Orzeszkowa w ostatniej swej powieści p. t . Dziurdziowie opowiada tragiczną historyęBył to jeden z najpóźniejszych takich samosądów na mniemanych czarownicach w Polsce, jaki skończył się śmiercią zaatakowanej. Wsi Tężewo nie mogłem znaleźć na mapach, pewnie zmieniła nazwę.
wiejskiej lekarki, posądzonej o czary i zamordowanej w okrutny sposób.
Znakomita autorka z przerażającą prawdą przedstawiła ten straszny dramat, odgrywający się w zapadłej wiosczynie białoruskiej i rozwiązanie jego w sali sądowej, rozwiązanie, po którem nie wiadomo kogo bardziej żałować: czy niewinnej ofiary, czy też niewinnych jej zabójców. Zupełnie podobny wypadek miał miejsce niedawno w powiecie mławskim.
We wsi Tężewie żona kolonisty dostała pomieszania zmysłów. Głos powszechny uznał za przyczynę choroby „siłę nieczystą," którą sprowadziła i ulokowała w ciele chorej, niejaka
Wronkowa, mająca, jak to było powszechnie wiadomo, bliskie stosunki z „niemcem" t. j. z dyabłem. Gorliwe śledztwo wykryło nawet, że Wronkowa „zadała" Brudzynskiej „urok" w piwio. Wskutek ogólnej narady bab wezwano czarownicę, żeby „odczyniła urok," kiedy zaś nie chciała tego zrobić, sąsiadki zaczęły ją bić po głowie warząchwiami, ponieważ jest to wypróbowany sposób na dyabła, który warząchwi najbardziej się boi. Wronkowa z ciężkiego pobicia w kilka godzin później życie zakończyła, szesnaście zaś bab, które przyjmowały udział w straszeniu „kusego," pociągnięto do odpowiedzialności sądowej.
Warszawa, dnia 16 (4) Stycznia 1886 r.
Rok VI.
Prawda. TYGODNIK POLITYCZNY. SPOŁECZNY I LITERACKI. WBC
środa, 21 listopada 2012
1886 - Czarownica z Tężawy
poniedziałek, 29 października 2012
1887 - Trąba wodna nad jeziorem Gopło
Taka krótka notka:
Przypadek jest o tyle ciekawy, że trąba wodna mogła powstać z superkomórki burzowej, a nie, jak to bywa częściej, w strefie zbieżności wiatrów.
Trąba powietrzna. O niezwykłém zjawisku na Gople[Gazeta Warszawska 11 czerwca 1887 EBUW]
donoszą z Kruszwicy: W dniu 27-m maja w południe,
srożyła się nad Kujawami burza z kierunkiem ze wschodu na zachód.
Pod koniec burzy poziom wody w jeziorze nagle podniósł się w górę.
Gopło, wzburzone i pieniące się jak rzeka, z łoskotem i szumem płynęło
ku wschodowi, zalewając zbudowane na niém dwa mosty. Na przestrzeni
50-u metrów między mostami utworzył się szalony wir, pokryty massą piany.
Po kilku minutach jezioro uspokoiło się zupełnie.
W czasie tego zjawiska słychać było łoskot, podobny do grzmotu.
Była to oczywiście trąba powietrzna.
Przypadek jest o tyle ciekawy, że trąba wodna mogła powstać z superkomórki burzowej, a nie, jak to bywa częściej, w strefie zbieżności wiatrów.
piątek, 26 października 2012
1979 - UFO nad Zakopanem
Przegrzebując archiwalne gazety, natknąłem się na wielce intrygującą historię - relację obserwacji tajemniczego obiektu w Zakopanem, wraz ze zdjęciem:
Tydzień potem ukazała się jeszcze taka relacja:
Więc co to było? A bodaj bym to wiedział...
"UFO nad Tatrami i Zakopanem"Załączone zdjęcie nie jest zbyt wyraźne:
Wczoraj przed wschodem słońca około godziny 6:15 zaobserwowano nad Tatrami i Zakopanem zjawisko, jakie określa się jako UFO (niezidentyfikowany obiekt latający). Była godzina 6:50 rano, gdy u przedstawiciela Dziennika Polskiego zadzwonił telefon. Telefonował dyżurny oficer Komendy MO w Zakopanem, por. Aleksander Konik.
"Niech pan podejdzie do okna - powiedział - zobaczy pan UFO nad Kasprowym"
Pierwsze co zobaczyłem to oświetlone zbocze Kasprowego Wierchu od strony Hali Goryczkowej. Wyglądało jakby ktoś tam gigantyczną spawarką spawał, a ta dawała świetlne rozbłyski. Potem ujrzałem nad Kasprowym "świecącą gwiazdę" o 7-8-krotnej wielkości i jasności jaką daje największa gwiazda świecąca zimą nad Tatrami. Obiekt przesunął się nad Wielką Krokiew i zaczął w oczach maleć, robiąc wrażenie unoszenia w górę, nieco ukosem w stronę Goryczkowego Wierchu.
Poinformowałem porucznika Aleksandra Konika, że widziałem UFO, ten tatychmiast dodał, że o latającym obiekcie meldowali funkcjonariusze MO z radiowozów, który kończyli nocną pracę i zjeżdżali do komendy oraz, że chor. Antoni Szreder śledził cały lot UFO.
Niezwłocznie zatelefonowałem do Obserwatorium Meteorologicznego na Kasprowym Wierchu. Gdy zgłosił się dyżurny zapytałem go czy czegoś nie widział dziwnego nad Kasprowym, świecącego i przesuwającego się. Odpowiedział że niczego takiego nie widział, przeprosił, że ma teraz robotę i nie ma czasu na rozmowę.
A oto relacja chorążego Antoniego Szredera, inspektora techniki kryminalnej KM MO w Zakopanem, który wykonał zdjęcie latającego obiektu. Zdjęcie wykonał teleobiektywem 400mm, w którym widział obiekt jako jasną, promieniującą kulę pod którą błyszczały jeszcze dwa świecące punkty. Dodaje, że mogły to być refleksy w obiektywie.
- UFO zobaczyłem nad Tatrami jako jasno świecącą kulę, osiem razy większą od największej gwiazdy. Zjawisko to spostrzegli jeszcze przechodnie; nawzajem pytaliśmy się czy nie ulegamy halucynacji, patrząc na zbliżającą się kulę. Obiekt znad Równi Krupowej obniżając lot, przesunął się nad nowe bloki na Równi Krupowej, chwilę zawisł w powietrzu, następnie wziął kierunek w stronę Kopy Magury, stamtąd nad szczyt Świnicy, a potem wznosząc się znalazł się nad Kasprowym Wierchem. Tam cały czas wisiał w powietrzu jasno świecąc. Chcę dodać, że emicja światła momentami malała, następnie wzmagała się. Obiekt zniżył swój lot dość znacznie, potem skosem wzbił się w górę i przesunął w stronę Zakopanego nad wielką Krokiew. Następnie wziął kierunek na Pośredni Goryczkowy Wierch, po czym zniknął w warstwie cienkich pasemek chmur, unoszących się w górę. Obiekt obserwowany był nad Tatrami przez całą godzinę on 6:10 do 7:10.
Cały dzień wczorajszy UFO było głównym tematem rozmów z Zakopanem, gdyż obiekt widziały dziesiątki ludzi. Antoni Szreder powiedział, że dysponuje całym filmem, który udostępni zainteresowanym fachowcom, badającym takie zjawiska.
Wojciech Jarzębski
[Dziennik Polski 18 I 1979 Małopolska Biblioteka Cyfrowa]
Tydzień potem ukazała się jeszcze taka relacja:
"Jeszcze o Sprawie UFO nad Zakopanem"Sprawa jest o tyle interesująca, że mamy do czynienia z relacjami kilku dosyć od siebie oddalonych świadków. Parę lat temu o sprawie napisała Fundacja Nautilus, ale opublikowana przez nich relacja różni się od tej prasowej - zamiast świetlnych ewolucji jest tylko powolne wznoszenie się, co pasuje do sugerowanego wyjaśnienia, że mogła to być wschodząca wenus. Z ciekawości sprawdziłem rzecz w Stellarium - faktycznie na niebie widoczna była wówczas ta planeta. Z drugiej strony opisywane w relacji prasowej zachowanie się obiektu, nijak do planety nie pasuje.
Po informacji zamieszczonej w Dzienniku Polskim dnia 18 stycznia br. o pojawieniu się jasno świecącego i przesuwającego obiektu, wiele osób przekazało nam własne spostrzeżenia odnoszące się do obserwowanego świetlnego zjawiska. M. in. Zakład Energetyczny - Rejon Zakopane udostępnił nam zapis dokonany w tym dniu w książce dyżurów elektrowni w Kuźnicach:
"... zbliżał się ranek 17 bm. dyżurny tej elektrowni ob. Józef Kojs kończył pracę. Nagle spostrzegł nad Kuźnicami ostro świecący obiekt. W tym samym momencie zaczęło w elektrowni na przemian spadać napięcie i podwyższać się. Pobiegł więc do drugiego budynku, aby zrobić przełączenia, względnie wyciągnąć bezpieczniki. Tymczasem nagle światło zgasło i stwierdził że bezpieczniki same się wyłączyły. Mimo to wszystko wokoło zaczęło - jak określił - "kopać" i iskrzyć. Natomiast on sam nie mógł wprost wytrzymać niesamowitego wycia i gwizdy turbin. Zatkał uszy rękami i chusteczką. Chciał zatelefonować do zakładu do Kozienic, ale telefon był głuchy. Gdy świetlny obiekt przesunął się znad Kozienic, wszystko wróciło do normy, zapaliło się światło i włączyły bezpieczniki, zaczął działać telefon.
Cała relacja J. Kojsa nagrana została na magnetofon. Badający tzw. zjawisko UFO mogą zapoznać się z nią w Zakładzie Energetycznym na Kamieńcu w Zakopanem.
Dziennik Polski
22.01.1979
Więc co to było? A bodaj bym to wiedział...
sobota, 20 października 2012
Daj spać
Siedzę wieczorem i słucham Nosowską. "8". Daj spać.
To piosenka o człowieku, który nie wytrzymuje szalonego, zagmatwanego świata, wysysającego "miąższ" emocji, chęci, prawdy. Od samego ranka po najpóźniejszy wieczór. Ze ścieku telewizora płyną szumowiny w studnie oczu, aż wypłuczą wszelką myśl. Każdy zabiega o uwagę aby widz coś mu dał, coś kupił, sprzedał, zrobił lub poniechał.
Zastanowił mnie tam fragment z refrenu:
To bardzo ciekawe. Płytę wydano w 2011 roku. W tym samym roku nagrodę World Press Photo w kategorii zdjęcie pojedyncze wygrała ta fotografia:
22 maja 2010 roku w Budapeszcie pewien mężczyzna wspiął się na ozdobioną figurą sokoła wieżyczkę Mostu Wolności. Gdy strażacy wyciągali drabinę aby go zdjąć, oblał się benzyną, podpalił i skoczył. Zginął na miejscu.[1] Skok na żywo nadano na antenie telewizji.
Jak to się czasem wątki plączą...
-----
[1] http://vasnepe.hu/belfoldi/20100522_leugrott_a_szabadsag_hidrol
To piosenka o człowieku, który nie wytrzymuje szalonego, zagmatwanego świata, wysysającego "miąższ" emocji, chęci, prawdy. Od samego ranka po najpóźniejszy wieczór. Ze ścieku telewizora płyną szumowiny w studnie oczu, aż wypłuczą wszelką myśl. Każdy zabiega o uwagę aby widz coś mu dał, coś kupił, sprzedał, zrobił lub poniechał.
Zastanowił mnie tam fragment z refrenu:
Będę podpalać się na placach stolic
Skakać z wież kościelnych na anteny
To bardzo ciekawe. Płytę wydano w 2011 roku. W tym samym roku nagrodę World Press Photo w kategorii zdjęcie pojedyncze wygrała ta fotografia:
22 maja 2010 roku w Budapeszcie pewien mężczyzna wspiął się na ozdobioną figurą sokoła wieżyczkę Mostu Wolności. Gdy strażacy wyciągali drabinę aby go zdjąć, oblał się benzyną, podpalił i skoczył. Zginął na miejscu.[1] Skok na żywo nadano na antenie telewizji.
Jak to się czasem wątki plączą...
-----
[1] http://vasnepe.hu/belfoldi/20100522_leugrott_a_szabadsag_hidrol
niedziela, 14 października 2012
1937 - szaleńcy
Dwie informacje z jednej gazety:
Potworny czyn szaleńca
Lublin, 5.7. We wsi Grzymały w pow. Sokalskim rozegrał się krwawy dramat rodzinny.
27-letni Lucjan Sierzputowski, mający zadawnione porachunki z matką i rodziną na tle podziału majątku, po gwałtownej sprzeczce dostał ataku furii. Sierzputowski chwycił rewolwer i zaczął strzelać. Pierwsza kula ugodziła matkę szaleńca, 50-letaią Antoninę, raniąc ją w prawą rękę. Następnie wystrzelił trzykrotnie do 23-letniej Janiny Pietruszewskiej, sąsiadki, która padła trupem na miejscu.
Po tych strzałach zbrodniarz wybiegł na podwórze i zaczął strzelać do swej żony Heleny. Przerażona kobieta uciekła do sąsiada, chcąc ukryć się w stodole. Rewolwer zaciął się szaleńcowi, który pogonił za żoną. Na krzyk kobiety wybiegł z mieszkania sąsiad Skibuiewski. Wtedy Sierzputowski zaczął znów strzelać i trafił żonę w rękę. Ranna wpadła do stodoły, gdzie zagrzebała się w sianie. Następnie Sierzputowski dał jeszcze dwa strzały do Skibniewskiego, trafiając go w głowę.
Po tej zbrodni szaleniec pobiegł do swego mieszkania, wziął rower i pojechał do swych teściów Knopaczów zamieszkałych w tejże wsi. Wpadłszy do mieszkania Knopaczów Sierzputowski wyjął rewolwer i przystawiwszy go do głowy teściowej, Władysławy, wystrzelił. Kula przeszła na wylot, rozbijając czaszkę.
Po zabójstwie zbrodniarz wybiegł na podwórze, gdzie zobaczył teścia, który na odgłos strzałów biegł do mieszkania. Zbrodniarz usiłował strzelić do Knopacza, lecz rewolwer znowu mu się zaciął. Knopacz rzucił się do ucieczki, Sierzputowski jednak dził go w chwili, gdy ten dobiegł do zagrody sąsiada i strzelił trafiając Knopacza w lewą nogę. Rana okazała się na szczęście lekką. Po dokonaniu krwawej rzezi rodzinnej rozszalały zbrodniarz wsiadł na rower i pojechał w stronę lasu.
O potwornej zbrodni zawiadomiono policję, która za zbiegiem rozesłała listy goń.ze.
"Potworny czyn obłąkanego".
Zarąbał siekierą trzy osoby, trzy poranił, następnie powiesił się w lesie.
Skarżysko Kam. Wieś Mirzec pow. Iłża była widownią okropnej tragedii.
Przed dwoma laty wrócił do domu ze szpitala umysłowo chory Michał Jaśko. Człowiek ten nadal przejawiał objawy choroby umysłowej. W nocy z 4 na 5 bm. około godz. 24 gdy Jaśko wrócił do domu z zabawy, wziął siekierę i poszedł do swego sąsiada Daniela Rauszera, który w tym czasie już spal. Jaśko wywołał Rauizera przed mieszkanie pod pretekstem, by Rauszer poszedł z nim do lasu po gałęzie. Nie przeczuwając niebezpieczeństwa, Rauszer wyszedł z łóżka w bieliźnie przed dom; wówczas Jaśko uderzeniem siekiery rozpłatał mu głowę tak, że Rauszer na miejscu padł trupem.
Gdy na hałas wybiegła żona Rauszera i matka, szaleniec rzucił się na kobiety, odrąbując Rauszerowej rękę przy ramieniu i lekko raniąc matkę Rauszera. Następnie pobiegł do swojego domu i pogrążonemu we śnie 8-letniemu synowi swojemu odrąbał głowę, 11-letnią córkę rozciął siekierą, a matkę swoją zranił w rękę.
Zona szaleńca cudom tylko uniknęła śmierci. Widząc co się dnieje, skryła się w porę pod łóżko, a w tejże chwili szaleniec dopadł do łóżka żony uderzając siekierą tylko w pościel. Po dokonaniu tego strasznego czynu szaleniec uciekł do pobliskiego lasu i tam powiesił się na drzewie, gdzie go miejsc. policja znalazła. Pod wiszącym trupem leżała skrwawiona siekiera, narzędzie mordu tylu ofiar.
[Orędownik na powiaty nowotomyski i wolsztyński 10.07.37 KPBC]Jak widać dzisiejsze masakry szaleńców nie są taką zupełną nowością.
niedziela, 30 września 2012
1937 - Trąba pod Samborem
Równo75 lat temu pogoda dała się we znaki mieszkańcom kresów wschodnich:
Pomiędzy Samborem a wsią Biskowice, przeszła w dniuSambor i Biskowice leżą obecnie w Ukrainie. Ciekawe że inna trąba pojawiła się w tej okolicy w 1933 roku - zniszczyła wówczas kilkanaście chałup i przerzucała wyrwane drzewa na znaczne odległości mając szerokość tylko 10 metrów.
30 września b. r. trąba powietrzna. Wichura była tak silna, że
wyrywała drzewa z korzeniami. Jednego z rolników
pracującego w polu porwało w powietrze i rzuciło następnie o
ziemię. Taki sam los spotkał jakiegoś wędrowca.
Niewidziane tu dotąd podobne szaleństwa natury,
wywołały zrozumiałe przerażenie.
Warszawa, dnia 6. IX.
[Nowiny, żołnierska gazeta ścienna. EBUW]
czwartek, 20 września 2012
Co na pewno nie zdarzy się w grudniu 2012
Ponieważ wokół tematyki Wielkiego Czegoś za kilka miesięcy narosło bardzo wiele rozmaitych teorii, a niektóre z nich zdają się brzmieć bardzo wiarogodnie, postanowiłem obalić co niektóre w podsumowaniu. Znając jak działa świat, jaka jest budowa kosmosu i prawidła geometrii możemy powiedzieć, która z propagowanych po różnych stronach możliwości, na pewno nie zajdzie w ciągu następnych trzech miesięcy.
Wszystkie planety na jednej linii
Nie wiedzieć czemu ludzie przywiązują szczególne znaczenie do takiego ustawienia planet, na tyle szczególne że oczekują go podczas każdej większej katastrofy. Tak miało być w roku 2000, ale najwyraźniej 12 lat temu nic się nie stało. Dlatego termin przesunięto:
Brzmi groźnie? To przeczytajcie taki fragment artykułu z 2002 roku:
Niespotykanym jest też układ wszystkich planet ustawionych na jednej linii, dlaczego? Planety poruszają się prawdzie w jednej płaszczyźnie ale czasy ich obiegów są na tyle różne, że trzeba na prawdę niesamowitego trafu aby ustawiły się w rządku. Znalazłem gdzieś wyliczenia, że układy planet powtarzają się co 81 milionów lat, a więc też i co tyle następowałoby nasze rządkowe ustawienie. W rzeczywistości to co nazywamy ustawieniem na jednej linii, najczęściej jest tylko bliską koniunkcją - obserwowanym z ziemi zbliżeniem planet. Gdyby planety ułożyły się dokładnie na jednej linii, to zasłaniałyby się wzajemnie.
No dobrze, a w jaki niby sposób taki układ miałby działać? Oczywiście mówię o wpływie pozaastrologicznym. Wielka katastrofa "krzyża kosmicznego" prognozowana na rok 1999 się nie sprawdziła, więc lepiej szukać wpływów bardziej fizycznych. Oczywiście najczęściej obstawia się grawitację - każda masa oddziałuje grawitacyjnie na inne masy, więc planety, mimo dużej odległości, powinny mieć jakiś wpływ na grawitację Ziemi. Jeśli ustawienie w linii Słońca i Księżyca zwiększa pływy, to ustawienie się w rządku planet, powinno dawać wyjątkowo silne oddziaływanie. Niestety pamiętajmy, że choć łączna masa innych planet kilkaset razy przekracza masę Ziemi, są one dosyć znacznie rozłożone w przestrzeni, zaś zgodnie w prawem ciążenia, siła oddziaływania maleje wraz ze wzrostem odległości i to w dodatku to kwadratu (przyciąganie z odległości równej dwom promieniom planety jest słabsze niż w odległości jednego promienia, ale nie dwa lecz cztery razy). W efekcie silniejszy wpływ na Ziemię ma Wenus podczas koniunkcji górnych niż Jowisz w opozycji, a i tak stanowi to ok. 0,0001% wpływu grawitacyjnego Księżyca.
Podczas wielkiej koniunkcji z maja 2000 roku, gdy na niebie dokładnie za słońcem znalazło się 5 planet a księżyc znalazł się w nowie, wenus była na tyle oddalona że wpływ całego układu był nieznaczący[4]
Cała historia z planetami na linii ma chyba swój początek w roku 1919 kiedy to meteorolog Albert Porta ogłosił, że w wyniku koniunkcji aż sześciu planet i księżyca powstanie "strumień grawitacji" który uderzy w słońce i wywoła na nim wybuch, który płomieniem ogarnie ziemię. Miało to mieć miejsce w połowie grudnia. Gdy nic się nie stało, Porta został zwolniony, po czym zająć się wydawaniem gazet brukowych, w których mógł publikować takie pogłoski zupełnie bezkarnie.
Teoria poszła w zapomnienie do roku 1975 gdy astrofzyk John Gribbin wydał wraz ze Stephenem Plagemannem książkę "Efekt Jowisza" która szybko stała się bestsellerem. Opisywała ona wielką koniunkcję z 10 marca 1982 roku, kiedy to wszystkie planety od Merkurego aż po Plutona znajdą się z tej samej strony Słońca, rozrzucone w przestrzeni w ćwiartce ekliptyki, co ma sprowokować katastrofalne przemiany na Ziemi. Oczywiście byli za mądrzy, aby zrzucać winę na bezpośredni wpływ grawitacyjny - otóż ich zdaniem przesunięcie punktu ciężkości układu tak bardzo w jedną stronę wywoła zmiany na słońcu. W efekcie nastąpi niewielka zmiana natężenia wiatru słonecznego, ta spowoduje niewielką zmianę stanu atmosfery Ziemi i wpłynie nieco na prędkość jej wirowania. Te niewielkie zmiany miały wpłynąć na aktywność sejsmiczną i wywołać trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów, szczególnie zaś od dawna oczekiwane wielkie trzęsienie na Uskoku świętego Andrzeja. Brzmi to zagmatwanie.[5]
Szybko policzono że podobne zdarzenie miało miejsce w XII wieku i kroniki nie notowały wówczas znaczącego wzrostu aktywności sejsmicznej. Kilka podobnych koniunkcji, bez Plutona, miało miejsce w XIX i XX wieku i nie udało się ich powiązać ze znaczącymi zdarzeniami, zaś dowodzenie że mniejszy od Księżyca Pluton, krążący na rubieżach układu może odegrać tu jeszcze jakieś znaczenie, brzmiało śmiesznie. Gdy w 1980 roku wybuchł wulkan St.Helens autorzy napisali artykuł, w którym dowodzili że jest to już pierwsza oznaka postulowanego efektu. Problem w tym, że planety były jeszcze dosyć odległe od przewidywanego wielkiego zbliżenia, a dotychczas nie znaleziono zjawiska fizycznego, które dawałoby skutki przed zaistnieniem.
Ostatecznie w 1982 roku nic się nie stało zaś autorzy odpowiedzieli krytykom, że postulowane przez nich wpływy miały być na tyle subtelne, że coś mogło je akurat zniwelować. Pieniędzy ze sprzedanych książek nie zwracali.
Czy układ planet na jednej linii, bądź w bliskiej koniunkcji jest rzadki? Raczej tak sobie. Bawiąc się świetnym programem symulatorskim znalazłem parę takich zjawisk
Jedna z najciekawszych koniunkcji miała miejsce 4 lutego 1962 roku:
Inna, na mniejszą skalę, w 1966 roku:
z nowszych można przypomnieć układ z roku 2003:
No dobrze. A 21 grudnia 2012? No cóż, układ planet nie zapowiada się nadzwyczajnie:
Może Wenus i Jowisz tworzą jakąś linię z Ziemią, ale inne to ani kwadratury ani trygonu.
Mimo to pojawiają się wciąż artykuły mówiące o "paradzie planet" które "ustawią się na jednej linii" i że to rzadkie zjawisko. Jak można jednak sądzić choćby po tym filmiku, ta linia dotyczy ustawienia na niebie, a więc nie w przestrzeni lecz optycznie na jakiejś jednej linii. Czy to rzadkość?
Jeśli uważaliście na fizyce i przyjrzeliście się prezentowanym grafikom, z pewnością wiecie że planety układu słonecznego krążą wokół słońca po pewnej płaszczyźnie, z odchyleniami maksymalnie kilku stopni. Ta płaszczyzna przedstawia się dla ziemskiego obserwatora, jako pozorna droga planet i słońca po niebie.
I cóż.... ta pozorna droga zawsze jest linią prostą.
Jak zwykle więc mamy tu wciskanie kitu na zasadzie "nie znają się na astronomii to się nie skapną".
Galaktycznie wyrównanie
Następna teoria wydaje się jedynie przekształceniem poprzedniej - znów rzadkie ustawienie kosmiczne które ma prowokować katastrofę. Tym razem skala jest szersza - do ustawienia na jednej linii dołącza się centrum galaktyki.
Galaktyka w której znajduje się nasz układ słoneczny, jest widoczna nocą jako jaśniejszy pas, nazywany drogą mleczną. Znajdujemy się w jej płaszczyźnie, dlatego nie widzimy jej struktury, jedynie przez pomiar odległości gwiazd i porównania w innymi galaktykami możemy określić, że Droga Mleczna jest galaktyką spiralną z poprzeczką. Słońce leży w punkcie raczej nieszczególnym, na skraju Ramiona Oriona, mniej więcej w połowie odległości między jądrem a krawędzią, wykonując powolny obrót wokół jądra w okresie 250 mln lat. Teoria przedstawia się następująco: ponieważ Ziemia wykonuje ruch precesyjny, widoma droga słońca na niebie nieco się przesuwa, co 26 tysięcy lat w wyniku tego przesunięcia słońce ustawia się podczas przesilenia zimowego na jednej linii z płaszczyzną galaktyki a więc i z jego jądrem. Jako pierwszy napisał o tym w 1991 roku amerykański astrolog Raymond Mardyks. Wedle jego wyliczeń owo przecięcie miało nastąpić w latach 1998-1999.
Niedługo potem John Major Jenkis, opierając się na teorii lingwisty i historyka Munro Edmondsona że Majowie oparli kalendarz na obserwacjach "ciemnej szczeliny" rozcinającej drogę mleczną w gwiazdozbiorze Łabędzia, stwierdził że na pewno znali oni przebieg równika galaktycznego zaś daty początków i końców cykli kalendarzowych wyznaczały momenty przecięcia tej płaszczyzny przez Słońce. Skoro zaś tak, to najbliższe takie zdarzenie przypada na rok 2012. Co to zaś miałoby sprawić?
A tu już zależy od interpretujących. Wedle jednych w centrum galaktyki znajdują się "gwiezdne wrota" które zostaną przez tą konfigurację otworzone i spłynie przez nie na Ziemię strumień energii, który wprawdzie raptownie podniesie poziom rozwoju duchowego ludzkości, ale 90% ludzi tego nie wytrzyma i umrze. Inni mówią o wpływach grawitacyjnych, które wywołają katastrofalne trzęsienia ziemi. Jeszcze inni o tym, że podczas przejścia z jednej strony galaktyki na drugą, Ziemia zostanie raptownie obrócona, co zaowocuje wielką katastrofą, jeszcze inni że pierścień energii galaktycznej rozerwie Słońce.... Do wyboru, do koloru.
A tak na prawdę? Aby określić gdzie dokładnie znajduje się równik galaktyki, trzeba najpierw dokładnie wyznaczyć jej granice, a to nie jest takie oczywiste. Błąd wyznaczenia jest na tyle duży, że równie dobrze mogliśmy przejść przez tą linię wczoraj i nie zauważyć. Nawet z wyliczeń samego Jenkinsa wynika, że Słońce najbliżej centrum galaktyki było w połowie lat 90., mimo to pisze on dziś o jakichś opóźnionych efektach.
Centrum naszej galaktyki leży w gwiazdozbiorze Strzelca, nie widoczne z powodu grubej warstwy ciemnych mgławic. Gdyby nie one widzielibyśmy je jako chmurkę wielkości pięści jasną jak księżyc w pełni. W Strzelcu leży też ten fragment ekliptyki, w którym znajduje się Słońce podczas przesilenia zimowego w Grudniu. Czy Słońce może się zatem nasunąć na centrum gaaktyki? A no popatrzmy na niebo. Centrum zaznaczyłem krzyżykiem:
Ten czajniczek, to zarys najjaśniejszych gwiazd Strzelca widocznych w Polsce. Centrum galaktyki leży u wylotu "dzióbka" w punkcie zaznaczonym białym krzyżykiem. Ekliptyka, czyli droga po której widoczne z Ziemi Słońce porusza się na tle gwiazd, to różowa linia. Linia czerwona to odstęp między tymi punktami.
Jak widać, obecny przebieg ekliptyki powoduje, że Słońce nie może nasunąć się na jądro drogi mlecznej. Odstęp to ok. 6 stopni kątowych, czyli 12 widomych średnic Słońca. I wbrew temu co się wypisuje się na rozmaitych stronach, astronomowie NASA nie potwierdzają tego scenariusza.
To co wiemy o grawitacji i magnetyzmie przekonuje nas, i z w obrębie równika dużych ciał nie następują jakieś wyjątkowe, silne oddziaływania, mające niszcząco działać na ciała, które tą linię przecinają. W przeciwnym razie samoloty spadałyby po przekroczeniu ziemskiego równika magnetycznego, którzy przebiega przez okolice zwrotników.
Często spotykaną modyfikacją jest wersja, wedle której w grudniu 2012 wszystkie planety ustawią się na jednej linii z centrum galaktyki. Prawdziwość ma wzmacniać wieść, że wcześniej dojdzie do dwóch zaćmień Słońca i tranzytu wenus. Cóż... poprzedni tranzyt wenus miał miejsce w roku 2004, kiedy to miały miejsce dwa zaćmienia księżyca i dwa Słońca. A świat to jakoś przeżył.
Natomiast co do ustawienia się planet na linii to już wiecie jaka to bzdura.
Wejście w pierścień fotonowy Plejad
Ta teoria jest jeszcze dziwniejsza:
Pozostaje tylko pytanie jak to możliwe, że gwiazdy plejad poruszają się tak jak na rysunku a my jesteśmy w płaszczyźnie ich układu, a zarazem widzimy całą gromadę z zewnątrz o tak:
W dodatku gwiazdy gromady (a wszystkich jest prawie 250) są właściwie jednakowo odległe od Ziemi o 400 lat świetlnych. Na dodatek cała gromada systematycznie oddala się od Ziemi z taką prędkością, że za kilkanaście tysięcy lat trudno będzie ją dostrzec. Trudno zatem aby układ słoneczny orbitował wokół niej.
Skąd wzięła się ta bzdura?
Jako pierwszy o pasie światła co pewien czas omiatającego Ziemię napisał niejaki Otto Hese, niemiecki ezoteryk w swojej książce Ostatni Dzień wydanej w roku 1950. Nieco później koncepcję rozwinął Samuel Aun Weor w serii wykładów o pierścieniach Alkione.
Wedle tej koncepcji co pewien czas planeta nasza dostaje się w intensywny strumień fotonów pochodzenia kosmicznego. Mają one na tyle niezwykłe właściwości, że znoszą zwykłe światło i zmieniają własności materii. Przejście przez pas fotonowy miało być zatem katastrofą, objawiającą się pięcioma dniami ciemności, zanikiem prądu elektrycznego we wszystkich urządzeniach, zmianami klimatycznymi i co tam jeszcze można wymyśleć. Podobno zbliżanie się do pasa wykryły sondy kosmiczne w 1962 roku a w latach 70. astronauci. Podobno naukowcy są pewni że do czegoś takiego dojdzie ale nie chcą ujawniać. Podobno.
Podobno też mieliśmy wejść w pas świetlny w 1992 roku. Potem w 1995, potem 1997, potem 2000, potem 2011 a teraz mówi się oczywiście o tym roku.
Ów pas fotonów ma być pierścieniem takim jak pierścienie Saturna, złożonym z kosmicznych fotonów krążących wokół Alkione. Sęk w tym że bezmasowe fotony nie mogą być złapane na żadną orbitę wokół gwiazdy a tym samym nie mogą utworzyć takiego pierścienia. Jedyną możliwością jest okolica czarnej dziury na horyzoncie zdarzeń - wtedy zakrzywienie przestrzeni powoduje, że światło może poruszać się wyłącznie po zamkniętym okręgu. Ale nikt tu o czymś takim nie mówi.
Moje zdjęcie Plejad sprzed zaledwie miesiąca, możecie obejrzeć tutaj.
Nagłe jednodniowe odwrócenie Ziemi
Ta teoria wynika głównie z niejasnych opisów książce o przebiegunowaniu pana Patricka Geryla. Pisze on o nagłym, mającym trwać jeden dzień przebiegunowaniu, w wyniku którego Ziemia zatrzyma się a potem zacznie obracać w drugą stronę. Albo nie - w innym rozdziale pisze, że cała ziemia obróci się do góry nogami. Te rozbieżności zaowocowały różnymi wersjami krążącymi po świecie, a obie wynikają z niezrozumienia natury ziemskiego pola magnetycznego.
Ziemia nie jest magnesem stałym takim jak sztabka, zatem nie musi się fizycznie odwracać aby bieguny jej pola usytuowały się odwrotnie, gdyby zresztą tak było, nie mogli byśmy wykryć że dochodziło do przebiegunowania. Samo zjawisko odkryto podczas badań magnetyzmu skał. Gdy wulkaniczna lawa zastyga, tworzące się w niej kryształki magnetytu utrwalają aktualny przebieg linii pola. W różnych warstwach kolejnych wylewów, datowanych metodą potasowo-argonową, linie te przebiegały nieco inaczej, dając znać o wędrówce biegunów, a co pewien czas następowało całkowite odwrócenie kierunku pola.
Jeśli jesteśmy wykryć przebiegunowanie, to znaczy, że o obróceniu całej planety nie może być mowy.
A zmiana kierunku obrotu? To znów wiąże się z niezrozumieniem ziemskiego magnetyzmu - ziemia nie jest ani magnesem sztabkowym ani cewką. Dla cewki kierunek pola możemy określić tzw. regułą prawej ręki - jeśli ustawić rękę tak, aby palce pięści miały kierunek zgodny z kierunkiem z jakim w sprzężynkowej cewce płynie prąd, to północny biegun pola magnetycznego cewki pokaże wyprostowany kciuk. Jeśli by uznać, że pole Ziemi powstaje w wyniku obrotu planety a wraz z nią obrotu ładunków elektrycznych w magmie, to odwrócenie pola zaszłoby tylko dla odwrócenia kierunku obrotu. Jeśli uznać.
Ale wygląda na to że przyczyna powstawania pola jest całkiem inna i taka właśnie jak na Słońcu - wznoszące się i opadające strumienie konwekcyjne w jądrze generują w wyniku ruchu ładunków małe pola magnetyczne o różnym ustawieniu; pole dla całej planety jest wypadkową tych małych pól. Wystarczy przesunąć jedne z tych strumieni, wywołać zanik jednych i powstanie drugich, aby wypadkowe pole wychodziło odwrotne. Tak to zachodzi na Słońcu, gdzie mała gęstość gazu sprawia, że odwracanie się biegunów następuje w ciągu kilku miesięcy co 11 lat. Kierunek obrotu Słońca się podczas tego procesu nie zmienia. Dla ziemi strumienie roztopionej materii są dosyć gęste, dlatego obracanie pola zajmuje kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy lat. W skali geologicznej to mgnienie oka, zaś dla nas zjawisko na tyle powolne, że trudne do zauważenia bez przyrządów.
Jedyne niebezpieczeństwo jakie widzę w tym dniu, wiąże się z ludźmi. Historia zna już apokaliptyczne sekty, popełniające zbiorowe samobójstwo, czy przeprowadzające ataki terrorystyczne (choćby sarin w tokijskim metrze). Zresztą nie tylko sekty. Pomyślmy co będzie jeśli w jakimś mieście akurat przypadkiem 21 grudnia dojdzie do awarii energetycznej, albo pożaru, albo trzęsienia ziemi - co wtedy zrobią ludzie którzy zewsząd słyszą o wielkiej katastrofie, a wszystkie bez wyjątku media straszą takimi scenariuszami już od dłuższego czasu? Panika gwarantowana. A w panice robi się rzeczy, na jakie człowiek by się nie poważył. Na przykład wyskakuje się z dziesiątego pięta.
-------
* http://www.gunn.co.nz/astrotour/?data=tours/retrograde.xml
* http://en.wikipedia.org/wiki/Photon_belt
[1] http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/bardzo-rzadkiej-parady-planet-dojdzie-21-grudnia-2012
[2] http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/planety-wieszcza-zaglade
[3] http://www.rmf24.pl/nauka/news-5-maja-2000-czas-apokalipsy,nId,198501
[4] http://www.clockwk.com/tides/
[5] http://www.luckystarz.com/Catharsis/Chapters/grand.html
[6] http://www.vismaya-maitreya.pl/rok_2012_pierscien_swiatla.html
Wszystkie planety na jednej linii
Nie wiedzieć czemu ludzie przywiązują szczególne znaczenie do takiego ustawienia planet, na tyle szczególne że oczekują go podczas każdej większej katastrofy. Tak miało być w roku 2000, ale najwyraźniej 12 lat temu nic się nie stało. Dlatego termin przesunięto:
Wszyscy jednak czekają na paradę, do której dojdzie 21 grudnia 2012 roku. Być może to, dlatego Majowie zwracają tak dużą uwagę na ten dzień. W jednej linii będzie wtedy Saturn, Jowisz, Wenus, Merkury, Mars i Ziemia. Tego typu wyrównanie ciał niebieskich jest niezwykle rzadkie. Majowie posiadający zdumiewającą wiedze astronomiczną z pewnością byli w stanie to przewidzieć.[1]
Brzmi groźnie? To przeczytajcie taki fragment artykułu z 2002 roku:
Wieczorem na zachodnim horyzoncie rozgrywa się zdumiewające widowisko. Pięć widocznych gołym okiem planet: Merkury, Wenus, Saturn, Mars i Jowisz zbliżyło się do siebie, stając niemal w jednej linii jak perły nanizane na nić. Można więc zasłonić je dłonią. Tę zadziwiającą koniunkcję da się obserwować nawet bez lornetki. Po raz drugi tak widowiskowy spektakl na firmamencie nastąpi dopiero za kilkadziesiąt lat.Już mniej groźnie? To może taki tekst z roku 2000:
Ciała niebieskie przez pierwsze dwa tygodnie maja grupują się na przestrzeni zaledwie 10 stopni. 10 maja Wenus spotka się z Marsem. Planety znajdą się w odległości ledwie jednej trzeciej stopnia kątowego (czyli zasłoni je koniuszek palca wyciągniętej ręki). Oba ciała niebieskie będzie można jednocześnie zobaczyć w teleskopie (Wenus będzie 100 razy jaśniejsza niż Mars). Ten układ pięciu planet jest unikalny w XXI w.(...) Indyjska astrolożka, Gayatri Devi Vasudev, twierdzi, że osobliwy układ pięciu ciał niebieskich, zwłaszcza w 13 i 14 maja, zapowiada w najbliższych miesiącach ciężkie wojny i zaburzenia. [2]
Coś z tymi planetami nie tak, co pewien czas mają się ustawić na jednej linii i wywołać wielką katastrofę i nic się nie dzieje. Jak się wydaje takimi katastroficznymi memami rządzi zasada "niezwykły układ planet musi towarzyszyć niezwykłemu zjawisku" im bardziej jest to układ niezwykły, tym bardziej niezwyczajne musi być zjawisko, a koniec świata jest w pewnością absolutnie niespotykanym.5 maja 2000. Trzęsienia ziemi, wielkie, kilkusetmetrowe fale na oceanach, ruchy pokrywy lodowej, huragany... Tak miała wyglądać Ziemia tego dnia. Tymczasem 5 maja trwa, za oknem świeci słońce i...nic się nie dzieje. Skąd więc te apokaliptyczne doniesienia.
Na niebie dzieje się dziś rzadki spektakl. W jednej linii, po tej samej stronie Ziemi, spotykają się Merkury, Wenus, Mars, Jowisz i Saturn, a także słońce i nasz księżyc. Wielu domorosłych katastrofistów przepowiadało, że doprowadzi to do końca świata. Podobno taki sam układ planet był 5 tysięcy lat temu. Co się wtedy stało? Ano, Ziemię zalał potop.... Uratował się jedynie Noe...[3]
Niespotykanym jest też układ wszystkich planet ustawionych na jednej linii, dlaczego? Planety poruszają się prawdzie w jednej płaszczyźnie ale czasy ich obiegów są na tyle różne, że trzeba na prawdę niesamowitego trafu aby ustawiły się w rządku. Znalazłem gdzieś wyliczenia, że układy planet powtarzają się co 81 milionów lat, a więc też i co tyle następowałoby nasze rządkowe ustawienie. W rzeczywistości to co nazywamy ustawieniem na jednej linii, najczęściej jest tylko bliską koniunkcją - obserwowanym z ziemi zbliżeniem planet. Gdyby planety ułożyły się dokładnie na jednej linii, to zasłaniałyby się wzajemnie.
No dobrze, a w jaki niby sposób taki układ miałby działać? Oczywiście mówię o wpływie pozaastrologicznym. Wielka katastrofa "krzyża kosmicznego" prognozowana na rok 1999 się nie sprawdziła, więc lepiej szukać wpływów bardziej fizycznych. Oczywiście najczęściej obstawia się grawitację - każda masa oddziałuje grawitacyjnie na inne masy, więc planety, mimo dużej odległości, powinny mieć jakiś wpływ na grawitację Ziemi. Jeśli ustawienie w linii Słońca i Księżyca zwiększa pływy, to ustawienie się w rządku planet, powinno dawać wyjątkowo silne oddziaływanie. Niestety pamiętajmy, że choć łączna masa innych planet kilkaset razy przekracza masę Ziemi, są one dosyć znacznie rozłożone w przestrzeni, zaś zgodnie w prawem ciążenia, siła oddziaływania maleje wraz ze wzrostem odległości i to w dodatku to kwadratu (przyciąganie z odległości równej dwom promieniom planety jest słabsze niż w odległości jednego promienia, ale nie dwa lecz cztery razy). W efekcie silniejszy wpływ na Ziemię ma Wenus podczas koniunkcji górnych niż Jowisz w opozycji, a i tak stanowi to ok. 0,0001% wpływu grawitacyjnego Księżyca.
Podczas wielkiej koniunkcji z maja 2000 roku, gdy na niebie dokładnie za słońcem znalazło się 5 planet a księżyc znalazł się w nowie, wenus była na tyle oddalona że wpływ całego układu był nieznaczący[4]
Cała historia z planetami na linii ma chyba swój początek w roku 1919 kiedy to meteorolog Albert Porta ogłosił, że w wyniku koniunkcji aż sześciu planet i księżyca powstanie "strumień grawitacji" który uderzy w słońce i wywoła na nim wybuch, który płomieniem ogarnie ziemię. Miało to mieć miejsce w połowie grudnia. Gdy nic się nie stało, Porta został zwolniony, po czym zająć się wydawaniem gazet brukowych, w których mógł publikować takie pogłoski zupełnie bezkarnie.
Teoria poszła w zapomnienie do roku 1975 gdy astrofzyk John Gribbin wydał wraz ze Stephenem Plagemannem książkę "Efekt Jowisza" która szybko stała się bestsellerem. Opisywała ona wielką koniunkcję z 10 marca 1982 roku, kiedy to wszystkie planety od Merkurego aż po Plutona znajdą się z tej samej strony Słońca, rozrzucone w przestrzeni w ćwiartce ekliptyki, co ma sprowokować katastrofalne przemiany na Ziemi. Oczywiście byli za mądrzy, aby zrzucać winę na bezpośredni wpływ grawitacyjny - otóż ich zdaniem przesunięcie punktu ciężkości układu tak bardzo w jedną stronę wywoła zmiany na słońcu. W efekcie nastąpi niewielka zmiana natężenia wiatru słonecznego, ta spowoduje niewielką zmianę stanu atmosfery Ziemi i wpłynie nieco na prędkość jej wirowania. Te niewielkie zmiany miały wpłynąć na aktywność sejsmiczną i wywołać trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów, szczególnie zaś od dawna oczekiwane wielkie trzęsienie na Uskoku świętego Andrzeja. Brzmi to zagmatwanie.[5]
Szybko policzono że podobne zdarzenie miało miejsce w XII wieku i kroniki nie notowały wówczas znaczącego wzrostu aktywności sejsmicznej. Kilka podobnych koniunkcji, bez Plutona, miało miejsce w XIX i XX wieku i nie udało się ich powiązać ze znaczącymi zdarzeniami, zaś dowodzenie że mniejszy od Księżyca Pluton, krążący na rubieżach układu może odegrać tu jeszcze jakieś znaczenie, brzmiało śmiesznie. Gdy w 1980 roku wybuchł wulkan St.Helens autorzy napisali artykuł, w którym dowodzili że jest to już pierwsza oznaka postulowanego efektu. Problem w tym, że planety były jeszcze dosyć odległe od przewidywanego wielkiego zbliżenia, a dotychczas nie znaleziono zjawiska fizycznego, które dawałoby skutki przed zaistnieniem.
Ostatecznie w 1982 roku nic się nie stało zaś autorzy odpowiedzieli krytykom, że postulowane przez nich wpływy miały być na tyle subtelne, że coś mogło je akurat zniwelować. Pieniędzy ze sprzedanych książek nie zwracali.
Czy układ planet na jednej linii, bądź w bliskiej koniunkcji jest rzadki? Raczej tak sobie. Bawiąc się świetnym programem symulatorskim znalazłem parę takich zjawisk
Jedna z najciekawszych koniunkcji miała miejsce 4 lutego 1962 roku:
Inna, na mniejszą skalę, w 1966 roku:
z nowszych można przypomnieć układ z roku 2003:
No dobrze. A 21 grudnia 2012? No cóż, układ planet nie zapowiada się nadzwyczajnie:
Może Wenus i Jowisz tworzą jakąś linię z Ziemią, ale inne to ani kwadratury ani trygonu.
Mimo to pojawiają się wciąż artykuły mówiące o "paradzie planet" które "ustawią się na jednej linii" i że to rzadkie zjawisko. Jak można jednak sądzić choćby po tym filmiku, ta linia dotyczy ustawienia na niebie, a więc nie w przestrzeni lecz optycznie na jakiejś jednej linii. Czy to rzadkość?
Jeśli uważaliście na fizyce i przyjrzeliście się prezentowanym grafikom, z pewnością wiecie że planety układu słonecznego krążą wokół słońca po pewnej płaszczyźnie, z odchyleniami maksymalnie kilku stopni. Ta płaszczyzna przedstawia się dla ziemskiego obserwatora, jako pozorna droga planet i słońca po niebie.
I cóż.... ta pozorna droga zawsze jest linią prostą.
Jak zwykle więc mamy tu wciskanie kitu na zasadzie "nie znają się na astronomii to się nie skapną".
Galaktycznie wyrównanie
Następna teoria wydaje się jedynie przekształceniem poprzedniej - znów rzadkie ustawienie kosmiczne które ma prowokować katastrofę. Tym razem skala jest szersza - do ustawienia na jednej linii dołącza się centrum galaktyki.
Galaktyka w której znajduje się nasz układ słoneczny, jest widoczna nocą jako jaśniejszy pas, nazywany drogą mleczną. Znajdujemy się w jej płaszczyźnie, dlatego nie widzimy jej struktury, jedynie przez pomiar odległości gwiazd i porównania w innymi galaktykami możemy określić, że Droga Mleczna jest galaktyką spiralną z poprzeczką. Słońce leży w punkcie raczej nieszczególnym, na skraju Ramiona Oriona, mniej więcej w połowie odległości między jądrem a krawędzią, wykonując powolny obrót wokół jądra w okresie 250 mln lat. Teoria przedstawia się następująco: ponieważ Ziemia wykonuje ruch precesyjny, widoma droga słońca na niebie nieco się przesuwa, co 26 tysięcy lat w wyniku tego przesunięcia słońce ustawia się podczas przesilenia zimowego na jednej linii z płaszczyzną galaktyki a więc i z jego jądrem. Jako pierwszy napisał o tym w 1991 roku amerykański astrolog Raymond Mardyks. Wedle jego wyliczeń owo przecięcie miało nastąpić w latach 1998-1999.
Niedługo potem John Major Jenkis, opierając się na teorii lingwisty i historyka Munro Edmondsona że Majowie oparli kalendarz na obserwacjach "ciemnej szczeliny" rozcinającej drogę mleczną w gwiazdozbiorze Łabędzia, stwierdził że na pewno znali oni przebieg równika galaktycznego zaś daty początków i końców cykli kalendarzowych wyznaczały momenty przecięcia tej płaszczyzny przez Słońce. Skoro zaś tak, to najbliższe takie zdarzenie przypada na rok 2012. Co to zaś miałoby sprawić?
A tu już zależy od interpretujących. Wedle jednych w centrum galaktyki znajdują się "gwiezdne wrota" które zostaną przez tą konfigurację otworzone i spłynie przez nie na Ziemię strumień energii, który wprawdzie raptownie podniesie poziom rozwoju duchowego ludzkości, ale 90% ludzi tego nie wytrzyma i umrze. Inni mówią o wpływach grawitacyjnych, które wywołają katastrofalne trzęsienia ziemi. Jeszcze inni o tym, że podczas przejścia z jednej strony galaktyki na drugą, Ziemia zostanie raptownie obrócona, co zaowocuje wielką katastrofą, jeszcze inni że pierścień energii galaktycznej rozerwie Słońce.... Do wyboru, do koloru.
A tak na prawdę? Aby określić gdzie dokładnie znajduje się równik galaktyki, trzeba najpierw dokładnie wyznaczyć jej granice, a to nie jest takie oczywiste. Błąd wyznaczenia jest na tyle duży, że równie dobrze mogliśmy przejść przez tą linię wczoraj i nie zauważyć. Nawet z wyliczeń samego Jenkinsa wynika, że Słońce najbliżej centrum galaktyki było w połowie lat 90., mimo to pisze on dziś o jakichś opóźnionych efektach.
Centrum naszej galaktyki leży w gwiazdozbiorze Strzelca, nie widoczne z powodu grubej warstwy ciemnych mgławic. Gdyby nie one widzielibyśmy je jako chmurkę wielkości pięści jasną jak księżyc w pełni. W Strzelcu leży też ten fragment ekliptyki, w którym znajduje się Słońce podczas przesilenia zimowego w Grudniu. Czy Słońce może się zatem nasunąć na centrum gaaktyki? A no popatrzmy na niebo. Centrum zaznaczyłem krzyżykiem:
Ten czajniczek, to zarys najjaśniejszych gwiazd Strzelca widocznych w Polsce. Centrum galaktyki leży u wylotu "dzióbka" w punkcie zaznaczonym białym krzyżykiem. Ekliptyka, czyli droga po której widoczne z Ziemi Słońce porusza się na tle gwiazd, to różowa linia. Linia czerwona to odstęp między tymi punktami.
Jak widać, obecny przebieg ekliptyki powoduje, że Słońce nie może nasunąć się na jądro drogi mlecznej. Odstęp to ok. 6 stopni kątowych, czyli 12 widomych średnic Słońca. I wbrew temu co się wypisuje się na rozmaitych stronach, astronomowie NASA nie potwierdzają tego scenariusza.
To co wiemy o grawitacji i magnetyzmie przekonuje nas, i z w obrębie równika dużych ciał nie następują jakieś wyjątkowe, silne oddziaływania, mające niszcząco działać na ciała, które tą linię przecinają. W przeciwnym razie samoloty spadałyby po przekroczeniu ziemskiego równika magnetycznego, którzy przebiega przez okolice zwrotników.
Często spotykaną modyfikacją jest wersja, wedle której w grudniu 2012 wszystkie planety ustawią się na jednej linii z centrum galaktyki. Prawdziwość ma wzmacniać wieść, że wcześniej dojdzie do dwóch zaćmień Słońca i tranzytu wenus. Cóż... poprzedni tranzyt wenus miał miejsce w roku 2004, kiedy to miały miejsce dwa zaćmienia księżyca i dwa Słońca. A świat to jakoś przeżył.
Natomiast co do ustawienia się planet na linii to już wiecie jaka to bzdura.
Wejście w pierścień fotonowy Plejad
Ta teoria jest jeszcze dziwniejsza:
Czyli że co? Układ słoneczny orbituje wokół gwiazdy Alkione w plejadach? A pozostałe gwiazdy też? Rysunek którym zwykle ilustruje się ideę wprowadza tylko więcej zamieszania:Już Edmund Halley (1655-1742) odkrył dziwną przestrzeń wokół Plejad. Sto lat później Friedrich Wilhelm Bessel potwierdził odkrycie Halleya. W roku 1961 Paul Otto Hesse doniósł o niezwykłym pierścieniu światła o nieprawdopodobnych rozmiarach - 760 000 bilionów mil szerokości. Potwierdziły to badania prowadzone przez satelity. Astronomowie zauważyli wielki pas światła wokół Plejad opasujący je niczym obrączka.Promienie idące z Centralnego Słońca Alkione są ułożone z północy na południe. F. W. Bessel również obwieścił światu, że nasz glob jest niemalże jedną minutę przed zetknięciem się z tym pierścieniem. Zaobserwował ruch tego pasa światła i obliczył cały jego cykl obrotu wokół Alkione. Określił go na około 25 000 lat ziemskich. Pas ten jest pasem wielkiej światłości o wielkiej radiacji, naukowcy nazwali go Photon Belt (Pas Światła) Photon Belt zwany również Quantum zawiera w sobie energie gamma, X-rays, widzialnego światła i niższych energii o częstotliwości radiowej. Podrożuje po wszechświecie wokół Centralnego Słońca Alcione - jednej z siedmiu gwiazd Plejad, ruchem odwrotnym do wskazówek zegara z prędkością światła. Jego obrót - pełna orbita wynosi 25 860 lat. Centralne Słońce Alkione jest ustawione w pośrodku wszechświata. Jest niczym latarnia w środku morza, która rozświetla ciemności.[6]
Pozostaje tylko pytanie jak to możliwe, że gwiazdy plejad poruszają się tak jak na rysunku a my jesteśmy w płaszczyźnie ich układu, a zarazem widzimy całą gromadę z zewnątrz o tak:
W dodatku gwiazdy gromady (a wszystkich jest prawie 250) są właściwie jednakowo odległe od Ziemi o 400 lat świetlnych. Na dodatek cała gromada systematycznie oddala się od Ziemi z taką prędkością, że za kilkanaście tysięcy lat trudno będzie ją dostrzec. Trudno zatem aby układ słoneczny orbitował wokół niej.
Skąd wzięła się ta bzdura?
Jako pierwszy o pasie światła co pewien czas omiatającego Ziemię napisał niejaki Otto Hese, niemiecki ezoteryk w swojej książce Ostatni Dzień wydanej w roku 1950. Nieco później koncepcję rozwinął Samuel Aun Weor w serii wykładów o pierścieniach Alkione.
Wedle tej koncepcji co pewien czas planeta nasza dostaje się w intensywny strumień fotonów pochodzenia kosmicznego. Mają one na tyle niezwykłe właściwości, że znoszą zwykłe światło i zmieniają własności materii. Przejście przez pas fotonowy miało być zatem katastrofą, objawiającą się pięcioma dniami ciemności, zanikiem prądu elektrycznego we wszystkich urządzeniach, zmianami klimatycznymi i co tam jeszcze można wymyśleć. Podobno zbliżanie się do pasa wykryły sondy kosmiczne w 1962 roku a w latach 70. astronauci. Podobno naukowcy są pewni że do czegoś takiego dojdzie ale nie chcą ujawniać. Podobno.
Podobno też mieliśmy wejść w pas świetlny w 1992 roku. Potem w 1995, potem 1997, potem 2000, potem 2011 a teraz mówi się oczywiście o tym roku.
Ów pas fotonów ma być pierścieniem takim jak pierścienie Saturna, złożonym z kosmicznych fotonów krążących wokół Alkione. Sęk w tym że bezmasowe fotony nie mogą być złapane na żadną orbitę wokół gwiazdy a tym samym nie mogą utworzyć takiego pierścienia. Jedyną możliwością jest okolica czarnej dziury na horyzoncie zdarzeń - wtedy zakrzywienie przestrzeni powoduje, że światło może poruszać się wyłącznie po zamkniętym okręgu. Ale nikt tu o czymś takim nie mówi.
Moje zdjęcie Plejad sprzed zaledwie miesiąca, możecie obejrzeć tutaj.
Nagłe jednodniowe odwrócenie Ziemi
Ta teoria wynika głównie z niejasnych opisów książce o przebiegunowaniu pana Patricka Geryla. Pisze on o nagłym, mającym trwać jeden dzień przebiegunowaniu, w wyniku którego Ziemia zatrzyma się a potem zacznie obracać w drugą stronę. Albo nie - w innym rozdziale pisze, że cała ziemia obróci się do góry nogami. Te rozbieżności zaowocowały różnymi wersjami krążącymi po świecie, a obie wynikają z niezrozumienia natury ziemskiego pola magnetycznego.
Ziemia nie jest magnesem stałym takim jak sztabka, zatem nie musi się fizycznie odwracać aby bieguny jej pola usytuowały się odwrotnie, gdyby zresztą tak było, nie mogli byśmy wykryć że dochodziło do przebiegunowania. Samo zjawisko odkryto podczas badań magnetyzmu skał. Gdy wulkaniczna lawa zastyga, tworzące się w niej kryształki magnetytu utrwalają aktualny przebieg linii pola. W różnych warstwach kolejnych wylewów, datowanych metodą potasowo-argonową, linie te przebiegały nieco inaczej, dając znać o wędrówce biegunów, a co pewien czas następowało całkowite odwrócenie kierunku pola.
A co by było, gdyby pole odwracało się wraz z ziemią? Wyobraźmy sobie taki obszar koło Wezuwiusza, gdzie obecnie znajduje się jakaś winnica, a na którym ongiś wielokrotnie zastygała lawa wulkaniczna. Jednego razu gdy lawa zastygała, utrwaliło się w niej pole w którym południowy biegun magnetyczny leży na biegunie północnym, polem pole się odwróciło i odwróciła się ziemia a wraz z nią nasz wulkan i skała. W drugim wylewie utrwali się pole odwrotne, z biegunem magnetycznym południowym na południowym biegunie ziemi, ponieważ jednak odwrócona będzie cała ziemia, kierunek tego pola będzie taki sam jak w warstwie starszej. W efekcie otrzymalibyśmy serie skał o jednakowej biegunowości rozdzielonych okresami zaburzeń pola.
Jeśli jesteśmy wykryć przebiegunowanie, to znaczy, że o obróceniu całej planety nie może być mowy.
A zmiana kierunku obrotu? To znów wiąże się z niezrozumieniem ziemskiego magnetyzmu - ziemia nie jest ani magnesem sztabkowym ani cewką. Dla cewki kierunek pola możemy określić tzw. regułą prawej ręki - jeśli ustawić rękę tak, aby palce pięści miały kierunek zgodny z kierunkiem z jakim w sprzężynkowej cewce płynie prąd, to północny biegun pola magnetycznego cewki pokaże wyprostowany kciuk. Jeśli by uznać, że pole Ziemi powstaje w wyniku obrotu planety a wraz z nią obrotu ładunków elektrycznych w magmie, to odwrócenie pola zaszłoby tylko dla odwrócenia kierunku obrotu. Jeśli uznać.
Ale wygląda na to że przyczyna powstawania pola jest całkiem inna i taka właśnie jak na Słońcu - wznoszące się i opadające strumienie konwekcyjne w jądrze generują w wyniku ruchu ładunków małe pola magnetyczne o różnym ustawieniu; pole dla całej planety jest wypadkową tych małych pól. Wystarczy przesunąć jedne z tych strumieni, wywołać zanik jednych i powstanie drugich, aby wypadkowe pole wychodziło odwrotne. Tak to zachodzi na Słońcu, gdzie mała gęstość gazu sprawia, że odwracanie się biegunów następuje w ciągu kilku miesięcy co 11 lat. Kierunek obrotu Słońca się podczas tego procesu nie zmienia. Dla ziemi strumienie roztopionej materii są dosyć gęste, dlatego obracanie pola zajmuje kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy lat. W skali geologicznej to mgnienie oka, zaś dla nas zjawisko na tyle powolne, że trudne do zauważenia bez przyrządów.
Jedyne niebezpieczeństwo jakie widzę w tym dniu, wiąże się z ludźmi. Historia zna już apokaliptyczne sekty, popełniające zbiorowe samobójstwo, czy przeprowadzające ataki terrorystyczne (choćby sarin w tokijskim metrze). Zresztą nie tylko sekty. Pomyślmy co będzie jeśli w jakimś mieście akurat przypadkiem 21 grudnia dojdzie do awarii energetycznej, albo pożaru, albo trzęsienia ziemi - co wtedy zrobią ludzie którzy zewsząd słyszą o wielkiej katastrofie, a wszystkie bez wyjątku media straszą takimi scenariuszami już od dłuższego czasu? Panika gwarantowana. A w panice robi się rzeczy, na jakie człowiek by się nie poważył. Na przykład wyskakuje się z dziesiątego pięta.
-------
* http://www.gunn.co.nz/astrotour/?data=tours/retrograde.xml
* http://en.wikipedia.org/wiki/Photon_belt
[1] http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/bardzo-rzadkiej-parady-planet-dojdzie-21-grudnia-2012
[2] http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/planety-wieszcza-zaglade
[3] http://www.rmf24.pl/nauka/news-5-maja-2000-czas-apokalipsy,nId,198501
[4] http://www.clockwk.com/tides/
[5] http://www.luckystarz.com/Catharsis/Chapters/grand.html
[6] http://www.vismaya-maitreya.pl/rok_2012_pierscien_swiatla.html
Subskrybuj:
Posty (Atom)