"Burza nie żartowała"Szkody koncentrowały się w pasie zaczynającym w okolicach Wrocławia i idącym ukosem na północny-wschód. W gminach Długołęka i Dobroszyce oraz w rejonie Twardogóry ogłoszono stan klęski żywiołowej. W Dobroszycach zawalił się szczyt wieży kościoła. We wsiach w tym rejonie pojawiło się dużo szkód: zerwane dachy domów, zawalone stodoły, powalone całe połacie lasów. Najbardziej poszkodowaną wsią były Strzelce, gdzie uszkodzone zostały wszystkie budynki.
Już drugą dobę tysiące ludzi w woj. wrocławskim pracuje przy usuwaniu skutków niezwykle silnej, tropikalnej burzy z huraganowym wiatrem, jaka przeszła w rejonie Wrocławia w nocy z 24 na 25 b.m.
Szkody po nawałnicy są ogromne - np. we Wrocławiu jedno wielkie drzewo powalone przez huragan w rejonie parkingu przed Dworcem Głównym PKP zniszczyło 6 samochodów osobowych. W energetyce ekipy remontowe naprawiają powalone słupy sieci przesyłowej oraz zerwane linie średniego i niskiego napięcia.
We Wrocławiu wichura zerwała dachy z ponad 300 budynków mieszkalnych - trwa pilna naprawa.[1]
Szkody w uprawach wywołał też grad wielkości gołębiego jaja i ulewny deszcz do 70 mm.
W samym Wrocławiu oprócz uszkodzonych lub zerwanych dachów, sporo szkód wywołały poprzewracane drzewa, dużo ich padło w parku Szczytnickim i w okolicy Hali Ludowej. [2]
Szkody związane z wichurą i ulewnym deszczem pojawiły się też w okolicach Gdańska, gdzie powalone drzewa zatarasowały tory. Koło Lęborka niedaleko Choczewa ulewa wywołała osuwisko, które zablokowało tor.[3]
W okolicy Twardogóry wiatr powalił 4500 ha lasów, w tym 1830 ha kwalifikowało się tylko do zrębu zupełnego (powalenie wszystkich drzew). Szkody zawierały się w pasie szerokości 4km i długości 10 km, głównie w drzewostanach sosnowych ale też w starych, dwustuletnich dębinach.[4]
Bardziej na zachód, w Legnicy, nie pojawiły się żadne szkody, zaś w na wschód, koło Oleśnicy, nie były zbyt duże.
Czym było to gwałtowne zjawisko? Gazety z tego czasu mówią o wichurze, huraganie i trąbie, z użyciem wymiennie wszystkich tych nazw. Konkretnej wskazówki, która by wskazywała na trąbę powietrzną, nie znalazłem. Sądząc po rozmiarze szkód, zwłaszcza szerokości pasa zniszczeń, możliwe że był to rozległy downburst związany z komórką burzową, może superkomórką, rozwiniętą na zafalowanym froncie.
--------
[1] Trybuna Robotnicza nr. 172, 27 lipca 1988 SBC Katowice
[2] Trybuna Robotnicza nr. 173, 28 lipca 1988
[3] Dziennik Łódzki 26.07.1988, ŁBP
[4] http://bip.lasy.gov.pl/pl/bip/px_dg~rdlp_wroclaw~nadl_olesnica_slaska~elaborat_2013.pdf str.55
Chyba coś w telewizorni było, ale szczegółów nie pamiętam, zresztą za komuny szczodrze informacjami nie darzono.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nadal piszesz. Na bloga trafiłam kilka lat temu gdy czytałam o trąbach powietrznych w Polsce, dziś ponownie czytam te same artykuły :)
OdpowiedzUsuńpamietam ta burze byla w nocy pod wroclawiem po otwarciu okna deszcz dachowek lecial to co zobaczylo sie rano nie da sie opisac do tej pory czy ma ktos zdjecia jakies z tamtego okresu?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMieszkałem wtedy pod Oleśnicą. Samą burzę przespałem, obudziłem się tylko na chwilę i widziałem przerażonych rodziców. Następnego dnia mówili, że było widać gwiazdy, zaś chmury szorowały po ziemi. Pamiętam, że wiele drzew zostało wtedy powalonych. W Strzelcach pod Dobroszycami straty były naprawdę ogromne. Wiele km^2 lasu zostało powalone, jakby przejechał po nim olbrzymi walec. Drzewa nie były połamane. Zostały powalone, jak klocki domina.
OdpowiedzUsuńdobrze pamiętam ten huragan, chociaż byłem wtedy wczesnym nastolatkiem na wakacjach u dziadków na wsi, 9km od Żmigrodu, wyło jak diabli, pioruny waliły, huczały od wiatru drzewa w pobliskim parku a dach domu zaczął po prostu przeciekać i lała się woda ze strychu do sypialni, tak, że mama podstawiała miski na wodę... oczywiście prądu też nie było więc wszystko odbywało się w świetle latarek na "baterie płaskie" :-) pół nocy nie spaliśmy czekając na rozwój wypadków... na drugi piękny i słoneczny dzień było widać skalę zniszczeń, powalone drzewa w parku (rozłupane w pół, zastanawiałem się wtedy czy to od pirunów czy od wiatru), pozrywane dachy zabudowań gospodarczych (były kiepskiej jakości, jak to za komuny, z poniemieckich domów dachów na szczęście nie pozrywało), a dwa dni (chyba) później jechaliśmy pociągiem (przez Wrocław) do rodziny w Wielkopolsce, pociągi opóźnione, bo w dalszym ciągu trwało usuwanie szkód... do dziś pamiętam widok z okna pociągu na całe połacie lasu powalone w okolicach Oleśnicy, drzewa połamane w pół jak zapałki (zastanawiano się wówczas czy to nie była trąba powietrzna)... ruch pociągów odbywał się jednym bo sieć trakcyjna była uszkodzona, pociąg się wlekł z 20 km/h, jechaliśmy 150km przez pół dnia, właśnie ze względu na uszkodzenia i opóźnienia z nich wynikające, to były czasy... :-) generalnie pamiętam tamto wydarzenie jak coś niesamowitego, spotęgowanego przez świat obserwowany oczami, wówczas nastolatka :-) pamiętam też że na drugi dzień po tym huragnie podjechał do nas wujek sprawdzić czy żyjemy, u niego w pgr były straty "w uprawach", czyli powalone zboża... to były czasy! ;-)
OdpowiedzUsuń