czwartek, 30 stycznia 2014

1906 - Szaleniec z siekierą

Jeden z nielicznych na szczęście w naszym kraju przypadków masowych morderstw przypominających te znane z krajów zachodnich, ale ze znanych mi najtragiczniejszy:

Tragiczne zajście w Górze Kalwaryi.
W "Przytułku dla kalek i starców", który zbiegiem okoliczności zamienił się na szpital dla obłąkanych, od sześciu lat przebywa Bolesław Kabacik, który poprzednio już dłuższy czas pozostawał u Jana Bożego w Warszawie. Chory, po dwóch latach pobytu w zakładzie górnokalwaryjskim, zaczął objawiać instynkty i usposobienie awanturnicze. Dr. Rzeszotarski, ordynator zakładu, polecił służbie, aby go nie używano do drobnych robót gospodarczych.


W ostatnich czasach polecenie to ściśle nie było wykonywane, ponieważ Kabacik był spokojniejszy. W czwartek dano mu siekierę, Kabacik zaczął rąbać drzewo. Nagle dostawszy ataku furyi, wpadł on do ogródka w oddziale męzkim, gdzie odpoczywało około 30 chorych z dwoma dozorcami i zanim zoryentowano się w sytuacyi, obłąkany rzucił się, rzężąc przeraźliwie, na dwóch najbliżej stojących chorych i siekierą zabił ich na miejscu. Przerażeni chorzy zaczęli uciekać. Nie wszyscy jednak szukali ratunku w ucieczce, jedni (idyoci) nie zdawali sobie zupełnie sprawy z niebezpieczeństwa, drudzy zaś (paralitycy) pomimo usiłowań, nie mogli ruszyć się z miejsca. Gdyby nie przytomność dozorców, niewiadomo do jakich rozmiarów doszłaby ta straszna rzeź. Na ziemi leżało już 8 ciał ludzkich, straszliwie poranionych ostrzem topora. Jeden z dozorców wywalił wrota, prowadzące na dziedziniec i tym sposobem ułatwił ucieczkę, drugi zaś chwycił leżący na dziedzińcu orczyk i rzucił się z nim na szaleńca. Kabacik ujrzawszy zbliżającego się dozorcę, rzucił się ku niemu; dozorca jednak zręcznie rzucił orczyk, który ugodził szaleńca w nogi. Ból oprzytomnił Kabacika, który rzucił topór i spokojnie pozwolił się obezwładnić nadbiegłej z pomocą służbie.
Nieszczęśliwy szaleniec zabił 8 osób idyotów, a jednego ciężko zranił.
Nieszczęsny szaleniec, osadzony w odosobnionej celi, zdaje sobie sprawę z popełnionego czynu i zalewa się łzami na jego wspomnienie. *
W miejscu dawnego przytułku mieści się dziś dom pomocy społecznej dla osób o przewlekłych chorobach psychicznych. O dalszych losach sprawcy nie udało mi się dowiedzieć
---------
*Postęp nr 206, Poznań 13 września 1906

sobota, 18 stycznia 2014

1957 - Czarownica w Chrzanowie

"Powód morderstwa: czarownica"

Kraków (PAP) Ciemnota i urojenie stały się powodem tragicznego morderstwa, dokonanego na osobie 61-letniej mieszkanki Chrzanowa, Barbary Waderlich. Mordercami byli 35-letni Józef i 37-letni Franciszek Główniowie, z zawodu cieśle.Tło zbrodni jest następujące:
Józef Głownia był przekonany że Barbara Wanderlich rzuciła nań "czary" i spowodowała u niego chorobę umysłową. Pragnąć zlikwidować "czarownicę" wespół z bratem w nocy z 3 na 4 bm. zamordowali Barbarę Wanderlich. Bracia zadali ofierze 46 ran kłutych a zwłoki zakopali w piwnicy. Józef Głownia porzebywał pewien czas w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, po wyjściu z zakładu utrzymywał, że przyczyną jego choroby są "czary" rzucone przez Barbarę Wanderlich i odgrażał się, że musi się pozbyć swej "prześladowczyni".
Obaj mordercy zostali ujęci. Józef Głownia skierowany został na obserwację do zakładu psychiatrycznego, zaś jego brata Franciszka osadzono w więzieniu.

[Dziennik Bałtycki piątek 9 sierpnia 1957 Bałtycka Biblioteka Cyfrowa]
Jest to bodaj ostatnia taka sprawa w Polsce. Oczywiście przyczyną morderstwa nie był zabobon ale choroba psychiczna mordercy, niemniej przesąd dał mu treść dla urojeń.