środa, 25 kwietnia 2018

Jeśli nie zabije cię borelioza, to zrobi to antybiotyk

Z pewnością każdy słyszał o takim przypadku - ktoś zaczyna chorować na nieokreśloną, długotrwałą chorobę. Stan ten przeciąga się, a chory wędruje od specjalisty do specjalisty, nie mogąc dowiedzieć się co mu właściwie jest. I czasem niestety daje się wówczas przekonać jakiemuś samozwańczemu specjaliście, że cierpi na tajemniczą chorobę X, a potem na jej niebezpieczną i drogą "terapię", po której wcale nie wygląda zdrowiej niż przedtem. Im bardziej niespecyficzne są objawy i im trudniejsza diagnoza, tym łatwiej jest przekonać potrzebującego, że musi cierpieć na tą właśnie tajemniczą chorobę. Ideałem byłaby choroba, której nie jest w stanie wykryć nikt poza tym cudotwórcą.
W ostatnich latach taką chorobą coraz częściej staje się realnie przecież istniejąca borelioza, którą to, jak się okazuje, łatwo jest pomylić z innymi dużo mniej znanymi chorobami. A taka pomyłka i niewłaściwa terapia mogą tylko pogorszyć sprawę.

Lekarze z Mayo Clinic w Rochester opisują przypadek kobiety, która przeszła ponaddwuletnią antybiotykoterapię w ramach leczenia boreliozy, której żadne badanie u niej nie potwierdziło.
Wedle relacji rodziny, kobieta już od dziecka miewała epizody bólu kolan, ale to przy szybkim wzroście nie jest niczym dziwnym. Mając 16 lat przeszła operację usunięcia woreczka żółciowego. Od tego czasu nawiedzały ją bóle brzucha i okresy złego samopoczucia. Objawy nasilały się aż w latach dorosłych przeszły w chroniczne bóle brzucha i innych partii ciała, połączone z kiepskim samopoczuciem psychicznym.
Kobieta chodziła od lekarza do lekarza, próbując ustalić co jej dolega, aż w 1996 roku trafiła do prywatnego gabinetu zajmującego się diagnozowaniem boreliozy. I jak łatwo się domyślić, zdiagnozowano u niej boreliozę przewlekłą, wymagającą przewlekłego leczenia. Od tego czasu wielokrotnie przeszła różnego typu badania diagnostyczne i za każdym razem wychodziły negatywne - 6 negatywnych badań EIA, 7 negatywnych Western blot, 4 negatywne badania PCR krwi, 5 negatywnych PCR moczu i jedno negatywne PCR płynu mózgowo-rdzeniowego. PCR to badanie wykrywające DNA czynnika chorobotwórczego. Dodatkowo przeszła jeszcze skan czynnościowy mózgu metodą MRI mający sprawdzać czy istnieją jakieś zmiany w układzie nerwowym, ale i to badanie nie przyniosło rozstrzygnięcia. Ponoć jedno z badań PCR krwi wykryło gen ospA charakterystyczny dla boreliozy, ale nie wykryło innych charakterystycznych, więc był to błąd laboratoryjny.

Mimo tych faktów, mimo iż pacjentka została przebadana najlepiej jak to tylko możliwe i nic nie wykazało u niej krętków boreliozy ani aktywnych ani kontaktu z nimi w przeszłości, gabinet i tak prowadził przewlekłą antybiotykoterapię oczekując ustąpienia objawów. Terapia trwała i trwała i właściwie nie wiadomo kiedy miała się zakończyć. Pacjentka najpierw zażywała doksycyklinę, potem przez osiem miesięcy ceftriakson, do którego dołączono potem klarytromycynę, minocyklinę i penicylinę G. W 1997 roku zastosowano cefotaksim w dawce 4 g co 8 godzin oraz w następnym roku dodatkowo doksycyklinę dożylnie.
Objawy ustępowały tylko w niewielkim stopniu i tylko na początku kolejnych terapii, jednak mimo upływu czasu pacjentka wcale nie czuła się dobrze. W końcu jej lekarz rodzinny stwierdził podczas okresowych badań drastycznie obniżoną ilość czerwonych krwinek i zaburzenia czynności wątroby, co mogło być skutkiem ubocznym stosowanych antybiotyków. Kurację przerwano. Ze względu na nawracające biegunki pacjentka została przyjęta do szpitala.

W szpitalu straciła przytomność i upadając złamała cewnik Groschonga, będący wszczepionym stale portem do wlewów dożylnych (prawdopodobnie używanym podczas antybiotykoterapii), po czym zmarła. W czasie sekcji stwierdzono zator zastawki serca wywołany dużym, infekcyjnym zakrzepem z końcówki cewnika. Upadek spowodował jego oderwanie, choć w zasadzie mogło do tego dojść w każdej chwili. W zakrzepie oraz we krwi stwierdzono grzyba Candida parapsilosis, ślady grzybicy stwierdzono też w płucach. Nie znaleziono natomiast śladów zapalenia mięśni, zapalenia nerwów, opon mózgowych czy mięśnia sercowego, które obserwuje się w przypadku przewlekłej, nieleczonej boreliozy. Także wykonane w klinice badania Western Blot i PCR nie wykryły tej bakterii.[1]

Jej przypadek nie jest niczym wyjątkowym.
Lisa Sanders, znana szerzej jako konsultantka medyczna serialu "Dr House", w przetłumaczonej na język polski książce "Zagadki medyczne i sztuka diagnozy" opisuje podobny przypadek. Kobieta w średnim wieku zaczęła doznawać bólu i sztywności kończyn, utrudniających poruszanie, nasilonych zwłaszcza nad ranem. Początek choroby był nagły, podobny do grypy, z lekką gorączką i ogólnym rozbiciem. Po kilku tygodniach prób wyleczenia "przeziębienia" trafiła do lekarza pierwszego kontaktu, który w związku z pojawieniem się objawów po wycieczce na łonie natury, zasugerował zarażenie boreliozą. Zastosowano antybiotyk przez miesiąc, ale objawy nie ustąpiły. Lekarz zalecił więc przedłużenie terapii o kolejny miesiąc, ale nic się nie zmieniło. Pacjentka trafiła więc do innego lekarza, który uznał, że to jakaś wczesna forma reumatyzmu i przepisał leki przeciwreumatyczne. Kobieta wyczytała jednak, że w razie przewlekłej infekcji leki te mogłyby pogorszyć sprawę, zaczęła więc szukać kolejnego lekarza.

Niedaleko siebie znalazła prywatny gabinet lekarza, ogłaszającego się jako specjalista od boreliozy. Jak łatwo się domyśleć, od razu rozpoznał u niej boreliozę i to przewlekłą, odporną, toteż jako leczenie zaproponował mieszankę antybiotyków. Co trzy-cztery miesiące, wobec skarg pacjentki, że nic się nie poprawia, zmieniał mieszankę na inny zestaw. Po każdej zmianie przez pewien czas wydawało się, że jest trochę lepiej, ale ostatecznie  nie następował żaden regres i pacjenta musiała stwierdzić, że w istocie nic z jej stanem się nie zmieniło.
Po upływie kilkunastu miesięcy zdesperowana kobieta zaczęła szukać innego lekarza. Trafiła do lekarki, która po przeanalizowaniu dokumentacji zaproponowała dwie diagnozy: albo faktycznie jest to wczesna forma reumatyzmu, którego pacjentka nie zaczęła w ogóle leczyć, będąc przekonaną, że choruje na infekcję, albo jest to pokrewna polimialgia. Na początek wykonano testy na obecność boreliozy, które niczego nie wykryły. Ponieważ diagnoza polimialgii jest trudna, lekarka przepisała kobiecie Prednizon, który w przypadku tej choroby powinien wywołać wyraźną poprawę. Brak takiej poprawy oznaczałby jednak reumatyzm.
Po dwóch dniach stosowania leku objawy ustąpiły.

W wielu krajach zachodnich liczne gabinety zajmują się niemal wyłącznie wmawianiem pacjentom z nieokreślonymi objawami, diagnozy przewlekłej boreliozy i terapią przy pomocy stosowanych przez długi czas dawek kilku antybiotyków, tak długo aż objawy nie ustąpią. Jeśli nie ustąpią, to tak długo aż pacjentowi skończą się pieniądze. Terapia tego rodzaju, zalecana przez stowarzyszenie ILADS, nie jest uznawana przez służby medyczne i traktuje się ją jako szkodliwe naciąganie.
Lekarze stosujący taką terapię mają na jej obronę mnóstwo dziwnych argumentów. Na przykład, że bakterie chowają się w organizmie i mogą być niewykrywalne żadnym badaniem, w związku z czym powinno się diagnozować przewlekłą boreliozę tylko na podstawie subiektywnych objawów (przy okazji podają tak długie listy możliwych objawów, że trudno znaleźć kogoś, kto nie miał kilku).
Pojawiają się w związku z tym dwa oczywiste pytania - jak udowodnić istnienie choroby, której cechą ma być niewykrywalność? Oraz jak odróżnić chorującego na nią od osoby, która choruje na zupełnie inną chorobę, dającą jedynie zbliżone objawy?

Istotne jest w tym przypadku, że antybiotyki nie są obojętne dla organizmu. Podawane długo i w dużych dawkach dają różne efekty toksyczne. Jeśli więc są podawane niepotrzebnie, to straty na zdrowiu są większe niż potencjalne korzyści. Antybiotyki makrolidowe przy dłuższym stosowaniu źle działają na serce, zwiększając ryzyko arytmii i nagłego zgonu sercowego. Chloramfenikol może wywołać anemię.[2] Znanym efektem antybiotykoterapii jest wyjałowienie przewodu pokarmowego, skutkujące zaburzeniami trawienia, biegunkami oraz większym ryzykiem grzybic. W przypadku przewlekłego podawania antybiotyków we wlewie dożylnym, z czasem problemem staje się znalezienie żyły, w którą jeszcze można się wkłuć. Niektórzy pacjenci donoszą o kilkudziesięciu wlewach podczas których stopniowo swoje właściwości traciły żyły rąk i nóg, aż trzeba było szukać dziwnych miejsc, w rodzaju żył podskórnych brzucha

Powstało kilka badań sprawdzających na co cierpią pacjenci uważający, że mają przewlekłą boreliozę. W jednym z takich badań na 788 pacjentów, którzy bądź otrzymali taką diagnozę gdzieś indziej bądź zdiagnozowali się sami, u 23% wykryto aktywną boreliozę, u kolejnych 20% ślady zachorowania w przeszłości a o 57% nie stwierdzono ani choroby ani śladów kontaktu z nią dawniej. Z tej ostatniej grupy większość osób cierpiała na zespół chronicznego zmęczenia.[3]
W drugim podobnym badaniu na 209 osób twierdzących, że mają przewlekłą boreliozę, faktycznie chorowało 21%, 19% chorowało w przeszłości a 60% nigdy nie chorowało. [4]
Oznacza to, że nawet co druga taka osoba nie miała z boreliozą nic wspólnego.

Istnieje kilka chorób przewlekłych, które dają objawy podobne do późnej boreliozy i które są często błędnie jako borelioza diagnozowane. Ponieważ antybiotyki ich nie leczą, objawy bólowe będą się utrzymywały mimo wielomiesięcznej terapii. Z drugiej strony niektóre leki używane przy leczeniu tych innych chorób nie są zalecane przy przewlekłych infekcjach, więc pacjent przekonany o byciu chorym na boreliozę nie będzie miał szansy przypadkiem się wyleczyć.
Jedną z tych chorób jest polimialgia reumatyczna. Należy do grupy chorób reumatycznych, ale atakuje głównie mięśnie, nie zaś stawy. Początek choroby często jest nagły, podobny do infekcji, chory nad ranem czuje bóle i sztywność mięśni karku, ramion, bioder i ud, utrudniające poruszanie. W miarę upływu dnia ból ustępuje ale pojawia się kolejnego ranka. Do tego dochodzi ciągłe uczucie zmęczenia i brak apetytu, czasem utrzymujący się stan podgorączkowy. Choroba pojawia się najczęściej u kobiet po 50 roku życia, często występuje u osób pochodzenia skandynawskiego.
Przebiega z pojawieniem się stanu zapalnego wokół stawów i wzmożoną działalnością białych krwinek, ale bez zwyrodnień w samym stawie.
U 12-15% chorych z czasem pojawia się olbrzymiokomórkowe zapalenie tętnic, najczęściej obejmujące tętnicę skroniową, wywołując bóle głowy, osłabienie mięśni szczęki, nadmierną tkliwość skóry twarzy i zaburzenia widzenia.  Niezdiagnozowane i nieleczone zapalenie tętnic daje groźne powikłania, włącznie ze ślepotą.
Leczenie polega na podawaniu prednizonu doustnie, poprawa pojawia się szybko, nawet w kilka godzin po pierwszej dawce, jednak zupełne wyleczenie wymaga podawania małych dawek nawet przez rok lub dłużej. W pewnym stopniu leczenie jest też diagnozą - u przeważającej większości chorych prednizon wywołuje zauważalną poprawę w ciągu trzech dni, brak takiej poprawy wskazuje na inne choroby o podobnym przebiegu.

Taką inną chorobą nie reagującą na prednizon jest fibromialgia, choć akurat takie rozpoznanie nie jest dla pacjenta pocieszające, bo nie ma zbyt dobrych metod leczenia. Jest chorobą układu nerwowego, który nieprawidłowo przetwarza informacje o bólu, objawem jest więc uogólniony ból pojawiający się bez przyczyny, nadmierna wrażliwość bólowa skóry, skurcze mięśni, problemy żołądkowo-jelitowe, osłabienie. Często pojawia się pogorszenie pamięci, złe samopoczucie psychiczne, objawy depresji i lękowe. W badaniach EEG stwierdza się podczas snu anomalny rytm alfa w fazie bez ruchów gałek ocznych, czyli w fazie, w której rytm ten nie powinien się pojawiać - może mieć to związek z często zgłaszanym objawem snu bez wypoczynku.
Charakterystyczną cechą jest nasilenie bólu przy ucisku tzw. punktów spustowych, osiemnastu miejsc na ciele, które w czasie choroby są szczególnie wrażliwe na nacisk.
Ze względu na nieokreślone przyczyny nie ma konkretnej metody leczenia. Steroidy i leki przeciwzapalne nie przynoszą poprawy, stosowane mogą być niektóre leki na bóle neuropatyczne jak pregablina i duloksetyna; gdy choroba jest połączona z depresją stosuje się antydepresanty.
Witamina B12

Objawy neurologiczne, łudząco podobne do późnych form boreliozy, może dawać też niedokrwistość złośliwa, czyli drastyczny niedobór witaminy B12. Ponieważ cząsteczka witaminy B12 jest dość duża i rozbudowana, bardzo ciężko jest ją wchłonąć do organizmu. Aby ułatwić ten proces, organizm wytwarza specjalny czynnik umożliwiający wchłanianie - pewne krótkie białko, które wytworzone przez śluzówkę żołądka aktywizuje się pod wpływem kwasu żołądkowego, po czym tworzy połączenie z witaminą, wchłaniane następnie w jelitach. Uszkodzenie komórek wydzielniczych w żołądku, na przykład z powodu choroby wrzodowej lub stanu zapalnego, powoduje zanik wydzielania czynnika wchłaniania, w efekcie nawet jeśli witamina jest obecna w jedzeniu, to nie zostaje wchłonięta. Silny niedobór wywołuje uczucie zmęczenia, osłabienie kończyn aż do bezwładu, parastezje i objawy psychiczne. Chorobę diagnozuje się badając poziom aktywnej formy witaminy B12 we krwi lub badając parametry rozmiaru krwinek, zaś leczy podaniem roztworu witaminy dożylnie.[5]

Do listy możliwych pomyłek doliczają się też typowe choroby reumatyczne, zwłaszcza te pojawiające się w młodym wieku, a nawet nerwice i depresja mogące wywoływać objawy psychosomatyczne. Jak widać właściwe zdiagnozowanie pacjenta z objawami mało konkretnymi jest trudne. Autorzy omawianego tu artykułu uważają, że w takiej sytuacji wielu pacjentów, którzy przewędrowali już ścieżki od reumatologa do neurologa i z powrotem woli być przekonanych, że to borelioza, bo to już jakiś konkret i to z dawaną chętnie nadzieją wyleczenia.

Przy czym oczywiście nie mówię, że nie ma problemu z chorymi cierpiącymi na nierozpoznaną, długo się rozwijającą boreliozę, którzy miewają problem aby prawidłowo zdiagnozować chorobę. Niestety niektórzy lekarze pierwszego kontaktu są w tej kwestii bardzo słabo poinformowani i bagatelizują podejrzenia pacjentów, biorąc je za histerię wywołaną naczytaniem się głupot w internecie. Tyle tylko, że w sytuacji mało specyficznych objawów i niezbyt dobrej dostępności do dobrych testów diagnostycznych, nierzadkie są patologie sięgające w drugą stronę, z wmawianiem przewlekłej, odpornej choroby, wymagającej długotrwałego, kosztownego i nierefundowanego leczenia w prywatnym gabinecie, osobie cierpiącej w rzeczywistości na coś zupełnie innego.
Jeśli po dłuższej terapii antybiotykami objawy nadal trwają i trwają, warto jednak rozważyć sprawdzenie innej wymienionej tu możliwości, i to najlepiej nie u specjalisty od wmawiania chorób, przypadkiem zarabiającego na prywatnych wizytach.
-------------
*  https://www.skepticalraptor.com/skepticalraptorblog.php/chronic-lyme-disease-myth-science/
*  https://pl.wikipedia.org/wiki/Niedokrwisto%C5%9B%C4%87_Addisona-Biermera
* https://pl.wikipedia.org/wiki/Olbrzymiokom%C3%B3rkowe_zapalenie_t%C4%99tnic
* https://en.wikipedia.org/wiki/Polymyalgia_rheumatica
https://patolodzynaklatce.wordpress.com/2016/05/30/o-niezwyklych-pozytkach-z-zucia-gumy/
* https://en.wikipedia.org/wiki/Fibromyalgia

[1] Robin Patel Karen L. Grogg William D. Edwards Alan J. Wright Nina M. Schwenk, Death from Inappropriate Therapy for Lyme Disease, Clinical Infectious Diseases, Volume 31, Issue 4, 1 October 2000, Pages 1107–1109,
[2]  https://www.forbes.com/sites/judystone/2015/11/09/common-antibiotics-cause-arrhythmias-death-and-everything-else/#3721733ed170

[3]  Steere AC, Taylor E, McHugh GL, Logigian EL. The overdiagnosis of Lyme diseas, JAMA , 1993, vol. 269 (pg. 1812-6)
[4]  Reid MC, Schoen RT, Evans J, Rosenberg JC, Horwitz RI. The consequences of overdiagnosis and overtreatment of Lyme disease: an observational study, Ann Intern Med, 1998, vol. 128 (pg. 354-62)
[5]  http://mfblasz.blogspot.com/2013/02/polineuropatia-niedoborowa-b12.html

piątek, 13 kwietnia 2018

Drobne rośliny kwiatowe (12.) - jasnota purpurowa

To jedna z mniej znanych roślin, która zaczyna kwitnąć już dość wczesną wiosną.

Liście nieco podobne kształtem do pokrzywy, ale bardziej zaokrąglone, mniejsze i wyraźnie owłosione. Te na szczycie pędu dodatkowo podbarwione na różowawo. Kwiaty jasnofioletowe z zauważalnymi od spodu długimi, chowającymi się pod hełmiastą koroną pręcikami z ciemniejszymi zakończeniami.
Trochę podobna jest zakwitająca nieco później jasnota plamista, w której dolne płatki kwiatu zawierają wyraźne czerwone żyłkowanie, która nie podbarwia się na purpurowo a pośrodku jej listków może pojawiać się biała plama (wyprowadzono z niej wiele dekoracyjnych odmian).

Jasnota purpurowa to typowa roślina ruderalna, częsty chwast w uprawach warzyw. Jest miododajna, więc jej wczesne zakwitanie ma duże znaczenie dla uaktywniających się kolonii pszczół. Młode listki mogą być spożywane w wiosennych sałatkach, choć nie są za bardzo smaczne. Jako zioło lecznicze ma działanie żółciopędne i wykrztuśne, w pewnym stopniu też uspokajające i rozkurczowe.

Jej pędy, zwłaszcza w pełni rozwoju, wydzielają niezbyt przyjemny zapach. Olejek eteryczny destylowany z rośliny zawiera wyjątkowo dużo germakrenu D, ciekawego związku o 10-kątnym pierścieniu węglowodorowym, zawartego też w olejku ylangowym. Przypisuje się mu właściwości przeciwbakteryjne, przeciwgrzybiczne i przeciwnowotworowe.[1]

------
[1]  https://ayurvedicoils.com/tag/general-uses-of-germacrene-d

wtorek, 3 kwietnia 2018

1939 - O ocieplaniu się ziemskiego globu


W dyskusjach na temat zmian klimatycznych co i rusz pojawia się teza, że to nowy wymysł naukowców, coś o czym wcześniej się nie mówiło, w związku z czym jest to sprawa niesprawdzona, za słabo przebadana. Często powtarzanym mitem jest twierdzenie, że ponoć kiedyś mówiono o "ocieplaniu klimatu" a teraz ponoć więcej jest mowa o "zmianach klimatycznych" jakby nie było pewne, w którą stronę zachodzą zmiany. W dyskusjach przewija się opinia, że mówienie o ociepleniu to moda a nie wynik odkryć naukowych.  No bo jak wiadomo, jeśli my o czymś wcześniej nie słyszeliśmy, to tego nie było.

Tymczasem grzebiąc w starej prasie nie miałem problemu ze znalezieniem informacji o obserwowaniu ocieplenia klimatu jeszcze w czasach przedwojennych. Poglądy na temat przyczyn były wówczas nieco inne, ale samo zjawisko jest odnotowywane w prasie codziennej, skierowanej do przeciętnych ludzi, już od początków XX wieku.
Jednym z lepszych przykładów może być ten artykuł z 1939 roku:

Zagadki klimatu Ziemi
Wzrost energii słońca spowodował złagodzenie klimatu naszego globu

   Na oceanie Arktycznym znajduje się kilkadziesiąt stacyj meteorologicznych, które powstały w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Stacje te prowadzą stałe obserwacje temperatury, opadów, ruchu lodów etc. co w sumie daje obraz klimatu regionów polarnych. Założone przez rząd sowiecki stacje polarne mają służyć celom dalszym, głownie zaś zorganizowaniu sieci informacyjnej i wykryciu warunków i dróg, umożliwiających bezpośrednią komunikację morską poprzez ocean Lodowaty i cieśninę Beringa z Ameryką Północną.
   Rezultaty stałych obserwacyj i badań prowadzonych przez meteorologów znajdujących się na tych stacjach, dały uboczny wynik, ciekawy ze względów naukowych. Na podstawie tych pomiarów rosyjski profesor, Berg, fizyk stwierdził, iż Południowa granica wiecznych lodów przesunęła się na północ.W związku z czym dało się zauważyć ocieplenie powietrza oraz wód, gdyż w okolicach polarnych pojawiły się ryby i zwierzęta, które bytowały dotąd w rejonach bardziej wysuniętych na południe. Dalej podkreśla prof. Berg, iż w roku 1936-ym lato było bardzo ciepłe we wschodniej Grenlandii, a pokrywa lodowa znikła w połowie lipca aż do 72 stopnia, czego nie obserwowano nigdy jeszcze w tych okolicach.
   Od 1921 roku mnożyły się raporty meteorologów donoszących o stałym ocieplaniu się klimatu w rejonach arktyki. Rzeki północnej Syberii zamarzają później niż zwykle, lody zaś ruszają wcześniej, ptaki przylatują wcześniej, niż w ubiegłych dziesięcioleciach. Sto lat temu trzeba było wiercić studnie w Mezeniu (Syberia Północna) w zlodowaciałej, twardej jak granit ziemi; obecnie zmieniło się to a w roku 1933 obliczono, iż najniższy stopień zamarzania przesunął się o 40 klm. na północ od Mezenia.
  Ale - jak twierdzi prof. Berg - ogólne złagodzenie klimatu nastąpiło nie tylko w okolicach Arktyki, lecz na całym globie ziemskim. Przeciętna temperatura podniosła się nie tylko w północnej Europie i Ameryce, lecz także na półkuli południowej - w Santiago (Chile) w Buenos Aires (Argentyna), w Kapsztadzie (Afryka Południowa), w Bombaju, nawet na wyspie Jawie.
   Wytłumaczenia ścisłego i dokładnego tego zjawiska nie potrafiła jeszcze dać nauka. Niektórzy uczeni wysunęli hipotezę, że w morzach północnych nastąpiło przesunięcie ciepłego prądu Golfstromu. Gdyby tak było, to - twierdzą inni uczeni - nie wystarczyłby jeszcze ten fakt do wytłumaczenia wzrostu ciepłoty na półkuli południowej i w okolicach podzwrotnikowych. Profesor Berg podaje ze swojej strony, jako jedną z przyczyn, wzrost energii słonecznej i zmiany w składzie powietrza otaczającego ziemię, które sprawiły, iż tropo i stratosfera stały się bardziej przepuszczalne dla promieni słonecznych. Ale i on twierdzi w końcu, że całe to zjawisko zawiera dużo jeszcze punktów ciemnych i tajemnych, których nauka nie może wyjaśnić i wytłumaczyć.
    Obserwacje meteorologiczne z innych punktów globu  potwierdzają zgodność zjawisk klimatycznych, które wywołały ogólną zmianę temperatury. znajdujemy się za tym w okresie ogólnego ocieplenia. Jak długo będzie trwał ten proces, na to nie mogą dać odpowiedzi uczeni, ograniczając się na razie do stwierdzenia faktu.

[Łodzianin nr. 57 Niedziela 26 lutego 1939, Łódzka Biblioteka Cyfrowa http://bc.wimbp.lodz.pl/Content/71066/Lodzianin1939_no_057a.pdf ]

Co ciekawsze, podpowiedź co do innych możliwych przyczyn obserwowanych zmian pojawia się w tej samej gazecie, pod artykułem, gdzie w krótkiej notatce autor opisuje energię słońca zgromadzoną pod ziemią w formie złóż węgla, która teraz jest uwalniana przez człowieka.

Wprawdzie hipotezę, iż spalanie paliw kopalnych i wzrost zawartości dwutlenku węgla w powietrzu, którego właściwości gromadzenia energii cieplnej z promieniowania zaobserwował eksperymentalnie, wysunął już w 1898 roku Svante Arrhenius, ale przez długi czas efekt ten był nie doceniany. Nie było za bardzo wiadomo jaka jest czułość klimatu na ten gaz, to jest jak duży musi być wzrost zawartości, aby średnia temperatura globu wzrosła o stopień. Na podstawie ogólnego stężenia oceniano, że efekt jest słaby, dlatego przyczyn obserwowanych zmian szykano w zmianach aktywności słońca lub siły magnetyzmu. Było to w tym czasie o tyle prawdopodobne, że obserwowana aktywność słońca rosła. Jednak począwszy od lat 70. następne maksima aktywności były coraz słabsze, a przyrost temperatur zamiast zahamować, wystrzelił w górę jeszcze wyraźniej.

Co do informacji podanych w artykule - Mezeń to miasto w obwodzie Archangielskim, w pobliżu zatoki mezeńskiej na północ od stolicy obwodu, nad rzeką o tej samej nazwie, w pobliżu Morza Białego. Wedle nowszych danych linia wiecznej zmarzliny, to jest obszaru z ciągłą warstwą gruntu zamarzającego na dłużej niż rok, przesunęła się już poza cieśninę łączącą Morze Białe z Oceanem Arktycznym. W okolicy Mezenia zmarzlina ma już postać izolowanych wysp, głównie w miejscach porośniętych lasem, większe obszary pojawiają się nad samym morzem na zachód od miasta, obszary z ciągłą zmarzliną pojawiają się już na półwyspie Kanin.

Jeśli zaś chodzi o pokrywę lodową latem, to w ostatnich latach zwykle cała mieści się powyżej 75 stopni szerokości geograficznej a podczas minimum z roku 2012 większość mieściła się powyżej 80 stopni:

W porównaniu z minimami notowanymi w latach 20. różnica jest spora:
zasięg lodu w sierpniu 1926 (link)

czwartek, 22 marca 2018

1938 - Cud w Chustkach

Takie zdarzenie:

Radom. Słynna już dziś w całej Polsce miejscowość Chustki pod Radomiem, gdzie na figurze Matki Boskiej po znieważeniu jej przez bezbożnika wystąpiła krew, odwiedzana jest licznie przez tłumy pielgrzymów.
Mieszkańcy Chustek żyją od chwili nadprzyrodzonego zjawiska w podnieceniu, graniczącym z ekstazą, ani chwili nie odstępują miejsca, gdzie ustawiona jest statua. Nastrój czegoś niecodziennego, nadprzyrodzonego udziela się każdemu przybyszowi. Tych zaś przybyło w ciągu kilku dni przeszło 20.000.
W samej wsi Chustki zaprzestano wszelkich zabaw. Mieszkańcy gromadzą się koło figury i ozdabiają ją kwiatami. Z wielką niecierpliwością oczekiwane jest orzeczenie komisji kościelnej, która przeprowadza skrupulatne badania.
Figura Matki Boskiej, z której trysnęła krew, stoi przy szosie radomsko-kieleckiej w odległości 20 km od Radomia. Statuę tę ufundował w roku 1898 właściciel sąsiedniego majątku śp. Kisielewski, a miejsce, gdzie ustawiono figurę, sprzedał później p. Siudakowi. Postać Matki Boskiej wykonana jest artystycznie i zwraca powszechne zainteresowanie przejezdnych. Mieszkańcy wsi Chustki oraz mieszkańcy wiosek sąsiednich już od kilku lat otaczali przydrożną figurę specjalnym kultem.
[ Orędownik na powiaty Nowotomyski i Wolsztyński 14 czerwca 1938 r. WBC]

Cud w Chustkach należał do zdarzeń wywołujących w tych latach największe zainteresowanie, na granicy histerii. W połowie maja dwie dziewczynki zauważyły na twarzy starej, artystycznie wykonanej figury Matki Boskiej czerwoną plamę koło jednego oka. Po zawiadomieniu mieszkańców wsi początkowo próbowano zetrzeć plamę, ale pojawiła się znowu. Tymczasem wieść o cudzie zaczęła się rozchodzić. Krwawe łzy uznano za niechybną zapowiedź wojny lub końca świata, co w nerwowej atmosferze politycznej po zajęciu Austrii przez Hitlera miało uzasadnienie. W szczycie zainteresowania pod figurę przybywało 15 tysięcy pielgrzymów dziennie, czasem blokowali pobliskie drogi.
Szybko pojawiła się opowieść o tym, jak to jakiś niezidentyfikowany "bezbożnik" rzucił w figurę kamieniem a plama pojawiła się w miejscu gdzie trafił. Pojawiały się doniesienia o chorych twierdzących, że zostali uzdrowieni, oraz o rzucaniu pieniędzy pod figurę. W końcu zniecierpliwieni przedstawiciele diecezji postanowili zbadać sprawę:

Nie było cudu we wsi Chustki
Sandomierska Kurja Diecezjalna podaje do wiadomości:
"Wobec ogromnego poruszenia jakie wzbudziło w okolicznej ludności zjawisko zaczerwienienia części twarzy Matki Boskiej znajdującej się we wsi Chustki, powiatu koneckiego, na prośbę Sandomierskiej Kurii Diecezjalnej, Państwowy Zakład Higieny dokona analizy chemicznej i spektroskopowej zaczerwienionych cząstek piaskowca na obecność krwi. Krwi w badanym materiale nie stwierdził. Stwierdzono natomiast zabarwienie barwnikiem anilinowym. Zabarwienie to pochodzi prawdopodobnie z papierowego kwiatka rozmokłego na deszczu, ludność bowiem wsi i wielu miast naszych ma pobożny zwyczaj wieńczyć w miesiącu maju figury Matki Boskiej żywymi i sztucznymi kwiatami.
[Gazeta Kartuska, 5 lipca 1938]

-----
* Kronika Diecezji Sandomierskiej nr.7/8 1938

piątek, 9 marca 2018

Słucham czasem - Stevie Reich

Skoro blog jest o wszystkim, to teraz będzie także o muzyce.

Na kompozycje Steviego Reicha mogliście się przypadkiem natknąć, gdy zostały użyte w filmach lub serialach. Należą do najbardziej znanych kompozycji muzyki współczesnej, będąc przy tym bardziej przystępnymi niż wiele utworów uczestników Warszawskiej Jesieni.

Jeśli chodzi o muzyczny gatunek, Reich startował z pozycji muzyki minimalistycznej, opartej o proste motywy, które w ramach kompozycji są wielokrotnie powtarzane. Efekty muzyczne są tworzone poprzez stopniowe modyfikowanie fraz lub dodawanie nowych instrumentów, przez zmiany rytmiki czy techniki w rodzaju przesunięć fazowych czy wykorzystania wspólnych wielokrotności. Ponieważ muzycy z tej grupy, która ukształtowała się jako nurt w latach 60. w większości odebrali klasyczne wykształcenie kompozytorskie, początkowo były to kompozycje na klasyczne instrumenty: fortepian, skrzypce, czy na orkiestrę symfoniczną. Z czasem wielu z nich zainteresowało się efektami elektronicznymi, natomiast Reich zajął się wykorzystaniem efektów perkusyjnych.
Do najbardziej znanych minimalistów należy Philip Glass, zajmujący się też tworzeniem muzyki filmowej, oraz Terry Rilley.

Ostatecznie styl Reicha przyjął charakterystyczną formę, w której krótkie powtarzalne frazy nakładają się na siebie w dość szybkim rytmie, komponuje w tym stylu do dziś ( ma 82 lata).
Nie wszystkie utwory są udane.
"Four Organs" z 1970 to niezbyt urozmaicona kompozycja oparta o stałe powtarzanie tej samej frazy, tylko granej coraz wolniej, na czterech organach elektronicznych. Wydłużanie akordu granego z pewnym przesunięciem przez wszystkich czterech grających z czasem rozbija melodię, kończąc się nieprzerwanym dźwiękiem. Nie dziwię się opisywanym reakcjom publiczności, która po kilku minutach zaczynała wołać, żeby już skończyli.
Znana "Pendulum music" to raczej zabawa - utwór został skomponowana na cztery mikrofony, zawieszone na kablach różnej długości nad głośnikami; wychylone i puszczone, w różnym momencie sprzęgają się z głośnikami a za wszystkie efekty odpowiada nakładanie się okresów.

Najbardziej podobają mi się utwory bardziej rozbudowane, z wyczuwalną kompozycją. Prosty "Violin Phase" oparty głownie o przesunięcia fazowe frazy granej na dwóch skrzypcach (tu w dodatku wdzięcznie zilustrowany tanecznie):

"Eight Lines" w którym pewna fraza jest przekształcana i rozbijana na fragmenty przez osiem instrumentów:

Bardziej rozbudowany "Sextet" rozpisany na fortepiany, bębny i ksylofony:

"Electric Counterpoint" na gitarę elektryczną:
I najbardziej rozbudowana kompozycja, łącząca w pewnym sensie dwie poprzednie "Music for 18 musicians":
Miłego słuchania.

niedziela, 18 lutego 2018

Daty lustrzane

Zauważyliście może kiedyś, że zapis daty danego dnia ma taką właściwość, że daje się go tak samo odczytać od końca? Takie daty nazywane są lustrzanymi lub palindromowymi i stanowią dużą rzadkość. Ostatnim takim dniem był 21 lutego 2012.

Oczywiście dotyczy to zapisu stosowanego u nas, w Europie, gdzie najpierw podaje się liczbę dnia, potem miesiąca a potem roku. Z tego wynika, że dla drugiego tysiąclecia naszej ery dni takie przypadają w lutym:
01.02.2010
02.02.2020
03.02.2030
04.02.2040
05.02.2050
06.02.2060
07.02.2070
08.02.2080
09.02.2090
10.02.2001
11.02.2011
12.02.2021
13.02.2031
14.02.2041
15.02.2051
16.02.2061
17.02.2071
18.02.2081
19.02.2091
20.02.2002
21.02.2012
22.02.2022
23.02.2032
24.02.2042
25.02.2052
26.02.2062
27.02.2072
28.02.2082
29.02.2092 (rok ten jest przestępny)

Oprócz lutego w tym tysiącleciu daty lustrzane będą też pojawiały się w grudniu, ale to już w XXII wieku, na przykład 18.12.2181, ostatnią będzie 29.12.2192.

W następnym tysiącleciu, daty lustrzane dotyczyć będą marca począwszy od 10.03.3001, w 4 tysiącleciu dni kwietnia, w piątym dni maja, w szóstym dni czerwca, w siódmym dni lipca, w ósmym dni sierpnia a w dziewiątym tysiącleciu dni września. Październikowe daty lustrzane już nastąpiły w II wieku np. 12.10.0121, a listopadowe minęły w XII wieku, przy czym wyróżnia się 11.11.1111.
Najpóźniejsza data lustrzana możliwa w takim układzie, to 29.09.9092.

W amerykańskim sposobie zapisu dat, liczba miesiąca jest zapisywana przed liczbą dnia (02.18.2018). Zapis ten zmienia ilości i lata dat palindromicznych, na przykład w tym stuleciu możliwe są tylko daty 02.02.2020, 03.02.2030, 04.02.2040, 05.02.2050, 06.02.2060, 07.02.2070, 08.02.2080, 09.02.2090, 10.02.2001, 11.02.2011, 12.02.2021 - po jednym drugim dniu miesiąca na dekadę. W następnych stuleciach wygląda to podobnie - 12 dni w trzecim, czwartym, piątym, szóstym, siódmym, ósmym i dziewiątym stuleciu. Ostatnią tak zapisaną datą jest 09.29.9290.

W zasadzie można by ciągnąć dalej - po dziesiątym tysiącleciu liczba roku staje się pięciocyfrowa, w związku z czym punkt symetrii przesuwa się na pierwszą liczbę roku, na przykład osiemnasty lutego roku dwanaście tysięcy osiemdziesiątego pierwszego 18.02.12081. Nikt pewnie nie będzie sobie tym wówczas zaprzątał głowy.



piątek, 2 lutego 2018

1931 - Katastrofa autobusu w Bydgoszczy


Autobus stoczył się w nurty rzeki.
Bydgoszcz. W niedzielę rano wydarzyła się w Bydgoszczy nad rzeką Brdą straszna katastrofa autobusowa, która pociągnęła za sobą 6 śmiertelnych ofiar w ludziach. W wąskim skrawku ulicy, naprzeciw gmachu poczty znajduje się postój autobusów, utrzymujących stałą komunikację między Bydgoszczą a szeregiem okolicznych miast i miasteczek.
Autobus p. Niewidzewskiego z Fordonu, wiozący 18 pasażerów, w chwili wjeżdżania na ulicę Frankego zaczął się staczać w tył, skutkiem silnej gołoledzi, wprost ku rzecze. Szofer autobusu, Gawczyński, usiłował dodać "gazu", by w ten sposób autobus pchnąć naprzód jednak wszystkie jego wysiłki pozostały bezskuteczne.
W ostatniej chwili, gdy samochód znalazł się tuż nad brzegiem Brdy, szofer, jak również właściciel Niewidzewski, pełniący funkcje konduktora zdołali z wozu wyskoczyć i w ten sposób uratować się.
Autobus wraz z pasażerami wpadł do rzeki i zanurzył się w wodzie po dach. Wewnątrz samochodu poczęły się dziać dantejskie sceny. Jeden z pasażerów zdołał otworzyć drzwi autobusu i wypłynąć na powierzchnię rzeki. Reszta poczęła się tłoczyć do otwartych drzwiczek samochodu, przez które momentalnie dostała się woda, zalewając wnętrze aż po strop. Trzech jeszcze pasażerów
zdołało wydobyć się i wypłynąć na wierzch, reszta straciwszy wskutek zachłyśnięcia się wodą przytomność, zaczęła tonąć.
Zaalarmowano straż pożarną, która przybywszy na miejsce, odrąbała siekierami dach samochodu i przez uczyniony w ten sposób otwór, wydobyła 8 pasażerów, nawpół już przytomnych, których zdołano przywrócić do życia. Na dnie autobusu leżały
zwłoki 6 zatopionych pasażerów.
Na miejsce katastrofy zjechała się komisja śledcza.                                                                      [Orędownik Ostrowski 27.01.1931 WBC Poznań]
Co ciekawsze, do najgorszej katastrofy autobusowej w przedwojennej Polsce, doszło w dość podobny sposób - w 1928 roku autobus na linii Białystok-Warszawa wpadł w poślizg i przełamując barierki wpadł do starorzecza Bugu. Utonęło wtedy 28 osób.
----------
* Zdjęcia i dodatkowe informacje o wypadku: http://www.expressbydgoski.pl/bydgoszcz/retro/a/autobus-wpadl-do-brdy-utopilo-sie-6-osob,11718067/