Pokazywanie postów oznaczonych etykietą choroby zakaźne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą choroby zakaźne. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 kwietnia 2018

Jeśli nie zabije cię borelioza, to zrobi to antybiotyk

Z pewnością każdy słyszał o takim przypadku - ktoś zaczyna chorować na nieokreśloną, długotrwałą chorobę. Stan ten przeciąga się, a chory wędruje od specjalisty do specjalisty, nie mogąc dowiedzieć się co mu właściwie jest. I czasem niestety daje się wówczas przekonać jakiemuś samozwańczemu specjaliście, że cierpi na tajemniczą chorobę X, a potem na jej niebezpieczną i drogą "terapię", po której wcale nie wygląda zdrowiej niż przedtem. Im bardziej niespecyficzne są objawy i im trudniejsza diagnoza, tym łatwiej jest przekonać potrzebującego, że musi cierpieć na tą właśnie tajemniczą chorobę. Ideałem byłaby choroba, której nie jest w stanie wykryć nikt poza tym cudotwórcą.
W ostatnich latach taką chorobą coraz częściej staje się realnie przecież istniejąca borelioza, którą to, jak się okazuje, łatwo jest pomylić z innymi dużo mniej znanymi chorobami. A taka pomyłka i niewłaściwa terapia mogą tylko pogorszyć sprawę.

Lekarze z Mayo Clinic w Rochester opisują przypadek kobiety, która przeszła ponaddwuletnią antybiotykoterapię w ramach leczenia boreliozy, której żadne badanie u niej nie potwierdziło.
Wedle relacji rodziny, kobieta już od dziecka miewała epizody bólu kolan, ale to przy szybkim wzroście nie jest niczym dziwnym. Mając 16 lat przeszła operację usunięcia woreczka żółciowego. Od tego czasu nawiedzały ją bóle brzucha i okresy złego samopoczucia. Objawy nasilały się aż w latach dorosłych przeszły w chroniczne bóle brzucha i innych partii ciała, połączone z kiepskim samopoczuciem psychicznym.
Kobieta chodziła od lekarza do lekarza, próbując ustalić co jej dolega, aż w 1996 roku trafiła do prywatnego gabinetu zajmującego się diagnozowaniem boreliozy. I jak łatwo się domyślić, zdiagnozowano u niej boreliozę przewlekłą, wymagającą przewlekłego leczenia. Od tego czasu wielokrotnie przeszła różnego typu badania diagnostyczne i za każdym razem wychodziły negatywne - 6 negatywnych badań EIA, 7 negatywnych Western blot, 4 negatywne badania PCR krwi, 5 negatywnych PCR moczu i jedno negatywne PCR płynu mózgowo-rdzeniowego. PCR to badanie wykrywające DNA czynnika chorobotwórczego. Dodatkowo przeszła jeszcze skan czynnościowy mózgu metodą MRI mający sprawdzać czy istnieją jakieś zmiany w układzie nerwowym, ale i to badanie nie przyniosło rozstrzygnięcia. Ponoć jedno z badań PCR krwi wykryło gen ospA charakterystyczny dla boreliozy, ale nie wykryło innych charakterystycznych, więc był to błąd laboratoryjny.

Mimo tych faktów, mimo iż pacjentka została przebadana najlepiej jak to tylko możliwe i nic nie wykazało u niej krętków boreliozy ani aktywnych ani kontaktu z nimi w przeszłości, gabinet i tak prowadził przewlekłą antybiotykoterapię oczekując ustąpienia objawów. Terapia trwała i trwała i właściwie nie wiadomo kiedy miała się zakończyć. Pacjentka najpierw zażywała doksycyklinę, potem przez osiem miesięcy ceftriakson, do którego dołączono potem klarytromycynę, minocyklinę i penicylinę G. W 1997 roku zastosowano cefotaksim w dawce 4 g co 8 godzin oraz w następnym roku dodatkowo doksycyklinę dożylnie.
Objawy ustępowały tylko w niewielkim stopniu i tylko na początku kolejnych terapii, jednak mimo upływu czasu pacjentka wcale nie czuła się dobrze. W końcu jej lekarz rodzinny stwierdził podczas okresowych badań drastycznie obniżoną ilość czerwonych krwinek i zaburzenia czynności wątroby, co mogło być skutkiem ubocznym stosowanych antybiotyków. Kurację przerwano. Ze względu na nawracające biegunki pacjentka została przyjęta do szpitala.

W szpitalu straciła przytomność i upadając złamała cewnik Groschonga, będący wszczepionym stale portem do wlewów dożylnych (prawdopodobnie używanym podczas antybiotykoterapii), po czym zmarła. W czasie sekcji stwierdzono zator zastawki serca wywołany dużym, infekcyjnym zakrzepem z końcówki cewnika. Upadek spowodował jego oderwanie, choć w zasadzie mogło do tego dojść w każdej chwili. W zakrzepie oraz we krwi stwierdzono grzyba Candida parapsilosis, ślady grzybicy stwierdzono też w płucach. Nie znaleziono natomiast śladów zapalenia mięśni, zapalenia nerwów, opon mózgowych czy mięśnia sercowego, które obserwuje się w przypadku przewlekłej, nieleczonej boreliozy. Także wykonane w klinice badania Western Blot i PCR nie wykryły tej bakterii.[1]

Jej przypadek nie jest niczym wyjątkowym.
Lisa Sanders, znana szerzej jako konsultantka medyczna serialu "Dr House", w przetłumaczonej na język polski książce "Zagadki medyczne i sztuka diagnozy" opisuje podobny przypadek. Kobieta w średnim wieku zaczęła doznawać bólu i sztywności kończyn, utrudniających poruszanie, nasilonych zwłaszcza nad ranem. Początek choroby był nagły, podobny do grypy, z lekką gorączką i ogólnym rozbiciem. Po kilku tygodniach prób wyleczenia "przeziębienia" trafiła do lekarza pierwszego kontaktu, który w związku z pojawieniem się objawów po wycieczce na łonie natury, zasugerował zarażenie boreliozą. Zastosowano antybiotyk przez miesiąc, ale objawy nie ustąpiły. Lekarz zalecił więc przedłużenie terapii o kolejny miesiąc, ale nic się nie zmieniło. Pacjentka trafiła więc do innego lekarza, który uznał, że to jakaś wczesna forma reumatyzmu i przepisał leki przeciwreumatyczne. Kobieta wyczytała jednak, że w razie przewlekłej infekcji leki te mogłyby pogorszyć sprawę, zaczęła więc szukać kolejnego lekarza.

Niedaleko siebie znalazła prywatny gabinet lekarza, ogłaszającego się jako specjalista od boreliozy. Jak łatwo się domyśleć, od razu rozpoznał u niej boreliozę i to przewlekłą, odporną, toteż jako leczenie zaproponował mieszankę antybiotyków. Co trzy-cztery miesiące, wobec skarg pacjentki, że nic się nie poprawia, zmieniał mieszankę na inny zestaw. Po każdej zmianie przez pewien czas wydawało się, że jest trochę lepiej, ale ostatecznie  nie następował żaden regres i pacjenta musiała stwierdzić, że w istocie nic z jej stanem się nie zmieniło.
Po upływie kilkunastu miesięcy zdesperowana kobieta zaczęła szukać innego lekarza. Trafiła do lekarki, która po przeanalizowaniu dokumentacji zaproponowała dwie diagnozy: albo faktycznie jest to wczesna forma reumatyzmu, którego pacjentka nie zaczęła w ogóle leczyć, będąc przekonaną, że choruje na infekcję, albo jest to pokrewna polimialgia. Na początek wykonano testy na obecność boreliozy, które niczego nie wykryły. Ponieważ diagnoza polimialgii jest trudna, lekarka przepisała kobiecie Prednizon, który w przypadku tej choroby powinien wywołać wyraźną poprawę. Brak takiej poprawy oznaczałby jednak reumatyzm.
Po dwóch dniach stosowania leku objawy ustąpiły.

W wielu krajach zachodnich liczne gabinety zajmują się niemal wyłącznie wmawianiem pacjentom z nieokreślonymi objawami, diagnozy przewlekłej boreliozy i terapią przy pomocy stosowanych przez długi czas dawek kilku antybiotyków, tak długo aż objawy nie ustąpią. Jeśli nie ustąpią, to tak długo aż pacjentowi skończą się pieniądze. Terapia tego rodzaju, zalecana przez stowarzyszenie ILADS, nie jest uznawana przez służby medyczne i traktuje się ją jako szkodliwe naciąganie.
Lekarze stosujący taką terapię mają na jej obronę mnóstwo dziwnych argumentów. Na przykład, że bakterie chowają się w organizmie i mogą być niewykrywalne żadnym badaniem, w związku z czym powinno się diagnozować przewlekłą boreliozę tylko na podstawie subiektywnych objawów (przy okazji podają tak długie listy możliwych objawów, że trudno znaleźć kogoś, kto nie miał kilku).
Pojawiają się w związku z tym dwa oczywiste pytania - jak udowodnić istnienie choroby, której cechą ma być niewykrywalność? Oraz jak odróżnić chorującego na nią od osoby, która choruje na zupełnie inną chorobę, dającą jedynie zbliżone objawy?

Istotne jest w tym przypadku, że antybiotyki nie są obojętne dla organizmu. Podawane długo i w dużych dawkach dają różne efekty toksyczne. Jeśli więc są podawane niepotrzebnie, to straty na zdrowiu są większe niż potencjalne korzyści. Antybiotyki makrolidowe przy dłuższym stosowaniu źle działają na serce, zwiększając ryzyko arytmii i nagłego zgonu sercowego. Chloramfenikol może wywołać anemię.[2] Znanym efektem antybiotykoterapii jest wyjałowienie przewodu pokarmowego, skutkujące zaburzeniami trawienia, biegunkami oraz większym ryzykiem grzybic. W przypadku przewlekłego podawania antybiotyków we wlewie dożylnym, z czasem problemem staje się znalezienie żyły, w którą jeszcze można się wkłuć. Niektórzy pacjenci donoszą o kilkudziesięciu wlewach podczas których stopniowo swoje właściwości traciły żyły rąk i nóg, aż trzeba było szukać dziwnych miejsc, w rodzaju żył podskórnych brzucha

Powstało kilka badań sprawdzających na co cierpią pacjenci uważający, że mają przewlekłą boreliozę. W jednym z takich badań na 788 pacjentów, którzy bądź otrzymali taką diagnozę gdzieś indziej bądź zdiagnozowali się sami, u 23% wykryto aktywną boreliozę, u kolejnych 20% ślady zachorowania w przeszłości a o 57% nie stwierdzono ani choroby ani śladów kontaktu z nią dawniej. Z tej ostatniej grupy większość osób cierpiała na zespół chronicznego zmęczenia.[3]
W drugim podobnym badaniu na 209 osób twierdzących, że mają przewlekłą boreliozę, faktycznie chorowało 21%, 19% chorowało w przeszłości a 60% nigdy nie chorowało. [4]
Oznacza to, że nawet co druga taka osoba nie miała z boreliozą nic wspólnego.

Istnieje kilka chorób przewlekłych, które dają objawy podobne do późnej boreliozy i które są często błędnie jako borelioza diagnozowane. Ponieważ antybiotyki ich nie leczą, objawy bólowe będą się utrzymywały mimo wielomiesięcznej terapii. Z drugiej strony niektóre leki używane przy leczeniu tych innych chorób nie są zalecane przy przewlekłych infekcjach, więc pacjent przekonany o byciu chorym na boreliozę nie będzie miał szansy przypadkiem się wyleczyć.
Jedną z tych chorób jest polimialgia reumatyczna. Należy do grupy chorób reumatycznych, ale atakuje głównie mięśnie, nie zaś stawy. Początek choroby często jest nagły, podobny do infekcji, chory nad ranem czuje bóle i sztywność mięśni karku, ramion, bioder i ud, utrudniające poruszanie. W miarę upływu dnia ból ustępuje ale pojawia się kolejnego ranka. Do tego dochodzi ciągłe uczucie zmęczenia i brak apetytu, czasem utrzymujący się stan podgorączkowy. Choroba pojawia się najczęściej u kobiet po 50 roku życia, często występuje u osób pochodzenia skandynawskiego.
Przebiega z pojawieniem się stanu zapalnego wokół stawów i wzmożoną działalnością białych krwinek, ale bez zwyrodnień w samym stawie.
U 12-15% chorych z czasem pojawia się olbrzymiokomórkowe zapalenie tętnic, najczęściej obejmujące tętnicę skroniową, wywołując bóle głowy, osłabienie mięśni szczęki, nadmierną tkliwość skóry twarzy i zaburzenia widzenia.  Niezdiagnozowane i nieleczone zapalenie tętnic daje groźne powikłania, włącznie ze ślepotą.
Leczenie polega na podawaniu prednizonu doustnie, poprawa pojawia się szybko, nawet w kilka godzin po pierwszej dawce, jednak zupełne wyleczenie wymaga podawania małych dawek nawet przez rok lub dłużej. W pewnym stopniu leczenie jest też diagnozą - u przeważającej większości chorych prednizon wywołuje zauważalną poprawę w ciągu trzech dni, brak takiej poprawy wskazuje na inne choroby o podobnym przebiegu.

Taką inną chorobą nie reagującą na prednizon jest fibromialgia, choć akurat takie rozpoznanie nie jest dla pacjenta pocieszające, bo nie ma zbyt dobrych metod leczenia. Jest chorobą układu nerwowego, który nieprawidłowo przetwarza informacje o bólu, objawem jest więc uogólniony ból pojawiający się bez przyczyny, nadmierna wrażliwość bólowa skóry, skurcze mięśni, problemy żołądkowo-jelitowe, osłabienie. Często pojawia się pogorszenie pamięci, złe samopoczucie psychiczne, objawy depresji i lękowe. W badaniach EEG stwierdza się podczas snu anomalny rytm alfa w fazie bez ruchów gałek ocznych, czyli w fazie, w której rytm ten nie powinien się pojawiać - może mieć to związek z często zgłaszanym objawem snu bez wypoczynku.
Charakterystyczną cechą jest nasilenie bólu przy ucisku tzw. punktów spustowych, osiemnastu miejsc na ciele, które w czasie choroby są szczególnie wrażliwe na nacisk.
Ze względu na nieokreślone przyczyny nie ma konkretnej metody leczenia. Steroidy i leki przeciwzapalne nie przynoszą poprawy, stosowane mogą być niektóre leki na bóle neuropatyczne jak pregablina i duloksetyna; gdy choroba jest połączona z depresją stosuje się antydepresanty.
Witamina B12

Objawy neurologiczne, łudząco podobne do późnych form boreliozy, może dawać też niedokrwistość złośliwa, czyli drastyczny niedobór witaminy B12. Ponieważ cząsteczka witaminy B12 jest dość duża i rozbudowana, bardzo ciężko jest ją wchłonąć do organizmu. Aby ułatwić ten proces, organizm wytwarza specjalny czynnik umożliwiający wchłanianie - pewne krótkie białko, które wytworzone przez śluzówkę żołądka aktywizuje się pod wpływem kwasu żołądkowego, po czym tworzy połączenie z witaminą, wchłaniane następnie w jelitach. Uszkodzenie komórek wydzielniczych w żołądku, na przykład z powodu choroby wrzodowej lub stanu zapalnego, powoduje zanik wydzielania czynnika wchłaniania, w efekcie nawet jeśli witamina jest obecna w jedzeniu, to nie zostaje wchłonięta. Silny niedobór wywołuje uczucie zmęczenia, osłabienie kończyn aż do bezwładu, parastezje i objawy psychiczne. Chorobę diagnozuje się badając poziom aktywnej formy witaminy B12 we krwi lub badając parametry rozmiaru krwinek, zaś leczy podaniem roztworu witaminy dożylnie.[5]

Do listy możliwych pomyłek doliczają się też typowe choroby reumatyczne, zwłaszcza te pojawiające się w młodym wieku, a nawet nerwice i depresja mogące wywoływać objawy psychosomatyczne. Jak widać właściwe zdiagnozowanie pacjenta z objawami mało konkretnymi jest trudne. Autorzy omawianego tu artykułu uważają, że w takiej sytuacji wielu pacjentów, którzy przewędrowali już ścieżki od reumatologa do neurologa i z powrotem woli być przekonanych, że to borelioza, bo to już jakiś konkret i to z dawaną chętnie nadzieją wyleczenia.

Przy czym oczywiście nie mówię, że nie ma problemu z chorymi cierpiącymi na nierozpoznaną, długo się rozwijającą boreliozę, którzy miewają problem aby prawidłowo zdiagnozować chorobę. Niestety niektórzy lekarze pierwszego kontaktu są w tej kwestii bardzo słabo poinformowani i bagatelizują podejrzenia pacjentów, biorąc je za histerię wywołaną naczytaniem się głupot w internecie. Tyle tylko, że w sytuacji mało specyficznych objawów i niezbyt dobrej dostępności do dobrych testów diagnostycznych, nierzadkie są patologie sięgające w drugą stronę, z wmawianiem przewlekłej, odpornej choroby, wymagającej długotrwałego, kosztownego i nierefundowanego leczenia w prywatnym gabinecie, osobie cierpiącej w rzeczywistości na coś zupełnie innego.
Jeśli po dłuższej terapii antybiotykami objawy nadal trwają i trwają, warto jednak rozważyć sprawdzenie innej wymienionej tu możliwości, i to najlepiej nie u specjalisty od wmawiania chorób, przypadkiem zarabiającego na prywatnych wizytach.
-------------
*  https://www.skepticalraptor.com/skepticalraptorblog.php/chronic-lyme-disease-myth-science/
*  https://pl.wikipedia.org/wiki/Niedokrwisto%C5%9B%C4%87_Addisona-Biermera
* https://pl.wikipedia.org/wiki/Olbrzymiokom%C3%B3rkowe_zapalenie_t%C4%99tnic
* https://en.wikipedia.org/wiki/Polymyalgia_rheumatica
https://patolodzynaklatce.wordpress.com/2016/05/30/o-niezwyklych-pozytkach-z-zucia-gumy/
* https://en.wikipedia.org/wiki/Fibromyalgia

[1] Robin Patel Karen L. Grogg William D. Edwards Alan J. Wright Nina M. Schwenk, Death from Inappropriate Therapy for Lyme Disease, Clinical Infectious Diseases, Volume 31, Issue 4, 1 October 2000, Pages 1107–1109,
[2]  https://www.forbes.com/sites/judystone/2015/11/09/common-antibiotics-cause-arrhythmias-death-and-everything-else/#3721733ed170

[3]  Steere AC, Taylor E, McHugh GL, Logigian EL. The overdiagnosis of Lyme diseas, JAMA , 1993, vol. 269 (pg. 1812-6)
[4]  Reid MC, Schoen RT, Evans J, Rosenberg JC, Horwitz RI. The consequences of overdiagnosis and overtreatment of Lyme disease: an observational study, Ann Intern Med, 1998, vol. 128 (pg. 354-62)
[5]  http://mfblasz.blogspot.com/2013/02/polineuropatia-niedoborowa-b12.html

wtorek, 18 listopada 2014

Gorączka krwotoczna w Polsce

Panikarskie doniesienia medialne wywołują w nas ostatnio coraz większy niepokój. Czy groźna, egzotyczna choroba dotrze do kraju? Czy będzie się szerzyć? Niepewnych sytuacji można uspokoić, że komunikacja naszego kraju z Afryką jest bardzo mała, a odmienny od afrykańskiego nawyk higieniczny nie sprzyja roznoszeniu choroby w naszych warunkach, zwłaszcza w sezonie chłodnym, gdy ludzie ubierają się szczelnie i noszą rękawiczki.
Natomiast gorączka krwotoczna w Polsce już jest obecna, tylko inna...

Wypadałoby objaśnić na sam początek, że nie ma takiej choroby jak "gorączka krwotoczna". Jest to mniej więcej taki sam nieścisły termin jak "sepsa" dotyczy bowiem zespołu objawów będących szczególną formą choroby, nie jest natomiast chorobą osobną. Nie można zarazić się sepsą, ani zaszczepić się na nią - można natomiast zaszczepić się na bakterie które w szczególnym przypadku w ciężkiej formie infekcji mogą wywołać sepsę.
Gorączka krwotoczna jest szczególną, ciężką formą infekcji wirusowej, w której następuje wzmożona przepuszczalność naczyń krwionośnych oraz zaburzenia krzepliwości, a więc bądź jej obniżenie bądź pojawienie się skrzepów w wielu miejscach. Objawem tego są martwice, krwawienia wewnętrzne i wybroczyny skórne, czasem także krwawienia zewnętrzne z naturalnych otworów ciała. Niektóre wirusy wywołują objawy dotyczące pewnych organów, jak płucny zespół krwotoczny, gdzie następuje obrzęk płuc, bądź nerkowy zespół krwotoczny, gdzie następuje uszkodzenie nerek.

Istnieje kilka grup wirusów wywołujących gorączki krwotoczne. Flawiwirusy to dość rozpowszechniona grupa wirusów, przenoszonych przez owady. Najbardziej znany i najczęściej występujący wirus z tej rodziny, mogący wywoływać gorączkę krwotoczną, jest wirus żółtej febry roznoszony przez owady. Objawy krwotoczne występują u 15% zakażonych i obejmują krwawe wymioty. Innym wirusem z tej grupy jest Gorączka Zachodniego Nilu wywołująca zapalenie mózgu, choć tutaj zespól krwotoczny jest raczej rzadki. Bardzo groźna jest też Denga, choć i tam zespól krwotoczny jest rzadki, częściej występując u ludzi zakażonych powtórnie innym szczepem; co roku zabija około 25 tysięcy ludzi na całym świecie. Na Syberii występuje jeszcze Omska gorączka krwotoczna, przenoszona przez nornice, ze śmiertelnością około 5-10%.

Filowirusy to mała, ale wyjątkowo groźna grupa, do której należą wirusy Ebola i Marburg. Ich rezerwuarem są prawdopodobnie małpy i owocożerne nietoperze, zaś większość epidemii miała swój początek od kontaktu z tymi zwierzętami. Ebola wydaje się być endemiczna dla środkowej Afryki, gdzie została po raz pierwszy wykryta i gdzie w ciągu ostatnich czterdziestu lat wywołała kilkanaście małych epidemii. Obecna, rozprzestrzeniająca się na ościenne kraje, jest wyraźnym znakiem, że nie docenialiśmy potencjału tej choroby. Wirus Marburg natomiast po raz pierwszy został wykryty w Europie, gdzie zawleczono go z małpami, rodzimie występuje natomiast w środkowej Afryce.

Rodzina Hantawirusów to obszerna grupa podobnych wirusów roznoszonych przez zwierzęta. Pierwszy raz wykryto je w Południowej Korei, badając przyczynę zachorowań wśród żołnierzy biorących udział w wojnie koreańskiej. Ponad trzy tysiące żołnierzy doznało nagłej gorączki, uogólnionego szoku i krwotocznego zespołu nerkowego. 10% z nich umarło. W 1976 roku udało się zidentyfikować jako winowajcę wirusa żyjącego zwykle w płucach myszy nornicy. Został nazwany hantawirusem od nazwy rzeki Hantan, w którym stwierdzono jego występowanie. Szybko zaczęto kojarzyć szereg podobnych chorób.

Hantawirusy żyją najczęściej w drobnych gryzoniach, jak nornice, myszy, szczuty czy wiewiórki. Zakażenie odbywa się najczęściej przez kontakt z odchodami, czy to świeżymi, czy też z pyłem zawierającym cząstki wysuszonych odchodów, dlatego zachorowania mogą pojawić się na przykład w wyniku zamiatania kurzu w budynku niedaleko lasu. Większość z nich nie jest szczególnie groźna - dużą śmiertelność rzędu 20% wywoływał wirus gorączki koreańskiej, czyli wspomniany wirus Hanta. Groźny był także wykryty w Stanach Zjednoczonych wirus Sin Nombre, który w 1993 roku wywołał małą epidemię w rezerwacie Indian Navajo, powodując obrzęk płuc. Początkowo śmiertelność szacowano na 50%, ale przesiewowe badania pozwalające wykryć zachorowania bezobjawowe zmniejszyły ją do 35%.
Może być pewnym zaskoczeniem informacja, że trzeci najgroźniejszy gatunek hantawirusa występuje w Europie - to tak zwany wirus Dobrava wyizolowany po raz pierwszy z myszy na Słowacji, sporadycznie pojawiający się na Bałkanach. Występuje rzadko, ale ma śmiertelność dochodzącą do 12%.

Cały szereg hantawirusów występuje na Syberii, przykładem wirusy Amur, Chabrowsk, wiele innych pojawia się w środkowej Azji, pojedyncze w Ameryce Pólnocnej i Południowej, jeden w Afryce.
W Europie występuje kilka rodzimych wirusów mogących wywołać groźne objawy. Oprócz wymienionego rzadkiego wirusa Dobrava, na uwagę zasługuje wykryty w Finlandii wirus Puumala.  Jego rezerwuarem jest nornica ruda. Najczęściej występuje w Skandynawii, częściowo w krajach bałtyckich a także w europie środkowej. Większość zachorowań przebiega bezobjawowo, czasem przypominają tylko zwykłą grypę. U części chorych wywołują jednak uszkodzenie nerek i krwawienia o dużym nasileniu, co w około 0,5% przypadków może kończyć się śmiercią. Tego typu nefropatie zakaźne wywołuje też wirus Saaremaa, po raz pierwszy wykryty na Słowacji, który wywołał zachorowania w Finlandii. W jego przypadku ryzyko śmierci z powodu gorączki krwotocznej to 0,1%.

Pojedyncze zachorowania wywoływane tymi dwoma wirusami notowano w całej Europie z wyjątkiem Polski, co przypisywano raczej słabej diagnostyce niż nieobecności czynnika chorobowego. W ostatnich latach to pierwsze przypuszczenie okazało się trafne.
W maju 2004 do szpitala trafia 40-letnia kobieta z małej wsi na Podkarpaciu, z wysoką gorączką, białkmoczem i krwiomoczem, oraz niewydolnością nerek. Zakażenie bakteryjne bądź uszkodzenie mechaniczne zostało wykluczone. Ponieważ z wywiadu wynikało, że niedługo przed zachorowaniem sprzątała stodołę, stojącą niedaleko lasu, zaś jej mąż potwierdził że często w stodole pojawiała się nornica ruda, wykonano badanie na obecność przeciwciał przeciw wirusowi Puumala, które dało wynik dodatni. Był to pierwszy wykryty przypadek zachorowania wywołanego tym czynnikiem, zwracającym uwagę, iż powinno się brać go pod uwagę w diagnostyce. W kolejnych latach choć zdarzyło się kilka podejrzanych przypadków, badań serologicznych nie wykonywano.

Następne zachorowania nastąpiły w 2007 roku i przybrały postać małej epidemii. Pierwszy przypadek miał miejsce wiosną w powiecie Dębickim, kolejnych 12 zdarzyło się w powiecie sanockim między wrześniem a grudniem, pojedyncze w sąsiednich powiatach, łącznie 19 przypadków. Wszystkie te osoby miały kontakt z kurzem i pyłem mogącym zawierać odchody nornicy rudej - u jednych wiązało się to z zamiataniem budynków gospodarczych, u innych ze zbieraniem chrustu. Dokładne badania wskazały że część przypadków dotyczyła wirusa Puumala, a część z wirusa Dobrava, przy czym zachorowania na ten drugi miały cięższy przebieg. U wszystkich tych osób po grypopodobnej fazie z wysoką gorączką, pojawiał się białkomocz i krwiomocz, niewydolność nerek u niektórych wymagająca dializowania, u jednej osoby niewydolność stała się przewlekła. Stan chorych oceniono jako ciężki lub poważny, tylko u kilku jako lekki. Ostatecznie jednak nie zanotowano żadnego zgonu.
W następnych latach zdarzało się po kilka zachorowań, znów na Podkarpaciu, będącym najwyraźniej obszarem endemicznym, zaś dla badaczy jasne stało się, że tamta epidemia nie była nagłym wzrostem zachorowań - po prostu od 2007 roku w przypadkach niewydolności nerek o nieznanej etiologii, zaczęto badać także przeciwciała przeciw-hantawirusowe, i stąd zaczęliśmy wiedzieć o tym, że zachorowania zachodzą.[1]

Ponieważ większość zachorowań na wymienione wirusy przebiega łagodnie lub bezobjawowo, albo z objawami przypominającymi grypę, prawdopodobne wydawało się, że zakażenie przeszło nieświadomie znacznie więcej osób, zaczęto zatem wykonywać przesiewowe badania u osób szczególnie narażonych, a więc u pracowników leśnych, osób pracujących z drobnymi gryzoniami i u osób mających podobne objawy ale dotychczas nie diagnozowanych.
W jednym z takich badań po zbadaniu w latach 2007-2009 94 osób bądź mających objawy podobne do zakaźnej nefropatii, bądź osób z ich otoczenia, bądź osób które miały podejrzane zachorowania w okresie gdy nie badano tego wirusa, wykryto przeciwciała u 21 osób [1]
W innym badaniu po spośród grupy 76 zoologów pracujących z drobnymi gryzoniami, przeciwciała znaleziono u 15. [2]
W kolejnym wykorzystano próbki surowicy oddawane przez leśników w ramach badań na boreliozę, wykrywając przeciwciała u 3 z Roztocza i u jednego z nadleśnictwa Puławy, pokazując że wirusy występują też bardziej na północ. [3]
Najnowszą sprawą było wykrycie w 2013 roku wirusa Puumala u nornic badanych w Instytucie Nauk o Środowisku w UJ w Krakowie. Przeciwciała świadczące o bezobjawowym przybyciu zakażenia wykryto u kilkunastu pracowników, u dwóch pojawiły się lekkie objawy grypopodobne. [4]

Zatem można z całą pewnością stwierdzić, że wirusy mogące wywołać zespół krwotoczny, występują w Polsce. Mała ilość badań nie pozwala dokładnie ocenić częstości występowania, ale zdają się koncentrować na Podkarpaciu. Ponieważ dopiero od niedawna badana jest ich obecność, bardzo możliwe że w przeszłości nastąpiło wiele zachorowań u leśników bądź rolników mających swe domy w pobliżu lasów, ale nie zostały rozpoznane jako wirusowe i pozostały "nefropatią o nieustalonych przyczynach". Może nawet kiedyś nastąpił z tego powodu zgon.
Hantawirusy Puumala i Dobrava na szczęście nie są przenoszone z człowieka na człowieka, nie mają więc potencjału rozprzestrzeniania się. Zachorowania występują głównie u osób narażonych na kontakt z gryzoniami lub ich odchodami, stanowią więc w pewnym stopniu ryzyko zawodowe.
-----------
* http://en.wikipedia.org/wiki/Viral_hemorrhagic_fever
* http://en.wikipedia.org/wiki/Hantavirus
* http://en.wikipedia.org/wiki/Hantavirus_hemorrhagic_fever_with_renal_syndrome
* http://en.wikipedia.org/wiki/Hantaan_River_virus
 
[1] Praca zbiorowa, Środowiskowe i epidemiologiczne uwarunkowania infekcji hantawirusowej (Gorączki krwotocznej z zespołem nerkowym – HFRS) w województwie podkarpackim – pierwszej w Polsce epidemii 2007–2008 roku – oraz zachorowań endemicznych, PMUR, Rzeszów 2009, 2
[2] M. Sadkowska-Todys, w. Gut et al.,  Ocena problemu występowania zakaże u ludzi hantawirusami na terenie Polski, ze szczególnym uwzględnieniem wirusa Puumula,  Przegl Epidemiol. 2007; 61: 497 - 503
[3] J.P. Knap et al.,Obecność przeciwciał anty-hantawirusowych u leśników Roztoczańskiego Parku narodowego i nadleśnictwa Puławy (makroregion lubelski). Doniesienie wstępne., Medycyna Ogólna, 2010, 16, (XLV), 2
[4] http://www.dziennikpolski24.pl/artykul/3231476,grozny-wirus-w-laboratorium-na-kampusie-uj,id,t.html?cookie=1

piątek, 12 września 2014

Wyczytane: Ebola, duchy i koniec świata

 Z czytanej właśnie książki:

Prorocy, głoszący koniec świata pojawiali się też, gdy wybuchały zarazy, tajemnicze, zabójcze, wybijające całe wioski i powiaty. Szczególnie bano się chorób które przywędrowały z Konga, uważanego za mroczną krainę makabry i czarów. Kongijską nazwano zarazę wywoływaną przez śmiertelnego wirusa ebola, który zabijał swoje ofiary wyjątkowo okrutnie i szybko, nie ostawiając niemal nadziei na ratunek.
Ludzie umierali w konwulsjach, straszni, nieprzytomni z bólu i gorączki, a życionośna krew wypływała z nich wszystkimi szczelinami ciała. Zwykle wirus przynosił śmierć tak błyskawicznie, że dotknięci chorobą nie byli w stanie nikogo zarazić. Kiedy jednak w roku dwutysięcznym, w którym według proroka Kibwetre miał nastąpić koniec świata, zaraza dotknęła kraj Aczolich, a także pięć powiatów na zachodzie kraju, przy granicy z Kongiem, wirus zabijał wolniej, bardziej podstępnie, sprawiając, ze ludzie zarażali się od siebie nawzajem.
Jako pierwsi padli jego ofiarą chłopi w niewielkiej wiosce Kikyo u podnóża gór Ruwenzori. Początkowo uznano, że zapadli na zwykłą w tych okolicach malarię. Dopiero gdy śmierć zaczęła zabierać ich krewnych i sąsiadów, którzy pomagali obmywać i grzebać zwłoki, wezwano lekarzy z Kampali. Ci stwierdzili, że najwyraźniej wirus ebola (wykryty po raz pierwszy w wymarłej wiosce nad brzegiem rzeki o tej właśnie nazwie) znów przekradł się zza kongijskiej granicy. Nabrali pewności gdy ustalili, że ci, którzy zmarli najwcześniej, upiekli i zjedli kozę zagryzioną przez jakieś dzikie zwierzę, najpewniej małpę.
Uczeni uważają, że zabójczy wirus od dawna żył w ostępach dżungli, zabijając głównie dzikie zwierzęta, głównie małpy. Zaatakował ludzi, gdy ci wdarli się do jego krainy, polując na zwierzynę i wyrąbując drzewa, by na ich miejscu zakładać domostwa i poletka. Przenosiły go nietoperze, których nie zabijał.

Naukowcy z niepokojem odkryli, że wirus, raz zaatakowawszy ludzi, stawał się coraz groźniejszy, coraz bardziej śmiercionośny. Zmieniał się, przystosowywał, doskonalił. Wciąż zadawał niechybną śmierć, ale nie unicestwiał już swoich ofiar tak szybko. Podobnie jak inny zabójczy wirus, wywołujący epidemię AIDS pozwalał, by zarażone nim osoby żyły dłużej i same przenosiły chorobę na innych.
W miasteczku Bundibugio wybuchła trwoga, gdy zaczęli tam zjeżdżać z okolicznych wiosek ludzie zarażeni wirusem ebola. Tubylcy odpędzali się od nich jak od trędowatych. Wystarczył wszak uścisk dłoni, by także zostać dotkniętym chorobą, na którą nie było lekarstwa. Właśnie ta niezwykła potęga i zjadliwość tajemniczego wirusa sprawiała, że wzbudzał on tak wielki lęk. Ludzie brali chorobę za karę Bożą, rzuconą na nich klątwę.
Przypomniałem sobie, że przecież Nora mieszkała przez jakiś czas w Bundibugio. Nie wspomniała jednak ani słowem, jak wyglądało życie miasteczka w czasie zarazy.
Aby zapobiec  rozprzestrzenianiu się choroby, wojsko wystawiło na drogach posterunki. Nikogo nie wpuszczało ani nie wypuszczało z miasteczka. Mieszkańcy, przekonani, że władze skazały ich na śmierć, przekradali się przez lasy, byle uciec z przeklętego miejsca. Uciekali nawet miejscowi lekarze i pielęgniarki, dla których opieka nad pacjentami oznaczała wyrok śmierci.
Prezydent Museveni wystąpił w telewizji z orędziem, w którym radził rodakom, by przynajmniej na jakiś czas nie witali się uściskiem dłoni. Podczas nabożeństw katoliccy księża przestali własnoręcznie podawać wiernym kumunikanty.
Przysłani z Kampali lekarze, odziani w ochronne skafandry, nakazali ludziom, by swoim zmarłym nie wyprawiali zwykłych pochówków, lecz by zaraz po śmierci pakowali ich do specjalnych worków i tak grzebali w ziemi. Muzułmańscy duchowni zwolnili wiernych z obowiązku obmywania zwłok. "To prawda, że Koran mówi nam, byśmy obmywali ciała zmarłych przed ich pogrzebaniem, ale święta Księga jeszcze surowiej zabrania nam odbierać życie sobie samym - ogłosił w Kampali świątobliwy hodżi Nsereko Mutumba. - A obmywanie ciał osób zmarłych z powodu wirusa ebola jest właśnie jak odbieranie sobie samemu życia".

Nieszczęśni mieszkańcy Bundibugio sami już nie wiedzieli, co robić. Nie obmywając ciał swoich zmarłych i nie dopełniając żałobnych rytuałów, może i chronili się przed zabójczym wirusem, ale narażali się na gniew duchów, które - nieodprawione w zaświaty - pozostawały w świecie żywych i mściły się na nich za wyrządzoną krzywdę. Za dowód wzięto w kraju Aczolich epidemię dżumy, która wybuchła tam niemal jednocześnie z atakiem wirusa ebola. Na przenoszoną przez pchły dżumę zapadały głównie kobiety. Mężczyźni, zgodnie z wioskowym zwyczajem zająwszy dla siebie łóżka, zmusili je do spania na glinianej podłodze.
- Kiedy na życie ludzi składa się tylko cierpienie, troska i nieustanny trud, łatwo jest im wmówić, że prawdziwy spokój i sprawiedliwość czekają ich dopiero po końcu świata, którego powinni wyczekiwać z radością - powiedział ksiądz Patrick ze szkoły imienia biskupa Kihangire w Kampali

Wojciech Jagielski "Nocni wędrowcy" s.228-231

Epidemia w Ugandzie w 2000 roku skończyła się na 420 zarażonych i 224 ofiarach, w tym samym roku inna epidemia wybuchła w Kongu zarażając 300 osób i pochłaniając 253 ofiary. Epidemie te uważano za najgorsze aż do teraz.
Strach przed apokalipsą był przyczyną powstania w Ugandzie kościoła Ruchu na rzecz przywrócenia Dziesięciu Przykazań Bożych, którego podstawowym celem było przetrwać zagładę przepowiedzianą na 1 stycznia 2000 i wejść do Nieba. Gdy zagłada nie nastąpiła, przywódcy ogłosili drugi termin 17 marca, zapraszając do głównej świątyni wszystkich niezadowolonych. Podczas nabożeństwa kościół spłonął z ponad 500 wiernymi. Władze początkowo sądziły, że było to zbiorowe samobójstwo, takie jak w Jonestown, jednak gdy okazało się że drzwi i okna zabito od zewnątrz gwoździami a na innych posesjach Ruchu znaleziono ponad dwieście zabitych na różne sposobów osób, stało się jasne że było to cyniczne masowe morderstwo.

Historia lubi się powtarzać - w lipcu niezależnie od już trwającej epidemii w Gabonie i Sierra Leone, w Kongu wybuchła druga epidemia Eboli, nie związana z tamtą. A zaczęło się od kobiety oprawiającej zabitą przez męża małpę, która zachorowała i była leczona w domu przez krewnych myślących że to malaria. Na razie skończyło się na 60 zarażonych i 35 ofiarach.
Straszna choroba.

Mam nadzieję że nie powstanie teraz nowa sekta Ebolowej Apokalipsy.

piątek, 2 sierpnia 2013

O niemoralnych i bałwochwalczych szczepieniach na ospę - ks. Piksa

Gdy szukając materiałów poszerzających poprzednią notkę o skutkach szczepień na ospę, z cytowanym starym artykułem o szczepieniach, ponownie zajrzałem w daleką przeszłość, aby znaleźć argumenty dawnych przeciwników szczepień, moje wrażenie że pewne rzeczy od tamtych czasów się nie zmieniły, pogłębiło się jeszcze bardziej. Zwłaszcza gdy w śląskim czasopiśmie wiedzy duchowej "Odrodzenie" będącym czymś w rodzaju połączenia Wróżki z Naszym Dziennikiem, odnalazłem tekst księdza Wincentego Piksy, o niemoralnych szczepieniach na ospę. Na temat samego Piksy nie ma zbyt wiele informacji - jego broszurka "O krzyczącej niedorzeczności i strasznej szkodliwości szczepienia ospy" z roku 1907 [1] była chętnie cytowana w pismach z kręgów spirytystyczno-teozoficznych lat 20. i 30.; prawdopodobnie został pochowany na cmentarzu Rakowieckim w 1927 roku.

Jego artykuł wzywający rodziców do nieszczepienia, zawiera dziwaczną mieszaninę domysłów i mitów, łącząc argumenty moralne, teologiczne i pseudomedyczne. Zresztą przekonajcie się sami:

 ODEZWA ks. Piksy przeciwko szczepieniu ospy z r. 1911.


Czem jest szczepienie ospy, wiemy wszyscy ze smutnego doświadczenia. Dużo daloby się o tem mówić, ale muszę krótko sprawić się na tem miejscu.
Wys. c. k. Rząd. zaprowadził szczepienie ospy w najlepszej, ale mylnej intencji, t. j. w tym celu, aby narodom wyświadczyć dobrodziejstwo, dać im ochronę od epidemji ospy, wedle twierdzenia lekarzy wiedeńskich i berlińskich, jakoby ospa była najstraszniejszą i nieuleczalną chorobą, a szczepienie chroniło od niej i by to wcale nieszkodliwe. Wielka to nieprawda i straszna pomyłka. 1 )
Ja niżej podpisany, zajmują się tą sprawą od 15 przeszło lat gorliwie, piszę do wysokich Władz, duchownej i świeckiej, do lekarzy i uczonych naszych, aby skasowano szczepienie, bo nie jest dobrodziejstwem a jego nieszczęściem dla narodu i grzechem ciężkim u Boga. Nie chcą mi wierzyć, dziwują się jedni, gniewają się drudzy na mnie i dokuczają mi. Tak to bywa na świecie, gdzie łatwiej coś zepsuć ale trudno naprawić; łatwo zrobić omyłkę ale przykro przyznać się do błędu i odwołać go, zwłaszcza przy braku pokory chrześcijańskiej miłości, prawdy i życzliwości dla bliźniego.
Ale przecież pisma moje zachwiały mocno tą razą szczepieniem, bo wykazały także i to że po wsiach dzieją się nadużycia; oporni bowiem bywają postrachem, groźba i karą pieniężną lub aresztem zmuszani do dawania swych dzieci pod nieszczęsną operację szczepnictwa, co być nie powinno w państwie konstytucyjnym, gwarantującym każdemu obywatelowi wolność osobistą (...) Gazety jednak o tem milczą, bo tego chce kilku potężnych obrońców szczepienia i ma posłuch u wielu, nawet u władz wysokich. Mądrej głowie, dość na słowie.
My zas milczeć nie możemy, bo sumienie głośno wola na każdego z nas: Powiedz o tem jeden drugiemu! Powiedz że szczepienie jest zostawione wolnej woli każdego i przymuszać do niego, jakąbądź groźbą lub karą nie wolno, gdyż tego zabraniają ustawy państwa!

Przeto, gdy przyjdzie termin szczepienia, i otrzymasz wezwanie, Kochany Rodaku! możesz podziękować za szczepienia i uwolnić się od utrapienia wielkiego, jeśli tylko zechcesz. W takim razie staw się bez dziecka, Ojcze lub Matko i powiedz p. fizykowi: Nie dam mego dziecka do szczepienia! Nie pozwolę go szczepić! Dlaczego? Bo ze szczepienia dzieci chorują, a Ja chcę, żeby moje było zdrowe, nie boję się kary za to, bo znam reskrypt Wys. c. k. Namiestnictwa z dnia 7 lipca 1903 L. 76,423, ani tei ospy się nie boję, bo łatwo się leczy i po niej zdrowie się polepsza! itd. Poczem, pokłoniwszy się odejdz do domu spokoiny, ze nic złego za ten opor Cię nie spotka i ciesz się dziękując Bogu, żeś sobie tak mędrze postąpił.

Teraz parę słów o ospie. Jest ona zdrowotnym procesem przyrody, która wyrzuca z ciala na wierzch skóry soki nieczyste, aby potem wyparowaly, słońce je wyciągnęło, powietrze zabrało, woda wymyła i t.d. i dziecko potem miało się lepiej, niz przedtem. Leczy się samo, bez lekarstw aptecznych i smarowideł, świeżem powietrzem i dyetą; otworz okno, by weszlo do izby świeze, czyste powietrze lub wynieś dziecko pod gołe niebo, do ogrodu i t.d. wykąp lub obmyj je w letniej wodzie, daj mu się napić wody czystej lub ze sokiem owocowym, nie dużo, ale częściej.
 Pokarmu nie dawać cały dzień lub i drugi, aż zapragnie jeść, bo żołądek potrzebuje odpoczynku i apetyt znika; gdy zaś przyjdzie ochota do jedzenia, dać nieco zupy, kaszki, owoców, ale nic z mięsa lub rosołu, żadnych ciastek i cukierków, żadnych napojów alkoholowych. I dziecko wyzdrowieje 3 ).
 Od ospy zaś chroni nie szczepienie, jak twierdzą ludzie zabobonni, choćby byli uczonymi, ale czystość i ochędostwo we wszystkiem: w powietrzu, w mieszkaniu, w bieliznie, w pokarmach, obmywanie i kąpanie. X. Kneipp radzil matkom, by parę razy w tygodniu na noc wdziewaly dziecku koszulkę mokrą zmaczaną w wodzie, czy to letniej, czy zirnnej, rano zas ją zdejmowały i dawaly koszulkę suchą i czystą po kąpieli lub obmyciu dziecka.
Z tego bywają dzieci zdrowiutkie.

Dopisek.
1. Trzej papieże: Leon XII., Grzegorz XVI. i Pius IX., duchowni i świeccy, uczeni, filozofowie, geometrzy, urzędnicy, profesorowie i t. d., a nawet sarni lekarze uczciwi, sumienni i światli, ci wszyscy potępili szczepienie ospy, jako bluźnierstwo przeciw najmędrszemu Stworcy, jako gwałcenie przykazań boskich (nie zabijaj, nie kalecz, nie kłam, nie oszukuj!) przestępstwo ustaw państwowych i praw rodzicielskich do opieki nad dziecmi;
jako wyzysk ludzkiej nieświadomości i łatwowierności, jako pogański starożytny zabobon przeciwny zdrowemu rozsądkowi moralnosci, doświadczeniu i samej sztuce lekarskiej i wiedzy naukowej, jako obskurantyzm, hamulec oświaty itd.

2. P. Jezus nauczał, że zdrowi nie potrzebują lekarza jeno chorzy, i prosty rozum to mówi, ze dzieci nie potrzebują szczepiciela, coby je ranil, zatruwał materją jadowitą i robił choremi; a rodzice mają święty obowiązek bronić i chronić od tego i wszelkiego złego wypadku.
       
3. Obrońcy i zwolennicy szczepienia nie mogli i nie mogą szczepienie ospy uzasadnić naukowo, a jednak uporczywie za niem obstawaja, dla czego? Wiedzą oni to dla siebie samych, ale nam powiedziec nie chcą i nie śmią, bo to rzecz niehonorowa; lecz my się tego domyślamy i za złe im to poczytujemy.
Brońmy dzieci niewinnych, a ospy się; nie bójmy, jak właśnie o tem przy końcu Odezwy była mowa. Bóg i prawda z nami !

4. Szanowny czytelniku ! podaj tą odezwę drugiemu i powiedz to dla miłosci Boga i bliźniego swego, dziesiątem i setnemu, coś dobre o z niej wyczytal, aby o tem i drudzy się dowiedzieli dla swej przestrogi.

5. Łaskawi, Wysocy, Panowie i Dygnitarze, duchowni i świeccy! raczcie czytac to i inne pisma moje i dzieła o tem przedmiocie traktujące, rozważyć racje pro et contra, protegować dobre sprawy a wykorzeniać złe: wszak na to czeka Was sąd boski i ludzki, nagroda i pochwala aut econtral - Szanowni pp. Lekarze, nie broncie szczepienia, lecz je potępcie za wzorem waszych przezacnych Koleg6w z fachu (dr. Maytzer, BiIfiner, Czarnowski, Drzewiecki, Klimaszewski etc.). uznajcie swój błąd w pokorze, a osiągniecie przebaczenie, cześć i wdzięczność od narodu.
Precz z bluźnierczym zbrodniczym zabobonem szczepienia ospy!! -
Ks. Wincenty Piksa
.


Prz. Red.: Tak pisał przed 14 laty ks. Piksa o szczepieniu ospy za czasów austrjackich. Dziś Sejm nasz obdarzył nas ustawą przymusowem szczepieniu ospy - sroższem od niewoli niemieckiej. Przymusowe bowiem szczepienie przeciwko którem zwracają się najlepsze umysły cywilizowanego świata całego jest niesłychanem pogwałceniem wolności człowieka, jest sprzeczne z konstytucją polską która wolność tą z jednej strony gwarantuje a z drugiej strony ci sami posłowie wolność tą znoszą wobec bezbronnych dzieci, lecz oni i lakarze sami nie mają nabożeństwa do szczepienia i nie poddawają o ile możności co dnia tej operacji obrzydliwej tak powszechnie zachwalanej! W Anglji np. już w r. 1912 zniesiono przymusowe szczepienie ospy a tylko polski Sejm i polscy lekarze w swej gorliwości trwają nadal w swem błędzie i dalszej uporczywosci - do czasu. Odzywamy się przeto do Sejmu i rządu, że jeśli narzucają gwałtem szczepienie ospy - niechaj też ponoszą odpowiedzialność za wszelkie wypadki powstające.

(1) Szczepienie krowianką, czy limfą zwierzęcą t.j. obrzydliwą ropą ospową z cielęcia na sztuczną ospę chorującego wziętą, pełną trupiego jadu i zarazków chorobotwórczych, od ospy nie chroni ale ją konserwuje i niekiedy szerzy wśród domowników i sąsiadów (dr. med Blumlein etc.) szkodzi zdrowiu i zagraża życiu (dr. med. Bilfinger etc.). Ospa zaś naturalna nie jest straszna  jest łagodna i względnie dla życia pożądana, latwo się leczu i łatwo jej zapobiedz można. Jeśli zaś lekarze o tem nie wiedzą, to bardzo źle. Szczepienia są potrzebne jak dziura w moście.

(3) Tak leczyli skutecznie setki i tysiące chorujących na ospę W. Prysznic. X. Kneipp, putkownik Spohr, dr. rned. Albu etc.[2]
I czego tu nie ma? Lekarze którzy się nie szczepią, szczepionka z trupim jadem, szczepienia jako pogański zabobon przeciwny prawom boskim będący grzechem ciężkim. I doktor Prysznic. Ospa jako naturalny sposób uwolnienia toksyn z organizmu, która jest dobra dla zdrowia i po niej człowiek jest zdrowszy, i która nie jest chorobą groźną - dla przypomnienia w 1911 roku na tą "niegroźną" chorobę podczas dużej epidemii w Łodzi, zmarło 1300 osób, z czego 1200 stanowiły dzieci do 12 lat. Dziś ksiądz z pewnością dobrze dogadałby się z tymi którzy za naturalny proces oczyszczania uważają anginę.
A sam ksiądz - od lat walczący z przeciwnikami, którzy mu przeszkadzają i utajniają jego pisma, bo nie jest to na rękę kilku potężnym osobom... Gdyby ten artykuł ze zmienionymi datami opublikować dziś, nikt nie zauważyłby  różnicy.
------------
[1] http://koha.wsd.rzeszow.pl/cgi-bin/koha/opac-detail.pl?bib=31978
[2] Odrodzenie. Miesięcznik poświęcony sprawom odrodzenia człowieka i badaniom zjawisk duchowych, Wrzesień 1925 SBC Katowice