poniedziałek, 26 grudnia 2011

Przedświąteczny atak bzdury

Jakość informacji w popularnych, internetowych serwisach informacyjnych, jest niekiedy porażająca. Lecz czy z braku lepszych tematów, czy zbiegu okoliczności, w ostatnim czasie zauważyłem jak jedna po drugiej pojawiają się bzdury, a jedna przebija drugą.
Nie było by to nic dziwnego, tylko że z takich stron wielu ludzi czerpie widzę, a jakoś tak mało komu chce się z nimi polemizować.

Jowisz się rozpuszcza...
Naukowcy z University of California dokonali zadziwiających obliczeń, z których wynika, że jądro tej planety się rozpuszcza. Może to doprowadzić to rozpadu Jowisza, a to będzie miało poważne konsekwencje również dla Ziemi - czytamy w prestiżowym czasopiśmie naukowym "Science".

Grupa naukowców z University of California wykonała kwantowe obliczenia prognozujące "zachowanie" tlenku magnezu (MgO), kluczowego związku występującego w jądrze Jowisza, w obecności mieszaniny ciekłego wodoru i helu z płaszcza planety. Według nich temperatura, która panuje we wnętrzu Jowisza wynosi około 16 tysięcy stopni Kelwina. W takich warunkach skała tworząca jądro planety ulega stopniowemu rozpuszczaniu. Najprawdopodobniej w przeszłości jadro Jowisza było większe niż obecnie, a proces jego rozpuszczania zachodzi od dłuższego czasu. Oznacza to, że planecie grozi zagłada. Nastąpi to dopiero za wiele milionów lat, jednak nie zmienia to faktu, że zdarzenie to będzie miało drastyczne skutki dla całego Układu Słonecznego.

Jowisz to największa planeta Układu Słonecznego. Cała planeta, poza stałym jądrem, składa się z mieszaniny gazów. Jej całkowita masa przekracza 300-krotnie masę Ziemi. Samo jądro Jowisza waży 10 razy tyle, co Ziemia. Powoduje to powstanie bardzo silnych oddziaływań grawitacyjnych. Na skutek silnego przyciągania, wokół Jowisza powstały pierścienie zbudowane głównie z asteroid, które planeta uwięziła w swoim polu grawitacyjnym.

Dodatkowo Jowisz zapewnia równowagę w całym Układzie Słonecznym. Bez tej planety najprawdopodobniej zmienią się orbity wszystkich pozostałych planet. Dodatkowo deszcz odłamków skalnych, pochodzących z pierścieni wokół Jowisza, mógłby zniszczyć pobliskie planety.
(...)
Na szczęście mamy jeszcze dużo czasu na zaobserwowanie nowych, niezwykłych zjawisk zachodzących na Jowiszu. Być może zanim jądro tej planety zupełnie się roztopi uda nam się opracować technologię, która ją uratuje lub znajdziemy sobie "drugą Ziemię", z dala od Układu Słonecznego, na której będziemy mogli się schronić.[1]
Zalew bzdury jest niesamowity. Jądro się rozpuści, Jowisz się rozpadnie a Ziemię trafią asteroidy, ale być może uda się nam naprawić tego gazowego olbrzyma...
Tymczasem oryginalna praca traktuje o czymś innym.

Uważa się, że Jowisz ma stałe, skaliste jądro, o masie 12-45 razy większej od Ziemi, zbudowane zapewne z glinokrzemianów, pokryte lodem wodnym, otoczone warstwą metalicznego wodoru, przechodzącego w ciecz helowo-wodorową, utrzymywana w tym stanie mimo wysokiej temperatury przez wysokie ciśnienie. Ciecz prawdopodobnie płynnie, przez fazę nadkrytyczą, a więc bez wyraźnej powierzchni, przechodzi w gaz, coraz chłodniejszy i coraz bardziej wzbogacony w substancje wysokowrzące.
W artykule zespołu Burkharda Militzera, przedstawiono wyniki obliczeń, w których badano, czy w opisanych warunkach minerały z jakich zapewne zbudowane jest jądro, mogą rozpuszczać się w ciekłym wodorze, który je otacza. Z drugiej jednak strony, jeśli warstwa ekstremalnie skompresowanego lodu jest szczelna, to do rozpuszczania nie będzie dochodziło. Nie da się sprawdzić tego doświadczalnie, dlatego trzeba było posłużyć się symulacjami komputerowymi.
Okazało się, że układ fazowy lód/ciekły wodór jest w tych warunkach niestabilny i wodór będzie rozpuszczał lód, mając kontakt bezpośrednio ze skalistym jądrem. Może zatem zachodzić erozja skalistego jądra. Teraz najważniejsze jest, aby zbadać jaką dokładnie średnicę ma wewnętrzne jądro. Jeśli okaże się, że jest duże, to ciśnienie na jego powierzchni jest mniejsze niż zakładano, i rozpuszczanie nie będzie zachodziło, jeśli jest małe, to znaczy, że proces jednak zachodzi. [2]

Tyle. Nic więcej artykuł nie zawiera. Jak łatwo się domyśleć, nawet jeśli jądro Jowisza rozpuści się, nie zmieni to jego całkowitej masy a co za tym idzie, nie zmieni jego olbrzymiej grawitacji, która utrzymuje go w jedności. Jowisz się nam zatem nie rozpadnie.
Najbardziej absurdalne jest w artykule z wp.pl domniemywanie, że człowiek może wymyśleć sposób powstrzymania procesów we wnętrzu tego 200 razy bardziej od Ziemi masywniejszego olbrzyma.

Przebudzenie czarnej dziury...

Astronomowie zaobserwowali gazową chmurę, która zmierza w sam środek supermasywnej czarnej dziury znajdującej się w centrum naszej galaktyki. Nikt nie potrafi do końca przewidzieć zachowania olbrzyma podczas spotkania z obłokiem. Może jednak zdarzyć się tak, że czarna dziura się przebudzi i zacznie wciągać pobliskie obiekty, w tym m.in. Ziemię.

(...)
W centrum naszej galaktyki również znajduje się supermasywna czarna dziura nazwana Sagittarius A* (symbol gwiazdki w nomenklaturze czarnych dziur wziął się stąd, że, zgodnie z obecną wiedzą, powstały one w wyniku zapadnięcia się gwiazdy właśnie). Olbrzym ma masę równą 4,3 milionom mas naszego Słońca i znajduje się 27 000 lat świetlnych od naszej planety. Jest to najbliższa nam supermasywna czarna dziura.

Jak dotąd z obserwacji astronomów wynika, że jest ona uśpiona. W porównaniu do innych czarnych dziur, nasz gigant wykazuje minimalną aktywność. Naukowcy nie znają przyczyny takiego dziwnego zachowania, ale wiedzą jedno: gdyby olbrzym mocniej oddziaływał z obiektami w naszej galaktyce, życie na Ziemi nigdy by nie powstało.

W 2011 roku astronomowie dokonali przerażającego odkrycia. Okazało się, że poruszająca się po naszej galaktyce chmura gazowa zmierza bezpośrednio w sam środek uśpionej czarnej dziury. Wcześniej takie obiekty jedynie przepływały w pobliżu olbrzyma, który „połykał” zaledwie minimalną ich część. Teraz „jedzenie” samo zmierza bezpośrednio do niego i być może zbudzi go ze snu.

Według naukowców czarne dziury powiększają się właśnie na skutek wciągnięcia chmur gazowych znajdujących się w ich pobliżu. Podczas takiego zjawiska następuje zwiększenie aktywności czarnej dziury, czyli obiekt zaczyna mocniej oddziaływać grawitacyjnie z materią. Oznacza to, że po pochłonięciu przez Sagittarius A* dostatecznie dużej ilości gazu może on zacząć „zjadać” obiekty znajdujące się w naszej galaktyce, czyli m.in. Ziemię.

Chmurę obserwowano już od 2003 roku. Jest ona trzykrotnie większa od Ziemi i początkowo poruszała się z prędkością około 1200 km/s. Przez lata przyspieszała i w tej chwili jej prędkość wynosi 2350 km/s. Obłok kieruje się bezpośrednio w sam środek Sagittariusa A*. Aktualnie gaz jest zimny, ma około 280 st. Celsjusza, ale gdy dotrze do czarnej dziury, jego temperatura gwałtownie wzrośnie.

Naukowcy twierdzą, że chmura osiągnie cel w ciągu dwóch lat. Ich zdaniem Ziemi nie grozi niebezpieczeństwo...[2]
Najoczywistsze co przychodzi do głowy, to: jak można straszyć konsekwencjami tego zdarzenia, gdy sami astronomowie mówią, że będzie ono niegroźne?! A no po to, aby zwiększyć klikalność na link do artykułu, a co za tym idzie, wpływy z reklam.

Zastanówmy się teraz nad tymi "przerażającymi konsekwencjami".
Sagittarius A* to intensywne, punktowe źródło promieniowania radiowego we wnętrzu naszej galaktyki, widocznego w obszarze gwiazdozbioru Strzelca. Same jądro jest zakryte chmurą pyłu międzygwiezdnego i w świetle widzialnym go nie dostrzeżemy. Wszystkie modele wskazują, że jedynym wyjaśnieniem właściwości obiektu, jest założenie, że mamy do czynienia z supermasywną czarną dziurą, o masie 2,3 miliona mas Słońca, pochłaniającą pewną ilość materii, która zbliżając się do niej rozgrzewa się, emitując promieniowanie w szerokim spektrum, w tym fale radiowe i promieniowanie X. Porcje pochłanianej materii są nieregularne i co jakiś czas obserwuje się mniejsze lub większe pojaśnienia.
Zaraz, zaraz... czarna dziura jest kilka milionów razy cięższa od Słońca, a obserwowane obłoki gazu o wielkości trzech średnic Ziemi. A zatem masa obłoku jest znikoma w porównaniu z masą obiektu. Co stanie się, gdy obok zostanie wessany przez dziurę? A no radioźródło pojaśnieje, pojawi się kilka rozbłysków a astronomowie będą mieli frajdę, że udało się im zaobserwować to "na żywo".
Ponieważ jak wspominałem, masa gazu jest w porównaniu z dziurą znikoma, znikomy będzie też wzrost oddziaływania grawitacyjnego. Dziura nie zacznie zatem wchłaniać na potęgę wszystkiego co jest wokół a już na pewno nie zassie nagle ziemi. Jest zresztą od niej oddalona o miliony milionów kilometrów. To co zrobili Zakrywcy jest więc sianiem dezinformacji pod pozorem serwisu popularnonaukowego.


---------
[1] http://odkrywcy.pl/kat,111402,title,Jadro-Jowisza-sie-topi,wid,14097067,wiadomosc.html
[2] http://sciencereview.berkeley.edu/read/fall-2011/core-issues/
[3] http://odkrywcy.pl/kat,111402,page,2,title,Ziemie-czeka-zaglada-poprzez-wessanie-przez-czarna-dziure,wid,14085263,wiadomosc.html

wtorek, 20 grudnia 2011

Z dawnej prasy: Gryzinos

Jak podawała Gazeta Warszawska:

Zabawne zdarzenie czytamy w wiadomościach z Chełmna, w Prussach Zachodnich, gdzie szcze-gólniejszy w całém mieście panuje od paru dni popłoch. Oto rozeszła się tam pogłoska, że wieczorem pokazuje się nagle, nie wiedziéć zkąd się biorąc, jakiś wysoki, chudy mężczyzna, a napadając kobiety ogryzuje im nosy. Rzeczywiście byłby to w téj mroźnej i dla téj właśnie części ciała tak nieprzyjaznej porze, osobliwszy jakiś apetyt.
Jednakże mieszkańcom Chełmna nie można było tego wybić z głowy, gdyż są tam niektórzy, co się klną w żywe oczy, że niebezpiecznego gryzinosa istotnie widzieli, ba! umieją nawet cytować z nazwiska nieszczęśliwe ofiary, które tego krwiożerstwa doznały, choć ściślejsze badania zawsze wieść tę jako fałsz okazują. Nie przeszkadza to przecież coraz dalszemu szerzeniu się popłochu, nie przeszkadza rozmaitym domysłom, które co do osoby gryzinosa już krążą lub nieustannie powstają. Jedni utrzymują, że to jakiś nieszczęśliwy zapamiętalec, który w napadzie wścieklizny ludzi w ten sposób kaleczy; inni uważają go za rozpasanego rozpustnika; najpowszechniejsze przecież mniemania, że to upiór. Tego tylko brakowało! a przecież ojczyzna upiorów nie jest i nie była nigdy w nadwiślańskich krainach; pomimo to oryginalne tam krążą definicye o owym upiorze.
Najciekawszą z nich jest ogólna w Chełmie upowszechniona; powtarzamy ją dla tych których zabobony gminne interessują. Podług zdania tamecznych mieszkańców, upiory są utworem szatana, w ten z pewnych ludzi dokonywany sposób. Zmarłemu przerzyna diabeł skórę na karku, wytrąca z niéj kości i ciało, a nadąwszy skórę, puszcza ją w świat na postrach i utrapienie poczciwych ludzi. Historya upiora w Chełmnie na kobiece polującego nosy, przypominająca głośny przed rokiem popłoch w Bawaryi, względem urzynauia warkoczy, jest nowym dowodem, jak łatwo baśnie brukowe szerzą się i wzrastają i jak obfite w zabobonności ludu znajdują karmę. Tam przecież nie sam gmin grzeszy łatwowiernością, gdyż i tacy co już chcą uchodzić za coś więcéj, wierzą jednak baśni i po swojemu ją tłómaczą.
Bezwątpienia jest to wymysł jakiegoś pustaka lub dowcipnisia. Jeden przecież skutek przerażenia i okazał się już w Chełmnie: oto nie widać tam teraz wieczorem żadnéj dziewczyny inaczéj, jak w towarzystwie przynajmniéj jednego obrońcy!
[Gazeta Warszawska, nr.335 1859]

Wygląda zatem na to, że absurdalne miejskie mity nie są wyłączną domeną dzisiejszych czasów.

niedziela, 18 grudnia 2011

Wir umywalkowy

Jak każdy dobrze wie, po wyciągnięciu korka z napełnionej wodą umywalki, zacznie ona wirować przeciwnie do kierunku obrotu wskazówek zegara, i oczywiście przyczyną tego zachowania jest siła Coriolisa. Tylko że to akurat nie prawda.
Albo część prawdy.

Siła Coriolisa
jest uznawana przez fizyków za siłę pozorną. Siły takie związane się nie z rzeczywistym oddziaływaniem jakichś energii, a jedynie są odstępstwem od przewidywanego skutku działania tych sił rzeczywistych, a to dlatego, że działają w układzie nie inercjalnym. Tak jest na przykład z bezwładnością. Gdy siedzimy w wagonie kolejowym, a pociąg zaczyna hamować, czujemy że jakaś siła pcha nas do przodu a lżejsze przedmioty toczą się w tamtym kierunku. W rzeczywistości nie działa tu jednak żadna siła a tylko jej pozór. Gdy bowiem pociąg zwalnia, przestaje być dla nas układem inercjalnym, a tym co pcha nas do przodu jest nadany nam uprzednio pęd, za sprawą którego nasze ciało stara się zachować ruch jednostajny.
Podobne siły powstają gdy mamy do czynienia z układem obracającym się. Chęć zachowania przez ciała ruchu prostoliniowego, przybiera postać pozornej siły odciągającej je od osi obrotu - siły odśrodkowej.


Siła Coriolisa pojawia się gdy ciała poruszają się po wirującej powierzchni. Gdybyśmy stanęli na na przykład obrotowej scenie teatru i mieli za zadanie iść od jej środka po linii prostej do osoby stojącej na zwykłej scenie, to siłą rzeczy pozostawimy na jej obracającym się kręgu zakrzywiony ślad, co chwil bowiem musimy schodzić trochę w bok aby nadal być na wyznaczonej linii. Gdybyśmy znajdowali się na kilku kilometrowej obracającej się krze lodowej i dla zabawy puścilibyśmy z jej środka kulę aby się toczyła do brzegu, to jej tor również ulegnie zakrzywieniu, będzie bowiem toczyła się po linii, a kra będzie obracała się pod nią.
Gdyby jednak kra była tak wielka, że nie mieli byśmy porównania, czy obraca się ona czy też nie, to widząc takie zakrzywienie moglibyśmy uznać, że jakaś siła odchyliła tor kuli w jedną stronę. Ziemia jest taką krą, i choć obraca się na tyle jeszcze wolno, że nie czujemy siły odśrodkowej, to jest to obrót wystarczająco szybki, aby tor wystrzelonego pocisku został o pewną wartość odchylony, aby powietrze zasysane do środka niżu zaczęło po odchyleniu napędzać jego wirowanie i aby w podobny sposób odginały się prądy morskie prowokując cyrkulację.
Rzecz ładnie prezentuje ten film, na którym kulkę puszczano po wklęsłej, obracającej się tacy, do której przymocowano kamerę.


Innym efektem działania tych pozornych sił, jest Wahadło Foucaulta - przyrząd pozwalający zademonstrować ruch obrotowy ziemi. Główne założenie jest proste - płaszczyzna wahań wahadła swobodnego, pozostaje stała w przestrzeni. Gdy zawiesimy takie wahadło na biegunie ziemia będzie się obracała, ale wahadło nadal będzie wahało się w takim kierunku w jakim zostało puszczone. Dla obserwatora będzie to wyglądało tak, że linia łącząca punkty największych wychyleń powoli okręca się wokół środka, aby powrócić do pierwotnego położenia po 24 godzinach. Dla niższych szerokości geograficznych, ten czas całkowitego obrotu jest coraz dłuższy, bo i wahadło drga wtedy pod kątem do osi obrotu ziemi, a gdy znajdzie się na równiku, skręcanie płaszczyzny drgań ustaje zupełnie. Można to zobaczyć na żywo w centrum nauki "Kopernik" w Warszawie, ja zaś widziałem to na wieży zamkowej we Fromborku, podczas zlotu miłośników astronomii OZMA 2008. A tutaj film pokazujący 12 godzinne wahania takiego wahadła w Japonii, w 1000 krotnym przyspieszeniu. To wahadło ma magnetyczny mechanizm, napędzający je bez wpływu na kierunek drgań.

No i co to wszystko na ma wody w umywalce? Gdy wyciągamy korek, woda zaczyna być zaciągana do środka, pokonując pewną drogę. Ponieważ jednak dzieje się to na ziemi, na poruszającą się wodę powinna działać siła Coriolisa, zaś sumą odchyleń wszystkich strumieni powinno być powstanie wiru napędzającego się wraz z zacieśnianiem. Sęk w tym, że im mniejsza jest odległość po której porusza się strumień wodny, tym mniejsze wychylenie wynika z działania tej siły. W umywalkach jest ono tak małe, że ginie wobec takich zaburzeń, jak turbulencje przepływu, pozostałości wirowania po nalewaniu czy zaburzenia związane z wyciąganiem korka. Dziś z ciekawości parę razy sprawdzałem to w zlewie, i czasem woda kręciła się w lewo a czasem w prawo. Wydaje się, że duże znaczenie ma tu praworęczność i geometria umywalek. Czy jednak taki efekt nigdy nie może powstać? Może, ale w specyficznych warunkach.

w 1908 roku niejaki Otto Tumlirz przedstawił pracę naukową, w której opisał swoje doświadczenia z ruchem wody. Napełniał wodą zbiornik o średnicy 1,8 metra przy pomocy 1100 litrów wody i pozostawiał na dobę aby wszelkie ruchy związane z napełnianiem zamarły, w pomieszczeniu o stałej temperaturze aby wykluczyć wpływ konwekcji, i wyciągał od spodu korek zakrywający otwór dokładnie pośrodku zbiornika. W ten sposób mógł wykluczyć powstawanie zaburzeń ruchu. Po około kwadransie dawało się zauważyć, że woda w centrum zbiornika zaczęła wirować, co poznawał po ruchu rzuconych na powierzchnię kawałków korka. Po wielu takich spuszczeniach i uśrednieniu wyników uznał, że rzeczywiście efekt Coriolisa ma tutaj znaczenie.
Jak łatwo policzyć, po wyciągnięciu korka ruchowi do środka podlegała warstwa wody o grubości 4 cm i na odległości maksymalnie 90 cm.
Wyniki doświadczenia były zapewne opisywane przez ówczesną prasę i jak łatwo się domyślić, dziennikarze nie zaprzątali sobie głowy warunkami technicznymi, tylko ogłosili, że wyciągając korek z wanny możesz dowieść ruchu ziemi. Sami jednak przyznacie, że umywalka czy wanna z korkiem, to sytuacja całkiem inna od tej w doświadczeniu. I woda może zawirować tak "jak powinna" ale może i na odwrót. Zlew to nie ocean.

Ale zaraz zaraz - zapyta ktoś - przecież raz w jednym programie pokazywali, że jak się stanie na równiku i spuszcza wodę w umywalce, to na jednej półkuli wiruje w jedną a na drugiej w drugą stronę! A owszem, widziałem to raz u Cejrowskiego. W miejscach gdzie równik jest oznaczony, można to sobie zobaczyć za parę dolarów. Sęk w tym, że trzeba wiedzieć dokładnie gdzie jest równik, aby móc kilkoma krokami przejść z jednak półkuli na drugą. W większości przypadków oznaczenia stałe są raczej orientacyjne. Nawet GPS daje trochę rozbieżne wyniki, związane choćby z niezupełną kulistością Ziemi, i wyznaczana linia równika może raz znajdować się dokładnie tutaj, a raz kilkanaście metrów dalej.
Znacznie dokładniej można wyznaczyć przebieg południków, te bowiem liczy się od umownego punktu - południka 0 w Greenwich Dokładnie zaś, za linię południka uznaje się ten, który przebiega przez oś główną największego teleskopu w królewskim obserwatorium astronomicznym w Greewich (dziś dzielnica Londynu).
Więc to z pokazaniem wiru na równiku, to pic na wodę, tajemnica polega jak podejrzewam, na odpowiednim nalewaniu wody, aby wytworzyć pewien wstępny wir.
---------
źródła:
* http://en.wikipedia.org/wiki/Coriolis_effect
* http://www.jakubw.pl/faq/fizyka/node41.html
*

niedziela, 11 grudnia 2011

W tym roku wojny nie będzie!

Inżynier Stefan Ossowiecki pełnił w latach międzywojennych mniej więcej taką samą rolę, co współcześnie Jackowski. Znany i uznany za jasnowidza, telepatę, psychokinetyka i Bóg wie kogo jeszcze. Rodziny zaginionych zgłaszały się do niego z prośbą o wizję. Znani przybywali doń na seanse, a prasa co i rusz zapytywała: co się wydarzy? Czy umrze ktoś znany? Czy będzie wojna?
A jasnowidz szczegółowo objaśniał co też widzi.

Przeglądając dawną prasę natknąłem się w związku z tym na intrygujący wątek, związany z przepowiednią, stanowiącą najbardziej może jaskrawą jego pomyłkę, oto bowiem w lipcu 1939 stwierdzał:
Wojny nie będzie! - twierdzi Ossowiecki

Dzisiejszy "Ekspress Por." zamieszcza wywiad ze znanym jasnowidzem inż. Ossowieckim, który z całą stanowczością twierdzi, że w tym roku wojny nie będzie. O Włoszech mówi Ossowiecki, że nigdy nie pójdą przeciwko Polsce. Polskę wiązą z Włochami silniejsze więzy, niż Włochów z Niemcami. Gdańsk pozostanie wolnym miastem.
Inż. Ossowiecki twierdzi, że prawdziwa burza nadciąga do Europy z zupełnie innej strony - ze strony Azji.
"Wojna na dalekim wschodzie, to groźne ostrzeżenie dla Europy - mówi inż. Ossowiecki. - Japończycy pójdą dalej. Będą postępowali ku zachodowi. Pociągną Chińczyków. Żółta rasa coraz bardziej zagraża rasie białej. Nasze tu w Europie waśnie idą z pewnością żółtej rasie na rękę. Żebyśmy później nie żałowali...
- A Rosja?
- Rosja nie da rady. Zostanie zepchnięta, pochodu żółtej rasy nie zatrzyma.
- A Rosja w stosunku do nas?
- Nie pójdzie na razie z nami, ale nie pójdzie też w żadnym wypadku przeciw nam..."
W końcu inż. Ossowiecki oświadcza, że jedzie wypocząć nad piękne polskie morze - do Orłowa. [Kurier Bydgoski , Piątek, 7 lipca 1939 r.] KPBC
Bardziej niestety pomylić się nie mógł, a powtórzył swoje słowa jeszcze drugi raz, przybywszy na targi nauki i techniki:
Zwiedziwszy Targi dochodzi się do wniosku, że naród, który potrafi takie rzeczy wyrabiać, nie będzie pozostawał w cieniu i według mnie stoi przed nim w przyszłości zajęcie jednego z pierwszych miejsc w Europie. Będzie zajmował poczesne miejsce wśród tych mocarstw, z którymi świat będzie się liczył. Taki naród jak nasz, nie może zginąć i dla nas wojna nie jest straszną. W tym roku jej nie będzie - mówi opowiadający i patrzy ponad naszymi głowami w dal... [Dziennik Poranny 11.05.1939] WBC
Żółta rasa i silne związki z Włochami stanowiły najwyraźniej jego koniki, skoro w przepowiedni na rok 1938 twierdził, że co prawda w Europie wojny nie będzie, ale Japonia sprzymierzy się z Chinami i żółta rasa uderzy na Rosję, która nie będzie w stanie powstrzymać ataku, dlatego Polska powinna zacieśnić kontakty z Włochami. Te w prawdzie należały do państw osi, ale podobieństwa kulturowe miały sprawić, że będą Włochy naszym sojusznikiem. [Kurjer Bydgoski, środa, 29 grudnia 1937] KPBC

W tym kontekście zagadkowe jest powtarzające się współcześnie twierdzenie, że jasnowidz przepowiedział nie tylko wybuch ale nawet datę wojny. Wydaje się że wszelkie takie informacje pochodzą z późniejszych relacji czy pism własnych, w których opisywał jak to przewidział wojnę ale nie chciał nikogo straszyć i nikomu nie powiedział.

wtorek, 29 listopada 2011

Drobne rośliny kwiatowe (3.) - Psianka

Kwiaty psianki słodkogorzkiej nie należą może do specjalnie niepozornych, mają nawet dosyć jaskrawy odcień fioletu, zwykle jednak z całą rośliną kryją się w krzewach i wśród wysokich traw i zapewne mało kto zwrócił na nie wcześniej uwagę.
Psianka słodkogórz (słodko-gorzka) to stosunkowo pospolita roślina jednoroczna lub wieloletnia, o drewniejącej, długiej łodydze, mogącej wspinać się na inne rośliny (gałązka z owocami na następnym zdjęciu zwisała z żywopłotu na wysokości oczu, więc pęd wspiął się prawie na dwa metry). Chętnie porasta wilgotne zadrzewienia i zarośla. Po raz pierwszy rozpoznałem ją, gdy wychylała się spomiędzy trzcin nad rzeką.
Jest bliską krewniaczką pomidora jadalnego. Jest nawet taka odmiana małych deserowych pomidorków, której pokrój i liście wyglądają bardzo podobnie, jedynie kwiaty są u pomidora białe. Również psianka wytwarza owoce:Czerwone, wodniste jagody, pojawiają się na pod koniec lata i jak cała roślina są silnie trujące.

Po spożyciu owoców lub liści, początkowo czuje się słodycz, przechodzącą w cierpką gorycz - stąd nazwa. Objawy zatrucia początkowo sprowadzają się do wymiotów i biegunek, by dla dużych dawek przejść do zaburzenia rytmu serca, utraty przytomności i porażenia oddechu, mogącego prowadzić do zgonu. Najbardziej narażone są oczywiście dzieci, mogące zjadać soczyste owocki.

Główną trucizną, charakterystyczną dla całej rodziny, jest solanina, najbardziej znana jako trucizna skiełkowanych ziemniaków. Chemicznie rzecz biorąc jest to glikoalkaloid - a więc alkaloid związany wiązaniem glikozydowym z pewną resztą cukrową. Jest to połączenie charakterystyczne dla toksyn tego rodzaju roślin. W kwiatach występuje jeszcze solasodyna, zaś w korzeniach beta-solamaryna.
W jednym z badań wykazano, ze związki te chamują wzrost niebezpiecznych bakterii jak E.coli, Enterobacter, Staphylococcus (gronkowiec) [1], nie sądzę jednak, aby przydały się w lecznictwie. Specyficzną toksyną tego gatunku jest glikozyd soladulcyna, która zapewne odpowiada za działanie łagodzące objawy reumatyczne [2] dla którego używano roślinę w medycynie ludowej, jednak z uwagi na ryzyko zatrucia przestała być w tym celu używana.



-------
[1] Biological activity of alkaloids from Solanum dulcamara L.,
Nat Prod Res. 2009; 23 (8) :719-23
[2] http://www.henriettesherbal.com/eclectic/bpc1911/solanum-dulc.html

poniedziałek, 14 listopada 2011

11 11 11

Przedwczoraj minęła dość szczególna chwila. Dnia 11 listopada roku 2011 nastąpiła godzina 11 h 11min i 11 sek. W tym stuleciu podobny układ na datowniku już się nie powtórzy. Oczywiście dobrze wiedziałem o tym i postanowiłem uchwycić tą chwilę - wyciągnąłem na pulpit okienko z datą i godziną i w momencie kulminacyjnym zrobiłem zdjęcie ekranu:


W sumie mogłem tam jeszcze obok wsadzić swoje współczesne zdjęcie, ale nie pomyślałem. Wiele osób zapewne przegapiło ten moment. Inni mogli właśnie maszerować ulicą w pochodach. ale byli i tacy, którzy oczekiwali czegoś niezwykłego.

Tereny wokół Wielkiej Piramidy w Egipcie zostały tymczasowo zamknięte dla zwiedzających. Oficjalnie powodem są drobne prace konserwatorskie, jednak prawdopodobnie zarządzający terenem obawiali się, że pojawią się tram rzesze ludzi wierzących plotce, że tego dnia wokół piramidy będą się działy niezwykłe rzeczy. Na przykład spłynie na nas kosmiczna energia, albo energia piramidy się uaktywni (pod warunkiem masowego przeprowadzenia pod nią jakiś rytuałów).
Wedle innych, tego dnia, z bardzo rozmaitych przyczyn, miały nastąpić światowe kataklizmy, jedna z przepowiedni ostrzegała przed atakiem terrorystycznym na Tamę Hoovera co groziłoby zalaniem Las Vegas - tym który widzą w nim miasto grzechu, wizja taka najwyraźniej bardzo odpowiadała.

Cały ten szał jest spowodowany numerycznym sposobem zapisywania dat, stosowanym w wielu zegarach i datownikach, w którym pomija się cyfry oznaczające stulecia pozostawiając tylko dwie ostatnie i z 11. 11. 2011 robi się 11:11:11 - przyznacie chyba, że w pełnej wersji wygląda to mniej efektownie. Właściwie nie daje się znaleźć numerologicznego, astrologicznego czy kosmicznego wyjaśnienia, dlaczego ten dzień miałby być niezwykły. Zresztą jakie znaczenie dla Kosmosu mają mieć cyferki zapisu daty jednego z ludzkich kalendarzy? Kalendarz jest strukturą sztuczną, wymyśloną aby odmierzać czas. Jego istnienie w takiej a takiej postaci zależy tylko od tego jak ludzie się ze sobą umówią. Reformę gregoriańską jakoś planety przetrwały.

Za jakiś czas opowiem o innych ciekawych datach.



------
* http://news.discovery.com/human/the-111111-effect.html

piątek, 4 listopada 2011

"Ostrokręg wodnisty"



Kontynuując temat trąbologii podaję informację o ciekawym przypadku aż sprzed 180 lat:

P. Zenowicz opisuie ziawisko które widział w mieyscu mieszkania swoiego, Mińskiey gubernii, Dzińskim powiecie, w folwarku Psui,
O mil sześć od miasta powiatowego Dzisnej tyleż mil od miasteczka Głębokiego, przy samey granicy gubernii witebskiey, pomiędzy jeziorami Szszo i Dołhe zwanemi. Dnia 3 czerwca, po długich upałach, nastąpił silny deszcz niekiedy nieznośnym przeplatany skwarem; około godziny 4-tey z południa rozpogodziło się zupełnie, wiatr iednak południowo-wschodni dął dosyć silnie. O 5-tey zupełnie się uciszyło, a wpół godziny ukazała, się na wschodzie mała i ciemna chmurka, szybkim pędem w kierunku wspomnionego wiatru posuwająca się nad iezioro Szo, blisko dwóch mil kwadratowych powierzchni maiące, a o 3oo sążni od dworu odległe. Zaledwo chmura weszła po nad iezioro, nagle wzrastać zaczęła i deszcz rzęsisty z małym gradem padać zaczął; obłok iuz był na 3-ey części ieziora , gdy postrzegłem ostrokręg wodnisty, podnoszący się z ieziora, podstawą trzymaiący się chmury, wierzchołkiem , jakoby trochę ściętym, dotykaiący się powierzchni wody. Jezioro nagle się wzburzyło nadzwyczaynie, i woda z wielką szybkością postępowała w górę, iakoby pompą prowadzona, a o kilka dopiero sążni od powierzchni wody, nabierała ruchu wirowego, zawsze w górę podeymuiąc się. Tym sposobem przez pół godziny zwolna nad ieziorem przechodziła, a poźniey pociągnęła ponad błotną łąką wzdłuż krynicznego rowu napotkawszy na swey drodze stosy drzewa do niewidzialney wysokości z sobą unosiła, zawsze nadaiąc im ruch wirowy; i o kilkadziesiąt sążni na przód rzuciła; gdy zaś weszła na mieysca wyższe i suche, wtenczas ziawił się deszcz nadzwyczay ulewny; a trąba czyli kolumna wodna zdawała się wahać i w górę podnosić, lecz to tylko trwało póty nim me weszła na koniec ieziora Dołhem zwanego; a wtenczas pociągnięta naysilnieyszą attrakcyą, kolumna wodna znowu się chwyciła, że tak wyrażę powierzchni wody. Daley przeszedłszy znowu na ląd, napotkała na swem przeyściu człowieka, ze wsi sąsiedzkiey prowadzącego konia z roboty: obu porwała w swe wiry, konia rzuciła do bliskiego rowu; człowiek zaś znalazł się także odniesionym daleko; powiada że w przestrachu utracił przytomność i nie pamięta, co się z nim stało; czuł iednak silne potłuczenie ciała, i krew mu szła przez nos i usta. Daley trąba szła co raz nam znikaiąc z widoku dla odległości mieysca; postępuiąc zawsze w kierunku iezior, blisko od siebie położonych; chmury się późniey rozszerzyły i deszcz nadzwyczayuy padał ze dwie godziny po zniknieniu fenomenu. Widok ten tem był dziwnieyszy, że cały ten fenomen odbył się przy nadzwyczaynem uciszeniu się atmosfery, chmura mała, do którey się trąba przykleiła, nie zakrywała całego widnokręgu; kolumna zatem wody, zupełnie była widzialną i wydawała się nakształt szklanney leyki, wodą napełnioney, w którey przelewanie się wirowe, postępowanie w górę i opadanie wody, naylepiey widzieć można było. Pas, przez który trąba przechodziła, przy ziemi mógł nie więcey sążni 5o zaymować, i na niem było zboże wygniecione i drzewa połamane, z resztą fenomen żadney szkody nie uczynił w sąsiedztwie; ulewa iednak tak była wielką, że młyny i groble niektóre sąsiedzkie poznosiło, zasiewy pozmywało , kilkadziesiąt ludzi prostych będących na robociźnie we dworze i temu zdarzeniu przytomnych, lękali się w podziwieniu, aby wszystka woda ze wzburzonego ieziora Szszo nie uszła w górę; szum zaś tak był wielki przy przeyściu fenomenu, że prawie głuszył, będąc bardzo podobnym do szumu, iaki się daie słyszeć przy wodospadach rzek wielkich i porohach. Osądziwszy ten fenomen dosyć rzadkim na stałym lądzie i kommunikuiąc powszechności, o rzetelnym bycie fenomenu zaręczam.
Jan Zenowicz Art. gwar. Por. Fil. Kand.
W SOBOTĘ d. 9 PAŹDZIERNIKA i83o. Powszechny dziennik krajowy
Jest to zatem niezwykle dokładny opis trąby wodnej, powstałej nad pojezierzem. Miałem pewien problem w zlokalizowaniu tego miejsca na współczesnych mapach, wreszcie odnajdując wymienione punkty topografii w okolicach Ziąbek w powiecie Witebskim, na terenie obecnej Białorusi. Niestety współczesne mapy Białorusi są zaskakująco niedokładne. Na Google Maps widać tylko większe miejscowości, drogi i rzeki, zaś Jeziora Szo nie mogłem odnaleźć. Dopiero Mapster pomógł mi w tym.
Bardzo szczegółowa mapa okolic Głębokiego z lat międzywojnia[2] podaje biegi drobnych cieków wodnych, jezior, rozkład i nazwy miejscowości, dworów i folwarków, dzięki czemu można wnioskować o przebiegu wydarzeń. Przede wszystkim aby pojawić się nad Szo a potem przejść krótko nad Dołhem, trąba musiała iść z południowego wschodu na północny zachód z przewagą kierunku północnego. Znajduję tam też "rów kryniczny" czyli małą rzeczkę otoczoną zabagnionymi łąkami. Autor nie mógł podać bliższych informacji na temat przebiegu trąby za Dołhem, wspominał jednak, że przesuwała się nad kolejnymi jeziorami i niszczyła lasy.
Założyłem więc, że pojawiła się nad jeziorem, przeszła w pobliżu małego strumyka wpadającego do Szo od północnego wschodu, przeszła przez południową część jeziora Dołhe mijając wieś Draczyno, która mogła już wówczas istnieć, i do której zmierzał uniesiony wieśniak, następnie szła pewien czas po zalesionych wzgórzach wzdłuż brzegu aby znów znaleźć się nad Dołhem, co przy podawanej szerokości 50 sążni (1 sążeń - ok. 1,75 m więc 50 sążni to 80-90 metrów) dawałoby następującą ścieżkę przejścia:

Dalej mogła pojawiać się i w innych miejscach, ale mapa i się kończy a obserwator nie wiedział. Gdyby przechodziła bardziej w kierunku zachodnim przeszłaby przez większą wieś Obrąb, która mogła już wówczas istnieć, i zahaczyła by zapewne o jezioro Psuja - zaś autor relacji o tym by zapewne wspominał, jako że to dosyć jeszcze blisko. Gdyby przeszła bardziej na północ uderzyłaby w Kamionkę. Ponieważ o zniszczeniach w tych miejscowościach nie ma wzmianki, można uznać taki przybliżony przebieg za usprawiedliwiony.

Zależnie od przyjętych założeń początku i końca kontaktu z ziemią, ścieżka przejścia miałaby długość przynajmniej 4-6 km, porównując z liniami siatki rozstawionymi tu co 2 km, choć mogła być dłuższa bo wedle autora trąba znikła mu z oczu w powodu odległości a nie zaniku. Opis wyglądu i zachowania pasuje do tornada nie związanego z wirującą superkomórką burzową - zresztą o burzy i grzmotach nie ma tu wzmianki - typu landspout. Trąba tego typu nie jest zwykle zbytnio silna, i rzeczywiście, prócz unoszenia drewna, połamania drzew i uniesienia człowieka, nie mamy tu nic więcej nad powiedzmy średnie F2.

Przypadek ten należy do najlepiej opisanych z XIX wieku do jakich się dogrzebałem. Ciekaw jestem swoją drogą, czy białoruscy meteorolodzy o nim wiedzą - bo jest to zapewne jeden ze starszych przypadków na tych terenach.

-------
[1] Powszechny Dziennik Krajowy, 9 października 1830 EBUW
[2] http://igrek.amzp.pl/3907