piątek, 8 sierpnia 2025

Jak pachnie dziwidło?

 Jak właściwie pachnie dziwidło olbrzymie, jak zbudowany jest jego kwiat i czemu jest takie dziwne. 

Po kilku tygodniach oczekiwania w końcu się stało - zakwitło dziwidło olbrzymie w szklarni ogrodu botanicznego UW, zaledwie drugi raz w historii polskich kolekcji, po czterech latach oczekiwania. . Byłem tam, i wprawdzie kwiat wówczas już trochę oklapł, ale zapach nadal miał wyraźny. 

   Zapowiedź zbliżającego się rozkwitu widziałem już wcześniej i szykowałem się na niego. Lubię rośliny więc kilka razy już byłem w tym ogrodzie. Noc, gdy kwiatostan zaczął się otwierać wypadła w takim terminie, że nie mogłem pójść później do pracy, więc zamiast tego wyszedłem wcześniej aby zdążyć przed największym natłokiem. Bilet kupiłem wcześniej elektronicznie, żeby nie czekać w podwójnej kolejce. Przypuszczenie, że chętnych będzie dużo mimo wczesnego popołudnia okazało się słuszne. 
  
                                         
    Odstałem w kolejce godzinę a i tak przyszedłem w dobrym momencie, bo potem kolejka zrobiła się jeszcze dłuższa, wychodziła na chodnik na zewnątrz i tam zakręcała. W tłumie dużo było rodziców z dziećmi, które nudziły się i rozrabiały. Kolejka postępowała jednak stosunkowo szybko, po prostu była długa, biegnąc wzdłuż głównego budynku, skręcając w bramę i skręcając na dziedzińcu przed szklarniami. Kwitnącą roślinę ustawiono w krytym przejściu między dwiema tropikalnymi szklarniami. W środku obsługa starała się kierować ruchem aby nie było przestoju, nie było więc dużo czasu. Dla większości oglądających wystarczyło tyle żeby zobaczyć, powąchać, zrobić sobie selfie i pójść dalej. Ja postałem trochę dłużej, aby zrobić zdjęcia ze wszystkich stron.
   Roślina była już trochę podwiędła, zwłaszcza główna kolba kwiatostanu złożyła się w połowie, a kolorowa otoczka zwisała, odsłaniając widok na pochwę kwiatową. Przed rozkwitem wysokość całej rośliny osiągnęła 180 cm, czyli prawie tyle co ja. Nadal stojąca część kolby miała jasny, żółto siarkowy kolor. Zwieszająca się część stopniowo zieleniała ku końcowi. Otaczająca częściowo kwiat podsadka, teraz już zwieszała się luźno, na zdjęciach robionych nocą i nad ranem była wyprostowana w formie dużej, bordowej misy. Oglądana po południu miała zmienny kolor, zmieniający się od ciemnego, prawie czarnego brunatnego fioletu, przez jaśniejsze odcienie śliwkowe aż do lila różu i jasnego kremowego, z zielonkawym odcieniem w najgłębszym miejscu do jakiego dało się zajrzeć. Całość miała piękny, jedwabisty połysk, dając wrażenie lekko woskowatej powierzchni, zwłaszcza na mało wydatnych żeberkach.
  Ogółem zestawienie tych odcieni; różnych form fioletu, jasnej żółci i brudnej zieleni, wyglądało bardzo estetycznie. Można by się po tak niezwykle wyglądającym kwiecie spodziewać, że będzie pachniał jak słodkie, owocowe perfumy. Ale w naturze nie ma tak dobrze. 


                                                         
  

Ale jaką właściwie rośliną jest dziwidło? 

   Rodzaj botaniczny dziwidło, to po łacinie Amorphophallus - kolejny rodzaj roślin poszkodowany przez botaników nazwą wychodzącą z wąskiego kręgu skojarzeń. Nazwę utworzono od łacińskich słów "amorphus" i "phallus" co można przetłumaczyć jako "zdeformowany penis". 
   Należy do rodziny obrazkowatych, jest więc spokrewniony z kalią, anturium, skrzydłokwiatem czy naszą rodzimą czermienią błotną. Do rodzaju zalicza się ponad 200 gatunków rosnących w obszarach tropikalnych Starego Świata, głównie południowej Azji i Indonezji. Osiągają bardzo zróżnicowane rozmiary, kolory i formę, mają jednak wiele cech wspólnych. Formują kulistą bulwę, nieraz znacznych rozmiarów, w której gromadzą substancje zapasowe, która na przemian wypuszcza albo pojedynczy liść albo pojedynczy kwiat. 
   Niektóre gatunki o dużych bulwach są hodowane i spożywane jako warzywo korzeniowe i źródło mąki, jak na przykład dziwidło dzwonkowate (Amorphophallus paeoniifolius), nazywane Stopą Słonia, którego bulwy osiągają do 25 kg masy i po odpowiednim przygotowaniu są używano jako składnik curry. Wiele gatunków może być użytych jako jedzenie głodowe, po odpowiednio długim płukaniu i kilkukrotnym gotowaniu aby usunąć toksyny. Najszerzej stosowanym gatunkiem jest dziwidło Riviera (Amorphophallus konjac), z którego pozyskuje się gumowatą galaretkę konjak używaną jako podstawa deserów, zamiennik tofu czy składnik pewnego rodzaju makaronu. Można dostać w Polsce przekąski z tym składnikiem.

Amorphophallus conjac
Rozcięta spatha pokazująca
kwiaty dwóch płci. Wikipedia.


    Kwiatostany dziwideł mają formę podobną do wielu innych roślin z rodziny obrazkowatych. Nie są to formalnie rzecz biorąc pojedyncze kwiaty, tylko złożone kwiatostany, zawierające wiele drobnych kwiatków wyrastających z przekształconego dna kwiatowego, uformowanego w cylindryczną kolbę, zwykle pustą w środku. dlatego też wbrew wielu opisom, nie jest to "największy kwiat na świecie". A tak po prawdzie, nie jest to też największy kwiatostan, są bowiem palny tworzące rozgałęzione, krzaczaste kwiatostany o większej długości i objętości. Na pewno jest to największy nierozgałęziony kwiatostan o formie przypominającej klasyczne kwiaty, notowano takie mające 3 metry wysokości. 
    Poszczególne kwiatki są zredukowane, nitkowate, pozbawione płatków. Rolę płatka przyciągającego uwagę zapylaczy pełni otoczka (spatha) uformowana z poszerzonej, okręcającej się wokół kolby pojedynczej podsadki - liścia przykwiatowego wyrastającego z tego samego węzła. Podsadka ta często jest wyraźnie zabarwiona, może posiadać wzór plamek lub żyłek. Górna część może mieć formę skrzydełka (jak u skrzydłokwiatów) lub wywiniętej misy, dolna w niektórych rodzajach zwija się w pochwę okrywającą kwiaty żeńskie. 


Zachodzące na siebie końce spathy, z zieloną zewnętrzną
powierzchnią pochwy i liśćmi okrywy
 
  Wiele obrazkowatych tworzy kwiaty pułapkowe; tak jest w gatunku typowym, obrazkach plamistych - szczelina między kolbą a spathą jest wąska i pokryta włoskami, które umożliwiają owadom wejść do pustej przestrzeni wewnątrz pochwy i zapylić kwiaty żeńskie jeśli były wcześniej obsypane pyłkiem, ale utrudniają wyjście z powrotem. W ciągu dnia wewnątrz kwiatostanu łapie się wiele much, muszek i gzów, które siedzą tam przez noc, w tym czasie zamykają się kwiaty żeńskie i rozkwitają kwiaty męskie, obsypujące owady pyłkiem. Rano włoski więdną a owady wylatują aby przysiąść na łatwo dostępnych kwiatach żeńskich na kolbie innej rośliny. W przypadku dziwidła olbrzymiego łapanie owadów na czas kwitnienia nie jest konieczne, mają tam swobodny dostęp przez cały czas.

  Część obrazkowatych jest zapylana przez muchy, starają się więc je przyciągnąć mięsistym kolorem i zapachem, który zależnie od gatunku waha się między świeżą padliną, bardzo zaawansowaną padliną, ale też odchodami, kompostem, zapachem potu czy gnijącymi owocami. Kwiaty o jasnych barwach, czerwone, białe czy żółte, mogą mieć przyjemniejsze zapachy, podobne do fermentujących owoców, świeżych owoców egzotycznych czy po prostu słodkie, kwiatowe. Tak jest u większości gatunków anturium zapylanych przez pszczoły.  Często można zauważyć ten sam schemat: kwiaty ciemne, brunatno-bordowe + ze spatchą tworzącą pochwę wokół kolby = śmierdzące, albo przeciwnie: kwiaty jasne, kolorowe + ze skrzydełkiem bez pochwy = pachnące przyjemnie. Nie zawsze się to sprawdza, bo śmierdzące skunksem obrazki plamiste mają białą spatchę, której górna część wygląda jak skrzydełko a dopiero dolna zamienia się w pochwę z komorą. 
  Ze względu na upiorny zapach wiele dziwideł jest nazywanych Trupim Kwiatem. Mniejsze gatunki o kwiatach czarnych lub brunatnych bywają też nazywane Lilia Voodo, podobnie jak inne obrazkowate o podobnych cechach. 
  Co do składu wydaje się, że zdecydowanie w zapachu przeważają organiczne związki siarki, ale też aldehydy i ketony. W poszczególnych analizach składu najczęściej powtarza się dwusiarczek dimetylu, i trójsiarczek dimetylu, które we wczesnej fazie kwitnienia stanowią dominujące składniki odoru, z zawartością do 20%, w późniejszych fazach ich stężenie spada a roślina wydziela więcej terpenoidów, wyższych alkoholi, kwasy tłuszczowe, o zapachach bardziej podobnych do gnijących roślin. Musi mieć to znaczenie dla przyciągnięcia innych owadów w fazie wytwarzania pyłku przez kwiaty męskie. Inne gatunki dziwideł zawierają też wyższe polisiarczki, ale mogą też wydzielać aminy o rybim zapachu czy indol o zapachu odchodów.
G.C. KITE and W. L. A. HETTERSCHEID
Phytochemistry, Volume 46, Issue 1, September 1997, Pages 71-75



https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0031942297002215?via%3Dihub
https://www.nature.com/articles/s41598-022-27108-8
https://www.mdpi.com/2311-7524/9/4/487

Mimo upływu pewnego czasu od pełni rozkwitu, roślina którą oglądałem w wWarszawie pachniała nadal dość intensywnie. Pierwsze podmuchy zapachu docierały do mnie jeszcze na zewnątrz, podczas stania w kolejce do szklarni. Wewnątrz starano się zapewnić dobry przewiew, ale zapach był intensywny. Cóż tu w zasadzie opisywać, był to ciężki, nieprzyjemny zapach gnijącego mięsa, jak przeterminowany kurczak. Rozmawiając z krewnymi porównywałem to do zapachu padłego kota, takiego co najmniej  dwudniowego, czy padłych myszy. Przypominał raczej zapachy na początku procesów rozkładu niż w bardziej zaawansowanej fazie, nie był zbyt słodkawy, nie wybijały się na pierwszy plan nuty siarkowodoru czy czosnkowe. Trochę przypominał mi niektóre alkilowe tiole i rozbudowane aminy, z jakimi miałem styczność w laboratorium. Myślę, że mieszanka selenofenolu, merkaptanu metylu, dibutyloaminy i kadaweryny pachniałaby niezwykle podobnie. 




Kolejna charakterystyczna cecha to wytwarzanie ciepła podczas kwitnienia. Wiele owadów padlinożernych kieruje się temperaturą aby odnaleźć w miarę świeże zwłoki, jeszcze żyjące zwierzęta,  w pobliżu których pojawiają się odchody lub intensywnie fermentujące stosy kompostu. Zapylane przez muchy i chrząszcze obrazkowate wydzielają ciepło, które jest najbardziej intensywne przy kwiatach, nasila się zwłaszcza nocą, gdy bodźce wizualne kwiatu mają mniejsze znaczenie. Pomaga to także odparować i roznieść dalej substancje zapachowe. W przypadku dziwidła olbrzymiego, temperatura u podstawy kolby może być nawet 20 stopni wyższa niż temperatura otoczenia. Jest to dla rośliny olbrzymi wydatek energetyczny. 

Obraz termowizyjny kwitnącego dziwidła z Royal Botanic Gardens Edinburgh z 2024 roku. BBC


  Termogeneza u roślin najczęściej odbywa się przez przyspieszony proces oddychania, w którym roślina pobiera tlen i utlenia zgromadzoną glukozę uwalniając energię. Oddychanie występuje u roślin równolegle do fotosyntezy, zwłaszcza nabiera znaczenia w nocy, pozwalając odzyskać energię ze słońca zmagazynowaną w glukozie, i pozwolić wykorzystać ją na syntezę metabolitów wtórnych. Rośliny termogeniczne często korzystają przy tym z uproszczonego szlaku metabolicznego wykorzystującego Oksydazę Alternatywną (AOX). Enzym ten pozwala pomijać kilka etapów następujących normalnie w drodze od utlenienia glukozy do redukcji tlenu i zwykle startuje w roślinach, gdy niekorzystne warunki lub czynniki chemiczne blokują normalną oksydazę na cytochromie C. Odkryto go podczas sprawdzania czemu cyjanek potasu nie zatrzymuje całkowicie oddychania w ciemności u roślin. Ta droga oddychania jest szybsza, ale wytwarza dużo mniej ATP, nośników chemicznej energii. Reszta energii jest rozpraszana jako ciepło. I akurat dziwidło potrzebuje go bardzo dużo. Podczas pierwszego kwitnienia rośliny w szklarni UW w 2021 roku, zmierzono w szczelinie w kolbie temperaturę do 42 stopni. 


Jedwabisty połysk 



Kwitnienie trwa u tej rośliny bardzo krótko - zwykle kwiatostan zaczyna się otwierać w nocy, około północy, wtedy kwitną kwiaty żeńskie a zapach jest bardzo intensywny. W ciągu dnia kolba i okrywa tracą turgor, stają się oklapnięte. Wieczorem drugiej nocy otwierają się kwiaty męskie, wytwarzające pyłek. Po tym cały kwiat obumiera. Jeśli doszło do zapylenia, w pierścieniu wokół kikuta kolby powstaje kilka rzędów drobnych, czerwonych owoców. Cały rozkwit nie trwa więc nawet dwóch dób. 

Kwiatostany są wytwarzane po zebraniu odpowiednio dużego zapasu w bulwie. Rośliny dziwidła hodowane z nasiona kwitną pierwszy raz po upływie 10 lub więcej lat, gdy bulwa osiągnie kilkadziesiąt kilogramów. Następnie między kolejnymi kwitnieniami następuje odstęp od 3 do 6 lat. W pozostałych okresach roślina wypuszcza raz na rok pojedynczy liść, który po kilku miesiącach obumiera a bulwa przechodzi w stan uśpienia. Kwiat jest wypuszczany w fazie bezlistnej i jego rozwój z pąka zajmuje 3-4 miesiące.

Liść dziwidła olbrzymiego jest podobnie jak cała roślina bardzo okazały. Można go w zasadzie pomylić z młodym drzewkiem. Pozorny pień to ogonek liściowy, gruby, błyszczący i ze wzorem jaśniejszych cętek, rozdzielający się na pierzaste listki, dochodzący do 4 metrów wysokości


Liść dziwidła z ogrodu UW w 2022 roku



Ogonek liścia

czwartek, 31 lipca 2025

Huragan na śląsku w 1777

 


Na ten temat miałem początkowo kilka wzmianek mających najwyraźniej wspólne źródło, dość intrygujących ale nie pozwalających dokładniej określić co się tam zdarzyło:

"27 lipca 1777 r. Kielczę nawiedził huragan, który zniszczył kościół, probostwo, młyn, tartak i 53 gospodarstwa chłopskie. " [1]

"W 1777 roku a dokładnie 27-go lipca straszliwy orkan zrównał z ziemią obracając w gruzy okoliczne wsie od Kotulina pzrez Jaryszów, Nowogoszcze, Paczynę, Kielczę, Żędowice aż do Lublińca. Wieś Kielcza została wtedy formalnie zmieciona z ziemi, ocalała tylko folwarczna owczarnia. Zapowaidająca się hodowla pszczół w barciach dębowych od Świerkli aż do Kolonowskiego przestała istnieć wraz z "DAMBOWYM LASEM", który leżał pokotem tysięcy połamanych i wywróconych dębów" [2]


Bez wątpienia zaszło tam coś gwałtownego, ale dalsze grzebanie po polskich źródłach przyniosło mi tylko krótkie wzmianki o Kielczy bez nowych informacji.
Aby znaleźć więcej, musiałem sięgnąć po źródła niemieckojęzyczne. W dużej części źródeł wymagało to przepisania skanów dokumentów, w których użyto ulubionej ówczesnej niemieckiej czcionki, podobnej do pisma gotyckiego, co przy niezbyt dobrej jakości druku wydłużyło odcyfrowanie. Tak odtworzony tekst wrzuciłem do automatycznych tłumaczy, bo sam niemieckiego nie znam. Jakość tłumaczenia taka sobie, ale pozwala na ustalenie szczegółów. Próbując nałożyć wymienione miejsca na mapę, łatwo zauważyć, że w zasadzie układają się na jednej lub dwóch, prostej i stosunkowo wąskiej linii. zakładając oczywiście, że miejscowości obok wymienionych, nie zostały wspomniane także, bo nie zostały dotknięte. Tak więc próbując zestawić wszystko do kupy, wychodzą mi takie oto zgrupowania zniszczeń:



Prawdopodobny pierwszy pas zniszczeń przy założeniu szerokości 1,5 km

Pilszcz - Tłustomosty

Wygląda na to, że zniszczenia zaczęły się w okolicach Pilszczy, dziś wioski niedaleko granicy polsko-czeskiej. Wcześniej, zaledwie kilka kilometrów, leży czeskie miasto Ostrawa, z którego z pewnością zachowałyby się informacje o zniszczeniach. Omawiam to szerzej pod koniec wpisu.

Wzmianek na temat Pilszczy i innych miejscowości trochę jest, niektóre opisują szkody w wioskach, inne szerzej w parafii lub gminie, dlatego podane wielkości szkód trochę się różnią. Najobszerniejsze źródło to kronika parafii Wanowice, napisana przez niemieckiego proboszcza, na podstawie zapisków poprzednika:

tłum. Rok przed tą wojną, 24 lipca 1777 r., okolicę nawiedził silny huragan. Dwa dni temu straszna powódź zniszczyła naszą wioskę i okolicę. W tamtym czasie powodzie zniszczyły wiele domów. Ówczesny nauczyciel szkolny w Wanowicach, Johann Heinrich Schmidt, opisuje głównie inne miasta, które najbardziej ucierpiały wskutek straszliwych zniszczeń wywołanych przez huragan. W Piltsch w ciągu dziesięciu minut całkowicie zniszczono 77 domów i 62 stodoły, a także kościół i parafię. Straty wyrządzone przez kościół parafialny oszacowano na około 4000 talarów. doceniam. Podmuch wiatru wiał z szerokością około 2000 kroków, wyrywając niemal wszystkie drzewa z korzeniami i unosząc je na duże odległości wraz z ziemią przywierającą do ich korzeni. Katscher, Langenau i Krotfeld również zostały poważnie zniszczone. Zniszczeniu uległo około 190 domów i kilka stodół. Zamek został całkowicie zasypany, stodoły dworskie, owczarnia i browar zostały zburzone. Poniższe zdanie z wyżej wymienionego zapisu pokazuje, jak żywo ludzie wyobrażali sobie siłę burzy: „Gdyby siła huraganu trwała trochę dłużej, ta niewiarygodna siła wiatru zwaliłaby wieżę (kościoła Katschera), ponieważ była już uniesiona i szarpnięta o kilka cali”. Burza przetoczyła się przez trzy państwa: Austrię, gdzie rozpoczęła się w pobliżu miasta Probnitz, Prusy i Polskę, gdzie zakończyła się w pobliżu Czenstochau. Być może był to zwiastun burzy społecznej, która wkrótce miała wybuchnąć we Francji, zmiatając stare, zgniłe instytucje gospodarcze Europy i powodując wstrząsy.[3]


Krok to w tym czasie w Niemczech około 75 cm co daje szerokość pasa zniszczeń 1500 metrów. Takie pasy mogą dawać rzadko trąby ale też downbursty. 

Informację, że silny orkan miał nawiedzić Pilszcz w gminie Kietrz, przekazuje niemiecka Wikipedia
"(tłum.) 27 lipca 1777 r. silna burza zniszczyła wiele budynków w mieście, w tym plebanię, katolicki kościół parafialny, miejscową szkołę i 28 domów." [4]
Źródło na które się powołują, "Topographisches Handbuch von Oberschlesien:" Felix Triest, opisuje jednak szkody dużo obszerniej:
"tłum. Warto wspomnieć, że 27 lipca 1777 roku straszliwy sztorm pochłonął częściowo parafię kościelną składającą się z 28 domów, 27 stajni, 44 stodół, 14 spichlerzy i 23 piekarni, a częściowo połamał i wyrwał z korzeniami 1824 drzewa owocowe i topole."

Zniszczenia w szerszej okolicy Pilszczy opisuje artykuł z początku XIX wieku, zbierający doniesienia o znaczniejszych śląskich burzach i huraganach
"tłum. 18. trąba powietrzna w pobliżu Troppau 27 lipca 1777 r. w Grospiltsch w pobliżu Troppau rozpętała się gwałtowna trąba powietrzna, która trwała zaledwie kilka minut. Zniszczyła 36 domów, 42 stodoły i 18 innych budynków. Kaplice zostały przemieszczone i zniszczone. Duża lipa przy plebanii została powalona tak gwałtownie, że utkwiła w murze cmentarza, jakby przebiła połowę jego średnicy."[5]

Magazyn Der Oberschlesier z 1930 publikował artykuł pastora Plegsa o historii kościoła parafialnego, gdzie podaje się że orkan z 27 lipca 1777 nadszedł około czwartej po południu i wywołał szkody w "Stolzmütz, Langenau, Städtel Kätscher, besonders aber in Piltsch" wyrywając z korzeniami 1000 drzew owocowych i 2000 innych drzew, w tym stuletnie topole, oraz niszcząc 2/3 budynków w okręgu, uszkodzony został też kościół.[6] 
Także w Makowie miało dojść do uszkodzenia kościoła - drewniany budynek pochylił się a wieża zawaliła.[7]
Jest też wzmianka w dziele opisującym historię Pilszczy, najwyraźniej opis pochodzi z dokumentu w "kapsule czasu" w gałce na wieży kościoła, co było w pewnym okresie częste.
tłum. ...Katastrofa o wiele poważniejsza niż pożar z 1775 roku dotknęła kościół 27 lipca 1777 roku. Zapis w gałce wieży informuje o tym w dwóch kolejnych zdaniach. „Nie można też pominąć faktu, że 27 lipca 1777 roku gwałtowna burza, której towarzyszył straszliwy dekanat, wyrządziła straszliwe szkody w budynkach w Stolzmütz, Langenau, mieście Kätscher, a zwłaszcza w Piltsch. Około godziny 16:00, niczym naturalne trzęsienie ziemi, wyrwała z korzeniami stuletnie topole, 1000 drzew owocowych i 2000 dzikich drzew, pokryła dwa i pół tysiąca budynków wiejskich w okręgach zbożowych i jęczmiennych, a także zwaliła do 50 stodół, zniszczyła je i uczyniła bezużytecznymi. Doszło do tak wielkiego zniszczenia drzew, że nikt nie mógł wejść ani wyjść ze wsi z powodu powalonych drzew i budynków. Kościół, którego dach spłonął dwa lata wcześniej, oraz masywna plebania zbudowana w 1776 roku zostały całkowicie zniszczone, sklepienie kościoła zawaliło się, tak że zwyczajne nabożeństwo mogło się odbyć tylko Utrzymywany przez cztery miesiące, między dwoma murami i otwartym niebem, ale potem musiał być utrzymywany przez trzy miesiące za pomocą dachu zamkniętego deskami, gdy rozpoczął się wojenny zamęt 1778 roku, a nawet wtedy ostatnie rzeczy były gorsze niż pierwsze. Szkody wyrządzone przez burzę były znaczne..." [17]

Mamy zatem początek trasy: Piltsch czyli Pilszcz, bardziej na północ Krotfeld, czyli dawny Krotoszyn, dziś część Dzierżysława; Katscher czyli Kietrz, Langenau czyli Langowo, Stolzmütz czyli Tłustomosty, Maków leżący zaraz obok. Następne na linii byłyby Krowiarki, o których brak wzmianek. O innych miejscowościach na przedłużeniu pasa brak informacji, więc najwyraźniej tutaj zjawisko, możliwe że trąba powietrzna, zanikło. Pas ten ma około 17 km długości. 



Długomiłowice - Sławęcice - Ujazd - Kotulin - Kielcza - Lubliniec

W Długomiłowicach pod Kędzierzynem-Koźlem huragan miał zrządzić szkody w lasach i budynkach, na co są dwie drobne wzmianki

"Obecne Długomiłowice powstały w 1928 roku z połączenia dwóch wiosek Krzanowic (Krzanowitz) i Długomiłowic (Langlieben) oraz kolonii Pierzchowice (Pirchwitz). (...) W 1777 roku znaczne zniszczenia w miejscowościach uczynił orkan. Uszkodzone zostały m.in. budynki dworskie." [8]

" (tłum.)  Krzanowitz , należący do pułkownika von Pircha; Pole jest przeciętne, ale są tam piękne łąki, stawy i las, choć ten ostatni bardzo ucierpiał podczas huraganu z 1777 roku." [9]
Artykuł z Schlesische Provinzialblätter z 1795 roku, na temat znaczniejszych śląskich burz, wspomina orkan z 1777 roku, który wywołał szkody w Sławęcicach, Ujeździe i Toster (?) i który sprawił że na moment zrobiło się ciemno jak w nocy. Autor opisuje burzę specyficznym wyrażeniem "chmury potrójnie ułożone jedna na drugiej" zapewne aby oddać to jak bardzo grube musiały być chmury żeby to sprawić, ale zastanawia mnie czy czasem nie był to po prostu opis czegoś co było tam widziane; chmury szelfowej z trzema warstwami. [10] 

Dwie wzmianki podają, że w Sławęcicach doszło do szkód w tym właśnie roku:

" Dla dzwonów była wybudowana drewniana wieża, dość wysoka, która jednak podczas gwałtownego sztormu w roku 1777 została zniszczona. Odtąd służyła jako dzwonnica przy ulicy, na placu kościelnym postawiona mała szopa. Po wielkim sztormie z roku 1777 zostały w miejscowości tylko 2 domy nieuszkodzone. " [11]

"W pobliżu kościoła znajdowała się dość wysoka dzwonnica z drzewa, którą latem 1777 r. przewróciła burza. " [12]

Najobszerniejszy opis z tamtej okolicy to opis historii rodziny Colonna, wlaścicieli Tworogu i Toszka, założycieli miasta Kolonowskie:

'27 lipca 1777 roku na Górnym Śląsku szalał straszliwy huragan, któremu towarzyszyły burze gradowe. Niedawno odbudowane miasta Kätscher, Altkosel, Slawentzitz, Jarischau, Kottulin, Nogowczitz, Patschin, Pluschnitz, Lublinitz, a zwłaszcza Keltsch i Sandowitz, które należą do naszej Colonny. W Ujeste zawaliła się część zamku, a stara hrabina Sobek zostałaby przygnieciona przez mur, gdyby tego nie zrobiła. Właśnie wstała z sofy i poszła do innego pokoju. W ciągu 20 minut niszczycielski żywioł zamienił miasto Keltsch w kupę gruzów. Tylko jeden dom pozostał. Gospodarstwo, które budowano od pięciu lat, leżało w gruzach, poza owczarnią, podobnie jak kościół, parafia, młyn wodny i tartak;

Kocioł potasowy obejmujący Neudorf, młot żelazny Sandowitz, stodoły w Vorwerk i 53 rustykalne nieruchomości. Las dębowy długi na półtora mili i szeroki na trzy mile — dambowy las – został całkowicie zdruzgotany i powalony przez szalejący żywioł. Ponadto wiele tysięcy połamanych pni leżało na ziemi w innych lasach. We wsi było 140 gruzów jasne budynki. Szkody wyrządzone przez panowanie wyniosły: do 108000 rtl. jako pan Harrassowski i znakomity starosta powiatowy v. Korkwitz, którzy odwiedzili miejsce wypadku, uronili gorące łzy na widok nieszczęścia, jakie – jak stwierdził p. Harrassowski twierdzi, że nie ma serca z kamienia może się bronić.[13]

Wspomniany zamek w Ujeździe to dawny zamek biskupów wrocławskich; w XVIII wieku właścicielami zamku był ród von Sobeck, w roku 1777 mieszkała tam ostatnia właścicielka z tego rodu, wdowa Marie Josephine von Wilczek, i to zapewne ona o mało wtedy nie zginęła. Zamek jest dziś zachowany jako trwała ruina. Nie znalazłem bardziej szczegółowego opracowania historii pałacu, z informacjami jakie konkretnie były zniszczenia po burzy, może będzie trzeba pogrzebać po fizycznych  bibliotekach. 

W przypadku zniszczeń w Kielczy możemy mówić o pewnej wybiórczości. Jak zrozumiałem, w miejscowości zniszczony został nowo wybudowany dom w gospodarstwie ale nie owczarnia w tymże gospodarstwie. Neudorf do Nowa Wieś Strzelecka, dziś część Kielczy na południe od torów. Tam też znajdował się wspomniany folwark, gdzie znajdował się jedyny nieuszkodzony budynek miejscowości.   O zniszczeniu kuźni żelaznej w Żędowicach (Sandowitz/Zendowitz) wspominają inne źródła. 

O zniszczeniach w Lublińcu wspomina krótko Beyträge zur Beschreibung von Schlesien z końca XVIII wieku:

"tłum. 27 lipca 1777 r. niezwykle silna, uporczywa burza spowodowała poważne szkody w mieście, wynoszące kilka tysięcy talarów. Zawaliły się kominy, zerwano dachy, a wiele drzew w ogrodach i lasach zostało wykopanych." [14]


Oraz przetłumaczona na polski "Ordynacja pożarowa dla miasta Lubliniec"

"Z opisów historycznych miasta dowiadujemy się o wielkich katastrofach w dziejach miasta. W 1650 miał miejsce pożar miasta tak wielki, że jedynie 3 domostwa uratowały się z pożaru, a całkiem niedawno, bo 27 lipca 1777 roku nad miastem przeszła nawałnica, która wyrządziła szkód na ponad tysiąc talarów. Wiatr połamał drzewa w lesie miejskim i ogrodach, a także zerwał dachy z domów mieszkalnych." [15]

Próbując na podstawie tej listy miejscowości wyróżnić jakieś pasy zniszczeń, można to zrobić na kilka sposobów. Bardziej literalna wersja przedstawiona powyżej, dzieli zniszczenia na trzy pasy. Jednak dwa początkowe mają dość podobny przebieg i można je wyjaśnić jednym pasem przechodzącym między miejscowościami i zahaczający je z brzegu lub pofalowanym. Fakt, że wymienione są miejscowości leżące w wąskim pasie a brak na liście miejscowości tuż obok, jest mocną wskazówką, że mogły być to trąby powietrzne. W przypadku Kielczy i Zawadzkiego, duża szerokość wymagana, aby objąć obie miejscowości (ok. 4 km) sugeruje, że albo za szkody odpowiadał silny wiatr downburst, albo szkody są wynikiem pojawienia się zarówno downburstu i trąby.

Proponowane pasy zniszczeń:

Długomiłowice- Stare Koźle - Sławęcice - Ujazd 19km (na trasie leży Landzmierz o którym nie wspominają źródła

Jaryszów - Nogowczyce - Kotulin - 7km 

W zasadzie przedłużając drugi pas w linii prostej dochodzimy do Kielczy i byłoby to kuszące załatwić wszystko jedną linią, ale zniszczenia musiałyby wtedy dotknąć istniejącą wieś Dąbrówkę, oraz jest to 13 km samego domysłu.

Podobny problem dotyczy ostatniego pasa. Od bez wątpienia silnie zniszczonej Kielczy do Lublińca jest również 13 km, na trasie idącej przez lasy bez żadnych przysiółków i siedlisk. Można by uznać że szkody między miejscowościami to jeden pas, powołując się na takie dowody jak informacja o zniszczeniu lasów miejskich Lublińca, lub że to dwa miejsca zniszczeń punktowych. 

Czechy
Przesuwając w tył linię Kietz-Pilszcz wychodzimy poza granicę i lądujemy w okolicach Opawy. O tym, że orkan zaczął się jeszcze w Czechach wspominało jedno źródło, dlatego poszukałem czy są jakieś wzmianki o zniszczeniach z Czech. W porządnym opracowaniu na temat historii pogody i klimatu w Czachach znajdujemy kilka wzmianek o wichurze z 1777 roku. Źródła z Opawy wspominają o dużych zniszczeniach w budynkach we wsi Pilszcz. Najwyraźniej faktycznie był to początek pasa zniszczeń, gdyby bowiem burza zaczęła zniszczyć miejscowości zaledwie kilka kilometrów wcześniej, to przeszłaby przez samą Opawę.   Inne źródło wspomina o huraganie w Ivove, który zerwał pół dachu z kościoła i poniszczył drzewa i inne budynki. Tego samego dnia sztorm wywołał szkody w Moravský Beroun i Dolanach. Wszystkie te miejsca leżą na linii z SW na NE. [16]

Potencjalnie więc można rozpatrywać wydarzenia z tego dnia jako całość, ze szkodami w trzech miejscach w Czechach i trzema lub czterema pasami zniszczeń w Polsce. I mogły za to odpowiadać trąby powietrzne lub jedynie silne wiatry z komórki burzowej, lub wreszcie jedno i drugie. Mimo wszystko informacje są tak skąpe, że trudno rozstrzygnąć. 
-------
[1]  http://zsg_kielcza.wodip.opole.pl/o_kielczy/o_kielczy.htm
[2] http://www.dawnezawadzkie.cba.pl/ophist.htm

[3] Leobfchuker Heimatbrief nr.4 1960 "Chronik von Wanowitz (Hubertusruch) https://sbc.org.pl/Content/808860/4.pdf 
[4] https://de.wikipedia.org/wiki/Pilszcz
[5] Jurende's vaterländischer Pilger im Kaiserstaate Oesterreichs, tom. 4 1817
https://www.google.pl/books/edition/Jurende_s_vaterl%C3%A4ndischer_Pilger_im_Kai/Kn5PAAAAcAAJ?hl=pl&gbpv=1&dq=27.+Juli+1777+sturm&pg=RA1-PA82&printsec=frontcover
[6] https://sbc.org.pl/dlibra/publication/14278/edition/12721?search=cmVzdWx0cz9hY3Rpb249QWR2YW5jZWRTZWFyY2hBY3Rpb24mdHlwZT0tMyZwPTImcWYxPWF2YWlsYWJpbGl0eTpBdmFpbGFibGUmdmFsMT1xOm9ya2FuKzE3Nzc
[7]  https://sbc.org.pl/dlibra/publication/164984/edition/155039?search=cmVzdWx0cz9hY3Rpb249QWR2YW5jZWRTZWFyY2hBY3Rpb24mdHlwZT0tMyZwPTUmcWYxPWF2YWlsYWJpbGl0eTpBdmFpbGFibGUmdmFsMT1xOmJ1cnphKzE3Nzc

[8] https://www.palaceslaska.pl/index.php/indeks-alfabetyczny/d/1775-dlugomilowice

[9] F. A. Zimmermann: Beyträge zur Beschreibung von Schlesien Zweyter Band. Brieg 1783. 380 Seiten; część: Kreis Kosel https://wiki.genealogy.net/Kreis_Kosel_-_Beschreibung_der_D%C3%B6rfer

[10] https://sbc.org.pl/dlibra/publication/3815/edition/3523?search=cmVzdWx0cz9hY3Rpb249QWR2YW5jZWRTZWFyY2hBY3Rpb24mdHlwZT0tMyZwPTMmcWYxPWF2YWlsYWJpbGl0eTpBdmFpbGFibGUmdmFsMT1xOm9ya2FuKzE3Nzc

[11] https://www.parafia-slawiecice.pl/parafia/89-historia-budowy.html

[12] Historia Sławięcic, w: Gazeta Sławięcicka nr.2 Grudzień 1990  https://dlibra.mbpkk.pl/Content/664/1990_nr_2.pdf 

[13] Die Reichsgrafen Colonna, Freiherrn von Fels, auf Gross-Strehlitz, Tost und Tworog in Oberschlesien, Alfons Nowack, Gross Strehlitz 1902 S. 67-68 Sbc.org

[14] Beyträge zur Beschreibung von Schlesien, Friedrich-Albert Zimmermann, 1783, s.145  https://www.google.pl/books/edition/Beytr%C3%A4ge_zur_Beschreibung_von_Schlesien/oL9WAAAAcAAJ?hl=pl&gbpv=1&dq=27.+Juli+1777+sturm&pg=RA5-PA145&printsec=frontcover 

[15] s.61 http://splubsza.pl/wp-content/uploads/2016/03/Ordynacja-po%C5%BCarowa-dla-miasta-Lubliniec-z-1774-roku.pdf 

[16] https://www.researchgate.net/profile/Oldich_Kotyza2/publication/240031286_History_of_weather_and_climate_in_the_Czech_lands_VI/links/54ed731b0cf27fbfd7724fc8/History-of-weather-and-climate-in-the-Czech-lands-VI.pdf 

[17] Piltsh, eine deutsches Dorf, dr Wilhelm Mak, Gleiwitz 1930 strona 115, https://sbc.org.pl/Content/12721/PDF/ii4052-1930-02-0001.pdf 

niedziela, 1 czerwca 2025

Drobne rośliny kwiatowe (31) - Lepczyca

 Jak to dobrze jest rozglądać się po poboczach i patrzeć co takiego rośnie na zwyczajnym trawniku. 

  Niedaleko ośrodka sportowego na Bródnie, pod fundamentami ogrodzenia, na skraju zwyczajnego trawnika rosła sobie drobna roślinka, z charakterystycznymi dużymi, zielonymi łuskami okrywającymi owoce - a ja zorientowałem się, że nie wiem co to jest.


  Ogólny pokrój drobny, płożący się, nieco wspinający przy przeszkodzie, cała roślina pokryta szorstko trochę czepiającymi się, twardymi włoskami, brak przylistków i podsadek, kwiaty pięciopłatkowe. Owoce okryte zieloną łuską w kształcie liścia klonu, która z daleka wydawała się dużym owocem w formie płaskiej torebki. Wewnątrz kwiatów charakterystyczna struktura płatkowatych łusek, osklepek,  zasłaniających bezpośrednio gardziel, podobna do tej jaką widziałem u farbownika. Te cechy przekonały mnie, że najwyraźniej należy do rodziny ogórecznikowatych, choć ma trochę nietypowe cechy - kwiaty wyrastają pojedynczo lub po dwa przy parach liści, zamiast tworzyć kwiatostan na końcu pędu w formie sierpika. 
 

  Lista roślin z tej rodziny rosnących w Polsce jest krótka, więc znalezienie właściwej nie było długie. Lepczyca rozesłana (Asperugo procumbens L.) należy do monotypowego rodzaju - czyli nie ma drugiego gatunku lepczycy, jest tylko ten jeden. Nazwy ludowe zwykle odnoszą się do faktu przyczepiania do ubrania owoców i w mniejszym stopniu liści. Lepczyca to zresztą także nazwa ludowa dwóch bardzo czepliwych gatunków przytulii. U Kluka pod nazwą Ostre Ziele. W języku niemieckim Schlangenäuglein czyli "oczy węża" ale też Teufelsleiter czyli "drabina diabła".  W polskiej florze jest archeofitem związanym z dawnymi uprawami. Uważa się, że rejon rodzimy w Europie to obszar flory pannońskiej lub pontyjskiej (kotlina węgierska lub wybrzeża Morza Czarnego) a został zawleczony na północ jeszcze przed czasami historycznymi wraz z towarami lub zwierzętami. 

  W środkowych Niemczech skupiska lepczycy były wiązane z osadami z paleolitu i mezolitu i ze starymi zamkami, w rejonie Dunaju rośnie w wylotu jaskiń. W południowo wschodniej Europie i Azji rośnie w dużym rozproszeniu ale powszechnie, w naturze zwykle u podstawy skałek, na gliniastej, alkalicznej, dobrze przepuszczalnej i zasobnej w azot glebie, na stanowiskach najczęściej słabo zacienionych. Często pojawia się w zbiorowiskach rozesłanych roślin pokrywających skałki, żwir, w zagłębieniach krasowych. Towarzysząc człowiekowi najczęściej pojawia się na stanowiskach synantropijnych, na przychaciach, przypłociach, obrzeżach pól, wchodzi w uprawy zbóż, rozprzestrzenia się dzięki czepnym nasionom.

Stary rysunek zielnikowy. Wikipedia Commons


  Wraz ze zmianami w rolnictwie i budownictwie zanika na wszystkich stanowiskach. Jest opisywana w Polsce jako rzadka, w rozproszonych miejscach, często związanych ze starymi zabudowaniami wiejskimi i ekstensywnymi uprawami, poza tym na poboczach dróg, brzegach rzek i obrzeżach wyrobisk. W Czerwonej Księdze zaklasyfikowany jako gatunek "bliski zagrożenia" NT, w miarę zanikania dawniej opisanych stanowisk może zostać przeklasyfikowany jako narażony na wyginięcie, wtedy też pewnie stanie się chroniony.

   Z map znanych stanowisk wynika, że największa koncentracja dotyczy Kujaw, poza tym stanowiska rozciągają się w dolinach Wisły i Odry, na Mazowszu, Wyżynie Lubelskiej i na śląsku na nizinach. Zaledwie kilka w obszarze Podlaskiego i Warmińsko-Mazurskiego, brak zupełnie na Pomorzu, w dużej części Małopolski. Brak też znanych stanowisk w okolicach Białej Podlaskiej, co tłumaczy czemu nie kojarzyłem tej rośliny. [1] Jedno źródło podaje w obrębie Warszawy stanowisko niedaleko Lasku Na Kole. [2] Mapa Wirtualnego Atlasu Roślin podaje trzy miejsca. [3] Stanowisko, które znalazłem, jest więc raczej nieznane. 



Jakie znaczenie ma ta roślina? Pojawia się w nielicznych opisach, w medycynie ludowej była głównie środkiem moczopędnym i wykrztuśnym, przy przewlekłym kaszlu i astmie, zgodnie z ogólnymi właściwościami innych ogórecznikowatych. Mogła być zjadana w sałatkach, ma łagodny smak i zapach podobny trochę do ogórecznika. Ponadto w niektórych miejscach znana była jako roślina "uspokajająca serce", łagodząca nerwowość i napięcie. Jedna z pospolitych nazw angielskich to Madwort, lub dla uściślenia German Madwort, czyli dosłownie "zioło szaleństwa". Nazwą tą mogą być jednak określane inne rośliny, na przykład smagliczka, ze względu na dosłowne tłumaczenie greckiej nazwy. W medycynie Azji Mniejszej znana jako środek wykrztuśny, leczący infekcje skórne, "wzmacniający układ nerwowy" i uspokajający, pomagający zasnąć.[4]

W związku z tymi doniesieniami przeprowadzone zostały pewne eksperymenty. W badaniu z 2013 roku wyciąg z nadziemnych części rośliny podawano myszom, poddanym próbom behawioralnym, uważanym za zwierzęcy model pewnych stanów psychicznych. Test zawieszania za ogon bada jak długo zawieszona mysz próbuje się uwolnić i jak długo pozostaje nieruchoma, a w teście wymuszonego pływania po jakim czasie po wrzuceniu do wody przechodzi z panicznego zachowania w bierne machanie łapkami tylko na tyle aby pyszczek był na powierzchnią. Leki antydepresyjne skracają czas trwania w bezruchu/spokojnym pływaniu, a leki naśladujące depresję wydłużają ten czas. Zastosowano cztery stężenia ekstraktu, placebo i lek imipraminę z grupy antydepresantów trójpierścieniowych. 

Lek w sposób istotny i wyraźny skrócił czas trwania w bezruchu lub biernego pływania, ekstrakty nie dały istotnego statystycznie efektu, a wpływ na czas zachowania biernego był różny dla różnych dawek - żaden dla najniższej, niewielkie skrócenie dla trochę większej i niewielkie wydłużenie dla większych. Wniosek - działanie antydepresyjne jest żadne istotne, jeśli już to wielokrotnie słabsze od istniejącego leku. Lek podano w dawce 15 mg/kg, zaś najwyższa dawka ekstraktu wynosiła 400 mg/kg.

Trzeci test polegał na zbadaniu na ile ekstrakt wpływa na szybkość zaśnięcia u myszy, u których senność indukowano fenobarbitalem. Cztery stężenia ekstraktów porównywano z diazepamem, znanym lekiem nasennym, sprawdzano też wpływ znanego leku blokującego działanie benzodiazepin. Efekt: wyższe stężenia ekstraktów skróciły czas zasypiania i wydłużyły czas snu, w porównaniu z placebo efekt jest wyraźny i istotny statystycznie i podobny do działania leku; jest zmniejszany przez blokowanie a zatem wynika w jakiś sposób z oddziaływania na receptory GABA. A zatem zioło faktycznie ma działanie przeciwlękowe i nasenne, choć siła działania nie jest wysoka - najniższa efektywna dawka 250 mg/kg odpowiadała sile dawki 2 mg/kg diazepamu. [5]

W badaniu klinicznym z 2018 roku chorym na depresję podawano kapsułki zawierające bądź 10 mg fluoksetyny albo 1,2 g suchego ekstraktu z zioła. W obu grupach stwierdzono spadek ilości punktów w skali oceny depresji, choć po upływie 6 tygodni lek dawał większy efekt. Wniosek był taki, że zioło daje efekt antydepresyjny, choć ponownie nie jest to efekt silny (dawka ekstraktu z zioła była 120 razy większa niż dawka leku). [6]

Skład chemiczny jest bardzo słabo poznany. Przez analogię z resztą rodziny i opisane właściwości  można domyślać się saponin, alantoiny i krzemionki. Za działanie uspokajające potencjalnie może odpowiadać kwas rozmarynowy i jego estry. 

--------------------

Bibliografia:

 [1] https://www.atlas-roslin.pl/htm/wystepowanie-4126.htm

[2] https://chwastowisko.wordpress.com/2008/07/04/lepczyca-rozeslana1/

[3] https://atlas.roslin.pl/plant/6404

[4] https://pjmhsonline.com/published-issues/2021/october/103092

[5] https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC3813279/ 

[6] https://www.rjpharmacognosy.ir/article_64860.html

środa, 21 maja 2025

1722 - Trąba powietrzna koło Pułtuska

 O tej sprawie pisałem już kiedyś, ale miałem na ten temat tylko krótką wzmiankę, którą trudno interpretować. Ale ostatnio znalazłem dużo więcej. 

Informację o zdarzeniu podał Józef Spalski w opracowaniu ""O burzach gradowych w Królestwie Polskim" z roku 1852:

" Na szczególną uwagę zasłu­guje trąba powietrzna , która miała miejsce roku 1722 , dnia 5
sierpnia o godzinie 7 po południu w Kaszycach około Pułtuska .
Najprzód pokazała się od zachodu czarna chmura z grzmotami, podobnemi
do pękających granatów. Nadciągnąwszy do Kaszyc,
wlokła się przez pola, łąki, role, a cokolwiek w drodze napotkała, ­
częścią obaliła lub wypaliła, częścią z sobą uniosła, wyrzucając ­
chwilowo siarczyste kule. Przeprawiwszy się przez rzekę
Narew , u tworzyła z dymu pokład; woda wrzała dziwnym sposobem­
i rozstępowała się, jakby po wrzuceniu w nią wielkich ­
rozpalonych kamieni."

I jest to przykład takiego problematycznego opisu, który mógł dotyczyć trąby albo i nie, na jakie natykam się w starych źródłach. Opisuje bowiem dosłownie jedynie czarną chmurę, która niszczyła na swojej drodze różne rzeczy i mogła to być jedynie niszcząca burza z wiatrem, nic więcej. Szukałem jednak dalej, czy  gdzieś jeszcze są jakieś wzmianki, i znalazłem coś bardzo konkretnego.

Najwcześniejszy opis tego wydarzenia został zamieszczony przez Gabriela Rzączyńskiego w dziele "Auctuarium Historiæ Naturalis Curiosæ Regni Poloniæ, Magni Ducatus Litvaniæ, Annexarumque Provinciarum" wydanym w Gdańsku w roku 1745. Fragment ten jest krótki ale wystarczająco szczegółowy aby móc potwierdzić, że była to trąba powietrzna:

" Apud nos in Kaczyce praedio, ad ripam Narew Fluvii posito, distante una lauca a Civitate Pultovia, Anno 1722, die 5. Augusti, post Vesperas decantatas in Sacello, coram congragata multitudine populi, devotinis causa, ab Occidente, tetra & visu horrenda nubes appariut trahens secum per terram, veluti torrentem fumeum longissimum, qui dum cum fragore assiduo, velut explodemnium bombardas, pervenisset Kaczicios, serpentino, eoque lento gresu per campos, agros & prata, quidquid obvium habuit, partim sternebut, partim adurebat, partim secum astorbatab, globos sulphureos passim protrudens.
Ferebatur eadem  Vulcani officina, nunc in modum pyramidis, nunc columnae, nunc recte, nunc obliqye, fumos com strepitu exspirando, rep horae quadrantem, profressa ad Narew flumen, quod trajiciendo, ita sese dilatavit, ut super aquas, quali pontem fumeum straverit, aquis mirum in modum bullientibus, ac a se sic discentibus, si quis jaceret lapidus molares cantentes in fluvium. Superato amne, simili passu, sylvas pervagabatur. "

Ale nie każdy włada łaciną, tłumaczenie na język polski podaję za dziełem "Rzut uwag do ogólney zasady przyrodownictwa, w szczególności zaś o przyczynie repulsyi i atrakcyi"; Tomicki Jan Bazyli, Warszawa 1823, dzięki któremu znalazłem namiary na dzieło Rzączyńskiego:

" Roku 1722 dnia 5 sierpnia w Dziedzinie Kaczyce mila od Pułtuska, po nieszporach w obec pobożnego gminu, powstała się od zachodu czarna, straszna chmura, wlokąca za sobą zbyt długą sumistą strugę, w pośród ciągłych grzmotów, podobnych do pękania granatów. Nadciągnąwszy do Kaczyc wężykowato, wlokła się leniwie przez pola, łąki i role, a cokolwiek w drodze napotkała, częścią obalała, wypalała, częscią z sobą unosiła, wyrzucając chwilami siarczyste kule. Postępowała ta piekiełka kuźnica, już w postaci słupca czyli kolumny, iuż ostrosłupa, iuż prostopadle iuż ukośnie, wyrzyguiąc dymy z łoskotem przez ćwierć godziny. Zbliżona do rzeki Narew, przeprawiając się utworzyła dymisty most nad strugą, w czasie tey przeprawy wody wrzały dziwnym sposobem, rozstępowały się na wzór rozstępowania się wód po wrzuceniu wielkich, rozpalonych kamieni. "

I to jest konkret, żaden tam pokład dymu, który trudno interpretować. Długa, wijąca się smuga zwisająca z chmury, chwilami podobna do słupa lub stożka, która przeszła po polach i lasach, przekroczyła Narew wzburzając wody rzeki. I wygląda na to, że jest to najwcześniejszy w Polsce opis wyglądu trąby powietrznej, bo w wcześniejszym przypadku trąby w Oleśnicy zgadywałem po efektach, że musiała to być trąba, ale samo zjawisko nie zostało opisane. 

Nieszpory to modlitwa odmawiana pod koniec dnia, godzina 7 po południu w późnym źródle wygląda mi na domysł prawdopodobnej pory bo w najwcześniejszym źródle nie została określona. 

 

środa, 2 kwietnia 2025

Drobne rośliny kwiatowe - Przestęp (30.)

 Przestęp nie jest rośliną bardzo drobną, na odpowiednich podporach może urosnąć dość duży, ale jego kwiaty są niepozorne. Natknąłem się na niego jesienią; to pierwszy raz, gdy widziałem roślinę na żywo, dlatego postanowiłem o nim napisać.



Przestęp (Bryonia L) to pnąca się bylina z rodziny dyniowatych, 

Ten okaz znalazłem w Warszawie, między blokami, idąc w stronę Królikarni, na zaniedbanym klombie z niskim iglakiem. Porastał krzew niemal całkowicie, wyróżniając się czerwonymi jagodami. Raczej nie było to miejsce, w którym celowo go zasadzono. Pędy z charakterystycznymi liśćmi widziałem jeszcze w dwóch miejscach w innej dzielnicy ale z braku owoców nie byłem pewny czy to to. Najwyraźniej zaczął się szerzej rozprzestrzeniać dzięki ptakom. Wydaje się, że był to przestęp dwupienny, którego owoce po dojrzeniu mają czerwony kolor. Podobny gatunek, p. biały ma jagody czerniejące podczas dojrzewania a liście są silniej powcinane. 

Jest dwupienny czyli ma osobniki męskie, w którym kwiatach widać żółte pylniki, i żeńskie z samymi słupkami. Tylko te drugie tworzą jagody. Jest byliną i tworzy pogrubiony korzeń podobny do rzepy, nieraz sporych rozmiarów. 

Bywa rzadko używany w ogrodach, jako soliter na wysokich podporach lub wieloletnie ale nie drewniejące pnącze okrywowe, szybko zasłaniające płoty. Zwierzęta go omijają, mogą go skubać kozy ale niezbyt chętnie. 




Przestęp jest rośliną trującą, choć informacje o tym na ile silną różnią się zależnie od źródła. Teoretycznie dawka śmiertelna to 40 jagód, czyli nie jest to tak łatwo uzyskać. Zatruciom zapobiega też zresztą silnie gorzki smak i właściwości wymiotne. 


W medycynie ludowej był używany jako środek wymiotny i przeczyszczający, bardzo mocny, używany przy zatruciach i obrzękach. Wiedziano jednak o jego trujących właściwościach, używano go więc ostrożnie. Wywary z korzenia oraz sok z jagód mają działanie drażniące, co objawia się zaczerwienieniem skóry, objawami zapalenia aż do powstania pęcherzy. W odpowiednim rozcieńczeniu był więc środkiem rozgrzewającym na bóle reumatyczne, korzonki, skutki przewiania złym cugiem. Mógł pojawiać się jako domieszka w rozgrzewających i wykrztuśnych lekach na ból gardła i zapalenie płuc ale nie był zbyt chętnie używany ze względu na powodowanie przeczyszczenia. Według innych wzmianek miał pomagać na kolki i ból brzucha. Według zasady leczenia podobieństwami był polecany na leczenie trądu. 

W ludowej magii, głównie w Anglii i zachodniej Europie, był rośliną magiczną, długi czas był nazywany Mandragorą Angielską i nie był właściwie odróżniany. Przenoszono na niego mity dotyczące azjatyckiej mandragory, żeńszenia czy pokrzyku. Korzenie podobne do rzepy z bocznymi odrostami mogły czasem przypominać ludzką postać, były przycinane do takiej formy. Thomas Green w dziele Uniwersal Herbal z 1824 oskarżał wędrownych guślarzy o fałszowanie mandragory przez zakopywanie obok młodego przestępu figurki, której twarz odbijała się w powiększającym korzeniu, aby móc potem pokazywać, że korzeń nie był wycinany tylko sam się ukształtował w taką formę. 

Korzeń pozyskiwany z mandragory lekarskiej, był nazywany  Alrauna lub Mandrake, uważano zależnie od sytuacji albo że kształt wskazuje na zastosowanie przy wszystkich chorobach albo odzwierciedla żyjącego w korzeniu ducha, którego można zakląć do zabiegów magicznych. Miał pomagać w rzucaniu złych czarów, przewidywaniu przyszłości czy sprowadzania rozwiązań problemów w snach. Ponieważ prawdziwa mandragora, z rodziny psiankowatych, zawiera alkaloidy mogące działać halucynogennie, było to dla dawnych ludzi wiarygodne. Zachowane okazy alrauny uformowane w kształt człowieczka z twarzą, czasem faktycznie były robione z mandragory, ale często z przestępu, korzenia irysa, pięciornika a nawet z dużego poru. W środkowych Niemczech domowe koboldy lub psotne duchy w obejściu były nazywane drak, może to mieć związek z Mandragorą. 

Z rośliną tą wiąże się niesamowita historia z roku 1851, którą znalazłem przypadkiem w dawnej prasie.  We wsi Trzanowice na Śląsku Cieszyńskim, chłop miał w ogrodzie dorodny przestęp, którego jego żona używała od lat na "cierpienie kurczowe" (prawdopodobnie bolesne miesiączki). Mieszkająca w pobliżu komornica (chłopka bez własności, mieszkająca u gospodarza) rozpuściła plotkę, że ma on w ogrodzie Diabła, który ściąga z dziewięciu gruntów mleko z krów i obfitość. Przez to ludzie we wsi zaczęli jego i żonę nazywać czarownikami. Poszedł więc do burmistrza aby się poskarżyć na złe traktowanie. Po tygodniu burmistrz przybył z radnymi i chłopami aby zobaczyć rzecz na miejscu. Jakież było zdziwienie gospodarza, gdy burmistrz wspólnie z innymi uznał, że ta roślina to diabeł, wobec czego chłopi we wsi mają rację, po czym przestęp został wokół obkopany, aby nie mógł szkodzić. 

Gospodarz chciał wobec tego posłać po "doktora" aby ten stwierdził co takiego rośnie w ogrodzie, jednak burmistrz nie chciał żadnych ekspertyz; "on dla jego djabła żadnej komisyi zbierać nie będzie". Dla niego sprawa była jasna, w ogrodzie siedzi Diabeł i trzeba coś z nim zrobić. Po kilku dniach burmistrz, radni i pół wsi wdarło się do ogrodu gospodarza z motykami aby diabła wykopać "a wykonawszy to dzieło z bohaterską śmiałością, nie chwytając go rękami, nieśli go na kijach do karczmy, tam pili nad nim, i wyniósłszy go na drogę, zatłukli go pyrlikiem (młotem), i w lesie go pochowali z wykrzykami: żeby już nigdy nie szkodził! Poczem znowu powrócili do karczmy i pili." Z pewnością alkohol miał tu duży udział.

Gospodarz poczuł się poszkodowany. Zaniósł pozostałości rośliny do doktora N. z Cieszyna, który opisał, że jest to przestęp, którego korzeń osiąga po latach rozmiar i formę małego dziecka, stąd zabobony ludowe o czarodziejskiej mocy. Z tą opinią gospodarz wniósł skargę do sądu, dzięki czemu sprawa została szerzej ujawniona.

[Gwiazdka Cieszynska nr.19 1851]

piątek, 7 lutego 2025

Moje artykuły splagiatowano

 

 

Miło jest zobaczyć, że ktoś w mediach powołuje się na moje artykuły, bo to oznacza, że udało się rozpowszechnić jakiś temat, że wywiera się jakiś wpływ i komuś się spodobało. Mniej miłe jest zobaczenie, że ktoś przepisał sobie fragmenty bez pytania. Takie też miałem niemiłe odkrycie na początku stycznia, a ponieważ sprawa się już zakończyła, dobrze jest to opisać w ramach przestrogi.

Poprzedni artykuł na blogu dotyczył mało znanej historii katastrofy podczas pogrzebu w małej wsi pod Cieszynem. W zasadzie w polskojęzycznym internecie nic o tym nie było. Jednak na początku stycznia, gdy szukałem wzmianek czy kiedyś zdarzył się podobny przypadek, znalazłem że na Onecie ukazał się artykuł dotyczący tej właśnie historii, którą opisałem. Artykuł pochodził z portalu FacetXL, który ma partnerstwo z Onetem i dostarcza większemu portalowi teksty. Pod artykułem podpisał się redaktor naczelny Krzysztof Załuski. 
Pierwsza myśl była taka, że widocznie artykuł zaciekawił kogoś nieznaną historią i ten ktoś postanowił opracować swój artykuł na bazie mojego. Pod tekstem jako źródła wymieniony był blog oraz dwie gazety, co wyglądało tak, jakby ktoś nawet zajrzał w źródła pierwotne. Niestety już podczas szybkiego przeglądu zorientowałem się, że artykuł jest w zasadzie plagiatem. Powtarzał te same informacje co ja i żadnej więcej, w tej samej kolejności co ja i cytował fragmenty gazet ale tylko te same co moje cytaty i ani litery więcej. Pominął kawałek o tym, kim był ksiądz, z którego pamiętnika brałem informacje, skupiając się tylko na streszczeniu wydarzeń. Samo to jest pójściem na łatwiznę, gdy dziennikarz jedynie streszcza czyjąś treść i nie ma wkładu własnego, ale to nie jest jeszcze zabronione. Ale wśród zdań streszczenia i cytatów znalazły się też zdania przepisane z drobnymi zmianami lub bez żadnych zmian i stanowiło to zauważalną część objętości dość krótkiego artykułu.

Jeśli ktoś nie wie - podanie źródła, z którego zerżnięto tekst wcale nie oznacza, że nie doszło do plagiatu, bo jeśli przepisany tekst nie jest w żaden sposób zaznaczony jako cytat, to dochodzi do naruszenia jasnego określenia, kto te słowa stworzył; nie tak dawno wyłożył się na tym pewien były już doktor politologii.

Przykłady które są najbardziej wyraziste:
Onet
„W środku był tłok, pastor podobnie jak inne osoby początkowo opierał się plecami o ścianę, ale w pewnym momencie chciał wyjrzeć przez okno. Wtedy błysnęło, a pastor stracił przytomność.”
Blog
„W środku był tłok, pastor podobnie jak inne osoby początkowo opierał się plecami o wilgotną ścianę, ale w pewnym momencie podniósł się aby wyjrzeć przez okno. Wtedy błysnęło a pastor stracił przytomność.”

Onet
„Według relacji świadków piorun wpadł do wnętrza kaplicy przez mały otwór w ścianie i wydostał się na zewnątrz, gdzie stało czterech mężczyzn, którzy opierali się o ścianę pod daszkiem — wszyscy oni zginęli, a ich ciała zesztywniały i stały nadal wyprostowane, dopóki wiatr ich nie poprzewracał.”
Blog
„Pastor opisuje mały otwór w ścianie powstały w wyniku przebicia się pioruna na zewnątrz; obok tego otworu od zewnątrz stało czterech mężczyzn, którzy opierali się o ścianę pod daszkiem - wszyscy oni zginęli a ich ciała zesztywniały i stały nadal wyprostowane dopóki wiatr ich nie poprzewracał.”

(przy okazji drobnych przeróbek pomylono otwór wyjściowy iskry z wejściowym - tak uważnie dziennikarz czytał)

Onet
„Ofiar być może byłoby mniej, gdyby nie powolna akcja ratunkowa. Dopiero po godzinie dojechał na miejsce wezwany lekarz z Cieszyna. Niewiele mógł już jednak zrobić. Został późno powiadomiony. Ci, którzy przeżyli i uciekli z kościoła, byli w szoku.”
Blog
„ Do liczby ofiar przyczyniła się zapewne powolna akcja ratunkowa. Cmentarz był widocznie trochę oddalony od wsi, uczestnicy pogrzebu w większości zostali porażeni i albo byli nieprzytomni albo w szoku. Kilka lżej porażonych i tych poza zasięgiem pioruna w szoku uciekło do domów i tam dopiero ocknęli się, że trzeba ludzi ratować. Jeden z gospodarzy pojechał do Cieszyna po lekarza, ale ten niewiele już mógł na miejscu zrobić,”
(w gruncie rzeczy ta przeróbka pomija rzecz, na jaką zwracały uwagę gazety - że przyczyną opóźnienia wezwania pomocy był szok wśród porażonych)

Oprócz tych oczywistych kopii w artykule były zdania bardziej zmienione, z dodanymi synonimami czy podziałem długiego zdania na dwa. Cytując fragment z pamiętnika księdza, plagiator przedstawił  jako jeden cytat coś, co było w rzeczywistości dwoma fragmentami, co zaznaczało ujęcie ich w osobne cudzysłowy. Przy okazji poprawił język tekstu na bardziej zgodny ze współczesną pisownią, czego w takich przypadkach nie powinno się robić. Stare teksty mogą zawierać inaczej pisane słowa nie z powodu błędu, tylko zmian językowych. 

To już wyglądało grubo. Postanowiłem jednak sprawdzić, czy FacetXL nie robił czegoś takiego wcześniej, i przejrzałem pod tym kątem inne artykuły. I znalazłem dwa kolejne ze zbyt daleko sięgającymi zapożyczeniami. Artykuł "Panika w kościele i pogrom" opisywał historię paniki w kościele świętego krzyża w Warszawie w roku 1881 i dalszych wydarzeń. Nie jest to historia tak całkiem nieznana, trochę już było o tym artykułów i mój tekst nie jest wymieniony jako jedyne źródło, jakieś akapity były oparte na czymś innym. Ale podczas opisywania wydarzeń plagiator właśnie ode mnie wziął niektóre fragmenty. I podobnie jak poprzednio, jest to streszczenie tego samego w tej samej kolejności z podaniem tego samego cytatu, zdania brzmiące dość podobnie ale trochę zmienione i kilka zdań prawie takich samych:
Onet
„ Jeden z cukierników przystawił do podestu drabinę, próbując pomóc uwięzionym w tłumie. Najbardziej spanikowani rozpychali się łokciami i nogami, wydostając się nad zgniecioną masą ludzką, i depcząc innych po głowach, po twarzach, zbiegali w dół lub przeskakiwali balustradę.”
Blog
„ Najbardziej spanikowani rozpychali się łokciami i nogami, wydostając się nad zgniecioną masę ludzką, i depcząc byle jak, po głowach, po twarzach, zbiegali w dół lub przeskakiwali balustradę. Jakiś cukiernik złapał drabinę, i podstawiwszy ją pod balustradę zaczął wyciągać jedną po drugiej osoby pod samą balustradą. ”

Onet
„Zginęli wskutek uduszenia i urazów głowy.
W sumie było 30 ofiar śmiertelnych, w tym m.in. hrabina Stanisława Aleksandrowiczowa z Konstantynowa wraz ze służącym. Do szpitali przewieziono wielu rannych. Ponad trzydziestu odniosło ciężkie obrażenia.”
Blog
„Po podliczeniu zmarłych na miejscu i zaraz potem w szpitalu, okazało się, że panika wywołała aż 30 ofiar śmiertelnych[1] w większości z powodu uduszenia w ścisku, lub podeptania głowy. Wśród nich znalazła się też hrabina Stanisława Aleksandrowiczowa z Konstantynowa, wraz ze służącym. Ponad trzydziestu ciężej rannych odwieziono do szpitali…”

Onet
„Tłum nie tylko rozbijał szyby, ale też wyważał drzwi; włamywano się do sklepów, niszcząc i rabując zgromadzone tam towary. Początkowo zamieszki ograniczyły się do pobliskich uliczek — Ordynackiej, Wróblej, Tamce i Browarnej.”
Blog
„Tłum rozbijał szyby, wyważał drzwi, towary ze sklepów tłuczono, rwano i wyrzucano na bruk. Tam lądował też dobytek rodzin. Niektórzy posuwali się do rozbijania pieców kaflowych. Początkowo plądrowanie ograniczało się do pobliskich uliczek - Ordynackiej, Wróblej, Tamce i Browarnej.”

Onet
„Pierwszego dnia zamieszek policja i wojsko ograniczyło się głównie do zabezpieczenia instytucji rządowych i dzielnic willowych.
Drugiego dnia zaczęły się masowe aresztowania osób biorących udział w niszczeniu kolejnych domów i sklepów. Sytuacja została opanowana dopiero trzeciego dnia, gdy do miasta przybył nieobecny wcześniej naczelnik policji, który spędzał święta w Petersburgu.”
Blog
„pierwszego dnia policja i wojsko właściwie nie przeszkadzały rozbojom - zamykano jedynie dostęp do ważniejszych gmachów rządowych i dzielnic willowych, rozbijano większe zbiorowiska na mniejsze grupy, nie pozwalano zbierać się na Nowym Mieście.
Drugiego dnia rozboje przerodziły się właściwie w grabież, zabierano to co wcześniej zostało wywleczone na ulice. Wtedy też zaczęły się masowe aresztowania osób biorących udział w niszczeniu kolejnych domów i sklepów. Sytuacja została opanowana dopiero trzeciego dnia, gdy do miasta przybył nieobecny wcześniej naczelnik Policji, który spędzał święta w Petersburgu.”

Artykuł "Morderca zabijał ofiary młotkiem, nie oszczędził nawet dzieci" był streszczeniem mojego o zabójstwie rodziny Kosterów i też zawierał zdania prawie bez zmian.

Onet
„Wszedł do domu. Już w kuchni natknął się na zwłoki dzieci Kosterów — 6-letniego Edwarda i 12-letniej Genowefy, urodzonych jeszcze w Ameryce. Wszędzie było pełno krwi. Na głowie dzieci widać były rany zadane tępym narzędziem.”
Blog
„W kuchni, na podłodze, leżały ciała dzieci Kostery - 6 letniego Edwarda i 12 letniej Genowefy, urodzonych jeszcze w Ameryce. Ich głowy porozbijano tępym narzędziem. Wszędzie widać było ślady krwi.”

Blog
„Dopiero przybyła policja ujawniła rozmiary tragedii. Oprócz zwłok dzieci w kuchni, w pokoju leżało ciałko 2 letniego Ludwika, zabitego w ten sam sposób. W piwnicy stodoły, zagrzebane w sianie, leżały ciała Piotra Kostery i parobka, 16 letniego Jana Kopy. W chlewie znaleziono Kosterową i służącą Maciaszkównę. Wszyscy zabici uderzeniami tępym narzędziem. „
Onet
„W pokoju leżało ciało 2-letniego Ludwika. Zginął w taki sam sposób. Przybyła policja znalazła kolejne ofiary — w piwnicy stodoły, zagrzebane w sianie leżały ciała Piotra Kostery i 16-letniego parobka. W chlewie znaleziono Kosterową i ich służącą. Wszyscy zostali zabici uderzeniami w głowę tępym narzędziem.”

Blog
„Zamiast tego Sobczak przedsięwziął plan rabunku.
Ukradł ze sklepu chleb i cały weekend przebywał poza gospodarstwem. W niedzielę wieczorem przyszedł do Kosterów i zagrzebał się w sianie na piętrze stodoły. Gdy w poniedziałek o świcie przyszedł parobek, zaczekał aż wejście na drabinę, i ciosem młota zabił go na miejscu, przysypując ciało sianem.
Onet
„Sobczak już wtedy obmyślił plan rabunku. W niedzielę wieczorem ukrył się w sianie w stodole. Gdy w poniedziałek o świcie przyszedł parobek, zaczekał, aż wejdzie na drabinę i ciosem młotka zabił go na miejscu, przysypując ciało sianem."
(zamiana młota na młotek to za mało żeby zdanie stało się oryginalne)

Na FacetXL pojawił się też artykuł o strzelaninie na ulicy Złotej z 1904 roku i tam takich wprost przepisanych zdań nie było, a autor nawet chyba zajrzał do źródeł bo podał trochę więcej opisów. Czyli jak się chce, to można.

Nie wiedziałem jak wygląda umowa między portalami, jak krążą informacje. Obawiałem się, że jeśli odezwę się tylko do Facetxla, redaktor po cichu wycofa teksty i redakcja Onetu nie dowie się co się stało. A plagiator dalej będzie zarabiał na dostarczaniu streszczeń cudzych rzeczy do dużych portali.  Dlatego napisałem o tym bezpośrednio do redakcji Onet. Nie wysuwałem żadnych konkretnych roszczeń, żądałem wyjaśnienia co się stało i zareagowania adekwatnie. Taki duży portal powinien wiedzieć jakie mogą być skutki prawne naruszenia autorstwa. Wymieniłem w mailu wszystkie fragmenty, w tym też takie o mniejszym stopniu podobieństwa, których nie pokazałem tutaj. I czekałem. 

Mail został wysłany późno, ale liczyłem na to, że redakcja zaczyna przeglądać wiadomości z nocy wcześnie. I wydawało się oczywiste, że najpierw pojawi się jakaś krótka odpowiedź, w stylu "przyjęliśmy pańskie zgłoszenie, proszę poczekać aż je rozpatrzymy". Zaglądam do skrzynki o 7, nic. Zaglądam o 8, nic. Zirytowałem się i pomyślałem, że może jednak trzeba zrobić trochę szumu - opisałem wszystkie żale na Wykopie, informacja zaczęła krążyć. Pierwszy efekt pojawił się półtora godziny później - linki do artykułów przestały być aktywne. Plagiaty zniknęły z wyszukiwarek. OK, czyli jakaś reakcja jest. 
Na odpowiedź mailową musiałem jednak poczekać do wieczora, aż dotarła bardzo ostrożna i wyważona odpowiedź, ale nie od redaktora tylko od prawnika. Że wyrażają ubolewanie z tego, że zaszła taka sytuacja (czyli jaka?), że wysłali pytanie do autora tekstu i czekają aż odpowie na zarzuty, że ukryli artykuły do czasu wyjaśnienia, i oczywiście nie mają z tym nic wspólnego bo teksty pisał autor portalu zewnętrznego i to on ich zapewniał, że ma pełnię praw. Czyli mniej więcej to, czego się spodziewałem. I żeby nie było za bardzo przyjemnie, prosili żeby rozważyć usunięcie tekstu z Wykopu, który ujawniał, że w ogóle coś się stało. Nie wiem za bardzo po co, skoro tam też było wprost stwierdzone, że to nie ich redaktor napisał tekst. A akurat dziennikarze powinni być ostatnimi ludźmi, którym trzeba tłumaczyć, jakie są zalety nagłaśniania spraw. 

Ktoś może zapytać - a czemu zamiast tego nie poleciałem od razu po prawnika, żeby złożyć pozew i zażądać grubego bilonu? Taka sprawa trochę by się pewnie przeciągnęła a rezultaty mogłyby wcale nie być imponujące. Ciężko określić jakie są straty finansowe wynikające z publikacji kilkunastu przepisanych zdań w portalu, który nigdy nie zamierzał publikować moich tekstów, więc trudno mówić o na przykład uniemożliwieniu mi publikacji. Byłoby ryzyko, że po kilku czy kilkunastu miesiącach sąd uzna, że szkodliwość czynu była niska i wyda wyrok bez odszkodowania lub postąpi tak jak utrwaliło się w takich sprawach. Zwykle sądy zasądzają w takich sprawach odszkodowanie w wysokości trzykrotności wynagrodzenia jakie plagiator dostał za tekst. Prawdopodobnie koszt prawnika byłby podobnej wysokości lub większy.

No więc sprawa się toczyła i toczyła, minął tydzień, minął drugi tydzień i dalej nie było odpowiedzi. plagiaty zniknęły też z portalu FacetXL.  Zaczynałem się obawiać, że oba portale przyjmą strategię "nie mamy pańskiego płaszcza".  Jakby tak się to potoczyło, to oczywiście o sprawie nie było by cicho, zadbałbym o to. Wysłałem maila do naczelnego. Brak odzewu. Wysłałem kolejnego do redakcji. I znowu czekanie. No ile może zajmować ustalenie, że kropka w kropkę identyczne zdania zostały skopiowane bez pytania? 

Odpowiedź była bardzo krótka i prosta. Zgłoszone teksty zostały usunięte a Onet przestaje współpracować z portalem z którego pochodziły plagiaty. I w zasadzie tyle. Liczyłem na jakieś "przepraszam" ale widocznie tamte pierwsze "ubolewanie" miało już załatwiać sprawę. Zerwanie współpracy oznacza, że portal przestanie zarabiać na artykułach będących w najlepszym razie streszczeniami i w dużej mierze o to mi chodziło. Na razie na głównej FacetXL nadal wisi napis, że są partnerem Onetu.