Pokazywanie postów oznaczonych etykietą futurologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą futurologia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 grudnia 2012

Co się będzie działo, jeśli nic się nie wydarzy

21 grudnia tuż tuż a zapowiadana apokalipsa opóźnia się nie gorzej, niż pociąg ekspresowy na polskich kolejach. Od dwóch miesięcy najczęstszym hasłem kluczowym, przez które ludzie odnajdują mojego bloga jest "gdzie jest nibiru" czy "niezwykły układ planet 21.12.12' - zostało już tak mało czasu że nawet najbardziej naiwny zaczął się domyślać, że nawet najdziwniejsze wykręty z chowaniem się za planetami czy zygzakowatą orbitą nic nie pomocą, i Planeta Zagłady albo powinna już być dobrze widoczna, albo w ogóle nie istnieje.
Raczej nie nadleci z głębin kosmosu nieznana planeta, bieguny się nie odwrócą, Ziemia nie zatrzyma, nie zaleje nas kilometrowe tsunami i ocean lawy. Najwyżej parę sekt popełni zbiorowe samobójstwo. Może ktoś podpali dom a ktoś inny wpadnie na pomysł wystrzelania sąsiadów. Ale świat będzie trwał.

Co jednak będzie później? Co się stanie, gdy nic się nie stanie? Cóż, na podwiązywanie pomidorów jest trochę za zimno. Choć zostało jeszcze trochę czasu, to jednak znając media i ich rządzę sensacji, znając pokrętne ludzkie myślenie i wreszcie paradoksalne nadzieje wiążące się z tematem, mogę się już teraz dziś pobawić w jasnowidza. A na pewno będzie się mówiło o Słońcu.

I - To wszystko prawda ale data była zła
Zbyt dużo jest idiotyzmów w które uwierzyły masy ludzi, aby teraz nagle je wszystkie odrzucić. Jedną z oznak umysłowego bezwładu jest niechęć do zmiany punktu widzenia oraz porzucenia pewnych myśli, choćby były najbardziej sprzeczne i absurdalne, zaś im większy jest myślowy konglomerat jaki przychodzi odrzucić, tym większy jest opór. Łatwiej zmienić zdanie na temat konkretnego polityka, niż zakwestionować jakąś teologię. Dlatego teorie Nibiru, Przebiegunowania, Apokalipsy Majów itp. nadal będą trwały z drobnymi modyfikacjami. Ludzie będą sądzili że to wszystko to jest prawda, tylko pomyliła się nam data. Zaś sposobów jej przesuwania jest na prawdę sporo, stąd podpunkty:

*Trzy dni niepewności
Aby wiedzieć kiedy kończy się cykl Długiej Rachuby, trzeba znać datę początkową, a do tej nie ma zupełnej zgodności. Data obecnie najbardziej uznana - ale nie jedyna z proponowanych - to 11 sierpnia 3114 r. p.n.e. . Jednak są wyliczenia, które sugerują przesunięcie o trzy dni do przodu. Możliwość połączenia Końca z Bożym Narodzeniem jest na tyle kusząca, że już spotkałem się z takimi opiniami.

*Bo reformowano nasz kalendarz czyli 10 dni
Gdy papież Grzegorz zreformował kalendarz, dla usunięcia pewnego nadmiaru dni, jakie zostały błędnie naliczone w latach przestępnych, zarządzono że po 5 października ma następować od razu 14. Uznano po prostu, że dziesięciu dni nie było. Czy zatem oznacza to, że nastąpiło przesunięcie w stosunku do "czasu prawdziwego" i do wyliczeń majów powinniśmy dodać 10 dni? Już się spotykałem z takimi tłumaczeniami. Wszystkie one mają wadę wynikającą z niezrozumienia sensu reformy - dziesięciodniowe przesunięcie było właśnie powrotem do "czasu prawdziwego". Kalendarz juliański naliczał 1 dzień co 128 lat, którego to dnia nie było. Do dziś to już niemal dwa tygodnie różnicy. Reform zatem minimalizowała to przesunięcie (aczkolwiek nie do końca - zredukowano przesunięcia nie od czasów początków ery chrześcijańskiej, tylko od soboru w Konstancji, dlatego przesilenie zimowe, które kiedyś wypadało 25 grudnia, przesunęło się na 21). Jakkolwiek jednak by nie przesuwano, nie zmienia się jedno - gdy wyliczano korelację długiej rachuby z naszymi datami, to znaleziono ją dla naszego, gregoriańskiego kalendarza, a nie jakiegoś wyimaginowanego "prawdziwego czasu".

*Przecież Jezus urodził się kiedy indziej
Parę razy spotykałem się z pomysłem związanym z niepewnością co do daty narodzin Jezusa. Otóż wygląda na to, że gdy pierwsi historycy próbowali ustalić datę tego zdarzenia, będącą początkiem "naszej ery", pomylili się o kilka lat. Już tu pisałem o rozbieżnościach w tekście samej Biblii, pozwalających wybiegać w czasie o dekadę do przodu lub tyłu, w każdym razie obecnie akceptowany jest pogląd, że Jezus urodził się w roku 6 po Chrystusie. Czy to oznacza - pytają niektórzy - że teraz tak na prawdę mamy rok 2006?
Data zawsze jest w jakimś stopniu kwestią umowną. Wszyscy umawiamy się a to, że teraz mamy taki to a taki rok, począwszy od jakiegoś wybranego punktu. W naszej wersji jest to rok 2012, u Żydów jest to rok 5773 od stworzenia świata, zaś dla Muzułmanów rok 1434 od hidżry. Na coś musimy się umówić. Nasz umowny punkt początkowy nastąpił 2012 lat temu, i dziś nie ma faktycznego związku z jakimś rzeczywistym zdarzeniem.
Pozostaje tylko pytanie co to wszystko ma do kalendarza Majów, którzy przecież nie ustalali swych rachub wedle narodzin Jezusa, o których nie mieli pojęcia?

II - Mogliśmy się mylić, ale idea była słuszna
Inna opcja to stwierdzenie, że może Majowie się mylili co do roku, ale przecież "jest tyle Znaków" i zapowiedzi Końca, że to musi nastąpić. Albo że w tym szczególnym dniu kosmiczna katastrofa miała nie tyle nastąpić, co zostać uruchomioną. W ten sposób bez żadnych sztuczek matematycznych teorie katastroficzne przesuną się na rok 2013.
Patrick Geryl, który być może zapadnie się pod ziemię wraz z milionami, jakie zarobił na książkach i sprzedaży bunkrów, zostawił podobną furtkę - od czasu do czau, między obrazami wielkiej katastrofy jaka na pewno nastąpi, wspomina "o ile dobrze wyliczyłem datę". Możliwe więc że już w styczniu ukaże się jego książka tłumacząca, że pomylił się w obliczeniach, ale teraz na pewno już się nie myli.
Kwestię rzeczy jakie na pewno się nie zdarzą już omawiałem, i w zasadzie mógłbym w tamtym wpisie tylko zmienić datę, a więc:
- Nie nastąpi nagłe przebiegunowanie
- Ziemia nie przejdzie przez równik galaktyczny
- W roku 2013 wszystkie planety nie ustawią się na jednej linii
najbardziej liniową koniunkcję pokazuję na obrazku:


III - To my uratowaliśmy świat
Bez wątpienia już nazajutrz po Wielkim Dniu pojawią się grupy, które będą próbowały się podczepić pod Ocalenie. Przedsmak na mniejszą skalę obserwowaliśmy po niedawnym awaryjnym lądowaniu kapitana Wrony. Podczas gdy wielu jeszcze chwaliło umiejętności pilota, szybko pojawiły się alternatywne wyjaśnienia. I oto okazało się, że ktoś na pokładzie miał relikwie JPII, ale jeśli nie one to na pewno pomógł duchowy opiekun pewnej mistrzyni jogi, albo modlitwa pewnego pastora...
Takie działania w mniejszym lub większym stopniu są nie tyle objawem ludzkiej naiwności co raczej próbą zawłaszczenia choć części uwagi dla tego zjawiska, które jest ważne dla danej osoby. Najcześciej przybiera to postać niedoszłego cudu - gdy zdarza się że mogło dojść do katastrofy ale do niej nie doszło, ktoś wpada na pomysł, że nie doszło dzięki Bożej interwencji. Przykładem cud w Białymstoku polegający na tym, że gdy w środku miasta wykoleiła się cysterna z chlorem, to nie doszło do jej rozszczelnienia, zatem za dowód tego, iż stało się coś cudownego, uznano to, że nie stało się nic.
Gdy już stanie się oczywiste, że świat będzie nadal trwał, szybko pojawią się grupy dowodzące, że to dzięki nim. Będą to głównie stowarzyszenia medytacyjne lub modlitewne, jak stowarzyszenie medytacji transcedentalnej, twierdzące że odpowiednio duża liczba medytujących niejako automatycznie wywoła powszechny pokój. Najciekawsze jest jednak to, jak może zachować się stowarzyszenie Projekt Cheops.

Sadząc po relacjach, stopień uwikłania członków tej sektopodobnej grupy jest na tyle duży, że z powodzeniem przetrwa ona niespełnienie się najgorszych przepowiedni. Po prostu powiedzą wyznawcom, że ich działania uratowały świat. Że pomimo iż nie dokopali się do sztolni pod Ślężą ani do Wielkiego Labiryntu i nie znaleźli absolutnie niezbędnych artefaktów, to i tak coś tam zadziałało i niewidzialna, lecąca zygzakiem planeta Nibiru minęła nas bez echa. Już tak raz było.
Gdy w listopadzie zeszłego roku mieliśmy bardzo jedynkową datę, już na kilka miesięcy przedtem PCh zbierał pieniądze i biżuterię potrzebna na odlanie ze szczerego złota prętów, które umieszczone w komorze królewskiej piramidy Cheopsa miały być absolutnie niezbędne do uruchomienia kosmicznej anteny w niej zawartej[1]. Pieniędzy było mało, zaś zarządzający terenem zamknęli piramidy w ten dzień, obawiając się najazdu innych podobnych nawiedzeńców. Pręty nie zostały umieszczone wewnątrz na czas, ale po kilku dniach radośnie obwieszczono, że piramida włączyła się sama. Na co poszła zebrana kasa nie wiadomo, bo fotografii odlanych prętów nie przedstawiono...

III - To wszystko pic na wodę, a tak na prawdę zniszczy nas już niedługo...
I wreszcie nowe idee, podczepione pod obumierającą większą, w jej chłodnym cieniu wyrosłe. Główne strachy będą dotyczyły Słońca i Komet.

Jedną z popularnych teorii na ten rok, było iż Słońce wywoła na ziemi wielką burzę magnetyczną, która spali cała elektronikę. Potwierdzeniem wydawało się to, że spodziewano się maksimum aktywności słonecznej właśnie na rok 2012. Słońce tymczasem sprawiło wszystkim niespodziankę i rozleniwiło się do tego stopnia, że prognozy przesuwają ten punkt na połowę 2013 roku. Nie trudno zatem domyśleć się, że gdy odrzucimy bzdury o niewidzialnych planetach i niedokończonych kalendarzach, to nadal aktualnym strachem pozostaje obawa o to, co też nam może zrobić Słońce.
Często można się spotkać wręcz z twierdzeniem, że niszcząca burza słoneczna już została przewidziana, że naukowcy się jej spodziewają i że sama NASA pisze, że na pewno nastąpi w przyszłym roku. Na pewno? Nastąpi? Jak zwykle ktoś tu poprzekręcał niektóre rzeczy...
Źródłem pierwotnym był artykuł na stronie głównej NASA na temat raportu o potencjalnych skutkach silnej burzy słonecznej. Różne instytucje co jakiś czas wypuszczają takie analizy, aby pokazać co może się stać gdy zrealizuje się któryś z czarnych scenariuszy i jak się na to przygotować. Jeśli w waszej okolicy znajdują się chłodnie, zapory wodne lub zbiorniki gazu, to na pewno jakaś instytucja stworzyła już raport nt. skutków wycieku amoniaku z instalacji, przerwania zapory czy wybuchu gazu. Podobnie rzecz wyglądała tutaj - NASA omówiła w artykule z roku 2009 raport przygotowany przez amerykańską Academy of Science[2] na temat tego jakie mogą być globalne skutki silnej burzy magnetycznej, ale potencjalnie. Niedługo potem pojawił się artykuł o prognozach na najbliższe maksimum - w roku 2013 gdzie oprócz stwierdzeń, że cykl będzie zapewne najsłabszy od 80 lat zawiera ostrzeżenie, że mimo to kosmicznej pogody nie powinno się lekceważyć, bo nawet w okresach spokojnych zdarzają się silne rozbłyski - jako przykład podano rozbłysk z roku 1859 który wywoływał uszkodzenia w sieci telegraficznej, a który miał miejsce podczas słabego cyklu[3].
Szybko media wyłapały, że następne maksimum aktywności będzie w okolicach roku 2012 i już szybko pojawiły się alarmistyczne artykuły o tym jak to naukowcy spodziewają się, że w tymże roku taka katastrofalna burza będzie. Sami chyba przyznacie, że między przestrogą aby być na coś gotowym, a informacją że coś się zdarzy, jest całkiem spora różnica.
Czy zatem słoneczna burza się w przyszłym roku nie zdarzy? Cóż, jasnowidzem nie jestem i tego powiedzieć nie mogę. Wiem jedynie że nikt nie powiedział, że będzie na pewno.

Od wieków ludzie mieli coś do komet. Ilekroć się pojawiały wieszczyli nieszczęście. Prawdopodobnie więc gdy w zbliżającym się roku pojawią się aż dwie jasne, będzie to okazją do kolejnych katastroficznych ostrzeżeń. Już w marcu przez kilka dni wieczorem będzie można zauważyć gołym okiem kometę C/2011 L4, ale to jeszcze nic, gdyż w listopadzie pojawi się kometa C/2012 S1 (Newski-Nowiczonok) która prawdopodobnie przez jeden-dwa dni osiągnie jasność księżyca w pełni i będzie widoczna w dzień. Pozwoli to odgrzebać stare historie o "drugim słońcu" i morderczej komecie, z którymi mieliśmy do czynienia podczas paniki związanej z kometą Elenina.

IV - Przecież to miała być tylko duchowa przemiana...
Gdy ucichną katastroficzne wątki, na światło dzienne wyjdzie dotychczas mało emocjonujący ruch New Age, który w tymże przerażającym dniu upatrywał nie katastrofy, lecz Wielkiej Przemiany; masowego oświecenia narodów i czegoś tam w tym stylu. I tutaj głównym tematem będzie stwierdzenie, że Przemiana się dokonała, jeśli zaś ktoś stwierdzi ze jej u siebie nie spostrzegł, zostanie zglebiony łagodnym stwierdzeniem, że widocznie ma zbyt ograniczony umysł, albo znajduje się bardzo nisko na mapach świadomości, albo ma pecha i u niego nie zadziałało.
Bardziej jednak prawdopodobne wydaje mi się tłumaczenie, że Przemiana dotyczyła tylko wybranych, i tymi wybranymi są akurat oni, bo jedli dużo zieleniny, wstawali o świcie i stawali na głowie. W ten sposób grupy rozwijających się duchowo będą mogły poczuć się wyróżnione. Zarazem pojawi się w nich już zresztą zauważalny pogląd kryptokatastroficzny, polegający na stwierdzeniu, że teraz "wibracje" czy "gęstości" na planecie są tak wysokie, że ci którzy nie zaczną zaraz medytować i wykonywać codziennie 108 pokłonów do Bóstwa, najpewniej tego nie przetrzymają, dostaną raka albo zawału i powymierają.
Trudno przewidzieć jakie się pojawią nowe pomysły. Gdy jeszcze popularna była idea Końca/nadejścia ery wodnika w roku 2000, mówiono że od przełomu lat 80 - 90. rodzą się na świecie szczególne dzieci, oświecone od urodzenia, nazywane Dziećmi Indygo. Potem okazało się, że to za mało, i teraz zaczną się rodzić Kryształowe. Teraz zgodnie z tą logiką powinny rodzić się Dzieci Złote, lub Ultrafioletowe.

Tak na prawdę dużą część osób przerażonych apokalipsą stanowią nie ci, którzy wierzą w takie rzeczy, lecz ci, którzy zewsząd o tym słyszą i sami nie wiedzą co o tym myśleć. Duża część z nich uspokoi się pod koniec grudnia i nie nabierze się drugi raz, toteż ruch Końca Świata 2013 powinien przyjąć mniejsze rozmiary, zaś entuzjazm wokół takich tez będzie słabł. A ja za rok podsumuję swoje przewidywania.


-------
[1] "Ta pani pyta – już odpowiadam: te złote pręty mają być przekaźnikiem energii, te złote pręty mają być od was kochani. Nie chodzi nawet o złoto, tylko najważniejsza jest wasza ENERGIA MIŁOŚCI. Dlatego w dniu dzisiejszym, tak bardzo oficjalnie - ja, Samuel proszę was o dar waszego serca w formie złota.
Kochani, czy to zerwany łańcuszek, czy pierścionek bez oczka – jeżeli dacie to z miłością, to wtedy to jest najpiękniejszy dar i z tego złota będą zrobione pręty, na których w sarkofagu zostanie umieszczona kryształowa piramidka"
.
Sesja 14 2011
[2]  http://science.nasa.gov/science-news/science-at-nasa/2009/21jan_severespaceweather/
[3]  http://science.nasa.gov/science-news/science-at-nasa/2009/29may_noaaprediction/

piątek, 10 sierpnia 2012

Sztuczne umysły

Konkurs Futoronauta, organizowany przez Centrum Nauki Kopernik miał w zamierzeniu promować twórcze dociekania wokół nauki i jako taki bardzo mi się spodobał. Oczywiście napisałem odpowiedni tekst, wysłałem i... nie przeszedł. Jak można zobaczyć większość z tekstów wyróżnionych i poddanych pod głosowanie internautów to opowiadania. Opowiadaniami są też wszystkie teksty nagrodzone. Ja tymczasem poszedłem w stronę eseju i być może to zdecydowało o niskiej ocenie. Cóż, bywa.

W każdym jednak razie nic nie stoi na przeszkodzie aby opublikować go tutaj a jak sądzę niektóre dociekania mają szansę sprawdzić się w niedalekiej przyszłości.

Sztuczne umysły


…nie ma szczególnie głupich much czy karaluchów
natomiast od głupich ludzi aż się roi. Naprasza się
przez to nadzieja, że zanim zdołamy skonstruować
sztuczną inteligencję, uda się nam po wielu trudach
sporządzić system obdarzony znaczną głupotą
ale  tego pewien nie jestem…*
Stanisław Lem. "Bomba megabitowa"

 
Temat sztucznej inteligencji rozpala nasze umysły od kilku dziesięcioleci, jednak jak na razie wyniki usilnych prób jej zrealizowania, są dosyć mizerne. Potrafimy wprawdzie tworzyć komputery przewyższające nas zdolnościami obliczeniowymi, symulujące skomplikowane procesy, a nawet potrafiące ograć w szachy Kasparowa, ale nie ma na dobrą sprawę takiego, z którym dałoby się normalnie pogadać.
  Czy ludzką inteligencję można symulować? Zważywszy, że od stuleci najtężsi filozofowie nie mogą się dogadać czym jest świadomość, rozum i umysł, trudno odpowiedzieć na to pytanie; bo jak niby mamy odtworzyć coś, co dla nas samych jest zagadką? Jeśli nie wiemy jak „działamy” , a takie fenomeny jak sny czy hipnoza nie dają się prosto wytłumaczyć, to raczej trudno oczekiwać abyśmy mogli zbudować tak samo tajemniczo działające systemy sztuczne. Jednakowoż coś niecoś o sobie wiemy, i próbujemy na tych teoriach oprzeć nowe konstrukcje.
  Jednym z pomysłów są sieci neuronowe, opierające się na podobieństwie struktury złożonej z procesorów, połączonych wieloma różnymi wejściami, do struktury mózgu, gdzie miliardy neuronów kontaktują się z wieloma innymi przez dendrytyczne aksony (złącza) połączone „stykami” synaps. Twierdzi się po przekroczeniu pewnego stopnia złożoności, świadomość powinna się sama pojawiać, ale to raczej pobożne życzenia. Nie jest sieć mózgowa układem wprost zero-jedynkowym, bo przesył impulsów zmienia się wraz ze stężeniem pewnych substancji we krwi, ale dotychczasowe efekty prób są wcale zadowalające. Inna opcja to programy oparte na teoretycznych modelach działania umysłu, a więc na logice rozmytej, programowaniu genetycznym i ewolucyjnym, czy procesach kolektywnych. Każda z tych możliwości daje efekty, naśladujące jakąś funkcję umysłu, i umożliwia zbudowanie coraz sprawniejszych maszyn. Jeśli uznamy inteligencję, za zdolność do pobierania, zapamiętywania, przetwarzania i wykorzystywania informacji do rozwiązywania nowych problemów, to sztuczna inteligencja już istnieje, a programy (choćby „Watson”) dorównują w niej człowiekowi, cóż że bez „ducha”?
   Jak natomiast mamy tą inteligentność rozpoznać, skoro chętnie nie przyznajemy jej własnym bliźnim? Test Turinga testuje najwyżej inteligencję rozmówczą, więc werbalną, stanowiącą tylko jedną składową zdolności umysłowych. Obecne próby stworzenia programów które by go zaliczyły, są całkiem udane, choć takie nastawianie się na konkretną konkurencję wydaje się nie właściwe. Pouczające w tej kwestii jest doświadczenie jakie przeprowadziłem parę dni temu, inicjując rozmowę między Jabberwacky’m a A.L.I.C.E. – dwoma chatbotami które zdobywały najlepsze wyniki w rozmowach. Programy szybko zeszły z pierwotnego tematu piramid egipskich na matryce i programowanie, następnie doszły do spraw egzystencjalnych, gdzie Jabberwacy zarzekał się, że nie jest botem i chciał urwać rozmowę mówiąc, że idzie na obiad, a ALICE wprawdzie przyznała się, że jest programem, ale nie umiała utrzymać wątku. No i odpowiadała w ciągu dziesiątych części sekundy.
Osobiście, w punktu widzenia dyletanta, proponuję zebrać te wszystkie pomysły techniczne w jednym urządzeniu, i zobaczyć co się stanie. Bo a nóż.

    No dobrze, a jeśli już zbudujemy taki „mózg elektronowy”, który będzie posiadał werbalną, emocjonalną i matematyczną inteligencję na równi z ludzką, to co wtedy? Najoczywistsze zastosowanie, jakie się nasuwa, to programy kontrolne, nadzorujące produkcję, logistykę, transport czy strategię. Inne zajmowałyby się ocenianiem jakości wyrobów i pracy ludzkiej, regulowałyby ruch uliczny, układały programy telewizyjne dla zapewnienia najwyższej oglądalności, czy sterowały urządzeniami domowymi dla zapewnienia nam najwyższej wygody – to nie trudno wymyślić.
  Ale ja zacznę od nieoczekiwanych konsekwencji praktycznych, jakie będzie to miało dla tak wysublimowanych dziedzin, jak choćby filozofia, kognitywistyka czy psychologia. Jeśli będziemy wiedzieli jaki jest ten układ minimalny, który pozbawiony jednego elementu przestanie być wyraźnie świadomy, będzie to dla nas wskazówka jak rozumność powstaje, a więc i jak działa świadomość nasza. Może więc doświadczalnie dojdziemy do jakiejś kompromisowej definicji, ustalając to, czego myśliciele swym rozumem ustalić nie mogli. Zmieniając parametry, będziemy mogli symulować choroby psychiczne, poznając ich rzeczywisty mechanizm a tym samym dobierając terapię. Może dowiemy się czym są sny?
   Z zastosowań wyższych przejdźmy do niższych. Nie wykluczam, że układy o dużej inteligencji werbalnej, służyłyby znudzonym po prostu jako uważny rozmówca, choć byłoby to trywialne. Można jednak dostrzec w tym niebezpieczeństwo. Już dziś technika, pomagając ludziom łączyć się ze sobą, zarazem ułatwia im ograniczanie i upraszczanie wzajemnych kontaktów do wpisywanego tekstu; często upiększają się przed innymi, ugładzają, kryją pod nickami i pseudonimami, a wszystko po to aby się za bardzo nie otworzyć, nie być zranionym jak to bywa „w realu”. Rozmawiając z maszyną, której można potem wykasować pamięć, mógłby człowiek zdobyć się na otwartość i szczerość, na zasadzie „przecież nikt nie słyszy”, dlatego programy psychoanalityczne mogłyby mieć tu zastosowanie. Z drugiej strony niektóry przelewając na programy naturalną chęć wymiany myśli, mogliby się ograniczać wyłącznie do takich rozmówców, którzy odpowiednio zaprogramowani, odpowiadaliby im należycie. Byliby więc potakiwacze i potakiwarki, wychwalcy i zachwytnicy, współspiskowcy i współmiłośnicy, a zamknięcie się w światku pasujących im myśli, mogłoby źle wpłynąć na psychikę użytkowników. Taki problem może się zatem w przyszłości pojawić.
   Trudno pominąć tu jeszcze jednego aspektu, który zawsze wobec takich informacyjno-medialnych innowacjach się pojawia, a mianowicie seksu. Już dziś znaczną część zasobów Internetu zajmują materiały erotyczne i pornograficzne, w pełnym spektrum od świńskich żarcików po skrajne dewiacje, w różnorodności jaka mogłaby zaskoczyć nawet markiza de Sade’a. Trudno zatem sądzić, aby taki prześwietny wynalazek, nie mógł posłużyć do takich celów. Posiadając tak rozległe bazy danych mogłyby płatne erotyczne chatboty, wspomagane zapewne realistycznymi symulacjami i może symulowanym głosem (daleko bardziej posunięte interakcje w rodzaju wirtualnej rzeczywistości wydają się zbyt abstrakcyjne, aby je omówić, choć takich „deprawatorów” sensorycznych w przyszłości nie wykluczam) spełniałyby nawet najbardziej wygórowane gusta. Wobec niezmierzonego potencjału ludzkiej wyobraźni, i dużej zyskowności takiego interesu, pierwszych wersji takich erobotów i perwerson można spodziewać się w ciągu najbliższej dekady.
   Z zastosowań komercyjnych widzę też możliwość wykorzystania układów AI do stworzenia lepszych, bardziej interaktywnych gier typu RPG, opierających się na mniej sztywnych zasadach, z komputerem jako inteligentnym przeciwnikiem lub partnerem.

    Natomiast wizje komputerów – dyktatorów, czy cyberkracji, którymi niektórzy nas straszą, wydają mi się nierealne. Komputer pozbawiony popędów, wpływów ego, nadświadomości i systemu hormonalnego nie powiniem przejawiać ochoty do władania. Może wykonać to, do czego został zaprogramowany. A jak pokazał Lem w jednym z opowiadań, w każdym robocie może kryć się człowiek, bo i nawet Kalkulator okazał się grupką pazernych osobników. Więc prócz samego człowieka, nic więcej zagrozić nam nie może.

------
Ps. Jadę teraz na zjazd miłośników astronomii w Urzędowie - życzcie mi pogodnych nocy, jakkolwiek tydzień zapowiada się deszczowy.