piątek, 10 maja 2013

1908 - wichura pod Mławą

105 lat temu w okolicach Mławy przeszła wichura, lub coś innego:

Trąba powietrzna. Z Mławy donoszą do Kur. Warsz.,
iż w d.10 b.m., o godz.8 wiecz., spadł deszcz rzęsisty.
Jakkolwiek burzy nie było, w powietrzu jednak słyszeliśmy
huk straszny, poczem wśród zupełnej ciemności
trąba powietrzna wywróciła trzy stajnie artyleryjskie
i wiatraki. Dachy i belki fruwały, jak ptaki w powietrzu.
Kilkunastu artylerzystów, którzy wówczas znajdowali się
przy stajniach, uległo potłuczeniu.
Ciężko ranionych odwieziono natychmiast
pociągiem pocztowym
do szpitala w Modlinie.
[Głos Warszawski wtorek 12 maja 1908 EBUW]
Czy była to rzeczywiście trąba, czy też tak sobie to jedynie ludzie nazwali, nie sposób stwierdzić.

piątek, 3 maja 2013

1937 - Aport!

Psy bardzo lubią aportować. Czasem aż za bardzo:
Niezwykły wypadek wydarzył się ostatnio pod Siedlcami, 
w czasie ćwiczeń jednego z oddziałów w rzucaniu granatami. 
Oto pies, wałęsający się w pobliżu, zobaczywszy jak jeden 
z żołnierzy rzuci! granat, pobiegł za nim i chwyciwszy granat 
w pysk, biegł z powrotem w stronę ćwiczącego oddziału. 
Widząc co się święci, żołnierze odpędzili psa kamieniami. 
Z granatem w pysku biegał pies po przedpolu, aż nastąpił  
wybuch i czworonożny samobójca rozdarty został na strzępy[1] 

Historia ta miała powtórzyć się na Ukrainie w roku 2002 - podczas kłótni przechodniów o to, że pewien pies wyprowadzany na spacer, nie ma kagańca, jego właściciel nieoczekiwanie rzucił w oponentów granatem. Pies zaaportował i zginął wraz z właścicielem.[2] Podobny przypadek miał dotyczyć myśliwego, chcącego zrobić dynamitem przerębel w lodzie - pies przyniósł mu laskę myśląc, że to patyk. Niektóre wersje opowieści podają, że myśliwy ten dostał potem nagrodę Darwina, lecz na poświęconej im stronie rzecz jest opisywana jako miejski mit, opowieść wędrująca na zasadzie "znajomy znajomego czytał w gazecie..."[3]
Bardzo podobna scena pojawia się w polskiej tragikomedii "Trzeba zabić tę miłość" w którym jednym z wątków jest starszy pan próbujący humanitarnie pozbyć się wiernego psa. W końcowej scenie przywiązuje go do drzewa z zapaloną laską dynamitu. Wierny pies zrywa się i wpada do domu akurat na czas, aby rozerwać go efektowną eksplozją.
Czy zatem historia z lat 30. jest jedynie wczesną wersją tej opowieści? Zdarzenie wbrew pozorom jest na tyle prawdopodobne, że mogło faktycznie mieć miejsce.
------
[1] Nowiny, żołnierska gazeta ścienna, Warszawa 12 kwietnia 1937
[2] http://www.zw.com.pl/artykul/102599.html
[3] http://www.darwinawards.com/legends/legends1999-09.html

środa, 1 maja 2013

1862 - Tajemniczy stwór w lesie

Jak podawał 151 lat temu Kurier Warszawski:
We wsi Jagowicach pod Sierakowem w Poznańskiem, wydarzył się temi dniami niezwykły wypadek. Córka tamtejszego leśniczego, udała się do boru, w celu zbierania grzybów. Zledwie atoli sto kroków posunęła się w bór, kiedy ujrzała u odziomka wspaniałej sosny, jakieś ogromne zwierzę zdługim szczególnie zbudowanym ogonem, skrzydłami, otwartą paszczęką, którą otaczały dwa rzędy ogromnych kłów. Dziewczyna na ten widok, tak się przelękła, ie dopiero na kilka chwil była w stanie władać nogami, biedź do domu rodzicielskiego. Tam opowiedziała ojcu co zaszło. Leśniczy chcąc okolicę uwolnić od tak niezwykłego zwierza, zwołał pospolite ruszenie, uzbrojone w kosy, widły, cepy i w inne instrumentu mordercze, i wyruszył z niem na nieprzyjaciela. Zbliżono się ostrożnie, a im bliżej do zwierza przystąpiono, tem bardziej odwaga nikła. Na próżno Leśniczy dodaje odwagi do postępowania naprzód, nareszcie nabiera sam a zmusza, przykłada strzelbę do oka, mierzy, daje ognia i kładzie zwierza trupem. Z wielkim tryumfem przystępują do zabitego, a tu zamiast drapieżnego zwierza, znajdują balon napierzony w formacie smoka. Puszczony on był, jak się później dowiedziano, z poblizkiego Międzychodu.[Kurjer Warszawski Dn 2-go Sierpnia rok 1862.EBUW]
Najedli się więc przestrachu zupełnie niepotrzebnie.

 

sobota, 27 kwietnia 2013

1926 - Huragan na Mazowszu

Kwiecień roku 1926, w odróżnieniu do tegorocznego, był bardzo ciepły. Gdzieniegdzie pojawiły się wręcz upały do 29 stopni, nietypowe dla tak wczesnej pory. Gdy więc 26 kwietnia do kraju wtargnęła chłodniejsza masa powietrza, musiało to zaowocować burzami. Pierwsze burze uformowały się nad Sudetami około południa i po raz pierwszy dały się we znaki nad Górnym Śląskiem, po czym posuwały się pasem w kierunku północno-wschodnim. Początkowo nie były chyba zbyt groźne, jeśli nie liczyć gradu wielkości orzechów włoskich i ulewnego deszczu. Jednak gdy dotarły na tereny południa województwa warszawskiego, przerodziły się w nieopisany huragan.

Jak po kilku dniach policzono, huragan zniszczył lub poważnie uszkodził 900 budynków mieszkalnych i gospodarczych, głownie jednak stodoły i chlewy, w trzech powiatach: skierniewickim, łowickim i kutnowskim. Jak się jednak wydaje największe natężenie miała burza w okolicach Skierniewic. W samym mieście zerwane zostały tylko cztery dachy, w pobliskiej wsi Maków zniszczone zostały 34 domy, w Rowiskach 26 domów, czyli prawie wszystkie, we wsi Kręże 6 domów a w Dąbrowicach 6 domów i 12 stodół w tym murowana na folwarku. Mniejsze straty powstały we wsiach Mokra Lewa i Wola Mokra. Prasa przy tej okazji podała, że w tamtej okolicy przeszła trąba powietrzna - czy jednak faktycznie tak było?

Wskazywałby na to fakt, że w okolicach wsi Podtrzcianna wiatr uniósł z drogi trójkę dzieci, z których dwoje potem odnaleziono w pewnej odległości, zaś trzecie zaginęło. Spójrzmy jednak na geograficzny rozkład miejsc ze stratami - dałoby się wyznaczyć pas szeroki na kilometr, wiodący od Rowisk Starych do Woli Mokrej, przechodzący przez wszystkie wymienione:

Stanowi już dosyć mocną przesłankę do podejrzenia trąby powietrznej - ale nie dostateczną. Wspomniany przypadek uniesienia dzieci mógłby stanowić kolejną przesłankę, ale wieś Podtrzcianka leży w całkiem innym miejscu. Prasa zresztą nie precyzowała miejsca, stwierdzając jedynie, że było to na drodze do wsi
 Podobny przypadek zdarzyć się miał w innej okolicy, gdzie zaginął 11-letni chłopiec uniesiony z drogi przez wiatr - i znów prasa okazuje się niedokładna, pisząc że zdarzyło się to we wsi Warchlew lub we wsi Strażle. Problem w tym że ani jednej ani drugiej nie mogę odnaleźć na mapach ani w słownikach geograficznych.
Również nieliczne zdjęcia nie pozwalają rozstrzygnąć, czy była to trąba powietrzna, czy silny podmuch (microburst). Tym samym choć uznaję wydarzenia z tego dnia za bardzo podejrzane, za mało mam dla potwierdzenia trąby.

-------
* Głos Polski, Łódź, czwartek 29 kwietnia 1929, Łódzka Biblioteka Cyfrowa
* Lech. Gazeta Gnieźnieńska 1926.04.30 Nr99
* Kurjer Zachodni  Sobota, 1 maja 1926.WBC Poznań

środa, 17 kwietnia 2013

1896 - Pojedynek serio ale na jaja

Jak donosiła ponad sto lat temu Gazeta Samborska:

Pojedynek na jaja. Dwóch żydów galicyjskich,
handlarzy jaj, zamieszkałych w Budapeszcie a to:
Reich i Schwarz pokłóciło się wzajemnie w interesie
sprzedaży jaj. Postanowili zatarg ten rozstrzygnąć
pojedynkiem. Każdy wziął 100 jaj nadpsutych
i tak uzbrojeni stanęli w odległości 5 kroków naprzeciw
 siebie w mieszkaniu Schwartza.
Na dany znak rozpoczęli ów pojedynek na jaja, przy którym
rozchodziło się o to, kto kogo zmusi do cofnięcia się.
Reieh, nie mogąc znieść trafnych pocisków Schwartza,
które zupełnie oblały go zgniłą i cuchnącą
cieczą, przestał bombardować i rzucił się z pięścią
 na przeciwnika, ale dopiero świadkom tej sceny udało
się temu oryginalnemu pojedynkowi koniec położyć.
Po kilku butelkach wina znów między adwersarzami
zapanowała zgoda.[1]
 Dziwniejszego przypadku nie napotkałem.
--------
[1] Gazeta Samborska 15. listopada 1896. Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa (JBC UJ)
 

środa, 10 kwietnia 2013

Ufo obok słońca i inne bzdury

To niesamowite jak silne jest ludzkie pragnienie potwierdzenia. Ludzie tak bardzo chcą aby ich myśli i pomysły okazały się tymi najwłaściwszymi, że skłonni są odnajdywać ich potwierdzenie w przypadkowych miejscach. U osób silnie religijnych prowadzi to do doszukiwania się cudów we wszystkich zdarzeniach i dostrzegania cudownych wizerunków w plamach wilgoci na murze, cieniu drzew czy zaciekach na suficie. U miłośników New Age do wyczuwania "energii" w przeciągach. A miłośników UFO do dostrzegania statków kosmicznych w chmurach, refleksach świetlnych i błędach fotograficznych.
Plamki i refleksy na fotografiach, póki znajdują się na tle ścian, czy drzew, nie są interesujące. Ale niech taki nasunie się na niebo, a już staje się "tajemniczym obiektem". Podobną rzecz obserwuję przy interpretacji starych obrazów - dopóki złote aureole świętych wypadają na tle budynków i drzew, nie wzbudzają zainteresowania. Gdy tylko aureola pojawi się na tle nieba, dla rozmaitych nieukowców staje się "wizerunkiem metalicznego obiektu". Ostatnio Witkowski napisał książkę pełną tego typu rewelacji.

Im bardziej kosmiczne są okoliczności powstania takich zdjęć, tym prawdziwsza wydaje się ich ufologiczna interpretacja. Stąd też miłośnicy UFO z uwagą śledzą zdjęcia NASA szukając na nich tajemniczych obiektów. Jednymi z takich obleganych miejsc, są zdjęcia z automatycznych sond obserwujących Słońce.
Sonda SOHO jest wyposażona w koronograf - teleskop którego układ optyczny przesłania tarczę słoneczną, pozwalając obserwować jego otoczenie. Obserwuje się w ten sposób koronę słoneczną i wyrzuty materii, a także spadające na Słonce niewielkie komety. Od czasu do czasu w polu widzenia pojawiają się też kropki lub kreski na tle nieba:


Wygląda niesamowicie, prawda? Ale jeszcze bardziej niesamowite są interpretacje. Otóż każda taka plamka lub kreska ma być statkiem kosmicznym. Ale to jeszcze nic - zakładając że obiekty są tak samo dalekie jak Słonce, to porównując ich rozmiary z jego wielkością, okaże się, że są to podłużne obiekty mające kilka tysięcy kilometrów o masach rzędu milionów ton. Czy to możliwe?
Cóż, wprawdzie wydaje się niemożliwe istnienie takich obiektów, ale właśnie to jest dla niektórych dodatkowym dowodem - jeśli takie obiekty nie mogłyby istnieć w naturze, to wobec tego muszą być sztucznymi konstrukcjami bardzo zaawansowanej cywilizacji. Reszta tego typu rozważań nieuchronnie zmierza w stronę teorii, wedle której astronomowie ukrywają istnienie UFO.

Czy jednak istnieje jakieś naturalne wyjaśnienie tych niezwykłych obiektów? No cóż; kamery automatycznych sond są zasadniczo zbudowane tak samo jak zwykłe, może tylko mają lepszą optykę i matrycę o niesamowitej rozdzielczości, mimo to przydarzają się im te same wady jakie niejednokrotnie psują zwykłe, ziemskie fotografie. Przykładem jest prześwietlenie obrazu jasnego, bardzo kontrastowego obiektu. W koronografie słonce jest przesłonięte, więc matryca może być ustawiona na dużą czułość. Wobec tego gdy w kadrze znajdzie się jakiś bardzo jasny obiekt da on na matrycy na tyle silny sygnał, że za sprawą przebicia się na pola sąsiednie zostanie zarejestrowany jako smuga wychodząca z dwóch stron obiektu (tzw pixlel bleeding). A jaki to może być obiekt?
Słonce nieustannie przesuwa się na tle nieba więc pierwszą możliwością są oczywiście gwiazdy, jednak zdecydowanie silniejszy błąd tego typu wywołują planety przelatujące przed lub za słońcem. Druga fotografia od dołu przedstawia koniunkcję Jowisza i Merkurego, zaś nad Słońcem widać jeszcze charakterystyczny kształt Plejad:
Wychodzące od planet promienie prześwietlenia upodabniają je do płaskich dysków. Podobne kształty mogą dawać najjaśniejsze gwiazdy, a nawet, jak pokazuje to poniższe zdjęcie, jądra jasnych komet:
 Podobny efekt zdarza się na ziemskich fotografiach, tu w wykonaniu słońca:

Nie tłumaczy to jednak wszystkich dziwności. Bo czym są pojawiające się na jednym tylko ujęciu, rozbłyski, kreski lub zgrupowania kresek, nie mające związku z planetami czy gwiazdami?
Nie są to raczej rzeczywiste obiekty, czy, jak to pisano o powyższym obrazku "trójkątne UFO". Wyjaśnienie wiąże się z właściwościami matryc cyfrowych i z położeniem sond w przestrzeni.

Cyfrowa matryca jest układem mikroskopijnych elementów światłoczułych. Gdy fotony ze skupionego światła padną na taki element, pobudzają elektrony światłoczułego materiału do przejścia. Elektrony są rejestrowane a informacja o ich liczbie, przetwarzana na informację o jasności. Taki układ jest jednak nieodporny na spontaniczne przejścia, wywołujące efekt szumów, ani na przejścia wywołane promieniowaniem innym niż świetlne.
Przenieśmy się teraz w wyobraźni na orbitę, gdzie, w punkcie Langrage'a, umiejscowiony jest nasz koronograf. Przestrzeń kosmiczna pozbawiona jest gazów rozpraszających i pochłaniających promieniowanie. Pięknym przykładem zdjęcia Hubble'a, mimo dość starej elektroniki i nie największego układu optycznego, wciąż z trudem przebijane przez ziemskie teleskopy, muszące zmagać się z drżeniem atmosfery, pochłanianiem ultrafioletu i podczerwieni przez grubą warstwę atmosfery. Nasza sonda obserwująca słońce nie ma z tym problemu, może więc obserwować je w różnych zakresach widma. Niestety równocześnie wystawiona jest na nieustający strumień wysoko energetycznego promieniowania kosmicznego, oraz promieni emitowanych przez koronę słoneczną. Spośród nich najistotniejsze jest promieniowanie gamma i rentgenowskie, na tyle przenikliwe, aby mogły dotrzeć do matrycy pod dowolnym kątem.
Kwant takiego promieniowania jest bardzo twardy. Zachowuje się niczym kula karabinowa. Gdy padnie na materiał matrycy zdarza mu się przekazać część pędu elektronowi czujnika. Ten tak zwany efekt Comptona może być na tyle duży, że elektron wystrzeli ze swojego miejsca i zanim nie zostanie pochłonięty, zdąży pobudzić dość dużą ilość czujników na swym torze. Przelot takiego wybitego elektronu jest więc obserwowany jako kreska na obrazie, o różnej długości i szerokości, zależnie od niesionej energii. Gdy zaś kreska taka pojawi się na zdjęciu, na tle nieba, miłośnik Ufo zakreśla ją czerwonym kółeczkiem i publikuje jako "tajemniczy podłużny obiekt". Ilość takich kreseczek wzrasta podczas rozbłysków słonecznych, a po najsilniejszych obraz potrafi być dosłownie zapstrzony:

albo:

 Jak widać, kresek do wyboru do koloru. Pęki smug powstają, gdy równocześnie wybitych zostanie kilka elektronów. Minki rzedną? A przecież to jeszcze nie koniec dziwnych artefaktów. Od czasu do czasu zdarza się, że ziarenko międzyplanetarnego pyłu uderzy w osłonę termiczną sondy, odrywając od niej drobne kawalątki, które oświetlone słońcem dają w kamerze niezwykły efekt:





No dobrze, powie teraz miłośnik Ufo, a co z tajemniczym obiektem obok Merkurego? rzeczywiście, gdy planeta ta przechodziła blisko słońca, na zdjęciach tuż za nią pojawił się tajemniczy, czarny obiekt:

dziwnym zbiegiem okoliczności wyglądający tak samo, jak negatyw planety. Nic dziwnego, to po prostu obraz Merkurego z dnia poprzedniego. Aby tło na jakim obserwowane są wyrzuty materii było kontrastowe, obraz jest pozbawiany rozjaśnienia wywołanego pyłem wokół przez odjęcie od obrazu bazowego któregoś z wybranych obrazów z dni poprzednich. Poprzedniego dnia Merkury był nieco przesunięty w prawo. Po odjęciu jego bardzo jasnego obrazu, od tła, pozostała ciemna plama. Podobne rzeczy przydarzają się innym planetom - poniżej efekt odjęcia obrazu wenus od tła kilka dni później:
W miejscu po planecie powstała ciemna plama. Zbliżony efekt pojawia się po ręcznym usunięciu niektórych artefaktów. Prześwietlenie obrazu komety McNaughta sprzed paru lat było tak silne, że po odfiltrowaniu powstała w tym miejscu ciemna krecha przez cały kadr:
 Ot i tyle.
----------
* http://stereo.gsfc.nasa.gov/artifacts/artifacts.shtml
* http://sohowww.nascom.nasa.gov/hotshots/2003_01_17/ 

sobota, 30 marca 2013

Problemy z Wielkanocą

Wygląda na to, że będziemy mieli w tym roku wymarzone białe Święta - tylko nie te. Nie dosyć, że Wielkanoc wypada dosyć wcześnie, to jeszcze zima ani śmie odpuszczać. Dlaczego jednak święto to jest ruchome, i w każdym roku wypada kiedy indziej? I skąd się ono w ogóle wzięło? A trzeba wiedzieć że było z tym w historii niemało zamieszania.

Wzięło się, w jego chrześcijańskim wymiarze, oczywiście z Biblii, będąc upamiętnieniem Zmartwychwstania. W zasadzie jest to najważniejsze ze wszystkich świąt kościelnych, ale ze względu na utrwalone w tradycji rytuały i prezenty, ludzie wolą Boże Narodzenie. Wskazówki odnośnie daty dziennej zawierają ewagnelie: do ukrzyżowania miało dojść w przeddzień Paschy - żydowskiego święta - 14 dnia wiosennego miesiąca Nissan, w czasie pełni księżyca. Stąd też pierwsi chrześcijanie obchodzili to święto zgodnie z kalendarzem hebrajskim, z którym jednak zachodziło pewne zamieszanie.
Kalendarz żydowski należy do tych pradawnych systemów opartych na cyklach księżycowych. Składa się zasadniczo z 12 miesięcy mających po 29 lub 30 dni, zaś rok trwa tylko 354 lub 355 lub 356 dni, zależnie od układu pełni. Tych kilka dni różnicy względem roku słonecznego po pewnym czasie powinno dawać kolosalną różnicę, toteż rozwiązuje się ten problem co trzy lata, gdy różnica urasta do 30-33 dni, dodając miesiąc przestępny Adar mający 29 dni i będący miesiącem zimowym. To zrównuje oba cykle ale nie do końca, toteż co pewien czas dodaje się jeszcze drugi miesiąc przestępny - Adar II, w nieregularnych odstępach powtarzających się co 19 lat, zaś Adar I ma w tym roku 30 dni. Powoduje to, że w podwójnie przestępnych latach rok ma nawet 385 dni. Zawiłe?


Zawiłe jest owszem, ale te wszystkie zmiany mają za zadanie uzgodnić ilość cykli księżycowych z cyklem słonecznym - liczba dni w obu kalendarzach w cyklu 19-letnim jest prawie taka sama. Celem zaś głównym tych zmian jest sprawienie, że dzień Paschy wypada na wiosnę, ta zaś liczona jest od dnia równonocy. 
Wróćmy jednak do naszych pierwszych chrześcijan.
Dość szybko utarło się w zachodnich gminach chrześcijańskich, aby święto odchodzić nie dokładnie w dzień po święcie Paschy, lecz w najbliższą po nim niedzielę, nazywaną Dniem Pańskim, jako że do zmartwychwstania miało dojść tego dnia tygodnia, w związku z czym dzień ukrzyżowania wypadał na piątek przed tym świętem. Natomiast kościoły wschodnie pozostały przy starym zwyczaju, a więc z Dniem Męki dzień przed Paschą a Zmartwychwstaniem trzy dni po tym. Ta rozbieżność zdań początkowo nie miała większego znaczenia, stała się jednak zaczątkiem coraz dalej sięgającego rozłamu. Kościoły Zachodnie opierały się na kulturze rzymskie, Kościoły Wschodnie czerpały z kręgu tradycji helleńsko-semickich.
 Pod koniec II wieku próbowano załatać rosnącą wyrwę sposobem odgórnym, uchwalając na kolejnych soborach, że wielkanoc może być świętowana tylko w niedzielę.
Gdy sobór wysłał list do Polikratesa, będącego biskupem wschodnich kościołów, ten nie uznał uchwały. Więc biskupi sprawujący władzę w Rzymie ekskomunikowali jego i jego wiernych. Grupę tą nazywano Quatrodecimanus ("czternastnicy"). Oznacza to, że pierwszy rozłam w kościele zaszedł z powodu różnicy zdań odnośnie symbolicznej daty święta.

Aby wyjaśnić sprawę ostatecznie w roku 325 n.e. zwołano wielki sobór w Nicei, na który zebrać się mieli wszyscy biskupi ówczesnego chrześcijaństwa. Oprócz uchwalenia wielu dogmatycznych formuł wyznania wiary, ustalono wówczas ostatecznie, że Wielkanoc ma przypadać na pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Taka forma odrywała datę liturgiczną od kalendarza żydowskiego.
Początek wiosny przypadał na dzień równonocy, przypadającą wówczas 21 marca. Jakiego kalendarza? Oczywiście juliańskiego.

Kalendarz Juliański, którego ostateczną formę ustalono w roku 46 p.n.e. za panowania Juliusza Cezara, był w owym czasie najdoskonalszym z używanych. Przedtem w Rzymie używano kalendarza księżycowego, z miesiącami mającymi od 29 do 31 dni. Co dwa lata dodawano miesiąc przestępny i długość roku mniej więcej się zgadzała, ale manipulacje początkiem roku i wyrzucanie lub dodawanie dni zależnie od kaprysów władców tak rozregulowały system, że w I wieku p.n.e pierwszy zimowy miesiąc, odpowiednik grudnia, przypadał we wrześniu. Stąd reforma ustalająca długość roku na 365 dni z dodawanym jednym dniem przestępnym co cztery lata, co daje średnią długość 365,25 dnia.
Nie było to jednak wystarczająco ścisłe. Ustalona obecnie, dokładniejszymi metodami, długość roku słonecznego to 365,2422 dni. Różnica między tymi długościami jest zatem niewielka, ale po odpowiednio długim czasie staje się istotna. Co 128 lat kalendarz juliański naliczał jeden dzień więcej niż powinien. Na dodatek przez kilka dekad aż do roku 8 n.e. lata przestępne nie były wprowadzane co 4 lecz co 3 lata, bądź w ogóle, na wskutek niedbalstwa, co korygowano nie dodając tych dni przez pewien okres. Dopiero od tego czasu można mówić o pełnym systemie - ze wspomnianymi przesunięciami.
Za czasów Cezara równonoc przypadała 25 marca. Do czasów Soboru zdążyła przesunąć się na 21 marca, z powodu tej różnicy. W miarę upływu czasu przesuwała się dalej i w XVI wieku wypadała już 11 marca. Co zatem zrobiono? - zreformowano kalendarz.
Papierz orzekł że po 4 października roku 1582 ma następować od razu 15 października, zaś w pewnych latach dni przestępne mają nie być dodawane, tak aby w okresie 400 lat tych ujętych dni było dokładnie tyle co nadmiarowych, a więc 3. Obecnie każdy uczeń jest jak sądzę w stanie opowiedzieć, że reforma gregoriańska miała na celu zlikwidowanie nadmiarowych dni i zrównanie czasu kalendarzowego z rzeczywistym - i odpowiadając tak będzie w błędzie. Tak na prawdę nasz wyimaginowany "czas rzeczywisty" nikogo właściwie nie obchodził. Chodziło tylko o to, aby zachować porządek w datach Wielkanocy, stopniowo bowiem najwcześniejszy możliwy termin cofał się w tył i wiosenne święto stawało się coraz mniej wiosenne. Postanowiono usunąć nadmiarowe dni, ale nie nadmiar aż do początków kalendarza, lecz do czasów Soboru Nicejskiego - w których to zebrało się już przecież 3 nadmiarowe dni. Reforma nie usuwała tej różnicy.

Jak ostatecznie jest z tym przesuwaniem Wielkanocy?
Jak to już pisałem, Wielkanoc przypada w niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Wiosna zaczyna się od równonocy, to jest od 21 lub 20 marca, zależnie od układu dni przestępnych. Jeżeli pełnia wypada w niedzielę, to Wielkanoc jest obchodzona w następną. Długość miesiąca księżycowego to 29,5 dnia. Stąd wynika zakres:

Najwcześniejsza Wielkanoc przypada na 22 marca, gdy pełnia następuje w sobotę 21 a pierwszy dzień wiosny 20 marca. Najpóźniejsza następuje gdy wiosna zaczyna się 21 marca i jest to pełnia a następna 19 kwietnia i jest to poniedziałek, w związku z czym następna niedziela to 25 kwietnia.
Wraz z ruchomością Wielkanocy, zmieniają się pory innych świąt - Zielone Świątki, obchodzone po 50 dniach mogą zatem przypaść nawet w lipcu. Inaczej jest w kościele prawosławnym, gdzie nadal używa się kalendarza juliańskiego. Rozbieżność sięgnęła już w naszych czasach 13 dni przez co wszystkie święta są przesunięte, a zakres dat Wielkanocy odpowiada 4 kwietnia - 13 maja naszego kalendarza. Pewne znaczenie ma także różny sposób obliczania tej daty w kościołach - mimo przesunięcia zdarza się, że w obu święta wypadają w tym samym terminie.

Te ciągłe zmiany dla wielu stały się dziś niewygodne, stąd też coraz żywszy jest pomysł, aby ustalić stały dzień na to święto. Najczęstsza propozycją jest druga niedziela kwietnia. Jeszcze inną propozycją jest skłonienie kościołów wschodnich do świętowania w tym samym terminie co zachodnie, lub odwrotnie. Oczywiście wraca tu spór z III wieku - każda grupa uważa, że ich data jest właściwsza. A na razie wszystko po staremu.

post scriptum:
Dodam tu poniżej, by nie zaburzać pierwotnego układu tekstu, jeszcze jedną refleksję.
Gdy Sobór Nicejski ustalał sposób liczenia daty Wielkanocy, jednym z argumentów za taką zmianą, była nieporządna forma kalendarza hebrajskiego i błędy naliczania, powodujące że w latach pomiędzy przestępnymi Pascha mogła wypaść przed równonocą. Naliczone błędne dni kalendarza juliańskiego powodowały, że nowy sposób liczenia całkowicie oddzielał te dwa systemy, tym samym świat chrześcijański odcinał się od swych żydowskich przodków, którzy zaczynali być powoli traktowani prawie jak poganie.
Zastanawiającą kwestią są jednak słowa Anatoliusza Aleksandryjskiego, który uważał za błąd opierać się na cyklach księżyca, uważając je za ważniejsze, gdy słońce jest jeszcze w dwunastym znaku zodiaku, uważanym za znak zimowy. Zatem obchodzenie Zmartwychwstania, wprawdzie skorelowane z rytmami księżycowymi, miało być powiązane przede wszystkim z ruchami Słońca; pierwszorzędnym warunkiem było przekroczenie równonocy i wejście Słońca w znaki wiosenne.
Takie rozumienie było uważane za właściwe przez kościoły zachodnie, kształtujące się w kręgu kultury rzymskiej i używające kalendarza juliańskiego - słonecznego. Można w tym widzieć odejście od dawnych, bardziej pierwotnych kultów lunarnych, na rzecz bardziej rozwiniętych kultów solarnych. Wpływy kultów lunarnych w judaizmie są bardzo wyraźne - począwszy od kalendarza, do poświadczonego w Biblii zwyczaju świętowania w każdy nów księżyca - stąd wysuwane są czasem teorie, że Jahwe pierwotnie był bogiem księżyca. Przesuwając datę Wielkanocy, i uzależniając ją od równonocy, związało się chrześcijaństwo z kręgiem kultów solarnych, czego wyraźne ślady można dostrzec w symbolice - przedstawienia Chrystusa jako wschodzącego słońca, czy zawłaszczenie symboli życia i odradzania się a nawet praktyka orientowania kościołów tak, aby ołtarz wychodził na wschodzie*
Pewnym śladem może być nawet data Bożego Narodzenia - jak to już kiedyś pisałem, nie wiadomo kiedy miałoby ono następować, bo Biblia nie precyzuje pory, lecz na podstawie dowodów pośrednich można stwierdzić, że raczej na początku jesieni. Przyjęta data 25 grudnia była zatem symboliczna. Przyczyny natomiast przyjęcia właśnie jej nie są zupełnie jasne, wydaje się jednak że znów zadecydowały tutaj wpływy kultury rzymskiej.
 25 grudnia w dawnym Rzymie właśnie kończyły się Saturnalia będące czasem rozprężenia obyczajów, dające niewolnikom i sługom większą swobodę; wyznawcy Mitraizmu obchodzili święto narodzin Mitry, a na dodatek na ten sam czas wprowadzono państwowe święto Sol Invictus. Daty tych świąt były bezpośrednio związane z przesileniem zimowym, które w tamtych czasach przypadało na 25 grudnia. Precesja od tego czasu spowodowała przesunięcie, którego nie mogły usunąć poprawki kalendarza. Przyjęcie świętowania w tym dniu miało zatem tą zaletę, że z jednej strony stanowiący dużą część wiernych niewolnicy mieli czas na świętowanie na uboczu, a z drugiej strony nowe święto zastępowało w świadomości wiernych te poprzednie. Tyle że niechcący(?) tym samym po raz kolejny kult chrześcijański został powiązany z solarnym.

Zastanawia zatem czy teraz próby ujednolicenia daty Wielkanocy nie spowodują - świadomie bądź nie - dalszego odcięcia, gdyż daty nie będą już powiązane ani z rytmami księżycowymi ani z równonocą?

--------
* Słowo "orientacja" wywodzi się od "orient" - czyli wschód.
http://en.wikipedia.org/wiki/Easter
http://en.wikipedia.org/wiki/Computus
http://en.wikipedia.org/wiki/First_Council_of_Nicaea
http://en.wikipedia.org/wiki/Paschal_Full_Moon
http://en.wikipedia.org/wiki/Passover
http://en.wikipedia.org/wiki/Hebrew_calendar
http://en.wikipedia.org/wiki/Julian_calendar
http://en.wikipedia.org/wiki/Roman_calendar
http://en.wikipedia.org/wiki/Easter_controversy
http://en.wikipedia.org/wiki/Gregorian_Calendar

 "Lunarne aspekty Judaizmu" Racjonalista.pl