Kwiaty psianki słodkogorzkiej nie należą może do specjalnie niepozornych, mają nawet dosyć jaskrawy odcień fioletu, zwykle jednak z całą rośliną kryją się w krzewach i wśród wysokich traw i zapewne mało kto zwrócił na nie wcześniej uwagę.
Psianka słodkogórz (słodko-gorzka) to stosunkowo pospolita roślina jednoroczna lub wieloletnia, o drewniejącej, długiej łodydze, mogącej wspinać się na inne rośliny (gałązka z owocami na następnym zdjęciu zwisała z żywopłotu na wysokości oczu, więc pęd wspiął się prawie na dwa metry). Chętnie porasta wilgotne zadrzewienia i zarośla. Po raz pierwszy rozpoznałem ją, gdy wychylała się spomiędzy trzcin nad rzeką.
Jest bliską krewniaczką pomidora jadalnego. Jest nawet taka odmiana małych deserowych pomidorków, której pokrój i liście wyglądają bardzo podobnie, jedynie kwiaty są u pomidora białe. Również psianka wytwarza owoce:Czerwone, wodniste jagody, pojawiają się na pod koniec lata i jak cała roślina są silnie trujące.
Po spożyciu owoców lub liści, początkowo czuje się słodycz, przechodzącą w cierpką gorycz - stąd nazwa. Objawy zatrucia początkowo sprowadzają się do wymiotów i biegunek, by dla dużych dawek przejść do zaburzenia rytmu serca, utraty przytomności i porażenia oddechu, mogącego prowadzić do zgonu. Najbardziej narażone są oczywiście dzieci, mogące zjadać soczyste owocki.
Główną trucizną, charakterystyczną dla całej rodziny, jest solanina, najbardziej znana jako trucizna skiełkowanych ziemniaków. Chemicznie rzecz biorąc jest to glikoalkaloid - a więc alkaloid związany wiązaniem glikozydowym z pewną resztą cukrową. Jest to połączenie charakterystyczne dla toksyn tego rodzaju roślin. W kwiatach występuje jeszcze solasodyna, zaś w korzeniach beta-solamaryna.
W jednym z badań wykazano, ze związki te chamują wzrost niebezpiecznych bakterii jak E.coli, Enterobacter, Staphylococcus (gronkowiec) [1], nie sądzę jednak, aby przydały się w lecznictwie. Specyficzną toksyną tego gatunku jest glikozyd soladulcyna, która zapewne odpowiada za działanie łagodzące objawy reumatyczne [2] dla którego używano roślinę w medycynie ludowej, jednak z uwagi na ryzyko zatrucia przestała być w tym celu używana.
-------
[1] Biological activity of alkaloids from Solanum dulcamara L., Nat Prod Res. 2009; 23 (8) :719-23
[2] http://www.henriettesherbal.com/eclectic/bpc1911/solanum-dulc.html
wtorek, 29 listopada 2011
poniedziałek, 14 listopada 2011
11 11 11
Przedwczoraj minęła dość szczególna chwila. Dnia 11 listopada roku 2011 nastąpiła godzina 11 h 11min i 11 sek. W tym stuleciu podobny układ na datowniku już się nie powtórzy. Oczywiście dobrze wiedziałem o tym i postanowiłem uchwycić tą chwilę - wyciągnąłem na pulpit okienko z datą i godziną i w momencie kulminacyjnym zrobiłem zdjęcie ekranu:
W sumie mogłem tam jeszcze obok wsadzić swoje współczesne zdjęcie, ale nie pomyślałem. Wiele osób zapewne przegapiło ten moment. Inni mogli właśnie maszerować ulicą w pochodach. ale byli i tacy, którzy oczekiwali czegoś niezwykłego.
Tereny wokół Wielkiej Piramidy w Egipcie zostały tymczasowo zamknięte dla zwiedzających. Oficjalnie powodem są drobne prace konserwatorskie, jednak prawdopodobnie zarządzający terenem obawiali się, że pojawią się tram rzesze ludzi wierzących plotce, że tego dnia wokół piramidy będą się działy niezwykłe rzeczy. Na przykład spłynie na nas kosmiczna energia, albo energia piramidy się uaktywni (pod warunkiem masowego przeprowadzenia pod nią jakiś rytuałów).
Wedle innych, tego dnia, z bardzo rozmaitych przyczyn, miały nastąpić światowe kataklizmy, jedna z przepowiedni ostrzegała przed atakiem terrorystycznym na Tamę Hoovera co groziłoby zalaniem Las Vegas - tym który widzą w nim miasto grzechu, wizja taka najwyraźniej bardzo odpowiadała.
Cały ten szał jest spowodowany numerycznym sposobem zapisywania dat, stosowanym w wielu zegarach i datownikach, w którym pomija się cyfry oznaczające stulecia pozostawiając tylko dwie ostatnie i z 11. 11. 2011 robi się 11:11:11 - przyznacie chyba, że w pełnej wersji wygląda to mniej efektownie. Właściwie nie daje się znaleźć numerologicznego, astrologicznego czy kosmicznego wyjaśnienia, dlaczego ten dzień miałby być niezwykły. Zresztą jakie znaczenie dla Kosmosu mają mieć cyferki zapisu daty jednego z ludzkich kalendarzy? Kalendarz jest strukturą sztuczną, wymyśloną aby odmierzać czas. Jego istnienie w takiej a takiej postaci zależy tylko od tego jak ludzie się ze sobą umówią. Reformę gregoriańską jakoś planety przetrwały.
Za jakiś czas opowiem o innych ciekawych datach.
------
* http://news.discovery.com/human/the-111111-effect.html
W sumie mogłem tam jeszcze obok wsadzić swoje współczesne zdjęcie, ale nie pomyślałem. Wiele osób zapewne przegapiło ten moment. Inni mogli właśnie maszerować ulicą w pochodach. ale byli i tacy, którzy oczekiwali czegoś niezwykłego.
Tereny wokół Wielkiej Piramidy w Egipcie zostały tymczasowo zamknięte dla zwiedzających. Oficjalnie powodem są drobne prace konserwatorskie, jednak prawdopodobnie zarządzający terenem obawiali się, że pojawią się tram rzesze ludzi wierzących plotce, że tego dnia wokół piramidy będą się działy niezwykłe rzeczy. Na przykład spłynie na nas kosmiczna energia, albo energia piramidy się uaktywni (pod warunkiem masowego przeprowadzenia pod nią jakiś rytuałów).
Wedle innych, tego dnia, z bardzo rozmaitych przyczyn, miały nastąpić światowe kataklizmy, jedna z przepowiedni ostrzegała przed atakiem terrorystycznym na Tamę Hoovera co groziłoby zalaniem Las Vegas - tym który widzą w nim miasto grzechu, wizja taka najwyraźniej bardzo odpowiadała.
Cały ten szał jest spowodowany numerycznym sposobem zapisywania dat, stosowanym w wielu zegarach i datownikach, w którym pomija się cyfry oznaczające stulecia pozostawiając tylko dwie ostatnie i z 11. 11. 2011 robi się 11:11:11 - przyznacie chyba, że w pełnej wersji wygląda to mniej efektownie. Właściwie nie daje się znaleźć numerologicznego, astrologicznego czy kosmicznego wyjaśnienia, dlaczego ten dzień miałby być niezwykły. Zresztą jakie znaczenie dla Kosmosu mają mieć cyferki zapisu daty jednego z ludzkich kalendarzy? Kalendarz jest strukturą sztuczną, wymyśloną aby odmierzać czas. Jego istnienie w takiej a takiej postaci zależy tylko od tego jak ludzie się ze sobą umówią. Reformę gregoriańską jakoś planety przetrwały.
Za jakiś czas opowiem o innych ciekawych datach.
------
* http://news.discovery.com/human/the-111111-effect.html
piątek, 4 listopada 2011
"Ostrokręg wodnisty"
Kontynuując temat trąbologii podaję informację o ciekawym przypadku aż sprzed 180 lat:
Jest to zatem niezwykle dokładny opis trąby wodnej, powstałej nad pojezierzem. Miałem pewien problem w zlokalizowaniu tego miejsca na współczesnych mapach, wreszcie odnajdując wymienione punkty topografii w okolicach Ziąbek w powiecie Witebskim, na terenie obecnej Białorusi. Niestety współczesne mapy Białorusi są zaskakująco niedokładne. Na Google Maps widać tylko większe miejscowości, drogi i rzeki, zaś Jeziora Szo nie mogłem odnaleźć. Dopiero Mapster pomógł mi w tym.
P. Zenowicz opisuie ziawisko które widział w mieyscu mieszkania swoiego, Mińskiey gubernii, Dzińskim powiecie, w folwarku Psui,
O mil sześć od miasta powiatowego Dzisnej tyleż mil od miasteczka Głębokiego, przy samey granicy gubernii witebskiey, pomiędzy jeziorami Szszo i Dołhe zwanemi. Dnia 3 czerwca, po długich upałach, nastąpił silny deszcz niekiedy nieznośnym przeplatany skwarem; około godziny 4-tey z południa rozpogodziło się zupełnie, wiatr iednak południowo-wschodni dął dosyć silnie. O 5-tey zupełnie się uciszyło, a wpół godziny ukazała, się na wschodzie mała i ciemna chmurka, szybkim pędem w kierunku wspomnionego wiatru posuwająca się nad iezioro Szo, blisko dwóch mil kwadratowych powierzchni maiące, a o 3oo sążni od dworu odległe. Zaledwo chmura weszła po nad iezioro, nagle wzrastać zaczęła i deszcz rzęsisty z małym gradem padać zaczął; obłok iuz był na 3-ey części ieziora , gdy postrzegłem ostrokręg wodnisty, podnoszący się z ieziora, podstawą trzymaiący się chmury, wierzchołkiem , jakoby trochę ściętym, dotykaiący się powierzchni wody. Jezioro nagle się wzburzyło nadzwyczaynie, i woda z wielką szybkością postępowała w górę, iakoby pompą prowadzona, a o kilka dopiero sążni od powierzchni wody, nabierała ruchu wirowego, zawsze w górę podeymuiąc się. Tym sposobem przez pół godziny zwolna nad ieziorem przechodziła, a poźniey pociągnęła ponad błotną łąką wzdłuż krynicznego rowu napotkawszy na swey drodze stosy drzewa do niewidzialney wysokości z sobą unosiła, zawsze nadaiąc im ruch wirowy; i o kilkadziesiąt sążni na przód rzuciła; gdy zaś weszła na mieysca wyższe i suche, wtenczas ziawił się deszcz nadzwyczay ulewny; a trąba czyli kolumna wodna zdawała się wahać i w górę podnosić, lecz to tylko trwało póty nim me weszła na koniec ieziora Dołhem zwanego; a wtenczas pociągnięta naysilnieyszą attrakcyą, kolumna wodna znowu się chwyciła, że tak wyrażę powierzchni wody. Daley przeszedłszy znowu na ląd, napotkała na swem przeyściu człowieka, ze wsi sąsiedzkiey prowadzącego konia z roboty: obu porwała w swe wiry, konia rzuciła do bliskiego rowu; człowiek zaś znalazł się także odniesionym daleko; powiada że w przestrachu utracił przytomność i nie pamięta, co się z nim stało; czuł iednak silne potłuczenie ciała, i krew mu szła przez nos i usta. Daley trąba szła co raz nam znikaiąc z widoku dla odległości mieysca; postępuiąc zawsze w kierunku iezior, blisko od siebie położonych; chmury się późniey rozszerzyły i deszcz nadzwyczayuy padał ze dwie godziny po zniknieniu fenomenu. Widok ten tem był dziwnieyszy, że cały ten fenomen odbył się przy nadzwyczaynem uciszeniu się atmosfery, chmura mała, do którey się trąba przykleiła, nie zakrywała całego widnokręgu; kolumna zatem wody, zupełnie była widzialną i wydawała się nakształt szklanney leyki, wodą napełnioney, w którey przelewanie się wirowe, postępowanie w górę i opadanie wody, naylepiey widzieć można było. Pas, przez który trąba przechodziła, przy ziemi mógł nie więcey sążni 5o zaymować, i na niem było zboże wygniecione i drzewa połamane, z resztą fenomen żadney szkody nie uczynił w sąsiedztwie; ulewa iednak tak była wielką, że młyny i groble niektóre sąsiedzkie poznosiło, zasiewy pozmywało , kilkadziesiąt ludzi prostych będących na robociźnie we dworze i temu zdarzeniu przytomnych, lękali się w podziwieniu, aby wszystka woda ze wzburzonego ieziora Szszo nie uszła w górę; szum zaś tak był wielki przy przeyściu fenomenu, że prawie głuszył, będąc bardzo podobnym do szumu, iaki się daie słyszeć przy wodospadach rzek wielkich i porohach. Osądziwszy ten fenomen dosyć rzadkim na stałym lądzie i kommunikuiąc powszechności, o rzetelnym bycie fenomenu zaręczam.
Jan Zenowicz Art. gwar. Por. Fil. Kand.
W SOBOTĘ d. 9 PAŹDZIERNIKA i83o. Powszechny dziennik krajowy
Bardzo szczegółowa mapa okolic Głębokiego z lat międzywojnia[2] podaje biegi drobnych cieków wodnych, jezior, rozkład i nazwy miejscowości, dworów i folwarków, dzięki czemu można wnioskować o przebiegu wydarzeń. Przede wszystkim aby pojawić się nad Szo a potem przejść krótko nad Dołhem, trąba musiała iść z południowego wschodu na północny zachód z przewagą kierunku północnego. Znajduję tam też "rów kryniczny" czyli małą rzeczkę otoczoną zabagnionymi łąkami. Autor nie mógł podać bliższych informacji na temat przebiegu trąby za Dołhem, wspominał jednak, że przesuwała się nad kolejnymi jeziorami i niszczyła lasy.
Założyłem więc, że pojawiła się nad jeziorem, przeszła w pobliżu małego strumyka wpadającego do Szo od północnego wschodu, przeszła przez południową część jeziora Dołhe mijając wieś Draczyno, która mogła już wówczas istnieć, i do której zmierzał uniesiony wieśniak, następnie szła pewien czas po zalesionych wzgórzach wzdłuż brzegu aby znów znaleźć się nad Dołhem, co przy podawanej szerokości 50 sążni (1 sążeń - ok. 1,75 m więc 50 sążni to 80-90 metrów) dawałoby następującą ścieżkę przejścia:
Dalej mogła pojawiać się i w innych miejscach, ale mapa i się kończy a obserwator nie wiedział. Gdyby przechodziła bardziej w kierunku zachodnim przeszłaby przez większą wieś Obrąb, która mogła już wówczas istnieć, i zahaczyła by zapewne o jezioro Psuja - zaś autor relacji o tym by zapewne wspominał, jako że to dosyć jeszcze blisko. Gdyby przeszła bardziej na północ uderzyłaby w Kamionkę. Ponieważ o zniszczeniach w tych miejscowościach nie ma wzmianki, można uznać taki przybliżony przebieg za usprawiedliwiony.
Zależnie od przyjętych założeń początku i końca kontaktu z ziemią, ścieżka przejścia miałaby długość przynajmniej 4-6 km, porównując z liniami siatki rozstawionymi tu co 2 km, choć mogła być dłuższa bo wedle autora trąba znikła mu z oczu w powodu odległości a nie zaniku. Opis wyglądu i zachowania pasuje do tornada nie związanego z wirującą superkomórką burzową - zresztą o burzy i grzmotach nie ma tu wzmianki - typu landspout. Trąba tego typu nie jest zwykle zbytnio silna, i rzeczywiście, prócz unoszenia drewna, połamania drzew i uniesienia człowieka, nie mamy tu nic więcej nad powiedzmy średnie F2.
Przypadek ten należy do najlepiej opisanych z XIX wieku do jakich się dogrzebałem. Ciekaw jestem swoją drogą, czy białoruscy meteorolodzy o nim wiedzą - bo jest to zapewne jeden ze starszych przypadków na tych terenach.
-------
[1] Powszechny Dziennik Krajowy, 9 października 1830 EBUW
[2] http://igrek.amzp.pl/3907
Subskrybuj:
Posty (Atom)