niedziela, 3 grudnia 2017

1901 - Czarownica w Dąbrówce

Wierzenia ludowe to nie tylko śpiewy, zabawy i sobótki, ale też niejednokrotnie bardzo szkodliwe mniemania. O czym 116 lat temu przekonała się pewna kobieta:

ZIEMIE POLSKIE.
Jak wielką jett jeszcze, mimo wysiłków duchowieństwa i nauczycieli wiejskich, ciemnota wśród ludu, i jak straszne są niejednokrotnie skutki tej ciemnoty, dowodzi następujący fakt:
Niedaleko od Sierpca w guberni płockiej, we wsi Dąbrówka, żyli w spokoju i zgodzie małżonkowie Stanisław i Apolonia Przechadzcy, dość dostatni gospodarze, właściciele gruntu żyznego. Meli dziewięcioro dzieci, a między niemi najbardziej podobno ukochanego dorosłego syna Józefa. Syna tego w roku zeszłym powołano do wojska, lecz niebawem zwrócono go stroskanym rodzicom, jako niezdatnego do służby z powodu nadwątlonego zdrowia. Rodzice postanowili wezwać doń lekarza; ten stwierdził gruźlicę i wogóle smutny stan choroby. Przechadzcy, jako ludzie prości i ciemni, nie wierzyli w skuteczność leczenia doktora i udali się do znachora, nieopodal Sierpca zamieszkałego.
Ten "z miejsca" (lecz po otrzymaniu 25 rubli) orzekł stanowczo, iż tu sam djabeł nie pomoże, bo Józefa oczarowała jedna z domownic Przechadzkich. Po namyśle przyszła Przechadzka do przekonania, że nikt inny nie rzucił na syna czarów, tylko niejaka Anastazja Jankowska, wiejska baba akuszerka, która często przychodziła do Przechadzkich i pomagała im w robocie, a o której powszechnie wiedziano, że zajmuje się pokątnem leczeniem za pomocą przeróżnych czarów. Nazywano ją także wiedźmą. Ta to "czarownica" parokrotnie dała dowody swej niechęoi do syna Przechadzkich, ponieważ nie chciał się żenić z dziewczyną, którą mu ona swatała.
W mniemaniu tem, że Jankowska oczarowała Józefa, utwierdził Przechadzkich i ten fakt, że razu jednego, gdy syn ich jadł kawałek mięsa, na który przez okno popatrzyła czarodziejka, dostał strasznych boleści. Te i tym podobne fakta, w związku z przekonaniem syna, że Jankowska, a nikt inny nie przyczynił się do jego choroby, były ostatecznym powodem do uwierzenia, iż tylko od wiedźmy zależnem jest zdrowie Józefa Przechadzkiego. 
Leżąc pewnego poranku na śmiertelnem prawie łożu, Józef Przechadzki przywołał do siebie matkę i ze łzami w oczach błagał: "Matulu kochana, zlitujcie się nade mną i poślijcie po czarownicę Jankowską, by "odczyniła" chorobę, inaczej czeka mnie śmierć niezawodna." Nie tylko na skutek miłości macierzyńskiej, ale i przez głęboko zakorzenioną wiarę w "odczynianie czarów wezwano Jankowską.

Przybyła, widząc stan chorego, nie tylko nie usiłowała wyprowadzić z błędu zbolałych rodziców, że tu nie jej pomoc potrzeba, lecz Boga wzywać i prosić należy o zmiłowanie się, - ale wprost zachowywała się obojętnie i milcząco, nie udzielając żadnych wyjaśnień. Wtedy to niezwykle rozdrażniona matka, nie wiedząc co czyni jęła bić potworną kobietę tak silnie, że krew obficie się polała. I wtedy jeszcze Jankowska, chcąc snąć w dalszym ciągu uchodzić za czarownicę, własną krwią (która z nosa jej ciekła) obryzgała łóżko chorego i ściany pokoju. To zupełnie już wyprowadziło z równowagi matkę chorego, która, zapomniawszy o własnem chorem dziecku, przy pomocy męża jęła się znęcać nad "czarownicą" w tak gwałtowny i okrutny sposób, że rozbiwszy jej głowę, pokaleczywszy nos, oczy i ręce, doprowadziła ją do stanu omdlenia. Nie dziw, że "czarownica", gdy odzyskała przytomność, okaleczona i zeszpecona i wtedy wyjść z pokoju nie chciała, co wywołało nowy wybuch znęcań się strasznych. "Czarownicę" musiano w końcu odwieźć na leczenie, które trwało przeszło miesiąc, a następnie sprawę całą władze śledcze skierowały do sądu, oskarżając Przechadzkich o gwałt publiczny.  
Tu stwierdzono wyżej przytoczone okoliczności, a sąd, przy uwzględnieniu okoliczności łagodzących, skazał Przechadzkiego po pozbawieniu praw na l i pół roku rot aresztanckich. Przechadzką zaś na l i pół roku więzienia, oddalając jednocześnie żądanie Jankowskiej co do zasądzenia jej akcyi cywilnej za leczenie, za które zresztą płacił Przechadzki.
Skarga apelacyjna skazanych przeniosła tę sprawę do wyższej izby, która zmieniła wyrok sądu okręgowego o tyle, że skazała Przechadzkiego na l rok rot aresztanckich, a Przechadzką na rok więzienia.
Po odczytaniu tego wyroku, nieszczęśliwi skazańcy dowiedzieli się od obecnego na sali sądowej sąsiada swego z Dąbrówki, iż syn ich ukochany, o którym wyżej mowa, zmarł w szpitalu na suchoty, po zabraniu rodziców do więzienia, i że 8 nieletnich dzieci i cały ich dobytek majątkowy pozostaje obecnie bez żadnej zgoła opieki. Skazani, łkając i płacząc, opuścili salę sądową pod konwojem żandarmów.

[Postęp 11.04.1901, EBUW]
Nie był to ostatni tego rodzaju przypadek. Jeszcze w latach 20. zdarzyła się pod Białymstokiem sprawa o pobicie mniemanej czarownicy, której krwią chciał skropić chorą żonę jeden z gospodarzy.

1 komentarz:

  1. Ba!
    Ja znam OBECNIE żyjącego człowieka, który pomimo średniego wykształcenia technicznego, pomimo iż trzydzieści lat pracuje w nowoczesnym zakładzie chemicznym, pomimo iż od 15 lat ma stały kontakt z komputerami, pomimo telewizji, radia i internetu nadal święcie wierzy iż pójdźka woła "pójdź w dołek pod kościołek", rzucanie uroków i jest gotowy stawiać się do bitki, gdy kto na niego z ukosa popatrzy (moje szczęście że nie stawia się do przełożonych;) )

    OdpowiedzUsuń