sobota, 19 listopada 2016

Tsunami, Fukushima i co dalej?

Zaciekawiło mnie jak wygląda sytuacja w strefie skażonej po awarii w elektrowni w Fukushimie. Mówiło się, że po dekontaminacji do wielu miejsc będzie można wrócić, że nie będzie jak w Czarnobylu, gdzie zamknięto ogromny kawał terenu, w którym już teraz napromieniowanie mieści się w normach.

Zacznijmy może od pewnego nieporozumienia - elektrownia nazywała się Fukushima I, ale została nazwana od nazwy prefektury. Główne miasto rejonu Fukushima leży daleko od elektrowni i nie uległo skażeniu.

Jedną z ewakuowanych miejscowości była wieś Kawauchi w prefekturze Fukushima, leżąca 20 km od elektrowni, skąd wysiedlono 2,7 tysiąca osób. Mniej skażona, zachodnia połowa została ponownie otwarta w marcu 2012 roku, bardziej skażona wschodnia została podzielona na dwie strefy, jedna z możliwością czasowego przebywania. Cały czas trwała dekontaminacja, usuwanie skażonych materiałów budowlanych, wymiana ziemi. W roku 2014 kolejna część wsi została otwarta. Ostatnie domy uznano za bezpieczne w czerwcu tego roku. Do wsi wróciła większość dawnych mieszkańców.
http://www.fukushima...ews.html?id=686

Najbliżej elektrowni znajduje się miasto Okuma, elektrownia leżała na przedmieściach. Dzielnice przybrzeżne (te których nie zniszczyło tsunami) pozostają zamknięte, mają zostać przekształcone w rezerwat, bardziej oddalone dzielnice są strefą czasowego przebywania, możliwy był powrót mieszkańców do osiedli na obszarze górskim. Aktualny plan jest taki aby zbudować nową dzielnicę na lesistym stoku, który został mało dotknięty opadem.

Miasto Naraha leży bardzo blisko elektrowni, ale kierunek wiatrów spowodował, że skażenie było niewielkie. Większym problemem były zniszczenia po tsunami, które objęły większość terenu. W 2015 roku obowiązek ewakuacji zniesiono w całym mieście. W tym roku zaczęła się odbudowa domów.
http://www.dw.com/en...ping/a-19104019

Wieś Katsuaro leży dalej niż 20 km od elektrowni ale dokładnie na osi opadu radioaktywnego, dlatego też została ewakuowana. Po dwóch latach teren podzielono na trzy strefy, jedną z możliwością stałego powrotu, drugą z możliwością przebywania czasowego i mniejszą strefę zamkniętą. W miarę upływu czasu i dekontaminacji zmniejszano restrykcje i od czerwca tego roku 90% obszaru miejskiego jest otwarta. Na razie chęć powrotu wyraziło tylko 10% mieszkańców. Oprócz strachu przyczyną jest zapewne brak komunikacji (zniszczonych podczas trzęsienia dróg nie naprawiano) i otwartych sklepów.
http://www.asahi.com...1606120031.html

Miasto Tamura ewakuowano, ale już w 2014 roku zniesiono obowiązek ewakuacji, do domów wróciło ok. 1/3 dawnych mieszkańców. W Minamisona, gdzie 1100 osób zginęło podczas tsunami, obowiązek ewakuacji zniesiono  już w 2012 roku. chęć powrotu wyraziło 80% mieszkańców, o ile będzie do czego:
http://www.japantime...y-independence/

W Hirono mieszkańcy mogli powrócić do domów już w 2012 roku, ale powróciło ok. 1/4 dawnej populacji. W Tamioka teoretycznie już 2013 roku można było powrócić do części miejscowości, ale nakaz ewakuacji przedłużono jeszcze o 5 lat, bo na razie nie ma do czego wracać - część miasta została zmieciona przez tsunami, infrastruktura drogowa i media są dopiero odbudowywane.

Miasta Namie i Futaba pozostają zamknięte.

Do końca 2017 roku nakaz ewakuacji ma zostać zniesiony na 80% obszaru.

Pojawiają się też głosy, że strefa zamknięta została wprowadzona niepotrzebnie i wynika z wyśrubowanych japońskich norm, są bowiem miejsca na świecie w których żyją ludzie a w których promieniowanie tła jest większe niż w zamkniętych miastach:
http://www.bbc.co.uk...d-asia-35761136

sobota, 12 listopada 2016

Budowniczy z Amatrice

Czy można zostać bohaterem, po prostu dobrze wykonując swoją robotę? Jeśli w przyszłości uratuje to komuś życie, to tak.

Sierpniowe trzęsienie ziemi w okolicach włoskiego miasta Amatrice należało do najgorszych w historii kraju. Zginęło w nim 298 osób, a zabytkowe centrum miasta uległo zniszczeniu. Jak zwracano uwagę zawaliły się nie tylko stare budynki, zbudowane z małych kamiennych złomów, ale często też nowe lub modernizowane jak szkoła podstawowa czy ratusz, które w 2012 roku przeszły remont z dostosowaniem do norm antysejsmicznych. Powodem tego mogło być omijanie norm lub użycie słabszych niż zadeklarowane materiałów.

Nie wszyscy jednak tak robili. 88-letni dziś Saro Rubei, były rzeźnik, budował okolicznym mieszkańcom domy o dużej trwałości. Jak sam tłumaczył, od dziecka bał się trzęsień ziemi, dlatego gdy przeniósł się za miasto najpierw zbudował swój dom o mocnej konstrukcji, a potem zaczął budować w tej technologii inne domy. W okolicach Amatrice postawił z dobrze dobraną ekipą kilkadziesiąt domów, głównie domków letniskowych, stosując stalową konstrukcję i sprężony beton. Gdy przeszedł na emeryturę otworzył stajnię i gospodarstwo agroturystyczne.

W czasie trzęsienia ziemi w jego domu jedynie pospadały obrazy i rzeczy z półek, a w ogrodzie stłukły się donice z kwiatami. Już po trzęsieniu przychodzili do niego ludzie ze zbudowanych przezeń budynków, aby podziękować za solidną robotę. Ponoć ani jeden się nie zawalił. W centrum Amatrice zniszczony został między innymi jego dawny dom rodzinny, zginęła w nim jego 90-letnia siostra.

Co ciekawsze, Rosario nie ma formalnego wykształcenia w kierunku architektury. Doświadczenia nabrał sam pomagając na budowach.

-------
*  http://www.repubblica.it/cronaca/2016/09/06/news/il_muratore-eroe_di_amatrice_per_paura_del_terremoto_ho_costruito_case_solide_-147253272/?refresh_ce

środa, 2 listopada 2016

Krótkotłuszczowe kwasy łańcuchowe, czyli pomieszanie z poplątaniem

Dokonam teraz krótkiej analizy artykułu z portalu ABC Zdrowie, który dobrze pokazuje w czym tkwi problem wielu takiej portali.

Artykuł "4 objawy problemów z jelitami"[1]  stanowi kolejną odsłonę trendu zrzucania winy za wszelkie dolegliwości na stan jelit. Muszą to być jelita bo remedium jest oczywiście cudowna dieta lub suplement w rozpuszczalnych kapsułkach. W tym przypadku autorka za zły stan jelit chce obwiniać niewłaściwe bakterie, i z tą myślą wyszukuje jakie tylko może związki jelit ze zdrowiem.
Co chwila jednak zdarzają się jej różne kiksy i pomyłki, które rzucają cień na wartość tekstu.

Wstęp dość zwyczajny - uświadomienie czytelnika że w jego jelitach żyją bakterie i jest ich tam generalnie olbrzymia ilość, pełnią różne korzystne funkcje i wydzielają ważne dla zdrowia substancje, w tym:
Oprócz tego bakterie te produkują witaminę K, krótkotłuszczowe kwasy łańcuchowe (energia dla komórek nabłonka jelita grubego).
 Ten fragment wywołał u mnie rozbawienie. Widać było, że autorce coś dzwoniło, tylko nie wiadomo w którym kościele. Oczywiście tym co wytwarzają niektóre bakterie jelitowe są krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, głownie kwas masłowy i propionowy. Stanowią one źródło energii dla kolonocytów tworzących nabłonek jelita, wpływają na ich wzrost oraz pośrednio pomagają we wchłanianiu niektórych składników odżywczych.  Przy czym bakterie ta nie wydzielają tychże kwasów same z siebie, muszą mieć do tego odpowiedni pokarm, głównie nie trawione przez organizm oligosacharydy jak inulina czy fruktany. Ponieważ stymulują one rozwój korzystnych bakterii (mają co jeść to się namnażają) są nazywane prebiotykami. Nie są one trawione przez enzymy trawienne, dlatego często zalicza się je do grupy błonnika rozpuszczalnego.
 W tym miejscu autorka może się wykazać - wystarczy opisać na czym polega ten mechanizm i co należy jeść lub zażywać aby nakarmić bakterie. Niestety chyba nie chciała się w to zagłębiać, bo w kwestii remedium pisze jedynie:
W odbudowie flory jelitowej pomoże włączenie do diety błonnika, który wyściela ściany jelit, zapobiegając utracie dobrych bakterii. Ogranicza też rozwój tych złych. Warto także przyjmować probiotyki, zawierające Lactobacillus L. casei.
Na florę bakteryjną pomoże jakiś błonnik, który nie wiadomo co robi, prawdopodobnie przykleja się do ścian jelita. A jeśli korzystnych bakterii masz za mało to połknij preparat zawierający tylko jeden gatunek. No niestety, ale to się za bardzo nie sprawdzi.

Celiakia
Następny fragment artykułu dotyczy celiakii, przewlekłej choroby polegającej na nieprawidłowej reakcji organizmu na gluten. Początek jest dobry - autorka uświadamia czytelnika, że swędzące wysypki które są brane za choroby skóry, mogą być w rzeczywistości wynikiem celiakii. Następnie próbuje powiązać ten stan z bakteriami jelitowymi, motywem przewodnim artykułu:

Jaki jest jednak związek celiaklii z bakteriami jelitowymi? U osoby chorej, która spożyje choć minimalną ilość glutenu – dochodzi do uwolnienia przeciwciałą IgA, które atakuje jelita. Z czasem przeciwciało to może gromadzić się w naczyniach krwionośnych pod skórą prowadząc właśnie do wysypki podobnej do atopowego zapalenia skóry. W takim przypadku celiaklię można rozpoznać poprzez biopsję.
Widzicie tu jakiś związek celiakii z bakteriami jelitowymi? Bo ja jakoś żadnego. No chyba, że tym związkiem ma być "jedno i drugie dzieje się w jelitach", ale to nic nie znaczy. Równie dobrze można udowadniać, że bakterie jelitowe mają związek z perforacją jelit, bo gdy połkniemy śrubkę lub igłę a ta znajdzie się w jelicie, to może przebić jego ściankę.

Cytokiny i serotonina
Kolejny fragment tekstu odnosi się do teorii że stany depresyjne są związane z odczynami zapalnymi:
 Jak tłumaczą eksperci, bakterie działające destrukcyjnie na ludzki organizm prowadzą do aktywacji receptorów w układzie pokarmowym. Te z kolei powodują uwalnianie substancji zwanych cytokinami pozpalnymi. W kontekście wystąpienia depresji, cytokiny pełnią funkcję mediatorów, które dalej wpływają na funkcje neurochemiczne w mózgu.
Cytokiny pozapalne to musi być dość niezwykła substancja - czynnik wywołujący objawy zapalenia, już po ustąpieniu zapalenia... Chodzi oczywiście o cytokiny prozapalne. Zobaczmy jednak jak autorka chce skojarzyć cytokiny i depresję:
 Cytokiny pozapalne z jednej strony wywołują odpowiedź odpornościową organizmu, a z drugiej – stan zapalny. Zwiększają też aktywność serotoniny, odpowiedzialnej za dobry nastrój, która usuwa odpowiedź odpornościową z synaps (połączeń nerwowych w mózgu). Jeśli to usuwanie następuje zbyt szybko, skutkować może złym nastrojem, zdenerwowaniem, zaburzeniami lękowymi a także depresją.
To głównie ten fragment spowodował, że postanowiłem napisać ten artykuł. Otuż z tego co napisała autorka ma wynikać, że serotonina wywołuje depresję.
Jest dokładnie odwrotnie! Jak zresztą sama napisała - serotonina jest odpowiedzialna za dobry nastrój i generalnie działa przeciwdepresyjnie. Drugim niezrozumiałym fragmentem jest usuwanie odpowiedzi odpornościowej z synaps przez serotoninę - próbowałem znaleźć coś na ten temat, ale nie udało mi się. Prawdopodobnie autorce pomyliły się cytokiny, wywołujące odpowiedź odpornościową, z serotoniną która ma w organizmie zupełnie inną rolę. Wiedziała ze swoich źródeł że cośtam usuwa coś innego, więc zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi podstawiła jakieś przypadkowe pojęcia ze zbioru pojawiających się w źródle, tworząc ostatecznie bełkot.

Jakie to było źródło? Prawdopodobnie artykuł z Kopalni Wiedzy o związkach stanów zapalnych i depresji.[2] Jestem tego niemal pewny, bo fragment z artykułu na ABC Zdrowie opisujący działanie cytokin, to plagiat tego właśnie artykułu - autorka tylko trochę przeformułowała zdanie i pomieszała pojęcia.
Czynnik przenoszący serotoninę (a więc też usuwający z danego miejsca) zamienił się w samą serotoninę, zaś to co jest usuwane zamieniło się w odpowiedź odpornościową.

Dysbakterioza
Ostatni fragment artykułu nie zawiera szczególnie rażących błędów. Opisuje stan nadmiernego rozrostu bakterii w jelitach. Choroba nie została jednak zbyt precyzyjnie opisana - normalnie w jelicie cienkim żyje niewiele bakterii, przeszkadza im zasadowa żółć, enzymy soku trzustkowego i dość kwaśny żołądek który ogranicza dostawanie się bakterii z pożywieniem. Czasem jednak przy zaburzeniu któregoś z tych czynników ograniczających pojawia się zespół rozrostu bakteryjnego, nazywany też uczenie dysbakteriozą przewodu pokarmowego. Prowadzi to do zaburzeń wchłaniania składników odżywczych, bo na przykład bakterie zużywają witaminę B12 co prowadzi co niedokrwistości.

Jako sposób leczenia autorka podaje tylko antybiotyki. Zapomina o takich kwestiach jak zmiana diety, podawanie leków przeciwbiegunkowych i uzupełnienie niedoborów witamin.

Kim jest autorka? W krótkiej notce pod artykułem pisze o sobie, że jest absolwentką filologii polskiej i fascynatką zdrowego trybu życia i medycyny naturalnej. Cóż, nie odmawiam ludziom możliwości pisania na tematy, w których nie są specjalistami, sam tak robię na blogu. Po osiągnięciu pewnego poziomu umiejętności pisania, w zasadzie da się napisać artykuł o wszystkim, podstawą jest jednak umiejętność pracy ze źródłami i rozumienie podawanych informacji. Artykuł będzie tylko tak dobry jak źródła informacji, autor może najwyżej błysnąć literackim stylem. I czego jak czego, ale po absolwentce filologii można by się spodziewać, że będzie w stanie ocenić nawet jeśli nie jakość źródła, to przynajmniej to czy na pewno dobrze przepisała.
-------
[1] https://portal.abczdrowie.pl/4-objawy-problemow-z-jelitami
[2] http://kopalniawiedzy.pl/depresja-grypa-stan-zapalny-cytokiny-przenosnik-serotoniny-SERT-Prozac-Chong-Bin-Zhu-Randy-Blakely-William-Hewlett-Vanderbilt-University,12111

piątek, 28 października 2016

Niezwykłe osuwisko

Osuwisko wywołane przez człowieka, fala tsunami na jeziorze i powstanie nowej wyspy - a to wszystko w Polsce równo 40 lat temu.

Jedną z często stosowanych metod badań geofizycznych, jest profilowanie sejsmiczne polegające na badaniu odbić fali sejsmicznej od struktur podziemnych. Czas odbicia od granic struktur różnej gęstości pozwala zobrazować ich głębokość i rozkład, w pewnym stopniu też gęstość pozwalającą na rozpoznanie warstwy. Jeśli chodzi o źródło fal sejsmicznych, można oczywiście korzystać ze wstrząsów naturalnych, zwłaszcza gdy bada się warstwy leżące bardzo głęboko, ale trudno czekać aż w okolicy samo się zatrzęsie, dlatego geolodzy samo wzbudzają odpowiednie impulsy.
Dla badań bardzo lokalnych i płytkich wystarczyć mogą uderzenia młotem w płytę na powierzchni ziemi, lub spuszczanie jakiegoś ciężaru z pewnej wysokości, dla mocniejszych sygnałów możliwe jest wystrzelenie ze specjalnej strzelby w dołek w ziemi, w innych sytuacjach używa się urządzeń wibracyjnych, w tym nawet samochodów ciężarowych z wibratorami przenoszącymi drgania na ziemię, jednak sposobem, który najbardziej kojarzy się z badaniami sejsmicznymi, jest eksplozja ładunku wybuchowego.

Zwykle używa się w tym celu górniczych środków kruszących, takich jak amonit (azotan amonu+trotyl+pył aluminium) czy dynamit, w niewielkiej ilości, zakopanych na dnie płytkiego odwiertu. Po eksplozji powstaje silny impuls fal o różnej częstotliwości, pozwalający "prześwietlić" duży obszar wokół. Sposób ten jest jednak kłopotliwy w użyciu, nie tylko ze względu na użycie niebezpiecznego materiału czy pewną uciążliwość dla najbliższych mieszkańców, ale też niszczące działanie w miejscu eksplozji. Trudno w tym przypadku mówić o nieinwazyjnym badaniu po którym łatwo posprzątać.
Jak jednak przekonali się polscy geolodzy w pewnym przypadku w połowie lat 70., czasem do tych niedogodności może dołożyć się jeszcze jeden nieoczekiwany efekt.

Badania sejsmiczne wykonywano w październiku 1976 roku w pobliżu Brzeźna, powiat Lipno, w województwie Kujawsko-Pomorskim. Jako miejsce wybrano interesującą okolicę w pobliżu niewielkiego jeziora Brzeźno, leżącego na wysoczyźnie morenowej ale w pobliżu terasy zalewowej doliny Wisły. Prawdopodobnie chciano wyłapać jak najwięcej zróżnicowanych utworów w obrębie rejestrowania sygnałów.

Dwa wozy ze sprzętem i wiertnię ustawiono w gęstym lesie w pobliżu drogi, blisko południowego brzegu jeziora. Do wywołania sygnału sejsmicznego użyto ładunku 10 kg amonitu. Gdy już wszystko podłączono, technicy i geolodzy oddalili się na bezpieczną odległość i odpalili ładunek. Jednak to co nastąpiło potem, nie było zwyczajnym skutkiem eksplozji. Wzbudzone początkowo drżenie gruntu nie ustało. Ziemia zaczęła zapadać się, pękać i coraz wyraźniej opadać w dół, w stronę jeziora, porywając ze sobą kilkuhektarowy kawał lasu, wozy i ludzi.
Geolodzy zdążyli się na szczęście ewakuować, ale porwane z ziemią wozy zostały wtłoczone do jeziora i przysypane tak, że podczas późniejszej akcji zdołano wydobyć tylko jeden. Osuwisko szerokie na ponad dwieście metrów, o powierzchni 4,1 ha, wpadło do wód jeziora z takim impetem, że wypchnęło z dna luźne osady, które wypiętrzone utworzyły pośrodku wyspę o powierzchni 1,5 hektara. Na jeziorze powstała fala podobna do tsunami, która dotarła do przeciwnego końca i wdarła się w porastający brzegi las, docierając do wysokości 1,5-2 metrów.

Na szczęście nad jeziorem nikt nie mieszkał, dlatego katastrofa nie przyniosła tragicznych skutków, a sami geolodzy zdążyli uciec bez obrażeń, niemniej interesujące było aby dowiedzieć się, dlaczego reakcja gruntu była aż tak gwałtowna.

Jezioro leżało w zagłębieniu wysoczyczny morenowej, łagodnie opadającej w stronę doliny Wisły, stanowiło jednak jedynie pozostałość dawniej większego zbiornika, po upływie kilku tysięcy lat jakie minęły od ostatniego zlodowacenia w dużym stopniu zasypanego luźnymi osadami, iłami, piaskiem i kredą jeziorną. Słabo związane utwory ilaste i osady organiczne zostały jednak w późniejszym czasie przysypane piaskiem z wydm utworzonych wokoło. Miejsce w którym usadowili się geolodzy znajdowało się na krawędzi misi jeziornej, i było właśnie wysokim stokiem dawnej wydmy, opartej na luźnych, dobrze nawodnionych osadach jeziornych.
Wstrząs wywołany wybuchem amonitu upłynnił te osady które pod ciężarem dawnej wydmy wypłynęły, a wierzchnia warstwa piasków zjechała do jeziora.. Ruchowi podlegała warstwa o miąższości 5-7 metrów i łącznej objętości 0,25 mln m3, w dużym stopniu zachowująca integralność. Las porastający teren został wepchnięty do jeziora gdzie został do dziś, odcięto jedynie części pni sięgające nad powierzchnią ziemi. Ponieważ u podnóża osuwiska głębia sięga do 4 metrów, podejrzewam że może to ciekawie wyglądać pod wodą. Nad brzegiem utworzyła się płaska przestrzeń częściowo powalonego, powykrzywianego lasu, który później wycięto. Sam brzeg osuwiska to niezbyt głęboka nisza z obniżającymi się schodkowato progami, wyraźnymi jeszcze do dziś.
Podczas powtórnych badań terenowych w 2003 roku stwierdzono ustabilizowanie osuwiska, obsadzonego na nowo lasem. Wysepka na jeziorze, mimo zbudowania z luźnych, wzruszonych osadów, przetrwała i porosła trawami a nawet drzewami. Jej powierzchnia zmniejszyła się o połowę, ale wciąż jak na takie jezioro jest to dość duża wyspa.

Za przyczynę osuwiska oprócz szczególnych, nie rozpoznanych warunków geologicznych, uznano także zbyt bliską lokalizację - otwór w którym nastąpiła eksplozja leżał tylko 30 metrów od brzegu jeziora, co wraz z dość stromym stokiem powinno już wcześniej budzić obawy.
--------
* https://pl.wikipedia.org/wiki/Sejsmika_refleksyjna

* Mieczysław Banach, Zmiany jeziora Brzeźno po katastrofie z 1976 roku, Pomorska Akademia Pedagogiczna (PDF)
* Karta ewidencyjna osuwiska (PDF)

czwartek, 6 października 2016

1912 - Makabra ze starej prasy

Mówi się że dzisiejsze gazety nastawione są na silne emocje, i że dziennikarskie hieny lubują się w krwi i drastycznych szczegółach. Tymczasem przeglądając stare gazety mam wrażenie, że już wtedy poczucie wrażliwości tematu było u żurnalistów mocno przytępione, czego dowodem opis tragicznego wypadku z początku minionego wieku:


Śmierć we młynie.
Straszny wypadek zdarzył się we wsi Zemborzycach pod Lublinem. Stefan Ptaszyński, zięć młynarza dzierżawiącego młyn dworski, poszedł nocą doglądać mlewa, a ponieważ był mróz, odział się w kożuch.
Wtem, gdy przechodził koło drąga żelaznego, który jest poruszany przez turbinę, a obraca się podobno sześćdziesiąt razy na minutę, drąg ów schwycił go za kożuch i obracając się tłukł go o podłogę tak, że szczątki ciała rozbryzgane po ścianach i podłodze zbierano potem łyżkami.
 Wybiło nieszczęśliwym człowiekiem dziurę w podłodze, a nogi potrzaskane wpadły przez ten otwór w rzekę, gdzie potem ledwo zdołano je odnaleźć. Żona młynarza obudzona niezwykłym turkotem młyna obudziła męża, żeby poszedł zobaczyć, co się tam stało. Młynarz zerwał się co prędzej, biegnie do młyna, woła zięcia, niema go, nikt się nie odzywa. Wtem spojrzy - a tu kożuch okręcony na drągu. Pobiegł, zastawił turbiny, przypada do kożucha
— Boże Wielki! dziura w podłodze i rozbryzgane ciało! — Zemdlał biedny teść i leży sam jak bez duszy, aż nadszedł ktoś ze służby zbudzonej też znać przez młynarzową.
 Nieboszczyk pozostawił żonę, małe dziecko i rodziców w podeszłym wieku.

[Gazeta Świąteczna 18 lutego 1912 EBUW]
Albo choćby ten wypadek lotniczy z Wielkiej Brytanii:
 ... Lotnik wzniósł się balonem w powietrze. Jeden ze spadochronów nie otworzył się gdy już trzeba było powoli spuszczać się na ziemię i lotnik spadł z wysokości 2 tysięcy stóp. Leciał on z szaloną szybkością i spadając na jabłoń trafił głową w ostry, wystający konar. Jak jabłko nabiła się głowa na konar, odrywając odrazu od ciała, które upadło na ziemię tworząc bezkształtną masę. (...)
[Sport 19 października 1910 EBUW]

piątek, 9 września 2016

1913 - Pierwsza w Polsce śmiertelna katastrofa lotnicza

Począwszy od roku 1903 gdy bracia Wright wykonali pierwsze loty samolotem napędzanym silnikiem, lotnictwo rozwijało się bardzo szybko. Była to nowinka techniczna, zarazem jednak nie na tyle skomplikowana aby odpowiedniej konstrukcji nie dało się stworzyć w dobrze wyposażonym warsztacie, dlatego zaczęły pojawiać się modele różnej konstrukcji, a kolejne kraje zaczęły sprowadzać do siebie maszyny choćby tylko po to aby, pochwalić się ich posiadaniem. W tych pierwszych latach prawdziwym potentatem konstrukcji lotniczych stała się Francja, która już pod koniec dekady produkowała seryjnie kilka modeli.

W Polsce już w 1910 roku powstało lotnisko na Polu Mokotowskim pod Warszawą, zaczęły się tam odbywać loty ćwiczebne zarówno cywilne i sportowe, za sprawą towarzystwa lotniczego Aviata. I nie było długo czekać aby pojawiły się pierwsze poważne katastrofy - takie jak ta z 28 marca 1913 opisana przez ówczesne gazety:

"Katastrofa lotnika.
Wczoraj, o godz. 10-ej z rana na polu Mokotowskiem
wydarzyła się katastrofa lotnicza, która spowodowała śmierć lotnika.
Korzystając z ładnej pogody przedpołudniowej, sprzyjającej wzlotom, kilku lotników wojskowych urządziło ćwiczenia na aeroplanach. Wzniósł się również na aparacie „Nieuport" lotnik Aleksander Perłowski, podporucznik szkoły awiacyjnej wojskowej w Warszawie. Kiedy aeroplan znajdował się już na dość znacznej wysokości, nagle, motor przestał działać i dwupłatowiec spadł, zdruzgotany w kawałki. Lotnik Perłowski zabił się na miejscu. Katastrofa ta wydarzyła się w pobliżu koszar pułku petersburskiego.

Perłowski pochodził z Żytomierza. Najpierw służył w oddziale saperów na Syberji, a kiedy pułk, w którym służył, przeniesiono do Brześcia Litewskiego, pozostał on tam niedługo, zapragnął kształcić się wyżej i udał się do Petersburga, gdzie wstąpił na uniwersytet. Studja wyższe uprzykrzyły mu się wkrótce, zaczęło go pociągać lotnictwo i Perłowski zapisał się do szkoły lotniczej, którą chlubnie ukończył. Młody lotnik w randze podporucznika, 24 lata liczący, uchodził za zdolnego pilota. Perłowski, przejechawszy do Warszawy, zamieszkał przy ul. Polnej No 50.
Przed wzlotem zauważono, że Perłowski był zdenerwowany; aeroplanu dosiadł on w stanie bardzo podnieconym. Opowiadają, że Perłowski wyraził się do jednego z kolegów, że wzlot, który odbędzie, będzie ostatnim.

Zmiażdżone zwłoki zabitego lotnika przewieziono do
kostnicy szpitala Ujazdowskiego. Kiedy rzeczy Perłowskiego w mieszkaniu opieczętowywano, znaleziono podobno na stole kartkę, w której zmarły zawiadamiał, że uprzykrzywszy sobie życie, popełni samobójstwo i do mieszkania tego już nic wróci.
Aparat, z którym spadł Perłowski, kosztował 8,000 rubli. Śmierć Perłowskiego jednak nie wpłynęła na przerwanie wczoraj ćwiczeń lotniczych, które trwały jeszcze przez pewien czas.

Zaznaczyć należy, że katastrofa lotnicza wczorajsza jest pierwszą w Warszawie i wogóle w kraju naszym. [1]
 Nie dowiedziałem się jaki konkretnie był to model samolotu. Na poniższym zdjęciu samolot Nieuport IV, produkowany we Francji, z roku 1911:

Pierwsze pokazowe loty samolotów w Polsce odbyły się w roku 1909 na torze wyścigowym na terenie Pola Mokotowskiego. Miejsce to było w tym czasie łąką na obrzeżach miasta, między właściwą Warszawą a miejscowością Mokotów, funkcjonującą jako błonia, i stanowiącą teren ćwiczebny wojska z położonych w pobliżu koszar. Na części północno-wschodniej, między placem Unii Lubelskiej a Nowowiejską, założono tor wyścigów konnych, dopiero w 1939 roku przeniesiony na Służewiec. Tor o dobrej, gładkiej nawierzchni, mający w pobliżu rozległy niezabudowany teren Pola, idealnie nadawał się do prób, pokazów lotniczych i zawodów.
W 1910 roku postanowiono w pobliżu toru założyć regularne lotnisko, przy którym odbywały się szkolenia pilotów, zawody oraz prace nad konstrukcją własnych samolotów. Przez pierwsze dwa lata funkcjonowało jako lotnisko cywilne prowadzone przez Aviatę, potem wykorzystywane głownie na potrzeby wojska.
Bleriot XI

Czy wypadek Perłowskiego był pierwszą katastrofą lotniczą na terenie Polski? Innej, starszej, która wywołała ofiary śmiertelne, nie znalazłem. Nie była natomiast pierwszą katastrofą w ogóle.
W kwietniu 1910 roku na pokazy lotnicze przyjechał do Warszawy kierowca wyścigowy Albert Guyot, który zajmował się też lotnictwem, z własnym monoplanem Breliot XI . Odbył on kilka prób na terenie wyścigowym. Podczas drugiego lotu, nad środkiem toru zgasł mu silnik. Samolot obniżył się szybko, uderzając czubkiem o wilgotną ziemię i przewracając na plecy. Pilot został jednak tylko lekko ranny.[2] Po tym wypadku maszyna została w dużym stopniu zniszczona, lecz nie zrażony lotnik przy pomocy paru dodatkowych części montował drugi, wobec czego dziennikarze szybko zauważyli, że to pierwszy samolot zbudowany w Polsce. Na odbudowanym samolocie odbył jeszcze kilkanaście lotów.
Pierwszy polski samolot zbudowany od podstaw, na oryginalnym projekcie, wzleciał już wkrótce bo w czerwcu 1910 - zbudował go mechanik samochodowy z Warszawy Stanisław Kozłowski. Wykonał kilkanaście krótkich lotów, a w zasadzie przedłużonych skoków. Chciał zaprezentować swoją konstrukcję na pokazach lotniczych, lecz 16 czerwca podczas jednego z najdalszych lotów lądując trafił w dołek, zawadził skrzydłem o ziemię i rozbił maszynę, sam zostając tylko lekko ranny[3]

W następnych latach zdarzały się jeszcze drobne wypadki. W starej prasie znalazłem opis poważnego wypadku z lipca 1911. Młody, dziewiętnastoletni pilot podczas lotu popisywał się przed widzami. W wyniku błędnego ustawienia steru samolot obrócił się pionowo, wytracił prędkość i spadł z wysokości około 30 metrów na teren lotniska. Kierujący został ciężko ranny, ale nie doszukałem się informacji aby zmarł.[4]

Czy jednak ten pierwszy śmiertelny wypadek z 1913 roku był, jak to podawała początkowo prasa, samobójstwem? Wedle późniejszych informacji, komisja badająca wypadek nie znalazła potwierdzenia tej wieści, w papierach po pilocie nie znaleziono owej kartki z pożegnalnym listem, zaś wstępnie uznano że przyczyną wypadku mógł być błąd podczas pilotażu, pilot bowiem po raz pierwszy leciał maszyną tego modelu.[5]
----------
* Lotnisko Mokotów - Pole Mokotowskie.

[1]  Kurjer Warszawski 29 marca 1913 EBUW
[2] Kurjer Warszawski 7 kwietnia 1910 EBUW
[3] http://www.samolotypolskie.pl/samoloty/1585/126/Kozlowski-samolot2
[4] Kurjer Wileński 19.07.1911 EBUW
[5] Gazeta Lwowska 04.04.1913 JBC UJ

sobota, 3 września 2016

Wędrówka robaczka

Taką to gąsiennicę zauważyłem podczas spaceru w lesie:



Dysponując jedynie bardzo prymitywnymi zmysłami właściwie wymacuje drogę, nie pewna jakie podłoże trafi się za niespełna kilka centymetrów, ale idzie, potykając się o nierówności, aby wybrać sobie część pnia - bardziej słoneczną? Bezpieczniejszą?