piątek, 23 grudnia 2016

Spacer zimowy

Coś na ochłodę - opis pewnego nie długiego spaceru, podczas którego wiele widziałem i dużo utrwaliłem. I oto co wówczas widziałem i myślałem.

Na przełomie stycznia i lutego 2012 roku nadeszło kilkanaście na prawdę mroźnych dni. Nie raz temperatury spadały nocą poniżej -20 stopni a w dzień utrzymywały się około minus kilkunastu, dlatego wychodząc na spacer opatuliłem się porządnie. Tym co zimą zawsze mnie zachwyca i ciekawi, jest wielka rozmaitość form, jakie przyjmuje lód, śnieg i szron, pod wpływem zamarzania, topnienia, omywania przez wodę i kształtowania na wietrze. Pod tym względem tylko chmury mogą konkurować z lodem, woda płynna w zbiornikach jest bowiem pod względem formy zwykle jednakowa.

Najpierw udałem się na koniec ulicy, w okolice mostku gdzie wcześniej widziałem połać odwianego lodu na powierzchni zamarzniętej Krzny. W kilku miejscach szybszy nurt nie pozwalał całkiem zamarznąć powierzchni, toteż wieczorem znad tych miejsc unosił się wilgotny opar. W efekcie z każdej nierówności strzelały lodowe paprocie, płatki fraktalnych zbiorowisk kryształków.
Szczególnie wyraźne było to w miejscu gdzie odsłaniała się woda wpływająca do rzeki z rowu. Silne parowanie sprawiło, że brzeg pokrywy pokrył się ozdobną koronką paprociolistnych kryształków.
W innym miejscu, na świeżym lodzie, lód przybrał postać grubych igieł, długich na kilka centymetrów:

Już ta miejscowa różnorodność form lodowych, była dla mnie dobrą zapowiedzią dla dalszej wędrówki.

Śniegu nie było wtedy dużo - leżało go jakieś 10-15 cm, już uleżałego, z kruchą warstewką mocniej zmrożonego na samym wierzchu. W niektórych miejscach dało się stanąć na tej warstwie bez załamywania. Gładka, błyszcząca powierzchnia zachowywała wszelkie ślady. Gdzieniegdzie na brzegu widać było ślady ptaków, które podlatywały tu mając zapewne nadzieję znaleźć niezamrożoną połać wody.
Mimo mrozu i krótkiego dnia słońce odbijające się od śniegu sprawiło, że się zgrzałem. Było jasno, światło wydawało się nieco rozproszone na delikatnej mgiełce. Nawet cienie nie były zupełnie ciemne, podbarwione na błękitno od nieba jak na obrazach impresjonistów. Tylko trzciny stanowiły tutaj jakąś cieplejszą przeciwwagę.

Idąc ścieżką wzdłuż brzegu wydeptaną przez jakichś wcześniejszych spacerowiczów dotarłem do resztek tamy przy ujściu małej rzeczki Klukówki. Był to jaz podpiętrzający zazwyczaj poziom rzeki, wówczas jeszcze zawalony po ostatniej wiosennej powodzi, kiedy to gałęzie, liście i trzciny osadziły się na jego konstrukcji, a parcie wody wyrwało stalowe podpory z betonowych płyt. Wtedy było to właściwe tylko na pół dzikie bystrze ujęte w betonowe koryto, gdzie zachował się niezamarznięty prąd.
Zaciekawiło mnie, że na obrzeżach tego prądu, tam gdzie szybka, wzburzona woda stykała się z brzegiem, powstał lód w formie zaokrąglonych, posklejanych wypustek, tworzony zapewne wskutek omywania rozpryskami:

Taki bąbelkowaty lód narastał od brzegu w formie półprzezroczystych wachlarzy, w których dał się zauważyć drzewkowaty wzór pęcherzyków powietrza.

Na najciekawsze miejsce natknąłem się jednak nieco dalej, już poza niezamarzłym odcinkiem prądu, na wysokim brzegu na skraju wykaszanej latem łąki. Dał się tam zauważyć większą pryzmę śniegu, zupełnie jakby pozostałość po odśnieżaniu, z której dochodziło coś jakby para lub dym. Z początku sądziłem, że może to być szczyt żeremia z którego uchodzi cieplejsze powietrze, bobry bowiem ostatnio mocno pracowały w okolicy, ogryzając nabrzeżne wierzby na kształt zaostrzonych ołówków. Dopiero z bliska okazało się, że prawda była inna, jeszcze bardziej zaskakująca:

Pod śniegiem znalazł się stóg trzcin i trawy, wyciągnięty wiosną po powodzi podczas oczyszczania koryta, widziałem go tu zresztą latem. Była to zbita masa źdźbeł z przymieszką wodorostów. Nakryty dobrze izolującą białą kołderką, zawilgotniały, zaczął widać fermentować aż zagrzał się i najwyraźniej od tego zapalił. Bez wielkiego płomienia, jedynie w formie powoli trawiącego stos żaru, ogień trwał pod śniegiem mimo wielkich mrozów, aż wreszcie stos częściowo zapadł się, odsłaniając spopielałe wnętrze:

Bezpośrednio przy zwęglonej części dobrze było czuć ciepło. Dym podbarwiał na brązowo płat śniegu przy zapadłej części. Znacznie wyraźniej było to jednak widać na brzegu pryzmy, gdzie zwisały sople utworzone ze stopionego żarem śniegu, zabarwione od dymu na ciemnobrązowo:
Dym unoszący się znad tlącej trzciny zawierał wilgoć, dlatego wokół zauważyć się dało rozmaite formy szronu i sadzi. Na powierzchni śniegu na krawędzi pojawiały się wyrostki, z kryształkami lodu w formie odstających na boki łusek, dzięki czemu każdy był tępo zakończony:
Dalej, na odsłoniętych nie spalonych częściach roślin owiewanych jeszcze wilgotnym tchnieniem pryzmy ale już poza zasięgiem dymu, z gałązek i liści strzelały drobne, nitkowate wręcz igiełki lodowe, obrastające wolne powierzchnie połyskliwym mchem:
I to właśnie tam, w najbardziej od wiatru osłoniętych zakątkach powstawały kryształki najdelikatniejsze, drżące i osypujące się od stąpnięć, w formie pojedynczych igieł:




Na których jednak w miejscach, gdzie wraz z przesuwaniem się żaru zaczął docierać dym, zaczęły tworzyć się znów odstające na boki łuski:
Oceniając po wielkości pryzmy, żar mógł trawić przykrytą śniegiem trzcinę chyba aż do roztopów w połowie miesiąca.
Ze względu na dużą rozpiętość jasności najlepiej widok ujmuje to nieco drgnięte HDR

Przed zachodem słońca wróciłem do domu.
(mapka okolicy spaceru)


wtorek, 6 grudnia 2016

Najciekawsze rośliny

Kilka przykładów roślin na które natknąłem się szukając czegoś innego, a które zdecydowanie wyróżniają się od innych.

Piestrzennikowate
Rośliny w pełni pasożytnicze z rzędu pieprzowców rosnące w Afryce i Ameryce Południowej. Pasożytują na korzeniach roślin, głownie akacji i wilczomleczów, całe życie spędzając pod ziemią. Ich pozbawione chlorofilu, zredukowane człony i brak wyraźnych korzeni sprawiły, że przez pewien czas uważano je za grzyby.

Organy rośliny uległy tak znacznemu zredukowaniu, że nie jest pewne czy części podziemne to grube korzenie czy pędy. Nie stwierdzono też aby występowały na nich liście, nawet w formie przekształconej (w przypadku kaktusów, przekształconymi liśćmi są ciernie). Wytwarzają mięsiste kwiaty wystające nisko nad ziemią, czasem zakwitające pod ziemią, zwykle o niemiłym zapachu padliny, który przyciąga muchy i chrząszcze. W przypadku niektórych gatunków kwiaty wytwarzają ciepło, być może w celu zwiększenia intensywności zapachu, lub przyciągnięcia much składających jajeczka na świeżej padlinie. Twardy owoc o miękkim, soczystym miąższu jest jadalny, bywa używany jako pasza dla zwierząt


Welwiczja przedziwna
Bardzo stary, nietypowy gatunek rośliny pustynnej, rosnącej w Afryce. Ma niezwykle powolny wzrost, w zamian żyje niezwykle długo, nawet po 2 tysiące lat. Wytwarza palowy korzeń z którego wyrasta bardzo krótki pień, który przyrasta bardziej wszerz niż wzdłuż, przez co u najstarszych osobników przypomina płytę o średnicy półtora metra i grubości pół metra. Z pnia wyrastają jedyne dwa liście, powoli przyrastające przez całe życie oraz zamierające i strzępiące się na końcach, dorastające do sześciu metrów długości. Targane wiatrem rozdzielają się wzdłuż, stąd wrażenie że roślina posiada wiele taśmowatych liści. Roślina może przy ich pomocy wchłaniać wodę z rosy lub mgieł nadchodzących znad oceanu.
Korzeń palowy, przypomina bardzo grubą marchew. Ponoć dorasta nawet do 30 metrów głębokości.

Llareta
Bardzo drobna krzewinka z rodzaju Azorella, należąca do rodziny selerowatych. Niektóre gatunki z tego rodzaju są uprawiane w ogradach na skalniakach. Ten konkretny gatunek (Azorella compacta ) żyje na pustyni Atacama, tworząc z czasem soczyście zielone, nieregularne kępy, wypełnione zbitą masą uschniętych gałązek. Rozrasta się z prędkością ok. 1,5 cm rocznie, ponieważ zaś niektóre kępy osiągają kilka metrów średnicy osobniki mogą żyć nawet 2-3 tysiące lat.


Parasitaxus
Nazwę łacińską można by tłumaczyć dosłownie jako "pasożytniczy cis" - i właściwie mówi to wszystko co trzeba o tej roślinie. To jedyna roślina iglasta (nagonasienna) będąca pasożytem. Poprzez ssawki korzeniowe podbiera soki z drzewa Falcatifolium taxoides, będącego zresztą pod względem botanicznym bliskim krewniakiem. Jest endemitem na Nowej Kaledonii.
Rośnie jako nieduży krzew o czerwonawych gałązkach, pozbawiony liści. Dorasta maksymalnie do dwóch metrów. Jego korzenie obrastają korzenie żywiciela, jednak nie tworzą ssawek lecz prawdopodobnie korzystają z pośrednictwa grzybów mikoryzowych - grzyby pobierają substancje odżywcze z rośliny żywicielskiej, zaś pasożyt pobiera je od grzyba. Jest to raczej rzadki typ pasożytnictwa.[1]

Rhuizanthella gardneri
Australijski gatunek pasożytniczego storczyka, który nie tylko cały czas przebywa pod ziemią, ale też pod ziemią kwitnie i owocuje.
Co jednak zaskakujące, jego kwiaty zachowały żywe barwy oraz wydzielają przyjemny zapach. Kwiatostan zawiera około 100 drobnych kwiatków osłoniętych różowo zabarwionymi, łuskowatymi liśćmi.Kwiat nie przebija powierzchni ziemi, najwyżej unosi mały kopczyk spękanej gleby. Zapylają go podziemne owady, termity i komary, oraz zapewne także muchy wchodzące przez spękaną ziemię. Po przekwitnięciu tworzy kilka mięsistych owoców zawierających pyliste nasiona, które nie są rozsiewane dalej, choć być może w ich roznoszeniu pomagają małe torbacze.
 Podobnie jak Parasitaxus storczyk ten jest mykoheterotrofem, a więc pasożytuje na roślinach za pośrednictwem grzybów. W tym przypadku jedynym żywicielem jest pewien krzew z rodziny mirtowatych.


Nasięźrzał pospolity
Drobna roślina zielna przez długi czas uważana za paproć, jednak w rzeczywistości należąca do starszej od paproci i skrzypów grupy Psylota. Wytwarza w danym sezonie jeden liść i kłos zarodniowy. Cechą wyróżniającą jest ogromna ilość chromosomów, od 460 u roślin rosnących w Europie do 1200 u roślin amerykańskich.
Znana jest też jako roślina której przypisywano właściwości magiczne. Ludowy przesąd nakazywał kobiecie chcącej aby jakiś mężczyzna się w niej zakochał, zerwać roślinę w środku nocy wypowiadając odpowiednie zaklęcie. Ponieważ kłos zarodniowy przypomina wyglądem nie rozwinięte kwiaty konwalii lub babki, nasięźrzał był nazywany kwiatem paproci.
Nietypowo brzmiąca nazwa to zapewne zlepieniec wyrażenia "Na się źrzał" czyli "na się spoglądał" ("źrzenie" to staropolskie określenie patrzenia, stąd staropolskie "źrzadło" czyli zwierciadło, i "poźrzenie" czyli nowopolskie spojrzenie). Nasięźrzał był dawniej określeniem napoju miłosnego, a więc mającego wywołać, że ci którzy go wspólnie wypiją, będą "na się patrzeć", aż wraz z utrwaleniem się konkretnych nazw różnym miłosnym nasięźrzałom osadził się jako nazwa tej konkretnej rośliny.[2]

Podejźrzon wirginijski
Kolejny Psylota o nietypowej biologii, tym razem wyjątkowy przypadek transferu horyzontalnego.  Gatunek o szerokim rozpowszechnieniu, rośnie w Ameryce, terenach górzystych Azji i Skandynawii, znane jest jedno stanowisko w Polsce. Podobnie jak nasięźrzał posiada dość dużą ilość chromosomów (do 184), dla genetyków najciekawsze są jednak jego mitochondria, zawierające dość dużo genów nie związanych z produkcją energii. Porównanie niepasującego fragmentu z innymi roślinami ujawniło, że w dalekiej przeszłości mitochondria podejźrzona wchłonęły niemal cały genom pewnej rośliny z rodziny sandałowatych, prawdopodobnie pasożytniczej jemioły, co być może wpłynęło na zdolność do przystosowywania się do zróżnicowanych środowisk. Tym samym w roślinie rozmnażającej się przez zarodniki, znalazły się geny rośliny kwiatowej.
Trudno natomiast powiedzieć jak mogło do tego dojść, skoro jemioły nie pasożytują na roślinach zielnych.

Amborella
Amborella to szczególna roślina - należy do wyjątkowo starego rodzaju, jaki oddzielił się od linii genetycznej pozostałych okrytonasiennych na samym początku, około 130 milionów lat temu, jest więc spokrewniona w linii prostej z przodkiem większości znanych roślin lądowych. I jak na wyjątkowo stary gatunek przystało, jej genom jest dość skomplikowany. Podobnie jak podeźrzon jej mitochondria zawierają geny pochodzące od innych roślin, ale w tym przypadku jest ich wyjątkowo dużo - na jeden gen własny przypada średnio sześć genów innych organizmów. Wchłaniała geny na potęgę.
Wśród pożyczonych znalazły się trzy pełne genomy mitochondrialne mszaków, trzy zielonych alg i fragmenty pochodzące z genomów 150 roślin okrytonasiennych.[3] Są to główne glony i rośliny rosnące w pobliżu rośliny w naturalnym środowisku. W jakiś sposób dochodziło do fuzji chromosomów między amborellą a gatunkami z którymi się stykała.
Nie bardzo wiadomo po co jej to wszystko.


Miłorząb
Bardzo stary rodzaj roślin nagozalążkowych, charakterystyczne skamieniałe liście znane są aż z Permu około 270 mln lat temu. Wywodzą się prawdopodobnie z paproci nasiennych. Największe zróżnicowanie gatunków stwierdzono dla okresu kredowego, miłorzęby rosły wówczas pospolicie na całej Laurazji (superkontynent, który rozpadł się na Amerykę północną, Europę i Azję); po wyginięciu dinozaurów różnorodność rodzaju stopniowo spadała a znane gatunki zmniejszały swój zasięg. Poza miłorzębem dwuklapowym wyróżniono jeszcze tylko gatunek Ginkgo gardneri, którego skamieniałości znaleziono w Szkocji.
Do naszych czasów przetrwał tylko jeden gatunek, Ginkgo biloba czyli miłorząb dwuklapowy (nazywany też japońskim), którego zasięg na świecie stopniowo się kurczył aż wreszcie dwa miliony lat temu zaczął występować wyłącznie w pewnej chińskiej dolinie górskiej, gdzie w średniowieczu odkryto go i upowszechniono.

Miłorzęby charakteryzowały się wyjątkowo powolnym tempem ewolucji. Miłorząb dwuklapowy pojawia się w skamieniałościach sprzed kilkudziesięciu milionów lat. To niezwykłe, że gatunek ten, zachowując rozpoznawalne cechy, utrzymał się tak długo. Wiąże się to zapewne z długowiecznością i późnym wiekiem od którego zaczyna wydawać nasiona - drzewa mogą osiągać wiek 2-3 tysięcy lat, zaczynają wydawać owoce w wieku około 50-60 lat.
Miłorzęby są drzewami dwupiennymi, co oznacza że jedne osobniki wydają kwiaty męskie a inne żeńskie. Pyłek z nasion męskich jest przenoszony przez wiatr na rośliny żeńskie, gdzie osiada na odsłoniętych zalążkach. Po pęknięciu, z ziarenek pyłku wydostają się ruchome plemniki w kształcie jajka ze spiralnym zaostrzonym końcem z którego wyrasta kilkaset rzęsków, które powoli przebijają się do komórki jajowej. Ruch plemników jest tak powolny, że zwykle właściwe zapłodnienie następuje po upływie kilku miesięcy, niedługo przed opadnięciem owocu lub już po, wewnątrz wyrosłego wokół zalążni dużego zarodka, mylonego z pestką.
Wokół zalążka tworzy się żółtawa osnówka o niemiłym zapachu zjełczałego masła lub wymiocin, nadawanym przez kwas masłowy i kapronowy, z tego powodu zwykle w szkółkach ogrodniczych sprzedawane są tylko nie owocujące osobniki męskie.

Miłorzęby zasadniczo są roślinami dość wytrzymałymi, dobrze radzą sobie w warunkach miejskich, są mrozoodporne. Szczególnym przypadkiem są cztery drzewa które przetrwały atak atomowy na Hiroszimę i jako jedyne stare drzewa w mieście odżyły i żyją do dziś.

------------
[1] http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1111/j.1365-3040.2005.01378.x/abstract
[2] Zygmunt Glogier, Encyklopedia Staropolska,
[3] https://www.missouriwestern.edu/biology/wp-content/uploads/sites/211/2015/01/amborella-mitochondrial-fusion.pdf