Gdy się wicher uciszył — pisze do nas jeden czytelnik — na koleji tuż przy stacji znaleziono stodołę, zupełnie całą. Okazało się, że jest to stodoła jednego gospodarza ze wsi Wrotkowa.Zdjęcie z prasy - złamany komin gazowni:
„Najsilniejszy wicher szedł wązkim pasem wzdłuż rzeczki Bystrzycy, płynącej z południowego zachodu na północny wschód; we wsi Zemborzyce zniszczył doszczętnie 60 budynków, we Wrotkowie 7 domów i 5 stodół; dalej spustoszył południowo-wschodnią część Lublina przy koleji i majątek Tatary. Następnie w gminie Wólce zrujnował około 30-tu budynków niszcząc też dom urzędu gminnego. W Trześniowie zniszczył zboże na pniu."
Miejscowości, leżące po bokach owego pasa, naogół ocalały; tak naprzykład po lewej stronie, w samem mieście Lublinie przeszła tylko gwałtowna ulewa i narazie nikt nie wiedział, jak straszne spustoszenia burza ta wyrządziła tuż obok, zaledwie o kilkaset kroków.
Widok tej burzy tak opisuje czytelnik nasz, Franek z pod Lublina: „Około godziny 7-ej wieczorem zauważyłem dziwne zjawisko na niebie, jakiego nikt do tej pory w całej okolicy nie widział. W powietrzu pędziła jakaś ciemna masa w kształcie trąby. Strach potęgował mrok, jaki zalegał niebo i ziemię, oraz straszliwy łoskot i świst wichru. Trąba ta, której się bacznie przyglądałem, pędziła wprost na naszą wioskę Dziesiątą, ale przeszła tuż obok wsi w odległości jednego kilometra".
(Wieś Dziesiąta leży ze dwa kilometry na południe i trocha ku wschodowi od stacji Lublina). W Lublinie kilka tysięcy ludzi pozostało dosłownie „bez dachu nad głową", gdyż wicher pozrywał lub podziurawił dachy. Na domiar nieszczęścia w ciągu dni następnych lały deszcze. Sama
wichura w Lublinie trwała bardzo krótko, może z minutę, albo i mniej. Ocalał szczęśliwie stary drewniany kościołek. Nie uszkodził też wicher krzyżów ani figur przydrożnych.
O wichurze tej pisze jeszcze Siostra Miłosierdzia Marja z Lublina:
Po strasznej burzy uspokoić się jakoś nie możemy. Ludziska, jak mrówki, krzątają się już koło klecenia swych domostw, szukają pozrywanych dachów, a gdy je odnajdą, kłócą się o nie, bo w zniszczonej od wichury dzielnicy domki są jednakowe, więc i dachy podobne. Najsmutniej teraz bez drzew, ale działy się i rzeczy zabawne. Naprzykład przedsiębiorstwo naftowe „Standard-Nobel" miało tu bardzo ładną stacją benzynową. W oczach jednej z naszych dziewczynek porwało budynek w górę. Dziewczynka w krzyk. Ludzie pytają, czego wrzeszczy, a ona mówi: — „Jakto, pani nie widzi jak pana Nobla pokręciło?!" —To znowu jechał jakiś pan konno. Wtem wicher porwał go z koniem w górę. Za chwilę koń spadł nieżywy, a jeźdźca niesie w powietrzu już przeszło kilometr; z wioski ludzie to widzą, lecz się boją wyjść z domu, aby ich nie porwało. Wkońcu jakiś wieśniak podpełzł na czworakach, ułapił za nogi porwanego przez wichurę i zatrzymał go, lecz nieszczęśliwy jeździec potłukł się bardzo i walczy ze śmiercią.[1]
Trąbę powietrzną w Lublinie omawiałem już w paru artykułach:
- F6 w Lublinie?
- Trąba w Lublinie?
- Nie tylko Lublin?
Za jakiś czas dodam jeszcze jeden tekst na ten temat.
------------
[1] Gazeta Świąteczna -Tydzień 31. Nr. 31 2 sierpnia 1931 EBUW