piątek, 25 października 2019

Dlaczego wulkan wybucha?

Proste pytanie i nieco bardziej skomplikowana odpowiedź.

   Ziemia jest czasem porównywana do jabłka - ma w środku jądro, dalej płaszcz rozgrzanej materii stanowiący większość objętości, a na wierzchu cienką skórkę skał, budujących powierzchnię. Skorupka ta ma zależnie od miejsca od 5 do 40 km grubości, punktowo pod dużymi masywami górskimi więcej, co w porównaniu ze średnicą planety wynoszącą ponad 5 tysięcy kilometrów, nie jest zbyt dużą wartością. Lubimy sobie także wyobrażać, że to co znajduje się pod tą skorupką to już od razu płynna lawa, na której pływają kontynenty. A wulkany to po prostu otwory, przez które wylewa się lawa, potem zastyga, tworzy wokół małą górkę i voila, mamy wulkan.
   No dobrze, pójdźmy w stronę tego wyobrażenia. Wyobraźmy sobie kontynent jako tratwę na morzu. Wywierćmy w niej dziurę. Woda zacznie się wlewać. Jak wysoko dotrze? Raczej nie utworzy małej fontanny, jak to się rysuje w kreskówkach. Może wypływać tylko pod takim ciśnieniem, jakie panuje na głębokości, na jakiej zaczyna się na dnie otwór, w związku z czym strumień może dotrzeć tylko do wysokości, na jakiej znajduje się lustro wody. To w zasadzie inna wersja prawa naczyń połączonych. Jeśli to nie łódź, w której pustą objętość utrzymuje cienki kadłub, tylko tratwa z materiału lżejszego od wody, który pływa dzięki wyporowi samego siebie, to woda może przez otwór wcale nie wpływać, bo górna krawędź otworu kończy się nad lustrem wody.

   Odnieśmy to teraz do planety - kontynenty, które "pływają" na powierzchni, mają średnią gęstość 2,7-2,8 g/cm3, płaszcz pod spodem ma gęstość 3,0-3,1 g/cm3. Zachowują się więc jak korek, i powierzchnia lądów znajduje się powyżej linii równowagi hydrostatycznej płaszcza. Jeśli na lądach dany obszar jest złożony z gęstszych skał i wznosi się bardziej w górę, to pod spodem musi być mocniej wciśnięty w podłoże, jak góra lodowa, która tym głębiej sięga im wyższy jest jej wierzchołek. Zmiany obciążenia danego obszaru, czy to związane z szybką erozją, zmianami rozmieszczenia wód czy topnieniem lodowców, powodują więc odpowiednie wciskanie lub wypiętrzanie lądów, co obserwujemy choćby w Skandynawii, która wciąż jeszcze wypiętrza się po epoce lodowcowej, a w wielu miejscach w odległości kilku kilometrów od morza znajdujemy pozostałości średniowiecznych portów.

 Skoro tak, to wszelkie otwory w skorupie powinny się łatwo zasklepiać, bo magma dojdzie tylko do wysokości równowagowej.

   Z tym wyobrażeniem jest jeszcze drugi problem - płaszcz ziemski, ten pod skorupą, jest nie za bardzo płynny. Co prawda panują tam temperatury rzędu 1000-1200 st. C ale też bardzo wysokie ciśnienie, więc w zasadzie wykazuje sporo własności ciała stałego, między innymi przewodzi poprzeczne fale sejsmiczne. W fali takiej ośrodek podlega ruchom na boki względem kierunku rozchodzenia się fali. Aby po wychyleniu w jedną stronę przez działanie mechaniczne, materiał odpowiedział przez powrót do wcześniejszego położenia, musi on przenosić naprężenia ścinające. A to jest właśnie podstawowa różnica między cieczami a ciałami stałymi. Poprzeczny charakter mają fale na powierzchni wody, gdzie rolę siły przywracającej wodę do pierwotnego położenia pełni grawitacja, jednak w głębi morza nie mogą być przenoszone.
   Skoro więc płaszcz tuż pod skorupą ziemską przenosi fale poprzeczne, to powinien być on ciałem stałym. Z drugiej jednak strony są pewne cechy ruchów tektonicznych, które wskazują na własności płynów, jak choćby wspomniana izostazja. Uznaje się więc, że skały płaszcza choć są ciałem stałym, posiadają dużą plastyczność, czyli pod wpływem stale działającej siły mogą się odkształcać i "przepływać". Z bliższych nam przykładów plastycznym ciałem stałym jest choćby plastelina - jeśli przyłożymy do niej odpowiednią siłę i poczekamy, to zostanie wyciśnięta do miejsca, w którym siła nie działa.

Pofałdowane skały metamorficzne - świadectwo ich plastyczności
   Stosunkowo znanym przypadkiem ciała "w zasadzie stałego ale jednak trochę płynnego" jest pak węglowy, o konsystencji asfaltu drogowego, i zresztą często będący do niego domieszką. Uderzony młotkiem kruszy się na fragmenty o szklistym przełomie. Jednak bryłka pozostawiona w spokojnym miejscu stopniowo deformuje się pod wpływem sił wywoływanych własnym ciężarem i zaczyna się rozpływać. Pokazano to  w doświadczeniu rozpoczętym w 1927 roku w Australii przez Thomasa Parnella, w którym próbka paku umieszczona w lejku zaczęła po upływie kilku lat spływać i formować krople. Uformowanie i oderwanie jednej zajmuje mu średnio 8 lat.
   Podobnie rzecz się ma ze skałami - względnie plastyczny jest choćby lód, który w grubej warstwie spływa od miejsca nagromadzenia jako lodowiec. Całkiem niezłą plastycznością przy wysokich ciśnieniach wykazuje się też sól kamienna, która może być dosłownie wyciskana ze złóż, w miejscach lokalnego osłabienia skał formując kolumny podchodzące pod powierzchnię ziemi.

   Miarą mogącą służyć do oceny stopnia plastyczności i "płynności" materiałów, jest lepkość, czyli opór wykazywany przeciwko sile poruszającej porcje cieczy względem innych (tarcie wewnętrzne). Podaje się ją zwykle w jednostkach paskal*sekunda. Dla gazów są to wartości rzędu mikro Pa s, woda ma 0,8 mPa s; ciecze oleiste mają lepkość rzędu kilkudziesięciu milijednostek; ciecze "syropowate" rzędu kilkuset mili- do jednej jednostki (np. Gliceryna ok. 0,93 Pa s). Miody mają zwykle lepkość 2-10 Pa s. Z gęstych, dających duży opór cieczy, smoła węglowa ma lepkość rzędu 107 Pa·s , a wspomniany wcześniej pak węglowy jeszcze większą 1011 Pa s.
   W porównaniu z tymi substancjami skały płaszcza ziemskiego są dużo bardziej sztywne - lepkość najpłytszych warstw płaszcza, astenosfery, oszacowana na podstawie szybkości ruchów izostatycznych, wynosi 3 × 1018 Pa s [p].

   No dobra. Skoro pod lądami nie ma płynnego materiału, a jednak jest on wyrzucany przez wulkany, i to pod całkiem sporym ciśnieniem, to skąd on się bierze? Jest wytwarzany dopiero pod wulkanami, w ogniskach magmowych.
   Ogniska magmowe formują się w trzech zasadniczych sytuacjach, wszystkie one mają związek z podejściem wysokiej temperatury do skał skorupy: gdy skorupa jest wciskana w głąb ziemi w strefach subdukcji i zaczyna się topić, gdy skorupa zaczyna się topić w obszarze ryftowym, oraz gdy pod skorupę podpływa strumień związany z pióropuszem gorąca.
   W związku z ruchem kontynentów powstają obszary subdukcji, w których ze zderzających się płyt jedna z nich, zwykle ta oceaniczna, jest wpychana pod drugą i stopniowo zanurza się w dużo gorętszym materiale płaszcza, który plastyczności powoli ustępuje, jak masło pod nożem. Może się zagłębić na znaczną głębokość - najgłębsze trzęsienia ziemi, powstałe w pękającej pod wpływem naprężeń wepchniętej wgłąb skorupie, sięgają do 600 km pod powierzchnię.
   Temperatura topnienia skał skorupy jest niższa, niż temperatura panująca głębiej w płaszczu. Ułatwiają to minerały działające jak topniki, w tym sól kamienna i wapienie, oraz woda na różne sposoby związana w skałach. Dodatkowe substancje powodują, że nawet plastyczna skała płaszcza zaczyna się upłynniać. W efekcie pojawia się przestrzeń wypełniona płynną magmą. Ta zwykle ma gęstość wyraźnie niższą od skał płaszcza (ok. 2,8-2,1 g cm3) toteż zaczyna unosić się w stronę powierzchni.

   Na granicy między płaszczem a skorupą magma natrafia na opór, gromadzi się więc w wytapianej stopniowo komorze magmowej. Wypychana siłą wyporu zaczyna też unosić skorupę ziemską i próbować wciskać się w różne szczeliny. Większość materiału kończy ostatecznie jako dajka lub lakkolit, wypełnienie wciśnięte w jakąś osłabioną partię skał, które zdołało rozepchnąć lub wytopić trochę przestrzeni, ale ostatecznie pozostaje w całości pod ziemią. Czasem jednak taka dajka dochodzi na tyle płytko, że wydostaje się na powierzchnię.

   Druga sytuacja to wytapianie skał w strefie ryftowej. Wiąże się to z ruchami konwekcyjnymi w płaszczu, które zresztą napędzają ruch kontynentu. Może to być trudne do wyobrażenia, ale opisana wcześniej plastyczna skała, złożona głównie z oliwinu, spinelu i perowskitu żelazowego, podlega konwekcji - porcje nagrzanie bliżej półpłynnego jądra unoszą się do góry, za sprawą niższej gęstości. W pewnych więc miejscach następuje ruch opadający i skały płaszcza mieszają się. Następuje to oczywiście niezwykle powoli, pod wpływem ustępowania w wyniku niezbyt dużej, ale działającej miliony lat siły. Ruch ten przenosi się na kontynenty, sterując ich ruchami.
   Tam, gdzie następuje unoszenie i rozchodzenie się na boki strumieni, skorupa podlega rozciąganiu aż do pęknięcia. Równocześnie w tych miejscach dużo płycej pod powierzchnię podchodzi gorętsza niż zazwyczaj skała płaszcza. W strefie wzdłuż pęknięcia następuje przetopienie materiału, wynikające głównie ze spadku ciśnienia, które utrzymywało w formie stałej bardzo gorące minerały. Trochę do efektów dorzuca wpływ wody infiltrującej uskoki. Powstająca magma wypełnia pęknięcie, tworząc nową porcję skorupy oceanicznej. Tym sposobem oceany rozszerzają się.
   Gdy taka szczelina przechodzi przez kontynent, powstaje dolina ryftowa, otoczona wianuszkiem wulkanów, rozwijających się, gdy magma powstała pod ryftem wydostaje się przez towarzyszące mu uskoki. W pobliżu afrykańskiej doliny ryftowej znajdują się tak znane wulkany, jak Kilimandżaro, Mt. Kenia czy ciągle aktywny Erta Ale, znany z trwałego jeziora lawowego.

    Trzecia okazja do wytopienia magmy, to gorący punkt, powstający prawdopodobnie w wyniku dotarcia płytko pióropusza płaszcza. Jest to twór, jaki miałby tworzyć się głęboko w płaszczu, możliwe nawet, że w pobliżu jądra, i unosić się ku powierzchni jako skoncentrowany strumień o mniejszej lepkości i wyższej temperaturze. Jego uderzenie wybrzusza skorupę ziemską, oraz podgrzewa do wyższych niż zazwyczaj temperatur. Powstaje magma zawierająca stosunkowo sporo komponentów z warstw głębokich, może też z samego pióropusza.
   Wulkany związane z pióropuszami płaszcza mogą pojawić się pośrodku płyt, najwyraźniejszym przypadkiem są wulkany Hawajów. Obserwuje się tam charakterystyczny efekt nieruchomości pióropusza - wyspy wraz z płytą oceaniczną poruszają się na północny-zachód, nowe wulkany formujące wyspy tworzą się w tym samym miejscu, co w ciągu milionów lat zaowocowało powstaniem długiego łańcucha wysp i gór podwodnych.
Pióropusz odpowiada też za cykliczne erupcje w rejonie Yellowstone. Dość skomplikowana sytuacja panuje na Islandii, gdzie pióropusz działa aktywnie w strefie ryftowej.

   Dobra. Odnaleźliśmy źródło magmy. Czemu więc wypływa ona na powierzchnię i ponad nią, nieraz z ładnym ciśnieniem? Jak to było wspomniane, magma zwykle jest lżejsza od skał płaszcza, jest więc wypychana ku górze. To jedna z przyczyn gromadzenia się jej w komorach w skorupie. Jest jednak jeszcze inna - magma zawiera w sobie stosunkowo dużo rozpuszczonych gazów, które podczas wędrówki w górę zaczynają się uwalniać. Gazy uwalniają się bądź pod wpływem spadku ciśnienia, bądź z powodu częściowej krystalizacji niektórych minerałów. Bąbelki rozpychają magmę, przez co jej ciśnienie jest podtrzymywane. Ruch w stronę wylotu wulkanu zaczyna więc nieco przypominać otwartą butelkę szampana - wprawdzie im wyżej, tym niższe ciśnienie hydrostatyczne, ale znaczenia nabiera ciśnienie gazów uwalnianych.
   W efekcie na powierzchni ziemi magma nie wyhamowuje, i płynie kominem aż do szczytu wulkanu, mogącego osiągać wysokość nawet pięciu-sześciu kilometrów nad poziom morza. Tu następuje pełne odgazowanie, a magma zamienia się w lawę. Spada temperatura krzepnięcia, lawa formuje wokół otworu górę, i tak oto powstaje nam wulkan.

Między wulkanami tych trzech typów pojawiają się różnice w składzie lawy i gazów erupcyjnych. Te wytworzone ze stref subdukcji, zawierają materiał skorupy poddany "recyklingowi". Głównymi gazami z ich erupcji są para wodna i dwutlenek węgla pochodzący częściowo z rozkładu termicznego wapieni, zauważalnie dużo jest chlorowodoru, powstającego zapewne z rozkładu soli kamiennej, najczęstszym typem lawy jest obojętna lub lekko kwaśna lawa andezytowa.
Wulkany związane z gorącymi plamami zawierają głównie materiał pochodzący z płaszcza, największy udział w ich gazach ma para wodna i dwutlenek siarki, dalej dwutlenek węgla, stosunkowo obficie pojawia się fluorowodór.

Czasem powstają rzadsze typy wulkanów nie zasilanych bezpośrednio magmą, ta jedynie podgrzewa płytko leżące warstwy skalne, dodając od siebie nieco gazów. Tak powstają wulkany karbonatytowe, wyrzucające z siebie stopiony węglan sodu, błotne, freatyczne typu maar, czy wreszcie gejzery.

-------
* [p] https://agupubs.onlinelibrary.wiley.com/doi/full/10.1029/2008JB006077

środa, 25 września 2019

Krąg paraheliczny

Wyszedłem dziś na chwilkę z labu na obiad. Gdy wracałem zauważyłem na niebie przeświecającą ławicę chmur cirrus, toteż swoim zwyczajem popatrzyłem w okolice słońca, aby zobaczyć, czy nie pojawiło się jakieś halo. To co zobaczyłem sprawiło, że szybko pobiegłem po aparat.
Pojawiły się nie tylko dwa słońca poboczne, ale też kompletny okrąg, równoległy do horyzontu, na wysokości słońca, z wyraźnie widocznymi nanizanymi na niego słońcami pobocznymi odległymi od słońca o 120 stopni kątowych. A to już rzadka kombinacja.


 

Zjawiska halo to różnego rodzaju efekty świetlne powstające w atmosferze wskutek odbijania się lub załamywania światła na kryształkach lodu w pewnych typach chmur. Najbardziej znane i najczęściej występujące to halo słoneczne, czyli świetlisty okrąg wokół słońca, powstający w wyniku załamania światła w wirujących, sześciokątnych kryształkach lodu. Światło przechodzące przez dwie ścianki jest załamywane pod kątem 22 stopni, toteż gdy w chmurze kryształki są ułożone przypadkowo, obserwujemy dodatkowe światło z formie okręgu wokół słońca o takim promieniu kątowym.

Jeśli część kryształków opadając w powietrzu przyjmuje jednak pewną wyróżnioną pozycję, pojawiają się bardziej skoncentrowane obszary. Sześciokątne, płaskie kryształki lodu, mają tendencję do układania się w powietrzu na płask, jeśli więc na dużej wysokości powietrze jest dostatecznie spokojne, po dwóch stronach słońca w odległości 22 stopni pojawiają się dwie plamy o średnicy nieco większej od tarczy słońca, i nieraz tak bardzo jasne, że możliwe do pomylenia ze słońcem właściwym, jeśli akurat jest zasłonięte chmurą.
To tak zwane słońca poboczne, też będące częstym zjawiskiem.

A jak powstaje krąg paraheliczny? Gdy takich opadających na płask kryształków jest dużo, zaczyna być zauważalny refleks od bocznych ścianek, ustawionych w czasie lotu pionowo. Można je więc potraktować jak fragmenty potrzaskanego lustra, które będą odbijać obraz słońca. Ponieważ nie zachowują wyróżnionej orientacji w poziomie, wszystkie ich refleksy formują okrąg na tej samej wysokości co samo słońce. Do pojawienia się pełnego kręgu trzeba więc ławicy chmur o odpowiedniej budowie kryształków, i warunków na tyle spokojnych, że kryształki w małym stopniu przekrzywiają się na boki. Rzadko ten ostatni warunek jest dobrze spełniony, zwykle więc obserwujemy jedynie fragmenty łuku w pobliżu słońc pobocznych.

W odległości kątowej 120 stopni od słońca, na krąg nanizane były jeszcze dwa jasne, nieco niebieskawe punkty świetlne. To także słońca poboczne, ale już dużo rzadsze. Powstają w sytuacji, gdy opadające i obracające się kryształki przyjmą szczególną konfigurację - światło musi wpaść przez jedną z płaskich ścianek, ulec całkowitemu wewnętrznemu odbiciu od dwóch następnych i wyjść boczną ścianką równoległą do tej pierwszej. Po takiej sekwencji odbić i załamań światło wychodzi pod kątem 120 stopni.

Aby ten typ słońca pobocznego mógł być obserwowany, muszą być spełnione nie tylko warunki bardzo spokojnej atmosfery i dużej ilości płasko opadających kryształków, ale też doskonałe uformowanie ich kształtu. Zbyt duże odchylenia od prawidłowego kształtu spowodują zmianę kąta wychodzenia promienia, przez co odbity obraz słońca rozmywa się.
Wcześniej widziałem takie słońca poboczne tylko raz. 

Wszystko to pojawiło się na niezbyt obszernej ławicy chmur, która powoli zdryfowała na wschód i po pewnym czasie zjawiska przestały być widoczne. Trafiłem na dobry moment.

piątek, 9 sierpnia 2019

Drobne rośliny kwiatowe (19.) - Oman

Oman łąkowy, łąki nad Krzną w Białej Podlaskiej
Drobna bylina łąkowa o egzotycznie brzmiącej nazwie. Dorasta do pół metra wysokości, więc w miejscach o bujnej murawie może się chować. Liście wydłużone, wraz z łodygą pokryte miękkim kutnerem. Kwiaty o średnicy około 2 cm, z dużą ilością cienkich "płatków", i o lekko miodowym zapachu. W zasadzie przypomina trochę żółtą wersję stokrotki. Zwykle lubi wilgotne łąki, rowy przydrożne i obrzeża lasów, ale widywałem go też na suchych nieużytkach.
Podobne z wyglądu oman wierzbolistny i o. wąskolistny mają łodygę nagą lub z małą ilością włosków.

Od dawna używanym surowcem był korzeń omanu. Dobrze wysuszony nabiera przyjemnego, korzennego aromatu. Był więc używany jako przyprawa, także jako składnik aromatyzujący alkohole. Korzeń gromadzi jako substancję spichrzową inulinę, wielocukier z połączonych członów fruktozowych, który nie jest łatwo trawiony przez organizm, natomiast może być wykorzystany przez bakterie jelitowe. Substancja ta, której jest w omanie do 40%, od niego zresztą wzięła nazwę (łac. Inula). Poza nią korzeń zawiera olejek eteryczny, śluzy i gorzki seskwiterpenoid heleninę. Oprócz działania probiotycznego, korzeń omanu ma działanie wykrztuśne, osłonowe i przeciwbakteryjne. Gorzka helenina miałaby dodatkowo być związkiem grzybo i pierwotniakobójczym, wzmagającym wydzielanie żółci a nawet przeciwnowotworonym - choć akurat działanie proapoptyczne wykazano jak na razie tylko w testach in vitro, co nie przekłada się wprost na leczenie.

W ogrodach bywa sadzony oman wielki, dorastający do dwóch metrów i o kwiatach do 5-7 cm średnicy, jako ozdobna duża bylina. Jego korzeń jest też wyraźnie grubszy i dłuższy, dlatego zazwyczaj to z tego gatunku się go pozyskuje i taki dostępny jest w handlu.

poniedziałek, 15 lipca 2019

Mieniak

W weekend wybrałem się na dłuższy spacer po okolicy, łącznie prawie 20 km, a po drodze często zatrzymywałem się, aby przypatrzeć się jakiemuś kwiatkowi, ładnemu kadrowi krajobrazu czy obiecującemu stosowi kamieni. Zwracałem też uwagę na motyle, którym pogoda chyba całkiem służy. Aby jakoś ładnie je uchwycić na fotografii, stosowałem teleobiektyw, dzięki czemu mogłem robić zbliżenia z odległości dostatecznej, aby się nie płoszyły.
Wtedy też moją uwagę zwrócił jeden z motyli - w zasadzie dość pospolicie wyglądający, o skrzydłach z czarno-pomarańczowym wzorem:

Wystarczyła jednak bardzo niewielka zmiana punktu patrzenia, a pod pewnym określonym kątem skrzydła rozbłysły intensywnym kolorem:
Z porównania ze zdjęciami w atlasach wynika, że musiał to być mieniak strużnik, motyl dzienny dość pospolity, i dopóki się mu w odpowiednich warunkach nie przyjrzeć, niespecjalnie się wyróżniający.  Spija soki z uszkodzonych roślin, w tym też z gnijących owoców a nawet z odchodów. Jego gąsienice żerują na wierzbach i topoli. 

wtorek, 2 lipca 2019

1931 - Trąba powietrzna w Piotrkowie Trybunalskim

Trąba powietrzna nad Piotrkowem Trybunalskim
Przez Piotrków przeszedł krótki, gwałtowny orkan. Z nisko wiszącej chmury utworzył się wirujący lej podnoszący tumany kurzu, Po przejściu trąby okazało się, że wiele dużych drzew w alei Trzeciego Maja, na skwerze Bernardyńskim i w Alei Cmentarnej jest potrzaskanych w połowie wysokości.
[Słowo Częstochowskie, nr. 89 3 lipca 1931 Polona]
Opis niestety dość lakoniczny, ale zawiera informację rozstrzygającą - zaobserwowano wirujący lej. Wydanie z 3 lipca było wydaniem piątkowym, zatem do zdarzenia mogło dojść poprzedniego lub wcześniejszego dnia. Dokładnej daty nie znalazłem.

niedziela, 23 czerwca 2019

Drobne rośliny kwiatowe (18.) - Podkolan

Tego drobnego storczyka znalazłem na poboczu leśnej drogi koło Siemion. Jest to zresztą miejsce o tyle ciekawe, że w maju znalazłem przy niej gnieźnika, a ostatnio jeszcze nie rozkwitłe pędy wyglądające jak któryś z kruszczyków. Jak zakwitną to się dowiem.

Kwiaty zebrane w wydłużone grono, po kilkanaście na łodygę. Przy ziemi dwa-trzy liście o szerokiej blaszce, które łatwo byłoby pomylić z rosnącą zresztą obok konwalią. Kwiaty z języczkowatą wargą, dwoma płatami po bokach i hełmem. Rozgrzebałem jednego kwiatka aby upewnić się, że ma sześć płatków i odpowiednią budowę.
W zasadzie od razu zgadłem, że może to być podkolan, choć znałem go tylko z obrazków. Wydawało mi się, że podobna może być jeszcze listera, ale ta ma jednak inne liście.
Podkolan i dwa liście przy odziomku. Po lewej przekwitła konwalia
Stanowisko okazało się dość liczne. Rośliny rosły na poboczu drogi. Wchodziłem w las ale znalazłem tam dwa-trzy osobniki, nie dalej niż trzy metry od pobocza. Może to kwestia korzystnego doświetlenia, a może nasiona i kawałki kłączy rozniosły się podczas wyrównywania nieutwardzonej powierzchni spychaczem. Na krótkim odcinku kilkunastu metrów po obu stronach drogi znalazłem 12 osobników, niektóre miały się na tyle dobrze, że wypuszczały dwa pędy kwiatowe.

Nie jestem natomiast do końca pewien czy był to częstszy podkolan biały, czy nieco rzadszy p. zielonawy. Poza widoczną w nazwie zielonkawą barwą, którą mogą zresztą  przyjmować oba gatunki, najistotniejszą różnicą wydaje się budowa ostrogi kwiatowej, która u p. zielonawego ma poszerzony koniec. Tak chyba było u osobników które znalazłem, ale to dość subtelne różnice.
Wedle internetowego Atlasu Roślin w okolicy znajduje się jedno stanowisko podkolanu białego, chyba w rezerwacie Koryciny, natomiast najbliższe stanowiska podkolanu zielonawego to już obrzeża Puszczy Białowieskiej.

środa, 12 czerwca 2019

1911 - Trąba powietrzna pod Włoszczową

Pomiędzy Irządzami a Oniechowem, w pw. włoszczowskim, przeszła trąba powietrzna. W Jeziorowicach i Solcy położyła pokotem las, 4 morgi szeroki i 6 długi; drzewa cieńsze połamała, a grubsze z korzeniami wywróciła. W Wólce rozwaliła 2 domu i 3 stodoły. trąba przedstawiała kształt lejowaty, złożony z dymu i ognia, cieńszym końcem do ziemi zwrócona, w koło wirując. Patrząc na to zjawisko, zdawało się że cała wieś się pali.
[Ziemia Lubelska 9 czerwca 1911 Polona]

Nie znalazłem dokładnej daty zjawiska. Opis jest zupełnie jednoznaczny. Mórg to jednostka powierzchni, miała wielkość 5985 m2, liczonych jako prostokąt o szerokości 10 prętów i długości 30, pręt to około 4 metry. Trudno powiedzieć jakie więc wymiary miał na myśli autor, może chodziło o sześciokrotność długości prostokąta morgi i czterokrotność jego szerokości? Dawałoby to 160 metrów szerokości i 720 m długości. Nielichy kawał lasu.
Opis dokładnego miejsca jest trochę niejasny.
Irządze to miejscowość w województwie Śląskim, zaś Obiechów już w świętokrzyskim. Trochę na południe między nimi znajduje się Solca i Jeziorowice, nad którymi w lesie jest Wólka Ołudzka. Wychodzi na to, że trąba pojawiła się tylko w tej ostatniej miejscowości.