Powstaje nagle, bez ostrzeżenia. Najczęściej jest to słoneczny, upalny dzień, miejscem zaś może być sprażony kanikułą miejski plac, boisko, pole czy skoszona łąka. Wśród rozedrganej śreżogi pojawia się wir, zrazu niewielki, podobny tym, które w listopadowe słoty przetacza spadłe liście po parku, potem coraz większy i szybszy, porywający kłęby kurzu, trawy, liści, gałązek...
Czyżby trąba powietrzna? Skądże.
Znad nagrzanej słońcem ziemi unosi się ciepłe, więc lżejsze powietrze. W dużej skali, przebijając się przez warstwy chłodniejszego powietrza tworzy kominy termiczne, na których szczycie tworzą się czasem chmury cumulus. Chętnie korzystają z nich szybownicy, którzy dzięki pędowi unoszącego się powietrza mogą nabrać wysokości bez używania silnika. Również ptaki wykorzystują ten efekt aby zaoszczędzić sił w trakcie dalekich lotów, stąd często można zobaczyć jak kołują w grupie nad jakimś miejscem.
W mniejszej skali strugi powietrza o różnej temperaturze, załamując promienie światła wywołują drżenie krajobrazu, i miraże, zwłaszcza nad asfaltową nawierzchnią ulicy.
Gdy jednak powietrze unosi się nierównomiernie, wskutek nierówności terenu, czy zróżnicowanego nagrzewania się terenu, mogą w nim powstać zawirowania. Jeśli są one wystarczająco silne aby obniżone ciśnienie wewnątrz utrzymywało strugi wirującego powietrza w coraz bardziej zacieśniającej się kolumnie, przekształcają się w wiry podobne do tornada, gdy zaś osiągną siłę wystarczającą, aby unieść kurz z podłoża, stają się widoczne dla ludzi. Kolejne porcje zassanego ciepłego powietrza napędzają wir obniżając ciśnienie, co powoduje zassanie kolejnej porcji powietrza, tworząc stosunkowo stabilną strukturę. Najchętniej pojawia się na wykoszonych łąkach, zaoranych polach, nad placami i ulicami miast, na plażach i polanach. Czasem może zapędzić się nad taflę wody, zasysając pył wodny.
Co ciekawsze, taki wir pyłowy nie powstaje wyłącznie na Ziemi - już sondy Viking sfotografowały na Marskie długie, ciemne smugi, których pochodzenie była dla naukowców niejasne aż do czasu wprowadzenia na Marsjańską orbitę sondy Mars Global Surveyor, która sfotografowała tuman kurzu kreślący jedną ze smug. Również marsjańskie łaziki Spirite i Opportunity sfotografowały ich pojawianie się na powierzchni planety - akurat dla nich były to zbawienne spotkania, bowiem silniejsze podmuchy zwiewały z paneli słonecznych osiadły na nich pył.
Nie znalazłem informacji, czy zjawisko to ma naukową, meteorologiczną nazwę. Zwykle mówi się na nie z angielska Dust Devil - czyli diabełek pyłowy, czasem też przez analogię do innych takich zjawisk używa się określenia Dustnado. U nas najczęściej używa się określeń "trąba pyłowa" bądź "trąbka powietrzna" - choć to ostatnie jest już mylące.
Jest to zjawisko krótkotrwałe, trwa od kilkunastu sekund do kilku minut, w wyjątkowych przypadkach do pół godziny, zazwyczaj osiąga średnicę jednego-dwóch metrów i wysokość do kilkunastu, jednak niekiedy osiąga znaczne rozmiary ze średnicą do 50 metrów i wysokości nawet kilometra. Od trąby powietrznej poza rozmiarami odróżniają go też warunki - powstaje w gorące, słoneczne dni, często przy bezchmurnej i bezwietrznej pogodzie. Mimo to często jest z nią mylony; dwa lata temu media doniosły, że na mazurach przy słonecznej pogodzie pojawiła się trąba powietrzna. [1] Wir pyłowy, obserwowany wówczas nad jeziorem Nidzkim, mógł być tylko dustnadem, a to z braku chmur burzowych, które mogą wygenerować prawdziwą trąbę.
Jak silny może być taki wir?
Siła takiego zjawiska jest znacznie mniejsza niż dla prawdziwego tornada, i zwykle wystarcza do zassania kurzu, piasku, słomy i liści; przewrócenia ogrodowych parasoli, plastikowych krzeseł i koszy na śmieci; czy wywrócenia źle zakotwiczonych namiotów - dlatego też tylko w wyjątkowych warunkach Dust Devil może wywołać szkody czy jakiekolwiek zagrożenie. Najbardziej chyba znanym takim przypadkiem, jest wypadek polskich paralotniarzy uwieczniony na tym filmie . Podczas startu ze szczytu Skrzycznego opodal Szczyrku, będącego jednym z ulubionych miejsc startu, krótkotrwały wir pyłowy, który utworzył się na stoku, zassał dwóch przygotowujących się do startu paralotniarzy. Gdy zanikł, pozostali oni w powietrzu z nieprawidłowo rozłożonymi skrzydłami; twarde lądowanie skończyło się potłuczeniami i złamaniem paru żeber.
14 września 2000 roku bardzo silny wir pyłowy zdemolował tereny targowe w Coconino Country, (USA) unosząc i uszkadzając namioty i wiaty stoisk. Kilka osób zostało wówczas rannych, zaś siłę wiatru w wirze oceniono na dochodzącą do 120 km/h , co odpowiada sile tornada EF0 (zdjęcia). Spotkałem się z podobnym przypadkiem w Polsce, bodaj z 2007 roku, gdy trąba rudego pyłu rozrzuciła namioty na festynie, raniąc niegroźnie jedną osobę, nie mogłem jednak ponownie odnaleźć tej informacji.
W maju tego roku w USA trąbka pyłowa uniosła nadmuchiwany zamek podczas festynu, raniąc sześcioro znajdujących się tam dzieci [2]. Ogółem zatem są to sytuacje, gdy podmuch uniósł lekkie konstrukcje. Znane są jednak przypadki, gdy zjawisko osiągało wyjątkowo dużą siłę, powodując ciężkie obrażenia, a nawet śmierć.
Znany stał się przypadek śmierci amerykańskiego pilota , który w 2008 roku zmarł przygnieciony przewróconą przez wiatr szopą. Początkowo sądzono, że ów silny wiatr był skutkiem burzy bądź zjawiska microburst, powodującego gwałtowny i krótkotrwały podmuch, jednak wyjątkowo lokalny zasięg i brak odpowiednich warunków sprawiły, że za winowajcę uznano silnego Dust Devila, którzy przewrócił budynek [3]. W 2003 roku silna trąba pyłowa poderwała dach domu w Lebanon w stanie Maine, zapadnięty dach zabił starszego mężczyznę [4]. W Australii za najsilniejszy przypadek takiego zjawiska, nazywanego tam Willy-Willy lub Whirly-Whirly, uznano ten z West Perth Swan w stanie Victoria. 26 listopada 1996 roku, co na półkuli południowej odpowiada początkowi lata, wir pyłowy pojawił się na przedmieściach, przechodząc między domami trasą o długości kilkuset metrów. Wedle świadków poruszał się szybciej od innych dotychczas widywanych, i bardzo szybko urósł do wysokości kilkudziesięciu metrów. Uderzywszy w jeden z domów zerwał z niego całkowicie solidny dach i przeniósł na kilkanaście metrów, mógł zatem osiągnąć wyjątkową dla takich zjawisk siłę F1. Ciekawa jest tu relacja jednego ze świadków, który twierdzi, że gdy wir przechodził obok niego dostrzegł w jego półprzezroczystym wnętrzu ciemny rdzeń, co sugerowałoby że spadek ciśnienia w leju był na tyle duży, że zaczynało dochodzić do krótkotrwałej kondensacji pary wodnej w zassanym powietrzu. [5]
W Polsce na szczęście nie notowano tak silnych zjawisk, choć natknąłem się na relację z roku 1936 z okolic Warszawy, gdzie kilkumetrowy wir kurzu wyrywał młode drzewka a nawet przewrócił przechodzącego obok człowieka. Zjawisko wiru pyłowego jest stosunkowo częste, w minionych latach mieliśmy bardzo liczne przykłady sfotografowane bądź sfilmowane przez przypadkowe osoby, na przykład we Wrocławiu, czy w Warszawie, zaś dwa lata temu znany stał się przypadek z Krakowa, gdy wir pojawił się nad torowiskiem tramwaju - zdjęcie z tego przypadku zamieściłem powyżej. Przykładem wyjątkowo dużego zjawiska, osiągającego jak oceniam wysokość 100 metrów jest dust devil z Niwek na tym filmie, zaś za najładniejszy uznaję ten wir z kopalni w Bogatyni. W dawniejszych czasach takie przypadki nie były odnotowywane bądź to dlatego, że obserwujący uważali je za zjawisko normalne, często się pojawiające, bądź to z powodu małego rozpowszechnienia aparatów fotograficznych i kamer. Dziś trąba powietrzna jest zjawiskiem znanym, dlatego bardzo do nich podobne trąby pyłowe wzbudzają zainteresowanie.
Najstarszym polskim przypadkiem jaki znalazłem i któremu można przypisać konkretne miejsce i czas, jest ten z roku 1822 z Warszawy, gdy wir kurzu wywołał zdumienie przechodniów. Jak opisuje Kurjer Warszawski z dnia 20 maja (pisownia oryginalna) :
Wczoraj ogodzinie 2 popołudniu, na placu za Żelazną bramą, przed straganami przekupek, na przeciw Saskiego ogrodu siedzących, powstała Trąba powietrzna która niebardzo silna, iednakże porwała kurg i piasek uliczny, wzniosła go wpostaci słupa zupełnie prosto padłego, w ogólności kilkunastu sążni, i w wirowym swoim biegu postąpiwszy w linii równo odległej od ogrodu Saskiego kilkanaście kroków, wzięła kierunek przeciwny tamtemu, słabieiąc co raz bardziej zniknęła w pierwszym kląbie ogrodu. Patrzący pytali się nawzaiem co to znaczy? powstały rozmaite domysły i wnioski bardzo zabawne; iednak to zdarzenie naturalne nie pociąga za sobą żadnych złych skutków; a niniejsze opisanie udzielonem zostało Redakcji Kurjera od naocznego świadka iednego z uczonych Professorów Uniwersytetu.
"Kurjer Warszawski" Nr. 120. Poniedziałek. 20. Maja. r: 1822. [6]
Ciekawym wątkiem są nazwy tego zjawiska, wszędzie bowiem utożsamiano je z diabłami, demonami, nieprzyjaznymi duchami. Angielska nazwa Dust Devil, to przecież "Diabeł pyłowy". Nie inaczej jest w Polsce.
Glogier podaje, że mówiono na takie wiry "Djabelskie wesele" bądź "Djabły tańcują", mówiono też "Diabeł wirujący" czy "Diabeł tańczący oberka". Wir taki rozrzucał złośliwie stogi siana, sypał piaskiem w oczy i znikał równie raptownie jak się pojawiał. Wierzono, że napotkanie takiego "kręciołka" może przynieść nieszczęście bądź chorobę "z zawiania cugiem", charakterystyczny jest tu taki opis:
Sam rozmawiałem kiedyś ze starym wieśniakiem, z okolic Lipska nad Biebrzą, który mi z całą stanowczością dowodził, że kiedy przed laty spocony wyszedł ze stodoły, w której młócił cepem żyto, nadleciał "cug". W wirze powietrza zauważył on maleńkiego czarno ubranego człowieczka, który radośnie klaskał w dłonie. Kiedy po kilku minutach wrócił do stodoły stwierdził, że prawy bark oraz szyję ma jakby sparaliżowane. Nie miał więc żadnych wątpliwości, że został "zawiany" przez powietrzne istoty demoniczne. [7]Czasem ów demon powietrzny miał konkretne imię, przy czym najczęściej mówiono nań Bartek, Bartek Srala, Antek, Kusy Kuba, Pijany Jaś itp. Na pomorzu nazywano je "kręćkami". Niekiedy uważano, że jest to dusza powieszonego, która została niejako w powietrzu, zawieszona między niebem a ziemią. Możliwe, że w czasach przedchrześcijańskich mówiono na nie Wiły, jak to zdarza się jeszcze niekiedy na Bułgarii, sądząc że to powietrzne demony "wijące się" w powietrzu. W słowiańskiej demonologii - a przynajmniej w tej jej postaci, jaka dostępna była etnografom - wichrami i burzami zajmował się Latawiec. A tak swe spotkanie z Bartkiem opisywała mieszkanka wsi Dziurków:
"Ano wsieło się, tako kołyska była zrobiona, takie cóś, płachte się przywiązało i dziecko się włożyło. Spory kwawałek śmy w pole tam pośli, akurat od lasu był taki Bartek, że tak mówu, że zawsze w tym miejscu taki Bartek jest wychodzi z lasu i tak wirował. Boze kochany, prosto w kołyskę, hyyy! dziecko już leży. Jo krzycze, lece pryndko, mówie: Oj Boże ta Madzia się chyba udusiła. Ale nic się nie stało. Toto leciało i tak zwijało się, zwijało i tako trąba leciała, aby pisgało wszystko"[8]Można jednak było takiego diabła wirującego odpędzić. Zwykle wystarczyło przeżegnać się, lub wezwać Boga; mówiono "Jezu, Maryja Ratujcie!", inna formułka brzmiała ""Wiatereczku kochany leć tam, gdzie złe pany". Można było wreszcie zaszkodzić diabłowi czyniąc mu krzywdę, zatem rzucano w wiry widłami, grabiami, kamieniami, nożami... Zwykle po zaniknięciu wiru miano znajdować na ziemi plamę krwi, choć w niektórych opowieściach rzucony nóż zwracał mężczyzna ze świeżą blizną. [6] Z kolei we wsi Włosłów mówiono, że jeśli rzucić w wir święcone jajko, to się tego diabła wewnątrz zabije - ciekawe tylko kto zwykł nosić przy sobie taki ładunek? [9]
Wyjątkowo ładny wir z Norwegii
Opisane warunki powstania takich zawirowań, mogą zaistnieć też i w innych sytuacjach, wywołując zjawiska podobne. Bardzo silne zawirowania powstają niekiedy w ogniu wielkich pożarów. To tak zwane tornado ogniowe (Firenado), może wyrywać drzewa, rzucać ludźmi a przede wszystkim przenosić pożar na większe odległości. Opisywano wiry ogniste, które podczas burzy ognia w zbombardowanym przez amerykanów niemieckim mieście Drezno w 1945 roku, niszczyły budynki i wrzucały ludzi w płomienie. Wir powietrzny powstać może również nad śniegiem, będąc nazywany diabłem śniegowym (Snow Devil). Inne wiry powstają w mglistych oparach pojawiających nad dużymi zbiornikami wodnymi wieczorem wraz z obniżeniem temperatury, nazywane Steam Devil lub Fognado . Podobne, krótkotrwałe zawirowania powstają w kłębach pary ulatniającej się z kominów dużych elektrociepłowni - sam obserwowałem kiedyś, jak przy dwudziestostopniowym mrozie z komina pobliskiej ciepłowni wysunął się cienki, szybko wirujący wąż pary, sięgający kilku metrów w dal.
W którymś z następnych artykułów może opiszę i inne ciekawe przypadki takich zjawisk.
-----
[1] http://www.ro.com.pl/aktualnosci/tresc/2452/Traba_powietrzna_nad_Jeziorem_Nidzkim/
[2] http://www.asylum.co.uk/2011/05/17/bouncy-castle-tossed-into-the-air-by-dust-devil-injures-six/
[3] http://trib.com/news/local/article_4110c8cd-9301-506d-87b4-b42efd543e00.html
[4] http://www4.ncdc.noaa.gov/cgi-win/wwcgi.dll?wwevent~ShowEvent~499035
[5] http://australiasevereweather.com/storm_news/1996/docs/9611-03.htm
[6] Kurjer Warszawski, Nr. 120. Poniedziałek 20 Maja. r: 1822. ,EBUW Warszawa
[7] Świat topielców i rusałek, Bohdan Baranowski
[8] Piotr Lasota, Ludowa wizja postrzegania rzeczywistości w świetle historii mówionej, s.37 Biblioteka Teatr NN
[9]R. KOSEŁA. Świat nadprzyrodzony Włosłowa. PBC Rzeszów
* http://en.wikipedia.org/wiki/Dust_devil
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz