Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ze starej prasy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ze starej prasy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 16 lipca 2011

F6 w Lublinie?


Spośród polskich trąb powietrznych z pewnością najbardziej znaną jest ta z 1931 roku z Lublina. Przyczynił się do tego IMGW, który w oficjalnych opracowaniach podaje dla tego przypadku rekordową wartość prędkości wiatru - 522 km/h. Podawany opis budzi grozę:
Prędkość wiatru trąby powietrznej, która wystąpiła 20 lipca 1931 r. w okolicy Lublina wahała się według wyliczeń naukowców od 110 do 145 m/s (co równa się ciśnieniu dynamicznemu 765 - 1314 kg/m2). Wiatr zniszczył wówczas budynki o murach 50 cm grubości, przewrócił stojące na szynach kolejowych załadowane wagony towarowe, powyginał konstrukcje żelazne.[1]
Zakres 110-145 m/s to 360-522 km/h. Gdyby ta ostatnia wartość miała być prawdziwa, to przewyższałaby najwyższą zmierzoną bezpośrednio wartość 517 km/h zanotowane przez przenośmy radar Dopplerowski w wirze tornada z Oklahoma City w 1999 roku.[2] Co więcej, byłby to prawdopodobnie pierwszy w Europie przypadek tornada o sile F 5 w starej skali. Co to oznacza?

Skala "F" została stworzona w 1971 roku przez japońskiego meteorologa Tetsuy'a Fujitę (znanego jako Ted Fujita) dla określenia intensywności tornad. Podstawą dla przypisania tornadom określonej kategorii jest w niej rozmiar i charakter pozostawionych na ziemi zniszczeń. Wyszedł tu z logicznego założenia, że wiatr zdolny zerwać dach, jest silniejszy od tego, który tylko zrywa dachówki, a wir który przewraca samochody, słabszy od takiego, który przerzuca je w inne miejsce, jeśli więc będziemy znali zniszczenia, będziemy w stanie ocenić siłę zjawiska. Skala została pomyślana jako rozpięta pomiędzy skalą Beauforta a skalą Machów - "Zero" Fujita odpowiada wartości 8 Beaufortów, i opisuje zniszczenia minimalne bądź brak, F12 to prędkość dźwięku, czyli 1 Mach. W praktyce jednak stosuje się wartości między F0 a F5 , w jakich mieszczą się obserwowane zjawiska.

Tornada F0 powodują minimalne uszkodzenia, polegające na połamaniu gałęzi, przewróceniu słabo zakorzenionych drzew czy zerwaniu dachówek.

Tornada F1 zaczynają zrywać większe połacie pokrycia dachowego, przyczepy kempingowe i samochody osobowe mogą zostać zepchnięte z drogi lub przewrócone, zniszczone mogą zostać konstrukcje w rodzaju blaszanych garaży i altan.

Tornada F2 zrywają w całości dachy, uszkadzają konstrukcje drewnianych szkieletowych domów, popularnych w USA; drzewa wyrwane lub złamane; wagony kolejowe przechylone

Tornada F3 zrywają dachy i fragmenty murów z domów, łamią i wyrywają drzewa na dużej powierzchni, unoszą i przenoszą samochody, przewracają wagony

Tornada F4 burzą domy i mury, wykolejają pociągi, rzucają samochodami i przewracają wieżowce

Tornada F5 unoszą i przenoszą na pewną odległość domy o konstrukcji szkieletowej, domy murowane burzone do fundamentów, samochody i inne równie ciężkie przedmioty są przerzucane na odległość ponad 100 metrów, budynki żelbetonowe i stalowe poważnie uszkodzone, drzewa okorowane. Na tym filmie widać zniszczenia wewnątrz budynków

Skala oparta na wielkości zniszczeń została potem uzupełniona o wartości prędkości wiatru odpowiadające danym przedziałom. Przedział F5 to wiatr o prędkościach 419-512 km/h. Teoretycznie możliwe są wyższe stopnie, stąd niekiedy uznaje się, że tornado z Oklahomy należało do kategorii F6, jednak rekordowa wartość wiatru nie została zmierzona na wysokości ziemi, lecz kilkadziesiąt metrów nad nią, a skala Fujity dotyczy wiatru oddziałującego na przedmioty na ziemi. Dlatego Tornado z Oklahomy za należące do F6 nie może być uznane.

A to z Lublinem? No cóż, jeśli rekordowa siła wiatru została oceniona na podstawie zniszczeń na ziemi, to wówczas lubelskie tornado byłoby jedynym kwalifikującym się do kategorii F6. Oczywiście pod warunkiem, że górne wartości siły zostały zmierzone dokładnie - a co do tego można mieć wątpliwości.
Nie znam oryginalnej pracy R. Gumińskiego z 1936 roku, w której podał takie wyliczenia, stąd trudno mi ocenić poprawność metody obliczeniowej, zapoznałem się jednak ze źródłami opisującymi szkody w Lublinie w 1931 roku, i jakoś nigdzie nie widzę tam zniszczeń, które pasowałyby nawet do tornad F5.

Zniszczenia po F5 w Xenia, Ohio 1974

Jakich zniszczeń należałoby się wówczas podziewać? Kamienice były burzone do fundamentów, samochody i wagony przerzucane na znacznie odległości, budynki o konstrukcji stalowej byłyby skręcone, bruk i asfalt zerwany z dróg... ogółem infrastruktura miejska w miejscu wystąpienia najsilniejszych szkód przestałaby istnieć. Tymczasem ówczesna prasa podaje opisy znacznie słabszych zniszczeń - choć wciąż są to opisy robiące wrażenie.

Przewrócone wagony

Jak to było z tymi "załadowanymi wagonami towarowymi"?

Jak opisuje "Głos Lubelski" z 22 lipca 1931 już na kilometr od miasta objawiła się siła lubelskiego "orkanu". Miał on wywrócić dwadzieścia wagonów towarowych stojących na bocznicy. Pustych.

Co prawda wspomina się, że niektóre zostały postawione kilka metrów od toru, ale puste wagony w typie bydlęcych, a więc ze ściankami z desek jak wskazują zdjęcia zamieszczone na tym blogu , to coś całkiem innego niż "załadowane wagony".
Zresztą wagony z ładunkiem też były. Wedle "Ziemi Lubelskiej" z 22 lipca 1931 roku, trąba przewróciła na dworcu kolejowym kilkanaście wagonów pustych, i dwa przewożące konie wyścigowe przygotowywane do wyścigów na torze we Wrotkowie. W wagonach był też dżokej, ciężko ranny wskutek tego. Poranione konie trzeba było dobić.
Przewrócenie i najwyżej na kilka metrów uniesienie pustych wagonów to zniszczenia odpowiadające tornadu F3, tak jak na powyższym zdjęciu z maja 1931, kiedy do w stanie Minnesota trąba o tej sile wywróciła wagony pociągu Empire Builder, raniąc 117 pasażerów i zabijając jednego[3]

Zniszczone budynki:
Ówczesna prasa dosyć szczegółowo opisuje zniszczenia budynków. Całkowicie zmiecione miały być stodoły na przedmieściach i domy drewniane, również tartak na rogu Zamojskiej i Piłsudskiego. Z domów na osiedlu robotniczym Bronowice zerwane dachy. Z Rzeźni miejskiej, cukrowni i fabryk zerwane blaszane dachy. W niektórych miejscach, jak opisują reporterzy, miało dochodzić do uszkodzenia murów i wybijania w nich dziur. Kominy fabryczne zostały przewrócone.
Wszystkie te zniszczenia mieszczą się w zakresie od słabego F3 do być może słabego F4, choć nie znalazłem zdjęć przedstawiających te najciężej uszkodzone budynki

Inne uszkodzenia:
Wiadomo, że tornado unosiło ludzi. Pewien policjant przeleciał w ten sposób kilkanaście metrów. Inną kobietę wiatr wrzucił do wzburzonej rzeki; na placu Bychawskim kilka osób zostało rzuconych o ściany kamienic. Autobus miejski został uniesiony i roztrzaskany o ścianę domu. zerwane dachy były przenoszone nawet pól kilometra od pierwotnego budynku, choć natknąłem się na informację, że blachę z dachu rzeźni znaleziono w lasku pod Wólką - wsią kilka kilometrów za miastem.
Co do autobusu, nie wiem jakiej konstrukcji był to pojazd, lecz podejrzewam, że rozmiarami i wagą być zbliżony do współczesnych. Znanych jest wiele przypadków uniesienia autobusów, głównie autobusów szkolnych. Na przykład w 1992 roku F3 tornado uniosło szkolny autobus w Pasquotank County, raniąc 21 uczniów.[4] Do uniesienia człowieka wystarczy F2, natomiast już wichura potrafi nieść dach na znaczne odległości, dzięki efektowi żagla powstającemu na dużej powierzchni pokrycia dachowego.

Wcale nie najsilniejsze?

Wygląda zatem na to, że większość opisywanych szkód mieści się w przedziale F3, być może niektóre zniszczenia wskazywałyby na F4, ale trzeba by znaleźć wyraźne zdjęcia szkód aby móc to ocenić. Prędkości wiatru mieściłyby się więc w granicach 254-332 km/h, a zatem przeszacowanie siły wiatru musiało być znaczne.
Wobec tego należałoby uznać, że lubelskie tornado nie tylko nie było najsilniejszym na świecie, ale i w Polsce, skoro wedle ocen pamiętne trąby powietrzne z Opolszczyzny osiągały siłę F4. Są to oczywiście tylko moje oceny, choć nie sądzę aby specjaliści mieli w tej sprawie diametralnie różne zdanie. Podobny przypadek miał miejsce 15 maja 1958 roku, kiedy to "huragan" nad Rawą Mazowiecką zniszczył drewniane budynki, zerwał 80% dachów w mieście, uszkodził ściany szczytowe i uniósł autobus z dziećmi jadącymi na wycieczkę, przerzucając go przez rząd drzew.
O tym przypadku też będę pisał.
Trzeba pamiętać, że nie sama siła decyduje o wielkości zniszczeń. Lubelska trąba była o tyle wyjątkowa, że pojawiła się w centrum dużego miasta i przetaczała się przez obszary gęstej zabudowy. Zwykle trąby nawiedzają u nas małe wioseczki, bądź powalają lasy, natomiast przypadków aby pojawiły się w dużych miastach jest doprawdy niewiele. A właśnie wówczas są najgroźniejsze z uwagi na duże skupienie ludzi. W tym wyjątkowo dla Stanów Zjednoczonych tragicznym roku jedno tylko tornado o sile F5 w mieście Joplin, mniej więcej wielkości mojej Białej, zabiło 153 osoby, inne w Tuusula 87 osób.

Natomiast co do F5 w Polsce - znalazłem taki podejrzany przypadek ze Słonimia, obecnie należącego do Białorusi, gdzie w 1890 roku trąba powietrzna zmiotła całkowicie siedem wiosek, przenosiła w całości drewniane domy na odległość kilkudziesięciu metrów, i zburzyła kilkanaście murowanych kamienic - co dokładnie odpowiadało by zniszczeniom po takim zjawisku.

>> Dopisek z 20.07.12
Ponieważ ostatnie trąby powietrzne na Pomorzu nagłośniły temat, media przypominają też o trąbie z Lublina - a bardzo nośna medialnie wieść że była naj naj jest tu głównym argumentem. Wartoby chyba zapytać IMGW jak oni się odnoszą do tych rekordowych wyliczeń, co do których narosły już takie wątpliwości.
----
Przypisy i źródła
[1] IMGW: Trąby powietrzne w Polsce[2]
en.wipiedia:1999 Bridge Creek - Moore tornado
[3] islandnet.com: Tornadoes and trains
[4] wral.com
* http://en.wikipedia.org/wiki/Fujita_scale
Ponadto numery Ziemi Lubelskiej i Głosu Lubelskiego z lipca i sierpnia 1931

czwartek, 14 lipca 2011

Diabeł wirujący



Powstaje nagle, bez ostrzeżenia. Najczęściej jest to słoneczny, upalny dzień, miejscem zaś może być sprażony kanikułą miejski plac, boisko, pole czy skoszona łąka. Wśród rozedrganej śreżogi pojawia się wir, zrazu niewielki, podobny tym, które w listopadowe słoty przetacza spadłe liście po parku, potem coraz większy i szybszy, porywający kłęby kurzu, trawy, liści, gałązek...

Czyżby trąba powietrzna? Skądże.

Znad nagrzanej słońcem ziemi unosi się ciepłe, więc lżejsze powietrze. W dużej skali, przebijając się przez warstwy chłodniejszego powietrza tworzy kominy termiczne, na których szczycie tworzą się czasem chmury cumulus. Chętnie korzystają z nich szybownicy, którzy dzięki pędowi unoszącego się powietrza mogą nabrać wysokości bez używania silnika. Również ptaki wykorzystują ten efekt aby zaoszczędzić sił w trakcie dalekich lotów, stąd często można zobaczyć jak kołują w grupie nad jakimś miejscem.
W mniejszej skali strugi powietrza o różnej temperaturze, załamując promienie światła wywołują drżenie krajobrazu, i miraże, zwłaszcza nad asfaltową nawierzchnią ulicy.
Gdy jednak powietrze unosi się nierównomiernie, wskutek nierówności terenu, czy zróżnicowanego nagrzewania się terenu, mogą w nim powstać zawirowania. Jeśli są one wystarczająco silne aby obniżone ciśnienie wewnątrz utrzymywało strugi wirującego powietrza w coraz bardziej zacieśniającej się kolumnie, przekształcają się w wiry podobne do tornada, gdy zaś osiągną siłę wystarczającą, aby unieść kurz z podłoża, stają się widoczne dla ludzi. Kolejne porcje zassanego ciepłego powietrza napędzają wir obniżając ciśnienie, co powoduje zassanie kolejnej porcji powietrza, tworząc stosunkowo stabilną strukturę. Najchętniej pojawia się na wykoszonych łąkach, zaoranych polach, nad placami i ulicami miast, na plażach i polanach. Czasem może zapędzić się nad taflę wody, zasysając pył wodny.
Co ciekawsze, taki wir pyłowy nie powstaje wyłącznie na Ziemi - już sondy Viking sfotografowały na Marskie długie, ciemne smugi, których pochodzenie była dla naukowców niejasne aż do czasu wprowadzenia na Marsjańską orbitę sondy Mars Global Surveyor, która sfotografowała tuman kurzu kreślący jedną ze smug. Również marsjańskie łaziki Spirite i Opportunity sfotografowały ich pojawianie się na powierzchni planety - akurat dla nich były to zbawienne spotkania, bowiem silniejsze podmuchy zwiewały z paneli słonecznych osiadły na nich pył.
Nie znalazłem informacji, czy zjawisko to ma naukową, meteorologiczną nazwę. Zwykle mówi się na nie z angielska Dust Devil - czyli diabełek pyłowy, czasem też przez analogię do innych takich zjawisk używa się określenia Dustnado. U nas najczęściej używa się określeń "trąba pyłowa" bądź "trąbka powietrzna" - choć to ostatnie jest już mylące.

Jest to zjawisko krótkotrwałe, trwa od kilkunastu sekund do kilku minut, w wyjątkowych przypadkach do pół godziny, zazwyczaj osiąga średnicę jednego-dwóch metrów i wysokość do kilkunastu, jednak niekiedy osiąga znaczne rozmiary ze średnicą do 50 metrów i wysokości nawet kilometra. Od trąby powietrznej poza rozmiarami odróżniają go też warunki - powstaje w gorące, słoneczne dni, często przy bezchmurnej i bezwietrznej pogodzie. Mimo to często jest z nią mylony; dwa lata temu media doniosły, że na mazurach przy słonecznej pogodzie pojawiła się trąba powietrzna. [1] Wir pyłowy, obserwowany wówczas nad jeziorem Nidzkim, mógł być tylko dustnadem, a to z braku chmur burzowych, które mogą wygenerować prawdziwą trąbę.

Jak silny może być taki wir?
Siła takiego zjawiska jest znacznie mniejsza niż dla prawdziwego tornada, i zwykle wystarcza do zassania kurzu, piasku, słomy i liści; przewrócenia ogrodowych parasoli, plastikowych krzeseł i koszy na śmieci; czy wywrócenia źle zakotwiczonych namiotów - dlatego też tylko w wyjątkowych warunkach Dust Devil może wywołać szkody czy jakiekolwiek zagrożenie. Najbardziej chyba znanym takim przypadkiem, jest wypadek polskich paralotniarzy uwieczniony na tym filmie . Podczas startu ze szczytu Skrzycznego opodal Szczyrku, będącego jednym z ulubionych miejsc startu, krótkotrwały wir pyłowy, który utworzył się na stoku, zassał dwóch przygotowujących się do startu paralotniarzy. Gdy zanikł, pozostali oni w powietrzu z nieprawidłowo rozłożonymi skrzydłami; twarde lądowanie skończyło się potłuczeniami i złamaniem paru żeber.
14 września 2000 roku bardzo silny wir pyłowy zdemolował tereny targowe w Coconino Country, (USA) unosząc i uszkadzając namioty i wiaty stoisk. Kilka osób zostało wówczas rannych, zaś siłę wiatru w wirze oceniono na dochodzącą do 120 km/h , co odpowiada sile tornada EF0 (zdjęcia). Spotkałem się z podobnym przypadkiem w Polsce, bodaj z 2007 roku, gdy trąba rudego pyłu rozrzuciła namioty na festynie, raniąc niegroźnie jedną osobę, nie mogłem jednak ponownie odnaleźć tej informacji.
W maju tego roku w USA trąbka pyłowa uniosła nadmuchiwany zamek podczas festynu, raniąc sześcioro znajdujących się tam dzieci [2]. Ogółem zatem są to sytuacje, gdy podmuch uniósł lekkie konstrukcje. Znane są jednak przypadki, gdy zjawisko osiągało wyjątkowo dużą siłę, powodując ciężkie obrażenia, a nawet śmierć.
Znany stał się przypadek śmierci amerykańskiego pilota , który w 2008 roku zmarł przygnieciony przewróconą przez wiatr szopą. Początkowo sądzono, że ów silny wiatr był skutkiem burzy bądź zjawiska microburst, powodującego gwałtowny i krótkotrwały podmuch, jednak wyjątkowo lokalny zasięg i brak odpowiednich warunków sprawiły, że za winowajcę uznano silnego Dust Devila, którzy przewrócił budynek [3]. W 2003 roku silna trąba pyłowa poderwała dach domu w Lebanon w stanie Maine, zapadnięty dach zabił starszego mężczyznę [4]. W Australii za najsilniejszy przypadek takiego zjawiska, nazywanego tam Willy-Willy lub Whirly-Whirly, uznano ten z West Perth Swan w stanie Victoria. 26 listopada 1996 roku, co na półkuli południowej odpowiada początkowi lata, wir pyłowy pojawił się na przedmieściach, przechodząc między domami trasą o długości kilkuset metrów. Wedle świadków poruszał się szybciej od innych dotychczas widywanych, i bardzo szybko urósł do wysokości kilkudziesięciu metrów. Uderzywszy w jeden z domów zerwał z niego całkowicie solidny dach i przeniósł na kilkanaście metrów, mógł zatem osiągnąć wyjątkową dla takich zjawisk siłę F1. Ciekawa jest tu relacja jednego ze świadków, który twierdzi, że gdy wir przechodził obok niego dostrzegł w jego półprzezroczystym wnętrzu ciemny rdzeń, co sugerowałoby że spadek ciśnienia w leju był na tyle duży, że zaczynało dochodzić do krótkotrwałej kondensacji pary wodnej w zassanym powietrzu. [5]

W Polsce na szczęście nie notowano tak silnych zjawisk, choć natknąłem się na relację z roku 1936 z okolic Warszawy, gdzie kilkumetrowy wir kurzu wyrywał młode drzewka a nawet przewrócił przechodzącego obok człowieka. Zjawisko wiru pyłowego jest stosunkowo częste, w minionych latach mieliśmy bardzo liczne przykłady sfotografowane bądź sfilmowane przez przypadkowe osoby, na przykład we Wrocławiu, czy w Warszawie, zaś dwa lata temu znany stał się przypadek z Krakowa, gdy wir pojawił się nad torowiskiem tramwaju - zdjęcie z tego przypadku zamieściłem powyżej. Przykładem wyjątkowo dużego zjawiska, osiągającego jak oceniam wysokość 100 metrów jest dust devil z Niwek na tym filmie, zaś za najładniejszy uznaję ten wir z kopalni w Bogatyni. W dawniejszych czasach takie przypadki nie były odnotowywane bądź to dlatego, że obserwujący uważali je za zjawisko normalne, często się pojawiające, bądź to z powodu małego rozpowszechnienia aparatów fotograficznych i kamer. Dziś trąba powietrzna jest zjawiskiem znanym, dlatego bardzo do nich podobne trąby pyłowe wzbudzają zainteresowanie.

Najstarszym polskim przypadkiem jaki znalazłem i któremu można przypisać konkretne miejsce i czas, jest ten z roku 1822 z Warszawy, gdy wir kurzu wywołał zdumienie przechodniów. Jak opisuje Kurjer Warszawski z dnia 20 maja (pisownia oryginalna) :

Wczoraj ogodzinie 2 popołudniu, na placu za Żelazną bramą, przed straganami przekupek, na przeciw Saskiego ogrodu siedzących, powstała Trąba powietrzna która niebardzo silna, iednakże porwała kurg i piasek uliczny, wzniosła go wpostaci słupa zupełnie prosto padłego, w ogólności kilkunastu sążni, i w wirowym swoim biegu postąpiwszy w linii równo odległej od ogrodu Saskiego kilkanaście kroków, wzięła kierunek przeciwny tamtemu, słabieiąc co raz bardziej zniknęła w pierwszym kląbie ogrodu. Patrzący pytali się nawzaiem co to znaczy? powstały rozmaite domysły i wnioski bardzo zabawne; iednak to zdarzenie naturalne nie pociąga za sobą żadnych złych skutków; a niniejsze opisanie udzielonem zostało Redakcji Kurjera od naocznego świadka iednego z uczonych Professorów Uniwersytetu.
"Kurjer Warszawski" Nr. 120. Poniedziałek. 20. Maja. r: 1822. [6]


Ciekawym wątkiem są nazwy tego zjawiska, wszędzie bowiem utożsamiano je z diabłami, demonami, nieprzyjaznymi duchami. Angielska nazwa Dust Devil, to przecież "Diabeł pyłowy". Nie inaczej jest w Polsce.
Glogier podaje, że mówiono na takie wiry "Djabelskie wesele" bądź "Djabły tańcują", mówiono też "Diabeł wirujący" czy "Diabeł tańczący oberka". Wir taki rozrzucał złośliwie stogi siana, sypał piaskiem w oczy i znikał równie raptownie jak się pojawiał. Wierzono, że napotkanie takiego "kręciołka" może przynieść nieszczęście bądź chorobę "z zawiania cugiem", charakterystyczny jest tu taki opis:
Sam rozmawiałem kiedyś ze starym wieśniakiem, z okolic Lipska nad Biebrzą, który mi z całą stanowczością dowodził, że kiedy przed laty spocony wyszedł ze stodoły, w której młócił cepem żyto, nadleciał "cug". W wirze powietrza zauważył on maleńkiego czarno ubranego człowieczka, który radośnie klaskał w dłonie. Kiedy po kilku minutach wrócił do stodoły stwierdził, że prawy bark oraz szyję ma jakby sparaliżowane. Nie miał więc żadnych wątpliwości, że został "zawiany" przez powietrzne istoty demoniczne. [7]
Czasem ów demon powietrzny miał konkretne imię, przy czym najczęściej mówiono nań Bartek, Bartek Srala, Antek, Kusy Kuba, Pijany Jaś itp. Na pomorzu nazywano je "kręćkami". Niekiedy uważano, że jest to dusza powieszonego, która została niejako w powietrzu, zawieszona między niebem a ziemią. Możliwe, że w czasach przedchrześcijańskich mówiono na nie Wiły, jak to zdarza się jeszcze niekiedy na Bułgarii, sądząc że to powietrzne demony "wijące się" w powietrzu. W słowiańskiej demonologii - a przynajmniej w tej jej postaci, jaka dostępna była etnografom - wichrami i burzami zajmował się Latawiec. A tak swe spotkanie z Bartkiem opisywała mieszkanka wsi Dziurków:
"Ano wsieło się, tako kołyska była zrobiona, takie cóś, płachte się przywiązało i dziecko się włożyło. Spory kwawałek śmy w pole tam pośli, akurat od lasu był taki Bartek, że tak mówu, że zawsze w tym miejscu taki Bartek jest wychodzi z lasu i tak wirował. Boze kochany, prosto w kołyskę, hyyy! dziecko już leży. Jo krzycze, lece pryndko, mówie: Oj Boże ta Madzia się chyba udusiła. Ale nic się nie stało. Toto leciało i tak zwijało się, zwijało i tako trąba leciała, aby pisgało wszystko"[8]
Można jednak było takiego diabła wirującego odpędzić. Zwykle wystarczyło przeżegnać się, lub wezwać Boga; mówiono "Jezu, Maryja Ratujcie!", inna formułka brzmiała ""Wiatereczku kochany leć tam, gdzie złe pany". Można było wreszcie zaszkodzić diabłowi czyniąc mu krzywdę, zatem rzucano w wiry widłami, grabiami, kamieniami, nożami... Zwykle po zaniknięciu wiru miano znajdować na ziemi plamę krwi, choć w niektórych opowieściach rzucony nóż zwracał mężczyzna ze świeżą blizną. [6] Z kolei we wsi Włosłów mówiono, że jeśli rzucić w wir święcone jajko, to się tego diabła wewnątrz zabije - ciekawe tylko kto zwykł nosić przy sobie taki ładunek? [9]
Wyjątkowo ładny wir z Norwegii

Opisane warunki powstania takich zawirowań, mogą zaistnieć też i w innych sytuacjach, wywołując zjawiska podobne. Bardzo silne zawirowania powstają niekiedy w ogniu wielkich pożarów. To tak zwane tornado ogniowe (Firenado), może wyrywać drzewa, rzucać ludźmi a przede wszystkim przenosić pożar na większe odległości. Opisywano wiry ogniste, które podczas burzy ognia w zbombardowanym przez amerykanów niemieckim mieście Drezno w 1945 roku, niszczyły budynki i wrzucały ludzi w płomienie. Wir powietrzny powstać może również nad śniegiem, będąc nazywany diabłem śniegowym (Snow Devil). Inne wiry powstają w mglistych oparach pojawiających nad dużymi zbiornikami wodnymi wieczorem wraz z obniżeniem temperatury, nazywane Steam Devil lub Fognado . Podobne, krótkotrwałe zawirowania powstają w kłębach pary ulatniającej się z kominów dużych elektrociepłowni - sam obserwowałem kiedyś, jak przy dwudziestostopniowym mrozie z komina pobliskiej ciepłowni wysunął się cienki, szybko wirujący wąż pary, sięgający kilku metrów w dal.

W którymś z następnych artykułów może opiszę i inne ciekawe przypadki takich zjawisk.

-----
[1] http://www.ro.com.pl/aktualnosci/tresc/2452/Traba_powietrzna_nad_Jeziorem_Nidzkim/
[2] http://www.asylum.co.uk/2011/05/17/bouncy-castle-tossed-into-the-air-by-dust-devil-injures-six/
[3] http://trib.com/news/local/article_4110c8cd-9301-506d-87b4-b42efd543e00.html
[4] http://www4.ncdc.noaa.gov/cgi-win/wwcgi.dll?wwevent~ShowEvent~499035
[5] http://australiasevereweather.com/storm_news/1996/docs/9611-03.htm
[6] Kurjer Warszawski, Nr. 120. Poniedziałek 20 Maja. r: 1822. ,EBUW Warszawa
[7] Świat topielców i rusałek, Bohdan Baranowski
[8] Piotr Lasota, Ludowa wizja postrzegania rzeczywistości w świetle historii mówionej, s.37 Biblioteka Teatr NN
[9]R. KOSEŁA. Świat nadprzyrodzony Włosłowa. PBC Rzeszów

* http://en.wikipedia.org/wiki/Dust_devil