piątek, 31 października 2014

Straszne historie z dawnej prasy

W ramach świętowania Halloween katalog zdarzeń autentycznych, lecz zdecydowanie nietypowych. Będzie o ożywionych nieboszczykach, zbyt szybkim pogrzebie i rzeźni w grobowcu

Pomylony z nieboszczykiem
Warszawa. W szpitalu żydowskim na Czystem zdarzył się onegdaj zabawny wypadek. Według zeznań wiarygodnych świadków, sprawa przedstawia się w sposób następujący:
Miody lekarz wspomnianego szpitala p. K. po całodziennej uciążliwej pracy postanowił, korzystając z kilka chwil wolnych, uciąć sobie krótką drzemkę. Korzystając z tego, iż parę pokoi szpitalnych było niezajętych udał się do jednego z nich i ogarnięty sennością rzucił się momentalnie w otwarte ramiona bożka Morfeusza. Młody eskulap nie spostrzegł przytem, iż na sąsiednim łóżku, oddalonym od niego o parę metrów, leży długi białym prześcieradłem okryty kształt do złudzenia przypominający nieboszczyka. To przeoczenie srodze się na nim zemściło.
Oto w godzinach rannych do pokoju wkroczyło dwóch czarno ubranych panów, którzy podszedłszy do uśpionego lekarza, okryli go prześcieradłem i złożywszy na noszach wynieśli z pokoju. Gdy ponury orszak znajdował się na schodach szpitalnych, nosze potrącone o poręcz schodów upadły na ziemię, a uszu przerażonych grabarzy doszedł niewyraźny bełkot: "Co to za głupie kawały".
W jednym momencie obaj niefortunni grabarze runęli na ziemię, a młody lekarz mamrocząc pod nosem przekleństwa zabrał się do rozcierania zbolałych członków. Omdlenie obu grabarzy było tak ciężkie, że dopiero po dwóch godzinach udało się młodemu lekarzowi przywrócić ich ,do przytomności.
Nieroztropny eskulap postanowił odtąd zawsze patrzeć na łóżko, które sąsiaduje z jego nocną łożnicą. [1]
Rzeźnia w grobowcu
WARSZAWA (Rzeźnia w grobie). W grobie rodzinnym Paulinków w Skolimowie odkryto potajemną rzeźnię. Grób ten należy do rodziny szanowanych obywateli z Skolimowa. Przed kilku miesiącami pochowany był tam długoletni wójt ś.p. Paulinek. Ktoś z rodziny odwiedził grób i zauważył, Że płyta zamykająca grobowiec, jest odchylona. Wezwano dozorcę, cmentarza i, po odchyleniu płyty, stwierdzono, że we wnętrzu grobu znajdują się poćwiartowane wieprze, których jeszcze nie zdołano widocznie zabrać. Dochodzenie nie zdołało ujawnić sprawców tego ohydnego czynu. Potajemna rzeźnia w grobie na cmentarzu, to pomysł makabryczny szmuglerów nielegalnego mięsa do stolicy. [2]
Żywcem pogrzebany
Niezmiernie charakterystyczny wypadek mają do zanotowania kroniki stanisławowskie. W pobliskiej wsi Rudnik mieszkał bogaty kupiec Bekerman, który podczas Wielkiejnocy zasłabł nagle. Strapiona chorobą Bekermanowa wezwała lekarza, który stwierdził lekkie przeziębienie na tle grypy. Rozpoznanie to uspokoiło Bekermanową, okazało się jednak nietrafne, gdyż kupiec gorączkował przez trzy dni i umarł. Zwołano wprawdzie natychmiast konsyljum lekarskie, jednakowoż nie było ono w stanie stwierdzić, co było przyczyną zgonu. Bekerman zmarł w sobotę, skutkiem czego pochowano go dopiero dnia następnego.
 Bekermanową, jak sama opowiadała, przeżyła noc straszną, gdyż śnił jej się mąż, Wołając o ratunek i utrzymując, że pochowano go żywcem. Gdy po przebudzeniu Bekermanową opowiedziała sąsiadom sen, wyśmiano ją. Nie koniec jednak na tern, gdyż nocy następnej mąż śnił się znowu Bekermanowej i znowu błagał o pomoc, tłumacząc we śnie, że jeśli go zaraz nie uratuje będzie zapóźno. Tym razem Bekermanową nie poprzestała na opowiedzeniu snu, lecz udała się do kahału, prosząc o pozwolenie odkopania grobu.
 Pozwolenie to nadeszło teraz dopiero, to też dopiero w środę odkopano grób Bekermana. N a cmentarzu znalazła się w tym momencie cała ludność. To, co zobaczono, zjeżyło wszystkim włosy: Bekerman leżał skręcony, ręce miał powykrzywiane, a w ustach pełno piasku. Najwidoczniej miała miejsce w tym wypadku śmierć pozorna, czyli letarg. [3]
Łowca upiorów
Galicya
Z Samoklęsk donoszą Czasowi i następującym przykładzie grubego zabobonu w jakim jeszcze wiejski  lub galicyjski żyje:
"Owoż przed dwoma tygodniami we wsi Cieklinie, koło Dembowca, w obwodzie jasielskim grobarz, pospolicie ów przewodnik ciemnego ludu w razach krytycznych (bo przecie i pana i chłopa chowa, ociera się o księży, organistów), nagromadziwszy około siebie łaknącej cudownych wydarzeń gawiedzi, gadu gadu to o tem, to o owem, skierował swą mowę na słoty tak uporczywie trwające i takowe z miną filuterną przypisywał upiorom, który zemstą powodowani, nieszczęściami chcą nękać żyjących.
Jak zwykle, rada, a skutek jej wyrok aby nie dawno pogrzebanym, już to męzkiej, już to żeńskiej płci, jako upiorom poobcinać głowy i tym sposobem przeszkodzić dalszym checom. Gmin chętnie porywczy do podobnych wypraw, jednogłośnie przyrzekł towarzyszyć owemu grabarzowi do tej nocnej ekspedycji.
Jakoż w rzeczy samej, gdy otworzono grób, mentor owej wyprawy porobiwszy wprzód tajemnicze znaki, postawił trupa na nogach, a uderzywszy na odlew po twarzy ręką i motyką, nareszcie gdy pewnie poznał że trup jest upiorem, głowę odciął i na brzeg grobu wyrzucił, którą przytomni na drobne potrzaskali kawałki. Głowa potrzaskana należała do niedawno pogrzebanego leśniczego, który żyjąc zapewne nie przeczuwał, że mu z potrzaskaną głową wypadnie spieszyć na Józefata dolinę. Głowy zaś innych pięciu trupów jako mniej winnych, na ucięcie tylko skazano, wszystkie zaś schowano pod dach kościoła.[4]
Dobranoc.
------
[1] Dodatek to Orędownika Ostrowskiego i Odolanowskiego, 28 stycznia 1930, WBC
[2] Gazeta Szamotulska dnia 22 listopada 1934 r., WBC
[3] Gazeta Szamotulska, dnia 18 czerwca 1931 r., WBC
[4] Goniec Polski, dnia 23 października 1851, WBC

sobota, 25 października 2014

Słońce dało plamę

...i to całkiem sporą.

Plama słoneczna AR 2192, jaka pojawiła się w tym tygodniu na widocznej z ziemi stronie Słońca, osiągnęła gigantyczne rozmiary. Jej średnica jest większa od średnicy Ziemi i możliwe staje się zobaczenie jej gołym okiem (oczywiście zaopatrzonym w filtr). Można też próbować ją przydybać patrząc przez poranną mgłę lub cienką warstwę chmur, albo szkiełko spawalnicze.
To największa plama w aktualnym cyklu aktywności. Podobnie duża zdarzyła się w 2003 roku.
Więcej na temat plamy i tego co może z niej wyniknąć, na blogu Astrohawkeye.

Jako że nastała nam piękna, słoneczna i strasznie zimna pogoda, odkurzyłem teleskop, nałożyłem filtr słoneczny i... Cóż. Słońce oglądane w ten sposób jest po prostu piękne.
Na zdjęciu z przyłożenia ostrość jest może nie zupełnie dobra, ale okiem było widać wszystkie szczegóły - ziemny, gęsty środek play i promienisty "półcień'. Przez mój filtr nie było widać granulacji, ale miejscami dostrzegałem jaśniejsze filamenty. Tu jeszcze zdjęcie z mocno podkręconym kontrastem:
A tu zbliżenie na największą plamę:

Nie mogę się tu pozbyć antropomorficznego wrażenia, że słońce wystawia tu złośliwy uśmieszek, jakby nam szykowało jakąś niespodziankę. Obszar ten wyprodukował już rozbłyski. Gdyby przy okazji wyrzucił też falę zjonizowanej materii, szanse na zorzę polarną w Polsce mogłyby być duże.

Na koniec jeszcze krótki film jak to wyglądało w teleskopie:

I kadr w którym wrona konkuruje z plamą:

poniedziałek, 20 października 2014

Cząstka O Mój Boże

Jak powszechnie wiadomo, wedle ustaleń Einsteina nic nie może przekroczyć prędkości światła - nawet światło. Nieco mniej znaną rzeczą jest fakt, że o ile możemy rozpędzać różne obiekty do ogromnych prędkości, to te które posiadają masę nie mogą być rozpędzone do prędkości światła.
 Wynika to z kilku elektów relatywistycznych - zbliżanie się do prędkości światła nadaje cząstce dodatkową "masę", związaną z reprezentacją energii kinetycznej zgodnie ze słynnym wzorem mówiącym o zamianie masy na energię i energii w masę. (jest to zresztą dość specyficzna "masa" bo wywołuje tylko wzrost pędu w kierunku ruchu, a więc nie ciąży we wszystkich kierunkach, stąd określenie "masa relatywistyczna"). Wzrost masy cząstki powoduje zarazem, że aby jeszcze trochę przyspieszyć cząstkę, trzeba jej przydać większą porcję energii niż to wystarczało do poprzedniego rozpędzenia. Na dodatek wreszcie dla prędkości relatywistycznych prędkości nie zupełnie się sumują - trzeba brać jeszcze pewną poprawkę.

Wszystkie te efekty składają się na niezupełnie intuicyjną sytuację. Dla względnie niskich prędkości, aby rozpędzić ciało do pewnej prędkości, należy podziałać na nie pewną siłą i dostarczyć pewną ilość energii. Aby teraz zwiększyć jego prędkość dwa razy, należy znowu podziałać taką samą siłą, dodać kolejną taką samą porcję energii aby w efekcie ciało miało jej dwa razy więcej.
W przypadku prędkości zbliżonych do prędkości świata, to nie działa. Aby rozpędzić ciało do 0,95 C należy zwydatkować mniej energii niż jest potrzebne aby przyspieszyć je z 0,95 C do 0,99 C. Zaś aby przyspieszyć je teraz o te ułamki procenta, należy użyć jeszcze większej ilości energii. Teoretycznie dla dowolnej niezerowej masy, aby rozpędzić ją z 0 do 1 C należy użyć nieskończonej ilości energii, zaś masa relatywistyczna takiego ciała również stałaby się nieskończona.

Z tego powodu fizycy zwykle określają prędkość za pomocą energii, licząc ją w elektronowoltach eV, często też mając na uwadze wzór Einsteina i zamianę masy w energię, za pomocą energii równoważnej określają też masy cząstek. 1 eV to bardzo mała porcja energii, więc zwykle opisywane wartości są bardzo duże. Największe wartości energii uzyskiwane przez Wielki Zderzacz Bozonów przy zderzaniu dwóch wiązek cząstek, to 14 tera-elektronowoltów (14 TeV) a więc 14 bilionów eV (pojedyncze protony miały energię 7 TeV, więc przy czołowym zderzeniu dwóch takich wychodzi 14), co przekłada się na prędkość cząstek równą 0,999999991 C. To dużo. To tak wiele, że trudno sobie wyobrazić jak rozpędzić cząstki jeszcze bardziej.

Przenieśmy się teraz w inne miejsce, do Utah w Stanach Zjednaczonych, gdzie znajduje się obserwatorium badające promienie kosmiczne. Te strumienie naładowanych lub obojętnych cząstek, elektronów, protonów, cząstek alfa i nieraz także całkiem ciężkich jonów w rodzaju jądra żelaza, wpadają w ziemską atmosferę z tak dużą siłą, że zderzając się z tlenem, azotem czy argonem inicjują reakcje jądrowe. Każdy taki przypadek generuje zatem błysk promieniowania, błysk światła oraz kaskadę potomnych cząstek elementarnych, powstałych po prostu z energii zderzenia.
Pomysł wykrywania takich zdarzeń opiera się zatem na prostym założeniu - obserwujemy pewną ciemną przestrzeń i wykrywamy rozbłyski charakterystyczne dla zderzeń. Zależnie od tego jak duża była energia cząstki, rozbłysk będzie mocniejszy lub ciemniejszy. Dzięki temu można zbadać ile, jakich i jak bardzo energetycznych cząstek nadlatuje z kosmosu. Na tym też polegają obserwacje prowadzone w Utah.
Tam też 15 października 1991 roku w atmosferę wpadła cząstka wyjątkowa.

Był to w zasadzie zwyczajny proton, jądro atomu wodoru, ale rozpędzony do bardzo wysokiej prędkości. Współcześnie zbudowany, najmocniejszy Wielki Zderzacz Hadronów może nadać protonom energię 14 TeV. Cząstka która wpadła wtedy w atmosferę miała energię 300 milionów TeV. Fizyk przeglądający te wyniki, dopisał na wydruku "OMG!" stąd też używana powszechnie nazwa tej jednej, konkretnej cząstki Oh My God Particle.

Po przeliczeniu energii na prędkość wyszło, że cząstka leciała z szybkością 0,999 999 999 999 999 999 999 9951c. Różnica między prędkością światła a tej cząstki jest tak mała, że trudno by było zmierzyć ją bezpośrednio. Gdyby z tego samego punktu wysłać tą cząstkę i foton, po upływie roku światło wysunęłoby się na jedynie 46 nanometrów do przodu. Po upływie 220 tysięcy lat różnica dystansów urósłby do jednego centymetra.
To na prawdę bardzo mała różnica.

Energia kinetyczna tej drobnej cząstki odpowiada mniej więcej uderzeniu piłki tenisowej odbitej z prędkością 100 km/h.

Jakie są konsekwencje takiego zderzenia? Cóż, wprawdzie nie cała energia cząstki była dostępna w zderzeniu, ale i tak kilkadziesiąt razy przekraczała możliwości LHC. Uderzając w cząsteczkę składnika powietrza stworzyła kaskadę potomnych cząstek, z pewnością także tych rzadkich, egzotycznych, których z wytęsknieniem wypatrują fizycy. Może były tam kwarki dziwne, może różne kaony i piony, może nawet antymateria, ale też prawie na pewno powstał wtedy Bozon Higgsa.
Można wobec tego ułożyć kalambur, że aby stworzyć Boską Cząstkę należy użyć protonów tak prędkich, że o mój boże... 

Inna konsekwencja jest nieco mniej oczywista. Po zbudowaniu LHC wielu wyrażało obawy, że tworzenie nowych egzotycznych cząstek może wywołać katastrofę. Na przykład, że w cyklotronie powstanie mała czarna dziura, która wszystko wessie. Albo powstanie atom materii dziwnej, zwierającej kwark dziwny. Atom ten w zetknięciu z innymi atomami, wywoła ich przemianę także w materię dziwną, i  w efekcie w krótkim czasie cała ziemia zamieni się w luźno związaną mgiełkę dziwnej materii.
Jeśli jednak z kosmosu w atmosferę wpadają cząstki tak wysoko energetyczne jak OMG Patricle, to już sam fakt że nadal istniejemy odsuwa te obawy w niebyt.

Po tamtej obserwacji, zarejestrowano jeszcze kilkadziesiąt cząstek o podobnej energii, toteż siłą rzeczy nasuwało się dość oczywiste pytanie - a co też je tak strasznie rozpędziło?
Jedna z teorii mówi o supernowych, w których część materii jest wyrzucana z prędkościami relatywistycznymi. Jedna z ciekawszych teorii mówi o gwiazdach neutronowych. Ich zdegenerowana materia przemieszana z elektronami zachowuje się jak przewodząca ciecz o częściowych własnościach nadprzewodzących. Interakcja skrajnie silnego pola magnetycznego z szybkim obrotem, rzędu 1 obrót na 10 milisekund, generuje w tej materii fale magnetohydrodynamiczne. Ich uderzenie o powierzchnię miałoby przekazać zgromadzonej tam warstwie materii nie
zdegenerowanej wystarczająco dużo energii, aby wystrzelić pojedyncze cząstki z ogromnymi prędkościami.
Jeszcze inna wersja mówi o przyspieszaniu cząstek przez fale uderzeniowe w dżetach wytryskiwanych przez aktywne centa galaktyk, zawierające zapewne czarne dziury.

Ostatnie obserwacje ultraszybkich cząstek zidentyfikowały pewien wyróżniony kierunek -  część odnotowanych pochodziła z konkretnego obszaru na niebie o średnicy 20 stopni.[1] Dalsze obserwacje powinny pozwolić zweryfikować te dane i uściślić kierunek.

Znalezienie źródła tych cząstek jest dla fizyków ważne też z innego powodu - dzięki temu będzie można przetestować współczesny model kosmologiczny i Teorię Względności.

Wydawałoby się, że w kosmicznej próżni superszybkie cząstki nie mają żadnego oporu, bo próżnia jest próżna. W rzeczywistości jednak próżnia w kosmosie nie jest całkiem próżna, przede wszystkim wypełnia ją światło i mikrofalowe promieniowanie tła. Jak się okazuje przy tak dużych prędkościach cząstki zaczynają oddziaływać z fotonami tła, produkując piony, co zmniejsza ich energię. Oznacza to że cząstki powyżej pewnego progu energii, wynoszącego 5x10^19 eV, będą hamowane i jeśli będą leciały na dystansie dłuższym niż 160 mln lat świetlnych, to zostaną wyhamowane poniżej tego limitu. Cząstka OMG i podobne do niej znacznie przekraczają ten limit, zatem ich źródło powinno znajdować się bliżej niż 160 mln lat świetlnych od ziemi. Gdyby zaś znajdowało się znacząco dalej, to znaczyłoby że po pierwsze, coś nie tak jest z wyliczeniami limitu, a po drugie coś nie tak jest z teoriami z których limit został wywiedziony. A to byłby dla fizyków bardzo ciekawy problem.

-------
Ciekaw jestem swoją drogą jak by nazwali tą cząstkę, gdyby ją wykryli w Polsce - OŻK Particle?

*  http://en.wikipedia.org/wiki/Oh-My-God_particle
* http://en.wikipedia.org/wiki/Ultra-high-energy_cosmic_ray
* http://en.wikipedia.org/wiki/Greisen–Zatsepin–Kuzmin_limit

[1] http://news.sciencemag.org/physics/2014/07/physicists-spot-potential-source-oh-my-god-particles

środa, 1 października 2014

1932 - Ukrzyżowanie z własnej woli

Dawno nie wrzucałem tu ciekawostek z dawnej prasy. Teraz więc wklejam absolutnie niesamowitą historię:

Fanatycy religijni chcieli ukrzyżować starca

Białystok.
We wsi Grzybowszczyzna zamieszkuje niejaki Eljach Klimowicz, który w swoim czasie spieniężył cały swój majątek i wybudował cerkiew. W okolicy, wśród fanatyków, których jest sporo, Klimowicz słynie jako święty człowiek.
Onegdaj przybył do Grzybowszczyzny jakiś starzec w towarzystwie kobiety, dźwigając na plecach wielki krzyż drewniany. Na krzyżu owym, z własnej i nieprzymuszonej woli, miał być ukrzyżowany starzec, chcąc umrzeć śmiercią męczeńską, na wzór Chrystusa. Ukrzyżowanie miało się odbyć w pobliżu cerkwi, wzniesionej przez Klimowicza.

Przed cerkwią zebrał się wielki tłum fanatyków, którzy rozebrali staruszka do naga i mieli przystąpić do wbijania mu gwoździ w ciało, gdy nagle zjawił się Klimowicz który zgromił i rozpędził tłum.
Całe to zdarzenie wywołało duże wrażenie w okolicy.

[Goniec Wielkopolski , Poznań 17 grudnia 1932 r. WBC]
Chodzi o wieś Stara Grzybowszczyzna niedaleko Krynek, zaraz przy granicy. Pochodzący z niej Eljasz Klimkowicz, niepiśmienny chłop, ogłosił się w latach 20. prorokiem. Zdołał przekonać do siebie wielką grupę wyznawców. To z ich datków w 1930 roku zbudował cerkiew pod wezwaniem Narodzenia św. Jana Chrzciciela, stojącą we wsi do dziś i służącą prawosławnym. Założył też opodal osadę Wierszalin, która miała stanowić w przyszłości centrum świata, nowy Rzym, zaś pobliska dolinka miała stanowić Dolinę Józefata gdzie wyznawcy mieli przetrwać koniec świata.
W artykułach na jego temat pojawia się też opowieść o próbie ukrzyżowania samego proroka, która skończyła się bądź ucieczką bądź tym że wyznawcy nie mieli odwagi tego dokonać. Niewykluczone że jest to mocno zniekształcony przekaz powyższej historii, która miała się nieco inaczej.
Mówiono o dokonywanych przezeń cudach a przybyłym z daleka opowiadano, że cerkiew wyrosła z ziemi w jedną noc. Podobno modlono się do obrazków z jego wizerunkiem.

Wszystko skończyło się w 1939 roku, gdy proroka zaaresztowało NKWD i po oskarżeniu o działalność antysowiecką, wywieziono do łagru pod Irkuckiem.
Prawdopodobnie po wielu latach jako wyniszczony starzec wyszedł z łagru i umarł w rosyjskim przytułku dla starców.

Wieś Wierszalin została opuszczona. Widać tam jeszcze pozostałości domów wyznawców. Dom proroka dobrze się zachował - najpierw mieszkali tam dawni wyznawcy, potem używało go nadleśnictwo, nie wiem czy nie zrobią tam jakiegoś muzeum.
---------
* http://www.zielonewrota.pl/index.php?art=2743&k=59&p=50
* http://www.mapakultury.pl/art,pl,mapa-kultury,95829.html