Ach, te wykresy!
Nieodzowny element każdego publicznego wystąpienia polityka, przekonującego o słuszności swych racji, naukowca prezentującego dane i pseudonaukowca prezentującego swój brak danych. W zamierzeniu mając jedynie obrazować i ułatwiać zrozumienie zebranych danych, czasem stają się celem same w sobie. Wykres niejednokrotnie staje się dowodem, tym wiarygodniejszym im lepiej wygląda.
Wiele rzeczy próbuje się udowadniać wykresami - wzrost zużycia prezerwatyw w Afryce w pewnym stopniu koreluje ze wzrostem zapadalności na HIV, stąd też próby dowodzenia, że prezerwatywy zwiększają szanse zakażenia. Tymczasem jest odwrotnie - prezerwatywy zaczęto stosować dla ochrony przed zakażeniem. Wzrost urbanizacji następuje w tym samym czasie co wzrost zapadalności na raka, ale oba trendy łączy tylko kierunek w tym samym czasie.
Jest wiele zjawisk których wielkość rośnie lub spada - wzrasta wciąż liczba osób na świecie, wzrasta liczba samochodów, produkowanych cukierków i powierzchnia działających baterii słonecznych. Spada liczba rolników używających koni do orki, użytkowników telewizorów kineskopowych. Powierzchnia przydomowych ogródków warzywnych czasem spada a czasem rośnie, w przeciw-rytmie ze wzrostem i spadkiem powierzchni trawników. Ale samo stwierdzenie, że dwa zjawisko w tym samym czasie rosną i opadają, nie potwierdza jeszcze związku między nimi. Dopiero gdy odnajdziemy jakiś związek przyczynowo-skutkowy, będziemy mogli powiedzieć - jedno zjawisko wpływa na te drugie.
Postanowiłem zebrać kilka takich przykładów wykresów, które dobrze wyglądają ale niczego nie dowodzą:
Sprzedaż zdrowej żywości i zapadalność na autyzm:
Oba wykresy korelują ze sobą w niesamowicie zgodny sposób. Jednak sama korelacja danych to nie to samo co związek przyczynowo-skutkowy.
Internet Explorer i ilość morderstw:
Udział przeglądarki IE w domowych komputerach spada tak samo jak ilość morderstw. Podobnie jak w poprzednim przypadku korelacja to nie związek. Jest wiele rzeczy, których częstość lub liczebność spada i rośnie w tym samym czasie, ale z różnych przyczyn.
Ilość użytkowników Facebooka i obligacje Grecji:
Otyłość i ilość zadłużonych:
Import meksykańskich cytryn zmniejsza liczbę śmierci na autostradach:
Piraci hamują globalne ocieplenie:
Konsumpcja czekolady zwiększa szanse na Nobla?
Akurat o tym ostatnim przypadku piszą ostatnio na blogu Xjentifika.
sobota, 5 kwietnia 2014
piątek, 21 marca 2014
Szczelinowanie hydrauliczne w Polsce - w 1964 roku
Takie małe przypomnienie, że niektóre budzące dziś kontrowersje rzeczy, są nam znane już od dawna:
Ostatecznie jednak nawet szczelinowanie wiele nie pomogło przy wyczerpywaniu się złóż.
"Naftowa kuracja odmładzająca"Zabieg najwyraźniej się udał, skoro już niedługo donoszono:
W kopalnictwie naftowym stosowane jest obecnie z powodzeniem wybuchowa "kuracja odmładzająca" starych szybów, która pozwala na pewien czas znacznie zwiększyć ich wydajność, przez ułatwienie ropie dopływu do otworu wiertniczego. Szczeliny skalne w warstwach roponośnych ulegają w miarę eksploatacji stopniowemu zamulaniu i ropa wypływa nimi wolniej, nawet gdy jest jej jeszcze sporo w złożu. Zapobiega temu tzw. szczelinowanie, t. sztuczne podnoszenie ciśnienia w szybie za pomocą pomp, ale nie zawsze jest to skuteczne. Nowością, zastosowaną przez gorlickich racjonalizatorów było wspomożenie pracy pomp eksplozją małego ładunku dynamitu, która zapoczątkowuje rozpychanie szczelin dokładnie na poziomie warstwy roponośnej.
[Dziennik Polski 19 VIII 1964 MBC]
Ostatecznie jednak nawet szczelinowanie wiele nie pomogło przy wyczerpywaniu się złóż.
sobota, 8 marca 2014
Racjonalista nie zawsze racjonalny
Portal Racjonalista jest najstarszym polskim portalem propagującym racjonalistyczny i sceptyczny światopogląd, promując ateizm i świeckość państwa. Poszerza swoją formułę o wiadomości naukowe, informacje na temat praw człowieka i artykuły przeglądowe dotyczące historii, nauk ścisłych czy filozofii. I o religii.
Niedawny artykuł na temat upadku imperium Azteków, przypomniał mi o pewnym starym artykule, w którym założyciel portalu daleko odszedł od racjonalnego podejścia do faktów. Może już go zmienili? - zastanowiłem się. Jednak nie. A skoro mimo licznych zastrzeżeń nadal tam wisi, to może napiszę dlaczego mi się nie podoba.
Ewangelizacja Indian
Kolonizacja obu Ameryk była wielką tragedią rdzennych mieszkańców. Przybysze z Europy uznali te ziemie za swoje zaś mieszkańców za swych poddanych, których należy nauczyć życia po europejsku, ale którzy zarazem stanowią na tyle prymitywną formę człowieka, iż można w doskonały sposób wykorzystać ich do niewolniczej pracy.
Podboje, zakazy kultywowania dawnych zwyczajów, zabijanie starszyzny i arystokracji, przerwanie ciągłości kulturowej - te powody sprawiły, że dawna cywilizacja upadła i możemy tylko domyślać się jej wyglądu, odszukując niezatarte ułomki. Podboje białego człowieka wyrządziły tym kulturom wielką krzywdę. Jednak czytając wspomniany artykuł, mam wrażenie, że Agnosiewicz grubo przesadził z ich wyliczeniem i przypisaniem wszystkich tylko duchownym.
150 na dzień
Po wstępie na temat bulli papieskiej przyznającej te ziemie kolonizatorom i zacytowaniu Kolumba, mającego nadzieję na dużą liczbę nawróceń i korzyści materialne, zaczyna się atak liczbami:
Milion zabitych w ciągu 18 lat? To po 150 mordów dziennie, przy pomocy niewielkiej liczby osób, dzień w dzień wliczając święta, w związku z czym Katolicy nie mieli by czasu na cokolwiek innego. Niestety brak źródeł tej informacji, a bardzo szkoda, bo te które przejrzałem szacują całkowite zaludnienie wyspy Haiti na 300-500 tysięcy osób w chwili przybycia Europejczyków[1], zaś oficjalny spis ludności z roku 1517 podawał liczbę tubylców na 14 tysięcy. To nadal gigantyczny spadek, tylko że wobec tego w artykule żadna liczba się nie zgadza.
Skąd jednak wziął się ten gigantyczny spadek? Czyżby holokaust w imię Boga i z powodu religii, jak zdaje się sugerować artykuł? Jednak nie.
Hiszpanie po kolonizacji zmienili organizację rolnictwa - wielu ludzi zostało przymuszonych do upraw bawełny, nikt nie liczył się z terminami siewów, a tradycyjne tarasowe rolnictwo uznano za niepraktyczne. Zbiory żywności znacząco zmniejszyły się a Haitańczykom zaczął doskwierać głód. Na dodatek kolonizatorzy przywieźli ze sobą nieznane choroby, na które tubylcy byli zupełnie nieuodpornieni. Pierwsza epidemia ospy nastąpiła prawdopodobnie w roku 1507, nie wiadomo jak szeroki miała zasięg, jednak zważywszy że druga w roku 1518 zabiła 90% zarażonych, musiała zebrać gigantyczne żniwo.[2] W ciągu pierwszych dziesięciu lat od kolonizacji na wyspie następuje szereg epidemii, w tym grypy.[3] To wraz z głodem doprowadza do spadku ludności.
Agnosiewicz o tym nie wspomina.
Zniszczenie Azteków
Ta część jest bardzo krótka i traktuje ona temat dosyć pobieżnie:
Dwie następne epidemie ospy pojawiły się w latach 1545-48, potem w 1578 tyfus, w międzyczasie też koklusz, odra i grypa.[5] W 1545 i 1576 pojawiła się tam także gorączka krwotoczna. Niecałe 60 lat wystarczyło aby epidemie zabiły 80% Azteków.
O czym autor artykułu nie wspomina.
Zniszczenie Inków
W tym fragmencie w zasadzie nie bardzo jest się z czym spierać, no może tylko niezbyt poważne źródło akapitu (czasopismo Świat Wiedzy), warto jednak dodać kontekst, bo czytelnik może odnieść wrażenie że konkwistador obalił całe państwo garstką ludzi. Po tym jak epidemia ospy wybiła znaczną część Azteków, przedostała się do państwa Inków, jednak jeszcze w latach 20. XVI wieku nie miała dużego zasięgu. Zabiła jednak władcę, zaś jego synowie wszczęli krwawą i wojnę domową, zakończoną zwycięstwem Atahualpy. Dopiero wraz przybyciem Hiszpanów epidemia rozpanoszyła się na dobre, w kilku falach zabijając około 60% ludności, w tym dużą część wojsk. Stolica była już znacznie osłabiona w momencie obalenia króla. Następujące potem jedna po drugiej epidemie ospy, odry, dyfterytu, tyfusu i grypy wybiły większość niedobitków, niszcząc kulturę Inków skuteczniej niż sama tylko kolonizacja.[6]
Znowu liczby
Do dalszych części na temat palenia ksiąg Majów, czy relacji o metodach tortur właściwie nie mam zastrzeżeń, brakuje mi jednak informacji o tym kim był Bartolome de Calas, autor relacji O wyniszczeniu Indian. Wcześniej autor chętnie wymienia liczebność kapłanów w koloniach i powiązania z kościołem poszczególnych osób, tu natomiast pomija fakt, ze Bartolomeo też był duchownym, a gdy wytknięto mu to w komentarzach, uznał że to nieistotne i że w artykule na temat zbrodni duchownych katolickich nie trzeba pisać, że duchownym był człowiek który stawał w obronie Indian i opisywał okrucieństwa innych. Może nie ma, ale wymowa artykułu byłaby tym szczegółem osłabiona.
Wymowę ratuje cytat o tym, że w ciągu 150 lat ewangelizacji w Ameryce Południowej zginęło 70 mln mieszkańców. To spora liczba. Większa niż całkowite zaludnienie obu Ameryk w tamtym czasie, które szacuje się na 50-60 mln.
Brak tu źródła ale pojawia się tu przypis, który dopiero teraz napomyka że zapewne większość zmarła od chorób. Zaraz, zaraz - to najpierw czytaliśmy długi artykuł o mordowaniu milionów Indian przez katolików, żeby na koniec dowiedzieć się, że zabiła ich epidemia? Coś tu nie styka. Jakoś nie słyszałem aby zarażanie chorobami stanowiło metodę ewangelizacyjną katolickich duchownych.
W komentarzach do artykułu zachowała się jednak pierwotna forma tego akapitu, z przypisem M. Mettner. Czyżby jakiś historyk specjalizujący się w sprawach kolonizacji? Jedyny jakiego znalazłem to Matthias Mettner, autor książki o Opus Dei "Katolicka Mafia". Co to ma do Indian trudno powiedzieć.
Oczywiście wiem, że uprawiam tu straszne czepialstwo, że wygrzebuję jakiś mały, stary artykuł sprzed wielu lat, którego już pewnie nikt nie pamięta, ale o ile można zrozumieć, że autor nie będący historykiem mógł popełnić przed laty błędy w doborze źródeł, o tyle dziwi że artykuł nadal jest na portalu obecny. Jeśli przejrzycie komentarze, to w zasadzie wszystkie powyższe argumenty zostały już wytknięte, a jedyną reakcją było usunięcie najbardziej wątpliwych liczb (w tym fragmentu wedle którego w środkowym Meksyku miano zabić więcej ludzi niż ich żyło w całej Mezoameryce) i dodanie tego przypisu o epidemiach, natomiast cała reszta oskarżenia o "ewangelizacyjny holokaust milionów Indian" pozostaje.
Coś podobnego przydarzyło się w artykule na temat prześladowań czarownic, gdzie podaje, że tylko w XVI i XVII wieku spalić miano 750 tysięcy osób, ale mówi się o milionach. Owszem, byli i tacy którzy mówili o dziesięciu milionach, ale brak dowodów na poparcie. Obecnie szacunki podają liczby rzędu 40-100 tysięcy ofiar na podstawie liczby spraw, i to w dłuższym okresie bo od XV do XVIII wieku[7] To i tak ogromna liczba z której trudno się kościołowi wytłumaczyć, więc po co wyolbrzymiać?
-------
[1] http://www.hartford-hwp.com/archives/43a/100.html
[2] http://images.library.wisc.edu/AfricanStudies/EFacs/Lovejoy/reference/africanstudies.lovejoy.dhenige.pdf
[3] The Born to Die: Diesease and New World Conquest.
[4] http://colonialdiseasedigitaltextbook.wikispaces.com/1.3+Smallpox+in+Mexico
[5] http://www.allabouthistory.org/aztec-history-faq.htm
[6] http://colonialdiseasedigitaltextbook.wikispaces.com/1.4+Smallpox+in+Peru
[7] http://www.summerlands.com/crossroads/remembrance/current.htm
* http://en.wikipedia.org/wiki/History_of_smallpox
* http://en.wikipedia.org/wiki/Population_history_of_the_indigenous_peoples_of_the_Americas
* http://en.wikipedia.org/wiki/Aztec_Empire
* http://en.wikipedia.org/wiki/Inca_Empire
* http://en.wikipedia.org/wiki/Taíno_people
* http://en.wikipedia.org/wiki/Hispaniola
Niedawny artykuł na temat upadku imperium Azteków, przypomniał mi o pewnym starym artykule, w którym założyciel portalu daleko odszedł od racjonalnego podejścia do faktów. Może już go zmienili? - zastanowiłem się. Jednak nie. A skoro mimo licznych zastrzeżeń nadal tam wisi, to może napiszę dlaczego mi się nie podoba.
Ewangelizacja Indian
Kolonizacja obu Ameryk była wielką tragedią rdzennych mieszkańców. Przybysze z Europy uznali te ziemie za swoje zaś mieszkańców za swych poddanych, których należy nauczyć życia po europejsku, ale którzy zarazem stanowią na tyle prymitywną formę człowieka, iż można w doskonały sposób wykorzystać ich do niewolniczej pracy.
Podboje, zakazy kultywowania dawnych zwyczajów, zabijanie starszyzny i arystokracji, przerwanie ciągłości kulturowej - te powody sprawiły, że dawna cywilizacja upadła i możemy tylko domyślać się jej wyglądu, odszukując niezatarte ułomki. Podboje białego człowieka wyrządziły tym kulturom wielką krzywdę. Jednak czytając wspomniany artykuł, mam wrażenie, że Agnosiewicz grubo przesadził z ich wyliczeniem i przypisaniem wszystkich tylko duchownym.
150 na dzień
Po wstępie na temat bulli papieskiej przyznającej te ziemie kolonizatorom i zacytowaniu Kolumba, mającego nadzieję na dużą liczbę nawróceń i korzyści materialne, zaczyna się atak liczbami:
Indianie nie byli skorzy do przyjmowania Trójcy bądź to z powodu przywiązania do religii ojców, bądź też dlatego, że ich zabito. W chwili przybycia katolików na Haiti mieszkało tam ok. 1,1 mln mieszkańców. W 1510 zostało ich już zaledwie 46 tys., zaś w 1517 - tysiąc.
Milion zabitych w ciągu 18 lat? To po 150 mordów dziennie, przy pomocy niewielkiej liczby osób, dzień w dzień wliczając święta, w związku z czym Katolicy nie mieli by czasu na cokolwiek innego. Niestety brak źródeł tej informacji, a bardzo szkoda, bo te które przejrzałem szacują całkowite zaludnienie wyspy Haiti na 300-500 tysięcy osób w chwili przybycia Europejczyków[1], zaś oficjalny spis ludności z roku 1517 podawał liczbę tubylców na 14 tysięcy. To nadal gigantyczny spadek, tylko że wobec tego w artykule żadna liczba się nie zgadza.
Skąd jednak wziął się ten gigantyczny spadek? Czyżby holokaust w imię Boga i z powodu religii, jak zdaje się sugerować artykuł? Jednak nie.
Hiszpanie po kolonizacji zmienili organizację rolnictwa - wielu ludzi zostało przymuszonych do upraw bawełny, nikt nie liczył się z terminami siewów, a tradycyjne tarasowe rolnictwo uznano za niepraktyczne. Zbiory żywności znacząco zmniejszyły się a Haitańczykom zaczął doskwierać głód. Na dodatek kolonizatorzy przywieźli ze sobą nieznane choroby, na które tubylcy byli zupełnie nieuodpornieni. Pierwsza epidemia ospy nastąpiła prawdopodobnie w roku 1507, nie wiadomo jak szeroki miała zasięg, jednak zważywszy że druga w roku 1518 zabiła 90% zarażonych, musiała zebrać gigantyczne żniwo.[2] W ciągu pierwszych dziesięciu lat od kolonizacji na wyspie następuje szereg epidemii, w tym grypy.[3] To wraz z głodem doprowadza do spadku ludności.
Agnosiewicz o tym nie wspomina.
Zniszczenie Azteków
Ta część jest bardzo krótka i traktuje ona temat dosyć pobieżnie:
Ferdynand Cortez również poważnie potraktował nakaz Pana. W roku 1519 wraz z armią uzbrojoną w broń palną, krzyże i Biblie wyruszył głosić Ewangelię Indianom meksykańskim. Było im o tyle łatwiej, że wśród Indian krążył mit o białym bogu, używającym znaku krzyża, który przybył na te ziemie, by nauczyć ludzi uprawy roli, rzemiosła, zapoznać ich z pismem, przekazać wiedzę, a podstępnie zmuszony do opuszczenia kraju obiecał, że kiedyś powróci. Jako bogowie swoją hekatombę w imieniu Ewangelizacji narodów prowadzili łatwo i szybko. Podobnie jak w przypadku Sasów „Bóg wszechmogący zatriumfował". Tylko znów ewangelizowanych zostało jak na lekarstwo.Cortez faktycznie wymordował wielką liczbę Indian a innych zniewolił. Rzeczywiście też niewielu pozostało ewangelizowanych - ale czy zostali oni zabici przez katolików w ramach ewangelizacji? Niestety tekst jedynie napomyka o tym problemie, sugerując takie rozwiązania. Tymczasem my zajrzyjmy do źródeł historycznych. W okresie pierwszych najazdów, imperium Azteków liczyło 20-25 mln ludzi. Cortez zaczął swoje podboje w roku 1519. W roku 1520 jeden z afrykańskich niewolników, których sprowadzano wcześniej na Haiti, zaniósł do Meksyku ospę. Epidemia rozszerzyła się tak szybko że wkrótce ogarnęła stolicę państwa i największe miasta. Zmarła wówczas większość wojsk i ok. 25% populacji stolicy, na prowincji zmarła nawet połowa ludności.[4] Jeden z misjonarzy opisywał wówczas że Indianie ginęli jak pluskwy, ciała zmarłych piętrzyły się na ulicach stosami. Bywało, że wszyscy w danym domu umierali i nie było komu chować zmarłych - domy takie obalano, zamieniając je w grobowce.
Dwie następne epidemie ospy pojawiły się w latach 1545-48, potem w 1578 tyfus, w międzyczasie też koklusz, odra i grypa.[5] W 1545 i 1576 pojawiła się tam także gorączka krwotoczna. Niecałe 60 lat wystarczyło aby epidemie zabiły 80% Azteków.
O czym autor artykułu nie wspomina.
Zniszczenie Inków
W tym fragmencie w zasadzie nie bardzo jest się z czym spierać, no może tylko niezbyt poważne źródło akapitu (czasopismo Świat Wiedzy), warto jednak dodać kontekst, bo czytelnik może odnieść wrażenie że konkwistador obalił całe państwo garstką ludzi. Po tym jak epidemia ospy wybiła znaczną część Azteków, przedostała się do państwa Inków, jednak jeszcze w latach 20. XVI wieku nie miała dużego zasięgu. Zabiła jednak władcę, zaś jego synowie wszczęli krwawą i wojnę domową, zakończoną zwycięstwem Atahualpy. Dopiero wraz przybyciem Hiszpanów epidemia rozpanoszyła się na dobre, w kilku falach zabijając około 60% ludności, w tym dużą część wojsk. Stolica była już znacznie osłabiona w momencie obalenia króla. Następujące potem jedna po drugiej epidemie ospy, odry, dyfterytu, tyfusu i grypy wybiły większość niedobitków, niszcząc kulturę Inków skuteczniej niż sama tylko kolonizacja.[6]
Znowu liczby
Do dalszych części na temat palenia ksiąg Majów, czy relacji o metodach tortur właściwie nie mam zastrzeżeń, brakuje mi jednak informacji o tym kim był Bartolome de Calas, autor relacji O wyniszczeniu Indian. Wcześniej autor chętnie wymienia liczebność kapłanów w koloniach i powiązania z kościołem poszczególnych osób, tu natomiast pomija fakt, ze Bartolomeo też był duchownym, a gdy wytknięto mu to w komentarzach, uznał że to nieistotne i że w artykule na temat zbrodni duchownych katolickich nie trzeba pisać, że duchownym był człowiek który stawał w obronie Indian i opisywał okrucieństwa innych. Może nie ma, ale wymowa artykułu byłaby tym szczegółem osłabiona.
Wymowę ratuje cytat o tym, że w ciągu 150 lat ewangelizacji w Ameryce Południowej zginęło 70 mln mieszkańców. To spora liczba. Większa niż całkowite zaludnienie obu Ameryk w tamtym czasie, które szacuje się na 50-60 mln.
Brak tu źródła ale pojawia się tu przypis, który dopiero teraz napomyka że zapewne większość zmarła od chorób. Zaraz, zaraz - to najpierw czytaliśmy długi artykuł o mordowaniu milionów Indian przez katolików, żeby na koniec dowiedzieć się, że zabiła ich epidemia? Coś tu nie styka. Jakoś nie słyszałem aby zarażanie chorobami stanowiło metodę ewangelizacyjną katolickich duchownych.
W komentarzach do artykułu zachowała się jednak pierwotna forma tego akapitu, z przypisem M. Mettner. Czyżby jakiś historyk specjalizujący się w sprawach kolonizacji? Jedyny jakiego znalazłem to Matthias Mettner, autor książki o Opus Dei "Katolicka Mafia". Co to ma do Indian trudno powiedzieć.
Oczywiście wiem, że uprawiam tu straszne czepialstwo, że wygrzebuję jakiś mały, stary artykuł sprzed wielu lat, którego już pewnie nikt nie pamięta, ale o ile można zrozumieć, że autor nie będący historykiem mógł popełnić przed laty błędy w doborze źródeł, o tyle dziwi że artykuł nadal jest na portalu obecny. Jeśli przejrzycie komentarze, to w zasadzie wszystkie powyższe argumenty zostały już wytknięte, a jedyną reakcją było usunięcie najbardziej wątpliwych liczb (w tym fragmentu wedle którego w środkowym Meksyku miano zabić więcej ludzi niż ich żyło w całej Mezoameryce) i dodanie tego przypisu o epidemiach, natomiast cała reszta oskarżenia o "ewangelizacyjny holokaust milionów Indian" pozostaje.
Coś podobnego przydarzyło się w artykule na temat prześladowań czarownic, gdzie podaje, że tylko w XVI i XVII wieku spalić miano 750 tysięcy osób, ale mówi się o milionach. Owszem, byli i tacy którzy mówili o dziesięciu milionach, ale brak dowodów na poparcie. Obecnie szacunki podają liczby rzędu 40-100 tysięcy ofiar na podstawie liczby spraw, i to w dłuższym okresie bo od XV do XVIII wieku[7] To i tak ogromna liczba z której trudno się kościołowi wytłumaczyć, więc po co wyolbrzymiać?
-------
[1] http://www.hartford-hwp.com/archives/43a/100.html
[2] http://images.library.wisc.edu/AfricanStudies/EFacs/Lovejoy/reference/africanstudies.lovejoy.dhenige.pdf
[3] The Born to Die: Diesease and New World Conquest.
[4] http://colonialdiseasedigitaltextbook.wikispaces.com/1.3+Smallpox+in+Mexico
[5] http://www.allabouthistory.org/aztec-history-faq.htm
[6] http://colonialdiseasedigitaltextbook.wikispaces.com/1.4+Smallpox+in+Peru
[7] http://www.summerlands.com/crossroads/remembrance/current.htm
* http://en.wikipedia.org/wiki/History_of_smallpox
* http://en.wikipedia.org/wiki/Population_history_of_the_indigenous_peoples_of_the_Americas
* http://en.wikipedia.org/wiki/Aztec_Empire
* http://en.wikipedia.org/wiki/Inca_Empire
* http://en.wikipedia.org/wiki/Taíno_people
* http://en.wikipedia.org/wiki/Hispaniola
wtorek, 4 marca 2014
Pan jasnowidz widzi wojnę. Znowu.
W związku z zamieszaniem w geopolityce dobrze by było przyjrzeć się temu jak sytuacja wojny w Europie i na świecie była prognozowana przez najsłynniejszego polskiego jasnowidza, Jackowskiego. A jest to rzecz bardzo zabawna.
2006 W tym roku niespokojnie
Pierwsze ślady wojny Jackowski dostrzegał w przepowiedni na jesień 2006:
Wyraźniej widział wojnę na jesieni 2008 roku:
Zdecydowanie bardziej otwarcie mówił o wojnie w przepowiedni na rok 2009:
Wprawdzie w poprzednim roku nie wyszło, ale może teraz:
Przepowiednia na kolejny rok jest bardziej dosadna:
Rosja pilnowała spokoju na tyle dobrze, że wojnę można było zapowiedzieć kolejny raz:
2014 Na Ukrainie spokojnie
W tegorocznej przepowiedni więcej jest opinii pana jasnowidza o tym jak jest źle niż proponowanych przewidywań. Ale coś jednak się pojawia:
Ale, ale. Sytuacja jest przecież rozwojowa. Gdy zamieszki w ostrej fazie z płonącymi barykadami i rannymi już trwały, media poprosiły Jackowskiego o wypowiedź. Tutaj przepowiednia z 20 lutego:
https://www.youtube.com/watch?v=dvo6JxUr_M8
Inne ciągłe przepowiednie:
- od 2008 roku zapowiada że wskutek afery w połowie roku PO gwałtownie straci poparcie
- od 2009 roku zapowiada rychły rozpad Unii, najpierw w 2011 roku, potem rok później
------
[1] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20060605/CHOJNICE/106050368
[2] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080919/INNEMIASTA04/281253424
[3] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20081231/REGION/693970679
[4] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20091231/REGION/829598918
[5] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101231/JASNOWIDZ_Z_CZLUCHOWA/35664188
[6] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20111230/JASNOWIDZ_Z_CZLUCHOWA/469007570
[7] http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/1075544,przepowiednie-jasnowidza-krzysztofa-jackowskiego-na-2014-rok-czekaja-nas-ciezkie-czasy-przepowiednie-jackowskiego-dla-ukrainy,1,5,id,t,sm,sg.html#galeria-material
2006 W tym roku niespokojnie
Pierwsze ślady wojny Jackowski dostrzegał w przepowiedni na jesień 2006:
Druga połowa roku będzie szokująca - wielkie straty. To zły czas dla gospodarki światowej, co odbije się też na naszym życiu. Druga połowa roku będzie też ogólnie zła dla świata. Sytuacja z Iranem jest napięta, zacznie się wojna paliwowa. [1]2008 Będzie kryzys będzie wojna
Wyraźniej widział wojnę na jesieni 2008 roku:
Aż wolę tego nie mówić, ale mam wrażenie, że szykuje się konflikt zbrojny i dotknie on cały świat. Kryzys będzie naprawdę wielki, a takie sytuacje w historii rozwiązywały wojny - takie jest wyjście do nowego ładu i oby Ameryka nie pokusiła się o wojnę, żeby ratować sytuację.[2]2009 Będzie wojna
Zdecydowanie bardziej otwarcie mówił o wojnie w przepowiedni na rok 2009:
Pozwolę sobie przypomnieć, że ten kryzys przewidziałem i powiem tak - sam nie zdechnie. Świat jest podzielony na dwie części - Europę i USA oraz drugą część - Azję i Bliski Wschód. Tam właśnie dojdzie do prowokacji w ciągu kilku miesięcy. Może będą to dwie, trzy prowokacje. Każda z nich będzie miała na celu wojnę. (...) Jeśli w moich odczuciach wojna może być przez kogoś wywołana, to może jest też ktoś, kto do niej nie dopuści. Widzę niebezpieczeństwo wojny. I życzę Czytelnikom i sobie też, żeby z tego majstrowania nic nie wyszło.[3]2010 Nadal wojna może być
Wprawdzie w poprzednim roku nie wyszło, ale może teraz:
Cały czas jestem pewny, że Ameryka ma problem z kryzysem i Obama dostał profilaktycznie tę Nagrodę Nobla, żeby do wojny nie doszło. A konflikt jest jedynym ratunkiem dla Ameryki, bo ją strasznie zżera kryzys, a ludziom się tam mydli oczy. Nadal widzę zagrożenie wybuchem jakiegoś konfliktu, ale w tym roku - z przyczyn ekonomicznych - może on dotknąć Azję. Polski nie będzie to dotyczyło.[4]2011 Teraz wojna będzie
Przepowiednia na kolejny rok jest bardziej dosadna:
- Wciąż mam wrażenie, że będzie wojna. Nie wybucha tylko dzięki Rosji. Tak czuję. A wojna to zyski i nie wiadomo, jak długo Rosja będzie pilnować spokoju. [5]2012
Rosja pilnowała spokoju na tyle dobrze, że wojnę można było zapowiedzieć kolejny raz:
A Euro 2012?Zatem od ośmiu lat jasnowidz miał przeczucie, że wybuchnie jakaś wojna. Jednak potem przestał o tym mówić. Przepowiednia na rok 2013 nic nie mówi o wojnie. A w tym roku?
- Będzie przez nas mniej przeżywane z powodu napiętej sytuacji i niepokojów. W jednym z krajów europejskich zacznie się totalna rewolucja.
- W Grecji?
- Nie, nie w Grecji. We Francji lub kraju ościennym, gdzieś obok Francji. To będzie jak zamach stanu. Od tego momentu w Europie zaczną się dziać naprawdę niedobre rzeczy. Kraje Europy będą chciały reagować jako Wspólnota, ale to będzie problematyczne.[6]
2014 Na Ukrainie spokojnie
W tegorocznej przepowiedni więcej jest opinii pana jasnowidza o tym jak jest źle niż proponowanych przewidywań. Ale coś jednak się pojawia:
A co czeka Ukrainę?To ciekawe. Najpierw kilka lat z rzędu zapowiada wojnę na następny rok, a gdy tylko z tego rezygnuje, to zaraz przy granicy wybucha poważny konflikt. Tymczasem emocje nie opadły a rząd nie wybrał opcji przeczekania.
Krzysztof Jackowski: Uważam, że apogeum dążeń prounijnych już przeminęło w Kijowie. Z każdym dniem emocje będą pomału opadać. Rząd ukraiński obierze taktykę "pójścia na przetrwanie". Powoli, powoli sytuacja będzie się tam normalizować albo raczej uspokajać. Rząd ukraiński nie ugnie się przed żądaniami demonstrantów. Przed Ukrainą daleka droga do Unii. Czy to źle? Wcale nie jestem pewien. Dzięki temu Ukraina dłużej zachowa swoją tożsamość.[7]
Ale, ale. Sytuacja jest przecież rozwojowa. Gdy zamieszki w ostrej fazie z płonącymi barykadami i rannymi już trwały, media poprosiły Jackowskiego o wypowiedź. Tutaj przepowiednia z 20 lutego:
https://www.youtube.com/watch?v=dvo6JxUr_M8
"To co się teraz dzieje na Ukrainie to zostanie mimo wszystko stłamszone, i obawiam się że Ukraina jednak nie ustąpi - prezydent czy rząd nie ustąpią. No i to będzie tak trwało, może to tak trwać nawet dwa czy trzy miesiące. Co dzień będą jakieś rozległe walki czy temu podobne. Natomiast uważam że to się może jeszcze paprać ze trzy miesiące. Uważam że Rosja będzie pilnowała wydarzeń na Ukrainie i przez to się to będzie tak babrało wszystko. Natomiast nie mam wrażenia żeby się tam miało coś poważnego stać, żeby miała tam wybuchnąć taka totalna rewolucja."Na koniec ostrożnie dodaje, że nawet gdyby prezydent miał zostać obalony to ukraina się na unię nie otworzy. Niestety tak ostrożne przewidywania, że wszystko się rozmaże, rząd przeczeka a demonstracje nie nabiorą gwałtownego charakteru, zdezaktualizowały się już kilka dni później.
Inne ciągłe przepowiednie:
- od 2008 roku zapowiada że wskutek afery w połowie roku PO gwałtownie straci poparcie
- od 2009 roku zapowiada rychły rozpad Unii, najpierw w 2011 roku, potem rok później
------
[1] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20060605/CHOJNICE/106050368
[2] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080919/INNEMIASTA04/281253424
[3] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20081231/REGION/693970679
[4] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20091231/REGION/829598918
[5] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101231/JASNOWIDZ_Z_CZLUCHOWA/35664188
[6] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20111230/JASNOWIDZ_Z_CZLUCHOWA/469007570
[7] http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/1075544,przepowiednie-jasnowidza-krzysztofa-jackowskiego-na-2014-rok-czekaja-nas-ciezkie-czasy-przepowiednie-jackowskiego-dla-ukrainy,1,5,id,t,sm,sg.html#galeria-material
niedziela, 2 marca 2014
Wszyscy jesteśmy uzależnieni od tytoniu.
Zajmę się tutaj kwestią może kontrowersyjną, ale wartą uwagi.
Tytoń należy do najbardziej śmiercionośnych używek ludzkości. Jak to wykazano już w latach 50. palenie tytoniu jest istotnym czynnikiem wywołującym raka płuc i inne nowotwory. Można śmiało powiedzieć, że palenie odpowiada za miliony zgonów. Skoro tytoń jest taki szkodliwy, to dlaczego się go nie zakaże? A no z powodu uzależnienia, które obejmuje nas wszystkich.
Nawet ten, który nigdy nie zaczynał palić i dziś nie chce mieć z tym nic wspólnego (służę za przykład), jest w jakimś stopniu zależny od tytoniu. W jaki sposób? Produkcja i sprzedaż wyrobów tytoniowych stały się w wielu krajach tak ważną gałęzią gospodarki, że państwa nie mogą się od tego odzwyczaić. Szacuje się, że z uprawy i przetwórstwa tytoniu żyje w Polsce 100 tysięcy ludzi, z czego 60 tysięcy to rolnicy (szacunki zmieniają się zależnie od źródła)..
Inną korzyścią jaką z tytoniu ma państwo, są pieniądze z akcyzy. Teoretycznie akcyza to oplata mająca zmniejszać popularność szkodliwych używek, w związku z czym istnieje nawet akcyza na karty do gry i na sprzęty do gry w bilarda, mająca na celu zmniejszyć hazard. Tak na prawdę jednak akcyzy na niebezpieczne używki nie mają służyć zdrowiu, lecz wykorzystaniu nałogu do zasilania budżetu. Mimo skrupulatnego przeglądania nie znalazłem wypowiedzi polityków, w której mówiłoby się o zdrowiu - raczej natomiast mówiło się o planowaniu zysku, jak gdyby przemysł tytoniowy był jakąś inwestycją. Obecnie różne podatki, akcyza i Vat stanowią prawie 82%* ceny paczki papierosów:
Wpływy związane z kupowaniem papierosów przekraczają 20 mld złotych i stanowią ok. 9% całkowitego budżetu kraju, co jest niespotykanie wysokim udziałem. Nic więc dziwnego, że państwo poza podwyższaniem akcyzy nie przewiduje żadnych dodatkowych działań przeciwko tytoniowi, a o wielkości podatków w cenie papierosów dyskutuje minister finansów a nie zdrowia.
Niemałe przychody generuje też sprzedaż polskich papierosów na rynku unijnym - od wejścia do Unii eksport wzrósł o 1200%, przez co stanowimy głównego producenta w Europie.
Jest jednak druga strona medalu - poza zyskami które wpływają do skarbu państwa teraz, natychmiast, palenie skutkuje kosztami związanymi z chorobami wywołanymi paleniem, te jednak są rozciągnięte w czasie i usiłuje się ich nie zauważać. Na dodatek rosnące podatki powiększają szarą strefę, a ludzie coraz częściej chwytają się różnych sztuczek, w rodzaju "wynajmu maszyny" produkującej papierosy "na własny użytek" z liści nie będących suszem a wobec tego nie opodatkowanych. Inny pomysł to zwijanie skrętów z pokruszonych "cygar imprezowych" obłożonych niższym podatkiem i minimalną akcyzą.
I znów - o sprawie wypowiadają się producenci papierosów i minister finansów, lekarzy nikt nie pyta. Jeszcze zabawniej brzmią zapowiedzi ukrócenia tego procederu, czy straszenie, że robiąc tak łamiemy prawo - wprawdzie przepisy mówią iż takie nieakcyzowe cygara mają być produkowane do wykorzystania bez przetwarzania, ale przecież są one produkowane tak, aby się do tego celu nadawały. Co sobie obywatel z tym zrobi po zakupie to jego sprawa, będzie to po prostu użycie niezgodnie z przeznaczeniem. Zaś wyrobu domowego na własny użytek nie da się w żadem sposób opodatkować lub obakcyzować. Wreszcie zaś nakładanie specjalnych obciążeń na ten typ cygar z myślą, aby ludzie nie robili z nich papierosów, byłoby zakładaniem z góry że kupujący ma zamiar omijać przepisy a producent ma zamiar mu to ułatwić, czyli domniemaniem winy.
Trzeba też zauważyć, że coraz więcej Polaków rzuca palenie a wpływy z tytułu akcyzy kolejny rok z rzędu są niższe od zakładanych, przez co rzeczywisty gospodarczy skutek podwyżek może się okazać dokładnie odwrotny od zakładanego.
A zdrowie? Dla zdrowia najlepiej by było gdyby wspierano chcących rzucić palenie i ograniczano produkcję, lecz w świetle powyższego raczej się nie da. Gdyby Polacy wzięli sobie do serca przykazania lekarzy i jak jeden mąż rzucili palenie, to kraj by zbankrutował.
-----
* w tym roku mają wzrosnąć do 85%
http://www.rp.pl/artykul/1011336.html
http://tocowazne.pl/v/eksperci-centrum-im-adama-smitha-o-akcyzie-na-papierosy
http://m.onet.pl/biznes/branze/spozywcza,6eq7p
http://prawne-porady24.pl/prawopodatkowe/podatekakcyzowy/47-opodatkowanie-podatkiem-akcyzowym-produkcji-papierosow-na-wasny-uytek
Tytoń należy do najbardziej śmiercionośnych używek ludzkości. Jak to wykazano już w latach 50. palenie tytoniu jest istotnym czynnikiem wywołującym raka płuc i inne nowotwory. Można śmiało powiedzieć, że palenie odpowiada za miliony zgonów. Skoro tytoń jest taki szkodliwy, to dlaczego się go nie zakaże? A no z powodu uzależnienia, które obejmuje nas wszystkich.
Nawet ten, który nigdy nie zaczynał palić i dziś nie chce mieć z tym nic wspólnego (służę za przykład), jest w jakimś stopniu zależny od tytoniu. W jaki sposób? Produkcja i sprzedaż wyrobów tytoniowych stały się w wielu krajach tak ważną gałęzią gospodarki, że państwa nie mogą się od tego odzwyczaić. Szacuje się, że z uprawy i przetwórstwa tytoniu żyje w Polsce 100 tysięcy ludzi, z czego 60 tysięcy to rolnicy (szacunki zmieniają się zależnie od źródła)..
Inną korzyścią jaką z tytoniu ma państwo, są pieniądze z akcyzy. Teoretycznie akcyza to oplata mająca zmniejszać popularność szkodliwych używek, w związku z czym istnieje nawet akcyza na karty do gry i na sprzęty do gry w bilarda, mająca na celu zmniejszyć hazard. Tak na prawdę jednak akcyzy na niebezpieczne używki nie mają służyć zdrowiu, lecz wykorzystaniu nałogu do zasilania budżetu. Mimo skrupulatnego przeglądania nie znalazłem wypowiedzi polityków, w której mówiłoby się o zdrowiu - raczej natomiast mówiło się o planowaniu zysku, jak gdyby przemysł tytoniowy był jakąś inwestycją. Obecnie różne podatki, akcyza i Vat stanowią prawie 82%* ceny paczki papierosów:
Wpływy związane z kupowaniem papierosów przekraczają 20 mld złotych i stanowią ok. 9% całkowitego budżetu kraju, co jest niespotykanie wysokim udziałem. Nic więc dziwnego, że państwo poza podwyższaniem akcyzy nie przewiduje żadnych dodatkowych działań przeciwko tytoniowi, a o wielkości podatków w cenie papierosów dyskutuje minister finansów a nie zdrowia.
Niemałe przychody generuje też sprzedaż polskich papierosów na rynku unijnym - od wejścia do Unii eksport wzrósł o 1200%, przez co stanowimy głównego producenta w Europie.
Jest jednak druga strona medalu - poza zyskami które wpływają do skarbu państwa teraz, natychmiast, palenie skutkuje kosztami związanymi z chorobami wywołanymi paleniem, te jednak są rozciągnięte w czasie i usiłuje się ich nie zauważać. Na dodatek rosnące podatki powiększają szarą strefę, a ludzie coraz częściej chwytają się różnych sztuczek, w rodzaju "wynajmu maszyny" produkującej papierosy "na własny użytek" z liści nie będących suszem a wobec tego nie opodatkowanych. Inny pomysł to zwijanie skrętów z pokruszonych "cygar imprezowych" obłożonych niższym podatkiem i minimalną akcyzą.
I znów - o sprawie wypowiadają się producenci papierosów i minister finansów, lekarzy nikt nie pyta. Jeszcze zabawniej brzmią zapowiedzi ukrócenia tego procederu, czy straszenie, że robiąc tak łamiemy prawo - wprawdzie przepisy mówią iż takie nieakcyzowe cygara mają być produkowane do wykorzystania bez przetwarzania, ale przecież są one produkowane tak, aby się do tego celu nadawały. Co sobie obywatel z tym zrobi po zakupie to jego sprawa, będzie to po prostu użycie niezgodnie z przeznaczeniem. Zaś wyrobu domowego na własny użytek nie da się w żadem sposób opodatkować lub obakcyzować. Wreszcie zaś nakładanie specjalnych obciążeń na ten typ cygar z myślą, aby ludzie nie robili z nich papierosów, byłoby zakładaniem z góry że kupujący ma zamiar omijać przepisy a producent ma zamiar mu to ułatwić, czyli domniemaniem winy.
Trzeba też zauważyć, że coraz więcej Polaków rzuca palenie a wpływy z tytułu akcyzy kolejny rok z rzędu są niższe od zakładanych, przez co rzeczywisty gospodarczy skutek podwyżek może się okazać dokładnie odwrotny od zakładanego.
A zdrowie? Dla zdrowia najlepiej by było gdyby wspierano chcących rzucić palenie i ograniczano produkcję, lecz w świetle powyższego raczej się nie da. Gdyby Polacy wzięli sobie do serca przykazania lekarzy i jak jeden mąż rzucili palenie, to kraj by zbankrutował.
-----
* w tym roku mają wzrosnąć do 85%
http://www.rp.pl/artykul/1011336.html
http://tocowazne.pl/v/eksperci-centrum-im-adama-smitha-o-akcyzie-na-papierosy
http://m.onet.pl/biznes/branze/spozywcza,6eq7p
http://prawne-porady24.pl/prawopodatkowe/podatekakcyzowy/47-opodatkowanie-podatkiem-akcyzowym-produkcji-papierosow-na-wasny-uytek
sobota, 22 lutego 2014
1904 - Szalony Hrabia
Zdarzenia z lutego 1904 roku chyba najbardziej przypominają historie amerykańskich strzelanin, gdzie szaleniec strzela do przypadkowych osób. Pod względem skali był to na pewno przypadek wyjątkowy, bowiem w ciągu jednej nocy obłąkany hrabia postrzelił w Warszawie kilkadziesiąt osób.
Hrabia Włodzimierz Dąmbski herbu Godziemba był potomkiem znanej i szanowanej rodziny szlacheckiej z Kujaw. Już wcześnie dał się poznać jako człowiek łatwo poddający się emocjom, wdający się w bójki i awantury, okresami zaś miewający napady niewytłumaczalnych zachowań. Wreszcie na początku XX wieku rodzina umieściła go czasowo w zakładzie dra Chomętowskiego, aby się uspokoił. Jak potem podawano zdiagnozowano u niego psychosis periodica co jak się zdaje wedle dzisiejszej klasyfikacji byłoby formą choroby dwubiegunowej. Była to w zasadzie choroba nieuleczalna, ponieważ jednak Dąmbski pojawił się w zakładzie z własnej woli i wyraźnie mu się polepszyło, na początku 1904 roku został wypuszczony. Jak się miało okazać, przedwcześnie.
Początek
14 lutego hrabia pojawił się w restauracji Stępkowskiego, żądając wydania mu różnych dań. Obsługa chętnie spełniała te żądania, widząc w jego ręku pistolet który machinalnie obracał w palcach. Zaprowadzony do bocznej salki zaczął się awanturować, że wszystkich zastrzeli jeśli obsługa nie wyda mu tego czego żądał. Przyniesiono mu czego chciał i zawezwano komisarza Sokołowa.
Gdy zobaczył komisarza wchodzącego do sali z towarzyszącymi policjantami, oznajmił im że właśnie został wybrany na cesarza austriackiego i mniema, że przybyli tu oddać mu honory. Komisarz łagodnie przekonał go, że powinien odpocząć i wrócić do domu, po czym odwiózł do mieszkania przy ulicy Złotej 4.
O złym stanie zdrowia lokatora dowiedział się stróż, toteż gdy policjanci odjechali, wszedł schodami na górę i zapukał pytając, czy hrabia potrzebuje czegoś. Zamiast odpowiedzi Dąmbski strzelił przez drzwi, raniąc stróża w szyję.
Miejsce
Ulica Złota miała wówczas taki sam przebieg jak dzisiejszy, nie przerwany jednak zbudowanym po wojnie pałacem Kultury i Nauki, a więc zaczynała się od skrzyżowania Jasnej i Zgody, biegła w stronę Marszałkowskiej aż do Twardej. Była jednak węższa niż obecnie i w całości zabudowana piętrowymi kamienicami. Dawna kamienica pod numerem 4 już nie istnieje, odnalazłem jednak zdjęcie z lat 30.:
Mieszkanie hrabiego znajdowało się na piętrze i miało balkon, zapewne chodziło o ten pierwszy. Z kamienicą sąsiadował budynek narożny Złota2/Zgoda 11, tu na zdjęciu z lat 70 przed wyburzeniem:
Naprzeciwko stoi zachowany do dziś budynek Złota 1. Ten krótki odcinek ulicy przecinał Marszałkowską, na rogu z nią, po przekątnej z mieszkaniem hrabiego, stał jednopiętrowy hotel Metropol. Na podstawie fotoplanu Warszawy z 1935 roku [1] opracowałem taki ogólnikowy schemat tej okolicy:
Pierwsze strzały
Gdy wezwany policjant przybył od strony schodów, hrabia kilkakrotnie strzelił przez drzwi, nie dając wejść na klatkę. Wycofano się zatem aby poczekać na rozwój sytuacji. Tymczasem na zewnątrz mimo zapadłego zmroku zebrała się grupka gapiów. A było na co popatrzeć - hrabia ubrany w kamizelkę strzelecką wystawił na balkon portret cesarza, po czym ogłosił, że to jego ojciec, następnie próbował wygłosić przemowę do ludu, jednak zagłuszały go śmiechy widzów. Urażony zapowiedział, że on im pokaże po czym cofnął się do mieszkania. Po kilku minutach powrócił z dubeltówką i strzelił w stronę gapiów.
Następnie strzelił kilka razy w stronę Marszałkowskiej. Dokładnie celując strzelał w okna kamienic naprzeciwko, a kilka kolejnych strzałów posłał w stronę skrzyżowania ze Zgodą i Jasną. Gdy widzowie schowali się, załadował nowe naboje i strzelił jeszcze w stronę alei, skąd przychodzić zaczęli zaciekawieni przechodnie.
W znajdującym się na rogu hotelu Metropol trwał właśnie bankiet. Kilka śrucin wybiło szyby. Jeden z gości, niejaki Kobylski, wyjrzał przez okno i został trafiony w głowę. Wyglądający na ulicę redaktor Dziennika Porannego został raniony w rękę, spośród gapiów którzy stali pod kamienicą pierwsze wystrzały poraniły około dziesięciu osób. Ulica Złota opustoszała, lecz wokół wciąż żyło miasto.
Nieświadomi zdarzeń przechodnie wychodzili czasem ze Zgody lub Jasnej i przecinali skrzyżowanie, gdzie dosięgały ich kule. Ponieważ właśnie skończyło się przedstawienie w filharmonii, większa grupa widzów przechodziła tamtędy. Okoliczni mieszkańcy postanowili zagrodzić chodnik. Nadal zagrożone były osoby z przyległych kamienic.
Syn stróża spod numeru ósmego Franciszek Andrut wyszedł z bramy, najwyraźniej nie wiedząc co się dzieje. Pośrodku jezdni kula ugodziła go w pierś - zginął na miejscu. Wcześniej to samo dosięgło Pawła Cisiaka który wychylał się z bramy naprzeciwko. Dopiero teraz, po blisko czterdziestu wystrzałach i kilkunastu ranionych osobach, policja utworzyła kordon, odgradzający ten odcinek ulicy.
Druga połowa nocy
Sprawdzoną metodą poskramiania awanturników i furiatów było w tym czasie polewanie zimną wodą, policja zamontowała więc w bramie kamienicy wąż, z którego polewała balkon i okna mieszkania. Strumień wody zgasił wszystkie lampy. To jednak nie dawało rezultatu.
Problematyczne były też próby wdarcia się od schodów, hrabia bowiem przestrzelił w nich otwór wielkości talerza, przez który dobrze było widać na tle okna czy ktoś zbliża się tą drogą. Co pewien czas wychylał się i strzelał w okna, przy okazji udawało mu się zranić jakiegoś policjanta. Nie udała się też próba zarzucenia na niego pętli z balkonu powyżej. O godzinie trzeciej w nocy pod wpływem nowej manii systematycznie zgasił wystrzałami wszystkie latarnie jakie miał w zasięgu. W zapadłych ciemnościach jego unieszkodliwienie było jeszcze trudniejsze, nie było bowiem widać gdzie się znajduje. Dowódca pułkownik Popławski wpada więc na pomysł aby zwiesić z dachu pochodnię, która oświetli balkon i mieszkanie wewnątrz.
Komisarz X cyrkułu Marynowski czai się w bramie naprzeciw z dubeltówką, a komisarz Pleszko w zaciemnionym mieszkaniu naprzeciwko. Gdy pochodnia osiąga okna mieszkania, ze środka dobiega celny strzał który ją gasi. Pleszko strzela w stronę gdzie dostrzegł rozbłysk wystrzału, lecz nie trafia. Lepszą rękę miał jego przeciwnik, który widząc błysk postrzelił jego i towarzyszącego mu policjanta. Tymczasem niemal następował już ranek.
Poranek
Policjanci próbowali się chwytać różnych, nawet najdziwniejszych sposobów, byle zakończyć całą historię. Lekarze proponowali aby wywiercić dziury w ścianach i wstrzyknąć do środka formalinę, której opary udusiłyby Dąmbskiego. Inni szykowali się do zrzucenia na balkon granatu, który prawdzie uszkodziłby budynek i mógłby jeszcze kogoś zranić, ale na pewno zabiłby szaleńca. Innym pomysłem było zagranie na trąbce pobudki strażackiej, którą słysząc hrabia powinien wyjrzeć a może nawet stanąć na baczność. To jednak nie zadziałało.
Mijała już 6 nad ranem gdy wracający do domu z karnawałowej maskarady pirotechnik Władysław Kiełpiński zaoferował swoją pomoc. Z palta i czapki nałożonych na kij stworzył kukłę, którą wystawił za balkon na drugim piętrze, po czym strzelił w stronę mieszkania hrabiego. Gdy ten wychylił się aby strzelić w ciemną sylwetkę padł celny strzał, a śrut zranił szaleńca w twarz. Broń napastnika wypadła na ulicę, zaś raniony w rękę i głowę Dąmbski usunął się na podest balkonu.
Straty
Dopiero po aresztowaniu wyjaśniło się dlaczego tak trudno było go trafić - miał na sobie stalową koszulkę z małych płytek, pełniącą rolę kamizelki kuloodpornej. Wówczas też ewakuowano sąsiada hrabiego zranionego w rękę, który nie miał jak wyjść. W mieszkaniu na trzecim piętrze kamienicy na przeciwko znajdowały się dwie dziewczynki, których matka nie mogła dostać się do mieszkania i które dopiero teraz mogły wyjść. Jak się okazało przeleżały całą noc na podłodze kuchni.
Mieszkanie zostało zdemolowane, na ścianach widoczne były ślady po kulach. Wszędzie walały się patrony od dubeltówki i łuski od nabojów pistoletowych, w szafce tkwił jednak jeszcze dość pokaźny zapas, który pozwoliłby mu przeciągnąć strzelaninę co najmniej do popołudnia. Woda, którą polewano balkon i okna, zalała parter. Wybite zostały wszystkie okna w sąsiednich kamienicach, gdzieniegdzie widniały ślady odłupanego tynku.
Ranionych zostało łącznie około 40-50 osób, z czego dziesięć ciężko, prawdopodobnie dwie zabite, choć prasa wspomina jeszcze o śmierci krawca Moraczewskiego. Hrabia był zwolennikiem strzelectwa i dobrym myśliwym, jego znajomi mówili potem prasie, że tylko silnemu wzburzeniu i ciemnościom należy przypisać to, że nie skończyło się na większej liczbie zabitych. Prasa zachodnia pisała o tym w czarniejszych barwach - napisano ze Dąmbski ostrzelał manifestację antywojenną zabijając kilkanaście osób. Faktycznie taka demonstracja odbyła się tego dnia ale w innej części miasta.
Szaleniec
Nie mam zbyt wiele informacji o jego dalszych losach. Na pewno został aresztowany, jednak z powodu wyraźnej choroby psychicznej skierowano go na leczenie. Opracowanie na temat genealogii potomków Sejmu Wielkiego podaje dwóch Włodzimierzów Dąmbskich żyjących w tym czasie - nie sądzę aby chodziło o Wł. Ludwika, który miał wówczas 17 lat, więc był to raczej 34-letni Włodzimierz Ludomir, kawaler o którym brak dalszych informacji[2].
[Post scriptum 2015 ]
Znalazłem jeszcze nieco źródeł na temat tego przypadku. Inne ówczesne gazety potwierdzają moje przypuszczenia. Sprawca miał w chwili zdarzenia 34 lata był to więc raczej wspomniany Włodzimierz Ludomir. Był kiedyś właścicielem folwarku Rościeszyn-Czernichów koło Sieradza
Sprzedaż i parcelacja majątku w roku 1899 skończyła się procesem sądowym o nieprawidływy podział gruntów przez geometrę, który Dąmbski wygrał. Zapewniło mu to pieniądze dzięki którym mógł spędzić kilka następnych lat na balowaniu w różnych modnych miejscach. Na trzy lata przed strzelaniną wygrał konkurs strzelecki w Monte Carlo, znany był jako miłośnik broni sportowej, miał jej kilka sztuk.
Po strzelaninie przesiedział kilka tygodni w areszcie śledczym, cierpiąc z powodu tkwiących w szczęce śrucin. Ostatecznie po uznaniu jego czynu za wywołanym atakiem choroby, przeniesiono go do szpitala w Tworkach.
--------
* Złota 4 przed 1939
* Goniec Poranny 14, 15, 16 lutego 1904
* Goniec Wieczorny 15 lutego 1904 +dodatek nadzwyczajny
* Gazeta Lwowska 17 lutego 1904
* Kurjer Warszawski 5 marca 1904
[1] http://www.warszawa1939.pl/index_fotoplany.php
[2] http://www.sejm-wielki.pl/b/4.285.777
Hrabia Włodzimierz Dąmbski herbu Godziemba był potomkiem znanej i szanowanej rodziny szlacheckiej z Kujaw. Już wcześnie dał się poznać jako człowiek łatwo poddający się emocjom, wdający się w bójki i awantury, okresami zaś miewający napady niewytłumaczalnych zachowań. Wreszcie na początku XX wieku rodzina umieściła go czasowo w zakładzie dra Chomętowskiego, aby się uspokoił. Jak potem podawano zdiagnozowano u niego psychosis periodica co jak się zdaje wedle dzisiejszej klasyfikacji byłoby formą choroby dwubiegunowej. Była to w zasadzie choroba nieuleczalna, ponieważ jednak Dąmbski pojawił się w zakładzie z własnej woli i wyraźnie mu się polepszyło, na początku 1904 roku został wypuszczony. Jak się miało okazać, przedwcześnie.
Początek
14 lutego hrabia pojawił się w restauracji Stępkowskiego, żądając wydania mu różnych dań. Obsługa chętnie spełniała te żądania, widząc w jego ręku pistolet który machinalnie obracał w palcach. Zaprowadzony do bocznej salki zaczął się awanturować, że wszystkich zastrzeli jeśli obsługa nie wyda mu tego czego żądał. Przyniesiono mu czego chciał i zawezwano komisarza Sokołowa.
O złym stanie zdrowia lokatora dowiedział się stróż, toteż gdy policjanci odjechali, wszedł schodami na górę i zapukał pytając, czy hrabia potrzebuje czegoś. Zamiast odpowiedzi Dąmbski strzelił przez drzwi, raniąc stróża w szyję.
Miejsce
Ulica Złota miała wówczas taki sam przebieg jak dzisiejszy, nie przerwany jednak zbudowanym po wojnie pałacem Kultury i Nauki, a więc zaczynała się od skrzyżowania Jasnej i Zgody, biegła w stronę Marszałkowskiej aż do Twardej. Była jednak węższa niż obecnie i w całości zabudowana piętrowymi kamienicami. Dawna kamienica pod numerem 4 już nie istnieje, odnalazłem jednak zdjęcie z lat 30.:
Mieszkanie hrabiego znajdowało się na piętrze i miało balkon, zapewne chodziło o ten pierwszy. Z kamienicą sąsiadował budynek narożny Złota2/Zgoda 11, tu na zdjęciu z lat 70 przed wyburzeniem:
Naprzeciwko stoi zachowany do dziś budynek Złota 1. Ten krótki odcinek ulicy przecinał Marszałkowską, na rogu z nią, po przekątnej z mieszkaniem hrabiego, stał jednopiętrowy hotel Metropol. Na podstawie fotoplanu Warszawy z 1935 roku [1] opracowałem taki ogólnikowy schemat tej okolicy:
Pierwsze strzały
Gdy wezwany policjant przybył od strony schodów, hrabia kilkakrotnie strzelił przez drzwi, nie dając wejść na klatkę. Wycofano się zatem aby poczekać na rozwój sytuacji. Tymczasem na zewnątrz mimo zapadłego zmroku zebrała się grupka gapiów. A było na co popatrzeć - hrabia ubrany w kamizelkę strzelecką wystawił na balkon portret cesarza, po czym ogłosił, że to jego ojciec, następnie próbował wygłosić przemowę do ludu, jednak zagłuszały go śmiechy widzów. Urażony zapowiedział, że on im pokaże po czym cofnął się do mieszkania. Po kilku minutach powrócił z dubeltówką i strzelił w stronę gapiów.
Następnie strzelił kilka razy w stronę Marszałkowskiej. Dokładnie celując strzelał w okna kamienic naprzeciwko, a kilka kolejnych strzałów posłał w stronę skrzyżowania ze Zgodą i Jasną. Gdy widzowie schowali się, załadował nowe naboje i strzelił jeszcze w stronę alei, skąd przychodzić zaczęli zaciekawieni przechodnie.
W znajdującym się na rogu hotelu Metropol trwał właśnie bankiet. Kilka śrucin wybiło szyby. Jeden z gości, niejaki Kobylski, wyjrzał przez okno i został trafiony w głowę. Wyglądający na ulicę redaktor Dziennika Porannego został raniony w rękę, spośród gapiów którzy stali pod kamienicą pierwsze wystrzały poraniły około dziesięciu osób. Ulica Złota opustoszała, lecz wokół wciąż żyło miasto.
Nieświadomi zdarzeń przechodnie wychodzili czasem ze Zgody lub Jasnej i przecinali skrzyżowanie, gdzie dosięgały ich kule. Ponieważ właśnie skończyło się przedstawienie w filharmonii, większa grupa widzów przechodziła tamtędy. Okoliczni mieszkańcy postanowili zagrodzić chodnik. Nadal zagrożone były osoby z przyległych kamienic.
Syn stróża spod numeru ósmego Franciszek Andrut wyszedł z bramy, najwyraźniej nie wiedząc co się dzieje. Pośrodku jezdni kula ugodziła go w pierś - zginął na miejscu. Wcześniej to samo dosięgło Pawła Cisiaka który wychylał się z bramy naprzeciwko. Dopiero teraz, po blisko czterdziestu wystrzałach i kilkunastu ranionych osobach, policja utworzyła kordon, odgradzający ten odcinek ulicy.
Druga połowa nocy
Sprawdzoną metodą poskramiania awanturników i furiatów było w tym czasie polewanie zimną wodą, policja zamontowała więc w bramie kamienicy wąż, z którego polewała balkon i okna mieszkania. Strumień wody zgasił wszystkie lampy. To jednak nie dawało rezultatu.
Problematyczne były też próby wdarcia się od schodów, hrabia bowiem przestrzelił w nich otwór wielkości talerza, przez który dobrze było widać na tle okna czy ktoś zbliża się tą drogą. Co pewien czas wychylał się i strzelał w okna, przy okazji udawało mu się zranić jakiegoś policjanta. Nie udała się też próba zarzucenia na niego pętli z balkonu powyżej. O godzinie trzeciej w nocy pod wpływem nowej manii systematycznie zgasił wystrzałami wszystkie latarnie jakie miał w zasięgu. W zapadłych ciemnościach jego unieszkodliwienie było jeszcze trudniejsze, nie było bowiem widać gdzie się znajduje. Dowódca pułkownik Popławski wpada więc na pomysł aby zwiesić z dachu pochodnię, która oświetli balkon i mieszkanie wewnątrz.
Komisarz X cyrkułu Marynowski czai się w bramie naprzeciw z dubeltówką, a komisarz Pleszko w zaciemnionym mieszkaniu naprzeciwko. Gdy pochodnia osiąga okna mieszkania, ze środka dobiega celny strzał który ją gasi. Pleszko strzela w stronę gdzie dostrzegł rozbłysk wystrzału, lecz nie trafia. Lepszą rękę miał jego przeciwnik, który widząc błysk postrzelił jego i towarzyszącego mu policjanta. Tymczasem niemal następował już ranek.
Poranek
Policjanci próbowali się chwytać różnych, nawet najdziwniejszych sposobów, byle zakończyć całą historię. Lekarze proponowali aby wywiercić dziury w ścianach i wstrzyknąć do środka formalinę, której opary udusiłyby Dąmbskiego. Inni szykowali się do zrzucenia na balkon granatu, który prawdzie uszkodziłby budynek i mógłby jeszcze kogoś zranić, ale na pewno zabiłby szaleńca. Innym pomysłem było zagranie na trąbce pobudki strażackiej, którą słysząc hrabia powinien wyjrzeć a może nawet stanąć na baczność. To jednak nie zadziałało.
Mijała już 6 nad ranem gdy wracający do domu z karnawałowej maskarady pirotechnik Władysław Kiełpiński zaoferował swoją pomoc. Z palta i czapki nałożonych na kij stworzył kukłę, którą wystawił za balkon na drugim piętrze, po czym strzelił w stronę mieszkania hrabiego. Gdy ten wychylił się aby strzelić w ciemną sylwetkę padł celny strzał, a śrut zranił szaleńca w twarz. Broń napastnika wypadła na ulicę, zaś raniony w rękę i głowę Dąmbski usunął się na podest balkonu.
Straty
Dopiero po aresztowaniu wyjaśniło się dlaczego tak trudno było go trafić - miał na sobie stalową koszulkę z małych płytek, pełniącą rolę kamizelki kuloodpornej. Wówczas też ewakuowano sąsiada hrabiego zranionego w rękę, który nie miał jak wyjść. W mieszkaniu na trzecim piętrze kamienicy na przeciwko znajdowały się dwie dziewczynki, których matka nie mogła dostać się do mieszkania i które dopiero teraz mogły wyjść. Jak się okazało przeleżały całą noc na podłodze kuchni.
Mieszkanie zostało zdemolowane, na ścianach widoczne były ślady po kulach. Wszędzie walały się patrony od dubeltówki i łuski od nabojów pistoletowych, w szafce tkwił jednak jeszcze dość pokaźny zapas, który pozwoliłby mu przeciągnąć strzelaninę co najmniej do popołudnia. Woda, którą polewano balkon i okna, zalała parter. Wybite zostały wszystkie okna w sąsiednich kamienicach, gdzieniegdzie widniały ślady odłupanego tynku.
Ranionych zostało łącznie około 40-50 osób, z czego dziesięć ciężko, prawdopodobnie dwie zabite, choć prasa wspomina jeszcze o śmierci krawca Moraczewskiego. Hrabia był zwolennikiem strzelectwa i dobrym myśliwym, jego znajomi mówili potem prasie, że tylko silnemu wzburzeniu i ciemnościom należy przypisać to, że nie skończyło się na większej liczbie zabitych. Prasa zachodnia pisała o tym w czarniejszych barwach - napisano ze Dąmbski ostrzelał manifestację antywojenną zabijając kilkanaście osób. Faktycznie taka demonstracja odbyła się tego dnia ale w innej części miasta.
Szaleniec
Nie mam zbyt wiele informacji o jego dalszych losach. Na pewno został aresztowany, jednak z powodu wyraźnej choroby psychicznej skierowano go na leczenie. Opracowanie na temat genealogii potomków Sejmu Wielkiego podaje dwóch Włodzimierzów Dąmbskich żyjących w tym czasie - nie sądzę aby chodziło o Wł. Ludwika, który miał wówczas 17 lat, więc był to raczej 34-letni Włodzimierz Ludomir, kawaler o którym brak dalszych informacji[2].
[Post scriptum 2015 ]
Znalazłem jeszcze nieco źródeł na temat tego przypadku. Inne ówczesne gazety potwierdzają moje przypuszczenia. Sprawca miał w chwili zdarzenia 34 lata był to więc raczej wspomniany Włodzimierz Ludomir. Był kiedyś właścicielem folwarku Rościeszyn-Czernichów koło Sieradza
Sprzedaż i parcelacja majątku w roku 1899 skończyła się procesem sądowym o nieprawidływy podział gruntów przez geometrę, który Dąmbski wygrał. Zapewniło mu to pieniądze dzięki którym mógł spędzić kilka następnych lat na balowaniu w różnych modnych miejscach. Na trzy lata przed strzelaniną wygrał konkurs strzelecki w Monte Carlo, znany był jako miłośnik broni sportowej, miał jej kilka sztuk.
Po strzelaninie przesiedział kilka tygodni w areszcie śledczym, cierpiąc z powodu tkwiących w szczęce śrucin. Ostatecznie po uznaniu jego czynu za wywołanym atakiem choroby, przeniesiono go do szpitala w Tworkach.
--------
* Złota 4 przed 1939
* Goniec Poranny 14, 15, 16 lutego 1904
* Goniec Wieczorny 15 lutego 1904 +dodatek nadzwyczajny
* Gazeta Lwowska 17 lutego 1904
* Kurjer Warszawski 5 marca 1904
[1] http://www.warszawa1939.pl/index_fotoplany.php
[2] http://www.sejm-wielki.pl/b/4.285.777
wtorek, 18 lutego 2014
1929 - Śmiertelna pomyłka
Piotrkowski korespondent "Republiki" telefonuje: Przed 10 laty w roku 1919 dokonano potwornej zbrodni w miejscowości Ostrów koło Kalisza. Wymordowana została cała rodzina Jakubowicza, składająca się z 8-miu osób. Cudem tylko wyratowany został 8-litni podówczas Mordka Jakubowicz, który ukrył się pod łóżkiem i być świadkiem tragedji.Jak to się ten los przedziwnie plącze...
Polskie władze bezpieczeństwa, które od zaledwie paru tygodni przejęły włade od okupantów, wyśledziły sprawcę zbrodni. Był nim niejaki Szmaj, mieszkaniec jednej z osad okolicznych, który bezpośrednio po zbrodni zbiegł w głąb Niemiec, gdzie ukrywał się dotąd. Przed pół rokiem Szmaj dał znać swojej żonie że zatęsknił za nią i ma zamiar ją odwiedzić. W między czasie żona mordercy, przypuszczając, że mąż już nigdy nie wróci do kraju z obawy przed karą, wyszła za innego. Otrzymawszy tn list udała się z nim zezzwłocznie do władz i dała znać policji. Władze polskie skontaktowały się z władzami niemieckimi, które aresztowały Szmaja i osadziły go w mieście Els w węzieniu. Na rozprawę powołano 18-letniego obecnie Mordkę Jakubowicza, któy przebywa w Piotrkowie w internacie.
Dla informacji dodajmy jeszcze że zbrodnia została dokonana przez pomyłkę. Szmaję wynajął mianowicie niejaki Kołduński i kazał mu zamordować właściciela realności Koszerka i szwagra Jakubowicza, z którym tenże Koszerka miał nieporozumienie na te majątkowym. Morderca przez pomyłkę wtargnął do mieszkania Jakubowicza, który mieszkał w tymże domu co Koszerek i wymordował całą rodzinę Jakubowicza..
.
[Republika 28 listopda 1929]
Subskrybuj:
Posty (Atom)