Z Gręboszowa w obwodzie tarnowskim, otrzymuje Czas następujący opis trąby powietrznej, jaka w tamtej okolicy pojawiła się 28 maja: W nocy 27 padał deszcz dość obfity, rano 28 niebo grubemi i ciemnemi okryte chmurami, które powoli przerzedzają się, a w miarę coraz goręcej aż około 10-tej duszno i parno. Ciepłomierz w cieniu 20 st. R. Wiatr ustaje, cisza najzupełniejsza w całej okolicy.Opis jest nadzwyczaj dokładny i obrazowy. Można pokusić się nie tylko o wyznaczenie przybliżonej ścieżki przejścia, ale i wyznaczenia siły w danym miejscu.
Wtem widać jak jednem pasmem od brzegów Wisły zarośla i gałęzie drzew nachylają się do samej ziemi, i coraz dalej tak idzie w kierunku od strony północno-zachodniej.
Smuga ta wiatru wpada do wsi Karsy, wyrywa okno w jednym domu, porywa płótno z bielnika i wynosi tak wysoko w górę, że wydaje się jak kawałek tasiemki, dalej zrywa strzechę na karczmie w tej wsi, unosi w górę słomę i kurz i tu uwydatnia się jako trąba powietrzna, która coraz dalej postępuje ku stronie południowo wschodniej.
Na polach, któremi przeciąga, kłoni zboże do samej ziemi. Wśród pól między Wolą Gręboszowską a Gręboszowem spotyka drugą trąbę, która wysokością sięga chmur, poczyna niemi, w kole paręset sążni w przecięciu mającem, jak najszybciej wirować, targa i roztrąca na kawały, ściąga chmurę raz ku ziemi w kształcie ogromnego leja, to znów chmurę wiruje ku górze z strasznym szumem, do koła na pół mili słyszeć się dającym. Lud patrzy na to widowisko z całej okolicy z przestrachem, jedni kładą się na ziemi, inni się modlą. Trąba postępuje z wolna w kierunku raz obranym, idąc po nad wody wynosi je na kilka sążni wysoko, z pastwisk porywa gęsi i wiruje niemal w górze, przebiega koło lasu Miłocina, wpada do wsi Woli Żelechowskiej, tam podnosi całą stodołę z miejsca, przerzuca kilkanaście sążni i łamie drzewo w drobne kawałki, snopki z dachu wynosi w górę tak wysoko, że je o pól mili widać w powietrzu krążące, dalej porywa skrzynię, w której dwa korce zboża na polu wietrzono, wynosi w górę i spuszczają w dół, gruchocze na kawałki.
Posuwając się dalej wpada do wsi Zalipia, tam na błoniu zabiera gęsi, jeden dom posuwa kilka łokci z miejsca, burzy komin i piec, stodołę podnosi w górę i trzaska na kawałki, wyrywa z korzeniami gruszę około 20 cali grubą, unosi kilkanaście sążni w dal i rzuca w zborze i tak przebiegłszy w równym kierunku 1,5 mili, zwraca się ku wsi Podlipie w kierunku północno wschodnim i ginie. Następnie pogoda i cisza aż do nocy[1].
A zatem najpierw trąba była na tyle słaba, że nie była widoczna. Mogła przyginać gałązki drzew i trzciny, unosić słomę i kurz, jednak jej siła rosła, aż mogła zerwać strzechę z dachu. Mamy więc przejście siły od F0/T1 do F1/T2. Potem połączyła się z lejem kondensacyjnych od strony chmury i zaczęła następować chwilowa kondensacja co obserwowano jako to obniżanie się i podnoszenie chmur. W Woli Żelichowskiej jej siła jest już większa - może niszczyć drewniane stodoły i unosić cięższe przedmioty, można więc ocenić wzrost siły do F1/T3). We wsi Zalipe (znanej dziś z chat malowanych w kwiaty) jej siła jest nie mniejsza, skoro dochodziło do zburzenia kominów. Tutaj natomiast wyraźnie skręca i osłabia się na polach, po czym zanika. Daje się na tej podstawie wyrysować orientacyjną mapkę jej przebiegu, ze zmianami siły:
Jest to oczywiście zaledwie przybliżony rysunek, nie wiem bowiem jaki obszar wsie te zajmowały dawniej, w związku z czym także gdzie miałyby być pozbawione zabudowy tereny między Gręboszowem a Wolą Gręboszowską. Długość toru zniszczeń sięgała by 7-8 km.
Brak informacji o grzmotach wskazuje, że mieliśmy do czynienia z trąbą typu ladspout, związaną z zawirowaniami w strefie zbieżności wiatrów. Jest to doprawdy jeden z najlepiej opisanych przypadków z XIX wieku.
---------
[1] Nadwiślanin. Chełmno, niedziela dnia 4 czerwca 1865. WBC Poznań