22 i 23 maja 1987 przez południowo-wschodnią część kraju przetoczyły się burze i ulewne deszcze, które wywołały bardzo nagłą, regionalną powódź. Zalanych zostało wówczas wiele wiosek, a ostatecznie też Przeworsko i Rzeszów. Moją uwagę przykuła jednak wzmianka o zdarzeniu, do jakiego doszło na tym terenie tuż przed nadejściem ulewy:
"Zaczęło się około szesnastej. Przez część Siedleczki wąskim, może stumetrowej szerokości pasem przeszło istne tornado. Wiejący z ogromną siłą wiatr zdzierał dachy i ich pokrycia, wyrywał z korzeniami i łamał drzewa - w powietrzu nad głowami przerażonych mieszkańców latały dachówki, kawałki drewna, blachy i eternit.
Później nadeszła potężna ulewa. Gdzieś przed północą (kto patrzył wtedy na zegarek?) potok Nietecz wystąpił ze swojego koryta i poszedł na wieś , zabierając ze sobą co popadło (...)" [Życie Przemyskie nr.24, 17 czerwca 1987 PBC]
Zdecydowanie brzmi to podejrzanie. Wąski pas zniszczeń przemawia za tym, że to mogła być trąba powietrzna. Jednoznacznego opisu wyglądu zjawiska jednak nie znalazłem. Dziennikarze zresztą dotarli do tego miejsca już po przejściu powodzi i ich opisy łączą straty powodziowe z wiatrowymi. Przykładowo oceniony jako najbardziej uszkodzony dom Kuźniarów stracił cały dach oraz doznał popękania ścian, zarazem jednak został głęboko zalany i trudno ocenić czy ściany popękały od siły wiatru czy od podmycia.
W Siedleczce zerwanych zostało 20 dachów, mniejsze budynki gospodarcze poważniej uszkodzone, zawaliła się jedna obora. Podczas powodzi jaka nadeszła w nocy fala zmyła część budynków a te uszkodzone od wiatru zostały zalane. Wiatr wywołał też zniszczenia w samej Kanczudze, gdzie uszkodzone zostały budynki na osiedlu mieszkaniowym nad rzeką a z elewatora zbożowego zerwany dach. Tutaj wylała rzeczka Mleczka, która zalała zakład produkcyjny Spomasz. Zniszczenia związane z wiatrem i sporej wielkości gradem nastąpiły też w Niżatycach. W okolicznych lasach trąba powaliła 3 hektary lasu. Mieszkaniec wypowiadający się dla gazety opisywał, że będąc w Krzeczowicach został złapany przez burzę z ulewnym deszczem i gradem znacznej wielkości. Były tam kulki wielkości kurzego jaja, ale sam znalazł "rozetę z lodu" która nie mieściła mu się w dłoni i musiała ważyć pewnie 150-200 g.
Ponieważ informacje są szczątkowe i niedokładne trudno coś więcej ustalić. Jeśli faktycznie była to trąba, na co wskazuje głównie informacja o wąskim pasie zniszczeń, mogła mieć siłę F1 skoro zrywała dachy z domów mieszkalnych ale nie wywoływała dalszych uszkodzeń. Z Siedleczki, przez Kańczugę do Niżatyc w linii prostej wzdłuż doliny Mleczki, jest 6 km i tyle przynajmniej wynosiłaby długość pasa zniszczeń.
W 1987 trąba przeszła także przez Białystok, w maju, co opisywałem 10 lat temu.
-----
* Nowiny 25 maja 1987,
Mój kolega z żagli opisuje to bardziej jako rodzaj "białego szkwału" tylko nad lądem a nie jako trąbę powietrzną.
OdpowiedzUsuńChodzi o to zdarzenie pod Kańczugą? No właśnie nie jestem na 100% pewny co to było, bo podobny efekt czasem daje microburst.
Usuń