu dość głośny, wydawałoby się że dobrze już przez innych opisany, ale po dokładniejszym sprawdzeniu pojawiło się trochę zapomnianych szczegółów...

Warunki meteorologiczne tego dnia nie były jakieś szczególnie silne. Polska znajdowała się między niżem znad  Rosji a wyżem znad Zatoki Biskajskiej; oddziaływał tu także system frontów związanych ze słabym niżem znad Norwegii. Efektem była często występująca cyrkulacja północno-zachodnia, w której powstawały wewnątrzmasowe komórki konwekcyjne układające się w pasy równoległe do przepływu powietrza. Od północnego zachodu zmierzał w tę stronę front chłodny, na bardziej północnym odcinku okludowany i niemal stacjonarny. W pobliżu słabo zaznaczonej zatoki niżowej pojawiła się adwekcja cieplejszego powietrza z południa. I to w tym obszarze dość wąskiej strefy tuż przed frontem powstały superkomórki burzowe.

Ich powstawaniu sprzyjał gradient temperatury 1,2K/100m do 1,5 km i 0,98 K/100m do 3 km. Była to więc dość wąska warstwa z dobrymi parametrami do powstawania burz.

Podhale 

Wydarzenia z 29 maja 2001 najbardziej zostały zapamiętane jako trąba powietrzna na Podhalu, bo tam było najwięcej szkód. 

Po godzinie 12 tornado wylądowało w lesie na stokach Żeleźnicy, na wysokości ponad 600 m n.p.m. W miejscu tym spotykały się wąskie doliny a wiat wywrócił w chaotyczny sposób płat lasu szeroki na 200 metrów. Dalej idąc pasem szerokim na zaledwie 10 metrów, trąba przekroczyła grzbiet o wysokości 730 m n.p.m. Stamtąd spadła na położoną w dolinie potoku Bielankę, gdzie uszkodzonych lub zniszczonych zostało 29 budynków. Dalej szła nad kolejną wyniosłością o podobnej wysokości i przeszła przez przysiółki należące do Pyzówki, gdzie uszkodziła 14 budynków. Następnie przekroczyła kolejną wyniosłość i uderzyła w Morawczynę, tym razem nie muskając rozproszone gospodarstwa na brzegu, jak to było poprzednio, lecz wbijając w gęstą zabudowę, niszcząc lub uszkadzając 48 budynków. Kolejne były Trute, gdzie uszkodziła 10 budynków. Musnęła brzegiem Ludźmierz uszkadzając 5 budynków, po czym zaczęła się już rozpraszać. Na sam koniec zdążyła jeszcze uszkodzić dwa budynki w obrębie Nowego Targu i zanikła. I całe szczęście, bo miasteczko to jest dużo gęściej zabudowane i trąba tam wywołałaby ogromne szkody. 

Z pracy Niedźwiedź (2003)

Sądząc po mapce, gdyby trąba przeszła o kilometr bardziej na południe, przeszłaby przez Pieniążkowice a potem wzdłuż osi na jakiej rozciąga się Ludźmierz. .

Suma strat to 106 budynków uszkodzonych w dużym stopniu, kolejne lżej, oraz powalony las i zerwane linie elektryczne, wszystko w pasie długim na 12 km. Autor pracy z której czerpałem ocenił siłę między F2 a F3. [1]

Świadkowie z uszkodzonych miejscowości opisywali zjawisko jako nagłe, szybkie, po którym zaraz się wypogodziło.

- To był moment! Zobaczyłem lecące dachy i drzewa. Zanim się spostrzegliśmy, już było po wszystkim - opowiada Roman Łajka z Morawczyny.

- Byłem kilka metrów od domu, gdy zobaczyłem nadlatujący kawał dachu. Ledwie zdążyłem dziecko wepchnąć do domu - opowiada Paweł Buła z Morawczyny. Trąba zerwała dach i poddasze z jego domu. Dom Stefana Buły został wręcz zmieciony przez trąbę. Pozostały jedynie murowane fundamenty.

- Byłem daleko od domu, gdy to się zaczęło. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nie mam już domu - mówi. Trąbę widziały dzieci wracające ze szkoły.

- Była w kształcie leja i bardzo szybko się przesuwała. Na szczęście zdążyliśmy się schować pod dachem - opowiadają chłopcy z Morawczyny.[2]

Na miejsce przyjechał ówczesny premier Jerzy Buzek a miescowości pokazywała telewizja.[3]

Śląsk

O 14:30 w lasach nadleśnictwa Złoty Potok, leśnictwa Lipnik, w gminie Janów, przejść miała kolejna trąba powietrzna. Zaczęła się w Żurawiu, potem przeszła przez las pasem o szerokości 50-100 m, długim na 5 km. Na koniec wypadła z lasu koło Julianki, gdzie wyrządziła szody w zakładach Kabex i w zabudowaniach nadleśniczego Mariana Grzanki. Nikt nie został ranny. Straty w lasach oceniono na 6 tys. metrów sześciennych drzewa. Pnie złamane na wysokości kilku metrów. [c]  

Tak bardzo wąski pas takiej długości mocno wskazuje na trąbę, choć bezpośrednich relacji świadków nie znalazłem.

Podkarpackie

Ale to nie koniec, bo o godzinie 17 nawałnica  silnym wiatrem spustoszyła gminę Zalesie.

" Nagle z robiło się ciemno. Pojawiła
się chmura i lekki deszczyk. Z dwóch
stron szły mocne podmuchy wiatru .
W pewnym momencie, właśnie na
mojej posesji, zlączyły się. Niesamowity 

wir złapał moją stodołę i zerwał
dach. Następnie zdjęło dach z garażu
i rzuciło go na dom. Poleciały krok-
wie. Fruwały jak piórka na odległość
200 - 300 metrów. Z odkrytego stry-
chu wymiotło wszystko. Ubrania, poś
ciel, buty rozrzuciło po podwórkach
sąsiadów. Sklep zupełnie obdarło z si

dingu i styropanu"

 Inny mieszkaniec opisuje pól minuty huku i szumu, po którym uspokoiło się i wypogodziło. Potem szkody pojawiły się w Żurawiczce i Kisielowie, w sumie 60 budynków w 34 gospodarstwach. Jeden mieszkaniec został lekko ranny w rękę od lecącej dachówki. Opisywał, że nagle pojawiła się "biała ściana" po czym zrobiło się bardzo duszno i nie dało się oddychać. [5] Główne straty to uszkodzone lub zerwane dachy z murowanych i drewnianych domów, wyrwane okna, uszkodzony fragment ściany garażu z pustaków i połamane drzewa. Mieściłoby się to w zakresie siły F1. 

Czechy

Tornado miało się też tego dnia pojawić po drugiej stronie Tatr, w miejscowości Slowenska Ves ale tutaj mało znalazłem informacji. Według raportu w ESWD była słaba, w zakresie F0/F1. 

 

------

[1] Niedźwiedź Tadeusz, German Krystyna, Sadowski Piotr; Synoptic conditions of the tornado occurrence in the Podhale region on 29 May 2001 and its natural and economic impacts, Prace Geograficzne, 112, 2003 p. 55-67

 [2] https://krakow.naszemiasto.pl/traba-nad-podhalem/ar/c1-5328573

[3]  https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/s;premier;na;podhalu;tam;gdzie;przeszla;traba;powietrzna,0,0,48640.html


[4] Gazeta Częstochowska nr.22 2001 

[5]  Pogranicze nr. 23 5 czerwca 2001, PBC Rzeszów.

niedziela, 21 maja 2023

1960 - Trąby powietrzne na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie

Kilka lat po omawianych tu już trąbach powietrznych z połowy maja 1958, nastąpiło drugie zdarzenie o podobnych rozmiarach i sile, jednak w tym przypadku informacje są bardziej skąpe i mniej jednoznaczne. Znów maj, znów napływ chłodnego powietrza, tylko tym razem dotknięta została wschodnia Polska, a zwłaszcza okolica Rzeszowa.

Maj 1960 zaczął się dość sucho i ciepło. Rolnicy obawiali się o plony z tego powodu. Ale jak to u nas bywa, stan ten nie mógł trwać długo. 19 maja w Starym Sączu temperatura osiągnęła 30 stopni, natomiast na północy, w Ustce, zaledwie 8. Tak potężna różnica temperatur doprowadziła więc do fali burz, ale nigdzie nie osiągnęły tak dużego natężenia, jak w południowo-wschodnich rejonach kraju. Z licznych opisów wynika, że front burzowy wywoływał przede wszystkim silny wiatr, dający  szkody na sporym obszarze. Dodatkowo jednak w kilku miejscach pojawiły się skupione silne szkody, które musiały być wywołane przez trąby powietrzne. Jednak to ile ich było i gdzie dokładnie wystąpiły, a gdzie punktowe szkody wywołał zwykły wiatr, trudno dziś ustalić ze względu na mało precyzyjne opisy, mieszające razem różnego typu szkody w różnych miejscach.



Dość wspomnieć, że sumarycznie fala burz, nazywanych ówcześnie "huraganem" wywołała uszkodzenie lub zniszczenie kilku tysięcy domów na obszarze Zamojszczyzny, okolic Tomaszowa Lubelskiego, Rzeszowa i Łańcuta. W kilku nadleśnictwach w rejonie Roztocza: Tomaszów, Józefów, Tereszpol i Lubycza Królewska powstały szkody w drzewostanie wymagające usunięcia 22 tys. metrów sześciennych drewna.[1]  

W ówczesnych województwie rzeszowskim burze wywołały śmierć 3 osób - jedna zginęła w katastrofie pociągu zdmuchniętego z szyn pod Przeworskiem; jedna koło Gorliczyny przygnieciona przewróconym drzewem a jedna w Białobokach. Rannych zostało 77 osób, z czego 20 ciężej rannych musiało zostać w szpitalu. W Lubelskim  zginęła jedna osoba.

Niedługo po tych wydarzeniach szkody oceniło na miejscu kilku meteorologów i to od nich pochodzą najbardziej dokładne informacje, pozwalające ocenić naturę zjawiska. Opierałem się tu głównie na artykule Salamonika przedrukowanym w Gazecie Obserwatora PIHM.

Niechobrz - Rzeszów
Jedno ze zjawisk otarło się o Rzeszów. Zniszczenia zaczynały się w Niechobrzu, dużej wsi rozciągniętej wokół małej rzeczki. Ponieważ pas zniszczeń przebiegał wzdłuż tej osi, niemal wszystkie budynki we wsi zostały uszkodzone, a połowa, czyli 140, nie nadawała się do użytku i musiały zostać odbudowane od nowa. Większość była domami drewnianymi, wiele jeszcze krytych strzechą, więc zniszczenia nie wymagały bardzo dużej siły. W artykule Salamonika na temat tych wydarzeń podawana jest relacja mieszkańców wsi, którzy opisywali zjawisko jako białą wirującą chmurę sięgającą aż do ziemi, która nadeszła od zachodu o godzinie 14. Podczas jej przejścia pojawił się silny wiatr i objawy zasysania - ludzie stojący w otwartych drzwiach domów byli wyrzucani na zewnątrz. W jednej z chat wokół komina została wyrwana szczelina w słomie; pod nią wypadła z sufitu jedna deska. Przez tą szczelinę z izby wyssanych zostało kilka pustych worków, które znaleziono na zewnątrz.

Burza poruszała się od południowego-zachodu i pas zniszczeń przebiega w tym kierunku. Wydaje się to brzmieć jednoznacznie. Meteorolodzy badający zniszczenia nie potrafili ustalić jakiegoś charakterystycznego kierunku rozrzutu szczątków.

Na przedłużeniu tego pasa leżą kolejne uszkodzone miejscowości - gdzie, ze względu na inne rozłożenie zabudowy, szkody przecinały wsie pasem o szerokości 150-300 m. W Racławówce uszkodzonych zostało 30 budynków i szkoła. W Kielanówce uszkodziło 100 budynków, oraz przewrócony został komin cegielni. Kolejne miejsce w tym pasie to PGR Liwcze, gdzie połamane zostały drzewa w lesie, oraz dojść miało do uniesienie w powietrze i zabicia 30 owiec na pastwisku.
W dalszej kolejności na pasie zniszczeń pojawiają się jeszcze miejscowości Przybyszówka, Zgłobień i Staroniwa  ale tutaj szkody były rozproszone i nie dało się wyróżnić jednoznacznego pasa. Prasa wymienia ponadto Łąkę, Boguchwałę, Świliczę, Trzebownisko  i Zaczernie. Część z nich leży bardziej po bokach głównego pasa,  dwie ostatnie na przedłużeniu za Rzeszowem. 

Interesującą kwestią jest zarazem twierdzenie Salamonika, że szkody zaczynały się w Niechobrzu i na SW od wsi ich nie było, ale zarazem wymieniony zostaje Czudec jako miejscowość ze stratami, który leży właśnie w tym kierunku. Mapka sytuacyjna zaznacza też powierzchniowe szkody w lesie koło Czudca z kierunkiem padania drzew niezgodnym z kierunkiem ruchu frontu, zgodnym z ruchem cyklonicznym. Może więc komórka burzowa zaczęła generować niebezpieczne zjawiska wcześniej i na chwilkę zeszła tam trąba, ale ciągły pas zniszczeń zaczął się dopiero w Niechobrzu?


Pas ten ociera się wreszcie o Rzeszowską dzielnicę Staromieście, gdzie doszło do uszkodzenia wielu budynków mieszkalnych. Chełm z wieży kościoła św. Józefa został zwiany i spadając na dach właściwego korpusu wpadł do środka, niszcząc fragment stropu. Połamane zostały też drzewa w miejskim parku, przy czym szkody koncentrowały się w pasie szerokim na 100-150 m i długim na 500 m. Silny wiatr związany z burzą odczuto zresztą w całym mieście. Stacja meteorologiczna w Jasionce, oddalona od tego miejsca o 12 km zanotowała poryw 35 m/s z kierunku 320 stopni, cała nawałnica wedle obserwatora trwała  8 minut, towarzyszył jej ulewny deszcz ograniczający widoczność.


Tutaj też oceniono dokładniej kierunki rozrzutu szczątków. Pas zniszczeń przebiegał w kierunku około 300 stopni, kierunki padania drzew były zbliżone (300-280), kierunek uderzenia wiatru w kościół także zgadzał się z pozostałymi (290). I tu pojawia się problem. Zniszczenia w mieście nie wskazują na dużą siłę (około F1), tymczasem typowo w niezbyt silnych tornadach kierunki upadku drzew i rozrzucenia szczątków są poprzeczne do kierunku pasa, z częstym przeplotem zmiennych kierunków oraz z charakterystycznym pojawianiem się osi zbieżności. 



Wynika to stąd, że wiatr wokół tornada wiruje, z pojawianiem się w warstwie granicznej dodatkowego ruchu do centrum, w związku z różnicą ciśnień. Pierwsze obiekty, objęte zewnętrznymi warstwami wiru, doznają więc przede wszystkim wiatru poprzecznego. Obiekty bardziej wytrzymałe zostają zniszczone gdy znajdą się głębiej w wirze, lub w momencie gdy jego centrum już je minie a wiatr odwraca kierunek. Przez to zwykle mimo dominującego kierunku poprzecznego pojawiają się krzyżujące się kierunki padania. Obiekty objęte tą częścią wiru, która porusza się w przeciwnym kierunku niż sam wir, odczuwają osłabiony wiatr i przez to większe znaczenie ma dla nich ruch ssący do centrum, stąd pojawienie się przy tym brzegu dominującego kierunku w przeciwną stronę i ujawnienie się w pasie zniszczeń asymetrycznej linii zbieżności.
Zaciąganie obiektów w kierunku zgodnym z kierunkiem pasa zniszczeń obserwuje się dla bardzo silnych tornad ale tutaj nie ma o tym mowy.

Jak rozwiązać tą sprzeczność - lokalizację zniszczeń nie pasującą do słabych trąb i zarazem wąski pas zniszczeń i doniesienia świadków? Jednym z rozwiązań może być transformacja komórki burzowej i związana z tym zmiana zjawiska działającego.
Front burzowy przesuwał się raczej z kierunku północno-zachodniego, taki też był przeważający kierunek upadku drzew w rozległym obszarze. Na nim, lub tuż przed nim powstała superkomórka lewoskrętna, która w związku z ruchem wirowym odbiła w lewo od kierunku przepływu, poruszając się z południowego zachodu. Była to początkowo superkomórka niskoopadowa, świadkowie z Niechobrza i Kielanówki twierdzili, że w ogóle nie padało. Wytworzyła ona tornado, które zniszczyło trzy pierwsze wsie. Następnie trąba powietrzna zanikła a komórka zmieniła charakter na superkomórkę średnio lub wysokoopadową. Towarzyszył jej silny wiatr szkwałowy związany z chłodnym prądem spadającym. Rdzeń tego prądu wywołał powstanie pasa zniszczeń na Staromieściu. Z 
Na mapce kierunków powalenia drzew z pracy Salomonika kierunek niezgodny z kierunkiem ruchu frontu pojawia się w okolicy Lipnik (SW), Dachnowa ( SSW) oraz Rudy Różanieckiej (W). 

Przeworsk

W rejonie Przeworska wiatr podczas burzy wywołał chyba najbardziej spektakularny efekt - przewrócenie pociągu z pasażerami. Parowóz wąskotorowy został wywrócony w okolicy Krzeczowic, na wysokim nasypie za mostem kolejowym. Był załadowany i wywróciło się w nim kilka ostatnich wagonów. Zginęła jedna osoba, ośmioletnia dziewczynka, a 20 innych zostało rannych [K] Nie sposób określić jakie zjawisko za to odpowiadało. Pociągi wąskotorowe są siłą rzeczy bardziej podatne na wywrócenie i już wiatr taki, jaki może wytworzyć silna burza, może być wystarczający.  W przypadku, gdy nie ma jasnych informacji od świadków a rozkład przestrzenny zniszczeń nie jest oczywisty, można uznać że za szkody odpowiadała trąba jeśli uszkodzenia wskazują na siłę powyżej F2 bo rzadko się zdarza liniowy wiatr tej siły.

W samym Przeworsku zerwanych zostało 80 dachów. Mocno uszkodzone zostały wsie Mokrzec i Gołęczyna pod Pilznem.


Ulhówek

Miejscem o największych uszkodzeniach na lubelszczyźnie była wieś Uhlówek, w której podobnie jak w Niechobrzu pas największych zniszczeń przebiegał wzdłuż osi zabudowy. Uszkodzonych zostało ponad 300 budynków, niektóre nadawały się tylko do rozbiórki.  

36 budynków zniszczonych zostało w Chodywańce, w Chorążańce 16 domów zniszczonych całkowicie a w Weresznicy 5 budynków. Szkody zgłaszano też z Jarczowa i Podłodowa. 

We wsi Żulice, pod gruzami chaty, na którą przewróciło się drzewo, zginęło jedno dziecko.


Ruda Różaniecka
W nadleśnictwie w okolicy tej miejscowości zanotowano wielkopowierzchniowe zniszczenia w lasach, całkowicie zniszczone zostało 100 hektarów lasu. Z relacji świadków wynika, że burza trwała 13 minut ale początkowo padał tylko deszcz, a dopiero pod koniec pojawił się silny wiatr. Szkody wystąpiły w kilku krótkich pasach oddzielonych nieuszkodzonym lasem. Co ciekawsze pojawia się tu pewna niezgodność przeważającego kierunku z którego powalane były drzewa i kierunku pasa - pasy zniszczeń rozkładały się na linii z kierunku 270, zaś drzewa były łamane podmuchem od kierunku 300. Zdaniem oglądających szkody, pasowałoby to do trąby powietrznej o ruchu antycyklonicznym. 

 Przykład: Złamane na wysokości 3-4 metrów sosny 20-30 cm średnicy w pasie 100/600 metrów; kierunek pasa 270 a kierunek padania 300; 400 metrów przerwy i równoległy do poprzedniego pas 50/300 metrów z powalonymi wysokimi sosnami 40-50 cm, ten sam kierunek .Takie przesieki o długości do 1km i szerokości 100-300 metrów wystąpiły według Salamonika "kilkakrotnie" (ile?) W jednym miejscu las sosnowy był rzadki a drzewa wysokie i tam w dużo szerszym pasie drzewa zostały wykarczowane w kierunku pasa

Tych kilka pasów zupełnie zniszczonego lasu wskazywałoby na pojawienie się równocześnie kilku wirów, lub jednego odrywającego się kilka razy od ziemi. Szkoda że nie zostały bardziej dokładnie opisane - ile ich w sumie było, jakie miały wymiary i położenie. 

Narol 

Charakterystyczne szkody w lasach koło Narola opisał Salamonik. Były to dwie wyrwy w lasach po dwóch stronach drogi, tworzące pas, z drzewami połamanymi poprzecznie, czyli charakterystycznie dla trąb powietrznych. 
Po jednej stronie drogi powalony pas lasu szerokości 200 metrów i długości 700-100 m. Po drugiej stronie drogi drzewa powalone z kierunku 210-230 stopni, część w kierunku 300. Był to w jego ocenie jedyny pas zniszczeń w tym rejonie.



Lubycza Królewska

Szkody w lasach ciągnęły się z Rudy do Lubyczy, gdzie także zostały uszkodzone budynki. Na miejscowej szkole zerwany został dach i złamany komin.[L] 

Sieniawa i dalej

Przebieg wydarzeń w Sieniawie, na Podkarpaciu, opisał w liście [s] profesor Kazimierz Suchecki, zajmujący się leśnictwem i badaniem drzew. Według jego relacji o godzinie 12 przeszła tam zwykła letnia burza termiczna, idąca z zachodu na wschód. Po jej przejściu nadal było pogodnie i ciepło. O godzinie 15 zauważył nadciągającą od północy ciemną chmurę, poprzedzoną bardzo wyraźną chmurą szelfową "miała formę wału, niby zwisającej firanki".  Podczas przechodzenia nawałnicy wiał bardzo silny wiatr, który zerwał kilka dachów. Jedna stara, drewniana stodoła została całkowicie zawalona a w niej ranny właściciel. W miejscowości padło wiele drzew, ale największe szkody ograniczały się do wąskiego pasa, szerokości 200 merów, przebiegającego przez miejski park, gdzie powalone zostały liczne stare dęby i lipy. 

Dalej za miejscowością rozciągały się tereny rolnicze, na których nie było dużych szkód, po czym 12 kilometrów później w obrębie leśnym Kot duże szkody pojawiły się w około 60-letnim lesie sosnowym. W pasie szerokim na 200 metrów powalone zostało 50 hektarów. Za tym obszarem znów znikają szkody i tereny są bezleśne, po czym kolejne 15 km dalej powalony zostaje młodnik w rewirze Majdan, tu bez informacji o wielkości szkody. Profesor nie podaje informacji o tym jak wyglądały szkody i w jakich kierunkach padały drzewa, więc trudno ocenić rodzaj zjawiska; interesująco brzmi jednak opisana relacja leśniczego z lasu Kot, który znajdował się właśnie w tym zniszczonym fragmencie. Obserwował on jak drzewa najpierw są powalane w jednym kierunku, po czym następnie w przeciwnym, co brzmi podobnie do trąbowych szkód z krzyżującymi się kierunkami łamania. Leśniczy przetrwał wichurę stojąc zanurzony po ramiona pośrodku stawu o takiej średnicy, że padające drzewa tam nie sięgały.  

Burzę przetrwała okazała limba rosnąca przed apteką w Sieniawie, której wzrost i żywotność daleko poza naturalnym obszarem obserwował profesor. Jego staraniami drzewo objęto ochroną jako pomnik przyrody. [N]


Artykuł z pewnością nie wyczerpuje tematu i pewnie będę do niego wracał. Być może pomocne będzie zwrócenie się do nadleśnictw po raporty ze szkód, aby zlokalizować miejsca wystąpienia zniszczeń w pasach i określić ile potencjalnie mogło pojawić się trąb. 

------

*  "Dziennik Polski" numery z dni 20, 21, 22 i 24 maja 1960, Małopolska Biblioteka Cyfrowa

* "Kurier Lubelski" 26 maja 1960, Biblioteka Teatr NN

[1]  https://agro.icm.edu.pl/agro/element/bwmeta1.element.agro-36d866ce-2da7-4b26-9e23-6b47a911caef/c/57-66.pdf 

[K] https://www.facebook.com/2234156136901923/posts/2753526658298199/

[L] https://splubycza.szkolna.net/o-instytucji 

[s] k. Sucharski,"Jeszcze o huraganie z 20 maja 1960", Gazeta Obserwatora PIHM nr.12, s. 9-10

[N] https://sieniawa.krosno.lasy.gov.pl/aktualnosci/-/asset_publisher/1M8a/content/sieniawska-limba

środa, 7 września 2022

1987 - Trąba powietrzna i powódź pod Kańczugą

 22 i 23 maja 1987 przez południowo-wschodnią część kraju przetoczyły się burze i ulewne deszcze, które wywołały bardzo nagłą, regionalną powódź. Zalanych zostało wówczas wiele wiosek, a ostatecznie też Przeworsko i Rzeszów. Moją uwagę przykuła jednak wzmianka o zdarzeniu, do jakiego doszło na tym terenie tuż przed nadejściem ulewy:

 "Zaczęło się około szesnastej. Przez część Siedleczki wąskim, może stumetrowej szerokości pasem przeszło istne tornado. Wiejący z ogromną siłą wiatr zdzierał dachy i ich pokrycia, wyrywał z korzeniami i łamał drzewa - w powietrzu nad głowami przerażonych mieszkańców latały dachówki, kawałki drewna, blachy i eternit.
Później nadeszła potężna ulewa. Gdzieś przed północą (kto patrzył wtedy na zegarek?) potok Nietecz wystąpił ze swojego koryta i poszedł na wieś , zabierając ze sobą co popadło (...)"         [Życie Przemyskie nr.24, 17 czerwca 1987 PBC]

Zdecydowanie brzmi to podejrzanie.  Wąski pas zniszczeń przemawia za tym, że to mogła być trąba powietrzna. Jednoznacznego opisu wyglądu zjawiska jednak nie znalazłem. Dziennikarze zresztą dotarli do tego miejsca już po  przejściu powodzi i ich opisy łączą straty powodziowe z wiatrowymi.  Przykładowo oceniony jako najbardziej uszkodzony dom Kuźniarów stracił cały dach oraz doznał popękania ścian, zarazem jednak został głęboko zalany i trudno ocenić czy ściany popękały od siły wiatru czy od podmycia. 


 

W Siedleczce zerwanych zostało 20 dachów, mniejsze budynki gospodarcze poważniej uszkodzone, zawaliła się jedna obora. Podczas powodzi jaka nadeszła w nocy fala zmyła część budynków a te uszkodzone od wiatru zostały zalane. Wiatr wywołał też zniszczenia w samej Kanczudze, gdzie uszkodzone zostały budynki na osiedlu mieszkaniowym nad rzeką a z elewatora zbożowego zerwany dach. Tutaj wylała rzeczka Mleczka, która zalała zakład produkcyjny Spomasz. Zniszczenia związane z wiatrem i sporej wielkości gradem nastąpiły też w Niżatycach. W okolicznych lasach trąba powaliła 3 hektary lasu. Mieszkaniec wypowiadający się dla gazety opisywał, że będąc w Krzeczowicach został złapany przez burzę z ulewnym deszczem i gradem znacznej wielkości. Były tam kulki wielkości kurzego jaja, ale sam znalazł "rozetę z lodu" która nie mieściła mu się w dłoni i musiała ważyć pewnie 150-200 g.

Ponieważ informacje są szczątkowe i niedokładne trudno coś więcej ustalić. Jeśli faktycznie była to trąba, na co wskazuje głównie informacja o wąskim pasie zniszczeń, mogła mieć siłę F1 skoro zrywała dachy z domów mieszkalnych ale nie wywoływała dalszych uszkodzeń. Z Siedleczki, przez Kańczugę do Niżatyc w linii prostej wzdłuż doliny Mleczki, jest 6 km i tyle przynajmniej wynosiłaby długość pasa zniszczeń. 

W 1987 trąba przeszła także przez Białystok, w maju, co opisywałem 10 lat temu.

-----

* Nowiny 25 maja 1987,

piątek, 10 września 2021

Funnel Cloud nad Bugiem

 

Po tylu latach wypatrywania w końcu się udało. Może to nie była tak całkowicie trąba powietrzna, ale prawie była. Był to tak zwany zalążek, czyli wir trąby, który nie doleciał do ziemi. Może być też nazywany funnel cloud, co jest trochę mylący, bo także trąby powietrzne posiadają funnel w swym wnętrzu. A czasem nie mają go w ogóle.

Gdy już w atmosferze zajdą procesy generujące wir powietrza, sięgający od ziemi do podstawy chmury, środek wiru zwykle jakoś się uwidacznia. Czasem przy stosunkowo szerokiej podstawie i niezbyt dużej sile, w chmurach widać tylko spiralny wzór lub uwypuklenie podobne do mammatusa. Ale zwykle lej staje się widoczny częściowo dzięki pyłowi i szczątkom poderwanym z ziemi, a częściowo dzięki zwisającej z chmur strukturze w kształcie ostrosłupa. Która jest chmurą. 

Pod względem czysto fizycznym to, co dostrzegamy w trąbie powietrznej, to chmura taka sama jak ta powyżej, tylko ukształtowana w określony sposób przez wir. I nie jest to nawet, jak niektórzy sobie wyobrażają, chmura powyżej zassana do wiru. To zupełnie nowa chmura, zasilana powietrzem zasysanym znad ziemi i powstająca w taki sam sposób jak wszystkie inne. Przez osiągnięcie warunków stuprocentowego nasycenia powietrza parą wodną. Powietrze raczej nie osiąga takiego stanu wskutek samego parowania, bo wzrost wilgotności zmniejsza tempo procesu. Dlatego przesycenie wilgotnego powietrza następuje wskutek dwóch procesów - schłodzenia lub spadku ciśnienia. A najczęściej za sprawą obu na raz. Gdy jesienią zachodzi słońce, powierzchnia ziemi łatwo się wychładza. Od tej powierzchni ochładza się powietrze nad gruntem i w obniżeniach terenu zbiera się warstwa powietrza chłodniejszego. Jeśli tego dnia było wilgotno, w warstwie tej po ochłodzeniu następuje zupełne nasycenie i powstaje warstwy mgły.

Jeśli mamy ciepły, letni dzień i panują odpowiednie warunki, ziemia się nagrzewa, od ziemi powietrze, które unosi się do góry. Wraz ze wznoszeniem strumień jest poddawany coraz niższemu ciśnieniu, oraz przy okazji ochładza się i na pewnej wysokości para kondensuje. Powstaje chmura, która rozwija się dalej lub zanika zależnie od warunków.

No więc w trąbie powietrznej mamy wznoszący się prąd powietrza, który jest poddawany ekstra warunkom. Nie tylko jest przyspieszany i wyciągany na dużą wysokość, ale też we wnętrzu wiru następuje wyraźny spadek ciśnienia. Często na tyle duży, że powietrze osiąga warunki kondensacji nawet tuż przy samej ziemi. Wewnątrz wiru powstaje więc chmura. Wraz ze wznoszeniem się znaczenia zaczyna nabierać także spadek ciśnienia związany z samą różnicą wysokości. Powoduje to, że warunki sprzyjające kondensacji są ułatwione w większej odległości od centrum wiru. 

Powiedzmy, że danego dnia powietrze zacznie kondensować dopiero od ciśnienia poniżej 850 hPa. Z samego tylko konwekcyjnego wznoszenia wynika więc w taki dzień podstawa chmury (wysokość, na której wilgoć kondensuje) wynosi około 1,5 km. Teraz z chmury schodzi wir trąby. Nisko przy ziemi, gdzie działa z zewnątrz normalne ciśnienie atmosferyczne, wir osiąga takie warunki w wąskim strumieniu w samym centrum, o strumieniu 20-30 metrów. Gdy jednak powietrze przesuwa się do góry, ciśnienie powietrza na zewnątrz wiru spada. Gradient ciśnienia w wirze, umożliwiający spadek ciśnienia o przykładowo 200 hPa w stosunku do zewnętrza, zaczyna więc wytwarzać potrzebne graniczne ciśnienie w większej odległości od środka wiru. Widoczna chmura w wirze się poszerza a my widzimy trąbę, w kształcie... trąby. 

Czasem warunki nie są zbyt sprzyjające, a wir stosunkowo słaby, wtedy u podstawy chmury widać krótki lejeczek, nie dochodzący nawet do połowy odległości. Pod nim ciężko coś zobaczyć aż niewidzialny wir dotrze do ziemi i zacznie porywać kurz i szczątki zniszczonych obiektów. A czasem nie widać i takiego lejeczka. Po trąbie powietrznej w Bydgoszczy kilka lat temu, która zniszczyła garaże na jednym z osiedli, osoby stojące blisko widziały tylko wir kurzu i szczątków przy ziemi a powyżej nie było nic. Myślano nawet, że był to silny diabełek pyłowy, czyli przyziemne zawirowanie ciepłego powietrza. Dopiero zdjęcia z większego oddalenia pokazały wzór zawirowania w chmurze oraz słabo widoczne przedłużenie od ziemi powstałe z wciągniętego na dużą wysokość kurzu. Tak więc zazwyczaj funnel cloud pojawia się w tornadzie, ale może pojawić się w zalążku, który nie dotarł do ziemi, oraz może nie pojawić się w faktycznym tornadzie, które miało słabe warunki.

A jak to było z moją obserwacją?

31 sierpnia, po godzinie 16 nad wieś nad Bugiem, koło Terespola, nadeszło pasmo ciemnych i nisko się zwieszających chmur. W oddali widać było, że z innej części tego pasma pada deszcz, ale u mnie było jeszcze sucho. Początkowo moją uwagę zwróciło okrągłe obniżenie podstawy chmury, ale nie było szczególnie interesujące, ot jakiś prąd wstępujący bez wirowania. Niemniej właśnie to sprawiło, że wyszedłem na podwórko i po innej stronie zauważyłem dziwny kształt zwieszający się z chmury. Trochę jaśniejsze pasmo o ostrej granicy. Zauważyłem je około 16:35 i przypatrywałem się mu kilka minut zastanawiając się, czy to nie jest taki regularny fractus, czyli strzęp chmury powstały w miejscy liniowego strumienia wznoszącego się powietrza. Byłby trochę dziwny, bo nie był poszarpany. Gdy pasmo zaczęło robić się wyraźnie lejkowate poleciałem po aparat. 


 

Popatrzmy na warunki - na skanie radarowym z godziny 17 widać wyraźnie pasmo chmur. Przez kolejną godzinę prawie nie poruszało się ono, bardziej na południe chmury przepływały w tę stronę. To obszar niedaleko centrum niżu, który przynosił w ostatnich dniach intensywne deszcze. Sam środek niżu był wtedy w okolicach Lubina. Najwyraźniej pasmo powstało w miejscu lokalnej strefy zbieżności. W takich miejscach następuje zderzenie różnych strumieni powietrza. W dodatku okolice centrum niżu dodają atmosferze wirowatości. W połączeniu tego z napływem chłodnych mas powietrza dostajemy niezłe warunki na powstanie lejków w chłodnym powietrzu. Tak było i tutaj.


 

Lejek miał gładką, równą strukturę, odróżniającą go od reszty chmur. Był też bardzo trwały, pozostawał w tym samym miejscu od kilku minut. Zrobiłem kilka zdjęć i nakręciłem krótki film, aby upewnić się czy na pewno widać tam ruch wirowy. Na chwilkę niemal całkiem zaniknął po czym odnosił się ponownie. Ostatecznie poszerzył się przy chmurze, tracąc na długości i przestał być odróżnialny od innych strzępków chmury.


Całe zjawisko trwało jakieś 10-15 minut. Długość widocznej części leja nie przekroczyła około 10% odległości do ziemi. Gdybym nie popatrzył na chmury w odpowiednim momencie, byłbym go wcale nie zauważył, bo nie był mocno wyrazisty. Nawet na zdjęciach widać, że nie odcinał się na szarym tle bardzo wyraźnym kontrastem.  

No ale cóż, na bezrybiu i rak ryba. To moja pierwsza obserwacja takiego zjawiska, mimo lat wypatrywania. Kiedyś już przeoczyłem okazałego funnela, sfotografowanego przez kilka osób, który powstał podczas burzy nad Białą Podlaską i której się przypatrywałem, bo pojawił się z tej strony, od której nie mam okna.

niedziela, 1 sierpnia 2021

1865 - Trąba powietrzna w Lublinie (kolejna)

 To miasto ma jakiegoś szczególnego pecha do takich zjawisk.

Dotychczas miałem na temat tego zdarzenia jedynie krótką wzmiankę, w której było zbyt mało informacji, aby ocenić zdarzenia:

"Dnia 4 b. m. i r. w Lublinie i w okolicach była trąba powietrzna w samem mieście,wybiła znaczną ilość szyb i uszkodziła niektóre dachy; we wsi zaś Dziesięta, drzewa powyrywała z korzeniami, a we wsi Zęboszyce poniszczyła chałupy zupełnie."

[ Kurjer Warszawski 8 sierpnia 1865, wg zbiorów EBUW ]

Ale strategia przeszukiwania gazet w okresie wokół daty znanego zdarzenia ostatecznie opłaciła się, bo o tym co zaszło koło Lublina napisało więcej źródeł.   

Jak podaje Kurjer Codzienny trąba powietrzna miała iść "z zachodu na południe" dnia "z 3 na 4 sierpnia" o 9 wieczór. Czyli raczej 3 sierpnia niż 4. We wsi Zemborzyce zawaliła dwór i stodoły oraz przewróciła murowaną dzwonnicę. Wywróciła wiele drzew w okolicznych lasach. Idąc dalej, we wsi Dziesiątej zniszczyła dwór i młyn wodny. Na obrzeżach Lublina zerwała pół dachu żelaznego z młyna parowego Kośmińskiego, przenosząc w kierunku południowym na odległość 100 metrów. Przy tym zerwała w okolicy młyna dachy przenosząc je ze wschodu na zachód. Padający podczas niej duży grad zbił 300 szyb. Samo ówczesne miasto Lublin zostało ominięte, jedynie grad wybił wiele szyb.[b]

Wedle informacji z lokalnego portalu, koło drewnianego kościoła w Zemborzycach stały zabudowania gospodarcze a nawet karczma będąca prywatną własnością bardzo przedsiębiorczego proboszcza Sebastiana Krakowieckiego. Podczas nawałnicy w 1865 zniszczone zostały budynki gospodarcze, dzwonnica, organistówka, szpital i karczma, zaś przetrwały plebania i spichlerz. [g]

O wywróceniu szerokiej połaci lasu przez trąbę powietrzną w tym roku pod Lublinem wspomina  Oskar Kolberg w tomie o terenie chełmsko-lubelskim. Wreszcie dość późna informacja z Nowin ze Świata podająca, że podczas burzy pod Lublinem "wieś Zemborzyce zostały do szczętu zniszczone, chałupy poobalane i pogruchotane, pola zbite gradem. Mnóstwo koni i bydła zabitego jest wszędzie. Na kościele dach zerwany, nawet lasek nie wielki, co był tam blisko, jest zupełnie zniszczony, drzewa powyrywane i przewrócone. Burza ta porywała nawet ludzi, jest kilku zabitych i poranionych."[n]

Jest to już trochę więcej informacji, które można przeanalizować. Pierwszy wniosek - da się przeprowadzić taką prostą przez Zemborzyce i Dziesiątą, która nie trafia w ówczesny Lublin, ale nie przez młyn Kośmińskiego, leżący dużo bardziej na północ (ul. Długa 5.). Więc nawet jeśli przeszła tam trąba, to nie przez wszystkie te trzy miejsca. 


 

W latach 60. XIX wieku, Dziesiąta zajmowała mały obszar na brzegu Czerniejówki, po prawej a więc w obszarze obecnego Kośminka. Wedle mapy z roku 1864 zabudowania obejmowały teren w okolicy dzisiejszej ulicy Wyzwolenia na południe od cmentarza, między dwoma suchymi wąwozami schodzącymi do doliny rzeczki. Po drugiej stronie stał dwór.[m] Linia prowadząca od Zemborzyc, od miejsca, w którym stał kościół, poprowadzona do Dziesiątej omija lokalizację młyna o dobry kilometr, jak nie więcej. Ponieważ zaś brak w dokumentach wzmianek o zniszczeniach we Wrotkowie i Tatarach, nie ma jak poprowadzić ciągłego pasa łączącego te trzy punkty. 

W kwestii tego co właściwie przeszło przez Zemborzyce i Dziesiątą, nie jestem na sto procent pewny rodzaju zjawiska, mogła to być trąba a mogła i tylko nawałnica. Jeśli nie jest przesadą opis dzienników o porywaniu w powietrze ludzi i różnych rzeczy, byłaby to zdecydowanie trąba.

Dopisek

Kolejna runda sprawdzania gazet dała jeszcze jeden wartościowy wynik o tym zdarzeniu

W okolicy Lublina zerwał się był w pierwszych dniach bieżącego miesiąca uragan, który w ciągu pięciu minut zniszczył pola okoliczne zupełnie.

Grad sypał się gęsty, dochodząc wielkości orzechów włoskich, a i większe znajdowano bryły lodu. Wieś Zemborzyce zburzona prawie do szczętu. Włościańskie chaty w większej części poobalane, poznoszone wichrem dachy, powywracane kominy, a z zabudowań gospodarskich kupy tylko połamanych krokwi i ścian. Setki rodzin włościańskich tulą się przed ciągłą słotą do okolicznych wsi; bydła mnóstwo naginęło pod walącemi się stajniami. Lasek Dziesiąta pod Lublinem wyłamany, wykarczowany; karczma pod nim zgruchotana. Z młyna parowego na Bronowicach dach

zerwany i komin oberwany. Sprzęty i namioty w pobliża rozłożonego wojskowego obozu na wszystkie strony poroznoszone. Włościanina jednego wiozącego zboże w Zemborzycach porwał wicher i wrzucił dość daleko do rzeki Bystrzycy, wóz obalił się, a zboże potargane i poroznoszone. Na polach nic nie zostało, grad i wicher wygładził i z ziemią zrównał całoroczne wszystkie plony

[Czas nr. 197 30 sierpnia 1865 JBC UJ]

Informacja o tym, że jakąś osobę wiatr porwał w powietrze i zaniósł aż do Bystrzycy wydaje się potwierdzać, że była to trąba powietrzna. Bez szczegółów o trąbach powietrznych zrywających dachy i wyrywających drzewa wspomina się w innej części gazety przy relacji o żniwach z powiatu radzyńskiego, czyli w sumie niedaleko Lublina.  

Drugi dopisek

Jeszcze taki przeoczony wcześniej tekst:

W dniu 22 lipca (3 sierpnia), o godzinie 9-ej wieczorem, w Lublinie nadzwyczajna burza z gradem wielkości gołębiego jajka, zerwała wszystkie prawie namioty w obozie, za miastem na Bronowickim polu znajdującym się; mnóstwo oficerskich i żołnierskich rzeczy rozniosła tak dalece, że niektórzy oficerowie pozostali tylko w tem, w czem ich burza zastała, w samem zaś mieście grad powybijał mnóstwo szyb.

—W tymże dniu, około godziny 9-ej wieczorem, nierównie większa klęska dotknęła wieś Zamborzyce,  w której nadzwyczajna burza zniosła wszystkie prawie domy włościańskie mieszkalne, w części zaś we wsiach Wrotkowie i Dziesiątej, pozrywała dachy młyna parowego w Bronowicach. Zabudowania dworskie we wsiach Zemborzycach i Dziesiątej prawie wszystkie zburzone, a na dwóch młynach wodnych w Zemborzycach i Dziesiątej pozrywane dachy. Kościół zemborzycki mocno uszkodzony, dach na nim zupełnie zerwany, a dzwonnica rozwalona. Wszelkie zabudowania parafjalne, oprócz domu mieszkalnego, również uszkodzonego, z gruntu zniesione i rozrzucone. W m. Wieniawie mnóstwo dachów z domów pozrywanych. Zemborzycki las na kilka wiorst wyłamany, z którego drzewa wyrwane przez burzę, zalegają drogi. We wsi Dziesiątej również las do połowy wyrwany. 

Przy tym nieszczęśliwym zdarzeniu pod rozwalinami. domów znalazła śmierć włościanka Marjanna Migrant; ulegli mocnemu potłuczeniu karczmarz i kowal ze wsi Zemborzyc, sześciu parobków ze wsi Prawiedniki nocujących w zrujnowanym przez burzę domu, oraz trzech ludzi w osadzie Dziesiątej. W wielu miejscach, a szczególniej w Zemborzycach, Wrotkowie i Dziesiątej, burza wybiła mnóstwo bydła, rozniosła siano w stertach oraz zboże w snopie i na pokosach będące. 

[Dziennik Warszawski nr. 182 18 sierpnia 1865 ]

No to mamy tu jeszcze trochę konkretów 

-------

[b] Kurjer Codzieny nr.36, 1 sierpnia 1865, CRISPA

[g] http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/dzielnice-lublina-zemborzyce/#parafia 

[n] Nowiny ze Świata, nr. 5, 1 września 1865, Polona

[m] http://igrek.amzp.pl/11809324

sobota, 5 czerwca 2021

1905 - Trąba powietrzna koło Chełma

 Kolejny przypadek szaleństw pogodowych, mający w dodatku dość interesujące źródło i opisany po upływie blisko 80 lat.

(...)Dnia 13 czerwca 1905 roku mieszkańcy Strachosławia i okolicy byli świadkami uformowania się trąby powietrznej nad tą wsią, której zapalnikiem stało się uderzenie jedynego wtedy pioruna. Oglądający to zjawisko z odległości kilku kilometrów Aleksander Wojtiuk (Rożdżałów) widział jak "zeszły się przeciw ciebie dwie chmury, jedna od wschodu, druga od zachodu" a J. Hacej przypomina "Kiedy zaczęła się burza, piorun uderzył w budynki Kowalczuka; gdy dobiegliśmy do ognia tak już rwało, że musiałem się chwycić drzewa czereśni, żeby wiatr nie porwał". Jan Pełczyński (z pobliskiego Strupina Dużego) który zapamiętał dokładną datę ze względu na "dzień św. Antoniego" uzupełnia "w Strachosławiu zaczęła się morska trąba, gdy jedna gospodyni wypiekała chleb, wtedy uderzył piorun i zapalił dom, a stąd się wziął taki wicher i silnie kręciło". Inni obserwatorzy byli świadkami jak ta popołudniowa trąba wyruszyła stąd pasem szerokości 100 m w kierunku południowozachodnim, wyrywając wszystkie drzewa z korzeniami po polach i wiatraki, niszcząc lasy w okolicy Rejowca i Żulina. (...)

[Wszechświat, nr. 9 1980, s. 206 "Osobliwe wyładowania atmosferyczne obserwowane w okolicach Chełma". Stanisław Skibiński, MBC Małopolska]

Wedle podanego czasu relacje świadków były zbierane na początku lat 60., a więc po upływie 55 lat. Był to więc ostatni moment na to, aby ktoś tę relację przekazał. 

Stanisław Skibiński był znanym w Chełmie historykiem, regionalistą, który zbierał relacje mieszkańców okolicy, przeszukiwał archiwa i ogółem tropił zagadki historii regionu. Miał już kilka publikacji we Wszechświecie; w 1975 roku opublikowano mu artykuł o relacjach obserwacji pioruna kulistego. Niewykluczone, że w materiałach z jego kwerend są jeszcze jakieś ciekawe przypadki nawałnic, burz z huraganowym wiatrem i trąb powietrznych, których w swoim czasie nie opisała prasa - będę więc szukał w tym kierunku.

Strachosław to wieś niedaleko Chełma, na wschód od miasta. Z kolei Rejowiec i Żulin leżą bardziej na południowy zachód, jeśli więc trąba faktycznie była przyczyną uszkodzenia lasów koło tych miejscowości, oraz biegła polami nie wpadając do żadnej wsi, to jej tor musiał biec w kierunku NNW, niemal całkiem na zachód, mijając sam Chełm o kilka kilometrów. Opis wiru powstałego w miejscu zderzenia chmur nadchodzących z przeciwnych kierunków, orientacja tych kierunków oraz fakt, że z chmury wypadł tylko jeden piorun ale nie ma informacji o gradzie mogłyby wskazywać na trąbę powietrzną typu Landspout, związaną z linią zbieżności wiatrów.

sobota, 8 maja 2021

1821 - Trąba powietrzna pod Olesnem

 Kolejny ciekawy przypadek szaleństw pogodowych sprzed równo 200 lat. Co ciekawe znalazłem go zupełnie niedawno, po raz kolejny przeglądając te same źródła ale pod trochę innym kątem. Sprawozdanie jest dość szczegółowe i podaje informacje o warunkach, okolicznościach i ludności w miejscu przejścia trąby. Starałem się podczas przepisywania zachować ortografię oryginału, ale możliwe są jakieś literówki:

 

 Oleśno (Rosenberg) W Śląsku w Xięstwie Opolskiem - na zachód od miasta Oleśna, w odległości może ćwierć mili, między młynami Skowronek i Waltzen, utworzyła się w dniu 8 Maia z południa, o godzinie 4 tak zwana trąba napowietrzna, która początkowo posuwała się po polach tychże młynów w różnym kierunku, tu i ówdzie, w końcu zaś zwolna, prawie w prostym kierunku południowo ku wsi Wachów i milę drogi od wspomnianych młynów w okolicy wsi Leszna rozeszła się. Zeznania właściciela Skowronka, dzierżawcy młyna Walzem, Immerwahr, dzierżawcy folwarku Biadacz Dziekańskiego, urzędnika Jędroszka w Wachowie, zagrodników okupnych Jędrzeia i Dylla i innych pracami rolniczymi zatrudnionych ludzi, zgadzaią się o tem ważnem ziawisku napowietrznem następuiące szczegóły:

W odległości może na iedną stopę nad ziemię wzięła trąba napowietrzna swóy początek. Nayniższa iey część złożona była z ognia, który mógł mieć trzy do czterech łokci średnicy, a wysokości w pionowym kierunku do poltora; nad tą bryłą ognistą wzbiiał się czarny słup dymu w równeyże średnicy, dwa łokcia wysokości maiący. Powyżey tego słupa rozciągała się trąba na wszystkie strony i w wysokości kilku łokci nabrała przemiaru 30 do 35 łokci; przemiar ten zachowała aż do swey naywiększey wysokości, która nie mogła być oznaczona, a która podług zeznania wszystkich, aż w obłoki sięgała.

Dolna bryła ognista, również szeroki słup dymny i cała górna część trąby, z niesłychaną biegła szybkością wirowo, przy mocnym szumie i nieprzerwanym trzasku i trzeszczeniu, podobnem rozpękaniu gaszących się kamieni wapiennych i szelestowi kół wielu wiatraków; przeyście tey trąby z mieysca iey powstania aż do mieysca rozeyścia się trwało godzinę.

Wszystko, co trąba spotkała na drodze, druzgotała, chłonęła, i nareszcie daley ze sobą wlekła. Pola zasiane, przez które przeszła, bardzo uszkodzone. Wierzchy kłosów poczerniały, rozpadaią się i kruszą; zdrową gruszę, łokieć średnicy maiącą, w oka-mgnieniu złamała i dopiero o kilka set kroków spuściła ią ze znaczney wysokości; stodołę borowego Wrobla porwała na oczach iego aż do dwóch tysięcy kroków na powietrze i pokruszone szczątki poiedyńczo na ziemię wyrzucała. Deski piętnaście łokci długie któremi stodoła była pokryta, tak wysoko w słup dymny wciągnięte zostały, iż te wedle zapewienia urzędnika Jędroszka i znayduiących się w pobliżu innych robotników, wydawały się iak naymieisze gonty. Za Wachowem przy wsi Lesznie stracił słup dymny swóy poziomy kierunek, rozeszedł się zaraz potem nagle i połączyć z chmurami, a w pól godziny późniey okryło się niebo granatowymi chmurami; padał wielki grad; grzmot był połączony z gwaltownym wichrem i szedł w tym samym kierunku, który trąba napowietrzna przy pierwszem swem poruszeniu była wzięła, to iest z północy na południe; w kilku mieyscach uderzył piorun i zabił w Zębowicach, milę od wsi Leszna, zagrodnikowi Hadaszkowi czworo bydła.

Wreszcie panowała zupełna cisza przy powstaniu i posuwaniu się tey trąby, aż do chwili zniknienia oneyże; wszyscy przytomni mogli czynić swe spostrzeżenia z wszelką pewnością i w naywiększem, iakie być może, przybliżeniu się do słupa dymnego; nawet liście drzew, nad któremi przechodziła, nie ruszały się. To tylko bez ratunku było stracone, co się nieszczęściem w kierunku iey pełney zagadnień drodze znaydowało.
Tu, w samem Oleśnie, 3/4 mili od Wachowka, był ten słup dobrze widzianym; mniemano, iż się pali gdzie w sąsiedztwie; głoszono trwogę i lud czymprędzey stanął z sikawkami na mieyscu. Podług doniesienia Radzcy Ziemińskiego, stał słup ten jak pod pion, prosto; kolor iego był ciemny; obwód ostrościęty. rozeyście się Iego nie trwało nad kilka minut; zboże na całey drodze, przez którą się trąba posuwała, było 30 do 50 kroków pogięte, a wierzchy kłosów iak powarzone.
(Z Powszechney Pruskiey Gazety Stanu)
Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego, nr. 44, 2 czerwca 1821, Polona.  

Opis jest jak zatem widać nie pozostawiający wątpliwości. Ktoś zainteresował się tym przypadkiem i przepytał wiele osób, może był to wspomniany na końcu radca. Można z tych informacji wywnioskować wiele ciekawych rzeczy. Trąba zeszła z chmur, które musiały nie być mocno grube i groźne, skoro "granatowe chmury" przyszły dopiero później. Poza trąbą panowała cisza, nie było deszczu ani gradu. Lej przesuwał się stosunkowo powoli, skoro przejście jednej mili zajęło mu godzinę. Wszystkie te dane pasują do trąby powietrznej niemezocyklonicznej, typu landspout. 

Prawdopodobny jest więc następujący mechanizm - od południa nadciągał front. Przed nim pojawiła się przedfrontowa strefa zbieżności wiatru. Zmiana kierunku wiatru, wywołana napływem nowych mas powietrza, formuje linię zderzania się wiatrów. W jej obrębie na krótko wiatr może całkiem ustać lub stać się bardzo zmienny. Na linii tej powstają komórki konwekcyjne, do których zbieżność zagarnia wilgoć z okolicy. Równocześnie na zafalowaniach linii powstają zawirowania. Jeśli takie odpowiednio duże zawirowanie pojawi się pod szybko rosnącą komórką konwekcyjną, zostanie przedłużone w prąd wstępujący komórki, co powoduje jego zaciśnięcie i wzrost szybkości wirowania. Wzmocniony wir wyciąga się w stronę ziemi i tak mamy trąbę.

Mechanizmowi temu sprzyja duży kontrast temperatur między ziemią a wysokością kondensacji pary wodnej; często następuje nad wodą wywołując w sierpniu i wrześniu wysyp trąb wodnych nad morzem. Komórka konwekcyjna tworząca trąbę zwykle nie jest w czasie jej istnienia burzą, czasem może nawet nie tworzyć deszczu. Dość częstym obrazem jest dla takiej trąby słabo widoczny wir - gradient ciśnienia w wirze jest bardziej łagodny, stąd często widać mały lejek lub spiralę u podstawy chmury, wirującą chmurę szczątków przy powierzchni a między nimi półprzezroczysta tuba, dlatego dla świadków może być przy pewnym oświetleniu wcale nie takie oczywiste, że wir ma jakieś połączenie z chmurą.

Co do opisu struktury wewnątrz leja, to przypuszczam że przy ziemi następowała częściowa kondensacja pary wodnej, co przy pewnym oświetleniu mogło być brane za efekt podobny do ognia. 

Jeśli opisana stodoła była drewniana, to opisane rozniesienie na kawałki i przeniesienie szczątków tak daleko, pasuje do siły na granicy F1 i F2.

Po przejściu linii zbieżności nad ten sam teren nadszedł właściwy front ze zmianą pogody i burzami z gradem. Ruch linii zbieżności jest ten sam co wywołującego ją frontu, stąd ten sam kierunek ruchu dwóch zjawisk. 

To zdecydowanie jeden z najlepszych opisów trąby powietrznej z XIX wieku, podobnie szczegółowy podawał Skrodzki co do trąby w Mazewie w 1819 roku.

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

2000 - Trąba powietrzna w Bukowie

 Kolejny praktycznie zapomniany przypadek trąby powietrznej w Polsce:

"(...) To była trąba powietrzna, która nadeszła z północy, wirowała, zasysała i podnosiła do góry dachy. Trwało to bardzo krótko, potem przez kilka godzin mieszkańcy usuwali szkody i zabezpieczali swoje domy przed deszczem. (...) Wszystko fruwało w powietrzu, wyglądało jakby świder - opowiada jeden z mieszkańców. - Niebo zrobiło się czarne, trąba pędziła z północy, ciągnąc za sobą zerwane wcześniej dachówki i gałęzie. Nam podniosło dach do góry i wyrzuciło deski i pokrycie. Gdy przybiegłem do chałupy dach już leżał na ziemi, eternit przeniosło kilka metrów dalej. Do sąsiada przyjechała furgonetka z oknami i akurat stała pod domem. Wiatr ją podnosił, dotykała ziemi tylko dwoma kołami. Chłopy trzymali samochód, żeby go nie przewróciło.
Kiedyś przeżyłem coś podobnego, w 1953 roku, gdy byłem w Brzegu, trąba powietrzna porwała dach z warsztatu i przeniosła 20-30 metrów dalej."
[Nowiny Wodzisławskie, nr. 11, 15 marca 2000, SBC Katowice]

Stało się to 9 marca, czyli jak na polski klimat bardzo wcześnie. Uszkodzonych zostało 18 domów, niewielkie uszkodzenie pojawiło się na dachu kościoła. Na zdjęciach w artykule widać budynki z zerwanym lub naderwanym dachem, ale bez uszkodzenia muru. Ponieważ wiatr ostatecznie nie przewrócił samochodów, wyglądałoby to na siłę F1. 

Buków w gminie Lubomia kilka lat wcześniej został dotknięty powodzią na Odrze. W położonym niedaleko Raciborzu trąba powietrza pojawiła się w 1977 roku.

poniedziałek, 8 czerwca 2020

1989 - Trąba powietrzna koło Białobrzegów

Z okazji pierwszej niszczącej trąby powietrznej w tym roku, warto przypomnieć zdarzenie sprzed 31 lat:
" W piątek około godziny 18 nad Klamami, gm. Wyśmierzyce, woj. radomskie, powstała trąba powietrzna. Charakterystyczny lej pojawił się dwa razy. Nikt nie zginął ale huragan wyrządził znaczne straty.

- Najpierw zakołysał się las, gruchnął piorun i pojawiła się trąba powietrzna. Wtedy uciekłam na podwórko - opowiada mieszkaniec wsi Klamy, Krysztof Borowiecki. - Lej przetoczył się nad łanami żyta, prawie na wprost moich zabudowań. Na szczęście przeszedł bokiem. W chwilę później znowu nadciągnęła chmura. Z niej wyłonił się wir, zaczął padać deszcz, a później grad. Deski, wiadra, eternit - wszystko dookoła wirowało. Trąba przesuwała się z prędkością biegnącego mężczyzny. Podrywała dachy, całe stodoły, wyrwał drzewa a słupy trakcji elektrycznej pękały jak zapałki. Drżę do dzisiaj.

[Słowo Ludu nr.129 Poniedziałek 5 czerwca 1989, SBC Kielce]

Klamy to dziś mała miejscowość leżąca tuż na obrzeżach Białobrzegów.

wtorek, 17 grudnia 2019

1926 - Trąba powietrzna nad Lublinem

To kolejny przykład pokazujący, że przeszukanie jeszcze raz źródeł może z czasem dać nietypowe rezultaty. Na temat tego przypadku miałem niezbyt precyzyjne informacje - ot krótkie doniesienie o burzy i trąbie, która zerwała dachówki na przedmieściach, bez doprecyzowania co konkretnie się wydarzyło. W zasadzie obstawiałem w tym przypadku raczej wichurę, którą ktoś sobie nazwał trąbą.

Teraz jednak znalazłem dokładniejszy opis, który nie pozostawiał wątpliwości:

"(...) O godz. 5 m. 15 po południu, dyżurujący strażak na Bramie Krakowskiej spostrzegł, że w kierunku folw. Lemszczyzna koło Lublina fruwają dachy w powietrzu. Ponieważ w mieście burzy nie było, meldunek ten przyjęto z powątpiewaniem. Jednakże w półtorej minuty później straż otrzymała telefoniczną wiadomość z folwarku Lemszczyzna, że olbrzymia i groźna trąba powietrzna przeciągnęła nad zabudowaniami folwarcznymi, zrywając dachy i obalając olbrzymią stodołę, pod gruzami której było kilkunastu robotników, zatrudnionych przy młoceniu zboża. (...)
Od strony pola, w kierunku ulicy Lubartowaskiej przeciągnęła potężna trąba powietrzna, druzgocąca wszystko co stanęło na jej drodze. Natrafiwszy na wielki stóg siana zagarnęła go i rozniosła na strzępy. Następnie zawadziła o dach nad czworakiem dworskim, zrywając ciężką dachówkę i rozrzucając po polach na dalekie odległości.
Obaliła po drodze kilka drzew i wysoki parkan, wpadła w środek folwarku i obróciła w gruzy olbrzymią stodołę, wykręcając poszczególne jej drewniane części w dziwaczne kształty.
 W stodole znajdowało się wówczas około 20-tu osób, zajętych młoceniem zboża, które zostały przywalone ciężarem rozbitej budowli, dzięki jednak nagromadzeniu dużej ilości słomy cudem uniknęły one śmierci. Pod gruzami znalazł się również motor Tordzona, młocarnia i inne narzędzia rolnicze, które zostały mocno uszkodzone.
Stojący obok sąsiedni budynek gospodarczy z niezmierną siłą z jednej strony został podniesiony, poczem osiadł na swojem miejscu.
Z jednopiętrowego murowanego domu trąba zerwała dach, rozsypując dachówkę aż na ulicę Probostwo. Za domem mieszkalnym administratorki majątku, p. Materskiej, który został niewytłumaczonym sposobem  nietknięty, wyrwała trąba orzech i złamała jak zapałkę wielowiekową lipę.
Następnie przeszła polem do składu drewna przy ul. Probostwo, rozerwała na części dach nad szopą i rozrzuciła kilka stosów drewna budulcowego, przenosząc je na sąsiednie podwórza.
Przygodni widzowie określają przelot trąby powietrznej jako słup dymu, względnie kurzu. Zasypani przez walącą się stodołę robotnicy zostali szczęśliwie przez strażaków wydobyci. Dwie osoby tylko (dziewczynka i mężczyzna) odniosły poważniejsze obrażenia cielesne.

[Dziennik Kujawski, Inowrocław, środa 1 września 1926, BMINO]
Do zdarzenia dojść miało w "miniony piątek" czyli 27 sierpnia.

Folwark Lemszczyzna, to dziś ścisłe centrum miasta, tereny rozciągały się między dzisiejszym Placem Zamkowym a szpitalem przy ulicy Biernackiego, zaś pola należące do folwarku ciągnęły się daleko na północ. Pozostaje tylko ustalić dokładną lokalizację zniszczeń. Folwark Lemszczyzna zajmował teren przy dzisiejszej ulicy Probostwo (parcele 25-27). Z całego zespołu zabudowań dziś zachowała się tylko suszarnia chmielu przy ul. Biernackiego 22. Czworaki mogły być powiązane z zespołem dworskim Kleniewskich (niezachowany), chyba jeden z nich zachował się jeszcze na dawnym Wiktorynie. Tereny przy Lubartowskiej były już wtedy trochę zabudowane. Jeśli nie było szkód ani przy kościele Mariawitów, ani w rejonie placu targowego, a koło folwarku uszkodziło tylko trzy domy mieszkalne, to wir musiał być wąski (kilka metrów) i przejść dość szczęśliwie z kierunku NNE do SSW, oraz zaniknąć w dolinie Czechówki, bo o szkodach na Wieniawie już nie było doniesień.

Wygląda na to, że Lublin ma wyjątkowe "szczęście" do trąb powietrznych. Jeśli prawdziwe byłoby doniesienie z roku 1865, gdy trąba miała zrywać dachy we wsi Dziesiąta, to licząc zdarzenia z 1926, 1931 i 1996 byłyby to cztery trąby powietrzne w ciągu niecałych 150 lat. Jak na kraj, w którym zdarza się ich tylko kilka rocznie, to spore zagęszczenie.

wtorek, 2 lipca 2019

1931 - Trąba powietrzna w Piotrkowie Trybunalskim

Trąba powietrzna nad Piotrkowem Trybunalskim
Przez Piotrków przeszedł krótki, gwałtowny orkan. Z nisko wiszącej chmury utworzył się wirujący lej podnoszący tumany kurzu, Po przejściu trąby okazało się, że wiele dużych drzew w alei Trzeciego Maja, na skwerze Bernardyńskim i w Alei Cmentarnej jest potrzaskanych w połowie wysokości.
[Słowo Częstochowskie, nr. 89 3 lipca 1931 Polona]
Opis niestety dość lakoniczny, ale zawiera informację rozstrzygającą - zaobserwowano wirujący lej. Wydanie z 3 lipca było wydaniem piątkowym, zatem do zdarzenia mogło dojść poprzedniego lub wcześniejszego dnia. Dokładnej daty nie znalazłem.

środa, 12 czerwca 2019

1911 - Trąba powietrzna pod Włoszczową

Pomiędzy Irządzami a Oniechowem, w pw. włoszczowskim, przeszła trąba powietrzna. W Jeziorowicach i Solcy położyła pokotem las, 4 morgi szeroki i 6 długi; drzewa cieńsze połamała, a grubsze z korzeniami wywróciła. W Wólce rozwaliła 2 domu i 3 stodoły. trąba przedstawiała kształt lejowaty, złożony z dymu i ognia, cieńszym końcem do ziemi zwrócona, w koło wirując. Patrząc na to zjawisko, zdawało się że cała wieś się pali.
[Ziemia Lubelska 9 czerwca 1911 Polona]

Nie znalazłem dokładnej daty zjawiska. Opis jest zupełnie jednoznaczny. Mórg to jednostka powierzchni, miała wielkość 5985 m2, liczonych jako prostokąt o szerokości 10 prętów i długości 30, pręt to około 4 metry. Trudno powiedzieć jakie więc wymiary miał na myśli autor, może chodziło o sześciokrotność długości prostokąta morgi i czterokrotność jego szerokości? Dawałoby to 160 metrów szerokości i 720 m długości. Nielichy kawał lasu.
Opis dokładnego miejsca jest trochę niejasny.
Irządze to miejscowość w województwie Śląskim, zaś Obiechów już w świętokrzyskim. Trochę na południe między nimi znajduje się Solca i Jeziorowice, nad którymi w lesie jest Wólka Ołudzka. Wychodzi na to, że trąba pojawiła się tylko w tej ostatniej miejscowości.

piątek, 17 maja 2019

1888 - Trąba powietrzna pod Ełkiem

„Dnia 14 maja, w poniedziałek po południu między piątą i szóstą godziną nawiedziła część powiatu naszego trąba powietrzna, jakiey naystarsi ludzie w stronach naszych jeszcze nigdy nie byli doczekali. Osobliwie byli nią nawiedzeni mieszkańcy w Rogalu i okolicy. Aż do piątey godziny wcale wiatru nie było. Ale jednym razem powstał taki wicher, zawsze się dokoła siebie kręcący, że słomę z dachów pozdzierał, drzewa z korzeni wyrywał i ludzie obalał. A ci, co na polu byli, musieli się na ziemię rzucić, aby ich trąba wgórę nie wzięła. Wozownią grabnęła trąba i przeniosła ją, jako pióro, na gościniec. A piasek kurzył się, że zgoła świata nie było widać. Niektórzy mniemali, że koniec świata i że sądny dzień nastąpił. Łaty, deski, kamienie i kawały cegły latały jak ziarna piaskowe na powietrzu. Gnóy zmiotała trąba z roli tak głaciuchno, że ani krzty na niey nie zostało. Jezioro wyglądało tak, jak klepisko, albowiem trąba zakryła całą powierzchownią wody słomą. Strasznie było patrzeć na to spustoszenie. Na szczęście nie trwał ten objaw natury dłużey, jak tylko minutę, bo inaczey byłoby spustoszenie jeszcze straszniejsze”

[Gazeta Lecka nr. 21 1888 WBC]

Ów "wicher kręcący" wskazuje na to, że faktycznie była to trąba powietrzna.

Łek to dawna nazwa Ełku. Zmianę nazwy, utrwaloną podczas powojennych ustaleń nazw polskich, przypisuje się utrwalonemu błędowi językowemu. W miejscowniku nazwa powinna brzmieć "Łku", niezbyt wygodnie. W takich przypadkach słów zaczynających się od zbitek spółgłoskowych, połączenia z przyimkami są łagodzone dodatkowym "e". Mówiono więc "ze Łku" i "we Łku". Szybko zaczęto błędnie rozczytywać nazwę jako "w Ełku" i "z Ełku". Gdy w 1946 szukano polskiego odpowiednika niemieckiej nazwy, błąd językowy był dość powszechny aby uznano,m że tak właśnie brzmi polska nazwa.
Gazeta Lecka była lokalną gazetą skierowaną do częściowo już zniemczonych Polaków, drukowana bardzo ozdobną szwabachą, językiem przywodzącym na myśl raczej sam początek a nie koniec XIX wieku.

czwartek, 20 grudnia 2018

1996 - Trąba powietrzna w Niedźwiedziu

Spośród dawnych przypadków trąb powietrznych, ten wyróżnia się pomimo niespecjalnie dużej siły i zniszczeń. A to za sprawą dokumentacji fotograficznej, o którą trudno przed latami dwutysięcznymi.

Niedźwiedź to wieś położona w powiecie limanowskim, w obrębie pasma górskiego Gorców, w dolinie między dwoma wzgórzami. Informacje prasowe na temat wydarzenia są dość skąpe. Ot informacja o tym, że 30 sierpnia trąba powietrzna przeszła przez wieś, łamiąc pomnikowe lipy koło kościoła i zrywając dachówki z plebanii. Nie było by to specjalnie interesujące, gdyby nie zdjęcie ze strony parafii:

Zdjęcie ze strony parafii
Widać wyraźnie dobrze ukształtowany lej kondensacyjny zawieszony nisko nad ziemią. Obniżenie podstawy chmur obok może być słabo wykształconą chmurą stropową, wskazującą na superkomórkowe pochodzenie wiru. Perspektywa pokazuje też, że miejsce w którym zeszła trąba jest górzyste, zwykle taki teren przeszkadza.
Trochę podobny był teren przypadku trąby powietrznej koło Nowego Targu w 2001 roku, gdzie trąba zniszczyła sto domów w Morawczynie i Bielance, oraz w 2009 gdy trąba pojawiła się niedaleko Jabłonki.