sobota, 17 października 2015

Zadeptanie

Co jakiś czas słyszymy o podobnych do siebie tragediach, kiedy to tłum ludzi stratował wiele osób, zwykle media piszą wtedy o "masowej panice". I być może zastanawia nas wówczas jako to możliwe, że duże zbiorowisko całkiem przeciętnych ludzi może zamienić się w żywy walec drogowy pod wpływem nieraz drobnego, nieznaczącego impulsu.
Otóż warto uświadomić sobie, że wiele z tych przypadków nie miało nic wspólnego z histerią czy paniką. Wszystko odbywało się spokojnie aż do momentu gdy ludzie uświadomili sobie, że nie mają jak się ruszyć. I cofnąć.

Do stratowania w tłumie dochodzi w sytuacji gdy złożą się pewne podstawowe czynniki - tłum osiągnie nadmierne zagęszczenie, utrudniające swobodne poruszanie się i zmianę kierunku przez poszczególnych ludzi; swobodny ruch tłumu zostanie zaburzony lub zatrzymany, bądź też poszczególne osoby nie są w stanie iść; wielkość tłumu lub warunki ruchu uniemożliwiają przekazanie informacji o zatrzymaniu ruchu; osoby z tyłu napierają bez opamiętania, z powodu strachu bądź realnego zagrożenia.
Ograniczenie swobody i pola widzenia powodują, że wśród ludzi zaczynają się pojawiać pewne zachowania stadne. Mówi się w takich sytuacjach o psychologii tłumu. Ludzie ograniczeni tłumem zaczynają nabierać skłonności do przejmowania zachowań innych. Niepewność co do dalszego postępowania i rozkład odpowiedzialności powodują, że sugerują się zachowaniami ludzi dookoła. W tłumie może rozprzestrzeniać się histeria i strach, ale też religijne uniesienie czy rozbawienie.  W efekcie tych wszystkich zjawisk tłum może zacząć zachowywać się jak jedna całość - jeśli jakiś czynnik spowoduje, że odpowiednio duża część osób ruszy w jedną stronę, to ruszy tam też cały tłum.
W takiej sytuacji każdy kto upadnie, nie będzie z powodu zagęszczenia w stanie powstać, jeśli zaś ludzie za nim  nie będą mogli zatrzymać się lub go ominąć, to zostanie zadeptany. Przyczyną śmierci są wówczas głównie obrażenia narządów wewnętrznych, urazy głowy, czasem rany spowodowane przez obcasy butów. W przypadku zatamowania ruchu tłumu, napór osób z tyłu może doprowadzać do powstania dużego ciśnienia działającego na ludzi na przedzie, wywołując śmierć w wyniku obrażeń klatki piersiowej lub zamartwicy związanej z niemożliwością wzięcia wdechu.
Przyczyny natomiast dla których doszło do złożenia tych czynników mogą być bardzo różne i niekoniecznie musi być to niekontrolowana panika.

Tylko jedna droga ucieczki
Najgroźniejszymi sytuacjami w których następują zadeptania są te, gdy tłum ucieka przed zagrożeniem mając ograniczoną liczbę zbyt wąskich dróg. Wówczas bowiem ofiarami stać się mogą nie tylko ci, których podeptano w głównym wyjściu, ale też ci którzy nie mogą uciec z powodu zablokowania wyjść przez skłębionych poprzewracanych.
Właśnie to było głównym czynnikiem wpływającym na liczbę ofiar pożaru kościoła Jezuitów w Santiago w Chile do którego doszło 8 grudnia 1863 roku. Pożar rozpoczęty od podpalenia papierowych ozdób od płomienia gazowej lampy szybko rozprzestrzenił się na zasłony i drewniany dach. Wierni w wypełnionym kościele rzucili się oczywiście do ucieczki i do najbliższych wyjść, jak się jednak okazało otwarte były tylko główne drzwi. Po kilkunastu minutach w wejściu utworzyła się wysoka masa poprzewracanych, zgniecionych ludzi, całkowicie blokująca wyjście. Wkrótce pożar objął cały budynek, a na koniec do środka nawy wpadł płonący dach i dzwonnica. Szacuje się że zginęło wtedy między 2 a 3 tysiące ludzi.
Podobny charakter miał pożar teatru w Wiedniu w roku 1881, kiedy to dużą część spośród 384 ofiar stanowili ludzie zadeptani na wąskich schodach. Identyczny przebieg miał też pożar Iroquois Theatre w Chicago w 1903 roku, gdzie wiele osób zginęło na głównych schodach oraz na nie dokończonych schodach ewakuacyjnych. W Polsce z taką sytuacją mieliśmy do czynienia podczas pożaru w hali Stoczni Gdańskiej w 1994 roku, gdzie dużo osób zostało rannych z powodu podeptania w wąskim wyjściu.

W pewnym stopniu odwrotna sytuacja miała miejsce w 1941 w chińskim mieście Chongquing, gdzie w czasie nalotu bombowego duża ilość osób usiłowała schronić się w podziemnym tunelu. W wyniku stratowania na stromych schodach i na ulicy prowadzącej do schronu zginąć mogło nawet 4 tysiące osób.

Tego rodzaju wypadki wymusiły zmiany w zakresie bezpieczeństwa i architektury. Przepisy pożarowe nakazujące aby w budynkach drzwi zewnętrzne stanowiące wyjścia ewakuacyjne otwierały się na zewnątrz wynikają właśnie stąd, iż w wielu katastrofach drzwi otwierane do środka były przymykane przez uciekających. Konieczność dobrego oznakowania dróg ewakuacyjnych wynika stąd, że w razie potrzeby ewakuacji ludzie zazwyczaj podążają w stronę głównego wejścia, które jednak nie musi być jedynym wyjściem; oznakowanie wszystkich dróg powoduje więc rozdzielenie i rozładowanie tłumu.

Na samym początku ktoś się przewrócił
Tragedia na stacji metra w Mińsku w Białorusi, do której doszło w 1995 roku jest przykładem sytuacji gdy tłum nie uciekał przed zagrożeniem a powodem tragedii było przewrócenie się na siebie wielu osób. Ludzie biorący udział w koncercie rockowym chcieli po prostu schronić się przed burzą. Duża ilość osób, szacowana na nawet dwa tysiące, schodziła schodami prowadzącymi do stacji Niemliha. Z powodu deszczu stopnie były śliskie i gdzieś na samym dole ktoś przewrócił się. Na tą osobę przewracały się kolejne nadchodzące z góry na które naciskały następne i zanim zorientowano się w sytuacji na dolnym odcinku schodów znalazło się kłębowisko poprzewracanych sięgające aż do sufitu korytarza. Skutki takiej wydawałoby się banalnej sytuacji były tragiczne - w ścisku zginęło 56 osób. Wiele osób miało rany od kobiecych obcasów.

Bardzo podobny przebieg miała katastrofa w Victoria Hall w Wielkiej Brytanii w 1883 roku. Po koncercie dla dzieci na dużej sali koncertowej ogłoszono, że część z nich dostanie upominki. Należało zgłosić się z biletem do sali za halą a ci, którzy mieli na biletach pewne wylosowane wcześniej numery dostaną prezenty. Przy czym nie podano o które numery chodziło, dlatego do sali z upominkami ruszyły niemal wszystkie.
Droga do sali prowadziła w dół po schodach do podestu, skąd wychodziło się do sali przez drzwi zablokowane w takiej pozycji, że przez szczelinę dzieci mogły przechodzić pojedynczo. Drzwi te dodatkowo otwierały się w stronę schodów, więc nie mogły być szerzej otworzone. Miało to na celu ułatwienie sprawdzenia biletów. Gdy około tysiąca widzów ruszyło w tę stronę, z powodu wspomnianego ograniczenia wyjścia zablokowanymi drzwiami, na korytarzyku ze schodami zrobiło się niezwykle tłoczno. W pewnym momencie ktoś stojący na szczycie schodów potknął się i wszyscy poprzewracali się jak kostki domina, przygniatając tych zgromadzonych na podeście. Nim udało się rozładować tłum, wyciągając dzieci od góry lub przez zablokowane drzwi, z powodu uduszenia zmarło 183 dzieci w wieku od 3 do 14 lat.

Gdy gęstość tłumu przekracza 4-6 osób na metr kwadratowy, możliwy jest mechanizm podobny do reakcji łańcuchowej - losowe osoby przewracające się na inne mogą spowodować przewrócenie się całego sektora. W tej sytuacji na osoby na krawędzi tego obszaru działa nacisk ze strony pozostałych zaś brak go od strony przewróconej grupy. W efekcie ludzie ci mogą być wpychani na leżących i zaczynają po nich deptać.

Tłum napiera na tłum
Inną sytuacją jest przypadek gdy tłum ruszający przejściem napiera na tłum ludzi zgromadzonych w jakimś miejscu i nie mogących ruszyć dalej. Może też być, że w jednym miejscu zderzają się dwa strumienie ludzi napływające z różnych stron. Przykładem tej pierwszej sytuacji była katastrofa na Hillsborough w 1989 roku, kiedy to w wyniku błędnego pokierowania ludźmi, dużą grupę kibiców spóźnionych na mecz pokierowano długim korytarzem na całkowicie napełniony sektor. Osoby które wyszły na sektor, po zorientowaniu się, że nie ma gdzie stać nie mogły się cofnąć, bo z tyłu nadchodziły osoby jeszcze nie zorientowane. Gdy znów te osoby wyszły na przepełniony sektor, też nie mogły się cofnąć, napierane przez osoby z tyłu. W ciągu kilkunastu minut na sektorze znalazło się tak wiele osób, że można było tylko stać, a ci na samym dole zostali przyparci do ogrodzenia. 96 osób zginęło w wyniku przygniecenia i uduszenia.

Taką też przyczynę miała katastrofa na Love Parade w Duisburgu. Organizator popełnił podstawowy błąd podczas planowania, gdyż teren na którym odbywała się wielka impreza, mieszcząca setki tysięcy ludzi, wiodło tylko jedno wejście, będące też wyjściem. Był to tunel pieszy, dość szeroki i wydawałoby się, że wystarczający dla sprawnego przemieszczenia wszystkich uczestników. Okazał się jednak niewystarczający gdy w tym samym czasie kilkutysięczna grupa chciała wyjść z koncertu a inna wejść. Dwa przeciwbieżne strumienie zatrzymały się gdy ścisk osiągnął zbyt duże natężenie. Jednak z obu stron napływały nowe grupy osób, nie wiedzących, że nie ma przejścia. Zanim służby porządkowe zareagowały zawracając wchodzących do tunelu, ścisk stał się tak wielki że 21 osób zmarło wskutek uduszenia.

W czasie późniejszych analiz fizyk Dirk Helbing wykazał, iż najprawdopodobniej zaszło tu zjawisko "zaburzeń tłumu" (crowd turbulence)  związane z tym, że duża ilość osób w odpowiednim zagęszczeniu zachowuje się jak cząsteczki płynu, a więc wykazują małą "ściśliwość" mimo pewnej możliwości ruchu, zwykle w jedną stronę. W takiej sytuacji dochodzi do przenoszenia oddziaływań i kumulowania się małych popchnięć. Fale rozchodzącego się nacisku silnie oddziałują na osoby na samym końcu lub przy twardych przeszkodach. W efekcie do ciężkich obrażeń może dojść nawet bez deptania.[1]

Podobna wydaje się tegoroczna panika w Minie w Arabii Saudyjskiej.
 Jednym z religijnych nakazów Islamu jest obowiązek uczestniczenia przynajmniej raz w życiu w pielgrzymce do Mekki. W zasadzie można ją odbyć indywidualnie w dowolnym terminie, jednak przyjęło się, że ważniejszą jej formą jest Hadżdż odbywany w ciągu kilku dni w pewnym ruchomym okresie. To czasowe ograniczenie wraz z dużą ilością wyznawców i coraz bardziej ułatwionym dojazdem skutkuje tym, że w pielgrzymce biorą udział miliony ludzi na raz.
Pielgrzymka ma kilka charakterystycznych punktów, które należy odwiedzić zanim dotrze się do Wielkiego Meczetu i które stają się niebezpiecznymi "wąskimi gardłami" Za najbardziej niebezpieczne miejsce uważana jest Mina, gdzie odbywa się rytuał "kamienowania szatana". Wierni rzucają kamykami w stronę kamiennej steli aby w ten symboliczny sposób pokazać, że wyrzekają się grzechu. Oznacza to, że do miejsca kamienowania podąża strumień ludzi, z których do pewien czas pewna grupa musi się zatrzymywać przy steli. Ludzie z tyłu powinni poczekać aż tamci odejdą, lecz bywa, że przy zbytnim zagęszczeniu tłumu różne grupy napierają na siebie, co już nie raz było powodem tragedii. Zarządzający tym miejscem stopniowo powiększali stele a nawet zbudowali kilkupiętrowy most, aby rozdzielić strumień ludzi na poziomy, to jednak wiele nie pomogło.
W 1994 roku w ścisku przy steli zginęło 270 osób, w 1998 roku 118, w 2004 roku ścisk powstał na jednym z pięter mostu powodując śmierć 250 osób; w 2006 roku ścisk pojawił się na zewnątrz przed wejściem na most gdzie zginęło 346 osób. Najgorsza taka tragedia miała natomiast miejsce w tunelu pieszym prowadzącym z Miny do Mekki, gdzie w 1990 roku zadeptanych było 1400 osób.

W tym roku ścisk pojawił się na terenie miasteczka namiotów w których tradycyjnie mieszkają pielgrzymi. Kolumna ludzi wracających z mostu przeplatała się na skrzyżowaniu z ludźmi którzy właśnie dojechali. Prawdopodobnie podczas przejazdu eskortowanego samochodu z jakąś ważną osobistością ludzie musieli zatrzymać się na skrzyżowaniu. Ci którzy jeszcze nie dotarli do tego miejsca nic nie wiedzieli, w efekcie z dwóch stron na skrzyżowanie wychodziły setki ludzi. Nie można było zejść na bok, bo sektory namiotów były otoczone murami. Szybko nacisk tłumu stał się tak duży, że ludzie mdleli i padali na ziemię. Zanim udało się ewakuować stamtąd tłum szacowany na kilkanaście tysięcy, wiele osób zmarło, w części z powodu przegrzania związanego z upałem. Liczba ofiar, mimo upływu czasu, nie jest jasna - początkowe relacje mówiły o 800 ofiarach śmiertelnych, wiele osób było jednak w tym momencie zaginionych. Obecnie Saudyjczycy oskarżani są o ukrywanie rozmiaru tragedii zaś nieoficjalne ustalenia dziennikarzy mówią o nawet 1800 ofiarach.

Pewne podobieństwo ma też tragedia na Chodynce w Moskwie w 1896 roku, w czasie koronacji cara Mikołaja II. Ludziom zgromadzonym na błoniach oznajmiono, że rano zostaną im wydane upominki żywnościowe. Warto pamiętać że w tym czasie sytuacja gospodarcza w Rosji była kiepska, biedniejsi ludzie z prowincji głodowali. Dlatego gdy nad ranem otworzono stragany w tą stronę rzuciła się duża część spośród ponad 400 tysięcy zgromadzonych. Niektórzy potykali się a po nich przebiegali inni. Gdy podarki skończyły się a tłum się odsunął, znaleziono ciała ponad 1300 zadeptanych.

Fałszywy alarm i popłoch
Oczywiście są też zdarzenia klasycznej paniki, gdzie jakiś nieznaczący czynnik powoduje przestrach, skłaniający ludzi do tłoczenia się bez opamiętania i sprawdzania, czy coś rzeczywiście miało miejsce. Tak było przecież w omawianym kiedyś na blogu przypadku paniki w kościele św. Krzyża w Warszawie w 1881 roku, kiedy to w czasie wigilijnej mszy prośby o wodę dla omdlałej uznano za wołanie o wodę do pożaru. Wtedy wśród ludzi poprzewracanych na schodach z górnego poziomu zginęło 40 osób.
W 2004 roku w Bagdadzie plotka o tym, że ktoś w tłumie tysięcy pielgrzymów ma bombę, wywołała panikę na moście al-Aaimmah gdzie wskutek zamkniętego przejście na jednym z końców powstał ogromny ścisk. Bariery mostu pękły i wiele osób wpadło do rzeki. W wyniku uduszenia ub utonięcia zginęło 960 osób.
W 2004 roku w świątyni Naina Devi w Indiach, podczas ulewnego deszczu upadła osłona przeciwdeszczowa. Ktoś wśród pielgrzymów zgromadzonych z okazji hinduistycznego święta uznał to za wynik osuwiska. Jego okrzyk wywołał ucieczkę po śliskiej, brukowanej uliczce, a w wyniku poprzewracania się uciekających 140 osób zostało zadeptanych.

Konstrukcja nie wytrzymała
Czasem główną przyczyną zgonów i obrażeń nie jest sam tłum, tylko załamanie jakiejś konstrukcji, poddanej nadmiernemu naciskowi. Tak było w przypadku katastrofy na stadionie w Heysel w Belgii w 1985 roku gdzie kibice jednej drużyny wdarli się na sektor fanów przeciwników. Pod naciskiem uciekających przewrócił się mur oddzielający różne części stadionu i to on był główną przyczyną śmierci 39 osób.
Podobnie rzecz się miała z mało u nas znaną katastrofą w synagodze w Ostrowie Wielkopolskim w 1872 roku. Podczas nabożeństwa zgasły gazowe lampy na galerii na której modliły się kobiety. Przestraszone zbiegły na parter w takiej ilości, że załamały się drewniane schody. Spośród kilkudziesięciu osób które z wysokości jednego piętra spadły na ziemię, zginęło 19 w tym chrześcijańska służąca.

Podsumowanie
Jak widać w wielu podanych wyżej przykładach, panika nie miała zbyt wiele wspólnego z powstaniem niebezpiecznego ścisku, dlatego nagminne używanie tego zwrotu przez media jest niewłaściwe

Profesor Keith Still zajmująca się badaniem zachowań mas ludzi twierdzi wręcz "Ludzie nie giną bo spanikowali, oni panikują bo zaczęli umierać". I o chyba będzie najlepsze podsumowanie.

Polecam jeszcze na koniec dość dobry artykuł na temat zachowań tłumów:
http://www.theguardian.com/world/2015/oct/03/hajj-crush-how-crowd-disasters-happen-and-how-they-can-be-avoided
---------
[1] http://www.citylab.com/crime/2012/07/physics-explain-deadly-crowd-disasters/2550/

12 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy artykuł. Pewnie też napisany akurat teraz z uwagi na ostatnią sytuację w Bydgoszczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to zacząłem go pisać po tamtej katastrofie kolo Mekki we wrześniu i teraz to tylko przyspieszyło dokończenie.

      Usuń
  2. Cieszę się, że trafiłam na tego bloga c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna robota - z racji pewnych obowiązków zawodowych tematyka "katastroficzna" jest mi bardzo bliska.
    Dokładnie tak - te same wzory które opisują turbulentny przepływ cieczy, nadają się też do opisu fizyki tłumu. Stąd zresztą także inne postulowane rozwiązania, bynajmniej nie takie oczywiste intuicyjnie - np. zamiast wejścia głównego szereg węższych wejść bocznych które powodują (przy takiej samej "szerokości otwarcia" znacznie szybszy przepływ mas ludzkich. Podobnie to zresztą działa w przypadku ruchu samochodowego - rozbudowana siec wąskich uliczek jest bardziej przepustowa (pomimo że jedzie się wolniej) niż szeroka arteria typu autostradowego. Tak samo działa np standard LTE.

    Media jak zwykle gadają brednie i nie warto się tym w ogóle przejmować, z drugiej strony wciąż jeszcze TV ma dużą "siłę rażenia" i potrafi odbiorcom nieźle pod deklami namieszać.

    Jak do tej pory jednak nie wymyślono żadnego w pełni skutecznego sposobu kierowania tłumem - choć eksperymentowano z różnymi pomysłami od "krzykaczy", poprzez komunikaty wizyjne, po oddziaływanie za pomocą niesłyszalnych dla ludzi dźwięków (ale te prace są utajnione i sam nie wiem na ile działanie takie może być skuteczne)

    Z doświadczenia własnego - podczas ewakuacji trzeba robić wszystko by nie stać się częścią tłumu, nawet za cenę ryzyka uszczerbku na zdrowiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, zastanawia mnie czy dla pieszych też stosują się pewne prawa związane z ruchem drogowym, jak na przykład paradoks Braesa z przepustowością dróg.

      Z tego co słyszałem wśród metod rozładowania ścisku w wejściu zastosowane mogą być na przykład słupki naprzeciwko wyjścia, powodujące rozdział ludzi na dwa rządy. Dla imprez masowych rozwiązaniem jest umieszczenie kas biletowych w dwóch oddalonych wejściach, bowiem pomimo oznaczenia dróg ewakuacji ludzie mają skłonność uciekać tym wyjściem którym wchodzili.

      Media opisując takie zdarzenia jako panikę przede wszystkim robią krzywdę ofiarom. Po tej historii w Bydgoszczy ludzie nie mogli zrozumieć dlaczego studenci zaczęli "panikować i tratować" i opinia była taka, że to ich wina bo pewnie się napili albo naćpali, a przecież normalni trzeźwi ludzie w takie sytuacje nie wpadają i nie wywołują niepotrzebnej paniki. I jak pokazuje historia, normalnym i trzeźwym też to się zdarza.

      Zresztą może dodam do wpisu jakieś informacje na temat metod zapobiegania, bo chyba tylko tego brakuje.

      Usuń
    2. Dokładnie tak - Działa zawsze, co ciekawsze, większe zgromadzenia można opisywać modelami ruchów Browna i termodynamicznymi (każdy człowiek ma swoją własną wolę i idzie tam gdzie chce - ale z przypadkowości ruchów jednostek tworzy się ogólna dynamika tłumów). Niestety występuje zator intelektualny zwany betonem który utrudnia wykorzystanie modeli matematycznych do układów komunikacyjnych miast, budynków i obiektów użyteczności publicznej. Tak jakby ludzie odrzucali myśl że wszystko co robią i co się z nimi dzieje może być "mene, takel, fares" (czy to obawa o utratę "wolności"? czy zwyczajne nieuctwo ludzi wysoko wykształconych? Tak jak w kawale:
      "czy wszyscy ludzie pochodzą od małp, panie dyrektorze?
      - owszem Kowalski, za wyjątkiem dyrektorów".

      W każdym razie, chyba nie zdradzę tajemnicy państwowej gdy zapytam ot tak retorycznie - jak często a przeprowadzane ćwiczenia ewakuacyjne i czy nie robi się ich z obawy o koszty, z lenistwa czy ... ze świadomości, że ewakuacja jest większym zagrożeniem niż samo zagrożenie?
      Podejrzewam iż nawet w czasie ćwiczeń mogło by dojść do wypadków i ofiar, o czym doskonale wiedzą osoby odpowiedzialne i wolą modlić się by ewakuacja nigdy nie była potrzebna, niż przećwiczyć jej przeprowadzenie.

      Co do krzywdy wyrządzanej przez dziennikarzy także całkowicie się zgodzimy, sami nie wiedzą co piszą (mówią), a że coś powiedzieć muszą to pitolą o panice, czy "rozszalałym tłumie".

      Napisz - ale nową notkę, będzie przejrzyściej.
      A co do metod zapobiegania - zapewne wszyscy znamy (choćby "z widzenia") szpitale - większość z nich posiada szereg małych wyjść na zewnątrz ale... raz że są zamknięte, dwa że nie wiadomo gdzie są od nich klucze (powinny być w kasetach obok drzwi, na zasadzie "zbij szybkę"), trzy że ktoś zazwyczaj kieruje wszystkie boczne korytarze do... głównego ciągu komunikacyjnego... Głupota czy sabotaż?

      Usuń
  4. No i znowu nie moge tego tak zostawic! Chcialem zignowrowac, ale jak moge zignorowac tak razace bledy jak np.:
    "przetłumaczył tą opowieść" (jeszcze z tego o Gryzeldzie, o ile dobrze zapamietalem) nie "tą" (kim/czym), a "tę"(kogo/co) !

    "ruszyło w tą stronę" - j.w.

    "jak pionki domina," - hehe, pionki to w szachach albo tp. grach. Domino zas ma "kostki"...!

    "Nim udało się" - tak to s'e mozna prywatnie do kolegi w szybkiej, potocznej mowie powiedziec, ale jak juz cos publikujesz i chcesz by to sprawialo wrazenie czegos powaznego to lepiej pisz "zanim", zwlaszcza na poczatku zdania.

    "w Duisbergu" - nie bylem tam, ale czy nie chodzilo czasem o "Duisburg"...?

    "poddanej nadmiernego naciskowi." - tutaj tez piszesz pan szmoncesem(!). Teraz do Izraela lataja juz samoloty z Warszafki i Katowic. A jesli chcesz pozostac w pieknej Polszcze, to doczytaj jeszcze jakies MADRE ksiazki, z ktorych sie wreszcie dowiesz o poprawnej odmianie przez przypadki. Moze wtedy napiszesz "nadmiernemu".

    "gdzie dużo osób zostało" - hej!, "duzo" to moze byc powietrza cukru, wody, pieniedzy itp. (niepoliczalnych), a tam gdzie sa sztuki (np. jak tutaj ludzie) to "wielu" - OK?


    (O polknietych literkach czy kiepskiej interpunkcji nawet juz nie wspominam!)

    A tak w ogole to czytaj cos zanim to opublikujesz - bedzie mniejszy obciach. Dawaj tez swe teksty do sprawdzenia komus, kto nie wagarowal ani nie drzemal na lekcjach j. polskiego.
    Wstyd... coraz wiekszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z kim przyjemność?

      Czyżby nawiedził mnie wkurzony autor z pewnej analizatorni?

      Usuń
    2. Aj waj... no jażem tyż tego ni dostrzygł, no alem niedoumianym jest... fstyt mnie i hańiba...

      Usuń
    3. "Dużo" i "Wiele" mogą być używane i do rzeczy policzalnych i do niepoliczalnych:
      http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/duzo-i-b-wiele-b;7453.html

      Usuń
  5. Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej

    OdpowiedzUsuń