Autobus stoczył się w nurty rzeki.Co ciekawsze, do najgorszej katastrofy autobusowej w przedwojennej Polsce, doszło w dość podobny sposób - w 1928 roku autobus na linii Białystok-Warszawa wpadł w poślizg i przełamując barierki wpadł do starorzecza Bugu. Utonęło wtedy 28 osób.
Bydgoszcz. W niedzielę rano wydarzyła się w Bydgoszczy nad rzeką Brdą straszna katastrofa autobusowa, która pociągnęła za sobą 6 śmiertelnych ofiar w ludziach. W wąskim skrawku ulicy, naprzeciw gmachu poczty znajduje się postój autobusów, utrzymujących stałą komunikację między Bydgoszczą a szeregiem okolicznych miast i miasteczek.
Autobus p. Niewidzewskiego z Fordonu, wiozący 18 pasażerów, w chwili wjeżdżania na ulicę Frankego zaczął się staczać w tył, skutkiem silnej gołoledzi, wprost ku rzecze. Szofer autobusu, Gawczyński, usiłował dodać "gazu", by w ten sposób autobus pchnąć naprzód jednak wszystkie jego wysiłki pozostały bezskuteczne.
W ostatniej chwili, gdy samochód znalazł się tuż nad brzegiem Brdy, szofer, jak również właściciel Niewidzewski, pełniący funkcje konduktora zdołali z wozu wyskoczyć i w ten sposób uratować się.
Autobus wraz z pasażerami wpadł do rzeki i zanurzył się w wodzie po dach. Wewnątrz samochodu poczęły się dziać dantejskie sceny. Jeden z pasażerów zdołał otworzyć drzwi autobusu i wypłynąć na powierzchnię rzeki. Reszta poczęła się tłoczyć do otwartych drzwiczek samochodu, przez które momentalnie dostała się woda, zalewając wnętrze aż po strop. Trzech jeszcze pasażerów
zdołało wydobyć się i wypłynąć na wierzch, reszta straciwszy wskutek zachłyśnięcia się wodą przytomność, zaczęła tonąć.
Zaalarmowano straż pożarną, która przybywszy na miejsce, odrąbała siekierami dach samochodu i przez uczyniony w ten sposób otwór, wydobyła 8 pasażerów, nawpół już przytomnych, których zdołano przywrócić do życia. Na dnie autobusu leżały
zwłoki 6 zatopionych pasażerów.
Na miejsce katastrofy zjechała się komisja śledcza. [Orędownik Ostrowski 27.01.1931 WBC Poznań]
----------
* Zdjęcia i dodatkowe informacje o wypadku: http://www.expressbydgoski.pl/bydgoszcz/retro/a/autobus-wpadl-do-brdy-utopilo-sie-6-osob,11718067/
Pamiętam kilka sytuacji z lat 70'ych gdy tylko Bożej Opatrznosci lub niewiarygodnemu szczęściu można przypisać że skończyło się na strachu.
OdpowiedzUsuńOfftopicznie. Letnie wakacje 1968 r. w Krynicy Morskiej. Dojazd autobusem pekaesu z Gdańska. Na trasie przejazd przez Wisłę, szeroką i potężną, a most był pontonowy. Ruch oczywiście jednokierunkowy, jazda w żółwim tempie, na złączach autobusem kolebało, wszyscy pasażerowie mieli niepewne miny, z ulgą się odetchnęło po wszystkim gdy zjechał z tej "kolebki". Byłem dzieciak, podejrzewam, że teraz miałbym większego stracha. W 1973 byłem tam ponownie, ale nie pamiętam, czy nadal był pontonowiec, czy już normalny most, chyba to drugie.
OdpowiedzUsuńChwilę pogrzebałem w sieci i ten most pontonowy był zapewne w Kiezmarku. Funkcjonował w latach 1948-73. Normalny most, prawie kilometrowy, otwarto 22 lipca 1973, więc powrót z Krynicy Morskiej na pewno nim się już odbył. Trafiłem na fotkę z 1963 r, z przepływającym przez środek holownikiem, i wszystko wygląda o wiele mniej groźnie niż zapamiętałem. Nie pierwsze zdjęcie w moim życiu, które niezbyt dokładnie oddaje rzeczywistość, zniekształca. Na innej fotce z z lat II wojny światowej, zrobionej z ukosa, wygląda na dłuższy. Ciekawe, czy to ten sam, czy też po wojnie nowy zrobiono? Ciekawe też, czy do jakichś wypadków i tragedii tam nie doszło, wystarczyłby silny podmuch wiatru...
Usuń