niedziela, 1 sierpnia 2021

1865 - Trąba powietrzna w Lublinie (kolejna)

 To miasto ma jakiegoś szczególnego pecha do takich zjawisk.

Dotychczas miałem na temat tego zdarzenia jedynie krótką wzmiankę, w której było zbyt mało informacji, aby ocenić zdarzenia:

"Dnia 4 b. m. i r. w Lublinie i w okolicach była trąba powietrzna w samem mieście,wybiła znaczną ilość szyb i uszkodziła niektóre dachy; we wsi zaś Dziesięta, drzewa powyrywała z korzeniami, a we wsi Zęboszyce poniszczyła chałupy zupełnie."

[ Kurjer Warszawski 8 sierpnia 1865, wg zbiorów EBUW ]

Ale strategia przeszukiwania gazet w okresie wokół daty znanego zdarzenia ostatecznie opłaciła się, bo o tym co zaszło koło Lublina napisało więcej źródeł.   

Jak podaje Kurjer Codzienny trąba powietrzna miała iść "z zachodu na południe" dnia "z 3 na 4 sierpnia" o 9 wieczór. Czyli raczej 3 sierpnia niż 4. We wsi Zemborzyce zawaliła dwór i stodoły oraz przewróciła murowaną dzwonnicę. Wywróciła wiele drzew w okolicznych lasach. Idąc dalej, we wsi Dziesiątej zniszczyła dwór i młyn wodny. Na obrzeżach Lublina zerwała pół dachu żelaznego z młyna parowego Kośmińskiego, przenosząc w kierunku południowym na odległość 100 metrów. Przy tym zerwała w okolicy młyna dachy przenosząc je ze wschodu na zachód. Padający podczas niej duży grad zbił 300 szyb. Samo ówczesne miasto Lublin zostało ominięte, jedynie grad wybił wiele szyb.[b]

Wedle informacji z lokalnego portalu, koło drewnianego kościoła w Zemborzycach stały zabudowania gospodarcze a nawet karczma będąca prywatną własnością bardzo przedsiębiorczego proboszcza Sebastiana Krakowieckiego. Podczas nawałnicy w 1865 zniszczone zostały budynki gospodarcze, dzwonnica, organistówka, szpital i karczma, zaś przetrwały plebania i spichlerz. [g]

O wywróceniu szerokiej połaci lasu przez trąbę powietrzną w tym roku pod Lublinem wspomina  Oskar Kolberg w tomie o terenie chełmsko-lubelskim. Wreszcie dość późna informacja z Nowin ze Świata podająca, że podczas burzy pod Lublinem "wieś Zemborzyce zostały do szczętu zniszczone, chałupy poobalane i pogruchotane, pola zbite gradem. Mnóstwo koni i bydła zabitego jest wszędzie. Na kościele dach zerwany, nawet lasek nie wielki, co był tam blisko, jest zupełnie zniszczony, drzewa powyrywane i przewrócone. Burza ta porywała nawet ludzi, jest kilku zabitych i poranionych."[n]

Jest to już trochę więcej informacji, które można przeanalizować. Pierwszy wniosek - da się przeprowadzić taką prostą przez Zemborzyce i Dziesiątą, która nie trafia w ówczesny Lublin, ale nie przez młyn Kośmińskiego, leżący dużo bardziej na północ (ul. Długa 5.). Więc nawet jeśli przeszła tam trąba, to nie przez wszystkie te trzy miejsca. 


 

W latach 60. XIX wieku, Dziesiąta zajmowała mały obszar na brzegu Czerniejówki, po prawej a więc w obszarze obecnego Kośminka. Wedle mapy z roku 1864 zabudowania obejmowały teren w okolicy dzisiejszej ulicy Wyzwolenia na południe od cmentarza, między dwoma suchymi wąwozami schodzącymi do doliny rzeczki. Po drugiej stronie stał dwór.[m] Linia prowadząca od Zemborzyc, od miejsca, w którym stał kościół, poprowadzona do Dziesiątej omija lokalizację młyna o dobry kilometr, jak nie więcej. Ponieważ zaś brak w dokumentach wzmianek o zniszczeniach we Wrotkowie i Tatarach, nie ma jak poprowadzić ciągłego pasa łączącego te trzy punkty. 

W kwestii tego co właściwie przeszło przez Zemborzyce i Dziesiątą, nie jestem na sto procent pewny rodzaju zjawiska, mogła to być trąba a mogła i tylko nawałnica. Jeśli nie jest przesadą opis dzienników o porywaniu w powietrze ludzi i różnych rzeczy, byłaby to zdecydowanie trąba.

Dopisek

Kolejna runda sprawdzania gazet dała jeszcze jeden wartościowy wynik o tym zdarzeniu

W okolicy Lublina zerwał się był w pierwszych dniach bieżącego miesiąca uragan, który w ciągu pięciu minut zniszczył pola okoliczne zupełnie.

Grad sypał się gęsty, dochodząc wielkości orzechów włoskich, a i większe znajdowano bryły lodu. Wieś Zemborzyce zburzona prawie do szczętu. Włościańskie chaty w większej części poobalane, poznoszone wichrem dachy, powywracane kominy, a z zabudowań gospodarskich kupy tylko połamanych krokwi i ścian. Setki rodzin włościańskich tulą się przed ciągłą słotą do okolicznych wsi; bydła mnóstwo naginęło pod walącemi się stajniami. Lasek Dziesiąta pod Lublinem wyłamany, wykarczowany; karczma pod nim zgruchotana. Z młyna parowego na Bronowicach dach

zerwany i komin oberwany. Sprzęty i namioty w pobliża rozłożonego wojskowego obozu na wszystkie strony poroznoszone. Włościanina jednego wiozącego zboże w Zemborzycach porwał wicher i wrzucił dość daleko do rzeki Bystrzycy, wóz obalił się, a zboże potargane i poroznoszone. Na polach nic nie zostało, grad i wicher wygładził i z ziemią zrównał całoroczne wszystkie plony

[Czas nr. 197 30 sierpnia 1865 JBC UJ]

Informacja o tym, że jakąś osobę wiatr porwał w powietrze i zaniósł aż do Bystrzycy wydaje się potwierdzać, że była to trąba powietrzna. Bez szczegółów o trąbach powietrznych zrywających dachy i wyrywających drzewa wspomina się w innej części gazety przy relacji o żniwach z powiatu radzyńskiego, czyli w sumie niedaleko Lublina.  

Drugi dopisek

Jeszcze taki przeoczony wcześniej tekst:

W dniu 22 lipca (3 sierpnia), o godzinie 9-ej wieczorem, w Lublinie nadzwyczajna burza z gradem wielkości gołębiego jajka, zerwała wszystkie prawie namioty w obozie, za miastem na Bronowickim polu znajdującym się; mnóstwo oficerskich i żołnierskich rzeczy rozniosła tak dalece, że niektórzy oficerowie pozostali tylko w tem, w czem ich burza zastała, w samem zaś mieście grad powybijał mnóstwo szyb.

—W tymże dniu, około godziny 9-ej wieczorem, nierównie większa klęska dotknęła wieś Zamborzyce,  w której nadzwyczajna burza zniosła wszystkie prawie domy włościańskie mieszkalne, w części zaś we wsiach Wrotkowie i Dziesiątej, pozrywała dachy młyna parowego w Bronowicach. Zabudowania dworskie we wsiach Zemborzycach i Dziesiątej prawie wszystkie zburzone, a na dwóch młynach wodnych w Zemborzycach i Dziesiątej pozrywane dachy. Kościół zemborzycki mocno uszkodzony, dach na nim zupełnie zerwany, a dzwonnica rozwalona. Wszelkie zabudowania parafjalne, oprócz domu mieszkalnego, również uszkodzonego, z gruntu zniesione i rozrzucone. W m. Wieniawie mnóstwo dachów z domów pozrywanych. Zemborzycki las na kilka wiorst wyłamany, z którego drzewa wyrwane przez burzę, zalegają drogi. We wsi Dziesiątej również las do połowy wyrwany. 

Przy tym nieszczęśliwym zdarzeniu pod rozwalinami. domów znalazła śmierć włościanka Marjanna Migrant; ulegli mocnemu potłuczeniu karczmarz i kowal ze wsi Zemborzyc, sześciu parobków ze wsi Prawiedniki nocujących w zrujnowanym przez burzę domu, oraz trzech ludzi w osadzie Dziesiątej. W wielu miejscach, a szczególniej w Zemborzycach, Wrotkowie i Dziesiątej, burza wybiła mnóstwo bydła, rozniosła siano w stertach oraz zboże w snopie i na pokosach będące. 

[Dziennik Warszawski nr. 182 18 sierpnia 1865 ]

No to mamy tu jeszcze trochę konkretów 

-------

[b] Kurjer Codzieny nr.36, 1 sierpnia 1865, CRISPA

[g] http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/dzielnice-lublina-zemborzyce/#parafia 

[n] Nowiny ze Świata, nr. 5, 1 września 1865, Polona

[m] http://igrek.amzp.pl/11809324

poniedziałek, 19 lipca 2021

Drobne rośliny kwiatowe (25.) - Lulek


  Już kolejny raz spotykam w mieście lulka czarnego. Może nasiona rozprzestrzeniają się z ziemią ogrodową, bo rósł na brzegu niedawno robionych dróg i ścieżek rowerowych, na naprawianych torfem trawnikach.

Lulek to drobna roślina zielna z rodziny psiankowatych, jest więc spokrewniony z tytoniem, bieluniem i ziemniakiem. Liście miękkie, z charakterystycznym jednym lub dwoma ząbkami w połowie długości. Zastanawiam się, czy przed okresem kwitnienia dałoby się go pomylić z komosą strzałkowa. Kwiat dzwonkowy, wzniesiony, o płatkach jasnożóltych, czasem białych, z ciemnofioletowym lub czarnym żyłkowaniem narastającym aż do czarnej gardzieli blisko dna. Przypomina trochę siewkę żółtej petunii ogrodowej - i nie jest to podobieństwo bez znaczenia, bo petunia też należy do rodziny psiankowatych. Kolejnym podobieństwem jest włochata łodyga, nieco lepka, która wyddziela mdło-słodki zapach także podobny do petunii. Liście jednak nie są tak mocno owłosione, ich powierzchnia jest gładka i nieco lśniąca. 

Jest rośliną bardzo silnie trującą ze względu na alkaloidy, których najwięcej jest w korzeniach i nasionach. Główne to atropina, skopolamina, hioscyjamina i kilka ich pochodnych. Mają one różne działanie na organizm, który ma na nie różną czułość, dlatego efekty zażycia lulka zależą od dawki. 

W małych działa uspokajająco, przeciwbólowo, nasennie i z braku innych leków był używany w medycynie. Przy większych ilościach pojawia się pobudzenie, wesołość, zwiększona aktywność ruchowa a ostatecznie też halucynacje, zaburzenia świadomości i ataki szału. Wreszcie dostatecznie duże dawki skutkują delirium, utratą przytomności, zaburzeniami pracy serca i zatrzymaniem oddechu. Zatrucia śmiertelne nie są wcale takie rzadkie. 



Charakterystycznymi objawami zatrucia jest rozszerzenie źrenic, przez to światłowstręt, mocne zaczerwienienie skóry, podwyższona temperatura, brak wydzielania śliny i przez to suchość w gardle i duże pragnienie. Nadmierna aktywność ruchowa odróżnia od zatrucia bieluniem. 

Przyczyną zatruć były najczęściej pomyłki - zanieczyszczenie ziarna drobnymi, czarnymi nasionami, ponoć też mylenie z makiem, branie wykopanego korzenia za dziki seler lub pietruszkę. Lulek był też zazywany celowo jako lekarstwo lub narkotyk i przedawkowywany. Ponoć narkotyzowano się nim w celach obrzędowych, aby wpaść w trans, wieszczyć lub być przekonanym o zmianie postaci. Niektóre źródła zwalają na lulka winę za doniesienia o wilkołactwie, wampiryzmie czy przekonaniu, że po użyciu odpowiedniego eliksiru można latać na miotle. Zarzuty o celowe sianie lulka lub podrzucanie nasion aby czynić czarną magię często pojawiały się na procesach o czary.

Ze względu na niektóre objawy, jak napady agresji, nadmierna ruchliwość, działanie przeciwbólowe i przekonanie o zmianie postaci sugerowano, że lulek mógł być używany w dawnej Skandynawii jako środek wywołujący "szał bitewny" u berserkerów. Nasiona lulka znajdowano już w grobach z tego okresu, co mogłoby oznaczać wiązanie go z rytuałami magicznymi i ze strefą zaświatów. Inni autorzy skłaniają się jednak do uznawania, że wojownicy zaprawiali się przed bitwą mocnym piwem i odpowiednio nastawiali psychicznie, w czym może pomagały wpływy kulturowe (szał berserkergang ma trochę podobieństw do malezyjskiego stanu "amok"). W każdym razie łatwość przekroczenia bezpiecznej dawki lulka powodowałaby wówczas, że niektórzy wojownicy umieraliby od niego a nie od bitwy. 

W razie zatrucia stosuje się głównie leczenie objawowe. Odtrutką swoistą może być pilokarpina, która znosi działanie atropiny. 

Liście lulka, które zawierają dużo mniejsze stężenie toksyn, ze względu na specyficzny zapach bywały czasem używane do zaprawiania piwa lub jako kadzidła. Dodawano ich do tytoniu dla wzmocnienia lub palono samodzielnie. Nazwa rośliny bierze się zresztą od staropolskiej nazwy fajki, przy czym dawna lulka była często prostą rurką z nieco poszerzonym jednym końcem. W tym właśnie znaczeniu, palenia fajki a nie palenia tego konkretnego Lulka czarnego, wspominał o lulkach Mickiewicz w "Pani Twardowskiej".

wtorek, 13 lipca 2021

1870 - Wichura w Działoszynie

Rok 1870 nie był zbyt szczęśliwy dla Działoszyna. Na początku roku, podobnie jak wiele innych małych miejscowości, utracił prawa miejskie. Potem dobra miejskie zlicytowano, a potem przyszedł czerwiec i do klęsk dołączyła się pogoda:

 "Donoszą z Działoszyna: w dniu 12 z.m. między godziną 3 a 4 po południu, trąba powietrzna nawiedziła nasze miasto, zrządzając znaczna i trudne do obliczenia straty. Na 200tu domach dachy zniszczone lub pozrywane, starodrzew na drodze i w pięknym ogrodzie miejskim powyrywany z korzeniami. Miasto smutny przedstawia widok. W okolicy również, burza znaczne poczyniła szkody we wsiach: Kamion, Mokre, Dziądaki, Bobrowniki, Szczytniki, grad zniszczył urodzaje a szalony wiatr we wsi Kaionie górę piaskową wrzucił do rzeki."
[Gazeta Polska 6 lipca 1870]
Podane informacje nie są jednoznaczne - równie dobrze za szkody mógł odpowiadać mocny wiatr podczas burzy. Wymienione miejscowości leżą w różnych kierunkach i nie układają się w wyraźny pas, który mógłby być podstawą do podejrzenia, że faktycznie mogła być to trąba. Dlatego ostrożnie nazywam to zdarzenie wichurą.

W okolicy w Raduckim Folwarku trąba powietrzna pojawiła się w roku 1917.

sobota, 5 czerwca 2021

1905 - Trąba powietrzna koło Chełma

 Kolejny przypadek szaleństw pogodowych, mający w dodatku dość interesujące źródło i opisany po upływie blisko 80 lat.

(...)Dnia 13 czerwca 1905 roku mieszkańcy Strachosławia i okolicy byli świadkami uformowania się trąby powietrznej nad tą wsią, której zapalnikiem stało się uderzenie jedynego wtedy pioruna. Oglądający to zjawisko z odległości kilku kilometrów Aleksander Wojtiuk (Rożdżałów) widział jak "zeszły się przeciw ciebie dwie chmury, jedna od wschodu, druga od zachodu" a J. Hacej przypomina "Kiedy zaczęła się burza, piorun uderzył w budynki Kowalczuka; gdy dobiegliśmy do ognia tak już rwało, że musiałem się chwycić drzewa czereśni, żeby wiatr nie porwał". Jan Pełczyński (z pobliskiego Strupina Dużego) który zapamiętał dokładną datę ze względu na "dzień św. Antoniego" uzupełnia "w Strachosławiu zaczęła się morska trąba, gdy jedna gospodyni wypiekała chleb, wtedy uderzył piorun i zapalił dom, a stąd się wziął taki wicher i silnie kręciło". Inni obserwatorzy byli świadkami jak ta popołudniowa trąba wyruszyła stąd pasem szerokości 100 m w kierunku południowozachodnim, wyrywając wszystkie drzewa z korzeniami po polach i wiatraki, niszcząc lasy w okolicy Rejowca i Żulina. (...)

[Wszechświat, nr. 9 1980, s. 206 "Osobliwe wyładowania atmosferyczne obserwowane w okolicach Chełma". Stanisław Skibiński, MBC Małopolska]

Wedle podanego czasu relacje świadków były zbierane na początku lat 60., a więc po upływie 55 lat. Był to więc ostatni moment na to, aby ktoś tę relację przekazał. 

Stanisław Skibiński był znanym w Chełmie historykiem, regionalistą, który zbierał relacje mieszkańców okolicy, przeszukiwał archiwa i ogółem tropił zagadki historii regionu. Miał już kilka publikacji we Wszechświecie; w 1975 roku opublikowano mu artykuł o relacjach obserwacji pioruna kulistego. Niewykluczone, że w materiałach z jego kwerend są jeszcze jakieś ciekawe przypadki nawałnic, burz z huraganowym wiatrem i trąb powietrznych, których w swoim czasie nie opisała prasa - będę więc szukał w tym kierunku.

Strachosław to wieś niedaleko Chełma, na wschód od miasta. Z kolei Rejowiec i Żulin leżą bardziej na południowy zachód, jeśli więc trąba faktycznie była przyczyną uszkodzenia lasów koło tych miejscowości, oraz biegła polami nie wpadając do żadnej wsi, to jej tor musiał biec w kierunku NNW, niemal całkiem na zachód, mijając sam Chełm o kilka kilometrów. Opis wiru powstałego w miejscu zderzenia chmur nadchodzących z przeciwnych kierunków, orientacja tych kierunków oraz fakt, że z chmury wypadł tylko jeden piorun ale nie ma informacji o gradzie mogłyby wskazywać na trąbę powietrzną typu Landspout, związaną z linią zbieżności wiatrów.

sobota, 8 maja 2021

1821 - Trąba powietrzna pod Olesnem

 Kolejny ciekawy przypadek szaleństw pogodowych sprzed równo 200 lat. Co ciekawe znalazłem go zupełnie niedawno, po raz kolejny przeglądając te same źródła ale pod trochę innym kątem. Sprawozdanie jest dość szczegółowe i podaje informacje o warunkach, okolicznościach i ludności w miejscu przejścia trąby. Starałem się podczas przepisywania zachować ortografię oryginału, ale możliwe są jakieś literówki:

 

 Oleśno (Rosenberg) W Śląsku w Xięstwie Opolskiem - na zachód od miasta Oleśna, w odległości może ćwierć mili, między młynami Skowronek i Waltzen, utworzyła się w dniu 8 Maia z południa, o godzinie 4 tak zwana trąba napowietrzna, która początkowo posuwała się po polach tychże młynów w różnym kierunku, tu i ówdzie, w końcu zaś zwolna, prawie w prostym kierunku południowo ku wsi Wachów i milę drogi od wspomnianych młynów w okolicy wsi Leszna rozeszła się. Zeznania właściciela Skowronka, dzierżawcy młyna Walzem, Immerwahr, dzierżawcy folwarku Biadacz Dziekańskiego, urzędnika Jędroszka w Wachowie, zagrodników okupnych Jędrzeia i Dylla i innych pracami rolniczymi zatrudnionych ludzi, zgadzaią się o tem ważnem ziawisku napowietrznem następuiące szczegóły:

W odległości może na iedną stopę nad ziemię wzięła trąba napowietrzna swóy początek. Nayniższa iey część złożona była z ognia, który mógł mieć trzy do czterech łokci średnicy, a wysokości w pionowym kierunku do poltora; nad tą bryłą ognistą wzbiiał się czarny słup dymu w równeyże średnicy, dwa łokcia wysokości maiący. Powyżey tego słupa rozciągała się trąba na wszystkie strony i w wysokości kilku łokci nabrała przemiaru 30 do 35 łokci; przemiar ten zachowała aż do swey naywiększey wysokości, która nie mogła być oznaczona, a która podług zeznania wszystkich, aż w obłoki sięgała.

Dolna bryła ognista, również szeroki słup dymny i cała górna część trąby, z niesłychaną biegła szybkością wirowo, przy mocnym szumie i nieprzerwanym trzasku i trzeszczeniu, podobnem rozpękaniu gaszących się kamieni wapiennych i szelestowi kół wielu wiatraków; przeyście tey trąby z mieysca iey powstania aż do mieysca rozeyścia się trwało godzinę.

Wszystko, co trąba spotkała na drodze, druzgotała, chłonęła, i nareszcie daley ze sobą wlekła. Pola zasiane, przez które przeszła, bardzo uszkodzone. Wierzchy kłosów poczerniały, rozpadaią się i kruszą; zdrową gruszę, łokieć średnicy maiącą, w oka-mgnieniu złamała i dopiero o kilka set kroków spuściła ią ze znaczney wysokości; stodołę borowego Wrobla porwała na oczach iego aż do dwóch tysięcy kroków na powietrze i pokruszone szczątki poiedyńczo na ziemię wyrzucała. Deski piętnaście łokci długie któremi stodoła była pokryta, tak wysoko w słup dymny wciągnięte zostały, iż te wedle zapewienia urzędnika Jędroszka i znayduiących się w pobliżu innych robotników, wydawały się iak naymieisze gonty. Za Wachowem przy wsi Lesznie stracił słup dymny swóy poziomy kierunek, rozeszedł się zaraz potem nagle i połączyć z chmurami, a w pól godziny późniey okryło się niebo granatowymi chmurami; padał wielki grad; grzmot był połączony z gwaltownym wichrem i szedł w tym samym kierunku, który trąba napowietrzna przy pierwszem swem poruszeniu była wzięła, to iest z północy na południe; w kilku mieyscach uderzył piorun i zabił w Zębowicach, milę od wsi Leszna, zagrodnikowi Hadaszkowi czworo bydła.

Wreszcie panowała zupełna cisza przy powstaniu i posuwaniu się tey trąby, aż do chwili zniknienia oneyże; wszyscy przytomni mogli czynić swe spostrzeżenia z wszelką pewnością i w naywiększem, iakie być może, przybliżeniu się do słupa dymnego; nawet liście drzew, nad któremi przechodziła, nie ruszały się. To tylko bez ratunku było stracone, co się nieszczęściem w kierunku iey pełney zagadnień drodze znaydowało.
Tu, w samem Oleśnie, 3/4 mili od Wachowka, był ten słup dobrze widzianym; mniemano, iż się pali gdzie w sąsiedztwie; głoszono trwogę i lud czymprędzey stanął z sikawkami na mieyscu. Podług doniesienia Radzcy Ziemińskiego, stał słup ten jak pod pion, prosto; kolor iego był ciemny; obwód ostrościęty. rozeyście się Iego nie trwało nad kilka minut; zboże na całey drodze, przez którą się trąba posuwała, było 30 do 50 kroków pogięte, a wierzchy kłosów iak powarzone.
(Z Powszechney Pruskiey Gazety Stanu)
Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego, nr. 44, 2 czerwca 1821, Polona.  

Opis jest jak zatem widać nie pozostawiający wątpliwości. Ktoś zainteresował się tym przypadkiem i przepytał wiele osób, może był to wspomniany na końcu radca. Można z tych informacji wywnioskować wiele ciekawych rzeczy. Trąba zeszła z chmur, które musiały nie być mocno grube i groźne, skoro "granatowe chmury" przyszły dopiero później. Poza trąbą panowała cisza, nie było deszczu ani gradu. Lej przesuwał się stosunkowo powoli, skoro przejście jednej mili zajęło mu godzinę. Wszystkie te dane pasują do trąby powietrznej niemezocyklonicznej, typu landspout. 

Prawdopodobny jest więc następujący mechanizm - od południa nadciągał front. Przed nim pojawiła się przedfrontowa strefa zbieżności wiatru. Zmiana kierunku wiatru, wywołana napływem nowych mas powietrza, formuje linię zderzania się wiatrów. W jej obrębie na krótko wiatr może całkiem ustać lub stać się bardzo zmienny. Na linii tej powstają komórki konwekcyjne, do których zbieżność zagarnia wilgoć z okolicy. Równocześnie na zafalowaniach linii powstają zawirowania. Jeśli takie odpowiednio duże zawirowanie pojawi się pod szybko rosnącą komórką konwekcyjną, zostanie przedłużone w prąd wstępujący komórki, co powoduje jego zaciśnięcie i wzrost szybkości wirowania. Wzmocniony wir wyciąga się w stronę ziemi i tak mamy trąbę.

Mechanizmowi temu sprzyja duży kontrast temperatur między ziemią a wysokością kondensacji pary wodnej; często następuje nad wodą wywołując w sierpniu i wrześniu wysyp trąb wodnych nad morzem. Komórka konwekcyjna tworząca trąbę zwykle nie jest w czasie jej istnienia burzą, czasem może nawet nie tworzyć deszczu. Dość częstym obrazem jest dla takiej trąby słabo widoczny wir - gradient ciśnienia w wirze jest bardziej łagodny, stąd często widać mały lejek lub spiralę u podstawy chmury, wirującą chmurę szczątków przy powierzchni a między nimi półprzezroczysta tuba, dlatego dla świadków może być przy pewnym oświetleniu wcale nie takie oczywiste, że wir ma jakieś połączenie z chmurą.

Co do opisu struktury wewnątrz leja, to przypuszczam że przy ziemi następowała częściowa kondensacja pary wodnej, co przy pewnym oświetleniu mogło być brane za efekt podobny do ognia. 

Jeśli opisana stodoła była drewniana, to opisane rozniesienie na kawałki i przeniesienie szczątków tak daleko, pasuje do siły na granicy F1 i F2.

Po przejściu linii zbieżności nad ten sam teren nadszedł właściwy front ze zmianą pogody i burzami z gradem. Ruch linii zbieżności jest ten sam co wywołującego ją frontu, stąd ten sam kierunek ruchu dwóch zjawisk. 

To zdecydowanie jeden z najlepszych opisów trąby powietrznej z XIX wieku, podobnie szczegółowy podawał Skrodzki co do trąby w Mazewie w 1819 roku.

wtorek, 4 maja 2021

Drobne rośliny kwiatowe (24.) - Piżmaczek

 Roślinka leśna tak drobna i niepozorna, że aby zwrócić na nią uwagę po raz pierwszy musiałem potknąć się w lesie i paść w nią na... twarz. 


 

Piżmaczek wiosenny (Adoxa moschatellina) rośnie w podszycie, jest podobniej wysokości co poziomki i zawilce. Listki pierzaste, mogłyby być mylone z którymś z zawilców lub z kiełkującą pietruszką, wyrastające po trzy z wątłej łodyżki. Z niektórych łodyżek wyrasta ponadto kwiat, który ma bardzo nietypowy wygląd, ale przez rozmiar i zielonkawy kolor może nie zwracać uwagi.


 

Kwiat ma formę kanciastej główki z pięcioma kwiatami; każdy wyrasta z innej strony, w formie podobnej do sześcianu - cztery tworzą cztery ściany a piąty górę. Z tego powodu w Anglii roślina była nazywana pospolicie "town hall clock"- zegar ratuszowy, na podobieństwo do niektórych wież zegarowych z tarczami na każdej z czterech ścian. Pojedynczy kwiat ma dobrze widoczne żółte pylniki, i krótkie, zielone płatki, przy czym kwiaty boczne mają pięć płatków i pylników, a szczytowy cztery, trafiają się jednak osobniki mające cztery płatki w każdym kwiatku, lub do sześciu. Cała główka kwiatowa ma średnicę do pół centymetra, z daleka wygląda więc na jakiś nierozwinięty pączek i łatwo ją przeoczyć. Łacińska nazwa rodzajowa Adoxa nawiązuje do tej niepozorności, tłumaczy się jako "pozbawiony chwały" lub "bezużyteczny".


 

Nazwa polska "piżmaczek" nawiązuje natomiast do piżmowego zapachu jaki ponoć wydzielają kwiaty i liście. Szczerze mówiąc ciężko mi było tę nutę wychwycić; roztarty w palcach kwiatostan pachnie jak rozgniecione zielsko, zapach jest ciężki i niezbyt przyjemny. Może to też kwestia tego, że nie miałem okazji wąchać dobrego piżma do porównania. Niektóre źródła twierdzą, że wytwarza ten zapach po zmroku, bo zapylają go ćmy i muchy.


 

Po przekwitnieniu powstają małe, mięsiste owoce, ponoć jadalne i przypominające drobne poziomki, ale nie miałem okazji próbować. Pęd z owocami przygina się do ziemi, gdzie często zjadają je ślimaki.  Rozmnażanie z nasion ma mniejsze znaczenie, roślina rozprzestrzenia się głównie przez rozłogi wyrastające z kłączy. 

Naturalnie rośnie na dnie lasów, w zaroślach, czasem w kępach drzew. Lubi miejsca półcieniste, wilgotne o próchnicznym podłożu. Kwitnie w kwietniu i maju. Po wydaniu owoców wysycha. Może być używana jako roślina okrywowa w cienistych miejscach.

 Roślina była przez to brana pod uwagę jako źródło roślinnego zamiennika piżma do perfum. Analizy składników lotnych wykazały w kwiatostanie głównie 2-heksenal, 3-heksenol, n-heksanol i alkohol benzylowy.[1] Potwierdza to moje wrażenia, bo związki te znane są jako "alkohole liściowe" i odpowiadają za zapach uszkodzonych zielonych tkanek, w tym za zapach koszonej trawy. Za piżmowy zapach odpowiadają zapewne cykliczne ketony, ale nie znalazłem informacji o konkretnej substancji.

Z innych znanych składników, w piżmaczku wykryto irydioidy w formie rozpuszczalnych glukozydów - adoksozyd, morronizyd, sekologanina.[2] Kwasy fenolowe w tym kawowy i ferulowy. Ogółem skład rośliny jest słabo rozpoznany.
 

Przypisuje mu się właściwości regenerujące, ułatwiające gojenie ran, czyszczące krew. Różański podaje ponadto działanie rozkurczowe, odprężające, przeciwbólowe i zmniejszające obrzęk.[3] Morronizyd i loganina występują też w dereniu japońskim i w związku z jego stosowaniem w tradycyjnej medycynie były badane jako substancje bioaktywne. Morronizyd najwyraźniej jest agonistą GLP-1 przez co powinien obniżać poziom cukru we krwi. W eksperymencie na myszach zmniejszał ból i przeczulicę neuropatyczną.[4]

--------

[1]  https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/0031942280851508

[2] https://fdocuments.in/document/iridoid-glucosides-in-adoxa-moschatellina.html

[3] https://rozanski.li/1508/pizmaczek-adoxa-w-praktycznej-fitoterapii/

[4] https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/28098360/

* https://herbaria.plants.ox.ac.uk/bol/plants400/Profiles/AB/Adoxa

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

2000 - Trąba powietrzna w Bukowie

 Kolejny praktycznie zapomniany przypadek trąby powietrznej w Polsce:

"(...) To była trąba powietrzna, która nadeszła z północy, wirowała, zasysała i podnosiła do góry dachy. Trwało to bardzo krótko, potem przez kilka godzin mieszkańcy usuwali szkody i zabezpieczali swoje domy przed deszczem. (...) Wszystko fruwało w powietrzu, wyglądało jakby świder - opowiada jeden z mieszkańców. - Niebo zrobiło się czarne, trąba pędziła z północy, ciągnąc za sobą zerwane wcześniej dachówki i gałęzie. Nam podniosło dach do góry i wyrzuciło deski i pokrycie. Gdy przybiegłem do chałupy dach już leżał na ziemi, eternit przeniosło kilka metrów dalej. Do sąsiada przyjechała furgonetka z oknami i akurat stała pod domem. Wiatr ją podnosił, dotykała ziemi tylko dwoma kołami. Chłopy trzymali samochód, żeby go nie przewróciło.
Kiedyś przeżyłem coś podobnego, w 1953 roku, gdy byłem w Brzegu, trąba powietrzna porwała dach z warsztatu i przeniosła 20-30 metrów dalej."
[Nowiny Wodzisławskie, nr. 11, 15 marca 2000, SBC Katowice]

Stało się to 9 marca, czyli jak na polski klimat bardzo wcześnie. Uszkodzonych zostało 18 domów, niewielkie uszkodzenie pojawiło się na dachu kościoła. Na zdjęciach w artykule widać budynki z zerwanym lub naderwanym dachem, ale bez uszkodzenia muru. Ponieważ wiatr ostatecznie nie przewrócił samochodów, wyglądałoby to na siłę F1. 

Buków w gminie Lubomia kilka lat wcześniej został dotknięty powodzią na Odrze. W położonym niedaleko Raciborzu trąba powietrza pojawiła się w 1977 roku.