Jedna z moich ulubionych roślin. Właściwie pierwsza, która zwróciła moją uwagę na te najdrobniejsze kwiaty, nieraz wręcz chowające się w trawie. Ciepła jesień sprawiła, że nadal jeszcze kwitnie.
Iglica pospolita to powszechna roślina z rodziny bodziszkowatych, jest więc spokrewniona z pelargonią. Liście pierzaste, nieco przypominające liście marchwi. Łodyga lekko owłosiona, często czerwonawo nabiegła. Kwiaty małe, do centymetra średnicy, z fioletowymi płatkami i wyraźnymi czerwonymi pylnikami. Spotykane są też naturalne odmiany o innym ubarwieniu, widziałem zdjęcia formy z ciemniejszymi, purpurowymi plamami wewnątrz kwiatu. Sam w Warszawie, na Żeraniu, spotkałem populację o kwiatach białych, na której obrzeżach pojawiały się osobniki o cechach mieszanych - kwiaty były różowe lub białe z fioletowymi plamkami, czasem o różnym nasyceniu w obrębie jednej rośliny. Rośliny tej formy nie miały też czerwonawo podbarwionych łodyg.
Po przekwitnięciu powstaje owoc w formie długiej, ostro zwężającej się szpili, stąd nazwa rodzajowa, oraz ludowe "bociani dziób", "bociani nos". Owoc wysychając rozdziela się na pięć części, wyrzucając nasiona przyczepione do spiralnych ości. Ości te są wrażliwe na wilgoć, skręcając się i rozkręcając, dzięki czemu zaczepione w szczelinach podłoża nasiona są dosłownie wkręcanie w glebę jak wiertło.
Występuje pospolicie. Pierwotnie pochodziła z okolic śródziemnomorskich, ale rozprzestrzeniła się na inne kontynenty. Bywa uważana za chwast, choć niespecjalnie uciążliwy, chętnie pojawia się na trawnikach, zaś na polach w uprawach warzyw okopowych.
Była dawniej używana jako zioło lecznicze, choć ze względu na małe rozmiary, niespecjalnie cenne. Zawiera głównie garbniki i gorycze, polifenole z grupy kwasu galusowego, kwercetynę, jest więc typowym ziołem ściągającym, przeciwbiegunkowym, wzmacniającym naczynka krwionośne. Spośród alkaloidów zawiera nieco kofeiny.
-------
* https://www.researchgate.net/publication/314525800_THERAPEUTIC_POTENTIAL_OF_ERODIUM_CICUTARIUM_-A_REVIEW
wtorek, 30 października 2018
czwartek, 18 października 2018
Suspiria (1977)
W ramach wieczornego seansu filmowego obejrzałem sobie Suspirię z 1977 roku włoskiego reżysera Dario Argento. Ostatnio pojawił się remake, więc to dobra okazja aby powtórzyć klasykę. Film jest nawet dobry ale nierówny, niektóre efekty specjalne trochę słabo wypadły (np. łeb psa rozszarpującego gardło muzyka), główne aktorki grają dość anemicznie, sama fabuła została poprowadzona trochę po łebkach. Zwłaszcza widać to w zakończeniu, gdzie niby wyjaśniają się pewne tajemnice, ale pozostaje wiele zagadek i pewne elementy filmu się nie kleją.
Reżyser zaczyna pewne wątki w sposób sugerujący celowość działań (kontrolowanie głównej bohaterki czarami i narkotykami), ale ostatecznie nic z tego nie ma swojego rozwiązania. Brakowało też wyjaśnienia czemu te wszystkie rzeczy dzieją się akurat w szkole baletowej, zupełnie jakby nie można było ukryć mrocznego kultu w jakiś inny sposób. Powstaje wrażenie, jakby pod koniec zdjęć zmieniono pomysł na rozwiązanie, może zabrakło funduszy, więc postanowiono skrócić finał bez wdawania się w szczegóły.
Reżyser próbował naprawić ten błąd w kontynuacji, gdzie pojawia się objaśnienie systemu, na którym oparte były wydarzenia. Drugi film z serii, "Inferno", oparty na podobnym pomyśle, już się tak bardzo nie spodobał. Zaplanowany trzeci film, z powodu kiepskich wyników finansowych został zarzucony. Dopiero w 2007 roku Argento zdecydował się jednak nakręcić "Matkę łez" praktycznie nic nie zmieniając w koncepcji. Film kręcony w taki sposób, jakby był robiony w latach 80. bez rozwinięcia historii, bez próby rewizji sztampowego wizerunku głównej bohaterki (klasyczna niewinna piękność, wpadająca w tarapaty z powodu nierozsądnych decyzji), został zgodnie uznany za gniot.
Czemu jednak Suspiria wypada dobrze? Jest to pierwszorzędny spośród drugorzędnych filmów. Nie oszukujmy się, thrillero-horrory giallo nie były wyrafinowanym kinem. Tutaj jednak o odbiorze zadecydowała spójna, artystyczna wizja, budująca klimat.
Dobrze wypadła scenografia. Wystrój wnętrz bardzo dopracowany, zasadniczo nawiązuje do klasycznych secesyjnych wzorów, z wijącymi się roślinno-wężowatymi wzorami. Często widać nawiązania do Eschera (szkoda, że nie pojawiło się na przykład miejsce z przeplatającymi schodami). Momentami pojawiają się dobrze dobrane symbole okultystyczne. Do tego zaskakujące, ostre, bardzo kontrastowe oświetlenie. Duża część zdjęć nocnych dzieje się w świetle czerwonym, niebieskim lub zielonym, nadającym scenie nieco teatralnego wyglądu. Reżyser wykorzystał oświetlenie do budowania nastroju jak z sennego koszmaru, gdzie nawet to, co jest nierzeczywiste, jednak stapia się z realnością w jedną całość.
Kolorowe oświetlenie wydaje się zresztą raczej symboliczne, widoczne tylko dla widza, niż rzeczywiste w realności filmu. Jest nawet taka scena, w którym jedna z bohaterek próbuje dobudzić lokatorkę. Gdy nachyla się nad nią, rozpaczliwie próbując znaleźć kogoś do pomocy w chwili zagrożenia, widzimy w zbliżeniu obiektywu, że jest oświetlona zielonym światłem. Gdy wstaje, a my widzimy scenę z oddalenia, scenę oświetla tylko wyglądające naturalnie białe światło lampy. To przejście sugeruje, że światło może być odzwierciedleniem emocji; scena widoczna w zbliżeniu na twarz postaci obrazuje to jak ona odbiera dany moment, scena z dalszego kadru pokazuje widok "rzeczywisty".
Klimat filmu podbija muzyka zespołu Goblin, momentami ostra, nieprzyjemna, kiedy indziej bardziej łagodna, wprowadzająca nastrój tajemnicy.
piątek, 12 października 2018
Topinambur
Wczesna jesień jest porą gdy najobficiej kwitnie topinambur. Ale mało kto wie, czym właściwie jest.
Jego złoto-żółte kwiaty przypominają nieco miniaturowe słoneczniki z bardzo długimi płatkami, i faktycznie w pewnym sensie nimi są. Pochodzący z Ameryki Północnej słonecznik bulwiasty nie był wykorzystywany jako roślina oleista, u nas najczęściej używany jest dla ozdoby ogrodu. Ma przykrą skłonność do rozrastania się na duże obszary, dlatego po ucieczce z ogródków zaczął plenić się na nieużytkach i łąkach, nieraz tworząc wielohektarowe płaty. Z tego też powodu w wielu krajach uważa się go za roślinę inwazyjną.
Liście szerokie, pokryte miękkim owłosieniem, łodygi cienkie, wysokie do dwóch metrów, pokryte owłosieniem na całej długości.
Jego najbardziej charakterystyczną cechą jest tworzenie bulw o słodkawym smaku, które mogą być jedzone. Czasem zresztą można spotkać go w supermarketach, jako rzadko rzucane na półki, egzotyczne warzywo. Dlatego bawi mnie gdy przejeżdżam obok ukwieconych łanów topinamburu, ze świadomością, że mało kto wie do czego można tą roślinę wykorzystać.
Bulwy zawierają w składzie skrobię oraz cukry proste, nadające im słodkawy smak, jednak główną substancją spichrzową jest inulina - polisacharyd złożony z połączonych cząsteczek fruktozy. Sposób połączenia, wiązanie beta 2,1-glikozydowe, uniemożliwia rozkład podczas trawienia tak, jak to dzieje się ze skrobią. Duża więc część zjedzonej inuliny przechodzi do jelit, gdzie staje się ona pokarmem dla zasiedlających przewód pokarmowy bakterii. Dlatego stanowi ona probiotyk. Podobnie jak inne formy błonnika ułatwia wypróżniania i obniża poziom lipidów we krwi. Powstające w wyniku bakteryjnego metabolizmu krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe stanowią źródło energii dla kolonocytów.
Te prozdrowotne właściwości mogą się jednak stać nieco kłopotliwe. Pobudzona flora bakteryjna może wywołać wzdęcia i wiatry. Dlatego często zaleca się dłużej gotować bulwy. Podczas takiego dłuższego gotowania część inuliny hydrolizuje, bulwy stają się słodsze i łatwiejsze do strawienia. Ponoć jednak, w odróżnieniu od ziemniaków, można je jadać i na surowo.
Nazwa zwyczajowa "topinambur" pochodzi z języka francuskiego. W 1613 roku w Paryżu wielką sensację wywołali członkowie amazońskiego plemienia Tupinamba, przywiezieni z jedną z wypraw. Znani byli w przekazach jako kanibale i najgorszego typu dzikusy. W zbliżonym czasie z Ameryki Północnej przywieziono pierwsze sadzonki słonecznika bulwiastego. Jedno zostało skojarzone z drugim i egzotyczna roślina zyskała miano od owego plemienia, z którym nie miała faktycznie związku.
Jego złoto-żółte kwiaty przypominają nieco miniaturowe słoneczniki z bardzo długimi płatkami, i faktycznie w pewnym sensie nimi są. Pochodzący z Ameryki Północnej słonecznik bulwiasty nie był wykorzystywany jako roślina oleista, u nas najczęściej używany jest dla ozdoby ogrodu. Ma przykrą skłonność do rozrastania się na duże obszary, dlatego po ucieczce z ogródków zaczął plenić się na nieużytkach i łąkach, nieraz tworząc wielohektarowe płaty. Z tego też powodu w wielu krajach uważa się go za roślinę inwazyjną.
Liście szerokie, pokryte miękkim owłosieniem, łodygi cienkie, wysokie do dwóch metrów, pokryte owłosieniem na całej długości.
Jego najbardziej charakterystyczną cechą jest tworzenie bulw o słodkawym smaku, które mogą być jedzone. Czasem zresztą można spotkać go w supermarketach, jako rzadko rzucane na półki, egzotyczne warzywo. Dlatego bawi mnie gdy przejeżdżam obok ukwieconych łanów topinamburu, ze świadomością, że mało kto wie do czego można tą roślinę wykorzystać.
Bulwy zawierają w składzie skrobię oraz cukry proste, nadające im słodkawy smak, jednak główną substancją spichrzową jest inulina - polisacharyd złożony z połączonych cząsteczek fruktozy. Sposób połączenia, wiązanie beta 2,1-glikozydowe, uniemożliwia rozkład podczas trawienia tak, jak to dzieje się ze skrobią. Duża więc część zjedzonej inuliny przechodzi do jelit, gdzie staje się ona pokarmem dla zasiedlających przewód pokarmowy bakterii. Dlatego stanowi ona probiotyk. Podobnie jak inne formy błonnika ułatwia wypróżniania i obniża poziom lipidów we krwi. Powstające w wyniku bakteryjnego metabolizmu krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe stanowią źródło energii dla kolonocytów.
Te prozdrowotne właściwości mogą się jednak stać nieco kłopotliwe. Pobudzona flora bakteryjna może wywołać wzdęcia i wiatry. Dlatego często zaleca się dłużej gotować bulwy. Podczas takiego dłuższego gotowania część inuliny hydrolizuje, bulwy stają się słodsze i łatwiejsze do strawienia. Ponoć jednak, w odróżnieniu od ziemniaków, można je jadać i na surowo.
Nazwa zwyczajowa "topinambur" pochodzi z języka francuskiego. W 1613 roku w Paryżu wielką sensację wywołali członkowie amazońskiego plemienia Tupinamba, przywiezieni z jedną z wypraw. Znani byli w przekazach jako kanibale i najgorszego typu dzikusy. W zbliżonym czasie z Ameryki Północnej przywieziono pierwsze sadzonki słonecznika bulwiastego. Jedno zostało skojarzone z drugim i egzotyczna roślina zyskała miano od owego plemienia, z którym nie miała faktycznie związku.
piątek, 31 sierpnia 2018
1931 - Trąba powietrzna pod Radzyminem
Jeszcze jeden ciekawy przypadek szaleństw polskiej pogody:
Informacja o wyssaniu ze stawu wody wydaje mi się rozstrzygającą dla określenia natury zjawiska, podobne zdarzenia obserwowano też w innych znanych przypadkach, choćby w przypadku trąby powietrznej w Lublinie - która zdarzyła się tydzień wcześniej - gdzie towarzyszący jej drugi lej wyssał w Motyczu ze stawu wodę wraz z rybami i rozrzucił po polach. Niszczenie budynków gospodarskich i zrywanie dachów to siła w zakresie F1-F2.
W okolicy Radzymina trąba powietrzna pojawiła się też w sierpniu 2000 roku. W okolicach Kraszewa Starego poważnie uszkodziła kilkadziesiąt domów, niektóre murowane budynki nadawały się do wyburzenia.
"W dniu 1 sierpnia r.b. nad majątkiem Wujówka w gminie Strachówko, pow. Radzymińskiego około godz. 17-ej przeszła trąba powietrzna, która wyrządziła olbrzymie szkody. - Pozrywała dachy z budynków gospodarskich, 2 budynki rozniosła doszczętnie po polu, tak że ich części trudno było odnaleźć, wiele drzew jak dęby, jesiony, świerki i inne wieloletnie powyrywała z korzeniami. Siła trąby powietrznej była tak olbrzymia, że dość wspomnieć, że wodę ze stawu rybnego wyniosła poza groblę, a staw pozostał prawie próżny. Straty ogólne wynoszą 7.000 zł."
[Zorza, 16 sierpnia 1931, Polona]
Informacja o wyssaniu ze stawu wody wydaje mi się rozstrzygającą dla określenia natury zjawiska, podobne zdarzenia obserwowano też w innych znanych przypadkach, choćby w przypadku trąby powietrznej w Lublinie - która zdarzyła się tydzień wcześniej - gdzie towarzyszący jej drugi lej wyssał w Motyczu ze stawu wodę wraz z rybami i rozrzucił po polach. Niszczenie budynków gospodarskich i zrywanie dachów to siła w zakresie F1-F2.
W okolicy Radzymina trąba powietrzna pojawiła się też w sierpniu 2000 roku. W okolicach Kraszewa Starego poważnie uszkodziła kilkadziesiąt domów, niektóre murowane budynki nadawały się do wyburzenia.
środa, 15 sierpnia 2018
1918 - Pioruny kuliste koło Zamościa
Dokładnie sto lat temu przyroda pokazała co potrafi w małej wsi koło Zamościa:
Dziwy przyrody w pow. ZamojskimZ relacjami tego typu jest ten problem, że czasem ludzie tłumaczą sobie wędrówką bardzo szybkiego pioruna kulistego, skutki bocznego odgałęzienia zwykłego pioruna liniowego. Jeśli piorun po uderzeniu w dom wywołał szkody w piecu, ścianie i oknie, a całość była widoczna jako jasny błysk, to ludzie mają skłonność do tłumaczenia sobie strat jako wywołanych po kolei "piorun wpadł przez okno, uderzył w ścianę a potem w piec" - co skutkuje potem relacjami o piorunie wpadającym do domu i skaczącym z pokoju do pokoju, czego nikt z racji krótkiego czasu właściwie nie widział.
P. radca Świdziński z Lazisk komunikuje o zjawisku jakie miało miejsce 17 z. m. o godz. 5 po południu w Laziskach.
W czasie burzy piorun kulisty spadł przed drzwiami otwartej sieni, gdzie schroniło się przed deszczem kilku robotników. Od ognistej kuli oddzieliła się iskra i kontuzjowała w rękę jednego z robotników, stosunkowo dość lekko.
Drugi taki kulisty piorun upadł na podwórze sąsiedniego włościanina na drewniany słup, skąd stoczył się na ziemię bez szkody dla nikogo.
Trzeci wreszcie tego rodzaju piorun wpadł do jednej z chat, przetoczył się do następnej izby, kontuzjował 4 osoby, z których jednej nie udało się uratować.
A więc i kuliste pioruny, tak zwane zimne, mogą kontuzjować i zabijać.
[Ziemia Lubelska, 4 września 1918, Academica]
piątek, 13 lipca 2018
1875 - trąba powietrzna w Starzawie
Jak donosiła prasa 143 lata temu:
Wieś Starzawa została w 1946 roku podzielona granicą - na terenie Ukrainy pozostała właściwa wieś, zaś po polskiej stronie pozostało gospodarstwo rybne i kilka domów. Za granicą pozostał też Trzcieniec.
Co ciekawsze w tej samej miejscowości słabą trąbę powietrzną zaobserwowano też w 2009 roku, na chwilkę dotknęła ziemi w okolicy gospodarstwa rybnego [1]
---------
[1] http://forum.lowcyburz.pl/viewtopic.php?f=171&t=2647
Z pod Medyki d.26 czerwcaOpisy nie są zupełnie jednoznaczne.
I u nas, jak wszędzie teraz, pogoda piękna choć gorąco; stronami tylko, jak powiada kalendarz, bywa grad. Do Starzawy zawitała trąba powietrzna i ogromne poczyniła szkody, zerwała bowiem 18 budynków, powyrywała wszystkie drzewa we wsi z korzeniami, powywracała i połamała topole przy drodze a na drugi dzień, ażeby umożliwić komunikację, musiał wójt popędzić fury, które zabrały powywracane drzewa. Ta sama burza porwała w Trzcińscu wielką karczmę przy gościńcu, i przerzuciła ją ze ścianami i dachem na drugą stronę gościńca.
[Gazeta Narodowa 29 czerwca 1875]
Wieś Starzawa została w 1946 roku podzielona granicą - na terenie Ukrainy pozostała właściwa wieś, zaś po polskiej stronie pozostało gospodarstwo rybne i kilka domów. Za granicą pozostał też Trzcieniec.
Co ciekawsze w tej samej miejscowości słabą trąbę powietrzną zaobserwowano też w 2009 roku, na chwilkę dotknęła ziemi w okolicy gospodarstwa rybnego [1]
---------
[1] http://forum.lowcyburz.pl/viewtopic.php?f=171&t=2647
poniedziałek, 25 czerwca 2018
1855 - Trąba powietrzna koło Krosna
Kolejny nie pozostawiający wątpliwości opis z dawnych lat:
"W obwodzie Jasielskim zdarzyło się 19 Czerwca rzadkie u nas, a częściej w północnych okolicach nadmorskich widywane zjawisko. Trąba wietrzna czyli słup mocno zelektryzowanego i parą wody napełnionego powietrza, okazał się nad brzegami Jasiełki nad Krosnem.Wymienione miejscowości: Świerzowa, Żeglce i Zręcin leżą dziś na samych obrzeżach Krosna. Brak burzy i grzmotów w czasie trwania zjawiska sugerują trąbę powietrzną niemezocykloniczną typu landspout, związaną z zawirowaniami na linii zbieżności wiatrów. Warto zwrócić uwagę na to, że kierunek ruchu, w stronę południowego-zachodu jest w naszych warunkach dość rzadki.
Wspomnianego dnia około godz. 5 po południu przestał deszcz padać, widnokrąg zachmurzył się mocno od strony Odrzykonia, i poczęła się formować gęsta chmura chyląca się ku ziemi i oddalająca na przemian. Postępując powoli i bez grzmotu, zbliżyła się mniejsza jej część ko ziemi i na południe, aż zwinęła się kłębem nas wsią Świerzową w postaci prostopadłego słupa dymu, mającego w przecięciu mniej więcej 2 sążnie, który postępował z ogromnym szumem i huczeniem w kierunku zachodnio-południowym, z początku wolno, potem z co raz większą szybkością. Wydzierając w biegu swym ziemię i drzewa z korzeniami, przebiegła tak owa trąba wietrzna przestrzeń półmilową przez pola wsi Żarnowiec, Zręcin i Żeglce, aż w końcu urwała róg chaty włościańskiej w Żeglcach i zniknęła.
Huczeniem, które było o wiele mocniejsze, niżeli młyna o kilkunastu kamieniach, bo dało się słyszeć na więcej niż pół mili; zatrwożony lud począł gwałtownie krzyczeć, rozpaczać i płakać, bydło uciekało z pola rycząc okropnie, a konie w stajni stojące odrywały się od drabin i słupów. Powietrze w czasie tej burzy było spokojne i bez grzmotów, ale niezmiernie parne. Po zniknieniu tej trąby wietrznej nie było ani grzmotów ani temperatura powierza nie odmieniła się znacznie od temperatury dnia tego."
[Gazeta Codzienna 4 lipca 1855 Academica.pl]
Subskrybuj:
Posty (Atom)