sobota, 15 lipca 2017

1894 - Śmiercionośne gradobicie

O klęsce gradowej i jej skutkach donoszą archiwalne gazety:

Klęska gradowa.
W niedzielę 15-go lipca wielka klęska spadła na znaczną część kraju naszego. Mocno ona dotknęła bardzo wielu gospodarzy rolnych w powiatach: zamojskim, hrubieszowskim, a po części w krasnostawskim i chełmskim, gubernji Lubelskiej. Wszyscy cieszyli się z pięknego urodzaju, rozpoczęto już żyto zbierać. Aż tu w ową niedzielę po południu przychodzi straszna burza z gradem, jakiego i starzy ludzie tam nie pamiętają. Zboża na polach, warzywa w ogrodach zostały poniszczone, drzewa po lasach, sadach i ogrodach połamane lub powywracane, domy podziurawione, niektóre budowle zniesione, zwierzęta pobite, wreszcie ludzi sporo poranionych, a nawet i zabitych.

Oto co piszą o téj burzy z różnych nawiedzonych przez nią miejscowości:
W mieście Zamościu grad zaczął padać o godzinie 3-ciéj i trwał 15 minut. Były to wielkie kawały lodu, ważące od 7 łutów do jednego funta. Zdawało się, jakby z armat w miasto walą. Ludzie pozamykali sklepy i domy, i kryli się w głębi mieszkań. Na rynku grad zabił jadącego woźnicę i trzy konie. Szyby w domach od zachodniéj strony potłukł, tynk z murów poobijał, a drzewa w ogrodach z gałęzi ogołocił. Deszcz ulewny padał do godziny 5-éj, a woda przez podziurawione dachy wdzierała się do mieszkań. O godzinie 7-éj zaświeciło słońce, ale nocą od godz. 2-giéj znowu nastała ulewa.

We wsi Wielączy zostało zabitych dwoje dzieci. Padło też mnóstwo drobiu i psów. W Deszkowicach, w gminie Nieliszu, odbywał się tego dnia przegląd i spis koni. Mnóstwo więc było zebranego ludu. Gdy nastała burza, zrobił się wielki popłoch. Konie się rozbiegały. Ludzie chowali się pod wozy
Czterech włościan i 11 koni padło trupem od gradu. (...)*
 W tym czasie łut to około 12,5 grama, natomiast funt 0,4-0,5 kg, przyjmując podane, pewnie szacunkowe masy, odpowiadałoby to gradowi od 2,5 cm do 4,5 cm. Grad tej wielkości czasem się zdarza, ale rzadko się słyszy aby kogoś poranił, widocznie teraz łatwiej jest się chować, bo ludzie jeżdżą samochodami a nie odkrytymi wozami.
 ---------------------
[1]  Gazeta Świąteczna 29 lipca 1894 EBUW

czwartek, 13 lipca 2017

Drobne rośliny kwiatowe (10.) - Rumianek bezpromieniowy

Jedna z najpospolitszych ale i chyba mniej znanych roślin. Bliski krewniak rumianka polnego, różniący się tym, że jest zupełnie pozbawiony płatków.

Kwiatostan złożony niemal wyłącznie z brudnożółtych kwiatów rurkowatych, tworzących małą, żółtozieloną kulkę. Kwiaty języczkowe, których wydłużona korona tworzy w takich kwiatostanach płatki, pojawiają się rzadko i są zredukowane do krótkich, białych strzępków. Angielska nazwa to "pineapple weed" zapewne przez skojarzenie koszyczków z owocami ananasa, choć pisze się, że zapach wydzielany przez rozgniecione koszyczki ma przypominać ananas. Dla mnie jest po prostu silnie kwiatowo-rumiankowy. Roślina niska, nie osiągająca 50 cm.

Rumianek bezpromieniowy występuje naturalnie w Ameryce Północnej, zwłaszcza w rejonach o klimacie umiarkowanym i chłodnym aż do Alaski, a także w północno-wschodniej Azji, w tym na Kamczatce, Sachalinie, części Syberii i Chin. W Europie pojawił się nie tak dawno. Jeszcze w latach 40 XIX wieku notowały go jako rzadką ciekawostkę ogrody botaniczne, na przełomie wieków zaczął się niespodziewanie rozprzestrzeniać, prawdopodobnie zawleczany wraz z towarami lub z pociągami. Jego nasiona, które wytwarza dość obficie, po zmoczeniu wytwarzają kleisty śluz, dzięki czemu przyczepiają się do butów, opon i podwozi, podobnie podróżuje wiele gatunków [1]. W pewnym zielniku przeczytałem, że w Polsce rumianek bezpromieniowy pojawił się wraz z towarami sprowadzanymi ze wschodu i początkowo ograniczał zasięg do torowisk. W sumie jednak źródła z różnych krajów nie są pewne, czy przybył do Europy z Azji czy z Ameryki.[2] Może było i tak i tak.

W kilku krajach uważany za gatunek inwazyjny. Jest dosyć odporny na deptanie, dlatego chętnie porasta pobocza ścieżek i nieutwardzonych dróg wraz z babką i rdestem ptasim, wyrasta też ze szczelin chodnika, na gruzowiskach i nieużytkach.

Jest używany w ziołolecznictwie w podobnych zastosowaniach co rumianek polny. W odróżnieniu od niego zawiera mało azulenów, odpowiedzialnych za działanie rozkurczowe i uspokajające, dlatego na pierwszy plan wysuwa się w nim działanie przeciwpasożytnicze, zwłaszcza na pasożyty układu pokarmowego.
-----
[1]  A. Zwaenepoel et al. Motor vehicles as vectors of plant species from road verges in a suburban environment, Basic and Applied Ecology; Volume 7, Issue 1, 2 January 2006, Pages 83-93
[2]  http://www.dagenhamchaselnr.org.uk/wildlife_plants/plants/pineapple_weed.php

poniedziałek, 3 lipca 2017

Obłoki srebrzyste

Ponieważ sezon na to zjawisko właśnie się rozpoczął, warto napisać coś na ten temat.

Obłoki srebrzyste to najwyższe obserwowane chmury. Pojawiają się na wysokości 75 - 80 km nad powierzchnią ziemi, w obrębie mezosfery, gdzie atmosfera jest bardzo rozrzedzona a temperatury dochodzą do -100 stopni. Ponieważ są cienkie i niezbyt gęste, nie obserwujemy ich w normalnych warunkach. Stają się możliwe do zaobserwowania pod odpowiednio małym kątem, ze sporego oddalenia, w sytuacji gdy słońce oświetla je a obserwator pozostaje w cieniu.
Warunki takie pojawiają się co roku w okolicach przesilenia letniego. Półkula północna jest wtedy skierowana bardziej do słońca, dlatego za kręgiem polarnym pojawia się dzień polarny, zaś w bardziej pośrednich szerokościach geograficznych pojawiają się "białe noce" z zauważalną poświatą od północnego horyzontu. Patrząc ze środkowej Europy obserwujemy wówczas nisko na północy oświetlone słońcem górne warstwy atmosfery, które ze względu na znaczne rozrzedzenie bardzo słabo rozpraszają światło, podczas gdy jej gęstsze, dolne sfery pozostają w cieniu.

Obłoki widziane pod kątem stają się wówczas widoczne jako błękitna, pofalowana warstewka, trochę podobna do położonych znacznie niżej cirrusów, świecąca delikatnym blaskiem na tle ciemniejszego nieba. Stąd zresztą wzięła się ich naukowa nazwa "noctilucent clouds" znaczy "obłoki świecące nocą".
Jest to w meteorologii zjawisko dość świeże. Po raz pierwszy jako osobny rodzaj chmur opisał je w czerwcu 1885 roku astronom Witold Ceraski, prowadzący obserwacje z obserwatorium moskiewskiego. Było to dwa lata po eksplozji wulkanu Krakatau, której popioły wpłynęły na klimat i wywoływały wyraźne efekty w atmosferze, sądzono zatem, że to skutek tego zdarzenia. Jednak z upływem lat zaczęły się pojawiać coraz częściej i coraz dłużej trwał okres ich obserwacji. Od 1887 zaczęto badać je fotograficznie; porównanie zdjęć wykonanych w tym samym czasie przez różnych obserwatorów pozwoliła przez triangulację wyliczyć wysokość i odległość w jakiej się pojawiają. Nie zauważono wyraźnego związku z dużymi erupcjami wulkanicznymi, więc ten związek musiano odrzucić. Zauważono natomiast, że lokalne obłoki o podobnym wyglądzie tworzą się do upadkach dużych meteorów.
Prawdopodobnie są złożone głównie z zamarzniętej wody osadzającej się na cząstkach pyłu kosmicznego i pyłu po spaleniu meteorów. Na taką możliwość wskazuje powstawanie podobnych obłoków podczas startów rakiet kosmicznych - fragmenty obłoków spalin po takim starcie, na odpowiednio dużej wysokości, rozwiane wiatrem tworzą świecące obłoki o cechach tych srebrzystych. W spalinach po starcie obecna jest woda i drobne cząstki stałe.
Obłoki srebrzyste widoczne z orbity

W normalnej sytuacji powietrze na tych wysokościach zawiera bardzo mało wody, ze względu na brak konwekcji w stratosferze atmosfera jest słabo wymieszana pionowo, ciśnienie rzędu 1 hPa (czyli właściwie "próżnia" osiągalna przy pomocy pompki wodnej). Prawdopodobnie woda tworząca obłoki jest w dużej mierze wytwarzana w wyniku reakcji docierającego tu metanu z ozonem wytwarzanym pod wpływem ultrafioletu. Przy tak niskiej prężności pary wodnej aby doszło do powstania kryształków lodu temperatura musi spaść poniżej -120 stopni co może tłumaczyć czemu zjawisko pojawia się głównie w okolicy przesilenia letniego - paradoksalnie latem nad lepiej doświetloną półkulą temperatura mezosfery spada, słońce bowiem świeci pod większym kątem, zatem promień przecina warstwę mezosfery na krótszym odcinku, mniej więc ciepła jest absorbowane. Mezosfera jest równocześnie generalnie najchłodniejsza nad biegunami, dlatego obłoki powstają tylko w strefach polarnych skąd są obserwowane w średnich szerokościach.

Interesująca i wciąż badana jest też chemia tych chmur. Balony meteorologiczne tam nie sięgają a satelity latają wyżej, dlatego warunki na tych wysokościach są słabo zbadane i opierają się głównie o metody spektroskopowe. Na pewno są zbudowane z cząstek lodu o rozmiarach kilku mikrometrów rozpraszających białe światło. Ich charakterystyczny niebieskawy kolor to efekt rozpraszania Tyndalla oraz bliskiej warstwy ozonowej. Podświetlające je światło najpierw przechodzi długą drogę przez górne warstwy atmosfery zawierające ozon a po rozproszeniu pokonuje równie długą drogą do obserwatora.
Inną ciekawą ich cechą jest to, że dość mocno odbijają fale radiowe. Mezosfera na tych wysokościach to część radiosfery,  więc warstwy umożliwiającej komunikację radiową na dużych dystansach. Obłoki srebrzyste odbijają fale radiowe dużo intensywniej. Jednym z ciekawszych wyjaśnień jest absorbowanie się na powierzchni ziaren atomów metali, bądź żelaza bądź sodu ze spalających się mikrometeorów. Atomy obojętnego sodu są obecne na tej wysokości w dość dużej ilości, zaś w tak ekstremalnie niskich temperaturach mogą osadzać się na powierzchni ziarna lodu nie reagując z wodą.

Jak wspomniałem wcześniej, odkryte jako osobne zjawisko w XIX wieku nocne obłoki świecące początkowo pojawiały się w pobliżu przesilenia letniego, lecz stopniowo zaczęto widywać je coraz częściej, z roku na rok, a czas ich pojawiania się poszerzył się. Częściowo może to wynikać z postępu wiedzy, dawniejsze pojawienia się mogły być po prostu brane za zorzę polarną, z zapisków angielskiego astronoma Thomasa Romney'a Robinsona, prowadzącego obserwacje z terenów Szkocji znamy dwie obserwacje mogące być tym zjawiskiem, pochodzące z lat 50 XIX wieku.
Po pracach Ceraskiego zaczęto tych obłoków wypatrywać i stąd więcej obserwacji. Jednak porównanie zapisków o czasie pojawienia się najwcześniejszych i najpóźniejszych obłoków wskazuje na poszerzanie zakresu obserwacji i zwiększenie częstości pojawienia. Z czegoś to musi wynikać.

Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że zwiększona częstość pojawiania obłoków w mezosferze to skutek globalnego ocieplenia i to na dwa sposoby - zatrzymywanie ciepła w troposferze przez gazy cieplarniane to mniejszy strumień ciepła od powierzchni ziemi, a zatem lepsze wychładzanie mezosfery. Drugi efekt to rosnące stężenie metanu który z pewnym opóźnieniem dociera aż tutaj i rozkłada się pod wpływem ozonu i ultrafioletu, wytwarzając wodę.

Jak obserwować?
Obłoki srebrzyste pojawiają się w zakresie kilku tygodni wokół przesilenia letniego, zwykle największe nasilenie osiągają dwa tygodnie po nim, na początku lipca. Pojawiają się wówczas gdy słońce jest od 6 do 16 stopni pod horyzontem, zatem w okolicach samego przesilenia mogą pojawiać się między 22 a 2 przez całą noc, najintensywniejsze są jednak wieczorem i przed świtem.
Można wypatrywać ich na północno-zachodnim niebie, nisko nad horyzontem od godziny po zachodzie do 23 lub będąc nocnym markiem, jak ja, od 1 do 3 w nocy bardziej na wschód. Z tego co zauważyłem, często jaśniejsze i wyraźniejsze pojawiają się w drugiej części nocy, co jest niestety powodem przez który mało ludzi je widziało.

Można je rozpoznać po niebieskawym kolorze odcinającym się na ciemnym tle. Są przezroczyste, widać przez nie gwiazdy. Najintensywniejszy jest zwykle pas wysoki do 15-20 stopni nad horyzont, bardziej białawy, przy większej intensywności u dołu podbarwiony na żółtawo a nawet pomarańczowo. Bliżej wschodu lub zachodu słońca sięgają wyżej, choć wówczas już na bardziej rozjaśnionym niebie. Zwykłe chmury, nawet cirrusy, są widoczne jako ciemne na ich tle, nie dosięga do nich bowiem światło. Bardzo jasne fragmenty mogą być widoczne także przy świecącym księżycu, choć w takie noce trzeba uważać aby nie pomylić ich z chmurami oświetlonymi księżycem.

Zwykle mają wygląd lekko sfalowanych płaszczyzn z przeplecionymi pojedynczymi pasmami. Istnieje klasyfikacja wzorów wymieniająca zamknięte pętle, ciemniejsze obszary, krzyżujące się pasy i inne rzadsze typy. Najlepiej znaleźć miejsce z odsłoniętym północnym horyzontem i bez świateł miejskich, choć jak pokażą zdjęcia całkiem nieźle da się je obserwować z miast. No i oczywiście trzeba mieć szczęście bo nie każdej nocy się pojawiają

Sam obserwuję je od około 2005 roku, początkowo rysowałem je w notatniku:
6 lipca 2006
Pamiętam, że jedne z najładniejszych pojawiły się w roku 2007, potem w 2009 kiedy to po raz pierwszy zrobiłem im zdjęcie:
13 lipca 2009


Następnych kilka lat było pod tym względem słabszych. Najlepsze pojawiły się w lipcu 2014. Najpierw wieczorem 3 lipca pojawiły się efektowne ale nie sięgające wysoko obłoki, które oglądałem z łąk poza osiedlem:
Gdy przed północą zanikły sądziłem, że to na dziś koniec. Jednak po pierwszej w nocy zauważyłem nisko bardzo intensywną ławicę:

Wzór stopniowo rozszerzał się i zwiększa się widoczny obszar:

Niebo było jeszcze całkiem ciemne, tymczasem jak widać obłok świecił jasno jak widoczny niżej blok oświetlony latarniami. Wyglądał jak przeklejony do nocy kawałek dziennego nieba. Na jego tle widać ciemniejszą smugę kondensacyjną (góra część jest podświetlona światłem bijącym od obłoku). W miarę upływu czasu widać było coraz większy podświetlony obszar, który ostatecznie rozciągał się do 60 stopni szerokości i miejscami tyleż wysokości, ujawniający bardzo ciekawy, skomplikowany wzór:
Około 2:30 obłoki były na tyle jasne, że rzucały słaby, rozproszony cień

Pod koniec, gdy niebo w tle zaczynało się już robić jasne, najwyższe fragmenty ujawniły ładną pofalowaną strukturę, niektóre pasma sięgały prawie do zenitu. Natomiast dolne rejony podbarwiły się na żółto:

To była piękna noc, napsztykałem wtedy prawie 50 zdjęć.

Ładne pojawiły się też 19 czerwca 2016, wybrałem się wtedy w plener aby uchwycić je w jakimś ładnym kadrze:

W tym roku dość długo czekałem aż się pojawią. Zwykle zaczynają być zauważalne na początku czerwca, czasem pod koniec maja, i są widoczne do końca lipca, raz widziałem je 1 sierpnia. Pierwsze tegoroczne obłoki srebrzyste pojawiły się 19 czerwca, czyli trzy dni przed przesileniem, były dosyć słabe, zauważyłem je przed świtem, w sumie przypadkowo.:
ładniejsze pojawiły się 20 czerwca:
Zdjęcie zostało zrobione z Mokotowa na północ, jak widać cała Warszawa z rozświetlonym Śródmieściem nie przeszkodziła ich oglądać.
Później widziałem je jeszcze 29 czerwca wieczorem:




Potem w obserwacjach przeszkadzały chmury ale podobno były dobrze widoczne przedwczoraj.

Tak więc gorąco zachęcam do obserwacji, na pewno jeszcze się trafią, a to na prawdę piękne zjawisko, rekompensujące nam rzadkie pojawianie się zórz polarnych.


-------
* https://en.wikipedia.org/wiki/Noctilucent_cloud

wtorek, 27 czerwca 2017

Od Syracuse do Cheetaway... - czyli właściwie gdzie?

Jedna z najbardziej znanych wczesnych piosenek Maryli Rodowicz opowiada o długiej ale najwyraźniej zachwycającej podróży między dwiema amerykańskimi miejscowościami. I zapewne już od samego początku nasuwała słuchaczom pytanie - o jakich właściwie miejscowościach mowa?

Osiecka napisała tekst pod wpływem wrażeń z pobytu w USA, jednak z pewnością dobrała miejscowości głównie ze względu na dobrze brzmiące nazwy. Załóżmy jednak, że mają one jakieś znaczenie. Miejscowości Syracuse jest w Stanach Zjednoczonych kilka, najbardziej znane i największe w stanie Nowy Jork. Z drugim jest natomiast kłopot, bo tak pisanej miejscowości w USA nie ma. Widziałem rozważania, że może to być przerobiona nazwa miasteczka Cheektowaga, na linii kolejowej z Syracuse do Buffalo.[1]

A może druga nazwa jest symboliczna? Albo przy podobnej wymowie, pisze się ją jednak inaczej?
Złożenie "cheet-away" nie ma specjalnego sensu; "cheet" to wedle Urban Dictionary  pył przypraw pozostający na palcach po jedzeniu czipsów.[2] Więcej sensu miałaby wersja "cheat-away" co można by oddać jako "oszukana dal" czy w nawiązaniu do klasyki poezji śpiewanej jako "złudne manowce". Byłaby to więc podróż od jakiegoś znanego kawałka Ameryki, aż po wymarzony bezkres, nierealny i jeszcze nie osiągnięty.
Druga wersja jaka nasunęła mi się na myśl, to "cheetah-way" czyli dosłownie "droga geparda". Z symbolicznego znaczenia tej nazwy trudno wyciągnąć coś konkretnego, ale z pomocą przychodzi nam bardziej dosłowne - Google Maps odnotowuje trzy takie miejsca w Stanach Zjednoczonych, wszystkie to chyba ulice lub drogi nazwane w ten sposób, jedno w stanie Utah, drugie w stanie Nevada a trzecie w stanie California.
To trzecie jest chyba najciekawsze. To ulica w mieście Palmdale, leżącym w pobliżu Los Angeles. Z Syracuse do LA prowadzi linia kolejowa:

To jedna z najdłuższych tras jakie można sobie wyobrazić - bezpośredni pociąg pokonuje około 2600 mil jadąc 2 dni i 14 godzin. Jest więc czas na podziwianie krajobrazów, i wypytywanie jedynych trzech pasażerów o to skąd pochodzą.
Byłaby to zatem w tej wersji po prostu "podróż wskroś przez Amerykę" a piosenka byłaly zachwytem nad tym dziwacznym kawałkiem globu. I tęsknotą cudzoziemca za tą przestrzenią, gdzieś pomiędzy Cheetah Way a Syracuse.


-------
[1] http://artu-variousposition.blogspot.com/2010/09/od-syracuse-do-cheetaway.html
[2] http://www.urbandictionary.com/define.php?term=Cheet

wtorek, 20 czerwca 2017

1949 - Katastrofa promu na Dunajcu

Szczegóły katastrofy na Dunajcu
W związku z katastrofą promu (w dniu 31 marca) na Dunaju w miejscowości Obidza, gmina Lacko w powiecie nowosądeckim, gdzie utonęły 24 osoby - nadchodzą obecnie z miarodajnych źródeł szczegóły tej tragedii.
Katastrofa nastąpiła w chwili przybijania promu do brzegu w sąsiedztwie miejscowości Obidza. Promem tym przeprawiało się przez Dunajec 30 osób. Stan wody był skutkiem roztopów wiosennych stosunkowo wysoki. W wyniku nieudolnego manewrowania, na prom wdarła się woda. Większość jadących przesunęła się na niezalaną stronę, co zachwiało równowagę i spowodowao wywrócenie się promu.
Prom użyty został mimo zakazu wydanego w listopadzie ub. r. przez starostwo nowosądeckie. Przewoźnik został aresztowany. (...)
[Dziennik Polski nr.95 6 kwietnia 1949 , MBC Małopolska]
Poza podobnymi artykułami z archiwalnych gazet, w dzisiejszym internecie znalazłem tylko jedną wzmiankę o tym zdarzeniu, opis miejscowości w której znajduje się pomnik ofiar. 

sobota, 17 czerwca 2017

Drobne rośliny kwiatowe (9.) - Kurdybanek

Bluszczyk kurdybanek to jedna z moich ulubionych roślin. Po części za sprawą jasnofioletowych, charakterystycznych kwiatków, a po części za sprawą zapachu dla którego zbieram go na przyprawę.

Jest rośliną pospolitą, rosnącą zarówno w miejscach zacienionych, jak i na łąkach, chętnie na obrzeżach lasów i zarośli, często na poboczach dróg i ogółem na stanowiskach ruderalnych. Pędy sięgające do niedużej wysokości wytwarzają boczne rozłogi, które płożą się po ziemi tworząc przylegający kobierzec. W miejscach silnie nasłonecznionych listki zabarwiają się na czerwono, z czasem wręcz na brązowo-bordowo. Kwitnie zasadniczo od wczesnej wiosny po lato, ale pojedyncze kwiatki pojawiają się do jesieni. Jest rośliną miododajną.
Nazwę nadało mu zapewne podobieństwo do motywu roślinnego kurdybanu [1], czyli ozdobnego obicia mebli i ścian z cienkiej, dobrze wygarbowanej skórki. Popularny zwłaszcza w XVII wieku stanowił materiał luksusowy, z wytłoczeniami, malowaniem, pozłoceniami. Najczęściej używanym motywem były gałązki i liście roślinne, w tym liście bluszczu, dębu i akantu. Z jego wytwarzania najbardziej znane były pracownie z hiszpańskiej Kobdoby, stąd zniekształcona nazwa pospolita Kurdyban lub Kurdywan. W tym samym czasie obie były też używane do nazwania bluszczyku.
 Od bardzo dawna bluszczyk był używany jako przyprawa, równie chętnie jak dziś pietruszka czy kminek, które to stopniowo wyparły go z naszych garnków.[2] Jego zapach można opisać właściwie tylko jako "specyficzny". Należy do tej samej rodziny jasnotowatych co znane rośliny aromatyczne mięta, melisa, oregano i tymianek. Zapach kurdybanku najbardziej przypomina tymianek, jest jednak nieco bardziej korzenny, cięższy. Szczególnie dobrze pachną liście zaczerwienione od słońca.
Jeśli chodzi o smak, to można w nim wyczuć pewną goryczkę.


Był też używany jako roślina lecznicza. Zawiera stosunkowo dużo garbników, terpenoidów oraz saponiny, co nadaje mu własności wykrztuśne, żółciopędne, poprawiające trawienie. Działa też nieco moczopędnie i przeciwzapalnie.[3]
Przed upowszechnieniem chmielu był stosowany do przyprawiania piwa.

-------
[1] http://www.sxvii.pl/index.php?strona=haslo&id_hasla=7446
[2]  http://luczaj.com/publikacje/2008%20luczaj%20bolestr%20zapomniane.pdf
[3] http://rozanski.li/449/bluszczyk-kurdybanek-kurdybanek-pospolity-glechoma-hederacea-linne-w-fitoterapii-dawnej-i-wsplczesnej/

sobota, 3 czerwca 2017

1873 - Pszczoły i klatka

Zabawny felieton z Kurjera Warszawskiego sprzed 144 lat:

" W oknie naszej Redakcji znajduje się obserwatorjum meteorologiczne, które niestety nie zawsze bywa czynne z winy p. Obserwatora, który w bieżącym miesiącu ważnym oddawszy się zajęciom prosił o urlop. Nawiasem mówiąc meteorolog nasz wkrótce już na stałe rozpocznie swoje czynności, ale nie o tem obecnie jest mowa.
Obserwatorjum, o którem mówimy pomieszczone jest w budce drewnianej, a to dla ochrony od zbytniego skwaru lub nawalnego deszczu, budka ta bowiem okrywa narzędzia wystawione na powietrze, i zbyt czułe na wszelkie jego zmiany.
Otóż do tej budki od kilku dni znęciły się nieproszeni goście - są to pszczoły w liczbie 5 czy 6, które regularnie. co dzień w rannej godzinie tam przybywają i pobrzęczawszy trochę odlatują.

Trudno nam odgadnąć rzeczywisty i praktyczny powód tych każdodziennych odwiedzin. Czy pszczoły biorą budkę za ul nowej konstrukcji, a rzeczywiście jest ona trochę podobna do ula Dzierżona, czyli też oddają się obserwacjom meteorologicznym, bo wiadoma rzecz, iż zmiany powietrza obchodzą bardzo ród pszczeli zmuszony szukać funduszu życiowego dla siebie na kwiatach i roślinach. Nie tracimy nadziei, że może wkrótce cały ul do nas zajrzy, a wtedy pan meteorolog powróciwszy, będzie miał rzeczywistą biedę z tymi nowego rodzaju współzawodnikami.
O ile, wiemy, jednak delegacja pszczół, która nas nawiedza nie jest wcale piśmienną bo żadnych notatek nie czyni ale widocznie na pamięć się nauczywszy, jaka zajdzie zmiana, wraca informować o tem resztę ula. "
[Kurjer Warszawski 19 czerwca 1873 EBUW]

Redakcja gazety mieściła się w tym czasie w kamienicy nr.5 przy Placu Teatralnym.

Wspomniany ul Dzierżonia to nowoczesna jak na owe czasy konstrukcja, będąca prototypem dzisiejszych uli ramkowych. Zamiast przypominać kształtem barć, ul miał formę skrzynki z wchodzącymi do środka listewkami o góry, tak zwanymi snozami, do których pszczoły dobudowywały plaster. Odległości między listewkami zostały dobrane tak, że pszczoły budowały plaster na nich jak na ramach obrazu. Przy odległości nieco większej niż założona, pszczoły zaklejały ścianki ula woskiem, przy mniejszej uszczelniały propolisem. Dzierżon umożliwił dzięki temu bardziej racjonalną i przewidywalną hodowlę, możliwe było zdjęcie tylnej lub bocznej ścianki i zlustrowanie stanu gniazda bez niszczenia plastrów. Można było też prosto wycinać plastry po otworzeniu ula i wyjmować ciągnąć za snozę.
W późniejszych latach do konstrukcji wprowadzono jeszcze listewki dolne i boczne aż w końcu powstały ramki, które można wyjmować z ula bez wycinania i uszkadzania czegokolwiek. Ul taki faktycznie mógł przypominać klatkę meteorologiczną.