poniedziałek, 28 maja 2012

1967 - Trąba powietrzna w Blachowni

Jako że zaczyna się tradycyjny, wieloletni sezon występowania trąb powietrznych, to też zaczynają się interesujące rocznice zdarzeń co do których się dogrzebałem i które warto jest moim zdaniem przypomnieć, dlatego w najbliższych miesiącach spodziewajcie się wysypu artykułów na ten temat. Będę próbował przebić się z niektórymi do prasy - jak na razie udało mi się zainteresować lokalną stronę historią trąby w Zagórzanach z 1822 roku.
Teraz też upływa taka interesująca rocznica.A właściwie już upłynęła ale nie bardzo wiem kiedy. Z tymi dawnymi gazetami pojawia się czasem problem, że nie określają daty opisywanych wydarzeń, pisząc "zdarzyło się onegdaj..." albo "w minionym tygodniu...". Coś takiego ma miejsce w tym przypadku.

Pierwsza wzmianka pochodzi z Głosu Koszalińskiego, który znalazłem w Zachodniopomorskiej Bibliotece Cyfrowej[1] Gdzie zwięźle informowano, że "w minionym tygodniu" wskutek "ochłodzenia górnych warstw atmosfery" nad powiatem częstochowskim przeszła trąba powietrzna, który wywołała uszkodzenia w 40 gospodarstwach w Blachowni, Ostrowach i Brzósce, przy czym największe straty odnotowano w tej ostatniej.
Artykułowi towarzyszyło zdjęcie, przedstawiające szkody w Brzósce

Jak widać, na zdjęciu mało widać. Jakieś tam porozwalane szczątki zapewne z dachu. Oczywiście przeszukałem pod tym kątem inne biblioteki cyfrowe ale natykałem się tylko na dokładne kopie pierwszej notki. Zajrzałem więc na stronę biblioteki publicznej w Częstochowie gdzie znaleźć można skany dawnych lokalnych gazet. Z interesującego mnie roku dostępna była tylko Gazeta Częstochowska będąca tygodnikiem, w związku z czym najświeższe informacje pochodziły z następnego tygodnia, lakoniczna notka uzupełniała moje ustalenia w niewielkim stopniu:
Huragan zniszczył 85 budynków
PZU wypłaca odszkodowania

Huragan który przeszedł w ubiegłym tygodniu nad zachodnią częścią powiatu częstochowskiego spowodował wiele strat w 53 gospodarstwach w Ostrowach i Brzósce. Uszkodzonych zostało 85 budynków mieszkalnych i gospodarskich, w tym wiele w poważnym stopniu. Według szacunkowych obliczeń powiatowego inspektoratu PZU, straty wynoszą około 300 tyś zł.[2]
Prócz tego nie odnalazłem niczego konkretnego. Raczej mizerne informacje, ale potwierdzają że coś rzeczywiście miało miejsce. Dawne wsie Brzóska i Ostrowy stanowią obecnie osiedla Blachowni - miasta jak widać dosyć nieszczęśliwie położonego, skoro trąba, o większej sile, nawiedziła je ponownie w 2008 roku. Osiedla są położone tuż przy sobie, dlatego nie sposób powiedzieć ile przynajmniej musiała przebyć trąba aby je obydwa objąć.
A co z dokładną datą? Głos Koszaliński i inne gazety w których znalazłem kopie tego tekstu, były dziennikami. Tekst był oficjalną notką prasową rozesłaną do redakcji ze zdjęciem, a coś takiego nie mogło powstać w jeden dzień. Z drugiej strony gdyby zdarzenie miało miejsce w poniedziałek lub wtorek, to gazety zdążyłyby przedrukować informację w ciągu tego samego tygodnia. Jeśli ukazała się dopiero w następnym, to trąba musiała się pojawić w drugiej połowie tygodnia. Osobiście stawiałbym na piątek o tej porze, gdy było już za późno aby informacja znalazła się w wydaniu sobotnio-niedzielnym, jednak możliwe że dla większej dokładności będę musiał się kogoś dopytać.

Postscriptum 2017
Znalazłem nowe, lepsze źródło na temat tego zdarzenia. Trąba powietrzna pojawiła się w środę 17 maja, po godzinie 17. Relacjonujący dziennikarzowi wydarzenia Bolesław Tol, mieszkający w Ostrowach przy ulicy 1-maja opisywał, że gdy wyszedł na podwórze nakarmić króliki, usłyszał świst wiatru podobny do przelatującego odrzutowca. Wiatr zerwał z jego murowanego domu solidny dach rozrzucając betonowe płyty (ze ściany szczytowej?), oraz powyrywał okna. Stojący na otwartej przestrzeni dom Mikołaja Wineckiego został zniszczony. Pas zniszczeń miał długość około 3 kilometrów oraz szerokość 100 metrów i sięgał do Blachowni.
Połamane zostały drzewa i słupy telegraficzne, 28 domów zniszczonych lub poważnie uszkodzonych. Nikt z mieszkańców nie został ranny.[3]
W samej Blachowni zerwane zostały dachy z 30 nowo wybudowanych domów mieszkalnych.[4]
------
[1] Głos Koszaliński, 23 maja 1967 ZBC
[2] Gazeta Częstochowska nr. 21, 23-29.V.1967
[3] Życie Radomskie nr.118, 19 maja 1967,
[4] Życie Radomskie, nr. 117, 18 maja 1967, Radomska Biblioteka Cyfrowa

środa, 23 maja 2012

1995 - Trąba w Mokobodach

13 maja 1995 roku około godziny dziewiętnastej 11-letni chłopiec, syn sołtysa wsi Mokobody Kolonia zauważył na polach niedaleko dziwne zjawisko. Pod zbliżającą się ciemną chmurą wiatr uniósł kurz. porywając worki po nawozach. Cały ten kłąb wirował z niezwykłą prędkością, porywając pylisty żużel z drogi. Zawołał wtedy do ojca, że na ich dom idzie chmura a ten, przerażony zawołał rodzinę i kazał położyć się na podłodze w kuchni. Zaledwie rok wcześniej trąba zmiotła dwie wioski pod Białymstokiem, czytał z gazecie. Na zewnątrz wicher huczał z niezwykła mocą a gdy przeszedł, domownicy spostrzegli że w gospodarstwie nie ma już stodoły i spichlerza. Narzędzia walały się dookoła, ciężki ciągnik, wypchnięty ze stodoły, przejechał kilkanaście metrów.
Znacznie gorzej trąba obeszła się z sąsiednim gospodarstwem, gdzie zerwała dach i strop, oderwała jedną ścianę która przewróciła się na wersalkę, pozostałe rozsypały się. Zaskoczona rodzina zobaczyła, że pozostał im tylko piec i kilka ścian działowych. Cudem nic nikomu się nie stało.

Dalej lej przebył las, powalając 20 ha i zahaczył skrajem o Świniary, gdzie rozwalił parę stodół a potem poszedł przez lasy i łąki zanikając gdzieś przed Sokołowem. Wedle artykułu w lokalnej prasie trąba poruszała się pasem szerokim na kilkadziesiąt do stu metrów i długim na 12 km, co oznaczałoby, że szczęśliwie ominęła kilka wsi. Świadkowie opisywali ją jako zwężający się lej, "czarny bałwan" otoczony chmurą części roślin. Zniszczyła dom, 4 obory i 5 stodół, w sumie niewiele jak na takie zjawisko.

Niestety nie mogłem skopiować zdjęć załączonych do jednego z artykułów, znalezionych w Siedlcach w bibliotece, więc musicie bazować na mojej relacji. Nie dowiedziałem się jak zbudowany był zniszczony dom a i ze zdjęć trudno było się zorientować, zważywszy jednak na równą podmurówkę i brak śladów muru mogę ocenić, że był to dom drewniany, najwyżej z przymurówką lub ceglaną ścianą działową, co tłumaczyłoby podawany opis spadających cegieł, przed którymi zasłonił dzieci ich ojciec. Dom, jak wskazywały zdjęcia, nie nadawał się do użytku, zatem trąba musiała w tym miejscu osiągnąć siłę F2.

Orientacyjna mapka okolicy. Zaznaczonej linii proszę nie traktować jako dokładnej.
--------
Źródła:
* "Cyklon", Tygodnik Siedlecki nr 21, 21 maja 1995r
* "Wir", tamże nr 22, 28 maja 1995
* Moja miejscowość w drodze do Unii, mokobody.edu.pl

poniedziałek, 21 maja 2012

1853 - trąba w Wieliczce

Jak podawał Kurjer Warszawski z 7 czerwca 1853:

W zeszłą Środę o 6tej wieczór, trąba powietrzna, 
w Wieliczce, zwaliła dachy z 8 domów, powyrywała 
wiele starych drzew z korzeniami, i zniszczyła kilka 
ogrodów. Jedna kobieta porwana przez trąbę, ma zgru- 
chotaną nogę, a góral przechodzący, uniesiony w po- 
wietrze, o staję przeszło od miejsca porwania rzucony 
został. (Schles: Ztg.— Czas). 



Wydanie pochodziło z wtorku więc musiało mieć to miejsce 1 czerwca. Pozostaje jedynie pytanie o jaką staję uniesiony miał być ów góral - o staropolską (180m), milową (893m) czy nowopolską (1066m)?

Znalazłem gdzieś jeszcze wzmiankę, że trąba miała pojawić się w Wieliczce w 1982 roku ale nie mam tu potwierdzenia.

Post Scriptum 2014
Znalazłem jeszcze jedno, niezależne potwierdzenie tego zdarzenia:

 "Szczegóły w powietrzu"
(...) W najnowszych czasach orkan ten i w naszym kraju kilka razy przeciągał, i dał się wielu miejscowościom dotkliwie uczuć, i tak:
Przed kilkunastu laty przeciągała tego rodzaju trąba tuż okoio Wieliczki i nie małe spustoszenia poczyniła, mianowicie: pozrywała z domów dachy, porywała zwierzęta a nawet i ludzi, unosząc to wszystko w górę. Dotąd żyje jeszcze w Wieliczce kobieta, która porwana przez tę trąbę i uniesiona dość wysoko w górę spadła nareszcie i złamała sobie nogi.
[Zagroda. Pismo dla ludu Kraków dnia 24 czerwca 1874]
Dzięki temu ten przypadek staje się bardziej pewny, mimo że drugie źródło nie dorzuca szczegółów.

czwartek, 17 maja 2012

Diabeł głową nakrył...

Zakrywcy znów wsławiają się jako mistrzowie naukowego wciskania kitu. I znów rzecz zahacza o astronomię, i znów też pewne rzeczy przez nich opisane, miały miejsce całkiem inaczej:
Algol to jeden z najbardziej niezwykłych układów gwiezdnych znajdujący się w konstelacji Perseusza. Astronomowie byli pewni, że w jego skład wchodzą dwie gwiazdy, jednak najnowsze badania pokazują, że znajduje się tam jeszcze jeden obiekt. Potwierdzają to również zapiski starożytnych Egipcjan.

Układ ten swoją nazwę otrzymał od arabskich słów Al Ra’s al Ghul, oznaczających Głowę Diabła. W astronomii znany jest również jak Beta Persei. Oddalony jest od Ziemi o 93 lata świetlne. W gwiazdozbiorze Perseusza symbolizuje odciętą głowę mitycznej Meduzy, którą bohater przytroczył sobie do paska. Dotychczas uważano, że Algol został odkryty w 1783 roku przez Anglika Johna Goodricke’a. Ten astronom-amator zauważył, że Głowa Diabła przygasa na parę godzin co 2,87 dnia i na tej podstawie wysnuł wniosek, że nie jest to pojedyncza gwiazda, lecz dwie gwiazdy krążące wokół środka masy układu.

Fińscy archeolodzy odkryli jednak, ze Algol był znany już w starożytności. Wspomniany został w Kalendarzu Kairskim, który Egipcjanie stworzyli około 3200 lat temu. Co ciekawe, nie tylko zadawali sobie sprawę z istnienia Głowy Diabła, ale również wyliczyli, że jest to układ kilku gwiazd krążących wokół siebie. To odkrycie jest kolejnym dowodem świadczącym o geniuszu astronomicznym starożytnych Egipcjan.
W zapiskach znaleziono również informację, że system przygasał co 2,85 dnia. Początkowo uznano to za niewielki błąd w obliczeniach, najnowsze badania pokazały jednak, że Egipcjanie się nie pomylili.
Astronomowie, Otto Struve i Jorge Sahade, wykazali, że w skład Głowy Diabła wchodzą aż trzy gwiazdy. Nazwano je Algol A, Algol B i Algol C. Ta ostatnia znajduje się pomiędzy dwiema pozostałymi krążącymi wokół środka masy układu. Obecność trzeciego obiektu powoduje ciągłe stopniowe zmniejszanie się prędkości z jaką krążą gwiazdy. To właśnie dlatego w starożytności zmiana jasności układu zachodziła nieco częściej.*

I co tu jest nie tak? Z artykułu można zrozumieć iż starożytni Egipcjanie wykryli że gwiazda Algol jest potrójna, że nie była znana astronomom aż do XVIII wieku kiedy to została odkryta i dopiero niedawno badania Struve'a i Shadego potwierdziły zapiski Egipcjan.

A teraz pomyślcie - jeśli nazwa gwiazdy pochodzi z języka arabskiego i odnosi się do położenia w greckiej konstelacji Perseusza, gdzie odpowiadała głowie Meduzy, to chyba musieli ją znać starożytni Grecy i średniowieczni Arabowie? Autor artykułu bardzo sprytnie "zapomniał" o tym napisać, bo mało kto pamięta, że arabskie nazwy większości gwiazd to zasługa średniowiecznego tłumaczenia starożytnego Almagestu Ptolomeusza.
Ptolomeusz Klaudiusz żył ok. 100-168 r.n.e. i jego dzieło matematyczno-astronomiczne stanowiło w istocie kompendium całej starożytnej wiedzy i poglądów o świecie i wszechświecie. Niestety po upadku Rzymu jego dzieła nie przedostały się do Europy z powodu różnych zawirowań historycznych. Były jednak dobrze znane w krajach arabskich stając się powodem bardzo wysokiego poziomu ówczesnej astronomii, zahamowanego dopiero w połowie średniowiecza z przyczyn religijnych.
Do Europy Almagest trafił zatem w tłumaczeniu na arabski. Podczas tłumaczenia na łacinę wiele nazw pozostawiono bez zmian, najwyżej dostosowując je do składni łacińskiej. Na przykład Deneb to bardzo często występująca nazwa oznaczająca "ogon"; gwiazdy o tej nazwie znajdują się w Łabędziu, Delfinie czy Skorpionie.


W greckiej mitologii Perseusz był jednym z herosów, syn Zeusa i Danae, której bóg ten objawił się pod postacią "złotego deszczu". Jej ojciec, król na Argos - Akrizjos - dowiedział się od wyroczni że jego wnuk go zgładzi, dlatego dziecko wraz z matką zostało wsadzone do skrzyni a skrzynia wrzucona do morza. Niczym kosz z Mojżeszem, skrzynia, dzięki boskiej pomocy dopłynęła bezpiecznie do Serifos, gdzie malec rósł, rósł, mężniał aż wreszcie czuł się gotów do czynów bohaterskich, jak to ówczesnym dorosłym grekom przystało. Młodzieniec tyle się nasłuchał o wyczynach rozmaitych mężów, będących zresztą jego dalekimi krewnymi, że gdy władca wyspy ogłosił że się żeni, zapalczywie obiecał że w darze przyniesie głowę Meduzy, jednej z przeraźliwych Gorgon, zabijającej wzrokiem i posiadającej węże zamiast włosów (ciekawe jak je czesała?).
Wszyscy Bogowie, oczekujący niebywałego widowiska, pomagali mu trochę - Atena zasugerowała aby zapytał Starki o drogę, Hermes dał ostry nóż, a Starki chyba niezupełnie dobrowolnie hełm-niewidkę i skrzydlate sandały. Młodzieniec udał się zatem na zachód, aż poza Słupy Heralkesa, gdzie daleko daleko - mniej więcej na wschodnim wybrzeżu USA sądząc ze współczesnych map - miała znajdować się straszna kraina gorgon. Szczęśliwie dla niego akurat okropne siostry spały na plaży, toteż posługując się zwierciadłem, aby przypadkiem nie napotkać twardego spojrzenia, i sandałami, podleciał do Meduzy i uciął jej głowę. To obudziło jej siostry i nasz bohater musiał szybko uciekać, na szczęście z mieszaniny krwi potwora i morskiej piany powstał Pegaz, który wziął go na swój grzbiet i tak polecieli.
Po drodze zobaczył Andromedę przykutą przez ojca Cefeusza do skały, skąd zjeść ją miał potwór morski nazywany zwykle Wielorybem. Nasz bohater uratował piękne dziewczę, poślubił i pognał do domu, gdzie zastał matkę uwięzioną.
Trzeba bowiem wiedzieć że władca Sefidos zakochał się w matce Perseusza i tylko czekał aż młodzieniec poleci na drugi koniec świata z jakiegoś idiotycznego powodu, dlatego też podsycał jego heroiczną wyobraźnię chcąc pozbyć się młodzieńca z domu. Gdy popłynął na zachód zaczął przystawiać się do Danae, ta jednak odrzucała zaloty na tyle zdecydowanie, że wtrącono ją do lochu aby zmiękła. Syn uwolnił ją, przy pomocy głowy Meduzy zamienił króla w kamień i wraz z żoną osiadł jako władca sąsiedniej wysepki słusznie uważając, że przejmowanie tronu po zabitym przez siebie poprzedniku, nawet jeśli mu się należało, raczej nie wróży dobrego królowania.
Ojca zabił przypadkiem dyskiem rzuconym podczas zawodów. Ten w przebraniu wmieszał się między ubogich sądząc że przeznaczenie o nim zapomni.

Całkiem zgrabna historyjka. No i oczywiście wszystkie ważniejsze postaci tej opowieści znalazły się na niebie całkiem niedaleko siebie. Jak zaś widać na poniższej rycinie, pochodzącej z atlasu Heweliusza z 1690 roku:


Algol wypadał w miejscu głowy Meduzy, a nawet dokładniej w miejscu oka. Nie trudno się domyśleć, że zmiana jasności gwiazdy mogła być pojmowana jako luźne skojarzenie z mruganiem, stąd usytuowanie i nazwy - Algol od Ras Al Ghul co oznaczało głowę demona wedle mitologii arabskiej zjadającego ciała umarłych, w mitologii chińskiej Tseih She "stos trupów", zaś w mitach hebrajskich Rōsh ha Sāṭān czyli Głowa Diabła.
 Niestety jednak w źródłach starożytnych nie znajdujemy informacji o tym, aby jej zmienność była znana, dlatego pierwszą wzmianką jest dla nas informacja z 1667 roku w jednym z dzieł Geminiano Montanary. To zaś dlaczego tak się dzieje pozostawało zagadką przez długi czas.
Dopiero John Goodricke Jr. genialny niesłyszący astronom zasugerował w 1782 że Algol jest układem dwóch gwiazd krążących tak blisko siebie, że nie da się ich rozdzielić. Jedna gwiazda jest znacznie ciemniejsza od drugiej i krążąc co pewien czas przesłania jaśniejszą, co dla obserwatorów wygląda tak jakby Algol co 2,8 dnia osłabia swój blask o jedną wielkość gwiazdową. Jego pomysł na tyle się spodobał Królewskiemu Towarzystwu Nauki, że postanowiono przyjąć go na członka. Niestety Goodricke cztery dni później umiera na zapalenie płuc wywołane długimi zimowymi obserwacjami.

Algol dał początek kategorii gwiazd zmiennych, nazywanych algolidami lub gwiazdami typu β-persei.  Ciekawym przypadkiem jest Epsilon-Aurigae, jedna z najjaśniejszych gwiazd Woźnicy. Okres między zaćmieniami to aż 27 lat zaś zaćmienie trwa ponad rok. Ostatnie miało miejsce w latach 2009-11.

Potwierdzeniem teorii było odkrycie płytkiego zaćmienia wtórnego, gdy składnik słabszy jest zakrywany przez jaśniejszy. Ponieważ powierzchnia emitująca światło ulega wówczas zmniejszeniu, jasność układu słabnie choć zdecydowanie mniej niż przy zaćmieniu głównym.
Dokładne obserwacje pozwoliły stwierdzić, że w układzie jest jeszcze trzeci składnik. Odkrycia dokonał Otto Struve w 1957 roku.

Teraz chyba pojmujecie skalę manipulacji. Gwiazda nie tylko była znana od czasów starożytnych ale i jej zmienność była znana przed XVIII wiekiem. Trzeci składnik odkryto 55 lat temu. A Egipcjanie?
Wedle zespołu fińskich badaczy jeden z zapisów Kalendarza Kairskiego opisuje zmienność Algola, określając jej okres na 2,850 dnia. Tymczasem współcześnie wynosi on 2,867 dnia. Badacze uznali że Egipcjanie nie popełnili błędu lecz że prędkość obrotu dwóch głównych gwiazd zmalała w wyniku oddziaływania z trzecim składnikiem[2]. Jest to bardzo ciekawe odkrycie, ale sami chyba przyznacie, że opiera się na dosyć luźnych założeniach. W każdym razie byłoby to potwierdzenie znajomości zmienności tej gwiazdy już od czasów starożytnych.
A źródłem całego zamieszania był zapewne mało ścisły abstrakt, co widać po angielskich artykułach na ten temat; w każdym razie Odkrywcy powinny byli wykazać się większą dokładnością w konstruowaniu artykułów.
Już widzę jak paranormalne strony cytują artykuł jako dowód na niesamowitą wiedzę astronomiczną Starożytnych, porównując to co rzekomej cudownej wiedzy Dogonów na temat układu Syriusza.
(Dla nieobeznanych - Gwiazda Syriusz jest dla Dogonów Bogiem. Bóg ten miał towarzyszkę która miała z nim "zbliżenia" mniej więcej co 50 lat, więc gdy odkryto że Syriuszowi towarzyszy biały karzeł o okresie obiegu 50 lat, niektórzy nieodpowiedzialni ludzie uznali to za dowód nadzwyczajnej wiedzy astronomicznej tego plemiona i to najpewniej przekazanej im przez Kosmitów. Ostatecznym dowodem ma być to, że mity wspominają o drugiej towarzyszce jednak dzisiejsza nauka nie zna drugiego towarzysza Syriusza. Jeśli zatem - pytają paraarcheolodzy - Dogonowie znali gwiazdę której istnienia nauka jeszcze nie potwierdziła, to skąd ? Jak na razie dokładne obserwacje wskazują, że drugi towarzysz Syriusza nie istnieje.)
------
[1] http://odkrywcy.pl/kat,111402,title,Egipcjanie-wyjasnili-zagadke-Glowy-Diabla,wid,14487565,wiadomosc.html
[2] : L. Jetsu, S. Porceddu, J. Lyytinen, P. Kajatkari, J. Lehtinen, T. Markkanen, J. Toivari-Viitala, Did the ancient egyptians record the period of the eclipsing binary Algol - the Raging one?, Axriv.org
http://arxiv.org/abs/1204.6206

wtorek, 8 maja 2012

Drobne rośliny kwiatowe (4.) - Borówka

Borówka zwraca zwykle naszą uwagę dopiero latem, gdy obsypuje się czarnymi jagodami, ja jednak na wiosennym spacerze zauważyłem pomijaną zwykle cechę tej rośliny - kwiaty:

są to jak widać kwiatki prawie kuliste, ciemnoczerwone z woskowym nalotem z których przez jedyny otwór wystaje słupek. Nie znalazłem informacji jakie owady je zapylają.
W lipcu lub sierpniu z kwiatów powinny już zawiązać się owoce, kuliste jagody o ciemnogranatowej, zgoła czarnej barwie, które bardzo dobrze smakują ze śmietaną.

czwartek, 3 maja 2012

Powieszony na kiełbasie

POWIESZONY NA... KIEŁBASIE. Ofiarą niezwykłej przygody padł pewien rabuś w
Gelsenkirchen. Właściciel sklepu spostrzegł, wszedłszy zrana do sklepu, człowieka, zwieszającego się z okna dachowego. Przywołana policja stwierdziła, że człowiek ten zakradł się do sklepu, ukradł długi sznur kiełbasy i chciał umknąć tą drogą, którą przyszedł, okręciwszy sobie kiełbasę dokoła szyi. Musiał się jednak poślizgnąć i runął z powrotem do sklepu, ale owinięta dokoła szyi kiełbasa zaczepiła się o ramę okienną i tak mocno ścisnęła szyję rabusiowi, że go udusiła.

tylko takiego zgłosić do Nagrody Darwina.

i jeszcze kawał z tej samej gazety:
SZKOŁA
Podczas lekcji mitologji profesor objaśnia o
Venus której figura stoi na katedrze:
— Powiedz mi Chmielnicki, co ci się u niej podoba?
— Panie profesorze, mnie się najlepiej podobają nogi...
— Bierz książki i jutro przyjdź z ojcem!
— Grodziński, a co tobie się podoba, zapytuje profesor drugiego ucznia.
— Mniee paanie ppssorzze podobaają się płuuucca!
Zabieraj książki i jutro niech przyjdzie opie- ka domowa...
— A ty, Segał powiedz, co się tobie podoba?
— Panie profesorze, ja już pakuję książki i jutro przychodzę z całą rodziną...

Dziennik Cieszyński Niedziela, dnia 17 stycznia 1932.

piątek, 20 kwietnia 2012

Trąby powietrzne 15 sierpnia 2008 - odc.1






Skoro już eksploatuję amatorsko tematykę trąbologiczną, nie sposób mi pominąć najciekawszego przypadku ostatnich lat, czyli tragicznych trąb powietrznych na południu polski w połowie sierpnia 2008 roku. Trąby pojawiały się wówczas w przeciągu dwóch dni - 3-4 przypadki 15 sierpnia i zapewne drugie tyle 16 sierpnia. Temat przez ten czas został już porządnie opracowany przez innych - od strony meteorologicznej przez IMGW i Łowców Burz, zaś ostatnio to co ja sam zamierzałem opisać, czyli przebieg na podstawie zdjęć satelitarnych, opisał właściciel bloga Lubię Pogodę w osobnym wpisie na ten temat. Zasadniczo więc wydawałoby się, że nie mam już nic nad to do dodania, ostatecznie jednak uznałem, że omawiając temat po swojemu, może w niektórych partiach bardziej szczegółowo, dorzucę parę mniej znanych faktów, uzupełniając już istniejące opisy.

Zdecydowałem się podzielić wpis na części, odpowiadające kolejnym etapom zdarzeń. Będę się opierał na zdjęciach satelitarnych, lotniczych i terenowym, oraz opisach i spisach zniszczeń, z relacjami świadków włącznie.

Tak więc dzień 15 sierpnia 2008 roku należał do dni bardzo burzliwych. Już nad ranem, około 6:30 w Katowicach przeszła ulewa połączona z gradobiciem, przy czym wielkość kul gradowych dochodziła do 7 cm (piłki tenisowe). Równocześnie spadło 11 mm deszczu[1] Wkrótce potem gradobicie do 5 cm, połączone z ulewą i wichurą, nawiedziło rolniczą gminę Niegowa. Na nieszczęście tamtejszych mieszkańców, większość budynków było kryta dosyć kruchym eternitem, który po prostu pękał wskutek uderzeń gradu, łącznie doliczono się uszkodzeń dachów na 1050 budynkach, w tym ok. 400 domów mieszkalnych. Wraz ze zniszczeniami w uprawach, straty sięgnęły 4 mln zł.[2] Wkradły się tu zresztą inne, polskie smaczki, mianowicie członkowie komisji oceniającej straty, dla przyspieszenia procedur podpisywali potem protokoły nieprzeprowadzonych oględzin szkód, zaś pieniądze z KRUS, będącego jedyną formą ubezpieczenia dla większości poszkodowanych, nie wystarczyły na pokrycie strat. W efekcie jedni rolnicy nie dostali niczego, i będą mieli problem z wyegzekwowaniem czegokolwiek, bo protokoły oceny ich szkód są nieważne, inni zaś dostali trochę, ale za mało.[3]
Skądinąd warto zauważyć, że prędzej pozbędziemy się z dachów szkodliwego eternitu wskutek działań żywiołów, niż wskutek akcji odazbesowiana prowadzonych przez instytucje krajowe, do tego bowiem jakoś się ludzie nie palą.

To wszystko już było katastrofalne, ale dopiero w drugiej połowie dnia, zaczęło robić się groźnie.

Po raz pierwszy trąba pojawiła się o godzinie 17 w gminie Strzelce Opolskie. Zwykle mówi się, że pojawiła się we wsi Zimna Wódka, jednak zdjęcia lotnicze dostępne na Geoportalu każą sądzić co innego. Już przed Zimną Wódką znajdujemy pas powalonego lasu, zaś tuż przy nim Kopaninę - nieduży przysiółek koło Starego Ujazdu.
Tam zerwane zostały dachy z dwóch domów. Sądząc po powalonych kępach śródpolnych drzew, lej zeszedł na ziemię na polach tuż przy tej miejscowości. Jest to skądinąd potwierdzenie relacji z Zalesia Śląskiego, wedle której mieszkańcy zauważyli trąbę na polu koło dzielnicy Korea. Mam też informację, że trąba miała się pojawić nad miejscem nazywanym Piekłem, będącym grupą opuszczonych budynków gospodarczych[4] ale nie wiem gdzie to jest. Orientacyjnie określiłem czerwoną kropką przybliżony punkt od którego zaczynają się straty.
Dalej mamy więc Kopaninę i pas lasu w wzgórzu a w nim szeroką na ok. 400 metrów lukę.
Następnie trąba zahaczyła o skraj Zimnej Wódki, powodując uszkodzenia w 40 budynkach. Na pierwszym filmie z tego miejsca widać szeroki lej, czasem jednak rozdzielający się na kilka, wspólnie przeplecionych zawirowań, tzw. multi-vortex. Moment wyjścia z lasu uchwycono na tym filmie. Sądzę że trąbę z tego miejsca przedstawia też ten film ze strony urzędu w Ujeździe, nie zbyt wyraźny ale robiony z bardzo bliska. Widać jak trąba przekracza las i zbliża się do filmującego, który musiał stać bardzo blisko pasa zniszczeń, w drugiej części widzimy oddalającą się trąbę uderzającą w las koło wiaduktu.

Następnie biegnąc w kierunku północno-wschodnim, trąba objęła Kolonię Jaryszów, leżącą tuż przy autostradzie A4 z wiaduktem, zrywając kilka dachów. Uszkodzenia widać na tym filmie. Jest jeszcze film pokazujący zniszczenia pomiędzy Zimną Wódką a Jaryszowem, prawdopodobnie w miejscu rozwidlenia drogi do Ujazdu. Potem wyłamany został słynny już las po obu stronach drogi. Pięć samochodów zostało przewróconych, w wyniku czego ranne zostały cztery osoby. Jeden z nich wylądował na barierkach oddzielających pasy. Z istniejących filmów ten, był kręcony przez kierowcę jadącego od strony Krapkowic (z północego zachodu)
   
                                  
Tutaj na podstawie skrajnych kępek nie uszkodzonych drzew można ocenić średnicę wiru na 600 metrów.
Idąc dalej docieramy do Sieroniowic, gdzie dotknięta została południowa część miejscowości. Uszkodzeniu uległo tam około 30 gospodarstw.
Następnie lej uderzył w las, całkowicie dewastując rozległy płat. Wypadając z lasu uderza w Balcarzowice gdzie uszkodzonych zostaje 30 domów, z czego ponad połowa nadawała się do rozbiórki a część trzeba było całkowicie odbudowywać. Zniszczony został tu rozległy płat lasu, daje się wyróżnić pas całkowicie zniszczony o szerokości 1 km i "otoczkę" przerzedzonych drzew. W pobliżu małej osady Nakło, gdzie zerwane zostały 3 dachy, daje się zauważyć dosyć dziwnie wyglądające miejsce - od pasma głównych zniszczeń oddziela się mniejsze, szerokie na 100 metrów, oddzielone równej szerokości pasem przerzedzonego lasu. Jest to intrygujące - czyżby na moment od głównego leja odłączyło się tornado satelitarne? Przy tak dużym zjawisku nie jest to wykluczone. Ale może po prostu ów dodatkowy pas leży na wyniesieniu? Sprawdziłem to w geoportalu, porównując widok mapy fotograficznej z topograficzną:

Jak widać ocalony fragment nie leży w dolince a nawet pomiędzy dwiema takimi, więc tą drogą nie da się wytłumaczyć kształtu zniszczeń. Moim zdaniem był to krótkotrwały poboczny wir, który nie został zauważony przez innych świadków.

  Idąc przez pola zahaczył o Skały zrywając trzy dachy i wpadając pełną siłą w Błotnicę Strzelecką, gdzie uszkodzonych zostało 65 budynków w tym stacja dworca kolejowego i szkoła. Z tego zapewne momentu pochodzi ten i ten świetny film. Podejrzewam że stamtąd pochodzi też ten film, bardzo wyraźny i dlatego ciekawy. Widać doskonale skomplikowaną strukturę wiru, z gwałtownie kondensującą parą, w pewnej chwili widać nawet kilka poziomych wirów. Natomiast z samej miejscowości, z bardzo bliska, pochodzi ten film.

Po przejściu przez Błotnicę trąba zmienia strukturę. Wyraźnie zwęża się i zmienia kierunek. Pozostawiła po sobie bardzo wyraźny,wąski na 200-300 metrów pas powalonego lasu idący w kierunku Dąbrówki. Jest to najbardziej wyraźny ślad jaki daje się zauważyć z satelity.


Jak widać pas zniszczeń skończył się tuż przed wsią. Wprawdzie uszkodzonych zostaje tam kilka dachów, ale mogło to być wynikiem silnych podmuchów towarzyszących. Dalej zniszczeń nie widać i tu też kończy się pierwszy odcinek trasy trąby długi na 16 kilometrów. W rejonie Balcarzowic i Błotnicy Strzeleckiej prznosił samochody i burzył murowane ściany domów mieszkalnych, sięgając siły F4.

Na koniec duży obrazek z zaznaczoną trasą:


------
 * http://www.toszek.pl/pliki/kurier/nr24/nr24.pdf

[1] http://fakty.interia.pl/news/potezna-burza-z-gradobiciem-na-slasku,1163203
[2] http://rolnicy.com/kleska-zywiolowa/niegowa-po-gradobiciu.html
[3] http://www.gazetamyszkowska.pl/articles/2881
[4] http://www.strzelecopolski.pl/zaczelo-sie-w-piekle

wtorek, 10 kwietnia 2012

Jak Jowisz mijał Wenus


W ostatnich kilku miesiącach dwie jasne planety tworzyły na niebie fascynującą parę. Jowisz, przybliżający się do Słońca po zeszłorocznej opozycji, minął się z Wenus, zmierzającą do maksymalnej elongacji wschodniej. Powyższa sekwencja to posklejane ze sobą zdjęcia z ostatnich czterech miesięcy. Powybierałem te w których ujmowałem planety z krajobrazem, bo dzięki temu wszystkie były wykonane przy zbliżonym powiększeniu, układając tak, aby wenus wyszła na tym samym poziomie.
Jowisz wędruje począwszy od górnego, lewego rogu, aż po dolny prawy. Największe zbliżenie, widać na środkowym zdjęciu, sięgało trzech stopni kątowych. Kilkukrotnie w pobliżu planet przechodził Księżyc, dając okazję do ciekawych zdjęć, poniżej zdjęcie takiej koniukcji z zeszłego miesiąca:
Nie jest to może zbyt udane zdjęcie, ale uważnie patrząc dojrzycie między obiektami gromadę otwartą Plejady. Niesprzyjająca pogoda sprawiła, że nie mogłem obserwować przejścia Wenus przez tą grupę gwiezdną na początku tego miesiąca.

Jowisz z każdym dniem będzie coraz bliżej Słońca, aż pod koniec miesiąca przestanie być zauważalny. Reflektorowo jasna wenus, nie tracąc nic z blasku, również będzie się do niego zbliżało, aż do kulminacji w dniu 6 czerwca, kiedy to przejdzie na tle tarczy słonecznej - co oczywiście planuję obserwować.

niedziela, 8 kwietnia 2012

Co z tym Jezusem?

Nazwa bloga zobowiązuje. Wprawdzie tworząc ją miałem na myśli "księgę ciekawostek" ale trochę o Biblii nie zaszkodzi napisać.

Sprawa o której chcę napisać jest w zasadzie znana już od starożytności, i od wieków wzbudza kontrowersje, ale na dobrą sprawę nie jest znana zbyt powszechnie. Chodzi tu zaś mianowicie o to, że Biblia jest kiepskim źródłem historycznym jeśli chodzi o najważniejszą postać - Jezusa z Nazaretu, zwanego Chrystusem.

Pochodzenie

Kim był Jezus? Skąd pochodził? Jakim był człowiekiem? - mamy właściwie cztery opisy życia Jezusa, pochodzące od różnych autorów i różniące się od siebie szczegółami. To co znamy jako żywot Jezusa i co pokazuje się nam przy okazji świąt w licznych filmach, jest tak na prawdę kompilacją, zaś sposób doboru faktów podawanych w tej oficjalnej wersji, jest podporządkowany pewnej tradycji.

Historycy przede wszystkim zgadzają się co do tego, że Jezus był Żydem, przynajmniej aż do chrztu. Sama Biblia stwierdza zresztą wyraźnie, że należał do rodu Dawida, króla żydowskiego, że jego matką była żydówką. Został obrzezany jak wyraźnie stwierdza Łukasz:"21 Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie " Rzdz.2 wers.21 [1]

Lecz już tu natykamy się na pierwszą niezgodność - dwaj ewangeliści, aby udowodnić, że jak zostało przepowiedziane Jezus jest potomkiem Dawida, podają jego genealogię - ale każdy inną.
Święty Mateusz zaczyna swą ewangelię od takiego wyliczenia:
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida. Dawid był ojcem Salomona, a matką była [dawna] żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego. Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Tak więc w całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń[2]

Święty Łukasz podaje taki opis:

Sam zaś Jezus rozpoczynając swoją działalność miał lat około trzydziestu. Był, jak mniemano, synem Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego, syna Melchiego, syna Jannaja, syna Józefa, syna Matatiasza, syna Amosa, syna Nahuma, syna Chesliego, syna Naggaja, syna Maata, syna Matatiasza, syna Semei, syna Josecha, syna Jody, syna Jana, syna Resy, syna Zorobabela, syna Salatiela, syna Neriego, syna Melchiego, syna Addiego, syna Kosama, syna Elmadana, syna Hera, syna Jezusa, syna Eliezera, syna Jorima, syna Mattata, syna Lewiego, syna Symeona, syna Judy, syna Józefa, syna Jony, syna Eliakima, syna Meleasza, syna Menny, syna Mattata, syna Natana, syna Dawida, syna Jessego, syna Jobeda, syna Booza, syna Sali, syna Naassona, syna Aminadaba, syna Admina, syna Arniego, syna Esroma, syna Faresa, syna Judy, syna Jakuba, syna Izaaka, syna Abrahama, syna Tarego, syna Nachora, syna Serucha, syna Ragaua, syna Faleka, syna Ebera, syna Sali, syna Kainama, syna Arfaksada, syna Sema, syna Noego, syna Lamecha, syna Matusali, syna Enocha, syna Jareta, syna Maleleela, syna Kainama, syna Enosa, syna Seta, syna Adama, syna Bożego.[1]

Jest to zatem genealogia poprowadzona wstecz do Adama. Najistotniejszy jest tu fragment od króla Dawida, oto bowiem Łukasz podaje listę potomków wywodzących się od Natana, zaś Mateusz od Salomona. Od tego momentu żadna wymieniona postać nie powtarza się w wymienionych listach. Ponadto w jednej genealogii między Dawidem i Jezusem jest 41 przodków a w drugiej 25 (pisząc o po dwakroć czternastu pokoleniach Mateusz wlicza Jechoniasza do ostatniego pokolenia przez przesiedleniem babilońskim i do pierwszego po, jeśli nie liczyć Dawida i Jezusa to pomiędzy nimi jest tylko 25 przodków).
W dodatku problemem jest wobec tego próba ustalenia chronologii. Ogólnie rzecz biorąc przyjmuje się, że Dawid panował około roku 1000 p.n.e. skoro tak, to średnia długość pokolenia w genealogii Łukasza to 25 lat, co brzmi prawdopodobnie, ale wedle genealogii Marka długość pokolenia to 40 lat, jeśli zaś wziąć pod uwagę, że wymieniony przezeń Jechoniasz żył prawdopodobnie w roku 600 p.n.e., co można już ustalić na podstawie źródeł archeologicznych, a między nim i Jezusem jest 13 pokoleń, to długość pokolenia wzrasta do 46 lat. Raczej mało prawdopodobne, aby protoplaści Jezusa płodzili synów dopiero w tym wieku.
Poza tym Mateusz tak był zafascynowany symboliczną regularnością czternastu pokoleń, że podając swą genealogię pominął cztery osoby, co łatwo stwierdzić porównując osoby ze starego testamentu z tą listą. Zaraz po Joramie powinien następować Ochozjasz, po nim Joasz, a po nim Amazjasz, ponadto z drugiej połowie po Jozjaszu następuje Joakim. Dawałoby to zatem liczbę 29 pokoleń, po 34 lata średnio na jedno. Często zatem podaje się, że obie listy są raczej symboliczne, a wymienieni zostali ci przodkowie, których uznawano za ważnych.
Przodkowie Maryi, miniatura Jacquesa de Besançon z Paryża.
1485


Mamy zatem dwie rozbieżne genealogie Józefa, co nam one jednak mówią o pochodzeniu Jezusa, skoro Józef nie był faktycznie jego ojcem? Przecież począł się z dziewicy pod wpływem ducha świętego. Bibliści zwykle załatwiają ten problem mówiąc, że gdy Józef ożenił się z Marią, usynowił Jezusa, więc jest Jezus jego synem, aczkolwiek przybranym, a więc był potomkiem króla Dawida wprawdzie w linii prostej, ale tylko symbolicznie. Zastanawia jednak na ile formalne było to usynowienie, skoro ich małżeństwo prawdopodobnie nigdy nie było skonsumowane - wszakże wedle jednego z dogmatów Maryja porodziła jako dziewica i już nią pozostała.

Inne podawane rozwiązanie problemu zakłada, że jeden z ewangelistów się pomylił, i chodziło mu o genealogię Maryi. A zatem Marek opisał przodków Józefa a Łukasz Maryi[4] Nie tłumaczy to rozbieżności w zakresie trwania pokoleń. Nawiasem mówiąc artykuł do którego podaję przypis wprawdzie podaje że Żydzi zapisywali genealogie bardzo skrupulatnie i raczej nie mogli się aż tak pomylić, aby wysnuć dwie różne dla jednej osoby, ale nie wspomina o owym pominięciu paru osób nie pasujących do schematu dwóch czternastek.

Miejsce urodzenia

Gdzie urodził się Jezus? W Betlejem, każdy to wie. Już w czasach przez Chrystusem wiedziano, że urodzi się w tym miejscu, bo stamtąd pochodził Dawid. I gdy ewangeliści spisywali swe historie również to podkreślali. Jednakowoż często Jezus nazywany był Nazarejczykiem, tam bowiem mieszkała jego rodzina i on sam, jak zapowiadało jedno z proroctw, należało zatem wytłumaczyć jak to się stało, że Jezus z Nazaretu urodził się w całkiem innym miejscu.
Łukasz podaje, że w tym czasie cesarz Oktawian ogłosił spis powszechny, i każdy musiał się udać do miejsca z którego pochodził. Wprawdzie nie znamy zapisów które kazałyby udawać się spisywanym mieszkańcom Cesarstwa do miejsca, gdzie żyli ich dalecy przodkowie, ale wedle Łukasza właśnie z tego powodu Józef udał się do Betlejem. Brzmi to trochę dziwnie zważywszy, że Dawid pod koniec życia nie mieszkał w Betlejem, i żył 40/29 pokoleń wcześniej. Wiadomo natomiast, że spis odbywał się w miejscu urodzenia, zatem Józef musiałby urodzić się w Betlejem, czego w żadnym miejscu nie stwierdzono, zawsze mówiąc że pochodził z Nazaretu.
Mateusz nie tłumaczy tego w żaden sposób, po prostu rodzina Jezusa mieszkała w Betlejem, musiała uciekać w czasie rzezi niewiniątek i dopiero po kilku latach powróciła z Egiptu, osiadając w Nazarecie.
Marek całkiem pomija okoliczności narodzin. Jego opowieść zaczyna się od opisu działalności Jana Chrzciciela, następnie stwierdza: " 9 W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. " [5] Zatem jego zdaniem, Jezus pochodził po prostu z Nazaretu.
Jan nie pisze nic konkretnego o miejscu urodzenia. Dopiero gdy już po chrzcie zaczął nauczać i spotkał rabina Nataniela, jest mówione, że pochodzi z Nazaretu. Dodatkowo w siódmym rozdziale następuje scena, gdy tłum zgromadzony wokół niego zaczyna się kłócić - jedni mówią że jest Mesjaszem, inni oponują zauważając: 41(...) "Ale - mówili drudzy - czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? 42 Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem?" [6] Najwyraźniej było im wiadome, że nie pochodzi z Betlejem i to było podstawą kontrowersji. W dalszej części rozdziału opisane jest, jak tłum próbuje go schwytać jako fałszywego proroka, argumentując, że żaden prawdziwy prorok nie przyjdzie z Galilei.

Co zatem z tego wynika? Dwóch ewangelistów chce aby zgodnie z proroctwem Jezus urodził się z Betlejem, ale każdy tłumaczy to inaczej, dwóch innych najwyraźniej uważa, że urodził się w Nazarecie, zarazem nie widząc niczego złego w fakcie niezupełnego spełnienia wszystkich krążących zapowiedzi, i pochodzeniu z tej części Judei, którą uważano za gorszą.

Data urodzenia
O ile o dacie urodzenia nie wiemy niczego konkretnego, to na pewno możemy powiedzieć jedną rzecz - Jezus nie urodził się w grudniu! Świadkami narodzenia mieli być pasterze, którzy pilnowali tej nocy stad na pastwiskach, sęk w tym, że w grudniu nie pasie się bydła, jest to bowiem miesiąc zimny i niesprzyjający. Podobnie rzecz się ma u nas. Nie pamiętam czy kiedykolwiek w bajkach dla dzieci, realizowanych w zimowej, zaśnieżonej scenerii, sprawa pasterzy pasących owce na śniegu była jakoś objaśniana.
Natomiast wspomniany spis ludności z podobnych przyczyn też nie mógł się odbyć w grudniu, a raczej na jesień, gdy jest jeszcze sucho, a prace polowe zostały ukończone. Potwierdzają to wyliczenia oparte na historii Elżbiety, która poczęła, gdy jej mąż pełnił służbę w świątyni, co miało miejsce w czerwcu. Gdy była w szóstym miesiącu, nawiedziła ją Maria, która wkrótce po tym poczęła, zatem Jezus urodził się we wrześniu lub październiku[7]

Rok urodzenia

Wedle Mateusza, Jezus urodził się za panowania króla Heroda, który prześladował go, zmuszając do ucieczki do Egiptu. Gdy jego rodzina już tam przebywała, Herod umarł, co wedle Józefa Flawiusza nastąpiło przed Paschą poprzedzoną zaćmieniem księżyca. Na tej podstawie datę śmierci Heroda szacuje się na rok 4 p.n.e. Kiedy więc urodził się Jezus? Górna granica to 4 rok przed Chrystusem (brzmi paradoksalnie ale tak to wychodzi), zatem ucieczka nastąpiłaby niedługo przed śmiercią króla. Zauważmy jednak, że podczas Rzezi Niewiniątek, król nakazał zabić wszystkich chłopców do lat 3 - to ograniczenie mogło wynikać z niepewności co do daty, i pragnienia uniknięcia omyłkowego wzięcia rocznego dziecka za starsze, co by je ratowało. Można jednak uznać też, że zanim zdecydował się na ten krok, upłynęło trochę czasu. Gdyby więc uznać, że narodziny mogły mieć miejsce nawet trzy lata wcześniej, wówczas dolną granicą byłby 7 rok p.n.e.
Nieco inaczej rzecz wygląda u Łukasza. Tam narodziny miały miejsce w czasie spisu powszechnego za cesarza Oktawiana Augusta, gdy namiestnikiem Judei był Kwiryniusz. Nic nie wiadomo o spisach powszechnych w tamtych czasach, a jedynie o lokalnym spisie w niektórych prowincjach wprowadzonym przez Kwiryniusza w roku 6 n.e. Zatem narodziny mogły mieć miejsce w tym roku, lub późniejszym, aż do roku 10 n.e. gdy nastał kolejny namiestnik. Wobec faktu, że Herod umarł 9 lat wcześniej, cała historia z Rzezią Niewiniątek wydaje się nieprawdopodobna w takiej wersji.[8] Mogło być jeszcze tak, że Rzeź faktycznie miała miejsce, gdy umierający Herod usłyszał o jakiejś przepowiedni, jednak nie miała związku z Narodzinami o kilka lat późniejszymi, i dopiero podczas spisywania ewangelii te dwie historie się połączyły.

Inna interpretacja opiera się na opowieściach o magach, lub mędrcach, lub królach (zależnie od tłumaczenia), którzy przybyli do Judei wiedzeni Gwiazdą. Jeśli jakieś zjawisko astronomiczne podpowiadało im o nadejściu wielkiego króla, a oni zabrali dary i wyruszyli w daleką drogę, to najwyraźniej byli astrologami, co nie wyklucza innych profesji. Czym natomiast była Gwiazda?
Najstarsza teoria mówiła o koniunkcji dwóch wielkich planet Jowisza i Saturna, która następowała trzykrotnie w roku 7 n.e., co sugerował już Kepler, i co daje podstawę dla astrologicznego objaśnienia. Ponieważ jednak planety nie zbliżyły się do siebie na więcej jak jeden stopień kątowy, można sądzić że obserwatorzy mówiliby raczej o Gwiazdach.
Inna teoria upatrywała tu komety, konkretnie komety Halleya, ale chyba tylko dlatego, że była najbardziej znana. Jej przelot blisko ziemi miał miejsce w roku 12 n.e.
Jeszcze inna teoria opierała się na zapiskach Chińskich i Koreańskich astronomów, piszących o jasnym obiekcie z roku 5 p.n.e. który utrzymywał się przez siedemdziesiąt dni. Mogła to być kometa lub nowa a nawet supernowa. Obiekt ten bardzo pasował by do wczesnych datowań na podstawie Mateusza, zaś teoria wielkiej koniunkcji do datowania na podstawie Łukasza.[9]
Kometa Halleya na obrazie Giotta. 1301 n.e.

Tak więc jak widzicie, ta sprawa nie jest wcale aż tak pewna, i Biblia jako źródło historyczne sprawdza się bardzo słabo.


----
[1] http://voxdomini.com.pl/valt/p-ew/03-lk-01.htm
[2] http://voxdomini.com.pl/valt/p-ew/01-mt-01.htm
[3] http://www.katolik.pl/forum/index1.php?st=artykuly&id=76
[4] http://www.gotquestions.org/Polski/Genealogia-Jezusa.html
http://kosciol.wiara.pl/doc/489493/22 ładna interpretacja

[5] http://www.voxdomini.pl/valt/p-ew/02-mk-01.htm
[6] http://www.voxdomini.pl/valt/p-ew/04-j-07.htm
[7] http://znakiczasu.pl/trzymajac-sie-slowa/101-jezus-nie-urodzi-sie-w-grudniu
[8] http://pl.wikipedia.org/wiki/Data_narodzin_Jezusa_Chrystusa
[9] http://en.wikipedia.org/wiki/Star_of_Bethlehem

środa, 4 kwietnia 2012

Te paski na tubkach


Tubka jest bardzo wygodnym sposobem pakowania półpłynnych substancji, a więc past, klejów czy kremów. Jest to właściwie rurka z polietylenu, zgrzewana na jednym końcu, z drugiej strony zakończona "kapturkiem" z otworem zakończonym gwintem na nakrętkę. Jeśli się nie zaniedba wyciskana od końca, można z tubki wycisnąć praktycznie całą zawartość.
Co jednak zwraca uwagę, to dziwne paseczki na zgrzewach, nad nadrukowaną etykietą. Zwykle są czarne, czasem niebieskie lub zielone. Na ich temat powstało wiele teorii, ze spiskowymi włącznie, pozwólcie że zacytuję:

"Zapewne zauważyliście, że na opakowaniach kosmetyków, kremów .... znajdują się tajemnicze kolorowe paski. Jeszcze dzisiaj myślałem, że dotyczy to jakiś technicznych oznaczeń np: serii etc., otóż nic bardziej mylnego.

Czarny paseczek na tubce oznacza, że produkt to czysta chemia i nie posiada żadnych naturalnych składników.
Czerwony oznacza, że tubce znajdują się chemiczne dodatki.
Niebieski to pół na pół chemii i naturalnych składników.
Zielony pasek oznacza, że w tubce znajdują się wyłącznie naturalne składniki."[1]
niektórzy tłumaczą to jako unijne oznaczenia szkodliwości kosmetyków:
Każdy kolor tych pasków oznacza jakiej jakości jest zawartość w opakowaniu. A czym są te paski?
"Są to oznaczenia Certyfikatu Jakości ISO i bezwzględnie oznaczenie jest wymaganie dla BEZPIECZEŃSTWA stosowania produktów przez Unię Europejską w celu ochrony konsumenta."[2]
Brzmi to dosyć zabawnie, bo z jednej strony "trują nas" po kryjomu, a z drugiej wyraźnie to oznaczają, ale to jest właśnie zaleta teorii spiskowej - nawet sprzeczne fakty mogą ją wspierać.

Cały problem z tymi paskami polega na tym, że nijak nie da się znaleźć informacji o tym, czymże też są. Na pewno są na tubkach kosmetyków, ale też na tubkach klejów, past polerniczych i farb, a nawet na okrągłych aluminiowych tubach klejów i pianek izolacyjnych. Kolor paseczka czasem zgadza się z powyższą listą objaśnień, a czasem zupełnie nie (ktoś się skarżył na pewnym forum, że "organiczna" i "ayurwedyjska" pasta do zębów bez fluoru ma czarny pasek). Przeszukując pod tym kątem polski internet nie znalazłem nic konkretnego.
Z początku trochę nadziei dała mi dyskusja na forum davidicke.pl[3], gdzie jedna z użytkowniczek zasugerowała, że może chodzić o punktory (pasery) które zaznaczając położenie tekstu w druku offsetowym są też często miejscami z nałożonymi próbkami farby. Tłumaczyłoby to dlaczego kolor paska odpowiada kolorowi w jakim wydrukowano napisy etykiety, na przykład na ciemnej tubce z białym nadrukiem jest pasek biały, na białej z czarnym drukiem czarny, na białej z zielonym jest zielony, a na złotej z tekstem brązowym jest brązowy (przykłady z mojej łazienki).
Problemem tej koncepcji jest to, że pasery zwykle mają postać kółek przeciętych krzyżykiem a nie pasków. Natomiast znaczniki drukarskie zawierają próbki wszystkich kolorów, więc na mojej maści arnikowej gdzie tekst jest zielony i pomarańczowy, powinny pojawić się paski w tych kolorach.

Postanowiłem zatem poszukać informacji na temat techniki nadruków na tubkach, mając nadzieję, że rzecz zostanie przy okazji objaśniona. Już na pierwszej stronie znalazłem wzór układu graficznego tubki[4], przeznaczony dla zamawiających, gdzie pojawia się czarny paseczek przy zgrzewie. Bez opisu.
Szukałem więc dalej. Na stronie innej firmy na takim samym wzorze przy paseczku dopisano "center of reverse", co już było wskazówką. Najwyraźniej było to oznaczenie środka tylnej strony etykiety. Gdy jednak szukałem tej frazy w kontekście nadruków nic konkretnego nie znalazłem. Zacząłem więc szukać pod hasłem "graphic print design" i zaraz odnalazłem stronę pewnej firmy produkującej polietylenowe tubki, zamieszczającej specyfikację swych produktów, wraz z warunkami wykonania i ze wzorami tubek różnych rozmiarów[5]. Tam zaś znalazłem rysunek:
gdzie ów paseczek jest podpisany jako "eye mark".
Marker. Znacznik.

Teraz dalsze poszukiwania były już proste, znalazłem nawet szersze opisy stosowania tego znacznika. Rzecz wiąże się z techniką nadruku. Każda tubka jest bowiem pierwotnie bądź arkuszem bądź rurką z polietylenowej folii. Natomiast po złożeniu i zgrzewaniu ma kształt w przybliżeniu spłaszczony, na jednej stronie powinna mieć nazwę i etykietę, a na drugiej nadruk z informacjami i kod kreskowy. Problem w tym, że jeśli na pierwotnej rurce zgrzew zostanie wykonany w złym miejscu, wówczas tekst może wypaść na zagiętym boku, co będzie nieestetyczne i utrudni odczytanie tekstu.
Aby temu przeciwdziałać, w miejscach gdzie wypada środek kolumny tekstu nadrukowuje się znacznik, tak aby maszyna drukująca zaopatrzona w sensor optyczny wiedziała od jakiego punktu i wzdłuż jakiej osi biegnie tekst. Znaczniki są wydrukowane w pewnej określonej odległości. Gdy taka oznaczona rurka ma być potem cięta, jest rozcinana w odstępach oznaczonych tymi paseczkami przez inną maszynę zaopatrzoną w sensor. Potem następuje zgrzewanie tubki na lub nad paseczkiem, tak aby wypadał on pośrodku zgrzewu. A zatem paseczek przydaje się w trzech ważnym momentach produkcyjnych[6].

A kolor? Jak tłumaczy specyfikacja jednej z firm[7], aby nie dochodziło do błędów, pomiędzy kolorem eyemarka a tła musi zachodzić wyraźny kontrast. Zatem znacznik przybiera kolor najbardziej kontrastowy spośród użytych na nadruku. Dlatego więc na mojej maści paseczek był ciemnozielony, bo w takiej wersji był bardziej kontrastowy niż pomarańczowy. Tłumaczy to dlaczego na tubce jednej z maseczek paseczek był czarny, choć nadruk na przezroczystej tubce był ciemnozielony.

Żeby nie być gołosłownym, film z procesem napełniania:


Nie ma tutaj pokazanego drukowania. Tubki z zamkniętym jednym końcem i nadrukiem, są najpierw ustawiane pionowo w uchwycie, potem napełniane odmierzoną ilością pasty, następny uchwyt obraca tubkę względem sensora (niebieski) tak aby paseczek znalazł się w odpowiedniej pozycji. Bez dalszego przekręcania tubka trafia między szczęki zgniatające i zgrzewające góry koniec

I tak upadają ładnie brzmiące teorie, bazujące wyłącznie na ludzkiej niewiedzy.


------
[1] http://www.fx4.pl/index.php?str=lf&no=18872
[2] http://cudownediety.blogspot.com/2010/10/paski-na-zgrzewie-tubeko-toksycznych.html
[3] http://davidicke.pl/forum/czy-wiesz-co-oznaczaj-te-paski-t2571.html
[4] http://www.polyethylenetubes.eu/printing-on-polyethylene-tubes.htm
[5] http://www.vistatubes.com/tube_specification.html
[6] http://www.vision-systems.com/articles/print/volume-9/issue-11/features/profile-in-vision-solutions/vision-ensures-product-and-packaging-quality.html
[7] http://goodpac.com/wp-content/uploads/2009/12/LabelSpecificationsGP.doc

sobota, 17 marca 2012

Afera solna... 85 lat temu

Jak podawała Gazeta Sępoleńska z 27 lipca 1927 roku:

Katowice - (W sprawie nadużyć przy sprzedaży soli monopolowej) W dniach najbliższych prokuratura sądu okręgowego w Katowicach wykończy akt oskarżenia w prawie nadużycia przy sprzedaży soli monopolowej. Nadużycia polegały na tem, że białą sól, przeznaczoną do celów przemysłowych, sprzedawano po cenie soli jadalnej, przez co skarb państwa poniósł straty w wysokości ćwierć miljona złotych.
Niestety więcej nad tą wzmiankę nie znalazłem. W każdym razie wygląda na to, że fałszowanie żywności ma u nas długą tradycję.

sobota, 10 marca 2012

1822 - Trąba w Zagórzanach


Niedawno natknąłem się na bardzo ciekawy, dramatyczny opis gwałtownego zjawiska, co do którego nie można chyba wątpić, iż był trąbą powietrzną. W dodatku jest to drugi najstarszy pewny, po trąbie w Mazewie, przypadek do którego się dogrzebałem, dla terenu naszego kraju.

Z Kobylanki (Cyrkułu Jasielsiego.)
Dzień 12ty Maia roku tego, w tey okolicy iednym osadom z gradobicia, drugim z ulew, innym z wichru i nawałnicy, stał się szczególnieyszą, dotąd niesłychaną i okropną widownią potężney w swoich skutkach natury: mianowicie w Zagorzanach iedney do Hrabstwa Kobylańskiego JJ.WW. Wielkopolskich należącey włości -
Tu w tym dniu natura w powietrzokręgu dała się uczuć prawie ze wszystkich swoich dla ziemian nayszkodliwszych pocisków.
Już o pierwszey popołudniowey godzinie zdawała się zapowiadać wiosce tey cios okropny, kiedy ciemnobłękitne straszne chmury na zachodzie w wielkiey obszerności pokazywać, i z cięgłym grzmotem tu zbliżać się zaczęły. - W tey nadzwyczayney trwodze mieszkańcy tuteysi zozstrzygnienia losu z niecierpliwością całych trzy godzin oczekiwać musieli. Dopiero o 4tey godzinie bałwan iakiś wichrowy czarny (była to tak zwana trąba powietrzna) iakby poprzednik i poseł tuż tuż nastąpić maiącego wielkiego nieszczęścia z naywiększą szybkością pada niby z obłoków w dół i znowu w iednej minucie podnosi się w górę
W tym momencie chmury dawniey nieznacznie się zbliżające, teraz poczęły z naywiększą szybkością a większem jeszcze dla przytomnych podziwieniem okropnie iakby walczyć pomiędzy sobą; lecz niestety! razem i ogromnym tu rzucać gradem z początku w kształcie kurzego iaia, potem iakby ośmiołutowemi czworograny.
Tu dopiero ostatnia wszystkiemu zdawała się dobiiać godzina! brzęk okien, gruchotanie dachów naymocniejszym gontem okrytych, zniweczenie drzew owocowych i wszystkich ziemiopłodów, okropne błyskawice, grzmoty ustawicznie biiących piorunów, płacz dzieci, rozpacz młodszych, ięki i narzekania starych - to wszystko w najwyższą i nayoboyętnieyszego człowieka wprawiało trwogę i odurzenie.
Nie dosyć na tem, nadzwyczayny wicher (trąba powietrzna) iakby czarny tuman między lasem i wsią wszczęty, a w wysokości najwyższey wieży kościelney od zachodu ku wschodowi poniżey kościoła tuteyszego lecąc, naprzód uderzył na odosobniony od wsi domek, z którego w mgnieniu oka dach z powałą zrzuciwszy, drugi dom o dwadzieścia sążni odległy rozerwał i wielką wierzbę powalił, wziąwszy kierunek cokolwiek uboczny od małego ku wielkiemu wschodowi, napadł na 14 domów i stodół wieyskich i takowe całkowicie zniszczył a ieden dom lubo całkiem, bez naymniejszego ludzi w nim przy piecu stoiących uszkodzenia, z przyciesiami wywrócił, daley na dom kowala uderzył, ten rozerwał, iwóz nowokuty porwawszy w powietrze, na pańskie zaniósł niwy, z którego porozrzucane koła dopiero dnia następnego znalezionemi zostały - natarł potem tenże wicher na folwark Jaśnie Wielmożnych Hrabstwa Wielkopolskich, i tak z pomieszkania ekonomicznego połowę dachu, ze szpichlerza cały, z folwarku połowę a ze staien całkiem zerwał i te zruynował zupełnie, zabiwszy dwie szuki stadniny - w gumnie zaś stodoły, medzy któremi iedna była nowa, z murowanymi filarami, zupełnie zburzył - daley co tylko napadł, nic się mocy iego nie oparło; stoletnie lipy, iako też odwieczne dęby, w iedney powalił minucie, tym sposobem 30 morgów lasu z białą od grady zrównał ziemią, z początku poiedyńczo tylko łamiąc drzewa a potem i naraz całe kładąc morgi, a na dobitek, ażeby pokonane już od niego zawady, i z tychże iuż na ziemi leżące szczątki, całkiem nawet nie znaydowały się na powierzchni ziemi, nastąpiła wielka ulewa która to wszystko a omało, że i niektóre domy wraz z ludźmi w bezdenną powodzi nie pochłonęła przepaść. (...)
W Kobylance dnia 30 Lipca 1822
Franciszek Bieliński
[Rozmaitości. Pismo Dodatkowe do Gazety Lwowskiej. nr. 95 22 sierpnia 1822]
Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa


Resztę opisującą nieszczęsny los poszkodowanych rolników i wspaniałomyślność Hrabiego wam daruję. Tak więc opis jest raczej dokładny, jednak niezupełnie chyba zrozumiały. Ów "czarny bałwan" miał się bowiem pojawiać dwa razy, za pierwszym razem na krótko. Ponieważ nastąpiło to na przedzie burzy, jeszcze przez opadami, wydaje się raczej mało prawdopodobne, aby był to krótkotrwały lej trąby. Wprawdzie istnieje możliwość pojawienia się jej w takim miejscu, ale nie zbyt duża, a już pojawienie się dwóch różnych trąb z jednej chmury, to duża rzadkość. Interpretuję opis następująco:
Najpierw na czele zbliżającej się burzy pojawił się wyraźny wał burzowy (shelf cloud) z nisko zwisającymi strzępami chmur, które zdawały się patrzącym opadającą ku ziemi trąbą powietrzną. Również współcześnie częste są pomyłki między tymi dwoma zjawiskami:

potem struktura się odsunęła i oczom patrzących ukazała się spodnia warstwa skłębionych turbulencjami chmur, wyglądających jakby walczyły ze sobą:

wówczas też nad miejscowość nadszedł właściwy rdzeń burzy, przynoszący ze sobą nawalny deszcz i grad. Podawana waga ośmiu łutów to około 90 gramów co przekładałoby się na kule o średnicy 7-8 cm, wtedy też nad miejscowość nasunęła się trąba powietrzna. Opis sugeruje, że mogliśmy mieć do czynienia z tornadem związanym z wirującą komórką burzową - mezocyklonem.
Zagórzany są dużą wsią w województwie małopolskim, na północ od Gorlic. Wymienieni Hrabiostwo Wielkopolscy to stary szlachecki ród, byli właścicielami wsi raczej krótko, przekazując ją Skrzyńskim, którzy zbudowali piękny neogotycki pałac. Niestety nie mogę znaleźć dokładnej mapy starszej niż z XX wieku, dlatego wyznaczenie przybliżonego przebiegu jest tu raczej niemożliwe. Jak łatwo policzyć łącznie zniszczonych lub uszkodzonych zostało 22 budynki i domy. Porównując ten przypadek z innymi, nowszymi, oceniam, że trąba musiała sięgnąć siły F2, skoro była w stanie nie tylko zniszczyć drewniane chaty, ale i stodołę postawioną na murowanych słupach, oraz unieść w powietrze wóz.
30 mórg lasu to około 15 hektarów.

A zatem grzebiąc w dawnych źródłach można natknąć się na przypadki niemniej ciekawe niż współczesność. Niedługo nastąpi 190 rocznica tego zdarzenia, ale nie chce mi się do tego czasu czekać z artykułem.

środa, 22 lutego 2012

Ktoś tu kręci a Ziemia się nie zatrzyma



I znów Zakrywcy powalają "naukowym" newsem. Oto 16 stycznia 2013 roku ma zatrzymać się ziemia:

Ostatnio do tego repertuaru dodano nowe zjawisko - zatrzymanie się Ziemi. Geofizyk, prof. Joseph Jankowski na łamach czasopisma "Weekly Word News" napisał, że Ziemia będzie stopniowo wygaszać ruch obrotowy, aż zatrzyma się zupełnie. Podał nawet przybliżoną datę tego wydarzenia - 16 stycznia 2013 roku!
Żaden szanujący się naukowiec nie podaje co do dnia, kiedy ma nastąpić przewidywane zjawisko. Aby to zrobić, musiałby mieć bardzo dokładne dane albo... znać przyszłość, dlatego teoria Jankowskiego jest wkładana między bajki. Mimo wszystko sama zmiana ruchu obrotowego Ziemi wcale nie jest niemożliwa.
Bardziej prawdopodobny scenariusz zatrzymania się Ziemi zaproponowany został przez Witolda Frączka - naukowca polskiego pochodzenia, pracującego dla ESRI Inc. (Environmental Systems Research Institute). Nie jest to futurystyczna wizja, ale przykład jak najbardziej poważnych rozważań akademickich i pokazu umiejętności programu ArcGIS do modelowania i wykonywania złożonych analiz i obliczeń pomiarowych oraz generowania na ich podstawie map.

(...)Wszystko na równiku zostałoby oderwane od ziemi z szybkością większą od szybkości dźwięku i wyrzucone z ogromną siłą w powietrze. Ponieważ prędkość ucieczki z Ziemi wynosi ok. 40 000 km/h, taka siła nie wystarczy, aby przedmioty, ludzie, zwierzęta itp. poleciały w kosmos.
Im dalej od równika, tym szybkość z jaką wszystko wzbijałoby się w powietrze, malałaby. Jedynie Ci, którzy mieszkają blisko bieguna nie odczuliby nagłego zatrzymania się Ziemi. Ale nie mieliby powodu do radości. Ponieważ Ziemia by się już nie obracała, dzień (i noc) trwałyby po 365 dni dla połowy oświetlanej przez Słońce i drugiej, będącej w ciągłym cieniu. Jasna połowa byłaby prażona przez Słońce, ciemna byłaby zimna i nieprzyjazna dla życia. Nie byłoby już cyklu noc-dzień, ani pór roku. Całe życie uległoby zniszczeniu w większości w pierwszych chwilach po zatrzymaniu się planety, a pozostałe, które mogłoby przetrwa w pobliżu biegunów, pod wodą, która by spłynęła z równików w kierunku biegunów oraz zalała dawne kontynenty, zwłaszcza na północy.[1]
Na początek poszukałem źródeł tych informacji. Weekly Word News to tygodnik brukowy wypełniony ciekawostkami, sensacyjnymi doniesieniami i innymi humbugami. Pismo przoduje w opisywaniu historii typu "Uprawiałem seks z kosmitką" (plus zdjęcia kosmitki), "Elwis żyje, ukrywa się w Chile", "Byłam kochanką Mubaraka" itp. Historyjki w większości zmyślone, mimo motta "Nic oprócz prawdy". Słynna stała się seria artykułów o Batboyu - nieletnim superbohaterze będącego wynikiem skrzyżowania człowieka z nietoperzem, czy o odnalezionym na strychu małym smoku w słoiku z formaliną, a nawet o mieszkańcach Merkurego wykupujących ziemię w okolicach San Francisco. Nasz Fakt z wielorybem z Wisły wysiada.
Parę razy publikowano tak skandaliczne artykuły, jak ten w którym pokazano zdjęcia seryjnego zabójcy Teda Bundyego po wykonaniu egzekucji na krześle elektrycznym, zasadniczo jednak gazeta ma charakter satyryczny.
Od 2007 roku w związku z niską sprzedażą, funkcjonuje jako serwis internetowy.

Sami przyznacie, że to mało wiarygodne źródło?

Artykuł opiera się na ich artykule ze stycznia 2010 roku. Bliżej nieokreślony prof. Jankowski stwierdza tam, że odkrył iż Ziemia zaczęła szybko zwalniać, i że zatrzyma się całkowicie 16 stycznia 2013 roku. Spowolnienie obrotu ma postępować coraz szybciej i już latem 2011 roku dzień miał mieć długość 38,6 godziny.[2] Prócz pisma nie ma innego źródła które potwierdzałoby teorię. To wymysł panów redaktorów, który już się nie sprawdził, ale mimo to wp.pl przedstawia rzecz jako nową teorię, nie podając tych szczegółów, które mogłyby poddawać ją w wątpliwość. Jest to praktyka godna potępienia, już bowiem znajduję liczne cytowania tego artykułu na stronach internetowych, więc fałszywa wieść poszła w świat.

Natomiast wymieniane dalej symulacje Frączaka to w zasadzie model sytuacji w której spowolnienie ruchu obrotowego ziemi, następowałoby szybcie niż kompensacyjne zmiany kształtu jej skorupy. Ziemia bowiem, wirując z dosyć dużą prędkością, wskutek siły odśrodkowej nie jest idealną kulą - dokładne pomiary pokazują, że jest nieco szersza "w pasie" niż wynosi średnica na biegunach. Jej kształt da się w przybliżeniu opisać jako obrotową elipsoidę, co można nazwać po prostu "spłaszczoną kulą".

Średnica na wysokości równika to 12 756,2 km zaś od bieguna do bieguna 12 713,6 km, zatem powierzchnia morza na równiku jest oddalona od jądra ziemi o 20 km bardziej niż na biegunie północnym. Powoduje to, że punktem najbardziej oddalonym od środdka Ziemi nie jest szczyt Mount Everestu lecz szczyt mało znanej góry Chimborazo , w Ekwadorze. Góra ma wysokość 6,28 km ponad poziom morza i jest oddalona od równika o jeden stopień, a jej szczyt jest pokryty wiecznym śniegiem i lodowcami. Dla porównania najwyższy szczyt Afryki, Kilimandżaro jest oddalony od równika o 3 stopnie i ma wysokość 5,895 km, w związku z czym wierzchołek jest oddalony od środka planety o jakieś pół kilometra bliżej.

Gdyby obroty Ziemi zwolniły, spadłaby siła odśrodkowa i spłaszczenie kształtu ulegałoby zmniejszeniu. Dla spowalniania bardzo powolnego, zmiany kształtu skorupy ziemskiej następowałyby równomiernie ze zmianą wartości przyspieszenia ziemskiego na jej powierzchni.
W proponowanej symulacji ziemia spowolniłaby szybciej, przez co dosyć sztywna skorupa nie miałaby czasu na zmianę kształtu. W efekcie to co było płaską powierzchnią, stałoby się niebotyczną wyniosłością.
Trzeba jednak zauważyć., że w symulacji nie zaproponowano żadnego konkretnego mechanizmu zatrzymania. Po prostu programista założył "powiedzmy że Ziemia się zatrzyma" i na tej podstawie przeprowadził symulację, która ma znaczenie raczej jako śmiała próba sprawdzenia możliwości programu modelującego, a nie jako konkretna teoria tego jak i czy Ziemia się zatrzyma. Sam zresztą o tym pisze.[3]
Ameryka po zatrzymaniu się ziemi, wedle symulacji Frączaka

Można oczekiwać że za rok Odkrywcy "odkryją" fałszywkę Weekly Word News z 2005 roku, mówiącą że do Ziemi zbliża się z kosmosu "chmura chaosu" powodująca rozpad wszystkiego z czym się zetknie, i które wedle pewnego bliżej nieznanego naukowca ma się zderzyć z Ziemią w 2014 roku. A gdy już popełnią taki artykuł, wspomnijcie mojego bloga.

A powieści o tym, że w wyniku nagłego przebiegunowania Ziemia się zatrzyma i zacznie kręcić w drugą stronę, należy między bajki włożyć.

--------
[1] http://odkrywcy.pl/kat,111402,page,3,title,Czy-Ziemia-przestanie-sie-krecic,wid,14270436,wiadomosc.html
[2] http://weeklyworldnews.com/headlines/15077/earths-rotation-slowing/
[3] http://www.esri.com/news/arcuser/0610/nospin.html

poniedziałek, 20 lutego 2012

Epidemia raka... w 1938 r.

Rok 1938. Wspaniałe czasy. Ludzie łupali garściami pestki wiśni, zajadali się orzechami, jedli wędliny bez ulepszaczy, jajka bez podbarwiaczy, nie znali zupek chińskich i benzoesanów, nie przesiadywali godzinami przed telewizorami itp. Polska właśnie zajęła Zaolzie. I w tych pięknych zdrowych czasach ludzie umierali na raka:

"Czy rak jest uleczalny?"
Jak już pokrótce donieśliśmy, w Polsce rozpoczął się propagandowy Tydzień Przeciwrakowy w ub. środę. Na całym świecie, według przypuszczalnych danych, umiera na raka półtora miliona ludzi rocznie. Niemcy podają około 85000 zgonów rocznie na raka. Anglja około 50 tyś., Francja około 40 tyś, Stany Zjednoczone 135 tyś; w Polsce liczba zgonów na raka wynosi 30-35 000.
Smutny to objaw, że liczba zachorowań na raka rośnie na całym świecie; rak wysuwa się na drugie miejsce w statystyce chorób, w Polsce rak utrzymuje się na trzecim miejscu, na drugim zaś gruźlica. Rak jest chorobą ludzi po czterdziestce - ponieważ dzięki postępom medycyny coraz więcej ludzi przekracza ten wiek, rośnie też i procentowy stosunek zachorowań na raka. Poniżej 30 roku życia rak występuje rzadko, około 50 pct zachorowań przypada zaś na wiek 45-65 lat.
Panuje powszechne przekonanie, że rak jest chorobą nieuleczalną. Zdanie to nie jest całkowicie słuszne. Istnieje bardzo wiele typów raka, jedne z nich są uleczalne, inne nie. Jednym z najtrudniejszych do wyleczenia jest rak żołądka, który pozostaje nieczuły na działanie promieni radu i roentgena.
O uleczalności lub nieuleczalności raka decyduje jednak przede wszystkim okres, w którym chory się zgłosi. W początkach choroby można myśleć o uleczeniu, później jest coraz trudniej i szanse wyleczenia maleją gwałtownie z każdym dniem. Rak w pierwszych stadiach choroby jest niebolesny i tu leży największe niebezpieczeństwo - chorzy lekceważą sobie niebolesne guzy i nabrzmienia i przychodzą wtedy do lekarza, gdy jest już za późno. Zadaniem Tygodnia Przeciwrakowego jest w pierwszym rzędzie zwrócenie uwagi społeczeństwa, na straszne skutki zaniedbania raka w pierwszym okresie. (...) Lekarze Instytutu zwracają uwagę na tej smutny fakt że 5 część zgłaszających się chorych przychodzi za późno. (...) [1]
Przeglądając podawane w starych gazetach dane o "ruchu ludności" można zauważyć potwierdzenie tych danych aż do połowy XIX wieku.:

ILE OSÓB UMIERA W POZNANIU?
Według danych statystycznych zmarło w Poznaniu
w ubiegłym miesiącu 244 osoby, w tern 112 mężczyzn,
105 kobiet i 61 dzieci.
Przyczyną zgonów jest w pierwszym rzędzie gruźlica, której ofiarą padło w ubiegłym miesiącu 35 osób, w tem 25 dzieci. Mimo silnej walki z gruźlicą szerzy
się ta choroba w zastraszający wprost sposób. Drugą najbardziej niebezpieczną chorobą jest rak. Ofiarą raka padło 23 osób, oraz 28 dzieci. W 34 wypadkach przy-
czyną śmierci było zapalenie płuc. Na choroby serca i naczyń krwionośnych zmarło 33 osoby w w tern 18 dzieci. Rozwój niedostateczny i słabość wrodzona była
przyczyną śmierci w 24 wypadkach. Samobójstw popełniono w ubiegłym miesiącu 6.
Również zanotowano 5 wypadków śmierci, której przyczyny nie zdołano stwierdzić. W 10 wypadkach śmierci stwierdzono cholerę swojską i dziecięcą względnie
nieżyt kiszek.[2]

Do tego dołączamy udzielone nam łaskawie z Wydziału statystycznego
Magistratu miasta Warszawy cyfry śmiertelności w mieście, z czterech
miesięcy roku bieżącego. Wmieście Warszawie zmarło w miesiącu marcu 1865.
osób 681. Pomiędzy temi: nieżywo urodzonych 40, na raka 8, na suchoty 12, na biegunkę 7, na apopleksyę 12.
W miesiącu kwietniu osób 597. Pomiędzy temi: nieżywo urodzonych 39, na raka 3, na suchoty 131, na biegunkę 4, na apopleksyę 9.
W miesiącu maju osób 651. Pomiędzy temi: nieżywo urodzonych 38, na raka 6, na suchoty 97, na biegunkę 22, na apopleksyę 5.
W miesiącu czerwcu osób 693. Pomiędzy temi: nieżywo urodzonych 56, na raka 7, na suchoty 85, na biegunkę 35, na apopleksją 7. [3]


Wyeliminowaliśmy gruźlicę dzięki Penicylinie i rak wskoczył u nas na drugie miejsce.

---------
[1] Tygodnik Ostrowski 30 listopada 1938 roku wg. WBC
[2] Orędownik Ostrowski 30 listopada 1928 roku tamże
[3] Tygodnik Lekarski 20 sierpnia 1865 roku, EBUW

piątek, 17 lutego 2012

Krzywy księżyc

Podobno z księżycem jest coś nie tak. Zrobił się krzywy. Albo się przekrzywił. Podobno ma to związek z rokiem 2012. Podobno.

Każdy z nas ma zakodowany w głowach obraz księżyca jako ładnego rogalika, stanowiącego pionowo ustawiony wycinek koła. Pionowo. Czyli że jakby poprowadzić linię od jednego rogu do drugiego i przedłużyć w dół to by poszła pod kątem prostym do horyzontu. Wprawdzie nikt nie ma wyobrażeń aż tak geometrycznie uściślonych, ale gdy tylko coś zaczyna być nie tak, wszyscy zauważają odstępstwa od tak ustalonego obrazu.

W internecie pojawia się coraz więcej artykułów i filmów opisujących, że z Księżycem coś się stało, na przykład ten film. Pewien Niemiec donosi że 6 marca 2011 roku zaobserwował cienki sierp Księżyca leżący na boku, równocześnie program pokazujący fazy księżyca wskazuje, że powinien stać prosto:








Zatem i ja zaglądam do programu astronomicznego na ten dzień, konkretnie do HeavensAbove:
Program pokazuje nam sierp z boku, niewiele tylko przekrzywiony, tak samo jak temu panu. Dlaczego zatem gdy wyjrzał przez okno, sierp leżał na boku?

Na boku względem czego, że tak zapytam? Jaki punkt odniesienia uznajecie za górę a jaki za dół? Jeśli przyjrzeć się programowi, widać że położenie faz księżyca jest przez niego podawane względem osi północ-południe księżyca, ta zaś względem linii orbity, a linia orbity tworzy na niebie półkole. Podpis pod obrazkiem nie pozostawia wątpliwości - Księżyc został przedstawiony biegunem północnym ku górze. A ta góra to nasza północ a nie zenit. Co z tego wynika? A no to, że gdy księżyc wschodzi, to linia jego orbity tworzy z horyzontem pewien kąt, mniejszy lub większy, zależnie od położenia na orbicie. Gdy Księżyc znajduje się w punkcie najwyższym linia orbity jest prawie prostopadła do horyzontu, zaś gdy zachodzi znów tworzy z horyzontem pewien kąt ale od drugiej strony. Położenie cienia księżyca w ciągu jednej nocy zmienia się niezauważalnie, zaś układ rogów księżyca względem linii orbity również. Skoro tak, to wschodząc księżyc względem horyzontu leży na jednym boku, potem stoi prosto a potem leży na drugim boku. Lepiej objaśnię to na obrazkach:

Na tym schematycznym rysunku, Księżyc znajduje się w kwadrze. Wschodzi na wschodzie, góruje na południu i zachodzi na zachodzie, ponieważ półokrąg horyzontu jest tu wyprostowany, linia orbity księżyca przyjęła taką właśnie postać. Dla ułatwienia zrozumienia, zaznaczyłem na jasnej stronie kropkę, odpowiadającą jakiejś tak strukturze powierzchni.
A zatem najpierw księżyc wschodzi. Dla takiej fazy moment wchodu może być przeoczony, gdyż następuje około południa gdy słońce jest wysoko, ale kto wie to go wypatrzy, bo w dzień też go widać. Linia jego orbity wychodzi zza horyzontu pod pewnym kątem. Jeśli linia naroży, odpowiadająca przebiegowi terminatora, ma być w przybliżeniu prostopadła do linii orbity, to przy wchodzie, wobec ostrego kąta miedzy horyzontem a linią orbity, wypukłość celuje w górę a biegun północny na północ, czyli w lewo, i Księżyc "leży na lewym boczku".

Potem księżyc góruje, co oznacza że znajduje się w najwyższym punkcie orbity. Dla kwadry następuje to o zachodzie słońcu lub tuż po. Linia orbity jest tu w przybliżeniu równoległa do południowego horyzontu. Biorąc horyzont za punkt odniesienia widzimy, że terminator tworzy z nim kąt prosty. Nasz półksiężyc "stoi prosto" a wypukłość celuje na zachód, w stronę Słońca, zaś biegun północny na północ, czyli w górę. Jeśli zobaczymy księżyc w tym momencie, wszystko będzie dla nas w porządku.

Następnie księżyc zachodzi. Przy kwadrze następuje to około północy. Słońce jest schowane głęboko pod horyzontem i w jego stronę, a więc w dół, jest skierowana wypukłość półksiężyca. Terminator jest prawie równoległy w stosunku do zachodniego horyzontu. Księżyc "leży na prawym boczku".
Gdybyśmy zobaczyli zdjęcia księżyca w tych trzech momentach, zawsze robione z ziemi a więc mające horyzont za "dół", musielibyśmy uznać, że w ciągu jednej nocy księżyc obrócił się o 180 stopni. W rzeczywistości o dokładnie tyle stopni obrócił się nasz punkt odniesienia, bo najpierw był nim horyzont wschodni a potem zachodni. Ot i cała zagadka.

Dlaczego jednak czasem księżyc wschodzi prosto a czasem na boku? Bo przecież nie zawsze wygląda jak na rysunku.

Wiąże się to z paroma efektami. Po pierwsze, płaszczyzna orbity księżyca nie pokrywa się z płaszczyzną orbity Ziemi wokół Słońca, odchył wynosi 5 stopni kątowych co stanowi 10 obserwowalnych średnic księżyca. Gdyby obie płaszczyzny się pokrywały, przy każdym nowiu następowałoby zaćmienie słońca a przy każdej pełni zaćmienie księżyca. W rzeczywistości księżyc może znajdować się na niebie pięć stopni na lewo lub na prawo słońca. Zaćmienia następują gdy księżyc znajdzie się na takim punkcie orbity, w którym obie płaszczyzny się przecinają, a że miejsca te, nazywane punktami smoczymi, przesuwają się, trzeba trafu aby te trzy rzeczy ustawiły się na jednej linii.
Maksymalnie pięć stopni w każdą stronę to nie dużo, ale dochodzi tu do głosu drugi efekt - odległość mierzona prostopadle może wynieść tyle, zaś mierzona po innej linii, niekoniecznie. Jeśli narysujecie linijką dwie linie, odległe o 2 cm i zmierzycie ich odległość prostopadle - to wyniesie 2 cm, jeśli jednak przekrzywicie linijkę, to znajdziecie i taką linię, która ma 3 cm, i taką która ma 5 cm. Dla linii ekliptyki (pozornej drogi słońca) i orbity księżyca odległych o 5 stopni, i tworzących z horyzontem kąt 45 stopni, odległość liczona po horyzoncie wynosi 7 stopni, czyli 14 średnic księżyca. Im mniejszy będzie kąt między horyzontem a tymi liniami, tym większa będzie odległość dla tych linii mierzona po horyzoncie.
I co z tego? Wyobraźmy sobie że słońce właśnie zaszło a księżyc po nowiu właśnie zachodzi. Jeśli znajduje się kilkanaście stopni nad słońcem (gdyby był bliżej to byśmy go nie zobaczyli) i siedem stopni od niego po horyzoncie na lewo, to ma postać rogalika stojącego prosto i skierowanego wypukłością na północ. Jeśli obie linie prawie się nakładają to księżyc jest nad miejscem w którym pod horyzontem znajduje się słońce i jego wypukłość jest skierowana w dół - księżyc "leży na boku" niczym symbol islamu. Częściej się zdarza, że jest mniej lub bardziej odchylony, dlatego częściej obserwujemy rogal "stojący" niż "leżący". Tu, dla księżyca parę dni po nowiu:
Natomiast rogalika odwrotnego, a więc skierowanego wypukłością na południe nie zobaczymy, bo będzie wówczas parę stopni od słońca, w nowiu.
Takie położenie księżyca nad słońce następuje najczęściej pod koniec zimy, gdy orbita wznosi się wysoko, natomiast linia orbity słońca jest jeszcze dosyć nisko, przez co słońce nie wznosi się za wysoko i wcześniej wchodzi pod horyzont i z tych właśnie miesięcy pochodzą zdjęcia tak ustawionego rogala.

Ci, którzy rzadziej patrzą uważnie na niebo, nie zauważają tych prawidłowości, stąd gdy zobaczą że co jest nie tak, podnoszą alarm. Oczywiście gdy podczas ostatniej zimy księżyc znów przybrał taką pozycję, pojawił się wysyp teorii, ze spiskowo-katastroficznymi włącznie. Podaje się, że Ziemia się przekręciła o trzy stopnie, co ma być wynikiem oddziaływań Nibiru. Albo że oś księżyca się przewróciła, bo trafiła go kometa.
Nie trudno zauważyć, że w tym drugim przypadku, nie zaobserwujemy żadnych zmian zacienienia, natomiast w tym pierwszym, na pewno Islandczycy i mieszkańcy północnej Norwegii zauważyliby, że linia zasięgu nocy polarnych przesunęła się o 300 km w którąś ze stron, astronomowie zauważyliby, że punkt równonocy przesunął się nagle, zaś miłośnicy astronomii ustawiający oś główną swych teleskopów na biegun niebieski, spostrzegliby, że punkt ten przesunął się o sześć średnic księżyca. Nie mogłoby być zatem, że zauważył to tylko jakiś Niemiec, który wyjrzał przez okno.
Takie ustawienie się księżyca powtarza się co kilka lat, przegrzebując swoje archiwa znajduję zdjęcia takich ustawień z 2008 i 2009 roku:















Po lewej koniunkcja Księżyca i Merkurego z kwietnia 2009, po prawej Księżyc i Wenus z listopada 2008.

















Tak więc może w układzie Księżyc - obserwator dzieje się ostatnio coś nie tak, ale akurat z Księżycem wszystko jest w porządku.