wtorek, 29 stycznia 2013

Biblia słowem Boga

Jeśli sądzicie że to będzie wpis ewangelizacyjny, to grubo się mylicie.

W dyskusjach światopoglądowych podejście do kwestii wiary stanowi sprawę niejednokrotnie najważniejszą. Zasadniczo ludzie mogą mieć różne poglądy, ale wiarę powinni mieć, i to najlepiej tą dominującą. Pokazują to dobrze wyniki ankiet - w USA więcej osób zgodziłoby się na prezydenta geja niż na niewierzącego, niezależnie zresztą od rodzaju wyznania. Dyskusje na temat tego, czy Bóg jest, czy też nie, są bardzo żarliwe i w większości nierozstrzygalne, ja zaś w niniejszym wpisie skupię się na jednym z wątków - na kwestii Biblii.

Biblia stanowi dla chrześcijan podstawę dla wiary, sceptycy wysuwają jednak argument, że na dobrą sprawę nie bardzo wiadomo na ile jest to księga prawdziwa. Przez długi czas obowiązkowym nurtem, było traktowanie dosłownie wszystkiego co zostało tam napisane, w efekcie za heretyka uznany mógł być zarówno ten, kto twierdził że ziemia porusza się wokół słońca, jak i ten który wątpił w wiek Adama czy w to, że Tobiasz miał psa.  W miarę postępu nauki i archeologii krytyczna analiza Biblii zaczynała coraz śmielej kwestionować różne obszary pojmowania, przez co znaczna część treści jest dziś rozumiana metaforycznie. Stąd też powstają spory odnośnie tego na ile i czy tekst tej księgi ma być prawdziwy a tym samym na ile uzasadnia wiarę.
Należy przy tym rozbić tą "prawdziwość" na dwa obszary - zdarzeń historycznych i zdarzeń cudownych. Nikt nie modli się do podręcznika historycznego, bo fakty są nie do wiary a do wiedzy. Z drugiej strony poza pewnymi grupkami neopogan nikt nie wyznaje religii greckiej, tak przecież barwnie opisanej w obszernych mitologiach. W przypadku Biblii podania o zdarzeniach historycznych mieszają się z podaniami o cudach, co przez wielu jest traktowane łącznie. Stąd też w odpowiedzi na krytykę, pojawiły się rozmaite sposoby dowodzenia o tym, że tekstowi tej księgi należy ufać. Co niektóre tutaj sceptycznie omówię.

Biblia jest prawdziwa, bo tak napisali w Biblii
To zaskakujące ale jednym z najczęstszych argumentów za prawdziwością Biblii jest to, że jej prawdziwość jest opisana w Biblii. Może nie zawsze rzecz jest przedstawiana w tak oczywistej formie, ale wiele torów myślowych w istocie się do tego sprowadza. Weźmy na przykład taki, z którym się raz spotkałem:
Biblia jest prawdziwa, bo jest Słowem Boga (a Bóg by nie kłamał) --> Biblia jest Słowem Boga bo wielokrotnie tak napisano w Biblii --> To że tak napisano jest prawdą, bo Biblia jest prawdziwa (etc. w nieskończoność).
KSIĘGA RODZAJU ZACZYNA SIĘ OD SŁÓW :’ BÓG POWIEDZIAŁ ‘, 9 RAZY W PIERWSZYM ROZDZIALE . ZWROT ‘ TAK MÓWI PAN ‘ ,POJAWIA SIĘ 23 RAZY W OSTATNIEJ KSIĘDZE STAREGO TESTAMENTU – PROROCTWIE MALACHIASZA. TAK WIĘC ‘ BÓG MÓWI’ OD KSIEGI RODZAJU DO MALACHIASZA ‘PAN PRZEMÓWIŁ’ POJAWIA SIĘ 560 RAZY W PIERWSZYCH 5 KSIĘGACH BIBLII. IZAJASZ TWIERDZI  CONAJMNIEJ 40 RAZY ŻE JEGO WIADOMOŚCI POCHODZĄ DOKŁADNIE OD PANA :EZECHIEL 60 ,A JEREMIASZ 100 RAZY ‘ PAN PZREMÓWIŁ’ POJAWIA SIĘ W STARYM TESTAMENCIE CO NAJMNIEJ 3800 RAZY PAN JEZUS POWOŁAŁ SIĘ NA  CONAJMNIEJ 24 RÓŻNYCH KSIĄG STAREGO TESTAMENTU – TO PRAWDA – ON DOKŁADNIE JE ZACYDOWAŁ . TO SĄ FAKTY ,KTÓRE BEDĄ MIAŁY ZNACZENIE DLA OSOBY Z OTWARTYM SERCEM , CO NIE ZNACZY ,ŻE MUSISZ ODRZUCIĆ SWÓJ UMYSŁ , BY W NIE UWIERZYĆ .LECZ JEŚLI NIE CHCESZ UWIERZYĆ , TO NIC CIĘ NIE PRZEKONA .[1]
Takie argumenty, które same siebie dowodzą, nazywamy błędnym kołem. Są one tyleż prawdziwe co blok mieszkalny postawiony na własnym dachu i z tym światem nie mający punktów stycznych. Nie potrzebują żadnych potwierdzeń zewnętrznych i nie przejmują się zaprzeczeniami bo podpierają się wnioskami wysnutymi z siebie. Niczym wąż żywiący się swym ogonem. Jak zaraz pokażę, bardzo duża ilość argumentacji opiera się w istocie na tej absurdalnej zasadzie.

Biblia jest prawdziwa, bo spełnia wszystkie proroctwa biblijne
Argument ten przybiera często formę rachunku prawdopodobieństwa. Niejaki Hugh Ross ocenia, że w Biblii wymienionych jest 2500 proroctw, z czego 2000 się spełniło. Następnie nie wiedzieć jak oblicza prawdopodobieństwo przypadkowego i niezależnego spełnienia się ich wszystkich, stwierdzając iż przypadkowe spełnienie się tych proroctw jest niesamowicie mało prawdopodobne (dokładnie jedna szansa na 10^2000). Najbardziej zastanawia mnie tutaj jak oszacować prawdopodobieństwo spełnienia się proroctwa - gdyby prorok zapowiedział, że w pewnym małżeństwie urodzi się chłopiec, to szansa odgadnięcia wynosi z grubsza 1:2. Gdyby dodał że nada się mu imię Jakub to szansę można by szacować statystyczne na podstawie średniej wieloletniej częstości nadawania imion - Jakub jest najpopularniejszy od lat z częstością około 7% [2], więc szansa to z grubsza 7:100 * 1:2. Jak jednak oszacować prawdopodobieństwo tego, że za kilkaset lat urodzi się Mesjasz?
Jednym z ocenianych proroctwo jest to, że urodzi się w Betlejem - przypomnę tutaj że spośród ewangelistów dwóch nic o tym nie wie, a pozostali nie mogli się dogadać jak to miało się odbyć.
W dodatku te szacunki zakładają, że proroctwa byłyby zdarzeniami niezależnymi - a więc wydanie na śmierć miałoby być niezależne od  wykonania wyroku, co jest bardzo ryzykowne i nie sprawdzalne.
Tak czy siak znów w większości argument ten opiera się na Biblii - proroctwa z jednej części tej księgi spełniły się, co wiemy z drugiej części tej księgi. Prawdziwość jednej części księgi jest dowodzona przez drugą, zaś drugiej dowodzi to, że spełnia zapowiedzi tej pierwszej. Znów zatem powracamy do argumentu, że Biblia jest prawdziwa bo tak napisali w Biblii.
Powiedzmy że jakiś jasnowidz napisze w książce, że jako nastolatek przewidział, że ożeni się z Marianną i potem to się sprawdziło - mogłoby to stanowić dowód jego jasnowidzenia, gdyby tylko to pierwsze proroctwo było znane z jakiegoś innego źródła. Jeśli tak nie jest mamy prawo podejrzewać, że zostało ono wymyślone po fakcie. Tutaj jest podobnie.
Upadek Babilonu został zapowiedziany przez proroków - skąd wiemy że przed tym zdarzeniem pojawiło się proroctwo? Z Biblii. A czy tak na prawdę było? No przecież Biblia jest prawdziwa. Jest bo przepowiednia o upadku Babilonu się sprawdziła, na pewno - wiemy to z Biblii...

Jest jeszcze jedna sprawa - w często cytowanym artykule wymienionych jest 13 spełnionych proroctw. Jedno jest bardzo zabawne:
  1. W V wieku p.n.e. prorok o imieniu Zachariasz oznajmił, że Mesjasz zostanie zdradzony za cenę niewolnika - trzydzieści sztuk srebra, zgodnie z prawem żydowskim, jak rownież, że pieniądze te zostaną użyte do kupna pola cmentarnego dla biednych ludzi spoza Jerozolimy (Zachariasz 11:12-13). Zarówno Biblia jak i świeccy historycy podają, że Judasz Iskariot otrzymał trzydzieści srebrników za zdradzenie Jezusa. Wymienione źródła wskazują również na to, że pięniądze te zostały użyte do nabycia pola garncarza, na cmentarz dla cudzoziemców (Mateusz 27:3,10).
    (Prawdopodobieństwo przypadkowego spełnienia = 1 do 10
    11.)[3]
Niestety rzecz wygląda inaczej - to jedynie Mateusz twierdzi w Ewangelii, że te zdarzenia zostały zapowiedziane przez Zachariasza. Natomiast w odpowiedniej księdze, w rozdziale jedenastym Zachariasz opisuje jak hodując owce dla handlarzy, stracił do nich cierpliwość i zwolniwszy trzech pasterzy wymówił pracę, łamiąc laskę-przymierzę, po czym powiedział handlarzom aby mu wypłacili zapłatę. Dali mu 30 srebrników które za radą Pana wpłacił do świątynnej skarbony. Nie ma tam słowa o kupowaniu ziemi na cmentarz dla cudzoziemców, ani o sprzedawaniu niewolników. Jedynie liczba srebrników się zgadza.
Aha - i nie ma ówczesnych świeckich źródeł które potwierdzają historię Judasza.
Jeśli tak wyglądają te spełnione proroctwa, to ja dziękuję za takie wyliczenia.

Biblia jest prawdziwa bo opisuje prawdziwe zdarzenia historyczne
Już pisałem, że kwestię rozbieranej na czynniki pierwsze "prawdziwości" tekstu Biblii można rozumieć dwojako - jako autentyczność całości, włącznie z wierzeniami autorów, bądź autentyczność dokumentu. To trochę jak ze sztukami Shakespeare'a - te które wydał za życia są uznawane za autentyczne jako dzieło, w odróżnieniu od różnych "zaginionych sztuk" pojawiających się w kolejnych wiekach i będących fałszerstwami. Zarazem jednak nie musi być prawdziwa treść tych sztuk - Ryszard III nie był pokręcony i szalony i zapewne nie zabił swych bratanków.
Jak się to ma do Biblii?

Jeśli rozpatrywać ją jako tekst napisany przez starożytnych Semitów, i opisujący zdarzenia z ich perspektywy, może być źródłem historycznym o pewnych zdarzeniach jakie wydarzyły się w tamtych czasach. Potwierdzić można na przykład takie zdarzenia jak wyprowadzenie Żydów z Jerozolimy (587 p.n.e.), pewna stela potwierdzałaby też opisaną w księgach królewskich wojnę z Moabitami w IX wieku p.n.e., wiele wydarzeń z czasów późniejszych znajduje swoje odzwierciedlenie w innych źródłach. Ale wojny, podboje, panowania królów itp. to zdarzenia historyczne. A z drugą grupą - zdarzeniami religijnymi, cudownymi?
Niestety takich potwierdzić się nie da. Pod tym względem wiarygodność różnych źródeł historyczna jest podobna - opowieści o cudach zrządzonych przez Bogów pojawiają się w świętych księgach najróżniejszych religii, ale nie uzyskują one przez to tylko potwierdzenia. Biblia miałaby zatem taką wartość jak kronika Galla Anonima - wprawdzie opisująca pewne faktyczne zdarzenia ale mieszająca je z mitami i legendami.

Biblia jest prawdziwa bo jest wyjątkowym dziełem
Tak na prawdę nie jest to żaden argument, ale powtarza się go tak często, że chyba wielu na prawdę sądzi, że wartość historiograficzną dzieła można oceniać po wartości literackiej.
Należy zwrcić rwnież uwagę na unikalną budowę Biblii. Jest ona wprawdzie zbiorem 66 ksiąg, napisanych przez ponad 40 rżnych pisarzy w przeciągu ponad 2,000 lat, jest jednak jedną Księgą, zawierająca w całości doskonałą zwięzłość.
Poszczeglni pisarze, w czasie pisania, nie orientowali się, że ich przesłanie zostanie włączone do tej Księgi, a każde z nich doskonale pasuje do całości i służy rwnocześnie swemu unikalnemu celowi jako część składowa całości. Każdy, kto pilnie studiuje Biblię, bedzie ciągle napotykać się na niesamowite struktutalne i matematyczne wzorce [pisownia oryginalna] [4]
Czyli dowodem ma być to, że pisano ją długo, przez różnych autorów a mimo to jest bardzo jednolita literacko? Pamiętajmy, że przez długi czas składały się na nią różne ustne opowieści, które dopiero w pewnym momencie skompilowano i spisano. Ślady kompilacji różnych zbliżonych podań dobrze zresztą widać, choćby po powtórzeniach tych samych historii - mamy dwie wersje Stworzenia, jedna po drugiej, dwie przemieszane wersje Potopu, dwie wersje 10 przykazań. Najwyraźniej odbiło się to na nierównej kompozycji takich ksiąg jak Księga Liczb czy Księga Praw.
Zarazem jednak bardzo wiele pism nie znalazło się w przyjętym kanonie - oprócz znanych dziś ok. 25 apokryfów Starego Testamentu (w tym kilku apokalips) znamy ok. 30-40 apokryficznych ewangelii, listów, przypowieści, odcinków dziejów apostolskich itp.; zaś z drobnych wzmianek z tekstu samej Biblii dowiadujemy się o o istnieniu kilkudziesięciu znanych kiedyś ale zaginionych ksiąg proroctw, poematów, listów etc. Jeśli więc podczas spisywania ujednolicono podania oraz odrzucono dość dużą liczbę niepasujących, to trudno się dziwić że tak powstały wybór jest treściowo jednolity.

Zresztą gdybyśmy uznawali ten argument za prawdziwy, to co powiedzieć o innych świętych księgach?
Taka na przykład Mahabharata powstawała w ciągu kilku tysięcy lat, stając się poematem mającym sto tysięcy wersów, a mimo to jest bardzo jednolita. Zawiera fragmenty różnych stylów literackich, dokładnie opisuje geografię i wspomina możliwe do potwierdzenia zdarzenia historyczne. A jednak poza hindusami nikt inny nie wierzy w jej prawdziwość.

----
[1] http://wiecznosc3.blog.onet.pl/2009/09/04/pismo-swiete-calkowicie-prawdziwe/ 
[2] http://gorny.edu.pl/imiona/ 
[3] http://www.zbawienie.com/proroctwa.htm 
[4] http://christiananswers.net/polish/q-eden/edn-t003-pl.html

wtorek, 8 stycznia 2013

1933 - Wisielczy humor

Kórnik. (Makabryczny humor wisielca.) Sprawdzianem przysłowiowego humoru wisielczego jest samobójstwo obxwatela kórmckiego, Michała Krawczyńskiego, b. kierownika znanej spółki "Pług". Krawczyński, mimo, że już 77 krzyżyk nosił na swoich ramionach, rozczarował się do świata i ludzi i pod wpływem depresji psychicznej... powiesił się na cmentarzu.
Przed rozpaczliwym kroKiem, który u ludzi w tym wieku jest conajmniej niezwykły, staruszek napisał list do swoich kolegów i znajomych, w którym prosi ich o poniesienie kosztów jego pogrzebu. Do ostatniej chwili nie opuścił desperata humor. List swój, napisany tuż przed śmiercią, zakończył samobójca dowcipną parafrażą Wyspiańskiego:

Miałeś chamie złoty róg,
Będac kierownikiem firmy "Pług" ,
A jako twych trudów twór,
Boś był głupi - został ci się Ino sznur...
[Orędownik Wrzesiński 22 sierpnia 1933 WBC]

wtorek, 1 stycznia 2013

Potwory - Małżeństwo Zboińskich

Tematyka przedwojennych seryjnych zabójców w Polsce nie doczekała się chyba zbyt wielu opracowań - w każdym razie trudniej coś na ten temat odnaleźć. Chyba że grzebie się po starych gazetach. Powojenni zabójcy są znani i opisami, niektórzy nawet obrośli legendą, jak Karol Kot, który de facto nie może być uznany za seryjnego*, czy Łucjan Staniak, który nigdy nie istniał. Można wręcz odnieść wrażenie, że w latach 60. i 70. mieliśmy nagłą epidemię wampirów seksualnych, biorącą się nie wiadomo skąd.
Tymczasem okazuje się że i wcześniej takie zjawiska nie były nam obce.

Samo pojęcie seryjnego mordercy wówczas jeszcze nie istniało. Mówiono o "mordercach wielokrotnych" lub "masowych", lecz rzadko próbowano łączyć rozsiane przypadki, chyba że następowały w krótkim czasie. Gdy w 1922 roku sławę zdobył paryski morderca kobiet Landrau, krótko nastąpił wzrost zainteresowania tematem, a każdego kolejnego zabójcę nazywano np. "Warszawskim Landrau" albo "Landrau z Niemiec". Gdy w 1925 roku ujawniono sprawę Haarmanna, mordercy-kanibala, nazywanego Rzeźniekiem Hanoweru, kolejni mordercy byli do niego porównywani.
Dopiero sprawa Upiora z Dusseldorfu, która przez kilka miesięcy zajmowała media, sprawiła że utrwaliło się nazywać zabójców kobiet Wampirami. Wówczas też policja zaczęła badać różne sprawy pod kątem podobnych przypadków, czasem odnajdując powiązania między sprawami. Niemal równocześnie pojawiło się też kilku naśladowców. Oczywiście co słynniejsze przypadki zamierzam omówić. Przypadek który wziąłem na sam początek jest bardzo ciekawy - z jednej bowiem strony najprawdopodobniej dotyczy najgorszego seryjnego zabójcy w Polsce, z drugiej zaś wzbudza we mnie najwięcej wątpliwości.

Stanisław Zboiński pochodził z Warszawy. Po mobilizacji wojsk pracował jako mechanik lotniczy w Wilnie, gdzie poznał niejaką Germanikę Szykowiczową**, żonę złodzieja, pochodzącą ze wsi Krystynów koło Grodna. Najwyraźniej trafił swój na swego, skoro już wkrótce został zwolniony za kradzieże z wojskowego magazynu. Przez pewien czas kradł zwierzęta z obór, aż wreszcie po zabiciu Szykowicza poślubił Germanikę, wraz z którą stworzył złodziejską bandę.
Para podróżowała po całym kraju, zarabiając na życie napadami rabunkowymi, kradzieżami i morderstwami. Gdy 22 lipca 1924 roku zostali aresztowani w Grodnie, przyznali się do 51 zabójstw! 
Jak podawała prasa, były to głównie zabójstwa rabunkowe - choć jedna gazeta stwierdziła, że Zboiński niekiedy zabijał gryząc ofiary w szyje, zaś kobiety gwałcił. Napadali na kobiety wracające z targu, chłopów idących na msze, drobnych sklepikarzy, pasażerów pociągów i przypadkowe osoby. Ofiary były duszone, zastrzelone z rewolwerów lub dźgane nożem. Ona miała wówczas zaledwie 24 lata.
Działali w całym kraju - w okolicach Warszawy, potem na Kujawach, przez pewien czas na Pomorzu aż potem na wschodzie - przez okres prawdopodobnie trzech-czterech lat. Po każdym zabójstwie przenosili się w inne miejsce i przybierali inne imiona. Prasa nie precyzuje dlaczego zostali aresztowani, zdaje się że na ich trop wpadł niejaki Dubaniewicz, starszy wywiadowca, który badał sprawy kilku ich zabójstw.
Takie zbrodnicze małżeństwo nie jest jednak ewenementem - zaledwie dwa lata wcześniej powieszono Szczepana i Józefę Pośników, którzy zamordowali i obrabowali 7 kobiet w Warszawie.
Co wzbudza moje wątpliwości - Zboiński podobno obszernie pisywał każdą zbrodnię, jednak raczej nie w sposób zapamiętać kogo zabiło się dwa lata czy rok temu. Wydaje się że w kilku przypadkach ofiary po zabójstwie były chowane w upatrzonych miejscach. Czasem byli to przypadkowi ludzie włóczący się tu i tam, zatem trudno byłoby dowieść każdej zbrodni, chyba że podczas dłuższego śledztwa. Tymczasem już na początku sierpnia oboje zostali skazani na śmierć przez sąd doraźny w Wilnie.
Mordercy czasem, gdy wiedzą że już nie umkną sprawiedliwości, potrafią się chełpić zbrodniami nie dokonanymi. Upiór z Dusseldorfu przyznał się do 40 zabójstw, jednak większości przypadków - na przykład zepchnięcia dzieci z promu - nie udało się potwierdzić. Czy zatem mogło być tak, że Zboińscy zawyżyli liczbę ofiar? Niestety prasa nie rozpisuje się o nich zbyt szczegółowo. Wiadomo tylko że na rozprawie chełpili się swymi czynami, wdając się przy zeznaniach w drastyczne szczegóły. Dopiero po ogłoszeniu wyroku miny trochę im zrzedły. Wtedy też podjęli się różnych prób opóźnienia wyroku - Stefan zaapelował do matki mieszkającej w Warszawie aby przyjechała z jego 5-letnim synem, bo chce go zobaczyć - matka odpisała że nie chce mieć z nim nic do czynienia. Potem przyznawali się do zabójstwa jakiegoś rosyjskiego dyplomaty i jakiegoś Amerykanina, mając nadzieję że osobna rozprawa mająca ustalić te fakty, przeciągnie się kilka miesięcy. Szybko okazało się, że w ostatnich latach do takich zdarzeń nie doszło. Zaapelowali nawet do prezydenta o łaskę, ale ten odrzucił wniosek. Wyrok na Stefanie wykonano chyba w grudniu 1925, w każdym razie z tego czasu pochodzi ostatnia notka mówiąca o tym, że ma być wykonany. Germanika złożyła apelację.
W zbrodniczej bandzie Germanika pełniła rolę mózgu - Stefan natomiast zajmował się czarną robotą. Ona wybierała miejsca i upatrywała ofiary, on zabijał. W efekcie można ją było oskarżyć najwyżej o 51 rozbojów i podżeganie do zabójstwa. Po kolejnych rozprawach w sądach okręgowych w Suwałkach, Pińsku i Białej, na których skazywano ją na śmierć, zawsze odwoływała się.
Wreszcie jednak w grudniu 1926 roku sąd w Warszawie odrzucił apelację - okazało się że można jej udowodnić własnoręczne zabójstwo niejakiej Anny Wasilewskiej w okolicach Augustowa w sierpniu 1929 roku, którą zwabiła do lasu i ograbiła.
Następna informacja o Zboińskiej pochodzi z lutego 1927 roku, kiedy to wyrok, od którego się odwołała, został zatwierdzony przez sąd najwyższy. Gazeta opisze tutaj, że liczba przestępstw jakie jej udowodniono sięgnęła już 80 i niektórych dokonano we Francji, więc być może podczas kolejnych rozpraw doszły jakieś nowe fakty. Jeszcze podczas postępowania próbowała się zabić, połykając dwie garści gwoździ i tłuczone szkło.
Te próby odsunięcia kaźni stanowią jednak pewnego rodzaju potwierdzenie podanych w oskarżeniu liczb - gdyby w rzeczywistości część zbrodni byłaby zmyślona, niechybnie powołaliby się na to, żądając powtórzenia procesu. Tak się jednak nie stało, więc chyba to wszystko to prawda.

Jak jednak ostatecznie skończyła zbrodniarka? Ostatnia informacja jaką udało mi się znaleźć, pochodzi z kwietnia 1927 roku. Gazeta pisała że najprawdopodobniej Zboińska zostanie ułaskawiona - prezydent zamienił jej trzy wyroki śmierci na ciężkie więzienie "bezterminowe" - czyli dożywotnie.

Niestety prasa nie rozpisywała się na ich temat zbyt obszernie. Chyba najlepszą drogą dowiedzenia się czegoś więcej, byłoby zajrzeć do starych akt kryminalnych, czego jednak jako niemobilny student chemii raczej nie będę mógł przeprowadzić (choć popytam w archiwum miejskim). Nie wiem zresztą czy takie dokumenty mogły się zachować. Jak na razie wygląda na to, że Zboińscy stanowili parę najgorszych bandytów - seryjnych morderców w historii Polski.
--------
Źródła:
Republika, nr 199, 23 lipca 1924 , Łódzka Biblioteka Cyfrowa
Gazeta Bydgoska 1924.07.24 R.3 nr 170 KPBC
Orędownik Ostrowski, środa, 6. sierpnia 1924. KPBC
Dziennik Suwalski, niedziela 17 października 1926 PBC
Orędownik Ostrowski  17. grudnia 1926 r. KPBC
Orędownik Ostrowski  22.  lutego 1917 KPBC
Orędownik Ostrowski wtorek 19 kwietnia 1927 KPBC

* Wedle definicji za seryjnego zabójcę uznaje się kogoś, kto w osobnych przypadkach zabił przynajmniej trzy osoby. Kot zabił dwie a kilka usiłował. Zresztą spośród usiłowań, próba otrucia sześciu osób sałatką znana jest wyłącznie z jego opowieści, nikt się nie otruł i nie słyszałem, aby na rozprawie jakoś to udowodniono.
** Prasa podawała różne wersje imienia - Germanika, Hermanika, Hermania, a w ostatnich tekstach nawet Janina, ale ta pierwsza występuje najczęściej.