Wśród popularnych mitów, przekazywanych z ust do ust faktoidów i ciekawostek, zaszczytne miejsce zajmuje przekonanie o niesamowitej ilości słów określających różne rodzaje śniegu u Eskimosów. Zwykle służy do uwypuklenia różnic kulturowych lub do potępienia współczesnego Europejczyka, który oderwał się od rytmu przyrody i jego ubogość duchową ma unaoczniać porównanie "eskimosi mają X słów na określenie śniegu a my tylko jedno - jak to o nas świadczy?".
Ile wynosi to X to już zależy od źródła, na zachodzie w krajach anglojęzycznych utrwaliła się formuła z 50 słowami, w polskim internecie panuje duża dowolność; jest mowa o 40-50 ale bardzo popularna jest wersja ze 100 słowami a niektóre portale chcące olśnić czytelnika piszą o 250-400 słowach.
Mit ten jest bardzo stary. Jego początki można znaleźć w pracy Franza Boasa na temat Inuitów z roku 1911. Zauważa on tam, że warunki lokalne mają duży wpływ na język i dla przykładu podaje, że Inuici mają trzy słowa na określenie śniegu: aput czyli śnieg na ziemi, quana czyli śnieg padający i piqsirpoq czyli śnieg zwiewany oraz qimuqsuq czyli zaspa - a Anglicy tylko jedno.
Pogląd ten został zacytowany w popularnym artykule Benjamina Whorofa z 1940 roku w wersji, że Eskimosi mają wiele określeń odmian śniegu, z czego podał 7 ale nie podał tych słów tylko co miały znaczyć. Nie precyzyjne określenie "wiele słów" zaowocowało tym, że kolejni autorzy opisujący to przekonanie podawali coraz większe liczby aż w latach 70. utrwaliła się wersja z 50 słowami, choć czasem pojawiała się liczba 100 słów.[1]
Warto zauważyć, że w tym przekonaniu czają się pewne ukryte założenia - pierwsze, że istnieje jeden język eskimoski, a drugie że chodzi o takie słowa jak w znanych nam językach, zaś kolejne to założenie, że chodzi o nazwy rodzajów śniegu. Tymczasem po pierwsze wyróżnia się pewną ilość języków eskimo-aleuckich i liczne lokalne dialekty. Jeśli brać znaczące to samo ale różniące się między sobą słowa z poszczególnych języków, to rzeczywiście otrzymamy poważną ilość, ale to trochę tak jakby mówić o języku "słowiańskim" i na dowód zróżnicowanej leksyki zbierać do kupy słowa z języków polskiego, czeskiego, białoruskiego etc.
Problemem jest też założenie, że odnalezione różne wyrazy są różnymi słowami. W odróżnieniu od języka angielskiego języki eskimoskie są aglutynacyjne, a więc posiadają pewną liczbę rdzeni do których dodaje się końcówki, przedrostki, przyrostki oraz często łączy się rdzenie tworząc wyraz, zastępujący szersze wyrażenie. W efekcie otrzymujemy pozornie odmienne "słowa" będące właściwie gramatycznymi formami rzeczowników i czasowników, czasem ich złożeniami.
Ślad takiej cechy widać zresztą w języku polskim, charakteryzującym się silną fleksją. Odmiana czasownika wygląda tak, że w słowie zawiera się temat, do którego dodaje się końcówki, a czasem następuje też rozszerzenie tematu (temat+ końcówka traktowany jak osobny temat, do którego dodaje się nową końcówkę). Takim aglutującym przypadkiem może być "widziałybyśmy" - temat "widzia" z cechą czasu przeszłego "ł" i końcówką określająca rodzaj żeński "y" tworzą temat rozszerzony "widziały" który może funkcjonować jak osobne słowo; do tego partykuła określająca tryb niedokonany "by" i końcówka osobowa "śmy" precyzująca, że dana osoba mówi o więcej jak jednej osobie, ale w tym o sobie. Taka wersja czasownika zastępuje równoważne stwierdzenie "my byśmy widziały".[2]
W językach eskimoskich zlepianie może zachodzić jeszcze dalej, tak że tworzone wyrazy łączą w sobie wiele rdzeni i stają się równoważne dłuższym wyrażeniom. Wyraz "Pariliarumaniralauqsimanngittunga" to w rzeczywistości jedno zdanie, znaczące "Nigdy nie powiedziałem, że chcę jechać do Paryża"[3] Na podobnej zasadzie tworzone są wyrazy będące opisami form lub zjawisk związanych jakoś ze śniegiem czy lodem. Mieszkańcy wschodniej Grenlandii używają jednego słowa "siku" aby nazwać lód na morzu. Słowo to jest używane potem we wszystkich określeniach typu "lód jaki" zapisywanych zgodnie z gramatyką jako jeden wyraz. Cienki lód to "sikuaqu", topniejący lód to "sikurluk", pak lodowy to "sikursuit".
Oznacza to zatem, że liczba eskimoskich słów zależy od tego co uznamy za słowo.
Kolejny problem to zakładanie, że nazwy dotyczą śniegu jako takiego, a nie form jakie on przybiera. W języku polskim istnieje dużo słów na określenie form śniegowych i lodowych, inną formą jest zaspa, inną nawis, inną półka śnieżna, inną deska śniegowa; czym innym jest zawieja, czym innym zamieć, czym innym lawina. trudno jednak wliczać te słowa jako "nazwy różnych rodzajów śniegu" bo nie różnicują one materiału wedle jego właściwości tylko wedle miejsca i postaci występowania, a w przypadku zjawisk także wedle sposobu zachowania. Wyliczane przez słowniki i cytowane w niektórych powtarzających mit artykułach dziesiątki eskimoskich słów śniegopochodnych to zatem w większości złożenia, nazwy form śnieżnych, formy gramatyczne i nazwy zjawisk śnieżnych.
Mit ten od samego początku funkcjonuje w formie, która przeciwstawia eskimoskiej wielości angielską ubogość. Już pierwszy autor mówiący o trzech słowach na określenie śniegu, twierdził że w języku angielskim funkcjonuje tylko jedno słowo "snow" i dowodzi to wpływu warunków lokalnych na język. W rzeczywistości w języku angielskim znaleźć można wiele słów na określenie różnych rodzajów śniegu. Forma podstawowa to "snow"; deszcz ze śniegiem to "sleet" (zwłaszcza w odmianie australijskiej i kanadyjskiej), suchy zgranulowany śnieg to "corn", ziarnisty ale świeży śnieg, który przeszedł nadtopienie i przemarznięcie to "névé ", który po przetrwaniu sezonu tworzy utrzymujący się w górach bardziej zbity "firn". Błoto śniegowe to "slush". Brudny, nadtopniały śnieg, zwłaszcza miejski to "snirt". [4]
Podobny mit funkcjonuje na temat słowa "miłość" które ponoć ma wiele odmian w języku greckim (słyszałem też wersję z francuskim) a ponoć tylko jedną w angielskim, co ponoć ma odzwierciedlać jak mało romantyczni są anglofoni.
A jak rzecz wygląda w języku polskim? Ze względu na klimat mamy do czynienia ze śniegiem wystarczająco często, aby powstały dla niego różne określenia. Jedną z prób podsumowania polskich nazw śniegu jest praca Joanny Szadury, którą będę tu cytował, wybierając pojedyncze słowa [5].
Powszechnie znanych jest kilka nazw opadów śnieżnych lub rodzajów pokrywy śnieżnej (niezależnie od nazw form ukształtowanych ze śniegu). Podstawowa to po prostu śnieg, opad atmosferyczny w formie drobnych kryształków lodu i ich nie zbitych skupień. Ale śnieg może padać w różnych formach - w formie pojedynczych lub częściowo zlepionych ale płaskich cząstek jest nazywany płatkami; drobne białe kulki o porowatym wnętrzu, odbijające się od podłoża to krupa (czyli kasza).
Śnieg świeżo spadły, bardzo miękki i napowietrzony to puch, puchem lub puszkami nazywane są też bardzo miękkie spadające płatki.
Jeśli chodzi o rodzaje pokrywy śnieżnej, poza świeżo spadłym puchem, znany jest jeszcze firn to jest śnieg zleżały, częściowo nadtopiony i złożony z małych nie połączonych grudek, narciarze i taternicy mówią też o gipsie czyli zleżałym, twardym, suchym śniegu, zaś pokrywa z twardą, częściowo zlodowaciałą warstwą na powierzchni to szreń. Przypadkiem na granicy między formą śniegu a formą lodową jest lepa, czyli warstwa śniegu który spadł do wody i nie roztopił się ani nie zamarzł (tej nazwy Szadura nie wymienia).
Myśliwi dodatkowo wyróżniają ponowę to jest warstwę śniegu świeżo spadłego, gładkiego, na której dobrze odciskają się tropy zwierzyny.
Pozostałe pospolite nazwy to określenia złożone z dwóch lub trzech słów, na zasadzie "śnieg x-owy" lub "y śnieżny", na przykład "czerwony śnieg", "śnieg zleżały", "śnieg suchy" "zaspa śnieżna" itp.
Oprócz tych pospolitych, często spotykanych, wyróżniono też słowa pochodzące z gwar i dialektów języka polskiego*. Tak jak posługujący się mitem o 50 słowach traktują języki eskimoskie jako całość, tak też i my możemy uznać, że nazwy z poszczególnych regionów są słowami przynależnymi ogółem do języka polskiego. A wówczas, gdyby je dokładnie policzyć, okazałoby się że jest ich również całkiem sporo. Wymienię tylko te które są pojedynczymi słowami:
- mąknisko, piarzëdło, polatawa, przëpruszka, miałczëzna - sypki, drobny, suchy śnieg
- pióra, fledry, szatory (czyli szmaty), szwatoły, flafory, flachcie, fafeły (czyli kudły włosów), lopy, bałwany, chochoły, baby - lepkie płaty padającego śniegu
- żelãzniãk, mrozicha - zlodowaciały, twardy śnieg
- macz, mokrawa, trzap, ćpa, plusk, pluskotnica, brëzy, gizdraga - mokry, rozpryskujący się śnieg padający z deszczem
- chlapa, chlapanina, chlapaczka, chlaptaczka, chlaptula, szląp, cap, cziaplecka, czaplec, mitka - mokry, topniejący śnieg
- przypirsek - pierwszy śnieg
Jak widać jest tego sporo. Wraz z wymienionymi wcześniej nazwami ogólnymi mamy tutaj 46 słów na określenie samego tylko śniegu, gdyby dodać jeszcze rzadsze określenia narciarskie, typu "boraks" czy "sztruks" (śnieg ubity ratrakiem) doszlibyśmy do 50. W większości są to synonimy, czyli różne słowa na określenie tego samego.
-----------------
* Szadura cytuje dużo nazw kaszubskich, przy czym jedni językoznawcy uznają kaszubski za język zbliżony do polskiego a inni za dialekt.
[1] http://users.utu.fi/freder/Pullum-Eskimo-VocabHoax.pdf
[2] http://free.of.pl/g/grzegorj/gram/koniugp.html
[3] https://pl.wikipedia.org/wiki/Inuktitut
[4] https://en.wikipedia.org/wiki/Types_of_snow
[5] Joanna Szadura, Sposoby nazywania przedmiotu jako narzędzie profilowania jego wyobrażenia bazowego, Etnolingwistyka (27) 2015, s. 129-145 (PDF)