Tytuł może brzmieć sensacyjnie, ale ma uzasadnienie - trąby powietrzne, które pojawiły się 31 maja 1866 roku należały do tych polskich, które wywołały najwięcej ofiar śmiertelnych. Mimo upływu czasu pozostawione opisy są na tyle dokładne, że można odtworzyć przebieg zdarzeń, aczkolwiek każde z kilku różnych źródeł podaje nieco inne miejsce wystąpienia.
Pierwszą wzmiankę o tych zdarzeniach znalazłem w Nadwiślaninie z 17 czerwca, przy czym sprawozdanie to jest raczej tłumaczeniem zapewne szerszej relacji z grudziądzkiej gazety Geselige Graudenzer Zeitung wydawanej w Grudziądzu w języku niemieckim. Jest to zresztą powodem paru pomyłek geograficznych, nie pierwszych zresztą w tej sprawie, o czym szerzej za chwilę. Sprawozdanie jest na tyle dokładne, że lepiej zacytuję je w całości a nawet zilustruję:
"Rzadkie zjawisko powietrzne widziano 31 maja nad Opalenicą, w powiecie brodnickim, którego to dnia i w naszej okolicy nadzwyczajny grzmot i gradobicia panowały.
Ukazało się tam owo straszliwie piękne zjawisko - trąba powietrzna. Przy ładnym, południowozachodnim wietrze o 2 z południa zaciemniło się na północzachód nazdwyczajnie. O 3 już cały północwschód i południe już się zaciemniło, tylko zachód był lekko powleczony. Grzmot właściwy wisiał ponad Królestwem i stąd był o ćwierć mili oddalony. W obec największej ciszy i nieznośnej gorączki kilka razy zabłysło, za każdym razem niezwłoczne uderzały silne gromy. Po ostatnim uderzeniu gromu usłyszano w powietrzu pękający szelest, mocniejszy i popędliwszy jak zwykłe padanie gradu; niebawem zaczęły padać ziarna gradu, najpierw jak groch, potem jak kule karabinowe a wreszcie jak średnie kartofle i większe jeszcze, a spadały tak gwałtownie, że na pulchnej roli na dwa cali się zaorywały.
Im bliżej ku granicy, tem warstwy gradu były coraz grubsze, a na pobliskiem polu za granicą jeszcze nad wieczorem grad się bielił. Tutaj miało być gradu na 9 cali. Po gradzie i gdy niebo jakby się zaczęło wypogadzać, zapanowała znów cisza niezwykła; teraz jęło się łyskać raz po raz, ale bez gromu, i teraz pojawiło się wspomniane zjawisko.
Czarny słup w kształcie ogromnego ostrokręgu wirując nagle wzbił się nagle w kierunku południowym. Każdy mniemał, że to pali się wieś Budki, o pół mili za granicą położona, i zaczęto tam śpieszyć; boć któż ów słup mógł uważać za co innego, jak dym? Buchało podobnie jak przy wzniecaniu się wielkiego pożaru niezliczone czarne i białobrzeżyste kłęby dymu potężnie wirują. Omamienie atoli nie trwało długo, bo słup jął się z wolna posuwać w towarzystwudziwnego szumu, z południa na północ; ku przeciwległej chmurze; potem widziano blisko za granicą walący się wiatrak, którego część ów słup porwał i na dół spuścił; równierz krzaki, drzewa, gałęzie i piasek, pędzący do góry i na dół, aż ów wirujący ostrosłup wleciał do bliskiego boru.
Kto dotąd był jeszcze w omamieniu, teraz zeń wyzwolony został, gdy najprzód ostrosłup zamienił się w stojący wał, a potem w ostrosłup odwrotny, że podstawa obócona była ku chmurom, a kończyna ziemię lizała. Najprzód był ten przewrócony ostrosłup prawie w postawie pionowej, i gdzie dotknął swym końcem wierzchu drzew, to zostały jakby ogniem zwarzone. Im więcej zaś wzbijał się do góry, tem jego koniec był bardziej prostszy, dłuższy, cieńszy i jaśniejszy, aż wreszcie został cienki jak nitka, wężowato posuwając się za wypukłą częścią w kierunku południowozachodnim. Aż na samym końcu było widać coraz słabiej wijące poruszenie jego wirujących kłębów.
Niestety opowiadają przybyli z Królestwa, że pod Ryczycą trąba dwie włóki lasu zniszczyła, a w Świniarach dwie chaty zmiotła. A w Umieczynie pod Ciechanowcem wyczerpała wodę z niewielkiego stawu i zdruzgotała 7 chat, przy czem 7 osób zostało zabitych a 12 jeszcze 3 czerwca nie zdołano odszukać. 17 ciężko zranionych leży w szpitalu w Przasnyszu. Z jak wielkim impetem wirował rozjuszony żywioł, dość przytoczyć, co opowiadają naoczni, że jednym z tych 7 zabitych tak silnie o słup uderzyło, iż został rozcięty na dwoje. Ojciec z dzieckiem w ręku uciekał ze wsi, szalona zamieć nie uchwyciła go całego, ale urwała mu rękę i wraz z dzieckiem, którego dotychczas nie odnaleziono.
Obywatel Żmijewski ze Strzelna, został wraz z koniem, na którym siedział, podźwignięty do góry i daleko rzucony. Straszna to była jazda napowietrzna, w towarzystwie kłód, krokwi, słomy do strzechy, a nawet trupów. Żyje on dziś jeszcze i utrzymuje podobno, że i owo dziecię widział.
Tak opisuje Geselige, który przecież mylnie mieni Opalenicę miastem w powiecie Bukowskim, WXPoznańskim, która od granicy polskiej 12 mil oddalona a od Przasnysza mil przynajmniej 35. Ile w tym prawdy, dopiero potem będzie można wiedzieć [1]
Jak zatem widzicie, opis jest niesamowicie dokładny. W zasadzie jest to najdokładniejszy opis z XIX wieku, zaraz obok relacji z Kołomyi. Trąba pojawiła się na tyłach chmury burzowej, już po przejściu opadów i gradu, toteż był to zapewne typ związany z superkomórką burzową. Na początku uwidoczniła się podnosząc szczątki i częściowo kondensując, co widziano jako podobne do słupa unoszącego się dymu, szerszego przy ziemi. Potem trąba zgrubła do klasycznej formy walca i stopniowo unosiła się, stając się stożkiem zwisającym z chmur. Opis końcówki podobnej do wijącego się sznurka jest charakterystyczny, w ten bowiem sposób wygląda często zanik trąby (tzw.
rope tornado).
Jak to natomiast wyglądało geograficznie? Opalenica faktycznie leży dosyć daleko od Przasnysza, ale na północ od niego koło Chorzel leży wieś
Opaleniec, z pewnością więc doszło do pomyłki w nazwie. Pasują za to nazwy innych miejscowości - na południe od Opaleńca leżą
Świniary a obok wieś
Budki, na dodatek zaraz obok wsi przebiegała granica między zaborem pruskim a niesuwerennym Królestwem Polskim. Z kolei wspomniane w tekście Ryczyce to zapewne
Rycice, leżące nad Świniarami. Obok tej wsi rozciągają się lasy, widoczne już na mapie z 1879 roku, zapewne zatem są to te same, w których trąba dokonała zniszczeń.
A co z Umieczynem? Niestety miejscowości tej nie mogłem znaleźć na mapach, ani współczesnych ani dawnych. Możliwe więc że doszło do pomyłki przy tłumaczeniu albo zupełnego zniekształcenia nazwy, co zresztą, jak wspominałem w poprzednich wpisach, było w ówczesnej prasie dosyć częste. Jest to okoliczność dosyć kłopotliwa, bo właśnie tam było najwięcej rannych i zabitych.
Zacząłem więc szukać w innych źródłach, oczywiście w dostępnej cyfrowo prasie z tamtego okresu, i oto w Kurjerze Warszawskim znalazłem taką krótką notkę:
W powiecie Przasnyskim, dnia 31 Maja, w oko-
licy wsi Chumięcino-Redki, powstała straszliwa trąba
powietrzna, która zniszczywszy około tysiąca drzew
w pobliskim lesie, we wsi tej zerwała wiele dachów
i unosiła zabudowania i płoty. Nic nie mogło się o-
przeć gwałtowności wirującego wichru. Sześciu ludzi
utraciło przy tem życie, a 16tu zostało pokaleczonych.[2]
Liczba rannych jest podobna, zatem artykuł na pewno dotyczy tego samego zdarzenia, jakiego jednak miejsca? Miejsowości Chumięcino-Redki nie ma na mapie... ale jest
Humięcino-Retki, niedaleko Ciechanowca.
No dobra, okolicę z grubsza ustaliliśmy. Jednak pojawia się nowy problem - Ciechanowiec leży 30 kilometrów od Opaleńca. Nie możliwe aby chłopi mogli stamtąd obserwować powstanie trąby w tak dużej odległości i opisać rzecz na tyle dokładnie. Zatem trąba pod Ciechanowcem i pod Przasnyszem to dwa różne zjawiska. Tylko czy to, co spustoszyło Humięcino, na pewno było trąbą? Nie mamy co do tego jednoznacznego opisu.
Nie mogąc naleźć nic, co rozstrzygnęło by wątpliwości, w ostatni piątek, kiedy to nie miałem zajęć, pojechałem do Warszawy i zajrzałem do biblioteki UW. W innym numerze Kurjera zapowiadano nowy numer tygodnika Zorza - pisma niedzielnego, gdzie jeden z artykułów miał dotyczyć trąby powietrznej. Czy tej?
Artykuł miał formę popularno naukową, omawiał powstawanie trąb powietrznych, gdzie najczęsciej występują i jakie wywołują stroty, a na koniec posłużył się przykładem świeżo zaistniałego przypadku, z 31 maja.
Wedle artykułu tego dnia o godzinie 2 pod Płockiem, a powiecie przasnyskim koło wsi
Jarłuty, podczas silnego wiatru powstała trąba powietrzna, porównywana do wirującego wrzeciona. Wpadła w las koło wsi łamiąc lub wyrywając z korzeniami 1000 drzew, w samej wsi zrywała dachy z domów, płoty i przewracała stodoły. Z pewnego domu wyssało przez komin pierzynę. We wsi zginęło 6 osób, w tym 3 żydów, a 18 zostało ciężko rannych. Wśród nich kobieta, którą wraz z dzieckiem trąba uniosła w powietrze i zrzuciła z dużej wysokości. Pewnego Węgra wiatr przerzucił przez staw, na odległość 200 kroków; tamże trafił też jeździec, uniesiony wraz z koniem. Powtarza się też informacja o zabitym rzuconym o słup. Następnie trąba miała przejść jeszcze 2 mile w ciągu pół godziny.[3] Jeśli spojrzymy teraz na mapę to okaże się, że trzy kilometry od Jarłut, leży Humięcino, jest to zatem ten sam przypadek.
Zgadzają się też liczby - nieco wcześniejsza relacja z Zorzy mówi o 6 ofiarach i 18 rannych, nieco póżniejsza z Nadwiślanina o 7 ofiarach i 17 rannych - więc jedna z rannych osób zmarła. Zastanawiająca jest natomiast informacja o 12 zaginionych - część mogła został przeniesiona na pewną odległość, i mimo ran przeżyć, a jedynie zamieszanie powodowało że brakowało o nich informacji. Część jednak mogła zginąć a ich ciała musiały być trudne do odnalezienia między drzewami czy innymi szczątkami. Liczba ofiar zapewne była więc wyższa, przez co ten przypadek trąby byłby najtragiczniejszym na ziemiach polskich. Siła tej trąby sięgnęła zapewne F2, skoro unosiła ludzi, ale nie wiem jak musiało być silne, aby unieść jeźdźca wraz z koniem?
Inne gazety wspominają że tamtego dnia nastąpiły bardzo silne grady, donoszono o nich z okolic Miłobędza, Wojciechowa i Chobienic, a w Skarszewach osiągał wielkość jaja gęsiego. Na koniec pozostało jeszcze jedno ciekawe doniesienie z tamtego dnia:
Z Bischdorf pod Nowym Targiem, na Szląsku, piszą 1 t.m.: Siedziba nasza przedstawia obraz spustoszenia i trwogi. Podczas wczorajszej nawałnicy, która popołudniu nad nami zawiłła, powstała z dwóch ciągnących ku sobie naprzeciwko nawałnic trąba napowietrzna, która w ciągu 4-5 minutach 13 domów spustoszyła, uczyniwszy z nich 9 do zamieszkania nie zdatnych Znawcy szacują sprawione szkody na 12-15,000 talerów. Trąba napowietrzna utworzyła się tuż przy wsi na południowschód, stojącą na otwartem polu stodołę, jakby domek karciany przewróciła, we wsi zrządziwszy wielkie spustoszenia, skąd na północny wschód podniosła wiatrak z ziemi, postawiła na ziemię, na nowo dźwignęła w górę i wraz z całą postawą daleko rzuciła w stronę. Belki 6 cali średnicy na 125, a 12 cali średnicy na 85 krokow zostały przeniesione. Wodę ze stawu, będącego we wsi, uniosła trąba w górę, a potem rzuciła ją na ziemię. Wicher porywał ludzi i daleko ich niósł.[4]
Wygląda zatem na to, że tamtego dnia pojawiły się nad Polską trzy trąby powietrzne. Jeśli trąba niszczyła domy i unosiła ludzi, musiała osiągnąć siłę F2. Pozostaje tylko jeden problem - o którą miejscowość chodzi? Nowy Targ nie leży oczywiście na śląsku, więc autor relacji miał za pewne na myśli pogórze. Niemiecka nazwa Bischdorf odpowiada polskim Biskupie lub Biskupin. W Województwie małopolskim są cztery miejscowości o tej nazwie z czego dwie między Krakowem a Nowym Targiem, najbliższe koło Wieliczki, ale wówczas raczej pisano by że chodzi o tamte okolice. Gdzieś zatem to zdarzenie miało miejsce, ale nie jest pewne gdzie.
ps. Jak mi uświadomiono w komentarzu, chodziło o okolice Środy Śląskiej, po niemiecku Neumark in Sleschien czyli dosłownie "Nowy Targ na Śląsku", a mój Bischdorf (dosłownie "Biskupia wieś") to dzisiejsza wieś
Święte. Redaktor przetłumaczył nazwę niemiecką dosłowie i stąd zamieszanie.
------
[1] Nadwiślanin, Chełmno, niedziela 17 czerwca 1866 Ner 67 KPBC
[2] Kurjer Warszawski, dnia 19go czerwca 1866 EBUW
[3] Zorza. Pismo niedzielne, nr. 25, 26 czerwca 1866
[4] Nadwiślanin, Chełmno, 8 czerwca 1866 KPBC