piątek, 7 lutego 2025

Moje artykuły splagiatowano

 

 

Miło jest zobaczyć, że ktoś w mediach powołuje się na moje artykuły, bo to oznacza, że udało się rozpowszechnić jakiś temat, że wywiera się jakiś wpływ i komuś się spodobało. Mniej miłe jest zobaczenie, że ktoś przepisał sobie fragmenty bez pytania. Takie też miałem niemiłe odkrycie na początku stycznia, a ponieważ sprawa się już zakończyła, dobrze jest to opisać w ramach przestrogi.

Poprzedni artykuł na blogu dotyczył mało znanej historii katastrofy podczas pogrzebu w małej wsi pod Cieszynem. W zasadzie w polskojęzycznym internecie nic o tym nie było. Jednak na początku stycznia, gdy szukałem wzmianek czy kiedyś zdarzył się podobny przypadek, znalazłem że na Onecie ukazał się artykuł dotyczący tej właśnie historii, którą opisałem. Artykuł pochodził z portalu FacetXL, który ma partnerstwo z Onetem i dostarcza większemu portalowi teksty. Pod artykułem podpisał się redaktor naczelny Krzysztof Załuski. 
Pierwsza myśl była taka, że widocznie artykuł zaciekawił kogoś nieznaną historią i ten ktoś postanowił opracować swój artykuł na bazie mojego. Pod tekstem jako źródła wymieniony był blog oraz dwie gazety, co wyglądało tak, jakby ktoś nawet zajrzał w źródła pierwotne. Niestety już podczas szybkiego przeglądu zorientowałem się, że artykuł jest w zasadzie plagiatem. Powtarzał te same informacje co ja i żadnej więcej, w tej samej kolejności co ja i cytował fragmenty gazet ale tylko te same co moje cytaty i ani litery więcej. Pominął kawałek o tym, kim był ksiądz, z którego pamiętnika brałem informacje, skupiając się tylko na streszczeniu wydarzeń. Samo to jest pójściem na łatwiznę, gdy dziennikarz jedynie streszcza czyjąś treść i nie ma wkładu własnego, ale to nie jest jeszcze zabronione. Ale wśród zdań streszczenia i cytatów znalazły się też zdania przepisane z drobnymi zmianami lub bez żadnych zmian i stanowiło to zauważalną część objętości dość krótkiego artykułu.

Jeśli ktoś nie wie - podanie źródła, z którego zerżnięto tekst wcale nie oznacza, że nie doszło do plagiatu, bo jeśli przepisany tekst nie jest w żaden sposób zaznaczony jako cytat, to dochodzi do naruszenia jasnego określenia, kto te słowa stworzył; nie tak dawno wyłożył się na tym pewien były już doktor politologii.

Przykłady które są najbardziej wyraziste:
Onet
„W środku był tłok, pastor podobnie jak inne osoby początkowo opierał się plecami o ścianę, ale w pewnym momencie chciał wyjrzeć przez okno. Wtedy błysnęło, a pastor stracił przytomność.”
Blog
„W środku był tłok, pastor podobnie jak inne osoby początkowo opierał się plecami o wilgotną ścianę, ale w pewnym momencie podniósł się aby wyjrzeć przez okno. Wtedy błysnęło a pastor stracił przytomność.”

Onet
„Według relacji świadków piorun wpadł do wnętrza kaplicy przez mały otwór w ścianie i wydostał się na zewnątrz, gdzie stało czterech mężczyzn, którzy opierali się o ścianę pod daszkiem — wszyscy oni zginęli, a ich ciała zesztywniały i stały nadal wyprostowane, dopóki wiatr ich nie poprzewracał.”
Blog
„Pastor opisuje mały otwór w ścianie powstały w wyniku przebicia się pioruna na zewnątrz; obok tego otworu od zewnątrz stało czterech mężczyzn, którzy opierali się o ścianę pod daszkiem - wszyscy oni zginęli a ich ciała zesztywniały i stały nadal wyprostowane dopóki wiatr ich nie poprzewracał.”

(przy okazji drobnych przeróbek pomylono otwór wyjściowy iskry z wejściowym - tak uważnie dziennikarz czytał)

Onet
„Ofiar być może byłoby mniej, gdyby nie powolna akcja ratunkowa. Dopiero po godzinie dojechał na miejsce wezwany lekarz z Cieszyna. Niewiele mógł już jednak zrobić. Został późno powiadomiony. Ci, którzy przeżyli i uciekli z kościoła, byli w szoku.”
Blog
„ Do liczby ofiar przyczyniła się zapewne powolna akcja ratunkowa. Cmentarz był widocznie trochę oddalony od wsi, uczestnicy pogrzebu w większości zostali porażeni i albo byli nieprzytomni albo w szoku. Kilka lżej porażonych i tych poza zasięgiem pioruna w szoku uciekło do domów i tam dopiero ocknęli się, że trzeba ludzi ratować. Jeden z gospodarzy pojechał do Cieszyna po lekarza, ale ten niewiele już mógł na miejscu zrobić,”
(w gruncie rzeczy ta przeróbka pomija rzecz, na jaką zwracały uwagę gazety - że przyczyną opóźnienia wezwania pomocy był szok wśród porażonych)

Oprócz tych oczywistych kopii w artykule były zdania bardziej zmienione, z dodanymi synonimami czy podziałem długiego zdania na dwa. Cytując fragment z pamiętnika księdza, plagiator przedstawił  jako jeden cytat coś, co było w rzeczywistości dwoma fragmentami, co zaznaczało ujęcie ich w osobne cudzysłowy. Przy okazji poprawił język tekstu na bardziej zgodny ze współczesną pisownią, czego w takich przypadkach nie powinno się robić. Stare teksty mogą zawierać inaczej pisane słowa nie z powodu błędu, tylko zmian językowych. 

To już wyglądało grubo. Postanowiłem jednak sprawdzić, czy FacetXL nie robił czegoś takiego wcześniej, i przejrzałem pod tym kątem inne artykuły. I znalazłem dwa kolejne ze zbyt daleko sięgającymi zapożyczeniami. Artykuł "Panika w kościele i pogrom" opisywał historię paniki w kościele świętego krzyża w Warszawie w roku 1881 i dalszych wydarzeń. Nie jest to historia tak całkiem nieznana, trochę już było o tym artykułów i mój tekst nie jest wymieniony jako jedyne źródło, jakieś akapity były oparte na czymś innym. Ale podczas opisywania wydarzeń plagiator właśnie ode mnie wziął niektóre fragmenty. I podobnie jak poprzednio, jest to streszczenie tego samego w tej samej kolejności z podaniem tego samego cytatu, zdania brzmiące dość podobnie ale trochę zmienione i kilka zdań prawie takich samych:
Onet
„ Jeden z cukierników przystawił do podestu drabinę, próbując pomóc uwięzionym w tłumie. Najbardziej spanikowani rozpychali się łokciami i nogami, wydostając się nad zgniecioną masą ludzką, i depcząc innych po głowach, po twarzach, zbiegali w dół lub przeskakiwali balustradę.”
Blog
„ Najbardziej spanikowani rozpychali się łokciami i nogami, wydostając się nad zgniecioną masę ludzką, i depcząc byle jak, po głowach, po twarzach, zbiegali w dół lub przeskakiwali balustradę. Jakiś cukiernik złapał drabinę, i podstawiwszy ją pod balustradę zaczął wyciągać jedną po drugiej osoby pod samą balustradą. ”

Onet
„Zginęli wskutek uduszenia i urazów głowy.
W sumie było 30 ofiar śmiertelnych, w tym m.in. hrabina Stanisława Aleksandrowiczowa z Konstantynowa wraz ze służącym. Do szpitali przewieziono wielu rannych. Ponad trzydziestu odniosło ciężkie obrażenia.”
Blog
„Po podliczeniu zmarłych na miejscu i zaraz potem w szpitalu, okazało się, że panika wywołała aż 30 ofiar śmiertelnych[1] w większości z powodu uduszenia w ścisku, lub podeptania głowy. Wśród nich znalazła się też hrabina Stanisława Aleksandrowiczowa z Konstantynowa, wraz ze służącym. Ponad trzydziestu ciężej rannych odwieziono do szpitali…”

Onet
„Tłum nie tylko rozbijał szyby, ale też wyważał drzwi; włamywano się do sklepów, niszcząc i rabując zgromadzone tam towary. Początkowo zamieszki ograniczyły się do pobliskich uliczek — Ordynackiej, Wróblej, Tamce i Browarnej.”
Blog
„Tłum rozbijał szyby, wyważał drzwi, towary ze sklepów tłuczono, rwano i wyrzucano na bruk. Tam lądował też dobytek rodzin. Niektórzy posuwali się do rozbijania pieców kaflowych. Początkowo plądrowanie ograniczało się do pobliskich uliczek - Ordynackiej, Wróblej, Tamce i Browarnej.”

Onet
„Pierwszego dnia zamieszek policja i wojsko ograniczyło się głównie do zabezpieczenia instytucji rządowych i dzielnic willowych.
Drugiego dnia zaczęły się masowe aresztowania osób biorących udział w niszczeniu kolejnych domów i sklepów. Sytuacja została opanowana dopiero trzeciego dnia, gdy do miasta przybył nieobecny wcześniej naczelnik policji, który spędzał święta w Petersburgu.”
Blog
„pierwszego dnia policja i wojsko właściwie nie przeszkadzały rozbojom - zamykano jedynie dostęp do ważniejszych gmachów rządowych i dzielnic willowych, rozbijano większe zbiorowiska na mniejsze grupy, nie pozwalano zbierać się na Nowym Mieście.
Drugiego dnia rozboje przerodziły się właściwie w grabież, zabierano to co wcześniej zostało wywleczone na ulice. Wtedy też zaczęły się masowe aresztowania osób biorących udział w niszczeniu kolejnych domów i sklepów. Sytuacja została opanowana dopiero trzeciego dnia, gdy do miasta przybył nieobecny wcześniej naczelnik Policji, który spędzał święta w Petersburgu.”

Artykuł "Morderca zabijał ofiary młotkiem, nie oszczędził nawet dzieci" był streszczeniem mojego o zabójstwie rodziny Kosterów i też zawierał zdania prawie bez zmian.

Onet
„Wszedł do domu. Już w kuchni natknął się na zwłoki dzieci Kosterów — 6-letniego Edwarda i 12-letniej Genowefy, urodzonych jeszcze w Ameryce. Wszędzie było pełno krwi. Na głowie dzieci widać były rany zadane tępym narzędziem.”
Blog
„W kuchni, na podłodze, leżały ciała dzieci Kostery - 6 letniego Edwarda i 12 letniej Genowefy, urodzonych jeszcze w Ameryce. Ich głowy porozbijano tępym narzędziem. Wszędzie widać było ślady krwi.”

Blog
„Dopiero przybyła policja ujawniła rozmiary tragedii. Oprócz zwłok dzieci w kuchni, w pokoju leżało ciałko 2 letniego Ludwika, zabitego w ten sam sposób. W piwnicy stodoły, zagrzebane w sianie, leżały ciała Piotra Kostery i parobka, 16 letniego Jana Kopy. W chlewie znaleziono Kosterową i służącą Maciaszkównę. Wszyscy zabici uderzeniami tępym narzędziem. „
Onet
„W pokoju leżało ciało 2-letniego Ludwika. Zginął w taki sam sposób. Przybyła policja znalazła kolejne ofiary — w piwnicy stodoły, zagrzebane w sianie leżały ciała Piotra Kostery i 16-letniego parobka. W chlewie znaleziono Kosterową i ich służącą. Wszyscy zostali zabici uderzeniami w głowę tępym narzędziem.”

Blog
„Zamiast tego Sobczak przedsięwziął plan rabunku.
Ukradł ze sklepu chleb i cały weekend przebywał poza gospodarstwem. W niedzielę wieczorem przyszedł do Kosterów i zagrzebał się w sianie na piętrze stodoły. Gdy w poniedziałek o świcie przyszedł parobek, zaczekał aż wejście na drabinę, i ciosem młota zabił go na miejscu, przysypując ciało sianem.
Onet
„Sobczak już wtedy obmyślił plan rabunku. W niedzielę wieczorem ukrył się w sianie w stodole. Gdy w poniedziałek o świcie przyszedł parobek, zaczekał, aż wejdzie na drabinę i ciosem młotka zabił go na miejscu, przysypując ciało sianem."
(zamiana młota na młotek to za mało żeby zdanie stało się oryginalne)

Na FacetXL pojawił się też artykuł o strzelaninie na ulicy Złotej z 1904 roku i tam takich wprost przepisanych zdań nie było, a autor nawet chyba zajrzał do źródeł bo podał trochę więcej opisów. Czyli jak się chce, to można.

Nie wiedziałem jak wygląda umowa między portalami, jak krążą informacje. Obawiałem się, że jeśli odezwę się tylko do Facetxla, redaktor po cichu wycofa teksty i redakcja Onetu nie dowie się co się stało. A plagiator dalej będzie zarabiał na dostarczaniu streszczeń cudzych rzeczy do dużych portali.  Dlatego napisałem o tym bezpośrednio do redakcji Onet. Nie wysuwałem żadnych konkretnych roszczeń, żądałem wyjaśnienia co się stało i zareagowania adekwatnie. Taki duży portal powinien wiedzieć jakie mogą być skutki prawne naruszenia autorstwa. Wymieniłem w mailu wszystkie fragmenty, w tym też takie o mniejszym stopniu podobieństwa, których nie pokazałem tutaj. I czekałem. 

Mail został wysłany późno, ale liczyłem na to, że redakcja zaczyna przeglądać wiadomości z nocy wcześnie. I wydawało się oczywiste, że najpierw pojawi się jakaś krótka odpowiedź, w stylu "przyjęliśmy pańskie zgłoszenie, proszę poczekać aż je rozpatrzymy". Zaglądam do skrzynki o 7, nic. Zaglądam o 8, nic. Zirytowałem się i pomyślałem, że może jednak trzeba zrobić trochę szumu - opisałem wszystkie żale na Wykopie, informacja zaczęła krążyć. Pierwszy efekt pojawił się półtora godziny później - linki do artykułów przestały być aktywne. Plagiaty zniknęły z wyszukiwarek. OK, czyli jakaś reakcja jest. 
Na odpowiedź mailową musiałem jednak poczekać do wieczora, aż dotarła bardzo ostrożna i wyważona odpowiedź, ale nie od redaktora tylko od prawnika. Że wyrażają ubolewanie z tego, że zaszła taka sytuacja (czyli jaka?), że wysłali pytanie do autora tekstu i czekają aż odpowie na zarzuty, że ukryli artykuły do czasu wyjaśnienia, i oczywiście nie mają z tym nic wspólnego bo teksty pisał autor portalu zewnętrznego i to on ich zapewniał, że ma pełnię praw. Czyli mniej więcej to, czego się spodziewałem. I żeby nie było za bardzo przyjemnie, prosili żeby rozważyć usunięcie tekstu z Wykopu, który ujawniał, że w ogóle coś się stało. Nie wiem za bardzo po co, skoro tam też było wprost stwierdzone, że to nie ich redaktor napisał tekst. A akurat dziennikarze powinni być ostatnimi ludźmi, którym trzeba tłumaczyć, jakie są zalety nagłaśniania spraw. 

Ktoś może zapytać - a czemu zamiast tego nie poleciałem od razu po prawnika, żeby złożyć pozew i zażądać grubego bilonu? Taka sprawa trochę by się pewnie przeciągnęła a rezultaty mogłyby wcale nie być imponujące. Ciężko określić jakie są straty finansowe wynikające z publikacji kilkunastu przepisanych zdań w portalu, który nigdy nie zamierzał publikować moich tekstów, więc trudno mówić o na przykład uniemożliwieniu mi publikacji. Byłoby ryzyko, że po kilku czy kilkunastu miesiącach sąd uzna, że szkodliwość czynu była niska i wyda wyrok bez odszkodowania lub postąpi tak jak utrwaliło się w takich sprawach. Zwykle sądy zasądzają w takich sprawach odszkodowanie w wysokości trzykrotności wynagrodzenia jakie plagiator dostał za tekst. Prawdopodobnie koszt prawnika byłby podobnej wysokości lub większy.

No więc sprawa się toczyła i toczyła, minął tydzień, minął drugi tydzień i dalej nie było odpowiedzi. plagiaty zniknęły też z portalu FacetXL.  Zaczynałem się obawiać, że oba portale przyjmą strategię "nie mamy pańskiego płaszcza".  Jakby tak się to potoczyło, to oczywiście o sprawie nie było by cicho, zadbałbym o to. Wysłałem maila do naczelnego. Brak odzewu. Wysłałem kolejnego do redakcji. I znowu czekanie. No ile może zajmować ustalenie, że kropka w kropkę identyczne zdania zostały skopiowane bez pytania? 

Odpowiedź była bardzo krótka i prosta. Zgłoszone teksty zostały usunięte a Onet przestaje współpracować z portalem z którego pochodziły plagiaty. I w zasadzie tyle. Liczyłem na jakieś "przepraszam" ale widocznie tamte pierwsze "ubolewanie" miało już załatwiać sprawę. Zerwanie współpracy oznacza, że portal przestanie zarabiać na artykułach będących w najlepszym razie streszczeniami i w dużej mierze o to mi chodziło. Na razie na głównej FacetXL nadal wisi napis, że są partnerem Onetu. 





piątek, 31 stycznia 2025

1855 - Trąba powietrzna koło Błonia

  Ten przypadek dotychczas umknął mojej uwadze, a jest bardzo ciekawy. Na początku Czerwca 1855 roku przez centralną Polskę przetoczyła się fala burz z gradem i silnym wiatrem, a ostatecznie jak niektóre wzmianki wskazują, też co najmniej jedna trąba powietrzna, która stała się wyjątkowo tragiczna.

  Opisów jest kilka ale są dość skąpe, wymieniają jedynie kilka miejsc i trudno określić dokładniej obszar ze szkodami. Najbardziej precyzyjny ale lokalny opis pochodzi z korespondencji, jaka ukazała się dopiero po kilku miesiącach w gazecie "Korespondent Handlowy, Przemysłowy i Rolniczy". Było to pismo, w którym wyżyć się mogli inteligenci mający różne pomysły na poprawę stanu kraju, przekazujący jak zakładać uprawy drzew owocowych, jak przetwarzać lokalne rudy itd. ale też jakie problemy rodzi system ekonomii folwarków i jak należałoby poprawić sytuację na mniejszych dominiach. 

  Jednym z aktywnych korespondentów, który co kilka tygodni przesyłał wielostronnicowy list, był Bernard Hantke, nie byle kto. Pochodzący z mocno spolonizowanej, warszawskiej żydowskiej rodziny, absolwent Instytutu Agronomicznego (poprzednik SGGW), w tym czasie autor poradnika hodowli buraków. Właściciel gospodarstwa Drybus koła Sochaczewa. W latach 60. XIX wieku wszedł w spółkę, która wybudowała fabrykę narzędzi rolniczych. Fabryka bardzo dobrze się dzięki niemu rozwinęła, a on na tym nie poprzestał. W 1870 roku założył fabrykę drutu i gwoździ, która przekształciła się w sieć zakładów metalowych w kilku miejscach Rosji i Niemiec. Aby zapewnić sobie stały dopływ surowców, założył spółkę wydobywającą rudy żelaza i ostatecznie Hutę Częstochowa, istniejącą do dziś. Zmarł w roku 1900 nie ukończywszy wszystkich planowanych interesów. 

  Tak więc bez wątpienia był to człowiek inteligentny i przedsiębiorczy, który przyczynił się do poprawy gospodarki. I dlatego ciekawe jest, że wplątał się w tę katastrofę naturalną, która zastała go właśnie w Drybusie, a która mogła zakończyć jego życie przedwcześnie. 

  W liście wysłanym dopiero w październiku opisuje dzień 1 czerwca 1855, gorący, duszny, męczący. Po zajęciu się rozmaitymi sprawami gospodarczymi powrócił zmęczony do domu. Gdy po południu pytano go o różne sprawunki, zauważył przez okno, że horyzont nagle się zachmurzył. Burza dotarła do majątku dość szybko. Deszcz był rzadki, jednak ochłodziło się. Jeden z robotników pokazał mu przez okno, że z nieba spadła kula gradowa wielkości połowy kurzego jaja. Zaciekawiony tym wyszedł, aby zobaczyć czy nie padają jeszcze większe. I trafił na idealny moment.

"W jednej bowiem chwili otoczyła mnie ciemność, podziemny jakby chłód zaległ atmosferę, słychać było tylko szum, ale ani nieba, ani świata, ani żadnego w około siebie przedmiotu rozpoznać nie mogłem. Porwany siłą wiatru, schwytawszy się blisko stojącego płota ogrodowego, posuwałem się zrazu; ale słabemi są siły ludzkie a raczéj żadnemi w walce z przyrodzonemi. Dla tego naturalnie powalony i bezprzytomny, po niejakiej chwili znalazłem się pod drzewem; tu zebrałem całą przytomność umysłu a niespodziewając się wyjść żywym z podobnej walki, z rezygnacyą dysponowałem się na śmierć, żegnając nieobecną żonę, dzieci i świat cały. Lecz w téj saméj chwili, porwany i uniesiony impetem uraganu może o łokci 10, straciłem nawet przytomność (była to chwila jak się zdaje wirowania w tém miejscu fali) i znalazłem się otworzywszy oczy w ogrodzie, pod grubą topolą, zlany do nitki, bo deszcz rzęsisty padał, po ustaniu już trąby (...) obejrzałem się w około siebie, na obraz swojego mienia, w którém przed chwilą panował porządek i pewien ład. Ale jakież było moje przerażenie, albo raczéj osłupienie, gdym na raz ujrzał cały folwark zburzony w gruzach, a dom z któregom dopiéro co wyszedł z ziemią zrównany."[1]

  Po chwili z gruzów zaczęli wychodzić robotnicy, którzy nie wierzyli, że mógł coś takiego przeżyć. Rozpoczęto akcję ratunkową rozbierając gruzy zawalonej stajni, skąd wydobyto szczęśliwie fornali i 14 żywych koni i tylko 6 zwierząt padło martwych. Z całego gospodarstwa 11 budowli zostało uszkodzonych, miały zerwane dachy i kominy, zawalona została stajnia i mniejsze chlewy. W sadzie wyrwanych zostało 200 drzew, niedaleko 30 topoli w alei. Cała burza potrwała kilka minut, między 14:35 a 14:45. Co do zawalonego domu, opis tego jak duży był stopień zniszczenia nie jest precyzyjny. Autor podaje, że szukał potem na polach belek, gontów, krokwi, płatwi, całych mebli i sprzętów, najwyraźniej dom był drewniany. 

  Części domów i dachów zostały rozrzucone po polach na odległość wiorsty (około 1 km). W polu buraków leżały spłaszczone rondle i oderwane rękojeści sprzętów, oraz rozerwana pierzyna i pierze. Papiery i dokumenty porwało na całe mile. Maciora została przeniesiona w powietrzu do sąsiedniej wsi i tam postawiona na ziemi bez szkody. Magla z kamieniami, który stał na strychu domu, nie odnaleziono. Droga zablokowana została powalonymi drzewami. Obserwując szkody Hantke ocenił, że widać w nich dowody ruchu wirowego. Niektóre drzewa zostały wykręcone jak bicze. Dalej postępując burza wywołała wiele szkód w "różnych dominiach", ale żadnej innej nazwy autor listu nie podaje. W jego gospodarstwie dwóch ludzi zostało okulawionych a jedno dziecko zmarło po dwóch dniach "z przestrachu". Nie była to jednak jedyna ofiara tego dnia. 

O spustoszeniach, jakie zrządziła burza zeszłego piątku w okolicach Warszawy i Błonia, smutne dochodzą wiadomości. — Oprócz budowli w wielu miejscach obalonych i pozrywanych dachów, ucierpiały od gradu mniejwięcej zboża, mianowicie żyta już wykłoszone. Lecz najdotkliwszą klęskę poniosła wieś Czubin, pod Błoniem, gdzie dworskie murowane stodoły i obora, zupełnie uległy zniszczeniu, a na domiar nieszczęścia z 20 osób, które dla doju krów i posług gospodarskich były zebrane, 16 zostało przywalonych upadłemi dachami i ścianami z tych ośm wydobyto zabitych, a ośm mocno pokaleczonych. Nadto z 76 sztuk bydła w holenderni, 36 zostało zabitych, tudzież 9 koni.[2]

Ta dość wczesna notka prasowa nie była dalej aktualizowana. W pisanym z dłuższej perspektywy liście Hantke pisze jednak, że ostatecznie spośród dójek w zawalonej dużej oborze zginęło 12 kobiet. Według jego opisu była to mocna budowla murowana z kamienia polnego o ścianach grubości 1 i 1/2 łokcia (około 85 cm) i fundamentach głębokich na 2 łokcie. 

Potwierdzeniem tych liczb wydaje się ogólnikowa relacja korespondenta "rg" spod Prószkowa, który widział zniszczenia w okolicy i wymienił, że w Czubinie doszło do "kilkunastu ofiar". Inne miejsce wymienione, gdzie też były duże straty to Żbików, poza tym opisuje on szkody w nie określonych bliżej wielu miejscach, gdzie wiatr zrywał dachy lub niszczył całe zabudowania w folwarkach, roznosząc części na dwie wiorsty, drzewa połamane lub wyrwane z korzeniami, w tym jedno, które zostało wepchnięte do góry nogami do studni, a także przypadki wyssania wody wraz z rybami ze stawów i rzucania w powietrzu zwierząt i ludzi. [3]

Bardziej precyzyjnych informacji brak. Między Drybusem koło Sochaczewa a Czubinem koło Błonia jest w linii prostej 17 km.  Na linii leży też Kłudno Nowe, Górna, Milęcin, Żukówka, niektóre domy Izdebna Kościelnego. Sąsiednią wsią do której z Drybusa przeniosło świnię mógł być Stanisławów albo Baranów (trasa przecina obszar planowanego lotniska CPK). Żbików leży bardziej na południe od tej linii, obecnie to peryferyjne osiedle Pruszkowa. 

Według artykułu z lokalnej gazety podczas "huraganu" w Czubinie w 1855 zniszczone zostały dwie murowane stodoły i obora, oraz zginęło 8 osób a 8 zostało rannych. Jest to najwyraźniej powtórzenie wczesnej informacji prasowej. W późniejszych latach najwyraźniej odbudowano stodoły, zaś owczarnię przebudowano na oborę (więc najwidoczniej zawalona obora była na tyle uszkodzona, że jej nie odbudowano).[4] Ta nowsza obora zachowała się do dziś, przebudowana na budynek mieszkalny. W głównym dworze jest dziś DPS. 

Inne miejsca

Burzę tego dnia zanotowano też w Warszawie. Miała nadejść po 3 po południu i przynieść silny wiatr i grad wielkości orzecha laskowego, który stłukł szyby w oknach. [5] Wiatr wyrywał drzewa, w jednym miejscu drzewo zniszczyło parkan, inne parkany przewróciły się od wiatru. Redaktor pisze nawet o "trąbie powietrznej" która szła jedną linią i na tej linii niszczyła budynki i drzewa, ale trudno wyciągnąć z tego jakieś wnioski. [6]

Korespondent Adam Mieczyński, z Pepłowa koło Płocka donosił o burzy z gradem, która przeszła koło Płocka o 4 po południu. Grad "niezwyczajnej wielkości" przyniósł szkody w zbożach i drzewach owocowych, a towarzysząca burzy ulewa zalała drogi.[7]

Podobnie korespondent Kuźniarski opisze, że 1 czerwca około godziny 4, w rejonie Siennicy przeszła burza z gradem i silnym wiatrem. Burza nadeszła od strony południowo-zachodniej i towarzyszył jej grad wielkości orzecha, który wybijał szyby.[8]

W tym samym numerze opublikowano też list St.J. z okolic Rawy, który donosi o gradobiciu z 1 czerwca, które wyrządziło szkody na polach. 

Korespondent -rg.- opisuje ogólnikowo, że gradobicie wywołało szkody w rejonach rawskim, radomskim i wieluńskim, czyli na sporym obszarze. 

Z okolic Namysłowa donoszono, że o godzinie 15 padający pół godziny duży grad wyrządził duże zniszczenia, a w pobliskiej wsi Jacobsdorf (Jakubowice) grad dochodzący do masy 7-10 łutów poranił zwierzęta, ludzi i zabił dwoje dzieci.[9] 

Siła

Po takich ogólnikowych wzmiankach trudno podać dokładniejszą ocenę siły. Jeśli w Czubinie doszło do zerwania dachu i przynajmniej częściowego zburzenia ścian tak mocno zbudowanej obory, mogłoby to być uszkodzenie na granicy F3/F4. W Drybusie z budynków zerwane zostały dachy z konstrukcją co odpowiada sile F2. Rozwalenie drewnianego domu mogłoby odpowiadać sile na granicy F2/F3 zależnie od konstrukcji i stopnia uszkodzenia. Poderwanie na chwilę człowieka i zwierzęcia to już co najmniej siła na granicy F1 i F2. Potencjalnie więc mogła to być jedna z silniejszych trąb powietrznych w Polsce, i o ile nie znajdę nowych doniesień o ofiarach, jedna z najtragiczniejszych. 13 ofiar śmiertelnych to ex aequo z trąbą w Krośnie Odrzańskim w 1886 roku. 

I proszę dziennikarzy żeby nie kopiować artykułów bez pytania.

-----

[1] Korrespondent Handlowy, Rolnicy i Przemysłowy nr. 84 21 października 1855 s 1,2,3 B. Hantke https://crispa.uw.edu.pl/object/files/692775/display/PDF?pageNumber=2

[2] Gazeta Lwowska 11 czerwca 1855 nr. 132 https://jbc.bj.uj.edu.pl/Content/29065/download?format_id=2

[3] Korrespondent Handlowy, Przemysłowy i Rolniczy, nr. 55 12 lipca 1855 s 1-2 

https://crispa.uw.edu.pl/object/files/692746/display/PDF

[4] https://www.obiektywna.pl/brwinow/jakie-byly-losy-brwinowskich-wlosci

[5]  Kurjer Warszawski. nr 143 (2 czerwca 1855)

[6] Kurjer Warszawski. nr 147 (8 czerwca 1855)

[7] Korrespondent Handlowy, Rolnicy i Przemysłowy nr.46 10 czerwca 1855

[8] Korrespondent Handlowy, Rolnicy i Przemysłowy nr.47 10 czerwca 1855 s.3

[9]  Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1855, nr 133 (12 czerwca)