sobota, 1 czerwca 2013

1881 - O bezpiecznej metodzie prowadzenia pojedynków

Tym razem wpis obrazkowy:

Najbardziej w tym artykule rozbawiło mnie przedstawienie strzelających postaci za pomocą złożenia znaków graficznych. Takie przedpotopowe emotikony...

Źródło to oczywiście Gazeta Narodowa, Lwów 4 grudnia 1881 roku, wedle zbiorów Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej.

wtorek, 28 maja 2013

1865 - Trąba w Gręboszowie

Opis:
Z Gręboszowa w obwodzie tarnowskim, otrzymuje Czas następujący opis trąby powietrznej, jaka w tamtej okolicy pojawiła się 28 maja: W nocy 27 padał deszcz dość obfity, rano 28 niebo grubemi i ciemnemi okryte chmurami, które powoli przerzedzają się, a w miarę coraz goręcej aż około 10-tej duszno i parno. Ciepłomierz w cieniu 20 st. R. Wiatr ustaje, cisza najzupełniejsza w całej okolicy.
Wtem widać jak jednem pasmem od brzegów Wisły zarośla i gałęzie drzew nachylają się do samej ziemi, i coraz dalej tak idzie w kierunku od strony północno-zachodniej.
Smuga ta wiatru wpada do wsi Karsy, wyrywa okno w jednym domu, porywa płótno z bielnika i wynosi tak wysoko w górę, że wydaje się jak kawałek tasiemki, dalej zrywa strzechę na karczmie w tej wsi, unosi w górę słomę i kurz i tu uwydatnia się jako trąba powietrzna, która coraz dalej postępuje ku stronie południowo wschodniej.
Na polach, któremi przeciąga, kłoni zboże do samej ziemi. Wśród pól między Wolą Gręboszowską a Gręboszowem spotyka drugą trąbę, która wysokością sięga chmur, poczyna niemi, w kole paręset sążni w przecięciu mającem, jak najszybciej wirować, targa i roztrąca na kawały, ściąga chmurę raz ku ziemi w kształcie ogromnego leja, to znów chmurę wiruje ku górze z strasznym szumem, do koła na pół mili słyszeć się dającym. Lud patrzy na to widowisko z całej okolicy z przestrachem, jedni kładą się na ziemi, inni się modlą. Trąba postępuje z wolna w kierunku raz obranym, idąc po nad wody wynosi je na kilka sążni wysoko, z pastwisk porywa gęsi i wiruje niemal w górze, przebiega koło lasu Miłocina, wpada do wsi Woli Żelechowskiej, tam podnosi całą stodołę z miejsca, przerzuca kilkanaście sążni i łamie drzewo w drobne kawałki, snopki z dachu wynosi w górę tak wysoko, że je o pól mili widać w powietrzu krążące, dalej porywa skrzynię, w której dwa korce zboża na polu wietrzono, wynosi w górę i spuszczają w dół, gruchocze na kawałki.
Posuwając się dalej wpada do wsi Zalipia, tam na błoniu zabiera gęsi, jeden dom posuwa kilka łokci z miejsca, burzy komin i piec, stodołę podnosi w górę i trzaska na kawałki, wyrywa z korzeniami gruszę około 20 cali grubą, unosi kilkanaście sążni w dal i rzuca w zborze i tak przebiegłszy w równym kierunku 1,5 mili, zwraca się ku wsi Podlipie w kierunku północno wschodnim i ginie. Następnie pogoda i cisza aż do nocy[1].
Opis jest nadzwyczaj dokładny i obrazowy. Można pokusić się nie tylko o wyznaczenie przybliżonej ścieżki przejścia, ale i wyznaczenia siły w danym miejscu.

A zatem najpierw trąba była na tyle słaba, że nie była widoczna. Mogła przyginać gałązki drzew i trzciny, unosić słomę i kurz, jednak jej siła rosła, aż mogła zerwać strzechę z dachu. Mamy więc przejście siły od F0/T1 do F1/T2. Potem połączyła się z lejem kondensacyjnych od strony chmury i zaczęła następować chwilowa kondensacja co obserwowano jako to obniżanie się i podnoszenie chmur. W Woli Żelichowskiej jej siła jest już większa - może niszczyć drewniane stodoły i unosić cięższe przedmioty, można więc ocenić wzrost siły do F1/T3). We wsi Zalipe (znanej dziś z chat malowanych w kwiaty) jej siła jest nie mniejsza, skoro dochodziło do zburzenia kominów. Tutaj natomiast wyraźnie skręca i osłabia się na polach, po czym zanika. Daje się na tej podstawie wyrysować orientacyjną mapkę jej przebiegu, ze zmianami siły:
Jest to oczywiście zaledwie przybliżony rysunek, nie wiem bowiem jaki obszar wsie te zajmowały dawniej, w związku z czym także gdzie miałyby być pozbawione zabudowy tereny między Gręboszowem a Wolą Gręboszowską. Długość toru zniszczeń sięgała by 7-8 km.
Brak informacji o grzmotach wskazuje, że mieliśmy do czynienia z trąbą typu ladspout, związaną z zawirowaniami w strefie zbieżności wiatrów. Jest to doprawdy jeden z najlepiej opisanych przypadków z XIX wieku.
---------
[1] Nadwiślanin. Chełmno, niedziela dnia 4 czerwca 1865. WBC Poznań

sobota, 25 maja 2013

1858 - Trąba powietrzna w Andrychowie

Jak pisała Gazeta Lwowska:

Dnia 25. maja po południu o godzinie 11. zerwała się w Andrychowie nadpowietrzna trąba, i posuwała się z południowo-zachodniej na poludniowo-wschodnią stronę po pod same miasto ku gościńcowi prowadzącemu do Targanie. W przechodzie nietylko, że zerwała dachy z dwóch domów i z jednej stodoły, ale poszarpała je na kawałki w powietrzu, Zdaje się, że ta trąba zerwała się najsamprzód na andrychowskiej górze tak zwanej "Pańska góra," Na szczęście z ludzi niezostał nikt uszkodzony.
[Gazeta Lwowska sobota 12 czerwca 1858 JBC UJ]

Wskazówką, że rzeczywiście mogła to być trąba jest informacja o rozerwaniu dachów w powietrzu na kawałki, bo opisu wyglądu zjawiska brak.

poniedziałek, 20 maja 2013

Miodek mniszkowy

Nie sądziłem, że przydarzy mi się kiedyś na tym blogu, napisać coś o tematyce kulinarnej - a jednak.

Maj kojarzy się jednym z lilakami, innym z kasztanami lub konwaliami, mi zaś z kwitnącymi mleczami i miodkiem, jaki co roku z nich wyrabiamy w domu. Ów miodek jest właściwie syropem, jednak wyglądem i smakiem tak bardzo przypomina miód, że nie zorientowani mogą je ze sobą pomylić.
Mniszek lekarski to pospolita roślina kwiatowa z rodziny astrowatych, o mięsistym, palowym korzeniu i krótkich pędach kwiatowych. Wydziela gorzki, mleczny sok, bardzo lepki dzięki zawartości niewielkich ilości kauczuku. Zakwita charakterystycznymi, pełnymi, żółtymi kwiatami wydzielającymi dużą ilość nektaru i pyłku. Po przekwitnięciu wydaje owoce w formie suchych ziarenek zakończonych ością z "parasolką" włosków, umożliwiających unoszenie ich wiatrem. Po zdmuchnięciu wszystkich ziarenek pozostaje tylko "łyse" dno kwiatowe, okolone przylistkami, skąd też przez skojarzenia z tonsurą wzięła się nazwa mniszek.

A teraz opiszę co też takiego robiłem.
Najpierw należało znaleźć ukwieconą łąkę w pewnym oddaleniu od dróg - nie było to zbyt łatwe, mniszek bowiem uwielbia rosnąć przy drogach, na trawnikach i skwerach miejskich, czy na wysepkach między ulicami, natomiast niespecjalnie odpowiadają mu kośne, wilgotne łąki. Ostatecznie znaleźliśmy pas trawy niedaleko ogródków działkowych. Kwiatów było sporo - rwąc same koszyczki w wielkim zapamiętaniu, szybko uzbieraliśmy całą torbę, czyli sporo ponad tysiąc kwiatków.
Mniszki, jak się rzekło, wydzielają dosyć dużo nektaru, toteż chętnie są odwiedzane przez owady. Szczególnie chętnie przez mrówki i małe, czarne żuczki, wysiadujące cały dzień w gęstwie opyłkowanych złociście płatków. Nie chcemy ich zjadać, dlatego nieproszonych amatorów należy jakoś wypędzić. W tym celu kwiatki rozsypuje się na białej tkaninie i wystawia na słońce:

Silny, biały blask wypędza owady. Następnie kwiaty wkłada się do garnka i zalewa zimną wodą w takiej ilości, aby tylko je zakrywała, i na małym ogniu ogrzewa do zagotowania. Można dodać soku z cytryny.

Gdy już to nastąpi, garnek odstawia się na całą noc, aby kwiaty się macerowały w wodzie. Dopiero następnego dnia odcedza się je i do powstałego wyciągu dodaje cukru - wedle znanego mi przepisu w ilości 1 kg na odwar z ok. 600 kwiatków. W tym przypadku poszły trzy kilogramy.
A dalej? Jak to z syropami - powolne zagęszczanie na małym ogniu, odstawianie na kolejną noc i znów zagęszczanie, aż początkowo leisty syrop nabierze odpowiedniej konsystencji.

Produkt ostateczny ma postać syropowatej cieczy, o żółto-pomarańczowym kolorze, nieco nawet zielonkawym za sprawą zielonych części. Pyłek kwiatowy i domieszki mlecznego soku nadają mu lekkie zmętnienie. A aromat - przewspaniały!

Przepisy domowe zwykle zalecają taki miodek jako środek wykrztuśmy, albo na choroby wątroby.

niedziela, 19 maja 2013

1936 - Czas zemsty

 Przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie toczyła się sprawa skazanego na śmierć za 6-krotne morderstwo Józefa Zmijka. Józef Zmijek znany był jako zawadjaka i awanturnik. Z tego powodu miał wielu wrogów. Pewnego dnia Zmijek podczas sprzeczki z bratem na tle podziału schedy zastrzelił go z rewolweru.
 Widząc padającego trupa oświadczył z cynizmem, że i tak teraz zginie na szubienicy, może więc przedtem pozałatwiać wszystkie porachunki z wrogami. Udał się na wieś, do chłopów, z którymi miał zadawnione zatargi i mordował ich kolejno wystrzałami z rewolweru. Zgładził w ten sposób jeszcze 5 osób. Zapanowała panika. Zmobilizowani mieszkańcy zdołali wreszcie przy pomocy policji ująć i obezwładnić zbrodniarza.
Okoliczności mordu nasuwały podejrzenia co do stanu umysłowego zabójcy. Ekspertyza psychjatryczna wykazała jednak, że Zmijek jest osobnikiem o zupełnie stępionych uczuciach moralnych, jednak zdrowym umysłowo. Sąd okręgowy skazał go na śmierć.
Skazany zaapelował. Sprawa toczyła się bez udziału obrońcy ponieważ oskarżony nie miał żadnego adwokata i nie prosił o wyznaczenie mu obrońcy z urzędu.
Sąd apelacyjny zatwierdził wyrok skazujący mordercę na śmierć motywując, że niema żadnej nadziei poprawy takiego jak on, zbrodniarza i że musi za swe czyny odpowiedzieć śmiercią. Ponieważ sprawa Zmijki nie podlega amnestji, zbrodniarz zawiśnie na szubienicy, o ile sąd najwyższy zatwierdzi wyrok.

[Orędownik na powiaty nowotomyski i wolsztyński, Wtorek, dnia 25 sierpnia 1936 r. WBC poznań]
W sprawie tej najdziwniejsze nie są rozmiary zbrodni czy przebieg, ale motyw - skoro już nic mu nie zostało, to teraz może zrobić wszystko. Tacy są najniebezpieczniejsi.
Dziwne jednak, że poza tym jednym artykułem, nie mogę znaleźć innego wspomnienia o tej "głośnej sprawie", co wzbudza moje do niej wątpliwości.

niedziela, 12 maja 2013

1851 - Trąby powietrzne na południu

Lato roku 1851 była najwyraźniej bardzo burzliwe, skoro ówczesne gazety co chwila donosiły o szkodach i stratach. Niektórzy przypisywali to zbliżającemu się zaćmieniu słońca jakie nastąpić miało 28 lipca i objąć pasem całkowitego zaćmienia środek polski. Podczas tego zjawiska widocznego w Warszawie, po raz pierwszy na świecie sfotografowano koronę słoneczną. Wróćmy jednak do wcześniejszych dni.

12 maja burze objęły dość rozległy teren, jednak najsilniejsze były na południu. W okolicach Miechowa gradobicie z silną wichurą spustoszyło kilka wsi, w jednej z nich wiatr zerwał dachy z kilku domów, zabijając jedną osobę[1] Kilkanaście innych w okolicach Radomia zostało silnie dotkniętych przez grad, a oprócz tego:

Oprócz wymienionych miejsc przez nas, odebrano jeszcze z innych okolic
Królestwa wiadomość o szkodach wyrządzonych przez burze i gradobicia. I
tak: dnia 12 b.m. między godziną 3cią a 6tą wieczorem, we wsiach:
Nikisałki duże, Nikisałki małe, Jagodne, Iłża, Mirca, Baczowiec,
Chwałbowiec, Wierzbowisko, Reczniów, Częstojec, Boleszyn, Kijanki, Jawor
Solecki i Rzepin, w gubernii radomskiej, nadzwyczajna burza, połączona z
gradem, stała się powodem ogromnych szkód w zabudowaniach, obsiewach,
drzewie grodowem i leśnem, które dotknęły zarówno włościan jako też
dziedziców tych dóbr. W tymże dniu nad wieczorem, we wsi Jagminie w
powiecie sandomierskim, powstała taka burza połączona z gradobiciem, iż
nietylko zasiewy w polu i ogrodach uległy zniszczeniu, lecz niemal
wszystkie budowle tak murowane, jako też drewniane, zupełnie rozwalone lub
też uszkodzone, a starodrzewia, jako to: lipy i graby, z korzeniem
powyrywane zostały. Zaś we wsi Charsznica, trąba nadpowietrzna
połączona z gradem nadzwyczajnej wielkości, zniszczyła zupełnie 45
chałup i inne zabudowania, i prawie wszystkie drzewa owocowe i dzikie z
korzeniem powyrywała. Skutkiem tej burzy 7 osób pokaleczonych, a fornal
dworski śmierć poniósł, nadto 23 sztuk bydła zabitych zostało.
W dniu 28 z.m. we wsi Osmolice powiecie lubelskim, gwałtowna burza
zerwawszy dachy z kilku chałup, obaliła 4 stodoły nowo wybudowane. W
czasie tej burzy włościanin, pracujący w jednej z zniszczonych chałup,
zabity, a 24 inni włościanie pokaleczeni zostali.[2]
 Informacja ta znajduje jeszcz jedno dosyć ciekawe potwierdzenie, mianowicie we wsi Charsznica stoi do dziś kamienny słup, na którym widnieje napis:
 "R. 1851 d. 12 maja o godz. 5 po południu powietrzna trąba przechodząc przez wieś Charsznicę figurę tą [a]...gmina...[postawiła] 2 czer. 1852 na Chwałę Bożą. [Sołtys] Piotr Grela”.[3]
Jest to zatem jakieś udokumentowanie zdarzenia w pozaprasowym źródle. Czy zatem faktycznie mieliśmy do czynienia z trąbą? Wydaje się to niewykluczone, choć brak konkretnego opisu. Zastanawia mnie też czy trąbą nie były zdarzenia we wspomnianej Jagminie, skoro zawalone zostały nie tylko drewniane ale i murowane budynki, nie mam jednak na ten temat nic więcej, a samej miejscowości nie mogę doszukać się na mapach.
Nie lepiej było na podkarpaciu:

Tegoż dnia, to jest 12 Maja, kiedy grady i burza prze- 
chodziły przez okolice Królestwa Polskiego, podobne 
klęski nawiedziły i Galicję. Piszą bowiem z Sanoka, iż 
około południa powstał nadzwyczajny szum w powie- 
trzu, później u podnoża Karpat uformowała się massa, 
podobna do kłębów dymu, i w przestrzeni kilkunasto- 
sążniowej trąby napowietrznej, wisząc i przewracając 
się bałwanami, pędziła szybko ku Sanokowi. W wio- 
sce Wolicy, powyrywała dęby i osiki z korzeniami, a by- 
dło i ludzi powywracała. Przechodząc przez ogród owo- 
cowy miejscowego Plebana, drzewa w nim zupełnie poła- 
mała, domy włościańskie zburzyła, około Sanoka pozry- 
wała dachy i w lasach tamtejszych znaczne szkody zrzą- 
dziła. Najstarsi tam ludzie niepamiętają podobnego zja- 
wiska, któremu towarzyszyły grzmoty, pioruny, deszcz 
i grad wielkości laskowego orzecha. [m]
Tutaj chyba nie ma wątpliwości, że "masa podobna do kłębów dymu" to trąba powietrzna, mamy zatem drugi przypadek z tego samego dnia. Wedle wzmianek inne trąby powietrzne w tym roku miały mieć miejsce w lipcu w gminie Wola Wielka oraz pod Bytomiem, ale o tym innym razem.
12 maja to także rocznica trąby powietrznej w Zagórzanach, o czym pisałem w zeszłym roku.
------
[1] Goniec Polski 22.05.1851 WBC
[2] Goniec Polski 1851.06.01 nr.125 WBC
[3] http://www.charsznica.info/index.php?option=com_content&task=view&id=49&Itemid=65
[m] Kurjer Warszawski, Niedziela 1 czerwca 1851 EBUW

piątek, 10 maja 2013

1908 - wichura pod Mławą

105 lat temu w okolicach Mławy przeszła wichura, lub coś innego:

Trąba powietrzna. Z Mławy donoszą do Kur. Warsz.,
iż w d.10 b.m., o godz.8 wiecz., spadł deszcz rzęsisty.
Jakkolwiek burzy nie było, w powietrzu jednak słyszeliśmy
huk straszny, poczem wśród zupełnej ciemności
trąba powietrzna wywróciła trzy stajnie artyleryjskie
i wiatraki. Dachy i belki fruwały, jak ptaki w powietrzu.
Kilkunastu artylerzystów, którzy wówczas znajdowali się
przy stajniach, uległo potłuczeniu.
Ciężko ranionych odwieziono natychmiast
pociągiem pocztowym
do szpitala w Modlinie.
[Głos Warszawski wtorek 12 maja 1908 EBUW]
Czy była to rzeczywiście trąba, czy też tak sobie to jedynie ludzie nazwali, nie sposób stwierdzić.