W ramach ciekawostki opiszę krótko taką rzecz - dawne europejskie
przedstawienia nosorożca. W roku 1515 jeden osobnik nosorożca
indyjskiego został sprowadzony do Portugalii jako niebywała ciekawostka. Nigdy wcześniej w Europie nie widziano takiego zwierzęcia. Ówcześnie panujący król Manuel I postanowił wysłać nosorożca do Rzymu jako dar dla papieża. Niestety po drodze statek rozbił się podczas burzy a nosorożec utonął. Zanim jednak do tego doszło pewien przyrodnik
przebywający na portugalskim dworze wykonał szkic zwierzęcia. Szkic i opis wyglądu przesłany listem
wykorzystał niemiecki malarz Albreht Dürer i wykonał drzeworyt mający wiernie przekazywać
wygląd zwierzęcia:
Pofałdowaną skórę na grzbiecie przedstawił jako pancerz podobny do zbroi płytowej, nawet z zauważalnym zwisającym ryngrafem u szyi oraz dodał
zwierzęciu dodatkowy, skręcony róg na grzbiecie, nawiązujący zapewne do
kształtu spiralnych rogów jednorożców w dawnych wyobrażeniach. Na
narysowanym pierwotnie rysunku piórkiem ten szczegół był mniej wydatny.
Było to o tyle ciekawe, że inny grafik opierający się na tych samych
informacjach narysował jednorożca bez dodatkowego rogu, ale za to z
grzywą na grzbiecie.
Przez następne dwa wieki europejscy przyrodnicy opierali swoje
wyobrażenia na tym drzeworycie, sądząc chyba, że Dürer widział zwierzę
naocznie. Sposób w jaki kolejne osoby przedstawiały nosorożca,
przypominał trochę zabawę w głuchy telefon - grzbiet coraz bardziej
przypominał płytowy pancerz zbroi a dodatkowy róg na karku rósł i stawał
się większy od tego na nosie. Tutaj nosorożec na emblemacie Medyceuszy:
Tutaj Grotta deli Animali z ok. 1530 roku:
Porcelanowa figurka wykonana w Messynie ok. 1730:
Kolejni artyści tworzyli swoje kopie, dodając szczegóły i kolory. Na
przykład takie przedstawienie na gobelinie z Kronenbergu gdzie pancerz
wygląda na metalowy:
bajecznie kolorowa wersja Aldrovandiego:
Europejskie wyobrażenia bazowały na Dürerze aż do końca XVIII wieku, do czasu gdy jeden osobnik został sprowadzony do Włoch. Młoda samica imieniem Klara przewędrowała dosłownie całą Europę, będąc pokazywaną w wielu miastach (dwa razy była we Wrocławiu). Po takim pokazie trudno było wierzyć przestarzałym wizerunkom.
Jak bardzo wyobrażenie Dürera oddziaływało na percepcję, pokazuje
przykład Andreasa Morelliusa który opisywał w swoim dziele starożytne monety. W
wydaniu z 1750 roku pewne rzymskie monety z wizerunkiem nosorożca
narysował tak:
Oryginalne monety z około 80 r. n.e. wyglądały tak:
Historyk uznał, że monety są niewyraźne, więc rysując rewers uzupełnił
szczegóły opierając się na wyobrażeniu Dürera - i dodał nieistniejący
róg na grzbiecie.
-------
* https://en.wikipedia.org/wiki/D%C3%BCrer%27s_Rhinoceros
wtorek, 28 listopada 2017
środa, 15 listopada 2017
Dziewice konsystorskie
Gdy pod koniec 1928 roku publicysta „Boy" Żeleński pisał recenzję „Kwadratury koła" Katajewa po jej premierze w nowym teatrze Ateneum[1],
nie przewidywał, jak żywy wzbudzi oddźwięk. Omawiając historię dwóch
małżeństw, które ze względu na warunki socjalne zakwaterowano w jednym
pokoju i w których nieoczekiwanie rozkwitły nowe uczucia zauważa, że w
Polsce podane ostatecznie rozwiązanie: dwa szybkie rozwody i dwa nowe
śluby byłoby niemożliwe, a utwór o lekkim charakterze zamieniłby się w
tragedię. Po czym sprecyzował – byłoby to rozwiązanie niemożliwe dla
ludzi biednych, bogatsi mogliby załatwić sobie konwersję na inne
wyznanie lub nawet kościelny rozwód, po opłaceniu wygodnych dla siebie
zeznań świadków.
Po tej skromnej uwadze, będącej wciąż delikatną krytyką aktualnych wówczas stosunków prawno-społecznych, został zasypany lawiną listów, od chwalących rozgłaszanie nieprawości szerzącej się w sądach kościelnych po ganiące takie przedstawianie sprawy jako godzenie w dobre imię Kościoła. Idąc za tym tropem, Boy przedstawił szerzej swoje zdanie w felietonie „Biedne prababki". Wywołał on podobnie żywą reakcję, czego owocem były kolejne felietony i polemiki. Książka zbiera wszystkie te teksty, które łącznie obrazują zastanawiającą sytuację w II RP.
W państwie polskim w tym czasie funkcjonowały trzy różne podejścia do spraw małżeństwa i rozwodu. Na terenach dawnego zaboru pruskiego uznawano śluby cywilne, które siłą rzeczy mogły kończyć się rozwodem. Na terenach dawnego zaboru austriackiego równoważnie traktowano śluby kościelne i cywilne. Na terenach dawnego Królestwa Polskiego, to jest zaboru rosyjskiego, wyłączne prawo do stanowienia małżeństwa miały zarejestrowane związki wyznaniowe, toteż katolik mógł brać wyłącznie ślub kościelny w swoim obrządku (wyznawcy związków religijnych niezarejestrowanych i niewierzący nie mogli uzyskać ślubu!). Co w sytuacji, gdy Kościół katolicki nie uznawał instytucji rozwodu, skazywało nieszczęśliwie poślubionych wiernych bądź na wieczne udawanie związku, bądź na skomplikowaną i kosztowną procedurę unieważnienia go.
Żeleński stara się w felietonach piętnować nie tyle samo podejście Kościoła do małżeństwa, ile raczej powiązaną z nim obłudę i bardzo nieczystą formę przeprowadzania unieważnienia. Zgodnie z prawem kanonicznym związek małżeński został w istocie zawarty wobec Boga, zaś co boskie, tego człowiek nie jest w stanie rozdzielić, dlatego rozwód po ślubie kościelnym nie istnieje. Możliwe jest jednak zbadanie zawarcia i przebiegu małżeństwa, i jeśli małżonkowie nie spełnili pewnych podstawowych warunków bądź nie zostały do końca dopełnione pewne formalności proceduralne, uznaje się, że do „świętego złączenia wobec Boga" w istocie nie doszło, w związku z czym nie są małżeństwem właściwie od samego początku. Jeśli jednak nie ma naprawdę mocnych powodów bądź unieważnienia chce tylko jedna ze stron, proces zamienia się w pranie brudów i wywlekanie grzechów lub też w oszukiwanie i udawanie. Boy opisuje, jak to często świadkowie po złożeniu zeznań na procesie udawali się do spowiedzi, aby uzyskać rozgrzeszenie z krzywoprzysięstwa.
Wśród ulubionych sposobów adwokatów konsystorskich pojawiały się takie sztuczki, jak wyciągnięte nie wiadomo skąd stare listy, w których panna młoda zwierza się z braku miłości do poślubionego, czy zeznania przyjaciółek, jak to mężatka jeszcze przed ślubem nie zamierzała mieć dzieci. Można też było powołać się na nieprawidłowość w rodzaju braku obrączki czy niedostarczenia jakichś papierów. W skrajnej sytuacji, gdy trudno było liczyć na tak proste środki, pozostawało jeszcze wykazanie, że małżeństwo nie zostało skonsumowane. Wystarczało dodatkowo opłacić lekarza, który stwierdzi dziewictwo oraz świadków, którzy na własne uszy słyszeli narzekania, jak to mąż przechrapał całą noc poślubną. Mniej majętni mogli natomiast zmienić wiarę na luterańską, w której rozwód jak najbardziej istnieje – autor twierdzi nawet, że doprowadziło to do nienotowanego nigdzie indziej paradoksu, że połowa najzaciętszych prasowych obrońców katolickiej moralności i nierozerwalności aktu małżeńskiego była takimi właśnie „rozwodowymi lutrami".
Boy trafił ze swoimi felietonami w idealny moment. Właśnie w 1929 roku komisja pod przewodnictwem Karola Lutostańskiego ogłosiła projekt nowego prawa małżeńskiego, mającego obowiązywać na terenie całego kraju, a zawierającego między innymi wprowadzenie ślubów cywilnych oraz równouprawnienie majątkowe małżonków. Oboje mogliby dysponować wspólnym majątkiem, który w razie rozwodu bądź unieważnienia małżeństwa byłby dzielony po połowie, co miało powstrzymać (opisane zresztą w książce) przypadki pozbawiania byłej żony całego majątku. Małżeństwo cywilne mogłoby się oczywiście kończyć rozwodem, po spełnieniu pewnych zasad w rodzaju odpowiednio długiej separacji. Reakcja Kościoła i sprzyjających mu kręgów była jednak gwałtowna, a oskarżenia o chęć doprowadzenia do upadku cywilizacji i ogólnej rozpusty na tyle mocne, że rząd polski, bojąc się cokolwiek w tej sprawie przedsięwziąć, odłożył projekt ad acta i sprawa pozostała nieuregulowana aż do wybuchu II wojny światowej.
Oprócz wartości publicystycznych znajdziemy w tej książce wiele zabawnych anegdot, najciekawsza wydawała mi się opowieść o tym, jak to masoni nie chcieli przyjąć Żeleńskiego w swoje szeregi, gdy wypytywał o taką możliwość.
Czy jednak „Dziewice konsystorskie" to już tylko obrazek z przeszłości, który nie przystaje do współczesności? Wprawdzie państwa europejskie uznają dziś śluby cywilne i, co za tym idzie, rozwody (niedawno, bo w 2011 roku zalegalizowała je ultrareligijna Malta), toteż problem wielu małżeństw jest dużo prostszy do rozwiązania, lecz ci, którzy chcą choćby formalnie spełniać reguły swego wyznania, nadal nie mają łatwej sytuacji. A sprawy o unieważnienie nie stały się ponoć o wiele czystsze niż niemal 90 lat temu.[2] Procesy nadal stanowią pranie brudów przed komisją księży i zakonnic, ciągną się wiele lat i nie są specjalnie tanie. Czy spowiedzi świadków zaraz po procesie nadal są praktykowane, nie sposób się jednak dowiedzieć.
Dziewice Konsystorskie on line, na stronie portalu Wolne Lektury
-----------
[1] Recenzowana sztuka miała premierę 7 grudnia 1928, jak podaje teatr Ateneum w spisie premier na swojej stronie internetowej: https://teatrateneum.pl/?page_id=372
[2] Cezary Pazura już dwa razy uzyskał unieważnienie kościelnego ślubu, za pierwszym razem głównym powodem było to, że jego żona przed ślubem chodziła do psychologa. Zgodnie z niedawno wprowadzonymi przepisami, bliżej nieokreślona niedojrzałość psychiczna może być powodem unieważnienia. Aktor Jacek Borkowski w zasadzie przyznał w prasie, że na procesie opisał swój rzekomo rozwiązły tryb życia na prośbę żony, która koniecznie chciała rozwodu a adwokat twierdził, że przy takim powodzie będzie łatwiej go uzyskać.
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/jak-wziac-koscielny-rozwod/q1zp6f4
Po kościelnym rozwodzie są też Cejrowski, Majdan, Katarzyna Skrzynecka i Dariusz Kordek.
[Tekst ukazał się jako recenzja na Biblionetce, ale uznałem, że dotyczy tak ciekawej sprawy, że warto go wkleić i tutaj]
https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1040683
Po tej skromnej uwadze, będącej wciąż delikatną krytyką aktualnych wówczas stosunków prawno-społecznych, został zasypany lawiną listów, od chwalących rozgłaszanie nieprawości szerzącej się w sądach kościelnych po ganiące takie przedstawianie sprawy jako godzenie w dobre imię Kościoła. Idąc za tym tropem, Boy przedstawił szerzej swoje zdanie w felietonie „Biedne prababki". Wywołał on podobnie żywą reakcję, czego owocem były kolejne felietony i polemiki. Książka zbiera wszystkie te teksty, które łącznie obrazują zastanawiającą sytuację w II RP.
W państwie polskim w tym czasie funkcjonowały trzy różne podejścia do spraw małżeństwa i rozwodu. Na terenach dawnego zaboru pruskiego uznawano śluby cywilne, które siłą rzeczy mogły kończyć się rozwodem. Na terenach dawnego zaboru austriackiego równoważnie traktowano śluby kościelne i cywilne. Na terenach dawnego Królestwa Polskiego, to jest zaboru rosyjskiego, wyłączne prawo do stanowienia małżeństwa miały zarejestrowane związki wyznaniowe, toteż katolik mógł brać wyłącznie ślub kościelny w swoim obrządku (wyznawcy związków religijnych niezarejestrowanych i niewierzący nie mogli uzyskać ślubu!). Co w sytuacji, gdy Kościół katolicki nie uznawał instytucji rozwodu, skazywało nieszczęśliwie poślubionych wiernych bądź na wieczne udawanie związku, bądź na skomplikowaną i kosztowną procedurę unieważnienia go.
Żeleński stara się w felietonach piętnować nie tyle samo podejście Kościoła do małżeństwa, ile raczej powiązaną z nim obłudę i bardzo nieczystą formę przeprowadzania unieważnienia. Zgodnie z prawem kanonicznym związek małżeński został w istocie zawarty wobec Boga, zaś co boskie, tego człowiek nie jest w stanie rozdzielić, dlatego rozwód po ślubie kościelnym nie istnieje. Możliwe jest jednak zbadanie zawarcia i przebiegu małżeństwa, i jeśli małżonkowie nie spełnili pewnych podstawowych warunków bądź nie zostały do końca dopełnione pewne formalności proceduralne, uznaje się, że do „świętego złączenia wobec Boga" w istocie nie doszło, w związku z czym nie są małżeństwem właściwie od samego początku. Jeśli jednak nie ma naprawdę mocnych powodów bądź unieważnienia chce tylko jedna ze stron, proces zamienia się w pranie brudów i wywlekanie grzechów lub też w oszukiwanie i udawanie. Boy opisuje, jak to często świadkowie po złożeniu zeznań na procesie udawali się do spowiedzi, aby uzyskać rozgrzeszenie z krzywoprzysięstwa.
Wśród ulubionych sposobów adwokatów konsystorskich pojawiały się takie sztuczki, jak wyciągnięte nie wiadomo skąd stare listy, w których panna młoda zwierza się z braku miłości do poślubionego, czy zeznania przyjaciółek, jak to mężatka jeszcze przed ślubem nie zamierzała mieć dzieci. Można też było powołać się na nieprawidłowość w rodzaju braku obrączki czy niedostarczenia jakichś papierów. W skrajnej sytuacji, gdy trudno było liczyć na tak proste środki, pozostawało jeszcze wykazanie, że małżeństwo nie zostało skonsumowane. Wystarczało dodatkowo opłacić lekarza, który stwierdzi dziewictwo oraz świadków, którzy na własne uszy słyszeli narzekania, jak to mąż przechrapał całą noc poślubną. Mniej majętni mogli natomiast zmienić wiarę na luterańską, w której rozwód jak najbardziej istnieje – autor twierdzi nawet, że doprowadziło to do nienotowanego nigdzie indziej paradoksu, że połowa najzaciętszych prasowych obrońców katolickiej moralności i nierozerwalności aktu małżeńskiego była takimi właśnie „rozwodowymi lutrami".
Boy trafił ze swoimi felietonami w idealny moment. Właśnie w 1929 roku komisja pod przewodnictwem Karola Lutostańskiego ogłosiła projekt nowego prawa małżeńskiego, mającego obowiązywać na terenie całego kraju, a zawierającego między innymi wprowadzenie ślubów cywilnych oraz równouprawnienie majątkowe małżonków. Oboje mogliby dysponować wspólnym majątkiem, który w razie rozwodu bądź unieważnienia małżeństwa byłby dzielony po połowie, co miało powstrzymać (opisane zresztą w książce) przypadki pozbawiania byłej żony całego majątku. Małżeństwo cywilne mogłoby się oczywiście kończyć rozwodem, po spełnieniu pewnych zasad w rodzaju odpowiednio długiej separacji. Reakcja Kościoła i sprzyjających mu kręgów była jednak gwałtowna, a oskarżenia o chęć doprowadzenia do upadku cywilizacji i ogólnej rozpusty na tyle mocne, że rząd polski, bojąc się cokolwiek w tej sprawie przedsięwziąć, odłożył projekt ad acta i sprawa pozostała nieuregulowana aż do wybuchu II wojny światowej.
Oprócz wartości publicystycznych znajdziemy w tej książce wiele zabawnych anegdot, najciekawsza wydawała mi się opowieść o tym, jak to masoni nie chcieli przyjąć Żeleńskiego w swoje szeregi, gdy wypytywał o taką możliwość.
Czy jednak „Dziewice konsystorskie" to już tylko obrazek z przeszłości, który nie przystaje do współczesności? Wprawdzie państwa europejskie uznają dziś śluby cywilne i, co za tym idzie, rozwody (niedawno, bo w 2011 roku zalegalizowała je ultrareligijna Malta), toteż problem wielu małżeństw jest dużo prostszy do rozwiązania, lecz ci, którzy chcą choćby formalnie spełniać reguły swego wyznania, nadal nie mają łatwej sytuacji. A sprawy o unieważnienie nie stały się ponoć o wiele czystsze niż niemal 90 lat temu.[2] Procesy nadal stanowią pranie brudów przed komisją księży i zakonnic, ciągną się wiele lat i nie są specjalnie tanie. Czy spowiedzi świadków zaraz po procesie nadal są praktykowane, nie sposób się jednak dowiedzieć.
Dziewice Konsystorskie on line, na stronie portalu Wolne Lektury
-----------
[1] Recenzowana sztuka miała premierę 7 grudnia 1928, jak podaje teatr Ateneum w spisie premier na swojej stronie internetowej: https://teatrateneum.pl/?page_id=372
[2] Cezary Pazura już dwa razy uzyskał unieważnienie kościelnego ślubu, za pierwszym razem głównym powodem było to, że jego żona przed ślubem chodziła do psychologa. Zgodnie z niedawno wprowadzonymi przepisami, bliżej nieokreślona niedojrzałość psychiczna może być powodem unieważnienia. Aktor Jacek Borkowski w zasadzie przyznał w prasie, że na procesie opisał swój rzekomo rozwiązły tryb życia na prośbę żony, która koniecznie chciała rozwodu a adwokat twierdził, że przy takim powodzie będzie łatwiej go uzyskać.
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/jak-wziac-koscielny-rozwod/q1zp6f4
Po kościelnym rozwodzie są też Cejrowski, Majdan, Katarzyna Skrzynecka i Dariusz Kordek.
[Tekst ukazał się jako recenzja na Biblionetce, ale uznałem, że dotyczy tak ciekawej sprawy, że warto go wkleić i tutaj]
https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1040683
czwartek, 2 listopada 2017
Jakie są najodleglejsze gwiazdy widoczne gołym okiem?
Tak mnie ostatnio zaciekawiło - jakie są najdalsze gwiazdy które
jeszcze widać gołym okiem? Na początek postanowiłem przejrzeć "listy
gwiazd w gwiazdozbiorze" na Wikipedii. Nie jest to może dobre źródło,
ale wygodne do przeglądania bo listę można segregować wedle wybranych
wartości. Wypisałem przykłady gwiazd o jasności do 6,5 magnitudo i o
odległościach rzędu kilkunastu tysięcy lat świetlnych. Następnie
zacząłem szukać potwierdzeń że faktycznie są położone w takiej
odległości.
Tutaj pomocna okazała się strona universeguide.com która czerpie informacje z dwóch katalogów paralaks Hipparcosa - z 1997 i 2007 roku. Informacje z tabel Wikipedii najczęściej pochodziły z tego pierwszego przeglądu, drugi był więc jakąś weryfikacją, najczęściej ostro w dół.
Następnie przejrzałem podobne listy gwiazd w gwiazdozbiorach na universeguide.com, wypisując gwiazdy dla których w katalogu z 2007 roku podano kilkunatotysięcznolatoświetlną odległość.
Hipparcos to projekt sondy na orbicie okołoziemskiej, która robi zdjęcia gwiazd, porównując ich położenie na niebie w odstępach półrocznych. Mierzy ich ruchy własne względem tła, bada prędkość radialną, oraz mierzy zmiany położenia związane z paralaksą. Znając rozmiar ziemskiej orbity oraz wielkość kąta przesunięcia pozycji gwiazdy, można łatwo wyliczyć odległość do danej gwiazdy. Pierwszy katalog z 1997 roku opisywał parametry z dużą dokładnością dla 120 tysięcy gwiazd, i mniej dokładne dla ponad miliona. Dzięki lepszym technikom obróbki danych, z kolejnych obserwacji zestawiono w kolejnym katalogu dane dla 2,5 miliona gwiazd w zasięgu rozdzielczości kątowej.
Jego następczynią jest sonda Gaia, która ma obserwować odleglejsze gwiazdy z jeszcze większą rozdzielczością i dokładnością, ale jej katalogu odległości gwiazd jeszcze nie ma. Zapewne pomoże ona mocno poprawić poniższą listę.
Nie wykluczam, że w obu źródłach znalazły się jakieś błędy, w paru przypadkach wydaje się to wręcz oczywiste, niemniej w charakterze ciekawostki wrzucam tutaj listę bardzo odległych gwiazd które jeszcze widać gołym okiem. Pierwsza podana liczba to odległość z pierwszego źródła lub katalogu, a ta w nawiasie to wartość z nowszych źródeł.
* HD 8065 - Cefeusz - 32 616 ly - 6,0 M
- dla tej gwiazdy Hipparcos podał taką samą paralaksę w obu katalogach
*HD 188209 - Łabądź - 14 818 ly - 5,6 M
- Nie byłem w stanie potwierdzić tej odległości w innych źródłach. Gwiazda jest dość dobrze przebadana ze względu na zmienność która jest interesująca dla astrosejsmologów.
* TT Aquilae - Orzeł - 7955 (18 120) ly - 6,5-7,6 M
- gwiazda jest cefeidą więc aż prosiłaby się o zmierzenie odległości z zależności okres-jasność absolutna, ale takich danych nie znalazłem
* Chi Aurigae - Woźnica - 4077 (326 163) ly - 4,71
- podana w katalogu z 2007 roku odległość wydaje się absurdalnie wielka. Gwiazda w zasadzie znajdowałaby się poza galaktyką. Wyznaczona wtedy paralaksa leży jednak w granicy błędu pomiarowego, w zasadzie więc trudno powiedzieć jaka jest na prawdę. Może katalog paralaks z sondy Gaia rzecz rozstrzygnie.
* R Coronae Borealis - Korona Północna - 6040 (81 540) ly - 5,9
- Także tutaj druga zmierzona wartość wydaje się zbyt duża. Na podstawie szacunków jasności absolutnej dziś ocenia się odległość na bliższą tej pierwszej wartości.
Pozostałe:
* Chi2 Ori - Orion - 32 600 ly - (1800) 4,64 M
* HD 31327 - Woźnica - 11 643 *- 6,1 M
*HD 135591 - Cyrkiel -163 000 ly (3545) - 5,43
* HD 80558 (LR Velorum) - Żagiel - 19 176 ly (4291) - 5,83
* HD 191639 (BE Cap) - Koziorożec - 108 667 (2330)- 6,39
* HD 191877 - Lisek - 29 636 ly (6154) - 6,24
*HD 190603 (V 1768 Cyg) - Łabądź - 13 583 ly (5722) - 5,62
* Nu Aql - Orzeł - 11 643 (2835) - 4,64
* 9 Sge - Strzała - 14 174 * - 6,24
* P Cyg - Łabądź - 6272 (10 192) - 4,7
* 69 Cyg - Łabądź - 2764 (9060) - 5,93
* V 533 Car - Kil - 12 538 *- 4,59
* Teta Mus - Mucha - 108 667 (12 544) - 5,44
* Omicron Canis Majoris - Wielki Pies - 1976 (14 825) - 3,8
* Phi Cas (34 Cas) - Kasjopeja - 2329 (12 080) - 4,95
* Rho Cas (2 Cas) - Kasjopeja - 11 648 - 4,51
* V 731 Monocerotis - Jednorożec - 4796 (21 744) - 6,14
* 3 Gem - Bliźnięta - 6395 (14 181) - 5,75
Tutaj pomocna okazała się strona universeguide.com która czerpie informacje z dwóch katalogów paralaks Hipparcosa - z 1997 i 2007 roku. Informacje z tabel Wikipedii najczęściej pochodziły z tego pierwszego przeglądu, drugi był więc jakąś weryfikacją, najczęściej ostro w dół.
Następnie przejrzałem podobne listy gwiazd w gwiazdozbiorach na universeguide.com, wypisując gwiazdy dla których w katalogu z 2007 roku podano kilkunatotysięcznolatoświetlną odległość.
Hipparcos to projekt sondy na orbicie okołoziemskiej, która robi zdjęcia gwiazd, porównując ich położenie na niebie w odstępach półrocznych. Mierzy ich ruchy własne względem tła, bada prędkość radialną, oraz mierzy zmiany położenia związane z paralaksą. Znając rozmiar ziemskiej orbity oraz wielkość kąta przesunięcia pozycji gwiazdy, można łatwo wyliczyć odległość do danej gwiazdy. Pierwszy katalog z 1997 roku opisywał parametry z dużą dokładnością dla 120 tysięcy gwiazd, i mniej dokładne dla ponad miliona. Dzięki lepszym technikom obróbki danych, z kolejnych obserwacji zestawiono w kolejnym katalogu dane dla 2,5 miliona gwiazd w zasięgu rozdzielczości kątowej.
Jego następczynią jest sonda Gaia, która ma obserwować odleglejsze gwiazdy z jeszcze większą rozdzielczością i dokładnością, ale jej katalogu odległości gwiazd jeszcze nie ma. Zapewne pomoże ona mocno poprawić poniższą listę.
Nie wykluczam, że w obu źródłach znalazły się jakieś błędy, w paru przypadkach wydaje się to wręcz oczywiste, niemniej w charakterze ciekawostki wrzucam tutaj listę bardzo odległych gwiazd które jeszcze widać gołym okiem. Pierwsza podana liczba to odległość z pierwszego źródła lub katalogu, a ta w nawiasie to wartość z nowszych źródeł.
* HD 8065 - Cefeusz - 32 616 ly - 6,0 M
- dla tej gwiazdy Hipparcos podał taką samą paralaksę w obu katalogach
*HD 188209 - Łabądź - 14 818 ly - 5,6 M
- Nie byłem w stanie potwierdzić tej odległości w innych źródłach. Gwiazda jest dość dobrze przebadana ze względu na zmienność która jest interesująca dla astrosejsmologów.
* TT Aquilae - Orzeł - 7955 (18 120) ly - 6,5-7,6 M
- gwiazda jest cefeidą więc aż prosiłaby się o zmierzenie odległości z zależności okres-jasność absolutna, ale takich danych nie znalazłem
* Chi Aurigae - Woźnica - 4077 (326 163) ly - 4,71
- podana w katalogu z 2007 roku odległość wydaje się absurdalnie wielka. Gwiazda w zasadzie znajdowałaby się poza galaktyką. Wyznaczona wtedy paralaksa leży jednak w granicy błędu pomiarowego, w zasadzie więc trudno powiedzieć jaka jest na prawdę. Może katalog paralaks z sondy Gaia rzecz rozstrzygnie.
* R Coronae Borealis - Korona Północna - 6040 (81 540) ly - 5,9
- Także tutaj druga zmierzona wartość wydaje się zbyt duża. Na podstawie szacunków jasności absolutnej dziś ocenia się odległość na bliższą tej pierwszej wartości.
Pozostałe:
* Chi2 Ori - Orion - 32 600 ly - (1800) 4,64 M
* HD 31327 - Woźnica - 11 643 *- 6,1 M
*HD 135591 - Cyrkiel -163 000 ly (3545) - 5,43
* HD 80558 (LR Velorum) - Żagiel - 19 176 ly (4291) - 5,83
* HD 191639 (BE Cap) - Koziorożec - 108 667 (2330)- 6,39
* HD 191877 - Lisek - 29 636 ly (6154) - 6,24
*HD 190603 (V 1768 Cyg) - Łabądź - 13 583 ly (5722) - 5,62
* Nu Aql - Orzeł - 11 643 (2835) - 4,64
* 9 Sge - Strzała - 14 174 * - 6,24
* P Cyg - Łabądź - 6272 (10 192) - 4,7
* 69 Cyg - Łabądź - 2764 (9060) - 5,93
* V 533 Car - Kil - 12 538 *- 4,59
* Teta Mus - Mucha - 108 667 (12 544) - 5,44
* Omicron Canis Majoris - Wielki Pies - 1976 (14 825) - 3,8
* Phi Cas (34 Cas) - Kasjopeja - 2329 (12 080) - 4,95
* Rho Cas (2 Cas) - Kasjopeja - 11 648 - 4,51
* V 731 Monocerotis - Jednorożec - 4796 (21 744) - 6,14
* 3 Gem - Bliźnięta - 6395 (14 181) - 5,75
Subskrybuj:
Posty (Atom)