Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sceptycyzm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sceptycyzm. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 października 2020

Cudowne schody z Santa Fe

Na początku XIX wieku, do Santa Fe, dziś miasta w stanie nowy Meksyk, sprowadził się zakon Sióstr Loretto (nie jest to znane w Polsce zgromadzenie Loretanek), będący amerykańskim, katolickim zgromadzeniem. Jednym z podstawowych zadań zakonu jest udostępnianie edukacji dzieciom z biedniejszych rodzin, i co było na początku innowacją, także czarnoskórych i o pochodzeniu mieszanym. Założyły na południu Stanów kilkanaście szkół, w tym także Akademię Loretto w Santa Fe.
Akademia miała charakter religijny, toteż obok zespołu budynków szkolnych musiała się zmieścić kaplica. Do jej zbudowania wynajęto dobrego architekta Antoine Moulda, który wcześniej zaprojektował w mieście katedrę świętego Franciszka. Kaplicę zbudowano w nietypowym dla tych okolic stylu neogotyckim, inspirowanym kamienną architekturą Francji, wykorzystując jasny piaskowiec wydobywany w okolicy. Już sam budynek to architektoniczna perełka, w okna wprawiono artystycznie wykonane witraże sprowadzone z Francji - jednak tym, co wzbudza największe zainteresowanie, są schody.

Gdy kończono budynek w 1878 roku miał on jeden niewygodny mankament - nad wejściem zaprojektowano balkon dla chóru, ale brakowało do niego dojścia. Architekt zapewne zaplanował jakąś klatkę schodową na chór, być może zewnętrzną, ale zmarł przed ukończeniem budynku. Gdy zaś siostry wezwały cieśli z okolicy, aby zbudowali coś lepszego od długiej drabiny, problemem okazała się mała ilość miejsca w przedsionku. Schody pokonujące wysokość ponad 6 metrów zajęły by część nawy. Dokładne szczegóły rozmów z okolicznymi architektami nie są znane, możliwe że rzecz rozbiła się nie tylko o rozmiar klatki schodowej, ale też o cenę i konieczność przeróbek w już ukończonym budynku, dość, że siostry zostały ostatecznie bez schodów i na chór wchodzono długą drabiną.

No i tutaj wkraczamy w obszar legend i mitów. Opowieść ta nie stała się słynna od razu w czasach, w których się zdarzyła, toteż znamy ją w najlepszym razie z drugiej lub trzeciej ręki, z opowieści i zapisków kolejnego pokolenia sióstr i ich uczniów.

Wejście na chór było niebezpieczne, a pertraktacje z innymi architektami nie doprowadziły do zadowalających rozwiązań, toteż siostry postanowiły zdać się na moce wyższe - zaczęły się modlić do świętego Józefa, aby znalazł się ktoś, kto wykonałby coś odpowiedniego. I wówczas stało się coś niezwykłego - zgłosił się do nich cieśla, który twierdził, że słyszał o ich problemie i chce wykonać im schody z dobrego serca. Powinny nie zajmować zbyt wiele miejsca, akurat w sam raz tyle, ile można na nie przeznaczyć. Co do dalszych wydarzeń, są różne wersje. Ponoć pracował nocami, zamykając kaplicę i nie pozwalając siostrom i uczniom zaglądać. Przynosił ze sobą duże ilości drewna o pięknym wyglądzie, którego jednak nie kupił w okolicznych tartakach. Zbijał części na podłodze, a gdy miał już wszystko gotowe, w krótkim czasie złożył całe schody o imponującym wyglądzie. W niektórych wersjach zajęło mu to kilkanaście dni, w starszych opisach mowa jednak było o "nadzwyczajnie krótkim czasie" kilku miesięcy. 


 

Gdy schody zostały ukończone, siostry były zachwycone ale też zdumione precyzją wykonania. Tajemniczy cieśla nie chciał przyjąć pieniędzy. Mimo to siostry urządziły "parapetówkę", zapraszając go, aby dać mu jakiś prezent, ten jednak nie przyszedł i nikt go już więcej nie widział. Kim był ten fachowiec? Różne wersje legendy różnie podają, ale nieprzypadkowo podkreślany jest fakt, że święty Józef był z zawodu cieślą... 

Schody faktycznie spełniły wszystkie warunki - są to schody spiralne, pokonujące wysokość przy pomocy dwóch skrętów, na których rozłożono 33 stopnie. Co jednak najbardziej zadziwiło oglądających - cały ciąg nie jest podparty centralnym słupem. Nie było też kolumienek pomiędzy skrętami ani nawet podparcia pod pierwszymi stopniami. Całe podparcie konstrukcji to podest na posadzce i zaczepienie na chórze. W ogóle na samym początku schody nie miały też poręczy, wyglądały więc niezwykle wiotko, jakby miały się zaraz rozsypać. Konstrukcja była w pewnym stopniu elastyczna, podczas schodzenia sprężynowała w pionie, oraz chwiała się na boki. Między innymi dlatego zwykle schody takie albo są bardzo krótkie, albo mają jakieś pionowe elementy usztywniające. Siostry oraz uczniowie z chóru obawiali się nimi schodzić, wedle przekazów często schodzono z chóru tyłem i na czworakach.

 


 

W roku 1886 miejscowy cieśla dorobił do stopni poręcz, która trochę je usztywniła, oraz dodał na wysokości górnego skrętu oparcie o kolumnę, aby ograniczyć chwianie na boki. Na samym dole schodów znajduje się też niewielkie podparcie wewnętrznej części sięgające do trzeciego stopnia, ale nie znalazłem informacji, czy tak było na początku, czy dodano je wraz z poręczą.
Schody są mocne, zachowały się zdjęcia z lat 50. pokazujące członków chóru pozujących na nich; mieściło się tam bez szkody dla konstrukcji 12 osób. W latach 60. szkoła została zlikwidowana. W późniejszych latach wyburzono resztę kampusu, zaś odsłonięta kaplica stała się muzeum oraz kaplicą ślubną. To wtedy legenda o cudownych schodach zaczęła się upowszechniać. Dziś kaplica jest popularnym miejscem wycieczek, w ciągu roku zagląda do niej nawet 200 tysięcy turystów.
 
Na czym jednak polega tajemnica? Cóż, jeśli pominąć zawarte w folderach turystycznych anonimowe opinie o tym, że stopnie nie mają prawa stać, że powinny się zapaść pod własnym ciężarem i tak dalej; jeśli pominiemy cudowne szczegóły, to zdanie zawodowych stolarzy jest nieco mniej nadzwyczajne. Architekci wypowiadający się na ten temat uważają, że jest to naprawdę porządnie wykonana ciesielska robota, ale bez potrzeby angażowania w to sił nieznanych inżynierom. Schody stanowią konstrukcję samonośną z klejonego drewna, poszczególne stopnie zostały zamontowane przy pomocy drewnianych kołków.
Zazwyczaj w kręconych schodach siły są przenoszone przez centralny słup, do którego przymocowane są stopnie, lub przez pionowe elementy na zewnętrznej stronie. Tutaj natomiast mamy do czynienia z tak zwanymi schodami policzkowymi. Właściwym elementem trzymającym stopnie są boczne powierzchnie, policzki, mające postać skręconych helikalnie belek klejonych z zachodzących na siebie elementów. To właśnie te dwie helisy z elementów o dostatecznej szerokości przenoszą naprężenia pionowe. Warto też zauważyć, że wewnętrzny policzek tworzy bardzo wąski centralny prześwit, oraz ma dużo bardziej pionowy przebieg, toteż przy takich parametrach jest dosyć sztywny i działa podobnie jak słup. Część ciężaru opiera się na posadzce, część zaś wisi na chórze. Wykonanie takich elementów i dobre ich spasowanie na miejscu to kawał precyzyjnej roboty, ale jednak coś możliwego do wykonania.
 
Co do tajemniczego cieśli, to lokalni historycy mają dowody wskazujące prawie na pewno na odpowiednią osobę. Wiadomo, że schody zbudowano między rokiem 1877 a 1881, kiedy to już pojawiają się informacje o korzystaniu z chóru. W archiwach zakonu zachował się rachunek za "drewno" wystawiony na mieszkającego w okolicy farmera, pochodzącego z Francji Jeana Rochasa, znanego jako cieśla podejmujący się różnych prac w okolicy. 150 dolarów zapłaconych Rochasowi było niezłą sumą, musiał więc wykonać dla zakonu jakąś większą robotę ciesielską. W roku 1894 Rochas zginął, a lokalna gazeta poświęciła mu artykuł wspomnieniowy, wymieniający między innymi, że wykonał on schody w kaplicy Loretto.
Spotkałem się ze spekulacjami, że może schody były oryginalnie zaprojektowane jako kręcone i część drewnianych elementów zdążono wykonać, ale po śmierci architekta lokalni budowniczy nie umieli spasować części wzdłużnic, więc Rochas był tym fachowcem, który wszystko posklejał, pozbijał i dorobił brakujące części. Tłumaczyłoby to jak udało mu się wykonać całą robotę samemu, oraz czemu elementy nie zostały wykonane z miejscowego drewna (zamówiono je w innym miejscu). Tłumaczyłoby to nawet czemu tak zaprojektowano chór, z bardzo niewielką ilością miejsca na schody w środku - od początku miał tam prowadzić zajmujący mało przestrzeni spiralny ciąg.
 
Dziś kaplica w Santa Fe stanowi muzeum, ale o ile mi wiadomo, schody nie są używane. Ponoć po upływie niemal 150 lat nie są w najlepszym stanie, a tłumy turystów jeszcze by go bardziej pogorszyły. Co ciekawe nie są to jedyne takie schody. W 1944 roku amerykański urzędnik, znający kaplicę z Fanta Fe, zobaczył niezwykle podobne w Gdańsku, w budynku ratusza. Także mają dwa skręty i brakuje im centralnego słupa. Niestety podczas bombardowań w 1945 roku doszło tam do pożaru, który objął właśnie klatkę schodową. Obecnie istniejące schody są rekonstrukcją opartą o zdjęcia, opisy i nieliczne zachowane elementy.
Gdańskie chody mają wewnętrzną spiralę jeszcze węższą, toteż w zasadzie opierają się na skręconym słupie

sobota, 8 marca 2014

Racjonalista nie zawsze racjonalny

Portal Racjonalista jest najstarszym polskim portalem propagującym racjonalistyczny i sceptyczny światopogląd, promując ateizm i świeckość państwa. Poszerza swoją formułę o wiadomości naukowe, informacje na temat praw człowieka i artykuły przeglądowe dotyczące historii, nauk ścisłych czy filozofii. I o religii.

Niedawny artykuł na temat upadku imperium Azteków, przypomniał mi o pewnym starym artykule, w którym założyciel portalu daleko odszedł od racjonalnego podejścia do faktów. Może już go zmienili? - zastanowiłem się. Jednak nie. A skoro mimo licznych zastrzeżeń nadal tam wisi, to może napiszę dlaczego mi się nie podoba.

Ewangelizacja Indian
Kolonizacja obu Ameryk była wielką tragedią rdzennych mieszkańców. Przybysze z Europy uznali te ziemie za swoje zaś mieszkańców za swych poddanych, których należy nauczyć życia po europejsku, ale którzy zarazem stanowią na tyle prymitywną formę człowieka, iż można w doskonały sposób wykorzystać ich do niewolniczej pracy.
Podboje, zakazy kultywowania dawnych zwyczajów, zabijanie starszyzny i arystokracji, przerwanie ciągłości kulturowej - te powody sprawiły, że dawna cywilizacja upadła i możemy tylko domyślać się jej wyglądu, odszukując niezatarte ułomki. Podboje białego człowieka wyrządziły tym kulturom wielką krzywdę. Jednak czytając wspomniany artykuł, mam wrażenie, że Agnosiewicz grubo przesadził z ich wyliczeniem i przypisaniem wszystkich tylko duchownym.

150 na dzień
Po wstępie na temat bulli papieskiej przyznającej te ziemie kolonizatorom i zacytowaniu Kolumba, mającego nadzieję na dużą liczbę nawróceń i korzyści materialne, zaczyna się atak liczbami:
Indianie nie byli skorzy do przyjmowania Trójcy bądź to z powodu przywiązania do religii ojców, bądź też dlatego, że ich zabito. W chwili przybycia katolików na Haiti mieszkało tam ok. 1,1 mln mieszkańców. W 1510 zostało ich już zaledwie 46 tys., zaś w 1517 - tysiąc.

Milion zabitych w ciągu 18 lat? To po 150 mordów dziennie, przy pomocy niewielkiej liczby osób, dzień w dzień wliczając święta, w związku z czym Katolicy nie mieli by czasu na cokolwiek innego. Niestety brak źródeł tej informacji, a bardzo szkoda, bo te które przejrzałem szacują całkowite zaludnienie wyspy Haiti na 300-500 tysięcy osób w chwili przybycia Europejczyków[1], zaś oficjalny spis ludności z roku 1517 podawał liczbę tubylców na 14 tysięcy. To nadal gigantyczny spadek, tylko że wobec tego w artykule żadna liczba się nie zgadza.
Skąd jednak wziął się ten gigantyczny spadek? Czyżby holokaust w imię Boga i z powodu religii, jak zdaje się sugerować artykuł? Jednak nie.
Hiszpanie po kolonizacji zmienili organizację rolnictwa - wielu ludzi zostało przymuszonych do upraw bawełny, nikt nie liczył się z terminami siewów, a tradycyjne tarasowe rolnictwo uznano za niepraktyczne. Zbiory żywności znacząco zmniejszyły się a Haitańczykom zaczął doskwierać głód. Na dodatek kolonizatorzy przywieźli ze sobą nieznane choroby, na które tubylcy byli zupełnie nieuodpornieni. Pierwsza epidemia ospy nastąpiła prawdopodobnie w roku 1507, nie wiadomo jak szeroki miała zasięg, jednak zważywszy że druga w roku 1518 zabiła 90% zarażonych, musiała zebrać gigantyczne żniwo.[2] W ciągu pierwszych dziesięciu lat od kolonizacji na wyspie następuje szereg epidemii, w tym grypy.[3] To wraz z głodem doprowadza do spadku ludności.
 Agnosiewicz o tym nie wspomina.

Zniszczenie Azteków
Ta część jest bardzo krótka i traktuje ona temat dosyć pobieżnie:
Ferdynand Cortez również poważnie potraktował nakaz Pana. W roku 1519 wraz z armią uzbrojoną w broń palną, krzyże i Biblie wyruszył głosić Ewangelię Indianom meksykańskim. Było im o tyle łatwiej, że wśród Indian krążył mit o białym bogu, używającym znaku krzyża, który przybył na te ziemie, by nauczyć ludzi uprawy roli, rzemiosła, zapoznać ich z pismem, przekazać wiedzę, a podstępnie zmuszony do opuszczenia kraju obiecał, że kiedyś powróci. Jako bogowie swoją hekatombę w imieniu Ewangelizacji narodów prowadzili łatwo i szybko. Podobnie jak w przypadku Sasów „Bóg wszechmogący zatriumfował". Tylko znów ewangelizowanych zostało jak na lekarstwo.
Cortez faktycznie wymordował wielką liczbę Indian a innych zniewolił. Rzeczywiście też niewielu pozostało ewangelizowanych - ale czy zostali oni zabici przez katolików w ramach ewangelizacji? Niestety tekst jedynie napomyka o tym problemie, sugerując takie rozwiązania. Tymczasem my zajrzyjmy do źródeł historycznych. W okresie pierwszych najazdów, imperium Azteków liczyło 20-25 mln ludzi. Cortez zaczął swoje podboje w roku 1519. W roku 1520 jeden z afrykańskich niewolników, których sprowadzano wcześniej na Haiti, zaniósł do Meksyku ospę. Epidemia rozszerzyła się tak szybko że wkrótce ogarnęła stolicę państwa i największe miasta. Zmarła wówczas większość wojsk i ok. 25% populacji stolicy, na prowincji zmarła nawet połowa ludności.[4] Jeden z misjonarzy opisywał wówczas że Indianie ginęli jak pluskwy, ciała zmarłych piętrzyły się na ulicach stosami. Bywało, że wszyscy w danym domu umierali i nie było komu chować zmarłych - domy takie obalano, zamieniając je w grobowce.
Dwie następne epidemie ospy pojawiły się w latach 1545-48, potem w 1578 tyfus, w międzyczasie też koklusz, odra i grypa.[5] W 1545 i 1576 pojawiła się tam także gorączka krwotoczna. Niecałe 60 lat wystarczyło aby epidemie zabiły 80% Azteków.
O czym autor artykułu nie wspomina.

Zniszczenie Inków
W tym fragmencie w zasadzie nie bardzo jest się z czym spierać, no może tylko niezbyt poważne źródło akapitu (czasopismo Świat Wiedzy), warto jednak dodać kontekst, bo czytelnik może odnieść wrażenie że konkwistador obalił całe państwo garstką ludzi. Po tym jak epidemia ospy wybiła znaczną część Azteków, przedostała się do państwa Inków, jednak jeszcze w latach 20. XVI wieku nie miała dużego zasięgu. Zabiła jednak władcę, zaś jego synowie wszczęli krwawą i wojnę domową, zakończoną zwycięstwem Atahualpy. Dopiero wraz przybyciem Hiszpanów epidemia rozpanoszyła się na dobre, w kilku falach zabijając około 60% ludności, w tym dużą część wojsk. Stolica była już znacznie osłabiona w momencie obalenia króla. Następujące potem jedna po drugiej epidemie ospy, odry, dyfterytu, tyfusu i grypy wybiły większość niedobitków, niszcząc kulturę Inków skuteczniej niż sama tylko kolonizacja.[6]

Znowu liczby
Do dalszych części na temat palenia ksiąg Majów, czy relacji o metodach tortur właściwie nie mam zastrzeżeń, brakuje mi jednak informacji o tym kim był Bartolome de Calas, autor relacji O wyniszczeniu Indian. Wcześniej autor chętnie wymienia liczebność kapłanów w koloniach i powiązania z kościołem poszczególnych osób, tu natomiast pomija fakt, ze Bartolomeo też był duchownym, a gdy wytknięto mu to w komentarzach, uznał że to nieistotne i że w artykule na temat zbrodni duchownych katolickich nie trzeba pisać, że duchownym był człowiek który stawał w obronie Indian i opisywał okrucieństwa innych. Może nie ma, ale wymowa artykułu byłaby tym szczegółem osłabiona.
Wymowę ratuje cytat o tym, że w ciągu 150 lat ewangelizacji w Ameryce Południowej zginęło 70 mln mieszkańców. To spora liczba. Większa niż całkowite zaludnienie obu Ameryk w tamtym czasie, które szacuje się na 50-60 mln.
Brak tu źródła ale pojawia się tu przypis, który dopiero teraz napomyka że zapewne większość zmarła od chorób. Zaraz, zaraz - to najpierw czytaliśmy długi artykuł o mordowaniu milionów Indian przez katolików, żeby na koniec dowiedzieć się, że zabiła ich epidemia? Coś tu nie styka. Jakoś nie słyszałem aby zarażanie chorobami stanowiło metodę ewangelizacyjną katolickich duchownych.

W komentarzach do artykułu zachowała się jednak pierwotna forma tego akapitu, z przypisem M. Mettner. Czyżby jakiś historyk specjalizujący się w sprawach kolonizacji? Jedyny jakiego znalazłem to Matthias Mettner, autor książki o Opus Dei "Katolicka Mafia". Co to ma do Indian trudno powiedzieć.

Oczywiście wiem, że uprawiam tu straszne czepialstwo, że wygrzebuję jakiś mały, stary artykuł sprzed wielu lat, którego już pewnie nikt nie pamięta, ale o ile można zrozumieć, że autor nie będący historykiem mógł popełnić przed laty błędy w doborze źródeł, o tyle dziwi że artykuł nadal jest na portalu obecny. Jeśli przejrzycie komentarze, to w zasadzie wszystkie powyższe argumenty zostały już wytknięte, a jedyną reakcją było usunięcie najbardziej wątpliwych liczb (w tym fragmentu wedle którego w środkowym Meksyku miano zabić więcej ludzi niż ich żyło w całej Mezoameryce) i dodanie tego przypisu o epidemiach, natomiast cała reszta oskarżenia o "ewangelizacyjny holokaust milionów Indian" pozostaje.

Coś podobnego przydarzyło się w artykule na temat prześladowań czarownic, gdzie podaje, że tylko w XVI i XVII wieku spalić miano 750 tysięcy osób, ale mówi się o milionach. Owszem, byli i tacy którzy mówili o dziesięciu milionach, ale brak dowodów na poparcie. Obecnie szacunki podają liczby rzędu 40-100 tysięcy ofiar na podstawie liczby spraw, i to w dłuższym okresie bo od XV do XVIII wieku[7] To i tak ogromna liczba z której trudno się kościołowi wytłumaczyć, więc po co wyolbrzymiać?
-------
[1] http://www.hartford-hwp.com/archives/43a/100.html
[2] http://images.library.wisc.edu/AfricanStudies/EFacs/Lovejoy/reference/africanstudies.lovejoy.dhenige.pdf
[3] The Born to Die: Diesease and New World Conquest.
[4] http://colonialdiseasedigitaltextbook.wikispaces.com/1.3+Smallpox+in+Mexico
[5] http://www.allabouthistory.org/aztec-history-faq.htm
[6]  http://colonialdiseasedigitaltextbook.wikispaces.com/1.4+Smallpox+in+Peru
[7]  http://www.summerlands.com/crossroads/remembrance/current.htm

http://en.wikipedia.org/wiki/History_of_smallpox
http://en.wikipedia.org/wiki/Population_history_of_the_indigenous_peoples_of_the_Americas
http://en.wikipedia.org/wiki/Aztec_Empire
http://en.wikipedia.org/wiki/Inca_Empire
http://en.wikipedia.org/wiki/Taíno_people
http://en.wikipedia.org/wiki/Hispaniola

wtorek, 4 marca 2014

Pan jasnowidz widzi wojnę. Znowu.

W związku z zamieszaniem w geopolityce dobrze by było przyjrzeć się temu jak sytuacja wojny w Europie i na świecie była prognozowana przez najsłynniejszego polskiego jasnowidza, Jackowskiego. A jest to rzecz bardzo zabawna.

2006 W tym roku niespokojnie
Pierwsze ślady wojny Jackowski dostrzegał w przepowiedni na jesień 2006:
Druga połowa roku będzie szokująca - wielkie straty. To zły czas dla gospodarki światowej, co odbije się też na naszym życiu. Druga połowa roku będzie też ogólnie zła dla świata. Sytuacja z Iranem jest napięta, zacznie się wojna paliwowa. [1]
2008 Będzie kryzys będzie wojna
 Wyraźniej widział wojnę na jesieni 2008 roku:
 Aż wolę tego nie mówić, ale mam wrażenie, że szykuje się konflikt zbrojny i dotknie on cały świat. Kryzys będzie naprawdę wielki, a takie sytuacje w historii rozwiązywały wojny - takie jest wyjście do nowego ładu i oby Ameryka nie pokusiła się o wojnę, żeby ratować sytuację.[2]
2009 Będzie wojna
Zdecydowanie bardziej otwarcie mówił o wojnie w przepowiedni na rok 2009:

 Pozwolę sobie przypomnieć, że ten kryzys przewidziałem i powiem tak - sam nie zdechnie. Świat jest podzielony na dwie części - Europę i USA oraz drugą część - Azję i Bliski Wschód. Tam właśnie dojdzie do prowokacji w ciągu kilku miesięcy. Może będą to dwie, trzy prowokacje. Każda z nich będzie miała na celu wojnę. (...) Jeśli w moich odczuciach wojna może być przez kogoś wywołana, to może jest też ktoś, kto do niej nie dopuści. Widzę niebezpieczeństwo wojny. I życzę Czytelnikom i sobie też, żeby z tego majstrowania nic nie wyszło.[3]
2010 Nadal wojna może być
Wprawdzie w poprzednim roku nie wyszło, ale może teraz:
 Cały czas jestem pewny, że Ameryka ma problem z kryzysem i Obama dostał profilaktycznie tę Nagrodę Nobla, żeby do wojny nie doszło. A konflikt jest jedynym ratunkiem dla Ameryki, bo ją strasznie zżera kryzys, a ludziom się tam mydli oczy. Nadal widzę zagrożenie wybuchem jakiegoś konfliktu, ale w tym roku - z przyczyn ekonomicznych - może on dotknąć Azję. Polski nie będzie to dotyczyło.[4]
2011 Teraz wojna będzie
Przepowiednia na kolejny rok jest bardziej dosadna:
- Wciąż mam wrażenie, że będzie wojna. Nie wybucha tylko dzięki Rosji. Tak czuję. A wojna to zyski i nie wiadomo, jak długo Rosja będzie pilnować spokoju. [5]
2012
Rosja pilnowała spokoju na tyle dobrze, że wojnę można było zapowiedzieć kolejny raz:
  A Euro 2012?
- Będzie przez nas mniej przeżywane z powodu napiętej sytuacji i niepokojów. W jednym z krajów europejskich zacznie się totalna rewolucja.

- W Grecji?
- Nie, nie w Grecji. We Francji lub kraju ościennym, gdzieś obok Francji. To będzie jak zamach stanu. Od tego momentu w Europie zaczną się dziać naprawdę niedobre rzeczy. Kraje Europy będą chciały reagować jako Wspólnota, ale to będzie problematyczne.[6]
Zatem od ośmiu lat jasnowidz miał przeczucie, że wybuchnie jakaś wojna. Jednak potem przestał o tym mówić. Przepowiednia na rok 2013 nic nie mówi o wojnie. A w tym roku?

2014 Na Ukrainie spokojnie
W tegorocznej przepowiedni więcej jest opinii pana jasnowidza o tym jak jest źle niż proponowanych przewidywań. Ale coś jednak się pojawia:
A co czeka Ukrainę?

Krzysztof Jackowski: Uważam, że apogeum dążeń prounijnych już przeminęło w Kijowie. Z każdym dniem emocje będą pomału opadać. Rząd ukraiński obierze taktykę "pójścia na przetrwanie". Powoli, powoli sytuacja będzie się tam normalizować albo raczej uspokajać. Rząd ukraiński nie ugnie się przed żądaniami demonstrantów. Przed Ukrainą daleka droga do Unii. Czy to źle? Wcale nie jestem pewien. Dzięki temu Ukraina dłużej zachowa swoją tożsamość.[7]
To ciekawe. Najpierw kilka lat z rzędu zapowiada wojnę na następny rok, a gdy tylko z tego rezygnuje, to zaraz przy granicy wybucha poważny konflikt. Tymczasem emocje nie opadły a rząd nie wybrał opcji przeczekania.
Ale, ale. Sytuacja jest przecież rozwojowa. Gdy zamieszki w ostrej fazie z płonącymi barykadami i rannymi już trwały, media poprosiły Jackowskiego o wypowiedź. Tutaj przepowiednia z 20 lutego:
https://www.youtube.com/watch?v=dvo6JxUr_M8
"To co się teraz dzieje na Ukrainie to zostanie mimo wszystko stłamszone, i obawiam się że Ukraina jednak nie ustąpi - prezydent czy rząd nie ustąpią. No i to będzie tak trwało, może to tak trwać nawet dwa czy trzy miesiące. Co dzień będą jakieś rozległe walki czy temu podobne. Natomiast uważam że to się może jeszcze paprać ze trzy miesiące. Uważam że Rosja będzie pilnowała wydarzeń na Ukrainie i przez to się to będzie tak babrało wszystko. Natomiast nie mam wrażenia żeby się tam miało coś poważnego stać, żeby miała tam wybuchnąć taka totalna rewolucja."
Na koniec ostrożnie dodaje, że nawet gdyby prezydent miał zostać obalony to ukraina się na unię nie otworzy. Niestety tak ostrożne przewidywania, że wszystko się rozmaże, rząd przeczeka a demonstracje nie nabiorą gwałtownego charakteru, zdezaktualizowały się już kilka dni później.

Inne ciągłe przepowiednie:
- od 2008 roku zapowiada że wskutek afery w połowie roku PO gwałtownie straci poparcie
- od 2009 roku zapowiada rychły rozpad Unii, najpierw w 2011 roku, potem rok później
------
[1]  http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20060605/CHOJNICE/106050368
[2] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080919/INNEMIASTA04/281253424
[3] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20081231/REGION/693970679
[4] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20091231/REGION/829598918
[5] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101231/JASNOWIDZ_Z_CZLUCHOWA/35664188
[6] http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20111230/JASNOWIDZ_Z_CZLUCHOWA/469007570
[7] http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/1075544,przepowiednie-jasnowidza-krzysztofa-jackowskiego-na-2014-rok-czekaja-nas-ciezkie-czasy-przepowiednie-jackowskiego-dla-ukrainy,1,5,id,t,sm,sg.html#galeria-material