niedziela, 21 stycznia 2018

1988 - Wichura we Wrocławiu

Lipiec 1988 był opisywany jako gorący, choć upały nie były jakoś szczególnie wysokie. 24 lipca, tuż przed nadchodzącym frontem chłodnym, zanotowano we Wrocławiu 36,2 stopnia i była to dopiero najwyższa temperatura od początku lata. Nocą natomiast nadszedł chłodny front, który przyniósł burze oraz bardzo silny wiatr:

"Burza nie żartowała"
Już drugą dobę tysiące ludzi w woj. wrocławskim pracuje przy usuwaniu skutków niezwykle silnej, tropikalnej burzy z huraganowym wiatrem, jaka przeszła w rejonie Wrocławia w nocy z 24 na 25 b.m.
Szkody po nawałnicy są ogromne - np. we Wrocławiu jedno wielkie drzewo powalone przez huragan w rejonie parkingu przed Dworcem Głównym PKP zniszczyło 6 samochodów osobowych. W energetyce ekipy remontowe naprawiają powalone słupy sieci przesyłowej oraz zerwane linie średniego i niskiego napięcia.
We Wrocławiu wichura zerwała dachy z ponad 300 budynków mieszkalnych - trwa pilna naprawa.[1]
 Szkody koncentrowały się w pasie zaczynającym w okolicach Wrocławia i idącym ukosem na północny-wschód. W gminach Długołęka i Dobroszyce oraz w rejonie Twardogóry ogłoszono stan klęski żywiołowej. W Dobroszycach zawalił się szczyt wieży kościoła. We wsiach w tym rejonie pojawiło się dużo szkód: zerwane dachy domów, zawalone stodoły, powalone całe połacie lasów. Najbardziej poszkodowaną wsią były Strzelce, gdzie uszkodzone zostały wszystkie budynki.
Szkody w uprawach wywołał też grad wielkości gołębiego jaja i ulewny deszcz do 70 mm.

W samym Wrocławiu oprócz uszkodzonych lub zerwanych dachów, sporo szkód wywołały poprzewracane drzewa, dużo ich padło w parku Szczytnickim i w okolicy Hali Ludowej. [2]
Szkody związane z wichurą i ulewnym deszczem pojawiły się też w okolicach Gdańska, gdzie powalone drzewa zatarasowały tory. Koło Lęborka niedaleko Choczewa ulewa wywołała osuwisko, które zablokowało tor.[3]
W okolicy Twardogóry wiatr powalił 4500 ha lasów, w tym 1830 ha kwalifikowało się tylko do zrębu zupełnego (powalenie wszystkich drzew). Szkody zawierały się w pasie szerokości 4km i długości 10 km, głównie w drzewostanach sosnowych ale też w starych, dwustuletnich dębinach.[4]
Bardziej na zachód, w Legnicy, nie pojawiły się żadne szkody, zaś w na wschód, koło Oleśnicy, nie były zbyt duże.

Czym było to gwałtowne zjawisko? Gazety z tego czasu mówią o wichurze, huraganie i trąbie, z użyciem wymiennie wszystkich tych nazw. Konkretnej wskazówki, która by wskazywała na trąbę powietrzną, nie znalazłem. Sądząc po rozmiarze szkód, zwłaszcza szerokości pasa zniszczeń, możliwe że był to rozległy downburst związany z komórką burzową, może superkomórką, rozwiniętą na zafalowanym froncie.
--------
[1] Trybuna Robotnicza nr. 172, 27 lipca 1988 SBC Katowice
[2] Trybuna Robotnicza nr. 173, 28 lipca 1988
[3] Dziennik Łódzki 26.07.1988, ŁBP
[4] http://bip.lasy.gov.pl/pl/bip/px_dg~rdlp_wroclaw~nadl_olesnica_slaska~elaborat_2013.pdf  str.55

6 komentarzy:

  1. Chyba coś w telewizorni było, ale szczegółów nie pamiętam, zresztą za komuny szczodrze informacjami nie darzono.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że nadal piszesz. Na bloga trafiłam kilka lat temu gdy czytałam o trąbach powietrznych w Polsce, dziś ponownie czytam te same artykuły :)

    OdpowiedzUsuń
  3. pamietam ta burze byla w nocy pod wroclawiem po otwarciu okna deszcz dachowek lecial to co zobaczylo sie rano nie da sie opisac do tej pory czy ma ktos zdjecia jakies z tamtego okresu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mieszkałem wtedy pod Oleśnicą. Samą burzę przespałem, obudziłem się tylko na chwilę i widziałem przerażonych rodziców. Następnego dnia mówili, że było widać gwiazdy, zaś chmury szorowały po ziemi. Pamiętam, że wiele drzew zostało wtedy powalonych. W Strzelcach pod Dobroszycami straty były naprawdę ogromne. Wiele km^2 lasu zostało powalone, jakby przejechał po nim olbrzymi walec. Drzewa nie były połamane. Zostały powalone, jak klocki domina.

    OdpowiedzUsuń
  6. dobrze pamiętam ten huragan, chociaż byłem wtedy wczesnym nastolatkiem na wakacjach u dziadków na wsi, 9km od Żmigrodu, wyło jak diabli, pioruny waliły, huczały od wiatru drzewa w pobliskim parku a dach domu zaczął po prostu przeciekać i lała się woda ze strychu do sypialni, tak, że mama podstawiała miski na wodę... oczywiście prądu też nie było więc wszystko odbywało się w świetle latarek na "baterie płaskie" :-) pół nocy nie spaliśmy czekając na rozwój wypadków... na drugi piękny i słoneczny dzień było widać skalę zniszczeń, powalone drzewa w parku (rozłupane w pół, zastanawiałem się wtedy czy to od pirunów czy od wiatru), pozrywane dachy zabudowań gospodarczych (były kiepskiej jakości, jak to za komuny, z poniemieckich domów dachów na szczęście nie pozrywało), a dwa dni (chyba) później jechaliśmy pociągiem (przez Wrocław) do rodziny w Wielkopolsce, pociągi opóźnione, bo w dalszym ciągu trwało usuwanie szkód... do dziś pamiętam widok z okna pociągu na całe połacie lasu powalone w okolicach Oleśnicy, drzewa połamane w pół jak zapałki (zastanawiano się wówczas czy to nie była trąba powietrzna)... ruch pociągów odbywał się jednym bo sieć trakcyjna była uszkodzona, pociąg się wlekł z 20 km/h, jechaliśmy 150km przez pół dnia, właśnie ze względu na uszkodzenia i opóźnienia z nich wynikające, to były czasy... :-) generalnie pamiętam tamto wydarzenie jak coś niesamowitego, spotęgowanego przez świat obserwowany oczami, wówczas nastolatka :-) pamiętam też że na drugi dzień po tym huragnie podjechał do nas wujek sprawdzić czy żyjemy, u niego w pgr były straty "w uprawach", czyli powalone zboża... to były czasy! ;-)

    OdpowiedzUsuń