środa, 22 lutego 2017

1984 - Trąba powietrzna w Bukowinie Tatrzańskiej

W drugiej połowie listopada 1984 nad kraj nadciągnął głęboki niż, którzy przechodząc nad wybrzeżem osiągnął głębokość 965 hPa, należał więc do niżów głębokich. Wywołany nim kontrast ciśnień spowodował powstanie silnego wiatru, dochodzącego miejscami do 35 m/s, który wywołał sporo szkód i kilka ofiar śmiertelnych. Do najgroźniejszego zdarzenia doszło w Bełchatowie na terenie elektrowni, gdzie jeden z dźwigów złamał się zahaczając o drugi. Spadające szczątki zabiły trzech pracowników:
Ale najciekawsze zjawisko pojawiło się na południu, w znanej miejscowości wypoczynkowej:

Górale tatrzańscy wiele mogą powiedzieć o groźnym żywiole zwanym halnym wiatrem, który znad szczytów Tatr spada kaskadą skłębionych chmur, lecz trąba powietrzna należy tu do rzadkości.
Gdy w głębi kraju szalały wichury, a Zakopane nękał halny wiatr, nad Bukowiną Tatrzańską pojawiła się nieoglądana od bardzo dawna trąba powietrzna. Szła pasem szerokim na 40 m i łamała drzewa na wysokości 5 m nad ziemią. Bukowinę Tatrzańską zaległy iście nocne ciemności a była to pora południowa. Lejowaty stwór sięgający szczytem wierzchołków Tatr kroczył zygzakiem, jakby po torze slalomu giganta. Obszedł w koło dom wczasowy FWP Tęcza nic mi nie robiąc, i skierował na dom wczasowy FWP Watra. Ważący parę ton wielki dach z blachy został zerwany wraz z krokwiami, belkami i obmurowaniem betonowym i uniesiony w górę a następnie odfrunął w nieznanym kierunku, gdyż wczoraj, w niedzielę, jeszcze go nie odnaleziono.
W domu FWP nie było wczasowiczów, gdyż turnus zimowy miał rozpocząć się 5 grudnia br.(...)
Nie oszacowano jeszcze strat wyrządzonych w drzewostanie leśnym przez który prowadzi korytarz szeroki na 40 m i ciągnący się na znacznej przestrzeni.
[Dziennik Polski poniedziałek 26 XI 1984 MBC]
Ten wyraźnie zaznaczony i wąski pas w lesie stanowiłby najlepsze potwierdzenie wystąpienia trąby (dziennikarski opis leja aż do szczytów Tatr mógł być obrazowym porównaniem a nie relacją świadka). Oba ośrodki wczasowe istnieją do dziś. Najwyraźniej trąba w tych okolicach musiała przejść nad doliną potoku Poroniec, być może tam niszcząc las, i omijając z bliska "Tęczę", potem przeciąć drogę wojewódzką nr. 961 w miejscu gdzie nie ma zabudowań i uderzyć w leżącą na samym skraju Watrę. Potem jednak w ciągu 200-300 metrów powinna zaniknąć, bo inaczej uderzyłaby w gęściej zabudowaną część miejscowości na wysokości kapliczki Wielkiego Twórcy Tatr.

Bardziej interesującą kwestią jest jednak to, jak właściwie coś takiego mogło tam powstać? Listopad to na trąby nietypowa pora, w archiwach wyłapałem tylko dwa takie zdarzenia. Jeszcze bardziej nietypową okolicznością byłby halny, który z reguły wysusza Pogórze i utrudnia powstawanie układów konwekcyjnych.  Brak zresztą informacji o burzy i gradzie. Możliwe więc, że było to zjawisko trąby nie związanej z superkomórką tzw "landspout" której wystarcza do istnienia strefa zbieżności wiatru, a taka mogła się wytworzyć na granicy między strefą objętą fenem a strefą wiatru związanego z niżem i jego frontami.
W każdym razie, nietypowy przypadek.

piątek, 17 lutego 2017

Czy można gotować wodę drugi raz?

Kilka dni temu na portalu ABC Zdrowie pojawił się intrygujący artykuł na temat gotowania wody[1].
Jak tłumaczy autorka, nawyk aby nie wylewać nie zużytej wody po zagotowaniu czajnika tylko później podgrzewać drugi raz jest szkodliwy, bo minerały w wodzie stają się toksyczne, oraz wówczas wydzielają się (z nikąd) groźne substancje, arsen, azotany i fluorki. Artykuł jest bałamutnym i głupim straszeniem odwołującym się do codziennych czynności, ma odkryć przed czytelnikiem niesamowitą prawdę na temat śmiertelnie groźnego błędu popełnianego podczas robienia herbaty. Robi to jednak tak źle i naiwnie, że w komentarzach pod artykułem nie znalazłem pozytywnych opinii wskazujących, że czytelnicy się nabrali.

Już wtedy myślałem o tym, aby napisać tutaj coś na temat jakości artykułów w popularnych portalach, tym bardziej, że autorka wedle notki biograficznej należy do stowarzyszenia Dziennikarze dla Zdrowia i dostała nagrodę w konkursie Dziennikarz Medyczny Roku 2016, więc może robić za ekspertkę. Jednak gdy przeczytałem, że to z wykształcenia absolwentka filologii polskiej i "fascynatka zdrowego trybu życia" tknęło mnie, że chyba kiedyś o niej pisałem.
Tak - to ta sama Ewa Rycerz której artykuł o "krótkotłuszczowych kwasach łańcuchowych" omawiałem jesienią. Który to nie dość, że zawierał podobnego rzędu bzdury i przekręcenia, to dwa akapity okazały się zawierać nadmierną inspirację (plagiat) z innego artykułu internetowego.

Źródło pierwsze - Czajnikowy
Czy podobnie mogło być w tym przypadku? Skopiowałem ostatni akapit, wrzuciłem w wyszukiwarkę i trafiłem idealnie - około połowy tekstu to przeformułowany artykuł ze znanego portalu Czajnikowy.pl [2]. Artykuł z zeszłego roku napisany przez Rafała Przybyloka też skupia się na podwójnym gotowaniu wody i wymienia kilka argumentów przeciwko. Wykorzystane przez Rycerz fragmenty to głownie końcówka i niektóre zdania z punktów wymieniających argumenty. Zostały nieco przeformułowane, na przykład dwa zdania połączono w jedno, albo zamieniono słowo na wyraz bliskoznaczny, ale podobieństwo, argumenty i kolejność pozostały zachowane:
ABC Zdrowie:
"Przegotowana woda jest pozbawiona dużej ilości tlenu, a co za tym idzie – staje się doskonałym środowiskiem do rozwoju różnych bakterii beztlenowych. Jak przekonują specjaliści, już po jednym dniu od zagotowania, nie powinniśmy pić wody, która ostygła w otwartym naczyniu. Powód? Mogły się w niej już rozwinąć kolonie bakterii."

Czajnikowy.pl:
 "Woda przegotowana pozbawiona jest dużej części tlenu. Oznacza to, że staje się świetnym środowiskiem dla rozwoju różnego rodzaju bakterii beztlenowych, które dostają się do otwartych naczyń z powietrza. Woda, która ostygła stojąc otwarta już po jednym dniu nie powinna być pita ponieważ, jak dowodzą badania, rozwijają się w niej kolonie bakterii."
ABC zdrowie:
" Gotowanie wody jest niezbędnym procesem. Pozwala zniszczyć występujące w płynie drobnoustroje, dlatego jest wskazane. Nie warto jednak robić tego dwukrotnie. Jeśli wystygnie i nie zostanie zużyta, można podlać nią kwiaty lub wlać do żelazka."
Czajnikowy:
 "Pamiętajmy zatem, że przegotowanie wody pozwala zniszczyć występujące w niej drobnoustroje i jest jak najbardziej wskazane. Ponowne jej gotowanie jednak nie powinno stać się naszą codzienną praktyką. Wczorajszą wodę z czajnika lepiej wykorzystać do innych celów jeśli żal nam ją wylewać. Można nią na przykład bezpiecznie podlewać kwiaty, do herbaty użyjmy jednak świeżej."

ABC Zdrowie:
" Podczas gotowania część zawartych w wodzie soli mineralnych staje się nierozpuszczalna. Takie minerały odkładają się w nerkach, prowadząc do rozwoju kamicy nerkowej."
Czajnikowy.pl:
 Część naturalnych soli mineralnych zawartych w wodzie w skutek ogrzewania stają się nierozpuszczalne. Mogą one powodować powstawanie kamieni nerkowych.
Pełne porównanie podejrzanych fragmentów:
Źródło drugie - The Sun
Między artykułami jest nieco różnic, na przykład w jednym wymienione są azotany a w drugim selen, choć potem w podpunktach na temat szkodliwości pojawiają się znów związki azotu. Gdy rano skopiowałem artykuł, nie było ponadto żadnej informacji skąd autorka to wszystko wie. Jedynym poświadczeniem mieli być nie określeni "eksperci". Potem jednak, być może w związku z trzema setkami negatywnych komentarzy, artykuł edytowano dodając informację, że tak oto twierdzi specjalistka Julie Harrison, co stanowiło niezłą asekurację. ("nie oskarżajcie mnie o nic bo to nie ja tak twierdzę tylko ta ekspertka")
Ale też było przyczynkiem do dalszych poszukiwań.

Julie Harrison to Brytyjskia dietetyczka. W 2015 roku wydała e-booka z poradami na temat zdrowego stylu życia. W ramach promocji książki wrzuciła na Youtube kilka filmów skrótowo podsumowujących niektóre ciekawostki. W tym film o tym czemu nie powinno się ponownie gotować wody. Na podstawie filmu powstał opublikowany w listopadzie 2015 artykuł w brukowcu The Sun.[3]

Artykuł posłużył za źródło zarówno dla Rycerz jak i dla portalu Czajnikowy.pl, ale o ile ten drugi opisał rzecz w zasadzie swoimi słowami i jeszcze dodał od siebie kilka informacji (oraz zamienił azotany na selen), o tyle artykuł z ABC Zdrowie zawiera nie wyróżnione cytaty przetłumaczone dość luźno ale jednak rozpoznawalne.
ABC Zdrowie:
Gotowanie po raz drugi, a czasem nawet trzeci, sprzyja także wydzielaniu się niebezpiecznych dla zdrowia substancji. Mowa tutaj o azotanach, arsenie i fluorkach.
The Sun:
 The chemicals in the water get concentrated,
things like nitrates, arsenic and fluoride. “Every time you reboil the water, they get more concentrated
ABC Zdrowie:
 Z azotanów powstają kancerogenne nitrozoaminy, które w pewnym stopniu przyczyniają się do rozwoju nowotworu krwi – białaczki oraz chłoniaka nieziarniczego. Arsen, gdy odkłada się w organizmie człowieka, prowadzi do zaburzeń płodności, chorób serca, jest także przyczyną kłopotów ze strony układu nerwowego.
The Sun:
Nitrates turn into nitrosamines and become carcinogenic. These chemicals have
been linked to diseases like leukemia and non-Hodgkin lymphoma as well as
various types of cancer.
Meanwhile arsenic accumulates which can result in cancer, heart disease,
infertility and neurological problems.
Jest także podobne zdanie o solach wapnia powodujących kamicę, jednak wykazuje większe podobieństwo do zdania z artykułu Czajnikowy.pl


Problem z Czajnikowym
Niemniej wykrycie źródeł informacji z artykułu nie było jedyną irytującą rzeczą jaką odkryłem. Drugą był fakt, że będący bliższy oryginałom i bardziej samodzielny artykuł ze znanego portalu Czajnikowy.pl jest mimo wszystko równie bałamutny i zły co ten już omówiony, i to przy pomocy większej ilości argumentów, które warto tu rozważyć:

1. Woda przegotowana pozbawiona jest dużej części tlenu. Oznacza to, że staje się świetnym środowiskiem dla rozwoju różnego rodzaju bakterii beztlenowych, które dostają się do otwartych naczyń z powietrza. Woda, która ostygła stojąc otwarta już po jednym dniu nie powinna być pita ponieważ, jak dowodzą badania, rozwijają się w niej kolonie bakterii. - zgadzam się, pytanie tylko czego tak na prawdę dotyczy ta przestroga? Ostrzeżenia aby nie gotować wody drugi raz, czy może raczej aby nie wypisać zostawionej w otwartym naczyniu wody czy herbaty gdy minęło już trochę czasu od kiedy się gotowała? W tym drugim przypadku rzecz jest zrozumiała, bywa że rano odkrywamy na stole herbatę zrobioną wczoraj wieczorem i zapomnianą, więc teraz dopijamy ją na zimno lub dolewany trochę ciepłej. Nie wiem natomiast co by miało nam zaszkodzić w tym pierwszym przypadku. 
Przecież podczas drugiego gotowania tej samej wody wszelkie bakterie zginą. No chyba, że komuś zalągł się w czajniku z powietrza wzięty szczep toksycznych ekstremofili, mogących namnażać się w wodzie zimnej (i bez substancji odżywczych) i przetrwać gotowanie, ale to mało prawdopodobne. Tym bardziej że czajnik nie jest za bardzo otwartym naczyniem. Te elektryczne są o tyle izolowane, że zwykle wyloty zawierają filtr na stałe cząstki. 
2. W czasie gotowania wody następuje kondensacja substancji nierozpuszczalnych w wodzie, również tych pierwiastków, które w niewielkich ilościach są dla naszego ciała korzystne, a w większych szkodliwe. Mowa tutaj o selenie, arsenie oraz fluorze. - Zastanawia mnie skąd się tu autorowi wziął selen, skoro nie było go w oryginalnym tekście źródłowym. Zastąpił przy pomocy niego azotany, do których jednak się potem odwołuje.

Czy podczas gotowania wody zwiększa się stężenie soli mineralnych w wodzie? Owszem, tylko aby zwiększyło się w sposób istotny musielibyśmy odparować sporą objętość tej naszej przeciętnej kranówki. Podczas gotowania wody na herbatę wyłączamy ją gdy dojdzie do stanu wrzenia, bardzo niewiele wody zamienia się ostatecznie w parę, myślę że byłoby to jakiś 1-2%. Wzrost stężenia jest więc niewielki nawet przy pięciokrotnym zagotowaniu tej samej wody. Ta koncepcja nie ma sensu też dlatego, że w wodzie nie pojawiają się nam magicznie nowe ilości soli mineralnych, jedynie przez odparowanie zagęszczają się nam już istniejące. Jeżeli z litra wody odparujemy 3/4 trzymamy szklankę zawierającą stężone minerały, ale będzie ich tyle samo co w litrze wody pierwotnej. Skąd zatem te "większe szkodliwe ilości" pierwiastków?

3. Część naturalnych soli mineralnych zawartych w wodzie w skutek ogrzewania stają się nierozpuszczalne. Mogą one powodować powstawanie kamieni nerkowych. - trzeci argument zaprzecza drugiemu. Jeśli jakieś sole mineralne stają się nierozpuszczalne, to w wodzie jest ich wówczas mniej, mniejsza jest więc całkowita ilość mimo mniejszej objętości wody po odparowaniu. To, że sole stają się nierozpuszczalne każdy miał możliwość zaobserwować, bowiem odkładają się one na ściankach czajnika w formie żółtawego kamienia, zawierającego wapń, magnez i domieszkę żelaza i krzemu.
Kolejna sprawa to wyjaśnienie, jak nierozpuszczalne, a więc wytrącone w formie osadu sole, mają powodować kamicę. Nerki nie są połączone z przewodem pokarmowym. Kamienie wytrącają się w nich z moczu, który wysącza się z krwi. Aby jakieś sole wydostały się z moczem, muszą wchłonąć się do krwi, czyli być rozpuszczalne.

4. Związki azotu w skutek wielokrotnego gotowania zmieniają się w substancje mogące mieć działanie rakotwórcze. - Ba! Tylko jakie związki i w co się zamieniają? Odpowiedź znajdziemy oczywiście w oryginale - azotany mają się zamieniać w toksyczne nitrozoaminy. 
Nitrozoaminy to związki powstałe w wyniku reakcji azotynów (azotanów III) z wolnymi aminami. Których to ostatnich w wodzie jest mało. Ponieważ są często dość lotne, można spodziewa się że w kilka razy zagotowywanej wodzie będzie ich bardzo mało. Aby zaś azotany zamieniły się w azotyny woda musiałaby odparować a osad nagrzać się do temperatury rozkładu azotanów. Oczywiście możliwe jest że w niezupełnie oczyszczonej wodzie znajdą się azotyny wytworzone przez bakterie glebowe i wolne aminy, ale wówczas nitrozoaminy powstaną już przy pierwszym ogrzaniu, i powtórne gotowanie nam nowych porcji nie stworzy.

5. Zmieniają się także i gromadzą różne sole zwłaszcza chloru i wapnia, które w tej postaci są szkodliwe dla naszego zdrowia. - Ba! Tylko jakie związki i w co takiego toksycznego się zamienią? Tutaj już myśli autorskich nie odgadnę.

Właściwie tylko ostatni argument ma jakiś sens, bo woda która długo stoi w czajniku może przejąć jakieś substancje z materiału czajnika.

Wysłałem informację i pytania do Czajnikowego, ale na razie nie dostałe odpowiedzi, jeśli coś się pojawi to dopiszę,
------
[1] https://portal.abczdrowie.pl/dlaczego-nie-wolno-gotowac-wody-dwa-razy
[2] http://www.czajnikowy.com.pl/jak-prawidlowo-gotowac-wode-do-herbaty-ile-razy-wolno-gotowac-wode/
[3] https://www.thesun.co.uk/archives/news/731396/expert-says-never-reboil-the-water-in-your-kettle/

niedziela, 12 lutego 2017

Półcieniowe zaćmienie księżyca - 11.02.17

Krótka relacja na świeżo z ciekawego zjawiska astronomicznego.

Na początek małe wyjaśnienie odnośnie natury zjawiska.

Zaćmienia księżyca to sytuacja, gdy Księżyc znajdzie się na tyle dokładnie po drugiej stronie Ziemi co słońce, że wejdzie w obszar cienia rzucanego przez ziemię. Nie następuje to podczas każdej pełni, bowiem orbita księżyca jest nieco przekrzywiona względem płaszczyzny orbity Ziemi. Księżyc więc zazwyczaj przechodzi nieco nad lub nieco pod przedłużeniem linii Ziemia-Słońce.
Przekrzywiona orbita księżyca przecina się z tą ziemską w dwóch punktach węzłowych, nazywanych też smoczymi. Ich położenie w przestrzeni zmienia się, wykonując pełen obrót w ciągu długiego okresu 18,6 lat, dlatego daty kolejnych zaćmień są przesunięte. Wbrew pozorom zaćmienia księżyca są rzadsze od słonecznych, obserwujemy je jednak częściej bo można je zobaczyć na całej nocnej półkuli, w odróżnieniu od słonecznych widocznych w pewnym wąskim pasie.

Ze względu na to, że w odległości orbity Ziemi tarcza słońca ma zauważalne rozmiary kątowe, jej cień tworzy w przestrzeni stożek otoczony strefą cienia częściowego. Obserwator na orbicie w cieniu całkowitym widzi całkowite zaćmienie słońca przez ziemię, natomiast w strefie półcienia widzi słońce tylko częściowo zasłonięte przez naszą planetę. Stopień zaciemnienia w tej strefie jest dużo mniejszy niż w strefie cienia całkowitego, i subtelnie narasta w jego stronę, dlatego granica między półcieniem a obszarem w pełni nasłonecznionym jest właściwie niezauważalna.

Płytkie zaćmienia półcieniowe są trudne do zauważenia nawet jeśli się o nich wie, te głębokie, zwłaszcza przy korzystnie dużym zapyleniu ziemskiej atmosfery, stają się zauważalne jako lekkie pociemnienie jednej części tarczy. Czasem mogą na nie zwrócić uwagę też osoby nie wiedzące o zapowiadanym zjawisku.

W tym roku zaćmienie było bardzo głębokie - księżyc zanurzył się w cień częściowy na 98%. Ponieważ strefa półcienia ma szerokość połowy stopnia kątowego, a więc tyle ile tarcza księżyca, podczas fazy maksymalnej tarcza niemal muskała strefę cienia całkowitego, można się było więc spodziewać, że efekt będzie wyraźny.

Pewną przeszkodą w obserwacji mogła być pogoda, jednak w dzień przed zaćmieniem pięknie się wypogodziło i wcale nie zanosiło się na szybkie zachmurzenie. Wprawdzie wkraczanie Księżyca w cień zaczynało się przed północą 10 lutego, ale faza maksymalna następowała dopiero o 1:46, trzeba było więc czekać do późna. Miało to jednak tą zaletę, że mogłem o tej porze oglądać księżyc z balkonu, mogąc wchodzić do środka dla ogrzania się, co było bardziej korzystne niż dwie godziny stania na mrozie.
O 0:30 księżyc wynurzył się zza krawędzi bloku, a ja wychylając się nieco zobaczyłem przez lornetkę, że zaćmienie już widać. Zwykle jest zauważalne jakieś 30-40 minut przed fazą maksymalną (aczkolwiek podczas poprzedniego we wrześniu zeszłego roku przyciemnienie było widać na 50 minut przed maksimum). Przygotowałem więc statyw i aparat, i tu jeszcze trochę wyjaśnień.

Na święta jako prezent dostałem lustrzankę cyfrową Nicon D3200, co bardzo mnie ucieszyło. Wprawdzie aparat ma spore gabaryty, zwłaszcza z większym obiektywem, ale wiedziałem że powinien nadawać się do zdjęć nieba nocnego, co dotychczas przy próbach kompaktem dawało raczej mizerne rezultaty. Do aparatu dołączony był obiektyw o ogniskowej 300 mm co daje całkiem niezłe przybliżenie, powodując że całość przypomina nieco mały teleskop. Do tego jeszcze statyw który dała mi siostra i można zaczynać próby z astrofotografią.
Takim też zestawem robiłem zdjęcia księżyca, co kilkanaście minut, aż przestał być zauważalny cień.

Zaćmienie w porównaniu z tym z września zeszłego roku wydawało się nieco jaśniejsze, nie wiem czy to wynik warunków lokalnych (lepsza pogoda i większa wysokość księżyca) czy globalnych jak inne zapylenie atmosfery, co ma wpływ na stopień doświetlenia cienia. Obszar zajmowany przez wyraźny cień obejmował jakieś 1/4 tarczy księżyca i powoli przesuwał się na zachód, szybciej niż sam księżyc. Nie zauważyłem jakiś specjalnych efektów kolorystycznych, ponoć czasem zauważalne jest lekkie poniebieszczenie.

Zdjęcia zebrałem w taki oto kolaż, na którym ładnie widać zmiany jasności: