wtorek, 13 lipca 2021

1870 - Wichura w Działoszynie

Rok 1870 nie był zbyt szczęśliwy dla Działoszyna. Na początku roku, podobnie jak wiele innych małych miejscowości, utracił prawa miejskie. Potem dobra miejskie zlicytowano, a potem przyszedł czerwiec i do klęsk dołączyła się pogoda:

 "Donoszą z Działoszyna: w dniu 12 z.m. między godziną 3 a 4 po południu, trąba powietrzna nawiedziła nasze miasto, zrządzając znaczna i trudne do obliczenia straty. Na 200tu domach dachy zniszczone lub pozrywane, starodrzew na drodze i w pięknym ogrodzie miejskim powyrywany z korzeniami. Miasto smutny przedstawia widok. W okolicy również, burza znaczne poczyniła szkody we wsiach: Kamion, Mokre, Dziądaki, Bobrowniki, Szczytniki, grad zniszczył urodzaje a szalony wiatr we wsi Kaionie górę piaskową wrzucił do rzeki."
[Gazeta Polska 6 lipca 1870]
Podane informacje nie są jednoznaczne - równie dobrze za szkody mógł odpowiadać mocny wiatr podczas burzy. Wymienione miejscowości leżą w różnych kierunkach i nie układają się w wyraźny pas, który mógłby być podstawą do podejrzenia, że faktycznie mogła być to trąba. Dlatego ostrożnie nazywam to zdarzenie wichurą.

W okolicy w Raduckim Folwarku trąba powietrzna pojawiła się w roku 1917.

sobota, 5 czerwca 2021

1905 - Trąba powietrzna koło Chełma

 Kolejny przypadek szaleństw pogodowych, mający w dodatku dość interesujące źródło i opisany po upływie blisko 80 lat.

(...)Dnia 13 czerwca 1905 roku mieszkańcy Strachosławia i okolicy byli świadkami uformowania się trąby powietrznej nad tą wsią, której zapalnikiem stało się uderzenie jedynego wtedy pioruna. Oglądający to zjawisko z odległości kilku kilometrów Aleksander Wojtiuk (Rożdżałów) widział jak "zeszły się przeciw ciebie dwie chmury, jedna od wschodu, druga od zachodu" a J. Hacej przypomina "Kiedy zaczęła się burza, piorun uderzył w budynki Kowalczuka; gdy dobiegliśmy do ognia tak już rwało, że musiałem się chwycić drzewa czereśni, żeby wiatr nie porwał". Jan Pełczyński (z pobliskiego Strupina Dużego) który zapamiętał dokładną datę ze względu na "dzień św. Antoniego" uzupełnia "w Strachosławiu zaczęła się morska trąba, gdy jedna gospodyni wypiekała chleb, wtedy uderzył piorun i zapalił dom, a stąd się wziął taki wicher i silnie kręciło". Inni obserwatorzy byli świadkami jak ta popołudniowa trąba wyruszyła stąd pasem szerokości 100 m w kierunku południowozachodnim, wyrywając wszystkie drzewa z korzeniami po polach i wiatraki, niszcząc lasy w okolicy Rejowca i Żulina. (...)

[Wszechświat, nr. 9 1980, s. 206 "Osobliwe wyładowania atmosferyczne obserwowane w okolicach Chełma". Stanisław Skibiński, MBC Małopolska]

Wedle podanego czasu relacje świadków były zbierane na początku lat 60., a więc po upływie 55 lat. Był to więc ostatni moment na to, aby ktoś tę relację przekazał. 

Stanisław Skibiński był znanym w Chełmie historykiem, regionalistą, który zbierał relacje mieszkańców okolicy, przeszukiwał archiwa i ogółem tropił zagadki historii regionu. Miał już kilka publikacji we Wszechświecie; w 1975 roku opublikowano mu artykuł o relacjach obserwacji pioruna kulistego. Niewykluczone, że w materiałach z jego kwerend są jeszcze jakieś ciekawe przypadki nawałnic, burz z huraganowym wiatrem i trąb powietrznych, których w swoim czasie nie opisała prasa - będę więc szukał w tym kierunku.

Strachosław to wieś niedaleko Chełma, na wschód od miasta. Z kolei Rejowiec i Żulin leżą bardziej na południowy zachód, jeśli więc trąba faktycznie była przyczyną uszkodzenia lasów koło tych miejscowości, oraz biegła polami nie wpadając do żadnej wsi, to jej tor musiał biec w kierunku NNW, niemal całkiem na zachód, mijając sam Chełm o kilka kilometrów. Opis wiru powstałego w miejscu zderzenia chmur nadchodzących z przeciwnych kierunków, orientacja tych kierunków oraz fakt, że z chmury wypadł tylko jeden piorun ale nie ma informacji o gradzie mogłyby wskazywać na trąbę powietrzną typu Landspout, związaną z linią zbieżności wiatrów.

sobota, 8 maja 2021

1821 - Trąba powietrzna pod Olesnem

 Kolejny ciekawy przypadek szaleństw pogodowych sprzed równo 200 lat. Co ciekawe znalazłem go zupełnie niedawno, po raz kolejny przeglądając te same źródła ale pod trochę innym kątem. Sprawozdanie jest dość szczegółowe i podaje informacje o warunkach, okolicznościach i ludności w miejscu przejścia trąby. Starałem się podczas przepisywania zachować ortografię oryginału, ale możliwe są jakieś literówki:

 

 Oleśno (Rosenberg) W Śląsku w Xięstwie Opolskiem - na zachód od miasta Oleśna, w odległości może ćwierć mili, między młynami Skowronek i Waltzen, utworzyła się w dniu 8 Maia z południa, o godzinie 4 tak zwana trąba napowietrzna, która początkowo posuwała się po polach tychże młynów w różnym kierunku, tu i ówdzie, w końcu zaś zwolna, prawie w prostym kierunku południowo ku wsi Wachów i milę drogi od wspomnianych młynów w okolicy wsi Leszna rozeszła się. Zeznania właściciela Skowronka, dzierżawcy młyna Walzem, Immerwahr, dzierżawcy folwarku Biadacz Dziekańskiego, urzędnika Jędroszka w Wachowie, zagrodników okupnych Jędrzeia i Dylla i innych pracami rolniczymi zatrudnionych ludzi, zgadzaią się o tem ważnem ziawisku napowietrznem następuiące szczegóły:

W odległości może na iedną stopę nad ziemię wzięła trąba napowietrzna swóy początek. Nayniższa iey część złożona była z ognia, który mógł mieć trzy do czterech łokci średnicy, a wysokości w pionowym kierunku do poltora; nad tą bryłą ognistą wzbiiał się czarny słup dymu w równeyże średnicy, dwa łokcia wysokości maiący. Powyżey tego słupa rozciągała się trąba na wszystkie strony i w wysokości kilku łokci nabrała przemiaru 30 do 35 łokci; przemiar ten zachowała aż do swey naywiększey wysokości, która nie mogła być oznaczona, a która podług zeznania wszystkich, aż w obłoki sięgała.

Dolna bryła ognista, również szeroki słup dymny i cała górna część trąby, z niesłychaną biegła szybkością wirowo, przy mocnym szumie i nieprzerwanym trzasku i trzeszczeniu, podobnem rozpękaniu gaszących się kamieni wapiennych i szelestowi kół wielu wiatraków; przeyście tey trąby z mieysca iey powstania aż do mieysca rozeyścia się trwało godzinę.

Wszystko, co trąba spotkała na drodze, druzgotała, chłonęła, i nareszcie daley ze sobą wlekła. Pola zasiane, przez które przeszła, bardzo uszkodzone. Wierzchy kłosów poczerniały, rozpadaią się i kruszą; zdrową gruszę, łokieć średnicy maiącą, w oka-mgnieniu złamała i dopiero o kilka set kroków spuściła ią ze znaczney wysokości; stodołę borowego Wrobla porwała na oczach iego aż do dwóch tysięcy kroków na powietrze i pokruszone szczątki poiedyńczo na ziemię wyrzucała. Deski piętnaście łokci długie któremi stodoła była pokryta, tak wysoko w słup dymny wciągnięte zostały, iż te wedle zapewienia urzędnika Jędroszka i znayduiących się w pobliżu innych robotników, wydawały się iak naymieisze gonty. Za Wachowem przy wsi Lesznie stracił słup dymny swóy poziomy kierunek, rozeszedł się zaraz potem nagle i połączyć z chmurami, a w pól godziny późniey okryło się niebo granatowymi chmurami; padał wielki grad; grzmot był połączony z gwaltownym wichrem i szedł w tym samym kierunku, który trąba napowietrzna przy pierwszem swem poruszeniu była wzięła, to iest z północy na południe; w kilku mieyscach uderzył piorun i zabił w Zębowicach, milę od wsi Leszna, zagrodnikowi Hadaszkowi czworo bydła.

Wreszcie panowała zupełna cisza przy powstaniu i posuwaniu się tey trąby, aż do chwili zniknienia oneyże; wszyscy przytomni mogli czynić swe spostrzeżenia z wszelką pewnością i w naywiększem, iakie być może, przybliżeniu się do słupa dymnego; nawet liście drzew, nad któremi przechodziła, nie ruszały się. To tylko bez ratunku było stracone, co się nieszczęściem w kierunku iey pełney zagadnień drodze znaydowało.
Tu, w samem Oleśnie, 3/4 mili od Wachowka, był ten słup dobrze widzianym; mniemano, iż się pali gdzie w sąsiedztwie; głoszono trwogę i lud czymprędzey stanął z sikawkami na mieyscu. Podług doniesienia Radzcy Ziemińskiego, stał słup ten jak pod pion, prosto; kolor iego był ciemny; obwód ostrościęty. rozeyście się Iego nie trwało nad kilka minut; zboże na całey drodze, przez którą się trąba posuwała, było 30 do 50 kroków pogięte, a wierzchy kłosów iak powarzone.
(Z Powszechney Pruskiey Gazety Stanu)
Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego, nr. 44, 2 czerwca 1821, Polona.  

Opis jest jak zatem widać nie pozostawiający wątpliwości. Ktoś zainteresował się tym przypadkiem i przepytał wiele osób, może był to wspomniany na końcu radca. Można z tych informacji wywnioskować wiele ciekawych rzeczy. Trąba zeszła z chmur, które musiały nie być mocno grube i groźne, skoro "granatowe chmury" przyszły dopiero później. Poza trąbą panowała cisza, nie było deszczu ani gradu. Lej przesuwał się stosunkowo powoli, skoro przejście jednej mili zajęło mu godzinę. Wszystkie te dane pasują do trąby powietrznej niemezocyklonicznej, typu landspout. 

Prawdopodobny jest więc następujący mechanizm - od południa nadciągał front. Przed nim pojawiła się przedfrontowa strefa zbieżności wiatru. Zmiana kierunku wiatru, wywołana napływem nowych mas powietrza, formuje linię zderzania się wiatrów. W jej obrębie na krótko wiatr może całkiem ustać lub stać się bardzo zmienny. Na linii tej powstają komórki konwekcyjne, do których zbieżność zagarnia wilgoć z okolicy. Równocześnie na zafalowaniach linii powstają zawirowania. Jeśli takie odpowiednio duże zawirowanie pojawi się pod szybko rosnącą komórką konwekcyjną, zostanie przedłużone w prąd wstępujący komórki, co powoduje jego zaciśnięcie i wzrost szybkości wirowania. Wzmocniony wir wyciąga się w stronę ziemi i tak mamy trąbę.

Mechanizmowi temu sprzyja duży kontrast temperatur między ziemią a wysokością kondensacji pary wodnej; często następuje nad wodą wywołując w sierpniu i wrześniu wysyp trąb wodnych nad morzem. Komórka konwekcyjna tworząca trąbę zwykle nie jest w czasie jej istnienia burzą, czasem może nawet nie tworzyć deszczu. Dość częstym obrazem jest dla takiej trąby słabo widoczny wir - gradient ciśnienia w wirze jest bardziej łagodny, stąd często widać mały lejek lub spiralę u podstawy chmury, wirującą chmurę szczątków przy powierzchni a między nimi półprzezroczysta tuba, dlatego dla świadków może być przy pewnym oświetleniu wcale nie takie oczywiste, że wir ma jakieś połączenie z chmurą.

Co do opisu struktury wewnątrz leja, to przypuszczam że przy ziemi następowała częściowa kondensacja pary wodnej, co przy pewnym oświetleniu mogło być brane za efekt podobny do ognia. 

Jeśli opisana stodoła była drewniana, to opisane rozniesienie na kawałki i przeniesienie szczątków tak daleko, pasuje do siły na granicy F1 i F2.

Po przejściu linii zbieżności nad ten sam teren nadszedł właściwy front ze zmianą pogody i burzami z gradem. Ruch linii zbieżności jest ten sam co wywołującego ją frontu, stąd ten sam kierunek ruchu dwóch zjawisk. 

To zdecydowanie jeden z najlepszych opisów trąby powietrznej z XIX wieku, podobnie szczegółowy podawał Skrodzki co do trąby w Mazewie w 1819 roku.

wtorek, 4 maja 2021

Drobne rośliny kwiatowe (24.) - Piżmaczek

 Roślinka leśna tak drobna i niepozorna, że aby zwrócić na nią uwagę po raz pierwszy musiałem potknąć się w lesie i paść w nią na... twarz. 


 

Piżmaczek wiosenny (Adoxa moschatellina) rośnie w podszycie, jest podobniej wysokości co poziomki i zawilce. Listki pierzaste, mogłyby być mylone z którymś z zawilców lub z kiełkującą pietruszką, wyrastające po trzy z wątłej łodyżki. Z niektórych łodyżek wyrasta ponadto kwiat, który ma bardzo nietypowy wygląd, ale przez rozmiar i zielonkawy kolor może nie zwracać uwagi.


 

Kwiat ma formę kanciastej główki z pięcioma kwiatami; każdy wyrasta z innej strony, w formie podobnej do sześcianu - cztery tworzą cztery ściany a piąty górę. Z tego powodu w Anglii roślina była nazywana pospolicie "town hall clock"- zegar ratuszowy, na podobieństwo do niektórych wież zegarowych z tarczami na każdej z czterech ścian. Pojedynczy kwiat ma dobrze widoczne żółte pylniki, i krótkie, zielone płatki, przy czym kwiaty boczne mają pięć płatków i pylników, a szczytowy cztery, trafiają się jednak osobniki mające cztery płatki w każdym kwiatku, lub do sześciu. Cała główka kwiatowa ma średnicę do pół centymetra, z daleka wygląda więc na jakiś nierozwinięty pączek i łatwo ją przeoczyć. Łacińska nazwa rodzajowa Adoxa nawiązuje do tej niepozorności, tłumaczy się jako "pozbawiony chwały" lub "bezużyteczny".


 

Nazwa polska "piżmaczek" nawiązuje natomiast do piżmowego zapachu jaki ponoć wydzielają kwiaty i liście. Szczerze mówiąc ciężko mi było tę nutę wychwycić; roztarty w palcach kwiatostan pachnie jak rozgniecione zielsko, zapach jest ciężki i niezbyt przyjemny. Może to też kwestia tego, że nie miałem okazji wąchać dobrego piżma do porównania. Niektóre źródła twierdzą, że wytwarza ten zapach po zmroku, bo zapylają go ćmy i muchy.


 

Po przekwitnieniu powstają małe, mięsiste owoce, ponoć jadalne i przypominające drobne poziomki, ale nie miałem okazji próbować. Pęd z owocami przygina się do ziemi, gdzie często zjadają je ślimaki.  Rozmnażanie z nasion ma mniejsze znaczenie, roślina rozprzestrzenia się głównie przez rozłogi wyrastające z kłączy. 

Naturalnie rośnie na dnie lasów, w zaroślach, czasem w kępach drzew. Lubi miejsca półcieniste, wilgotne o próchnicznym podłożu. Kwitnie w kwietniu i maju. Po wydaniu owoców wysycha. Może być używana jako roślina okrywowa w cienistych miejscach.

 Roślina była przez to brana pod uwagę jako źródło roślinnego zamiennika piżma do perfum. Analizy składników lotnych wykazały w kwiatostanie głównie 2-heksenal, 3-heksenol, n-heksanol i alkohol benzylowy.[1] Potwierdza to moje wrażenia, bo związki te znane są jako "alkohole liściowe" i odpowiadają za zapach uszkodzonych zielonych tkanek, w tym za zapach koszonej trawy. Za piżmowy zapach odpowiadają zapewne cykliczne ketony, ale nie znalazłem informacji o konkretnej substancji.

Z innych znanych składników, w piżmaczku wykryto irydioidy w formie rozpuszczalnych glukozydów - adoksozyd, morronizyd, sekologanina.[2] Kwasy fenolowe w tym kawowy i ferulowy. Ogółem skład rośliny jest słabo rozpoznany.
 

Przypisuje mu się właściwości regenerujące, ułatwiające gojenie ran, czyszczące krew. Różański podaje ponadto działanie rozkurczowe, odprężające, przeciwbólowe i zmniejszające obrzęk.[3] Morronizyd i loganina występują też w dereniu japońskim i w związku z jego stosowaniem w tradycyjnej medycynie były badane jako substancje bioaktywne. Morronizyd najwyraźniej jest agonistą GLP-1 przez co powinien obniżać poziom cukru we krwi. W eksperymencie na myszach zmniejszał ból i przeczulicę neuropatyczną.[4]

--------

[1]  https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/0031942280851508

[2] https://fdocuments.in/document/iridoid-glucosides-in-adoxa-moschatellina.html

[3] https://rozanski.li/1508/pizmaczek-adoxa-w-praktycznej-fitoterapii/

[4] https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/28098360/

* https://herbaria.plants.ox.ac.uk/bol/plants400/Profiles/AB/Adoxa

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

2000 - Trąba powietrzna w Bukowie

 Kolejny praktycznie zapomniany przypadek trąby powietrznej w Polsce:

"(...) To była trąba powietrzna, która nadeszła z północy, wirowała, zasysała i podnosiła do góry dachy. Trwało to bardzo krótko, potem przez kilka godzin mieszkańcy usuwali szkody i zabezpieczali swoje domy przed deszczem. (...) Wszystko fruwało w powietrzu, wyglądało jakby świder - opowiada jeden z mieszkańców. - Niebo zrobiło się czarne, trąba pędziła z północy, ciągnąc za sobą zerwane wcześniej dachówki i gałęzie. Nam podniosło dach do góry i wyrzuciło deski i pokrycie. Gdy przybiegłem do chałupy dach już leżał na ziemi, eternit przeniosło kilka metrów dalej. Do sąsiada przyjechała furgonetka z oknami i akurat stała pod domem. Wiatr ją podnosił, dotykała ziemi tylko dwoma kołami. Chłopy trzymali samochód, żeby go nie przewróciło.
Kiedyś przeżyłem coś podobnego, w 1953 roku, gdy byłem w Brzegu, trąba powietrzna porwała dach z warsztatu i przeniosła 20-30 metrów dalej."
[Nowiny Wodzisławskie, nr. 11, 15 marca 2000, SBC Katowice]

Stało się to 9 marca, czyli jak na polski klimat bardzo wcześnie. Uszkodzonych zostało 18 domów, niewielkie uszkodzenie pojawiło się na dachu kościoła. Na zdjęciach w artykule widać budynki z zerwanym lub naderwanym dachem, ale bez uszkodzenia muru. Ponieważ wiatr ostatecznie nie przewrócił samochodów, wyglądałoby to na siłę F1. 

Buków w gminie Lubomia kilka lat wcześniej został dotknięty powodzią na Odrze. W położonym niedaleko Raciborzu trąba powietrza pojawiła się w 1977 roku.

niedziela, 4 kwietnia 2021

Wawrzynek

 Najwcześniej kwitnący rodzimy krzew, a przy tym roślina o ciekawych właściwościach - wawrzynek wilczełyko.

Wawrzynek wilczełyko to krzew dorastający do 2 metrów wysokości. Porasta obrzeża lasów liściastych i mieszanych. Lubi gleby wapniste, mogą to być też żwiry polodowcowe z domieszką okruchów wapienia, gleby utworzone na lessie, czy niezbyt kwaśna gleba leśna Jest światłolubny, dlatego chętnie pojawia się na okrajkach i poboczach dróg leśnych. Dość obfite stanowiska znalazłem w lesie niedaleko Korycin, zwłaszcza wzdłuż dróg gruntowych. Miejscami zagęszczenie dochodziło do kilkunastu osobników na 100 metrów pobocza. Okazało się to jednak stanowisko dość ryzykowne - latem dokonano czyszczenia poboczy z krzaków, i okazy rosnące bliżej niż metr od drogi ścięto wraz z tarniną, młodymi głogami i grabami.  Leśnictwo najwyraźniej nie orientowało się co tnie, bo wawrzynek przekwita już pod koniec kwietnia i bez specjalnego przyglądania się, nie tak łatwo zorientować się w gatunku. 


 

Jest to gatunek rzadki, choć przestał już być objęty ochroną ścisłą, a już tylko częściową. Występuje w całym kraju w rozproszeniu. Preferuje starsze drzewostany, więc głównym zagrożeniem siedlisk jest wejście lasu w wiek rębny i zwożenie drewna szlakami zrywnymi. W okolicy Białej Podlaskiej go nie spotkałem (może rośnie w Chmielinnem?). 

Zaczyna rozwój wcześnie. Jego strategią jest zrobić co najważniejsze zanim większość drzew rozwinie tyle liści, że na dnie lasu zrobi się ciemno. Dlatego zaczyna wypuszczać kwiaty przed liśćmi, poczynając od marca do kwietnia, zależnie od pogody, przy wczesnym początku wiosny zaczyna kwitnienie już w lutym, a w czasie poprzedniej zimy - gdy w zasadzie nie było zimy - widywałem pojedyncze, nieśmiało wypuszczające kwiatki osobniki w grudniu i styczniu. Kwiaty zebrane w małe grona o intensywnie różowym kolorze. To wtedy najłatwiej rozpoznać wawrzynka, bo żaden inny rodzimy gatunek krzewów nie kwitnie tak wcześnie i z takim kolorem.


 

Kwiaty mają wyraźny i przyjemny zapach. Ciężko mi było określić ich zapach - słodki, kwiatowy, z nutą wiśniową, może trochę przypominający niektóre różaneczniki. Było go czuć z kilkunastu kroków. Wytwarza nektar i wabi pszczoły, dla których może być jednym z lepszych źródeł wiosennego nektaru. 

W miarę trwania kwitnienia na końcach pędów zaczynają wyrastać liście, tworzące początkowo ścisłą, jasnozieloną kitę zebraną nad kwiatami. 


Po przekwitnieniu rozpoznanie wawrzynka jest trudniejsze. Charakterystyczne są podłużne liście, które dawniej, ze względu na podobne żyłkowanie, porównywano do wawrzynu. Miłośnicy roślin doniczkowych powinni kojarzyć ten kształt bardziej z oleandrem. Wydłużone, trochę jajowate ze słabo zaostrzoną końcówką. Blaszka wyraźnie zwęża się ku łodyżce, dlatego najszersza część przypada nie w połowie długości od pędu, lecz bardziej w drugiej części. Ulistnione są końce pędów, stąd liście zagęszczają się na gałązkach w małe parasolki: 


Gałązki mają jasnobrązową, gładką korę.


Pokrój zmienny. W dobrych warunkach jest to mały krzew o prostym pieńku i szeroko rozłożonych gałązkach. W miejscach, gdzie krzewy są uszkadzane, odrosty z głównego pnia formują niski, rzadki krzew, w formie paru badyli. Nie odbija silnie i generalnie nie lubi przycinania. Tak to miało miejsce tutaj, po tej nieszczęsnej wycince przydrożnych krzewów:


Ostatecznie latem kolejną cechą pomocną w rozpoznaniu są jaskrawoczerwone jagody. Mogą je zjadać ptaki, co sprzyja rozprzestrzenianiu:


Dlaczego nazwa gatunkowa to "wilczełyko"? Wawrzynki generalnie mają dość mocne łyko. Niektóre gatunki z rodziny wawrzynkowatych są roślinami włóknodajnymi, wykorzystywanymi do produkcji papieru. Jest to łyko jednak wilcze nie przez swoją siłę, lecz z powodu bardzo silnych właściwości trujących wszystkich części rośliny. Toksyna zawarta jest w liściach i korze, a szczególnie dużo jest jej w soczystych jagodach. Podaje się, że dawką śmiertelną dla dorosłego człowieka może być 10-12 jagód, dla dziecka już jedna lub dwie. Owoce wawrzynka mają słodkawy, nieco cierpki smak, który przechodzi potem w pieczenie i uczucie zdrętwienia języka. Sprawdzałem to na sobie liżąc rozkrojoną jagodę (ślinę potem wyplułem a usta wypłukałem). 

Analizy wskazują na to, że w miąższu owoców trucizny jest niewiele i koncentruje się ona w pestkach i tkance okrywającej, możliwe więc że łykanie owoców bez przeżuwania daje mniej nasilone objawy. Notowano też przypadki zatrucia po zjedzeniu kwiatów.

Po zjedzeniu dostatecznej ilości owoców objawy nasilają się i przechodzą w spuchnięcie języka, ust i twarzy, a potem też przełyku i krtani, powodując problemy z przełykaniem. Organizm stara się wydalić toksynę wywołując ślinotok, potem wymioty i biegunkę, z czasem krwawą. Jeśli jednak dawka była za duża, dochodzi do zatrucia ustroju. Pojawiają się zawroty głowy, osłabienie, odurzenie. Przyczyną zgonu staje się nagła zapaść sercowa.

Toksyny są częściowo wchłaniane przez błony śluzowe i skórę. Rozmazanie na skórze soku z uszkodzonego pędu, rozgniecionego liścia czy owoców powoduje miejscowe pieczenie i zaczerwienienie skóry, przy większej ilości i wrażliwym miejscu naniesienia także opuchliznę i powstanie pęcherzy. Nic więc dziwnego, że wawrzynki rzadko są sadzone w ogrodach - choć istnieją odmiany ogrodowe. 

Głównymi substancjami toksycznymi są estry terpenów z rodziny pochodnych forbolu - głównie mezereina. Toksyny o podobnej budowie występują też w wilczomleczach. Naśladują działanie  diacyloglicerolu i aktywizują kinazę proteinową C. Enzym ten wpływa na funkcjonowanie wielu białek w komórce. Nadmierna aktywacja tych form kinazy, które są wrażliwe na mezereinę, wywołuje silny stan zapalny, skurcze lub rozkurcze mięśni, zaburzenia przewodnictwa nerwowego.

Takie aktywatory kinazy mogą też potencjalnie promować wzrost nowotworów. Samodzielnie nie powodują rakotwórczych mutacji w DNA, ale jeśli aktywizują kinazę w komórce, która już uległa negatywnym zmianom, mogą wzmocnić działanie onkogenów i na krótko przyspieszyć efekty metaboliczne jak szybszy rozrost czy unikanie układu odpornościowego. Z drugiej strony sama ta kinaza może też aktywizować przeciwne mechanizmy, dlatego zależnie od dawki i czasu działania toksyna może być zarówno rakotwórcza jak i przeciwrakowa. Ze względu na ten zbyt chaotyczny mechanizm nie znalazła zastosowania w medycynie.

Inne substancje charakterystyczne dla wawrzynków to kumaryny: dafnina, dafnetyna, dafnoretyna, flawonoidy jak dafnodoryna, seskwiterpenoidy.

W dawnej medycynie ludowej wawrzynek bywał czasem używany jako środek wywołujący przekrwienie skóry i rozgrzewający mięśnie i stawy. Używano go też do też do rozjątrzenia wrzodów i płytkich ropni, które nie chciały się otworzyć i wypuścić ropę. Dziewczęta smarowały sokiem policzki, aby uzyskać długo się utrzymujący, kraśny rumieniec.

--------

* https://www.researchgate.net/publication/303800387_Plants_from_The_Genus_Daphne_A_Review_of_its_Traditional_Uses_Phytochemistry_Biological_and_Pharmacological_Activity 

* https://en.m.wikipedia.org/wiki/Daphne_mezereum


niedziela, 7 lutego 2021

Jaka jest największa depresja w Polsce?

 Przecież to oczywiste - Raczki Elbląskie, co nie? A no wcale nie tak bardzo oczywiste, bo zarówno do lokalizacji jak i wielkości zagłębienia terenu pod poziom morza są wysuwane różne wątpliwości.

Depresja to po prostu obszar, w którym powierzchnia ziemi leży poniżej średniego poziomu morza. W obszarach suchych depresją staje się każde odpowiednio głębokie zagłębienie terenowe na dostatecznie niskim terenie, oddzielone od morza nieprzepuszczalną barierą, bo przy takim klimacie nie zostaje wypełnione wodą aż do przelewu. Stąd bierze się bardzo niski poziom Morza Martwego, ale też odciętego od oceanów Morza Kaspijskiego. 

W krajach o bardziej wilgotnym klimacie depresje powstają wskutek działalności człowieka, ale dopóki powierzchnia nie stanowi wykopu, depresja jest uznawana ze element geografii terenu. W Holandii i Danii depresjami są dawne zatoki morskie, które odcięto groblami i odpompowano wodę. W niektórych częściach świata do powstania lub pogłębienia depresji doprowadza osiadanie gruntu związane z pracami górniczymi, wysysaniem wody z porowatych złóż czy degradacją torfowisk. Efekty mogą być wzmocnione osiadaniem tektonicznym, jak to ma miejsce również w Holandii. 

W Polsce największe obszary depresyjne rozciągają się na Żuławach, czyli płaskiej równinie zajętym przez deltę Wisły. Większość tego terenu leży poniżej 10 m nad poziom morza i jest bardzo płaska, dlatego niewiele trzeba aby jakiś obszar znalazł się poniżej poziomu morza. Na podstawie pomiarów geodezyjnych pod koniec lat 40. wyznaczono, że największa głębia znajduje się wokół jeziora Druzno, na otoczonych groblami polach i łąkach i tutaj też wyznaczono punkt leżący w Raczkach Elbląskich na wysokości -1,8 m p.p.m. Informacja ta znalazła się we wszystkich podręcznikach, a do Raczek zaczęli przyjeżdżać turyści, dlatego aby ich zadowolić wyznaczono we wsi symboliczny punkt z zaznaczeniem poziomu, aby mieli gdzie się zatrzymywać i robić pamiątkowe zdjęcia.

Ale w ostatnich kilkunastu latach zaczęły się pojawiać co do tego wątpliwości. Z bardziej precyzyjnych map wynikało, że na szerokim terenie wokół sporo miejsc ma podobny lub nawet niższy poziom, więc faktyczny punkt największej depresji może leżeć gdzie indziej. Ostatnia informacja sprzed roku podawała, że odnaleziono takie jeszcze niżej położone miejsce w Marzęcinie, bliżej morza niż Raczki. Ale to może nie być wcale ostatnie takie udokładnienie, na co wskazują wyniki moich przeszukiwań.

Wędrówki myszką po mapie
Zainteresowałem się ostatnio przeglądaniem map udostępnianych na Geoportalu, gdzie dostępne są różne warstwy, w tym stare mapy kartograficzne, mapy z naniesionymi lokalnymi nazwami terenu, mapy geologiczne i układy różnych dodatkowych danych. Jednymi z ciekawszych warstw są modele ukształtowania terenu oparte o mapowanie laserowe. Obszar przeskanowano z samolotów krótkimi impulsami laserowymi, po czym program usunął z danych punkty związane z roślinnością i zabudowaniami, zostawiając samo tylko ukształtowanie gruntu. Dzięki wersji z modelem cieniowanym daje się znaleźć subtelne cechy ukształtowania, jak wąwozy, wykopy, ślady orki czy pozostałości grodzisk i już nieistniejących zabudowań, ukryte pod cienką warstwą ziemi i zadrzewień. 

Model terenu na Żuławach. Obszary brązowe leżą powyżej poziomu morza, żółte i zielone to już depresje. Widoczne koryta dawnych rzek z leżącymi wyżej namuliskami przybrzeżnymi oraz nasypy pod domami.

 

Niemniej ciekawą warstwą jest model wysokości terenu, nie tylko wizualizujący bezwzględną wysokość terenu, ale też pozwalający je odczytać dla wybranych punktów po kliknięciu (Numeryczny Model Terenu 1m x 1m). Program wizualizujący nadaje danemu fragmentowi maksymalną skalę kolorystyczną - obszary najwyżej położone są niemal białe, jak ośnieżone szczyty; dalej kolor przechodzi przez brązowy, czerwony, żółty po różne odcienie zieleni aż po białą zieleń dla największych zagłębień. Dla wybranych punktów można odczytać wysokość nad poziom morza. Wartość jest podawana z dokładnością centymetrową, ale błąd wyznaczenia dla bardzo oddalonych punktów to około 10 cm.

W świetle wcześniejszych opisów łatwo się domyśleć co takiego przyszło mi do głowy - przepatrzeć całe Żuławy i zobaczyć, czy są tam jakieś jeszcze niższe obszary, będące naturalną depresją. A skoro artykuł powstał, to możecie zgadnąć, że takie miejsca odnalazłem.

Skąd depresja?
Ale dlaczego w ogóle na Żuławach pojawiają się depresje? Zapadanie się całego tego obszaru w związku z ruchami podłoża nie ma jakiegoś istotnego znaczenia - analizy GPS sugerują niewielki ruch w dół, związany z izostatyką, ale trudno tu odfiltrować wpływ innych, bardziej znaczących efektów. Główna przyczyna to nasza gospodarka i sposób zarządzania terenem. Żuławy są dość żyzne, ale bardzo mokre, dlatego od dawna je odwadniamy. Pocięliśmy teren gęstą siatką rowów, z których odpompowujemy wodę. Ponieważ zaś teren ten to w większości równina torfowa, to po osuszeniu gruntu dochodzą do głosu zjawiska rozpadu materii organicznej, która przestaje być chroniona beztlenowym i kwaśnym środowiskiem wód bagiennych. Próchnica stanowiąca znaczną część objętości gleby na delcie ulega rozkładowi, następuje stopniowy proces murszenia torfu, a jego nieodłącznym skutkiem jest... obniżanie się terenu. Wraz z rozkładem torfu zmniejsza się objętość gleby, więc powierzchnia musi opaść. 

W szczególnych warunkach proces ten może być dosyć szybki - przesuszone torfowiska na Mazowszu, zaczęły opadać z prędkością 2 cm rocznie.[1] Opadnięcie o centymetr terenu obejmującego wiele hektarów wiąże się z uwolnieniem do środowiska tysięcy ton prostych produktów rozkładu. To jedno z ukrytych, bo nie dymiących, źródeł antropogenicznego dwutlenku węgla w atmosferze. 

Inny efekt jest bardziej oczywisty - podczas odwadniania terenu wysychają istniejące wcześniej naturalne zbiorniki wodne. Żuławy miały dawniej dużo mniejszych lub większych jezior, oraz pocięte były gęstą siatką odnóg rzecznych. Wisła dzieliła się dość daleko od morza na Nogat, uchodzący do zalewu wiślanego i rzekę właściwą; ta dalej oddzielała od siebie Szkarpawę, płynącą też w stronę zalewu. Dalsza Wisła, znacznie uszczuplona o wodę i zwężona, uchodziła do morza w Gdańsku. W XIX wieku więcej wody spływało Nogatem niż zamulonym korytem przy Gdańsku, więc formalnie rzecz biorąc należałoby uznać Nogat za główne koryto. Ale Nogat też miał swoje mniejsze koryta boczne, niektóre faktycznie płynące podczas podwyższonych stanów, stąd wiele drobnych koryt i starorzeczy, które podczas osuszania terenu stały się zagłębieniami a ich dna depresją. 

W 1840 roku duży zator lodowy powyżej Gdańska wywołał rozległą powódź, kiedy to spiętrzona Wisła przerżnęła się ostatecznie przez wał wydmowy tworząc nową główną odnogę - Wisłę Śmiałą, która skracała nurt i omijała Gdańsk. Nowe koryto było głębsze i wpadało do niewypłyconego osadami basenu morskiego, dlatego od tego miejsca zaczęła się erozja wsteczna, pogłębiająca zamulone koryto, aż po kilku latach odnoga ta przejęła wody Nogatu i stała się główną. Powodzie nanoszące muł przestały następować w tej części delty, i wtedy nic nie przeszkadzało osiadaniu terenu. W 1895 roku ujście skrócono jeszcze bardziej przekopem.

Efekt ten zachodzi w wielu podobnych miejscach, dlatego wbrew temu, co pisze wiele podręczników, Żuławy wcale nie są jedynym w Polsce obszarem występowania depresji. Gdy przeglądałem mapy to wychodziło mi, że właściwie każdy powiat nadmorski mógłby u siebie postawić turystyczny punkt z lokalną największą depresją. Wystarczyło, że w miejscu leżącym centymetry nad średnim poziomem morza postawiono wały, aby nie dochodziło do podtopień przy sztormach, po czym wykopano na podmokłych łąkach rowy i zaczęto odpompowywać wody gruntowe...

Co to znaczy "naturalna depresja"?

Najniżej leżący teren, aby był przez kogoś uznawany, nie może być sztuczny. Dno osuszonego wykopu się nie liczy, choć może formalnie być depresją. Dlatego szukając największej depresji trzeba szukać miejsc, które wyglądają na "naturalną" powierzchnię terenu. Z drugiej strony w świetle powyższych rozważań właściwie wszystkie te depresje są nienaturalne, bo bez człowieka by ich nie było. Dlatego na potrzeby tych poszukiwań przyjmuję, że nie jest depresją, która się liczy, dno wykopu, dno rowu odwadniającego i innych takich obszarów, które na pewno są wykopane. Liczy się łąka, brzeg nad zbiornikiem wodnym czy suche dno zagłębienia, które wydaje się być starorzeczem czy jeziorem. 

Raczki Elbląskie i sam Elbląg

Niedaleko Elbląga, w Raczkach, znajduje się popularny i często fotografowany punkt, zaznaczający oficjalnie największą depresję w Polsce -1,8 m p.p.m. Tę rozsławioną w książkach i odwiedzaną przez szkolne wycieczki. Ale to nie jest dokładnie to miejsce. Punkt postawiono pod turystów po to, aby nie łazili po polach szukając faktycznie najniższego miejsca, które znajduje się nieco bardziej zachód w obszarze tuneli foliowych. Placyk przy drodze faktycznie jest na wysokości około -1,6 m, zaś słupek z oznaczeniem poziomu, przy którym można się fotografować, jest w jeszcze nieco mniejszym dołku.

Dno rowu odwadniającego między tym placykiem a drogą jest na wysokości -2,2 m, ale to się nie liczy, bo to kopane było. Obszary na wysokości -1,7/-1,9 pojawiają się na wielu polach po obu stronach drogi i bardziej na północ w stronę drogi na Gdańsk.

Obszar depresyjny jest jednak znacznie rozleglejszy. W zasadzie wystarczy pojechać w dowolne miejsce za zachód od Elbląga, a po minięciu rzeki pojawiają się depresje.  Depresją są tereny zachodniej dzielnicy Elbląga Zawodzie, Adamowo i dalej aż do Nogatu; i bardziej na północ, przecinając wskroś Kanał Jagielloński. Podchodzą pod groble przy Zatoce Elbląskiej, zarówno od Rubna jak i Nowakowa, docierają prawie do Zalewu Wiślanego w ogroblowanym obszarze koło Nowego Batorowa, między rzekami Elbląg i Polny Rów.

Depresją nie jest jednak rozciągające się opodal jezioro Druzno, będące pozostałością jednej z zatok morskich. Wokół niego rozciąga się podmokły, niemeliorowany teren leżący podobnie jak ono na wysokości bliskiej poziomu morza. Z jeziora wypływa rzeka Elbląg. Gdyby zdarzyło się kiedyś takie nieszczęście, że przy silnych wiatrach wschodnich spiętrzone cofką wody przerwą w tym miejscu obwałowania i nikt z tym nic nie zrobi... to o budowaniu własnego portu morskiego będą mogły myśleć Pasłęk i Dzierzgoń, bo aż tak daleko na południe sięga depresja. 

Patrząc jednak po mapie wokół Raczek można zobaczyć nie tak odległe obszary, które mogłyby pretendować do tego, aby jednak to tam ustawić słupek z oznaczeniem. Turystyczny punkt znajduje się na północ od pasa tuneli foliowych. Na południe od nich kilka łąk znajduje się na wysokości -1,9/-2 m.

Wikrowo
Kilkanaście lat temu zastrzeżenia do rekordu zgłosił sołtys wsi Wikrowo, nieco na północny-zachód od Raczek, gdzie pewien obszar pól jest na wysokości -2,5 m p.p.m. Było to nawet potwierdzone badaniami. Sprawą zainteresowali się geografowie. Zagłębienie na zachód od wsi było dość wyraźne i miało podejrzanie kwadratowy kształt, dobrze widoczny też na mapach, których używałem. Sprawdzono więc stare mapy i zapisy historyczne i okazało się, że przed wojną kopano w tym miejscu torf. Jest to więc sztuczna depresja i za bardzo się nie liczy jako cecha geograficzna. Gdyby jednak ktoś był ciekawy okolicy - punkt na wysokości -2,5 m: 54° 8' 16.342" N  19° 18' 12.423" E

Podobne miejsce koło Nowego Dworu Gdańskiego schodzące do -2,4 m też wygląda na wykopane.


 

Marzęcino
Jednak dyskusja nad prawidłowym rekordem nie ustała - kilka lat temu geograf  Jacek Gross i historyk Edmund Łabieniec po przebadaniu map ustalili miejsce zdecydowanie niżej położone. Chodzi o obszary na północny zachód od Mierzęcina, będące półkolem łąk ograniczonych Kanałem Drzewnym. Teren ten kiedyś, jeszcze w latach 30. był zalany i miał połączenie z Zalewem Wiślanym. Połączenie to było jednak dość wąskie, toteż w latach 40. praktyczni Niemcy postanowili zatoczkę osuszyć, tworząc polder. Pod koniec wojny zaniedbano meliorację i wody zalewu przerwały ogroblowanie, ponownie zalewając miejsce. W latach 50. zdecydowano się jednak wykorzystać pozostałości niemieckich melioracji i po dokończeniu wałów osuszono polder, odzyskując wiele hektarów. W  tym jednak czasie pozycja Raczek Elbląskich jako najniższego punktu kraju była dobrze rozgłoszona w pierwszych wersjach podręczników szkolnych i nikogo nie interesowało specjalnie zbadanie tej nowej depresji w kwestii tego, czy nie jest ona aby depresją bardziej niż rozpropagowany punkt.

Od wschodu obszar ogranicza kanał Izbowa Łacha, nad którym odrobinę wznoszą się aluwia z dawnej lokalnej delty. Na północy Kanał Drzewny. Z południa leżące wyżej pola Mierzęcina i Gozdawy, oddzielone teraz groblą, mniej więcej na średnim poziomie morza, z wyraźną krawędzią. Natomiast poniżej...

Większość teremu leży około -1,8/-1,9 m p.p.m. Najniższy punkt jaki znalazłem leży na około -2,1 m, co zgadza się z podawaną w prasie wysokością. Współrzędne tego miejsca: 54° 14' 46.924" N 19° 12' 47.011" E. Sądząc po zdjęciach satelitarnych da się tam dojść z Mierzęcina, ale trzeba wiedzieć który konkretnie prostokąt to ten punkt. Niedawno pojawiły się informacje, że oficjalnie zatwierdzono depresję koło Mierzęcina jako najniższy punkt kraju. Uznanie odkrycia trochę trwało, bo generalnie dla geografów takie ekstrema nie są czymś mocno interesującym i ważnym, a w sumie chodzi tylko o to, że jakieś pole leży pół metra niżej niż jakieś inne pole. Toteż nie nastawiam się na to, aby moje wędrówki myszką po mapach wywołały jakiś żywy oddźwięk. 

Może jednak... Gdańsk?
Pas depresji rozciąga się od Elbląga na zachód, wzdłuż Szkarpawy, osiągając minima przed przybrzeżnym pasem wydmowym. Dociera dzięki temu do niezbyt kojarzonego z takim terenem Gdańska, koło którego także znaleźć można pokaźną (jak na polskie warunki) depresję.

Około metr poniżej morza rozciągają się rozległe tereny na zachód od głównego koryta Wisły, koło Cedr Małych, Trzciniska, Koszwał, Bystrej, Mokrego Dworu w zasadzie aż po krawędź wysoczyzny przy stacji Orunia. Teren jeszcze bardziej opada w okolicach południowej obwodnicy i tam, nieco na północ od rzeki Oruni, na zachód od drogi na Olszynkę, można znaleźć punkty sięgające do -2 m. Ot na przykład pole w widłach między estakadą a drogą o punkcie -2,1 m:  54° 18' 39.592" N 18° 39' 28.453" E. Czy zaraz obok łąki koło jakiegoś galimatiasu toru motocrossowego (zgaduję po wyglądzie) na poziomie - 2,0.

A może jednak Nowakowo?
Blisko południowego końca Zatoki Elbląskiej pojawia się interesująca sytuacja. Przy brzegu rzeki Elbląg na mapach zaznaczone są dwa podmokłe pasy połączone rowem, które wydają się być odciętymi obwałowaniem starorzeczami. Na mapie topograficznej zaznaczony jest rów biegnący środkiem obu tych pasów, wokół zaznaczony jest teren podmokły. Pierwsze znajduje się przy zabudowaniach Nowakowa Trzeciego; drugie trochę bardziej na północ. Na zdjęciach satelitarnych oba starorzecza są wypełnione roślinnością trawiastą o brązowym kolorze i nie udało mi się stwierdzić dokąd w tym miejscu mamy do czynienia z terenem podtopionym, czy częściowo zalanym i tylko porośniętym szuwarem zakrywającym wodę, a do którego momentu jest to jednak grunt - może grząski i podmokły, ale ostatecznie gleba przez większą część roku bez wody. 


 

Ustalenie tego byłoby bardzo interesujące, bowiem dna tych starorzeczy są w większości położone poniżej -2,2 m a w pewnych miejscach sięgają -2,5/-2,6 m p.p.m., natomiast powierzchnia wody w rowie w okresie wykonywania mapy była na wysokości -2,7/-2,6 m. Zależnie więc od tego w którym miejscu kończy się stojąca woda a zaczyna grunt nie zalany przez większą część roku, w starorzeczach znajdują się miejsca rekordowo niskie lub bliskie rekordowi, a już na pewno położone głębiej niż punkt turystyczny w Raczkach. Zagłębienia wyglądają na starorzecza osuszone melioracją a nie wyrobiska torfu, byłyby to więc depresje "naturalne". 

Punkt -2,5 m w południowym starorzeczu: 54° 12' 51.199" N 19° 21' 0.267" E

Punkt -2,5 m w północnym starorzeczu 54° 13' 33.49" N 19° 21' 4.279" E

Na zachód od jeziora
Depresja ciągnie się dalej od Raczek i gdzieniegdzie staje się bardziej znacząca. Na przykład obszar w zakolu rzeczki Tiny, koło Żurawca, w większości leżący około -1,9, ale w kilku miejscach dochodzący do -2,1 m p.p.m. Jeden  takich punktów: 54° 5' 4.334" N 19° 22' 35.449" E

Bardziej na południe
Obszary depresyjne rozciągają się też po południowej stronie jeziora. Najdalej w dolinie Dzierzgoni, na wysokości Świętego Gaju. Jeszcze niedaleko Brudzęd spory teren leży poniżej -1,7 m, schodząc miejscami poniżej -1,8.

Niedaleko wału przy południowej części jeziora Druzno rozciąga się obszar łąk i pól będący miejscami wyraźną depresją. Koło Topólna Małego namierzyłem teren sięgający do poniżej -1,6 m p.p.m., obniżający się w kierunku rzeczki i samego jeziora. Tuż przy samym wale kilka prostokątów pól sięga głębokości -2 m.. Nie wyglądają na przekopane, teren opada bez ostrych krawędzi; w rzeźbie terenu są ślady dawnych cieków. Trzy pola znajdują się w całości na głębokości -2,2 a nawet -2,3 m. Punkt pośrodku, o wysokości -2,3 m: 54° 2' 3.465" N 19° 30' 6.489" E

Niedaleko, w pobliżu Dłużyny, łąki wypełniają trójkątny kąt w załamaniu wałów wokół jeziora. Południową granicą jest Kanał Elbląski. Cały ten spory obszar leży poniżej -1,9 m, opadając blisko jeziora do -2,2, miejscami -2,3 m. Na jednym z pól uprawnych pojawiają się miejsca schodzące do -2,4 m. Punkt na tym polu:  54° 3' 28.415" N 19° 30' 3.553" E

A sztuczna?
Co jeśli nie będziemy się tak ściśle trzymać zasady brania pod uwagę tylko naturalnych zagłębień? Jaki jest najniższy w ogóle punkt w Polsce, w którym można stanąć i ponapawać się głębią kraju? Niechybnie w jakiejś kopalni odkrywkowej. Kilka odkrywek koło Konina sięga do +20 m, kopalnia Turoszów jest już bliska morza, z najniższym punktem jaki znalazłem +4 m n.p.m. Mała odkrywka koło Pakości sięga -6 m, ale najmocniej wgłąb wkopała się ostatecznie kopalnia w Bełchatowie. Najniższy punkt odkrywki koło Kleszczowa jaki wskazał model terenu to -110 m poniżej poziomu morza. Całkiem sporo. Jakieś 300 metrów poniżej krawędzi odkrywki. 

Niedaleko znajduje się gigantyczna hałda nadkładu, Góra Kamieńska, o wysokości względnej 200 metrów i wierzchołku 400 m n.p.m będącym najwyższym wzniesieniem na niżu środkowopolskim. W efekcie daje to pół kilometra różnicy wysokościowej między odkrywką a hałdą, co daje jakieś pojęcie o skali wydobycia.

A o innych obszarach depresji w Polsce napiszę innym razem.

---------

[1] http://acta.urk.edu.pl/WPLYW-PROCESOW-OSIADANIA-I-ZANIKANIA-GLEB-ORGANICZNYCH-MURSZOWYCH-NA-PROFILE-PODLUZNE,102531,0,2.html